67. Tynkarze...
Dziś już poniedziałek a od ostatniego razy tyle się działo, że ho ho, no może trochę przesadzam.
Na początku fotka (dawno ich nie było ) miejsca najbardziej ulubionego przez ostatnie ekipy. Tu gromadziło się całe życie, szczególnie w mroźne dni. Tu rozmawiali elektryk z hydraulikiem rozważając pewnie jakże ważne dla świata problemy, no może nie dla świata, ale dla budowy na pewno. tu w końcu dzielna ekipa od tynków zaczęła dzień i przeryw...
http://www.europartner.com.pl/katastrofa/koza.jpg
A co się wydażyło pewnie się domyślacie.
Cement zgodnie z umową dojechał razem z wapnem i co ciekawe dokładnie o umówionej godzinie . Również dokładnie o umówionej godzinie przyjechał elektryk, ale to już nie takie dziwne, bo zainkasował pozostałą część swoich pieniędzy i pozostawił protokoły z pomiarów za co mu wielkie dzięki.
I co było robić zabrałem się dzielnie za wnoszenie woreczków do garażu bo to pogoda jakaś ostatnio rzekropna. Po tym wszystkim zabrałem się wraz z moją piękniejszą połową za wynoszenie gruzów (przy okazji napawiliśmy część drogi ). Co było do zrobienia zrobiliśmy. Po południu wykopałem nasze żródełko czyli piękną niebieską rurę i założyłem na jej końcu wodomierz i kran... i zadzwoniłem do pana Wodnika Szuwarka by zgłosić chęć zgłoszenia poboru i zaplombowania wodomierza (na to ostatnie nie naciskałem, ale pan sam wyraził taką chęć). Umówiliśmy się na poniedziałem między 8 a 9 rano.
Niedziela zajaśniałą radosnym słoneczkiem - no myślę sobie - najwyższy czas (i ostateczny) by zarejestrować na taśmie filmowej przebieg naszych instalacji nim tynkarze zapaćkają nasz piękne mury. Jak pomyślałem tak zrobiłem i mimo wysiłków i szczerych chęci nakręciłem prawie 40 minut filmu który ni jak bez ogórka i czegoś jeszcze obejrzeć się nie da, no chyba, że przed snem...
Wszystko przygotowane, kładę się spać, ale bez zbytniego pośpiechu, bo ekipa tynkarska znana już jest z tego że przybywają nie prędzej jak o godzinie 8 rano (najczęściej 8:30) i jakież było moje zdziwienie, gdy o godzinie 7:40 dobiegły do mych uszu dziwne odgłosy z budowy... tak przyjechali, ale czemu tak wcześnie... No co było robić - czym prędzej dokończyłem śniadanko i pobiegłem na plac... Ekipa już się krzątałą owijając rury folią (hydraulik jeszcze nie skończył). Na wstępie moje dzielne boby zażyczyły sobie żarówek minimum 150W i taśmę pepierową. Te zachcianki były łatwe do spełnienie i dobrze, bo przecież Wodnik Szuwarek miał przyjechać zlustrować wodomierz. Czas mijał, a jak nikt nie przyjeżdzał (za wyjątkiem 2 wywrotek z piaskiem) tak nikt nie przyjeżdzał. Moja cierpliwość się skończyłą o 10... przecież ja też mam inne zajęcia. Wybrałem się do sąsiedniego konkurencyjnego miasteczka gdzie za namową znajomego pilarza postanowiłem oddać moją wysłużoną pilarkę do przeglądu... (ostatnio coś nie czuje się za dobrze - pewnie czujke, że zaczyna się robota...). Fachowiec ten był faktycznie przez duże F. Jednym spojrzeniem ocenił wiek mojego narzędzia, po czym się zapytał czy kiedykolwiek przy nim coś wymieniałem... hmmm co wyniamiałem to wymieniałem, ale nie to czego on oczekiwałe. Fachowiec czym prędzej rozkręcił gażnik, powymieniał membranki, złoszył wszystko i odpalił za pierwszym pociągnięciem... no dawno nie było tak dobrze. Szybka regulacja i... tylko 70 zł
W drodze powrotnej odwiedziłem budowę wg naszego projektu, jednak teraz przy bliższej lustracji dom który na zewnątrz bliższy jest orginałowi w środku nie robił takiego wrażenia. Jakiś mniejszy i ciaśniejszy... nie powiedziałem głośno co myślę i pojechałem do domu... w końcu zima za pasem a drewno nie pocięte...
Po przyjeździe już bez zdziwienia wysłuchałem, że Wodnik do wodomierza nie dojechał zabrałem się za pracę. A ekipa tynkarzy... hm jak by to powiedzieć - zapaskudziłą cały parter łącznie z sufitami robiąc raczej mało gustownego baranka... Zobaczymy co będzie dalej.