4. Prąd i WZiZT
Listopad – idę do ZE – ale co tu pisać – załatwiają sprawy szybciej niż ja bym pisał, w przerwach między wizytami w urzędzie (WZiZT) mam warunki na przyłącze. Po kilku dniach telefon, że mam kupić szafkę bo jutro robią przyłącze… ok. – jadę ale jest tylko jedna z placem budowy – ale podobno na stare warunki a ja mam nowe – co robić – dokupić potem plac? – idę do mojego pana z ZE i pytam – on żeby brać. Więc kupiłem i mam piękną szafkę z bezpiecznikami gniazdami ale bez licznika – po co podpisywać umowę?
Jadę do Powolniaka – od rozprawy minęło już trochę czasu – pewnie mamy już WZiZT ale nic z tego – kilkanaście dni to stanowczo za mało – sprawa widać się nie uleżała. Zaczynam się denerwować – metę widać a człowiek stoi jak d…! Używam kilku niecenzuralnych słów.
Obiecuje wysłać. Mijają dni…. Zaczyna się grudzień – brzuszek małżonki przypomina piękny balonik, wieczorami kopie i niekiedy czuć prawie odcisk nogi (a może ręki). Wybraliśmy imię – Bartek.
Radość ogromna – Powolniak wysłał papiery do podpisu – i co? i nic – papiery wracają – idiota nie przystawił pieczątek !!! Wysyła znowu.
Nadeszła wiekopomna chwila – pani doktor zawyrokowała kiedy urodzi się Bartek – będzie drugie cięcie.
Zawożę Lidkę do szpitala – trochę mi szkoda, że znowu wyrolują mnie z porodu rodzinnego ale wiem wiem – dobro dziecka, dobro matki. Jadę do domu. Sprawy nabrały ekspresowego tępa. Nawet się nie obejrzałem jak Bartek urodził się przed terminem – dzień wcześniej – ale to chyba taka tradycja – 8 grudnia rodzi się Bartłomiej – cztery kg to już nie przelewki – wszyscy wszyscy w domu – czas rozpocząć krucjatę z urzędami…
Na kilka dni przed Bożym Narodzeniem, gdy już chciałem użyć przemocy Powolniak wręcza mi warunki zabudowy – ze wszystkimi pieczęciami… Dwa szczęścia w jednym miesiącu…
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 561 wyświetleń