Mieszkamy w małym miasteczku, w bloku - 50 metrów w starym budownictwie - sufity na wysokości prawie 3 metrów. Blokowisko stoi 5 metrów od ruchliwej trasy, do ryku ciężarówek o 23:50 w niedzielę po czterdziestu latach nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić .
W styczniu tego roku, żonka rzuciła hasło: KUPUJEMY DOM !
Dobre sobie. Niby proste. Troszkę oszczędności, "jakiś" kredyt i już. Jest. Własne podwórko, grill, ogródek, pietruszka...
Tak to w teorii ma wyglądać.
Po czterdziestce człowiekowi różne głupoty do głowy zaczynają przychodzić.
Więc zaczynamy się rozglądać za domkiem do remontu. Ma być nieduży, ładny, z poddaszem, 5 pokoi, ma być blisko, na ładnej działce, do małej rozbudowy czy remontu....
Kwestia co to znaczy blisko. Obecnie do sklepu mamy 40 metrów, do centrum i do kościołą 4 minuty na piechotę, dzieci do szkoły 3 minuty pieszo, my do pracy 5 minut "z buta", a w przypadku stacji CPN to mogę napluć do dystrubutora z balkonu. I to dla nas znaczy blisko.
Moja znajoma wybudowała się obok Kielc i też twierdzi, że ma blisko: Ona do pracy i dziecko do szkoły 35 minut własnym samochodem, MPK "trochę" dłużej, do sklepu niespożywczego 35 minut itd. Bywa, że dziennie robi 7 kursów - do pracy, po męża do pracy, po męża z pracy, z dzieckiem do szkoły, z dzieckiem ze szkoły, z dzieckiem na angielski i na basen, z dzieckiem po angielskim i basenem... .
Jak dla mnie to chyba nie jest blisko, za bardzośmy się przyzwyczaili do tego, że można się zupełnie obyć bez samochodu Taki jest urok małych miasteczek. Dlatego też nasze poszukiwania domku skupiły się w promieniu 3 kilometrów od obecnego miejsca zamieszkania.
No i co - skutek był łatwy do przewidzenia. Zwiedziliśmy kilka ruin, ominęliśmy szerokim łukiem 300 metrowy klocek za 1 mln zł . Na pobliskiej wsi znaleźliśmy coś co wydawało nam się rajem na ziemi: duża działka (15 arów trawnika), na niej fajny mały domek, z tyłu stodoła (przyda się na coś, albo rozbierzemy, albo przerobimy na mega altankę). To było piękne. Do czasu wizji lokalnej. Okazało się, że z jednej strony działki jest staw który co roku wysycha i śmierdzi, z drugiej strony jest regularne gospodarstwo rolne ze świnkami i gnojownikiem a domek z pokracznymi przybudówkami i piwnicą wysokości 80 cm nadaje się do wyburzenia a całość ze względu na to że w nieokreślonej przyszłości pod Kielcami ma powstać lotnisko ceni się na 200 tys.