Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    81
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    143

Entries in this blog

azalka

Azaliówka (dylematy wyboru)

Teraz sobie wszystko powypisuje, będę miała w jednym miejscu, bo w kompie własnym zawsze szukam i piszę od nowa

 


Podzielę na mniejsze posty, bo cos strasznie dużo tego wyszło… i nikt nie przeczyta…

 

 


Jeżeli ktokolwiek zechciałby dorzucić swoje uwagi lub spostrzeżenia, to ja będę baaardzo wdzięczna! Komentarze sa o, http://forum.muratordom.pl/post2640784.htm#2640784" rel="external nofollow">tu

 

 

 


ZAŁOŻENIA

 

 


Warunki zabudowy naszej działeczki w uproszczeniu:

 

 


domek z garażem (cholerka, razem – osobno?)

 


max. dwie kondygnacje nadziemne w tym jedna w dachu stromym

 


wysokość 6,5-9 m w kalenicy,

 


powierzchnia zabudowy do 20% powierzchni działki (w naszym wypadku max 174 m2),

 


szerokość elewacji frontowej 10-16m (do 15,5m okna z obu stron domku, pol metra wiecej – jedna sciana slepa)

 


dach dwu lub wielospadowy o kącie nachylenia 25-45 stopni

 


odległość od drogi – 5 metrów.

azalka

Azaliówka (dylematy wyboru)

W najbliższym czasie zrobię tutaj przegląd „kandydatów do mojej działki”… czyli co mi w oczy i w serce na przestrzeni czasu wpadło.

 

Przyznam, że czuwała nad nami Opatrzność.

Pierwsze szaleństwo minęło. Ja wprawdzie jestem artystką – ale życie nauczyło mnie twardo stąpac po ziemi. Zorientowałam się w kosztach budowy. Tych rzeczywistych. Ceny jeszcze poleciały w górę.

Chyba wracamy do koncepcji pierwotnej (czyt. domek a la samodzielne mieszkanko z ogródkiem)….

Nie chce dac się zarżnąć kredytowi do końca życia. Jeśli mam płacic ratę, niechże będzie ona strawna, niech nie zabije w nas marzeń, radości życia.

Domek chcę zbudować. Chcę go skończyć. Chcę w nim zamieszkać we w miarę przyzwoitym standardzie, a nie na gołym betonie (też już mieszkałam, więcej proszę NIE).

Już wolę 2 sypialnie + salon z przydatkami, albo domek bez garażu (i tak będzie to większy komfort, niż obecie mam), niż nie udźwignąć budowy.

 

Chyba mam nazwe dla mojego domku… Mikrutek… Miniuszek? Może Mikroskopek?

azalka

Azaliówka (dylematy wyboru)

Planowanie… ehhhh….

 


Czy ja już pisałam, dlaczego domek? Bo mieszkania były za drogie…

 


Za 90m2 na parterze z ogrodkiem wielkości chusteczki do nosa, bez garazu, bez piwnicy, stan deweloperski – 425 tys przed podwyzkami.

 


Doszłam do wniosku, że za tyle, to ja sobie domek o tej powierzchni wybuduje i na działkę mi starczy, a w domku pewnie i garaż się zmieści.(Chyba do dzis się tak kalkuluje, a mieszkanka u nas jeszcze chyba w górę skoczyły).

 


W pierwotnych planach domek miał być malutki. Taki ok. 100m2 pu.

 


Najlepiej parterowy (się już w schodowym namieszkałam i pod skosami).

 


No a potem się zaczęło. O zachłanności pisałam????

 

 


Wymyśliłam sobie pokój dla psów. Malutki. Na ich bambetle, kocyki, szczotki, kiedy przychodza na świat, transportery podróżne, puchary i najlepiej również miejsce do kąpieli i suszenia. Tiaaa….

 

 


„Jak Ty chcesz pokój dla psów, to ja chcę dla siebie”. Cholera, dla siebie tez bym chciala….

 

 


No i urosło… Salon (30m2) z kominkiem, wygodna kuchnia, spiżarka, pralnia + suszarnia, pokój komputerowy, pokój psi z „aneksem kąpielowym” , pokój gościnny, sypialnia syna, na wszelki wypadek (jakby się nam jeszcze trafił) jeszcze jedna sypialnia, małżeńska sypialnia, garderoba duża ogólna, garderoba przy głównej sypialni (a najlepiej przy wszystkich), pomieszczenie gospodarcze, duży garaż (jak nie na dwa auta, to przynajmniej 4m szeroki wewnątrz – i wystarczająco długi!), łazienki co najmniej dwie, najlepiej obie z oknem. Mógłby być jeszcze jakis stryszek. O czymś zapomniałam? Jakby się dało, to jeszcze siłownia, sauna i moja pracownia z wielka ilościa światła

 


Właściwie, to gotowalnia (buduar, znaczy się) też by mogła być, no nie?

 

 


Świetny plan, zwłaszcza, kiedy nie ma za dużo pieniędzy Co ja mówię! Kiedy ma się bardzo mało pieniędzy, i lwia cześć chatki pójdzie z kredytu.

 


Nooo… ale „skoro już się zarzynac, to przynajmniej wiedziec za co” (cytat z Pana i Władcy).

 

 


Topsz. Obciełam troszkę i został salon + 3 sypialnie + gabinet + dwie łazienki (co najmniej jedna z oknem!) + pralnia/suszarnia + kuchnia ze spiżarką + pomieszczenie gospodarcze + garaż (fajnie jeśli z opcją pomieszczenia dla ogrodu). Mniej niż na 130 użytkowej to się wszystko nie chcialo zmieścić, a najlepiej na 150+.

 

 


Aha, i to oczywiście wszystko ma być TANIO

 

 


Założenia wstępne są takie, że kupujemy projekt gotowy i bardzo niewiele w nim zmieniamy. Wśród tych setek coś się dla nas musi znaleźć!

 

 


Miałam przecieki co do warunków zabudowy, więc pod nie dobierałam projekty. Dobór projektu mauż scedował całkiem na mnie (w razie czego, moja wina będzie – zresztą, on na razie ma to w nosie).

 

 


I tak zaczęła się moja gehenna

azalka

Azaliówka (dylematy wyboru)

Długo nie pisałam…może nawet to i nie ma sensu, nikt mojego dzienniczka nie czyta, ale… muszę, bo inaczej się uduszę!...

 


Troche zmian w międzyczasie nam się przytrafilo.

 


Zauważalna chyba najbardziej, to czwarta Azalka – a właściwie Azalek. Ślubny daleko, zgody nie wyraził, a ja potajemnie przywiozłam małego siusiaka. Kilka miesięcy siedziałam cicho, w końcu się przyznałam. Się wściekł, mówie Wam!!!!

 


Ma racje Wiem. Tak się nie robi. Będę mu buty czyścić. Przepraszać slicznie rano i wieczorem. Co tam będzie chciał, żeby się tylko nie gniewał. Wart ten psi bachor tego wszystkiego… i mąż też :)

 


Ale chałupa nam w tym momencie coraz bardziej pilnie konieczna…

 

 

 


Wracając do naszych baranów, czyli działeczki (jak to już dawno było…).

 


Jak mnie już przypiliło, to szukałam i szukałam. I szukałam. I czekałam. Oczywiście głównie Kościno i Dołuje. Któregoś dnia w Kontakcie znalazłam ogłoszenie (trzy razy w tygodniu kupowałam). Są dwie działeczki na sprzedaż tam właśnie. Rozmiarem całkiem niegłupie – ciut poniżej 900m2.

 


Nie za bardzo oddalone od drogi i mediów.

 


Veni vidi vici. To „vici” troche potrwało, bo trzeba było kredyt w banku zdobyć. Jako że Pani Ukochana właściciela działki bardzo nogami przebierała, czasu nie było wiele – cztery tygodnie - i skończyło się na złotówkowym, niestety (bo nam jeden z banków tyle zwlekał z frankowym, dokumenty zgubił, jakies anse stale miał, że nagle czas się zacząl kończyć).

 


Obie działki – moja i sąsiedzka - zostały zaklepane na pniu.

 

 


No i mam. Działeczke 873m2, szeroką na 23,5 a długą na 35m. Z wjazdem od południowego zachodu (mniodzio, co? Ale wtedy w ogóle o kierunkach świata nie myślałam).

 


Tak jak chciałam, mój kawałek nieba jest w Nowych Dołujach na Stare Kościno. Trzecia od drogi. Nie za blisko i nie za daleko, w sam raz Wielkościowo tez mi odpowiada. Jaaasne, na początku to mnie się chciało 1500-2000m2. Abo więcej. Ehhh, zachłanności ludzka! Na kiego mi tyle, trzeba by grodzić, sadzić, kosic i pielić, a tu ani kasy nie ma za wiele, ani zapału po temu…

 


Las wprawdzie nie tuż obok, po drugiej stronie tej drogi, i kawałek w dół, ale… ale w zasięgu wzroku – i małych azalkowych nóżek. Wytłumaczyłam sobie, że przynajmniej rynien nie będę miała igiełkami zapchanych i mi się żadna cinka długa sosna na dach nie zwali – i obróciłam w atut.

 


Działka jest położona na leciutkim wzniesieniu, w miare płaska. Ja ją kocham. Uwielbiam. Mogę na niej spac pod kawałkiem nieba… jak Prosiaczek kulać się po ziemi. Marzyć i planować mój śliczny domek…

 


:)

azalka

Mapka, określenie kierunku, regionów, które nam odpowiadały, warunków, jakie działeczka miała by spełniać – wsiadamy w autko i szukamy.

 


Objeździliśmy głównie Dobrą, Wąwelnice, Wołczkowo, Grzepnice, Buk i Łęgi i całą okolicę. Część odpadła, bo daleko. Część odpadła, bo łyse pole - a ja dziecko lasu jestem i muszę go chociaż w zasięgu wzroku mieć – no i Azalki muszą mieć gdzie na spacery chodzić i na żuczki polować. Nie odpowiadają nam też „domkowiska”, czyli wielkie osiedla domków od jednego horyzontu aż po kres drugiego – takie blokowisko na płask. Marzyła się nam, jak wielu, śliczna działeczka w zakolu lasu… (aha… hahahaha…)

 

 


Nawet na prawobrzeże się wybraliśmy, bo tam taniej. Ale nie przypadło nam do gustu, w jednym miejscu mokro, w innym brzydko, a poza tym daleko.

 

 


Jeździli my, jeździli, kłócili się, kłócili (bo moje mężysko nie kciało wsiadać w autko i po wertepach się tłuc, ani od chałupy do chałupy chodzić i pytać) – i nic nie mogliśmy znaleźć.

 

 


Biura nieruchomości nie bardzo miały ochotę cokolwiek nam zaoferować (a może nie miały co). A był to, przypominam, przednówek roku Pańskiego 2007, kiedy wszystkich ogarnęło budowlane szaleństwo, a ceny ziemi i materiałów szaleńczo galopowały wzwyż z dnia na dzień..

 


W każdym razie propozycja kupna działki bez dostępu do wody, za to z widokiem na ogromniaste slupy elektryczne kompletnie mnie do usług pośredników zniechęciła (podobnie jak cyrografy).

 

 


Jak ja trafiłam do starego Kościna, już nie pamiętam. Ale ledwo skręciliśmy z Lisiej w kierunku granicy, czułam, że to tutaj chcę…

 


Od kilku budowniczych zdobyliśmy adres właścicieli pola działek w starym Kościnie i wpadliśmy też „za powrotem” na „ptasie ulice” w nowym Kościnie. Tam bym chciała…Oj bym chciała… Osiedle w zatoce lesnej… Pieknie. Ale właściciel działeczek „zgupnął” i zakrzyknął 300 zł za metr. 300 tysięcy za działkę to dla mnie gruuubo za wiele. Ni mom!

 


Działki w starym Kościnie były na sprzedaż, i owszem, ale te dostępne to albo w wysychającym stawie albo zalesione sosną samosiejką (ale taką, wiecie, co to gałązkami sięgała nieba). I prawie tę działeczke w lasku kupiliśmy… ale życzliwy duszek podszepnął nam coś w uszko…sprawdziliśmy w gminie i w ochronie przyrody i w przepisach – i podziękowaliśmy.

 


Śliczne miejsce. Duże działki. Niedrogo (hmmm…60 i 70 złociszów, ale teraz to wydają mi się śmieszne pieniądze). Żal… jednak ilość problemów do pokonania nie warta zachodu.

 

 


Ale…ale ten rejon zapadł mi w serce i już nic mi się nie podobało. O, przepraszam, podobało. Między Głębokim a Wołczkowem, Traszki i innych jaszczurek. Tam jest CUDNIE. Najpiękniej chyba. Niestety, tam właśnie planują obwodnicę Szczecina. I wydostać się stamtąd po obfitym deszczu, albo ciemną porą… niefajoooowo….(Myśmy nie po deszczu, ale z autka wysiąść było trzeba i kawał drogi pieszo iść, bo normalnie samochodu szkoda). Zwłaszcza, że dziecię moje w szkolnym wieku jest. Nawet nie zagłębialiśmy się w temat.

 

 


I wtedy dostałam namiar na „duży biały dom” na ptasich ulicach, ale po drugiej stronie szosy (czyli nie w zakolu lasu, a na polnej gorce). Jego właściciele mieli na sprzedaż działeczkę, pierwszą z brzegu. Media tuż tuż, w drodze. Wszystko super, cena – do przełknięcia. Zaakceptowałam nawet przepompownię w jej narożniku. Myśmy już ją właściwie przyklepali, kiedy poprosiłam o plan – i prawie się rozpłakałam. Działka ma kształt niemal trójkąta. Zabrałam plan do domu, próbowałam coś wpasować… Domek się może i wstawi, ale z ogródka nici... No, nie po to człek będzie się mordował, bankom w niewolę się odda, żeby z góry kupować coś, co mu nie odpowiada.

 


Zrezygnowałam.

 


Podłamałam się wtedy. Coż, nie dane mi to miejsce… szkoda

 

 


Cdn.

azalka

Do budowania jeszcze mamy troszkę... ale... już mnie nosi... Więc chociaż tak sobie zacznę :)

 

 


Znam uroki mieszkania w domku, wychodzenia bosą stopą o poranku na taras, z kubeczkiem gorącego napoju w łapce, śpiew słowika we własnym jaśminie, znam też wszelakie związane z tym problemy - i CHCĘ! Chcę wrócić do Domu... Ale to moje chcenie nie było na tyle wystarczające, aby przelamać niechęć mej drugiej połówki do zobowiązań, kredytów i całego tego chaosu. Do ubiegłego roku...

 

 


Bezpośrednim przyczynkiem do działania była (jest) moja wielka pasja - ucieleśniona w trzech stworkach poniżej.

 

 


http://www.cavalierworld.home.pl/wlasne/azalki.jpg

 


Różanka, Ikutek i Siusianka czyli Azalki. Nazwa domu już chyba jasna :)

 

 


http://www.cavalierworld.home.pl/wlasne/jemy7.jpg


(tu tez wszystkie tsy!!!)

 

 


Należą do rasy rozsiewającej straszliwego wirusa. Myślę, że zaraża się nim jakieś 80-90% właścicieli. Ma człek jednego... chce dwa. Ma dwa... robią się z niego trzy...i tak można w nieskończonośc...

 


Mój przypadek jest beznadziejny... ataki choroby silne... a niestety, pomimo skromnych bardzo rozmiarów moich Kwiatuszków, na przestrzeni 40m2 naszego mieszkanka osiągnęliśmy już zagęszczenie graniczne (chyba ) Zwłaszcza, że prócz Azalek na tych 40m muszę się pomieścić nie tylko ja, ale i mój ślubnie przyczeczony, a takoż moje dziecię, oba słusznych rozmiarów chłopy.

 

 


Jakoś jesienią 2006 doszlismy (tzn.ja :) ) do wniosku, że nam ciasno.

 


Mój mąż nie należy do Zlotych Rączek ani pasjonatów budowania, finanse nasze oszałamiające nie są - postanowiliśmy kupić większe mieszkanie. Najlepiej z ogródkiem (vide Azalki).

 


Rozpoczęłam wizyty u deweloperów... Noooo.... kto przez to nie przeszedł, łapka w góre! :)

 


Za 70m2 mieszkania z 60cio metrowym ogródkiem bez garażu i piwnicy wychodził mi lekko 100 metrowy domek na ok.1000m działce... jakbym nie liczyła... Przy tym umowy spisywane z deweloperami to jakieś cyrografy koszmarne, respektujące prawa jednej tylko strony (nie kupującego, niestety).

 

 


Nie będę się dalej rozwodzić, ale argumentów nazbierałam dosyć, aby mego, przeciwnego budowaniu małżonka, znokautować. Używszy wszelkich możliwych środków dostępnych niewieście (łzy i ten tam takie...) doprowadziłam, póki co, do podjęcia wiekopomnej decyzji: KUPUJEMY DZIAŁKĘ! (a później się zobaczy...)

 

 


cdn.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...