Tak sobie mysle, ze i tak nie jestesmy tak wykonczeni jalk moglibysmy byc, gdybysmy nie budowali tak naprawde korespondencyjnie..
Jezdzimy na budowe co 1-2-3 tygodnie, na weekend.
Pokrecimy sie w sobote, pogadamy z panem Jozkiem, posprzatamy czasem, ostatnio sadze jakies roslinki zakupione w miedzyczasie (znow mam na balkonie jakies 6 doniczek). Czesciej na budowie sa tesciowie, bez ich dogladanie duzo czesciej bylyby zgrzyty i jeszcze wiecej niedomowien..
Wykonawca jeszcze NIGDY do nas nie zadzwonil. Jak my dzwonimy lub sie widzimy, ZAWSZE ma mnostwo pytan. To normalne??
Meczy mnie tez troche to, ze wiekszosc rzeczy - mam na mysli wyposazenie - widze dopiero na zywo, jak dojedzie, dawno zaplacona. Szczerze to bardzo sie ciesze ze jest internet i allegro. JAkby nie to, chyba z Gabrysia bysmy nie wychodzili ze sklepow i marketow budowlanych... no i placilibysmy sporo wiecej w wielu przypadkach.
Wlasnie zamawiam drzwi. Nie zobacze ich tez zanim nie przyjada, do Radomia nie pojade.. a podobne w castoramie to 1400. Razy 8 skrzydel... brr...
Niestety czasem sie zdarza, ze odcien nie trafiony albo cos wyglada jednak inaczej niz na zdjeciu. I z tym bedziemy - przynajmniej jakis czas - musieli zyc.
Ale sie rozpisalam, ale co tam...
Ostatnio przypomnial mi sie fragment ksiazki, w ktorej autor twierdzil ze kazdy czlowiek ma swoje SLOWO, ktore bardzo do niego pasuje i go okresla. Ostatnio moje slowo to chyba ***wystarczajaco dobre*** albo ***mniejsze zlo***. Hmm... ewentualnie jeszcze ***drugi gatunek*** vide gres (trzeba bylo kupic jednak pierwszy!!!)