Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    28
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    66

Entries in this blog

barranki2

Odcinek 3

 


O Barrankach, które o Kanadyjczyku myślały

 


czyli pierwsze kroki zwykle wiodą w bok

 

 


***

 


Kiedy mieszkanie przekroczyło zdefiniowany stan krytyczny, co zresztą wynikało z różnych przyczyn, nie zawsze związanych z samą jego powierzchnią, dysponowaliśmy wrodzonym baranom optymizmem i bardziej niż pustkami na koncie. Po drodze upadły dwie firmy, z którymi byliśmy związani, pozostawiając nas w nieutulonym żalu po kilku niewypłaconych pensjach. To był świetny punkt wyjścia do myślenia o inwestycji, bo wszystko opierało się na silnej motywacji, a nie na rytmicznie (hm..., o tym np. w odcinku 27, o ile nie zapomnę, a najlepiej w retrospekcjach, jak się wszystko dobrze skończy) wypłacanych transzach kredytu. Wtedy, na przełomie 2006 i 2007 r. nawet najbardziej naiwny bank nie pożyczyłby nam ani złotówki.

 

 


***

 


Nieco wspomaganym przypadkiem trafiliśmy do firmy Dworek Polski, która szykowała inwestycję w Nowej Iwicznej. Sam pomysł był ciekawy – zwarte stylistycznie miasteczko na wzór Tykocina, z centralnym placem, ratuszem, wąskimi, brukowanymi uliczkami. Cena wyjściowa - 470 tys. za 120-metrowy segment z garażem na 200 metrowej serwetce zwanej działką. Areał do zazielenienia - ok. 80 mkw, resztę zabierał dom. Szaleństwo godne tarasu w penthousie. Zero intymności - działka przy działce, uwzględniając te w samych rogach płota – pięciu sąsiadów. A przecież nie zbudujemy dwumetrowego muru, a nawet i on nie odgrodziłby nas od letnich grili, cudzych popijaw na trawniczku czy innych "operacji ogródkowych". Mimo to po ciężkiej walce wewnętrznej (jak to boli! ) i niezliczonej liczbie opróżnionych puszek piwa

 


(w tym miejscu Natolińskie Towarzystwo Szperaczy Śmietnikowych pragnie podziękować barrankom za realizację procesu decyzyjnego, który przyczynił się do wzrostu poziomu odzyskiwanego aluminium)

 

 


podpisaliśmy umowę rezerwacyjną. Ostatecznie wtedy te 470 tys. za kanadyjczyka ze szmatką trawnika odpowiadało 50 nowym, niewykończonym metrom mieszkania na Kabatach. I to w blokach często ustawianych tak blisko, że można - gdyby ktoś chciał - sąsiadowi w drugim budynku napluć do zupy konsumowanej na balkonie. Bez specjalnego wysiłku.

 

 


***

 


Odległość jest kwestią zdecydowanie względną. Przestrzeń oswojona wydaje się mniejsza, a przez to staje się bardziej przyjazna. Wiedza o tym, co jest za zakrętem, zdecydowanie poprawia samopoczucie i sprawia, że zaczynamy się czuć u siebie. Kiedy któregoś dnia wybraliśmy się na jedno z osiedli Dworku do Ustanowa, żeby podpytać o firmę i jej inwestycje, tenże Ustanów, leżący tuż za Zalesiem Górnym w kierunku Prażmowa, wydał nam się lokalizacją przerażająco odległą od miasta. Absolutna abstrakcja, nie do ogarnięcia i nie do zaakceptowania. Wtedy byliśmy tam pierwszy raz. Kilka miesięcy później i trzy kilometry dalej kupiliśmy naszą działkę. Dziś Ustanów jest oswojony, podobnie jak pobliska Krupia Wólka, Jeziórko czy Łoś. W gruncie rzeczy jest niewiele dalej od Warszawy niż Piaseczno, do którego - w sprzyjających okolicznościach, da się dojechać w 10-15 minut.

 

 


***

 


Im bardziej myśleliśmy o kanadyjczyku, tym bardziej go nie lubiliśmy. Bo sprzedać trudno, bo izolacyjność akustyczna nie ten tego, bo generalnie to kto normalny mieszka w domu z dykty (Proszę, aby właściciele kanadyjczyków się nie obrażali – to wszak zapis ówczesnego nastroju niedoszłych inwestorów). Im bardziej myśleliśmy o Nowej Iwicznej, tym bardziej jej nie lubiliśmy - ani to miasto, ani wieś, do lasu kilka kilometrów, widoki z okna - nie ma o czym mówić, sąsiad na sąsiedzie (w sumie zaplanowano tam bodaj 200 domów), a samoloty latają nad osiedlem dokładnie jak nad Ursynowem. No i te 120 metrów robiło się mentalnie coraz mniejsze i mniejsze. A sam Dworek Polski pomagał w tych dylematach, bo najpierw miał problemy z pozwoleniem na budowę, potem z określeniem ostatecznej ceny (a był to czas, kiedy wszystko, co się wiązało z budowaniem, drożało w oczach). Ostatecznie po wakacjach 2007 r. dwiedzieliśmy się, że tekturowy domek na kawałku działki-szmatki ma kosztować 640 tys.

 


Ulżyło nam. Kanadyjczycy zostali odprawieni.

 

 


------------

 


W odcinku 3 wystąpiły: Barranki, Kanadyjczyk i - w roli epizodycznej - Odprawa.

barranki2

Odcinek 2

 


Prezentacja

 


czyli minimum słów, maksimum cegły

 

 


Teraz obejdziemy się bez zbędnych słów i bez niezbędnych dygresji, by na moment sprawdzić, jak wygląda stan zastany. Dom pod Barrankami - jak widzieliśmy go dziś rano - stoi tak:

 

 


http://www.barranki.com/slides/domek%20041.jpg

 


No dobrze, dziś wyglądał trochę inaczej, miał śniegową czapeczkę. Ale generalnie tak się prezentuje od pola, czyli prawie od południa. I na tym na razie musimy poprzestać, bo trzeba poprzerabiać zdjęcia, umieścić gdzie trzeba i zrobić mnóstwo innych rzeczy. Ale od czegoś trzeba było zacząć. I stało się

 

 


W odcinku 2 wystąpił Dom pod Barrankami i być może mysza, ale nikt jej nie widział .

 

 


CDN (mam nadzieję, że niezabawem)

barranki2

BARRANKÓW HISTORIA SZALEŃSTWA


czyli co skrzypi i zgrzyta pod tytancynkową blachą

 

 

 


PILOT SERIALU

 

 

 


***

 


Tak naprawdę chodziło o kawę. A jeszcze dokładniej, o widok, jaki porannej (hm...) kawie powinien towarzyszyć. No i o kuchnię, gdzie tę kawę będzie można przyrządzić, nie zabijając się o wystający niedomiar przestrzeni. I o sofę, na której będzie można usiąść, jeśli nie da się przykucnąć na tarasie. I przy okazji o salon, w którym ją postawimy w taki sposób, żeby z siedziska był widok na widok, a obok palił się kominek...

 

 


***

 


Ale żeby od razu dom? Dla mnie, starego "blokersa" dom jawił się jako kłębowisko najróżniejszych kabli, rurek, przewodów, skład tajemniczych maszyn i urządzeń (w tym takich, które mówią "PING", albo jeszcze gorzej, np. sprawiają wrażenie jakby się zacinały albo miały za moment wylecieć w powietrze ), z których każde, nawet najmniejsze tylko czeka, żeby się zepsuć. I nie ma administracji, do której można zadzwonić, że nie działa, nie świeci, nie płynie, i jeszcze do tego cieknie. Przecież ja się na tym absolutnie nie znam! Nie umiem! Nie potrafię! Zarobiony jestem, proszę zadzwonić później. Ewentualnie mogę podstawić wiaderko.

 

 


***

 


Każde mieszkanie ma swoją masę krytyczną. Przekroczenie masy krytycznej objawia się tym, że do mieszkania nie da się więcej nic wnieść ani dostawić. Aby to zrobić, trzeba najpierw coś wynieść albo wyrzucić. Najlepiej i wynieść, i wyrzucić. Przed dojściem do punktu zero przez jakiś czas broniła nas wdrażana coraz bardziej przemyślna i wyrafinowana technika składowania (np. trzy rzędy książek na jednej półce, wynoszenie niezbędnych, acz czasowo zbędnych przedmiotów do schowka na klatce, który w cudowny sposób pozyskała wraz z mieszkaniem żona - pani Barrankowa, dla uproszczenia dalszego wywodu zwana PB ), ale wszystko do czasu. Koniec zwykle nadchodzi niespodziewanie. Można przyjąć, że przewidująco nie spodziewaliśmy się go w początkach 2007 r.

 

 


***

 


Tak naprawdę to wszystko już prehistoria, którą postaramy się jakoś ogarnąć i przedstawić w sposób syntetyczny i wciągający zarazem, wykorzystując mechanizm restrospekcji, doprowadzony do perfekcji w kolejnych seriach LOST. Ale nie da się inaczej, kiedy zaczyna się Dziennik Budowy gdy w mieszkaniu od dawna nic się nie mieści (nawet mysza), ale nowa przestrzeń, w której wszystko będzie się mieścić, jest już zdefiniowana, obudowana porothermem, pokryta blaszanym dachem, otynkowana od środka, a niebawem zostanie wyposażona w podłogówkę. Nowa przestrzeń, czyli Dom pod Barrankami.

 

 


---------

 


W pilocie serialu "Barranków historia szaleństwa" wystąpili:

 


kawa, łąka w stronę lasu, mieszkanie z przekroczoną masą krytyczną, piesa (duchem) i barranki2. Nie wystąpiła mysza (nie zmieściła się).

 

 


CDN (lada moment)



×
×
  • Dodaj nową pozycję...