Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    44
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    102

Entries in this blog

Bard13

No i w końcu są zdjęcia berecika, na razie w formie kalenic, murłat i krokwi, ale niedługa zacznie się deskowanie, jak dojadą deski.

 

niestety człowiek od desek ma kłopoty z zegarkiem i 10:00 u niego nie jest 10:00 u pozostałych mieszkańców naszej strefy czasowej.

 

Dochodzi mi jeszcze zakup cegieł działówek, obmurowanie schodów (znaczy dziury w suficie) z pominieciem barierek drewnianych i użycie działówki zamiast tłuczenia maxa na połówki spowodował ich brak w ilości 480 sztuk.

 

Wczoraj spotkanie z hydraulikiem.

Kolejny przykład własnej ignorancji.

Założyłem (żony nie będę w to wciągał, ona niewinna), że zastosujemy piec z zamkniętą komorą spalania. Nawet zostawiłem sobie dziurę w ścianie na rurę wlotową.

Ale jak się okazało, powinienem był w czerwcu zobaczyć jak taki piec wygląda. I dowiedzieć się, że piec bierze powietrze dodatkową rurką w kominie spalinowym, a nie ze ściany. Niespodzianka.

Na ścianie zawiśnie piec z otwartą komorą, bo komin jest na wykończeniu i nie będę go wyburzał.

 

Zresztą, kotłownia nie jest częścią domu, tylko garażu, więc niech sobie ciągnie z niego powietrze, a co mi tam, niech żre.

 

Hydraulik wchodzi w poniedziałek, rozprowadzi rury w ziemii 9znaczy wewnątrz domu w piachu), na to anorektyk, zwany przez kolegów chudziakiem, poetem rury w ścianach, tynk, rury w posadzce, wylewka.

 

Po drodze po domu pokręci się elektryk i będzie robił na drutach.

 

Na razie zmroziła mnie stawka za podłączenie wody.

Może nie tak dramatyczna, jak u innych, ale 1500 za samą zgodę na podłączenie to lekka przesada.

 

Faktem jest, że ze wspólnych pieniędzy u mnie był wodociąg i może mam zwrócić to co inni dali, ale ciekawe, jak ci inni to odzyskają...

Bard13

Kurcze. Przygotowania do wesela ruszają pełną parą (jeszcze tylko 10 dni) a spraw multum, że nawet nie ma czasu zrobić porządnych zdjęć berecika, bo jak się zjawiamy na placu to słońce już ma fajrant.

 

 


Chociaż na dachu nie ma jeszcze desek, to już sama więźba pokazuje bryłę domu i zaczęła nam wystawać znad innych budynków, to w końcu mam jakiś drogowskaz, którędy do domu i nie trafi się zabłądzić po drodze

 

 


Wczoraj majster za karę oglądał zdjęcia Manueli w innym wykonawstwie oraz swoje z placu.

 


Kara spotkała go za sklerozę i zgubienie w zestawieniu więźby 13 kawałków.

 


Zapomniał policzyć daszku.

 


Po nakazanej inwentaryzacji dachu okazało się, że nie doliczył 9 a o 4 zapomniał tartak.

 


Ciut mnie to rozłościło, dziś wyjaśniam co i jak, zaraz będę dzwonił kiedy wejdą brakujące kawałki.

 

 


Szczerze mówiąc, to robienie więźby jest najmniej stresujące, albo my może mamy inne sprawy na głowie.

 


Dzięcioły stukają w drzewo, drzewa na kupce ubywa a rośnie berecik. Takie miłe, łatwe i przyjemne.

 

 


Szwagier ze wsparciem kolegi i pod nadzorem teścia wprowadzili do domu rurę, którą przyjdzie woda do domku. Na razie osuszamy teren biorąc wodę ze studni teściów, bo woda z przyłącza z zegarem mogłaby wpędzić nas w stresy a tak, tylko wchodzi w rozliczenie prąd z hydrofora. I z gniazdka, bo betoniarka też stołuje się u teściów, żeby mieć moc do kręcenia.

 

 


Generalnie, gdyby nie aptekarskie wyliczenia majstra ekipa dostała by u mnie 6 z plusem, a tak ma tylko 6. Obniżenie oceny za to, że muszę coś dokupywać, bo a to 0,5m3 desek zabrakło albo 5kg gwoździ.

 

 


Z drugiej strony, to miłe, że zamawia ile trzeba, żebym nie został z materiałem.

 


Zostałem tylko z pół palety pustaków stropowych do terivy z Budokruszu, bo obaj dołożyliśmy zapas, a one okazały się na tyle krzepkie, że kurna tylko 6 nie przeżyło montażu.

 

 


Mała kolejna zmiana projektu, a w zasadzie planowana wykończeniówka.

 


Wokół schodów murujemy murek z działówki wysoki na 4 pustaki.

 


Małżonka się krzywi, ale wokół schodni wolę porządną barierkę, niż jakieś drzewniane cóś, co za parę lat zacznie się chwiać, rozsychać i pękać.

 


A tak będzie mur. Obtynkowany. Wykończenie zostawiam małżonce.

 

 


Może dziś zdążę zrobić następne zdjęcia….

Bard13

Tydzień nie pisałem, a tu tyle nowości.

 

Po pierwsze, domek zaczął dostawać berecika.

Drewniany berecik montuje się od zeszłej środy.

Mógłby od poniedziałku, ale zapomniałem, że drzewo na więźbę nie zamawia się ze szpulki tylko z kłody i przygotowanie wymaga procesu technologicznego. 2 dni poślizgu.

Krokwie o podanym w wyższym poście wymiarze pomalowane zjechały na plac i właśnie montują się na dachu.

Ciekawi mnie natomiast zapobiegliwość projektanta.

Krokwie zostały nieco odchudzone w stosunku do projektu i ze dwie dołożone (bo się prosiło, jak mówią moi spece, papier przyjmie wszystko i na rysunku wygląda OK., ale w życiu powinno być ciut gęściej). Żeby było śmieszniej, nawet po odchudzeniu mam wymiary wszystkiego większe, niż kolega ma pod dachówkę. Archipelag mógłby trochę pomyśleć, zanim wysmaruje takie grubości, jak by drzewo za darmo dawali 

 

Następuje mała zmiana przy wykończeniu domu. W projekcie jest w odległości 60 cm od ścianki kolankowej gipsościanka wokół całego domu.

Rozumiemy, że to w celu poprawienia estetyki i takie tam, ale nie rozumiem, po co mi hodowla robaków? Przecież nie będę kontrolował, co i skąd mi tam wlezie i się rozmnoży.

Gipsościanka, niestety nie wyleci w całym domu, musi zostać w łazience, żeby ukryć za nią rozprowadzenie pionu wody, kanalizacji i ogrzewania. Tam się przyda, reszty nie potrzebujemy (w sumie zawsze można dostawić, zawsze to mniej boli niż nagle wywalić na śmietnik).

 

W tym tygodniu zacznie się rozprowadzanie kanalizacji w domu i pierwsze przymiarki do instalacji CO i CWU. Jednak będzie to robił teść hydraulik. Zastanawialiśmy się już nad najęciem fachowców, bo termin robienia instalacji zbiega się z weselem, ale litościwie teść został wyłączony z przygotowan do wesela i skoncentruje się ze szwagrem na rurach.

 

Nadal trwa walka nad pomysłem co na dach. Z małżonką chcielibyśmy dachówkę, bo to całkiem inny wygląd niż blacha, a przy tak pogibanym dachu nie wiemy, jak to będzie wyglądało potem w życiu. Ale pieniążki niestety nie rosną na drzewie i walczymy z dostawcami, żeby mieć cennik na różne warianty.

 

Ekipę, w nagrodę za dobre sprawowanie się na budowie już wrobiliśmy w tynki i wylewki, nie wiedzą jeszcze, że będziemy ich wrabiać w ocieplenie budynku.

Było być tak dokładnym i rzetelnym? Można było sp..yć coś i już byśmy się żegnali, a tak, trzeba harować.

 

Jutro pojawią się zdjęcia szkieletu berecika, więc zapraszam 

Bard13

Coś się odrobinę posypało, praca, szykowanie wesela i budowa, to zestawienie, które jak nie doprowadzi do nerwicy to przynajmniej spowoduje danie ciała w którymś miejscu.

 

No i dałem. Zagapiłem się z więźbą, nie biorąc pod uwagę procesu technologicznego i szukając okazji.

 

Skutek: 3 dni ekipa będzie się o łopaty podpierać, bo więźba będzie na środę (mam nadzieję), fakt, że impregnowana, ale murarkę skończą nam w tym tygodniu.

 

no i 2-3 dni urlopu zamiast zużywania gwoździ...

 

Pierwsze zgrzyty z umówionymi wykonawcami.

 

W okolicy mieszka nawet niezły dekarz. Za namową teściów uderzyliśmy do niego jeszcze w zeszłym roku, żeby dozgodnić co i jak z kryciem dachu. Wg zeszłorocznych cen nastawieni byliśmy na 100% na blachę, bo było stanowczo taniej. teraz już nie, ale to wałkowana histeria... historia.

 

No więc Pan w zeszłym roku zapodał cenę krycia dachu po 12 PLN za m2.

Wyszło na oko drogo, bo dekarze zwykle brali po 8-10 max.

 

Na zwróconą w tej kwestii uwagę, pan stwierdził, że tyle to oni biorą za same blachy a potem doliczają obróbki w sumie wychodzi tego dwa razy więcej, a on daje cenę razem z obróbkami.

 

W tym momencie cena stała się niezła.

W dniu wczorajszym dostałęm od niego wyliczone na kompie kosztorysy materiałów na balchę i na dachówkę cementową wraz z rynnami i tymi szpargałami jak łąty, wiatrownice, grzebienie itp. Krycie blachą koszt 19 kzł, dachówką cementową 21 kzł. Wyszło, że już lepiej cementówką, ale zanim zacząłem o tym myśleć pan postukał palcem w różnice cen na wykonawstwie.

 

5600 za blachę i 9500 za dachówkę. Za diabła mi to nie wyszło po 12 PLN za m2 przy blasze i 22 za m2 przy dachówce przy powierzchni dachu 230m2.

 

To się grzecznie pytam, czy może ze starości podstaw matematyki zapomniałem, bo nijak przy mnożeniu mi tyle nie wychodzi.

TO on mi na to, że 12 za m2 dachu plus obróbki, a że ja źle usłyszałem jak mówił w zeszłym roku.

 

Pamięć do rozmów to ja mam niestety słoniową, i jestem w stanie słowa powtarzać a na dodatek małżonka byłą światkiem, a tu pan mi z czymś takim wyskoczył.

 

Zdaje mi się, że szukamy dekarza. Bez sklerozy, pamiętającego co mówił.

 

Ale dam panu sportową szansę i podyskutuję z nim jeszcze, bo się chłopina napracował przy organizowaniu mi zestawienia materiałów, przez co mam swobodę zakupów, bo już wiem ile i czego.

Ale nie mamy zamiaru nikomu recesji z włąsnego portfela łagodzić.

A może? W końcu tyle ostatnio ułatwiono budującym... I człek nie musi się męczyć nad wypełnianiem PIT-u z ulgami i VAT jest liczbą parzystą... same plusy.

 

Nie mogę doczekać się więźby. To w sumie najtrudniejszy moment, bo jak mi chłam przywiozą...

Bard13

Strasznie się ostatni tydzień dłużył.

 

 


Od zalania stropu na budowie nic się nie działo, oprócz recyrkulacji wód gruntowych w obiegu: studnia – strop – powietrze – i z deszczem z powrotem w grunt.

 

 


I tak w koło macieju przez tydzień, przy czym deszcz rzadko padał w sposób wyłączający obowiązek wejścia na strop i polewania.

 

 


Beton związał jak… beton? Jak skała. Przez pierwsze kilka dni pił wodę jak skacowany woźnica, a potem dopiero zaczął dawać szansę sporadycznie wpadającemu z wizytą słońcu, które pozbywało się pracowicie rozlanej wody, zmuszają do ponownego lania.

 

 


W między czasie zrobiliśmy zakupy na najbliższy tydzień gwoździ i innych dziwadeł na wykończenie domu do więźby.

 

 


Sama więźba na razie zaczyna się robić. Trochę mam stany lękowe, bo więźba załatwiana jest zdalnie. Dostałem od znajomego namiar na znajomego, wymiary faxem, płatność przy odbiorze, impregnowana zanurzeniowo, 630 netto. Jak nic się nie zmieni to VAT się odpisze . Na razie nie wiem, czy polecać czy nie polecać, bo cena wydaje mi się sympatyczna, ale nie chwali się dnia, przed zawaleniem dachu… znaczy przed zachodem słońca.

 

 


Wczoraj wyprowadziły się narożniki piętra (ale zostały w domu, wyprowadzały się tylko w pionie a nie do sąsiada).

 

 


Z małżonką już chodzimy na rzęsach. Za miesiąc ślub, a tu robota i robota, zakupy, zaproszenia, uzgodnienia, przymiarki, kosmetyczki i codzienne dojazdy 50 km do pracy. Ciekawe czy wytrzymamy, bo to dopiero pierwszy miesiąc budowy, a wykańczanie inwestora, zwane złośliwie wykańczaniem domu dopiero nas czeka.

 

 


Ostatnio poczułem zawahanie, z czego robić w końcu pokrycie dachu. Blacha niby tańsza, ale dachówka niewiele droższa (stal poszybowała w kosmos z cenami i blacha już tak nie nęci).

 


Teraz siedzę i dumam nad dachówkami.

 


Dachówki są ładne, wytrzymałe itp. Nie podoba mi się w ich opisach cena za sztukę i ile na metr.

 

 


Nasza Manuela nie ma za dużo dachu (220 m2), ale jak na 1m2 potrzeba 16 dachówek po 4 PLN za sztukę to wychodzi kwota niebanalna 16 tyś za same dachówki, a gdzie jeszcze gąsiory (drób w Polsce też podobno podrożał) i całe inne tałątajstwo…

 

 


Na blasze traci się dobrych kilkanaście jak nie kilkadziesiąt metrów kwadratowych blachy i zaczyna się dramat, CO WYBRAĆ?

 

 


Więźba całe szczęście jest pod dachówkowa, więc z pokryciem jest czas na zastanawianie się.

 

 


9 lipca w Wydziale Ksiąg Wieczystych poinformowali mnie, że już wyszło do nas pismo z wpisem banku na hipotekę.

 

 


Na razie nic nie przyszło, ale cierpliwie czekamy z małżonką na to zwolnienie od ubezpieczania kredytu. Nic tak nie wkurza jak wywalane pieniądze. Z góry zakładają, że się nie uda…

 

 


Może jakieś szkolenie z pozytywnego myślenia? A nie tak… sami ponuracy

Bard13

I jeszcze coś o czym zapomniałem.

Zanim zjechałą pompa i beton pogoda, w odróżnieniu od kelnera, zaczęła niedopisywać.

 

Błędne wyczucie czasu co do pielęgnacji Betonu (za wcześnie o jakieś 6 godzin) mogło nawet tak średnio intensywnym deszczem sporo nabroić.

 

Trzeba było gwałtownie poszukać czegoś do okrycia wylanego betonu, jeśliby pogoda nadal była upierdliwa.

 

Całe szczęście wuj małżonki jeździ TIR-ami i jego syn też się buduje, więc na placu spoczywały 2 plandeki od naczepy.

 

Dobrze, że szwagier lubi mieć różne gadżety i akurat w samochodzie ma hak. Tak więc przyczepka do zdeżaka, do kuzyna i z powrotem i...

 

...i wyszło słońce. Całą akcja "Liść Dębu" nie była konieczna.

 

Jako nauczkę ostrzegam innych budujących, że warto się zabezpieczyć na wypadek wrednej pogody. Deszcz może wypłukać beton ze stropu a przynajmniej niektóre skłądniki (zwane czasem "mleczkiem") i osłabić beton.

Bard13

03.07.2004

Akcja "Pompa" szczęśliwie zakończona.

Jak się z pustakami stropowymi okazało, ja wziąłem poprawkę przy zakupie i majster też.

Łącznie wyczło 30 sztuk "na wszelki wypadek"

Z tych 30 zostało 24. Jednak Budokrusz to solidna firma. Tylko 4 na 685 szlag trafił przy transporcie i rozładunku.

 

Jak mawiamy z małżonką, oszczędza się na cenie a nie na materiale.

O ile nie dostałem rabatu na pompę to beton B20 mam taniej niż B15 (po 160 PLN netto za 1 m3) i to zaj..stej jakości.

 

Beton laliśmy w sobotę od 12 do 13:30

Niestety na strop, 3 balkony, wieniec i podciągi weszło 16,5 m3 betonu.

Połowa tego, co w fundamenty. Jeszcze trochę a dostanę Złotą Kartę Klienta.

 

To, co pompa nie mogła podać z kosza (czyli jakieś 0,25m3) wylaliśmy przez garażem jako wzmocnienie-fundament podjazdu.

 

Od niedzieli polewanie wespół zespół z pogodą, przy czym ona nieco mniej.

W sobotę pod wieczór przeszła burza. Z sercem w gardle poszedłem w niedzielę rano obejrzeć straty.

Żadnych. Po 3 godzinach beton już "zamarzł" i deszcz niczego nie ruszył.

Kolejny przykład, że na jakości się nie oszczędza.

 

Moi majstrowie opowiedzieli dykteryjkę, jak to człowiek trafił "okazję" z prywatnej betoniarni.

Tak mu metry sześcienne pomierzyli, że na taki strop jak mój (teriva) weszły 22m3. Na pewno taniej niż z Budokruszu?

Do kompletu opowiedział o fuszerkach pompiarz. Kiedyś ze dwa razy był światkiem jak ekipa nie zamocowała stempli od balkonów i jak chlusnął betonem, to się po prostu złożyły i odpadły od ściany. Od tamtej pory pyta się, czy na pewno balkony zamocowane. Kilaka razy nie były i poprawiali. Nie wiem, czy się śmaić?

Sam Budokrusz tani nie jest. Ale wart tego, co się płaci, bo nie kroi ludzi.

Mam od nich bloczki fundamentowe, równiutkie jak klonowane i twarde jak granit, belki stropowe i pustaki stropowe, których nawet młotkiem trudno ruszyć a co dopiero butem.

Inny przykład to poprzednia robota majstrów. Inwestor kupił od prywatnego wytwórcy 700 pustaków stropowych. 100 rozleciało się w transporcie, wyładunku i próbie wzięcia do ręki.

Dramat.

 

Najfajniej się chodzi teraz po parterze. Jest tam ciepło i przytulnie, chociaż stoi jeszcze las stempli, ale powoli „czuć dom”.

 

Teraz czeka nas tydzień podlewania stropu. Mamy nadzieję, że od tego dom też urośnie.

 

W Zdjęciach, kilka fotek z lania betonu. W tygodniu dołożę resztę.

My z żoną też na nich w końcu jesteśmy.

Szwagier się do czegoś przydaje czasami.

Bard13

Nowe zdjęcia w galerii

 

 


Ekipa wczoraj skończyła kłaść strop, dziś zbrojenie wieńca i podciągów a jutro o 11 akcja "pompa".

 

 


Efekt pracy mojej ekipy, która wbiła łopatę 4 czerwca i miałą przrwę na Boże Ciało robi wrażenie nawet na mnie, chociaż prawie przywykłem ...

 

 


Zapraszam do podziwiania :)

Bard13

Z małżonką zastanawiamy się nad technologią instalacji CO i CWU.

 

Teść jest hydraulikiem z dużym doświadczeniem, jednakże wykonawstwo stanęło mu na rurach stalowych i w miedzi już nie robi. O plastiku nie wspominając.

 

Dla oszczędności środków zastanawiamy się nad Hepworthem.

Teść od nadzoru inżynierskiego, ja jako podwykonawca wg projektu.

 

przerażają mnie trochę ceny Hepwortha, ale przy planowanych 30 punktach w domu, mówimy o zapłąceniu ok. 3000 wykonawcy plus materiały.

Trochę szkoda pieniędzy, 3000 to obudowa kominka a za materiały i tak trzeba łacić osobno

Bard13

Zaczynamy robić stropy.

 

Strop Teriva, szybciej się robi i szybciej można dalej walczyć niż po monolitycznym.

 

Jako, że ściankę kolankową podnosimy o jeden pustak, pojawiło się miejsce na zasklepienie wjazdu do garażu, nad którym w projekcie nie ma sklepienia, bo nnie było na czym belek oprzeć.

 

Zapotrzebowanie na belki i pustaki stropowe wygląda następująco:

 

długość sztuk

belka 2,8 4

belka 3,4 18

belka 3,6 2

belka 4 4

belka 4,2 6

belka 4,6 11

belka 5,8 7

gary 1 685

beton 12 m3

 

 

Poszukuję też drzewa na więźbę.

Chyba nam się udało znaleźć okazję, ale jak to będzie, czas pokaże.

Dach przeliczyliśmy pod blachę, więc spadły wymiary poprzeczne belek, długość się nie skróciłą, a nawet nieco wydłużyła, ze względu na podniesienie ściany (chcemy skompensować wygląd obniżając połać dachu.

 

Oto zestawienie drzewa:

 

szerokość wysokość ilość długość

cm cm sz m

10 20 4 11,0

14 14 2 3,7

14 14 2 3,9

14 14 1 13,8

14 14 2 5,5

14 14 2 3,4

14 14 2 4,2

14 14 1 6,2

14 14 3 3,0

14 14 2 2,5

7 18 2 1,7

7 18 2 2,0

7 18 10 2,5

7 18 1 2,7

7 18 6 3,0

7 18 4 3,2

7 18 19 3,5

7 18 8 4,0

7 18 2 4,3

7 18 2 4,5

7 18 1 5,0

7 18 8 5,5

7 18 3 6,0

7 18 2 6,5

7 18 3 7,5

7 18 1 8,0

7 18 4 9,0

Bard13

No to pierwszy poślizg.

 

Wczoraj przeszła burza i od 15 nie było proądu, a betoniarka nie chciała pracować na wiatr, którego nie brakowało.

 

Prąd dowieźli o 20, więc dziś pewnie praca wre. Mam nadzieję, bo optymistycznie wjechały belki stropowe i pustaki stropowe oraz deski na szalunek pod podciągi.

 

Jak Bóg da i Partia pozwoli na koniec tygodnia lejemy strop.

Beton z gruchy pompowany pompką 19m.

 

Trtwają poszukiwania taniego drzewa na więźbę, które muszę mieć za 3 tygodnie.

Napatoczył się kuzyn stolarz z Łomży.

 

Drzewo będzie za 500 pln za 1m3 plus dowóz. Dobrze, że parę osób jeszcze się dorzuci.

Zamawiać drzewo będziemy na 3 domy. Dowóz z Łomży 2 PLN za 1 km..

 

Dokupiliśmy jeszcze 40 prętów 12mm, łącznie zejdzie ich 130 plus 10 fi 14.

Szkoda, że nie doliczono ich wcześniej, bo dopłacam za detal, 34 pln za sztukę.

 

Cieszy nas z żoną widok pojawiających się okien i zasklepianie ich belkami i potem kończenie ścian.

Domek rośnie i rośnie… żeby mu tylko aura sprzyjała

Bard13

Nowe zdjęcia z budowy i kilka zmian na placu boju.

 

Chłopaki dojeżdżają powoli do stropu i przyszło myśleć nad podciągami.

 

Pogrubiamy podciąg idący wzdłuż domu, bo pod nim jest zadużo otworów (drzwi łazienki, gabinetu, wejście do kuchni, które ma być otwarte na salon). Dojdzie z 10 cm i będzie wystawać z kuchni, ale i tak mam zamiar zawiesić tam oświelenie halogenami, więc nie będzie po tym śladu.

 

Gorzej jest z dwoma podciągami poprzecznymi, na których będą układane belki stropowe (robię terivę).

W projekcie są one wykonane na dwuteownikach (takich szynach stalowych, płaskie-pionowe-płaskie).

Moja wiedza i wiedza murarzy wskazuje, że na czymś takim rozchodzi się beton. Po prostu słabo się takich szyn trzyma. Zmieniamy zdanie na żelbetową wylewkę. Zbrojenia będą zakotwiczone w podciągu podłużnym i wieńcu i zalane betonem B20. jakoś bardziej mnie to przekonuje.

 

W trakcie budowy wyszedł problem zmiany surowca budowlanego.

Plecewicka MEGA 30 ma 22cm (chyba) wysokości i różni się wymiarem od projektowego YTONGA, tak więc pod wieńcem nie będzie 1 warstwy pełnej cegły, tylko trzeba było połóżyć. Na obniżenie pokoju jakoś sie nie zdobyłem.

Po mieszkaniu w blokach mam dość niskich pomieszczeń.

 

Wczoraj zamówiłem deski na szalowanie a potem krycie dachu.

440 PLN za m3. Cena normalana, nie ma się czym chwalić. Wkurza mnie, że nie mam czasu pojeździć i poszukać a moja ekipa buduje jak szalona i szybko wyszło zapotrzebowanie na deski, więc trzeba było brać co dają.

 

Teraz szukam belek na więźbe. Zna ktoś może tanie tartaki z przestrzeni pomiędzy Skierniewicami a Warszawą?

 

Chodzimy z małżonką rozanieleni. Nic tak nie cieszy jak pojawiający się dom.

Sąsiedzi nie mogą się nadziwić.

Wkopaliśmy łopatę 18 dni temu z przerwą na Boże ciało a tu już tyle stoi!!

Bard13

W albumie nowe zdjęcia...

 

 


...a w nich porównanie ile można zrobić w jeden dzień oraz Dworzec Kolejowy z którego z małżonką co dzień odjeżdżamy.

 

 


Dom jest średniej wielkości - Manuela Archipelagu, więc sądzę, że ekipa naprawdę jest żwawa :)

Bard13

W fotografiach są nowe trzy zdjęcia, w tym nasza tablica informacyjna.

Mam nadzieję, że nic nie pominęliśmy, jak by co to proszę o szybkie info 

 

Wczoraj mały wypadek na budowie.

 

Zamówiony z piachem sąsiad, który jeździ Tatrą uzgodnił cenę 180 PLN za 18-20 ton piachu (jedno „autko”). Kiedy dojeżdżał do murku, który tak wszyscy chwalili że taki równy, ładny itd. zakopał się nagle tylnymi kołami opadł i walnął w ściankę.

 

9 bloczków górnej warstwy trochę się przesunęło i dziś ekipa musi je oderwać i znowu układać, a na tym już była papa i izolacja ściany izolbetem . Jak przykro.

 

Skutku wypadku nie fotografowałem, bo wolę o tym nie pamiętać. Po tym wszystkim sąsiad zaniknął (załatwił sobie przewód od sprężarki podnośnika wywrotki i z drugim zamówionym autem się nie zjawił, a jeszcze burczał, że chce więcej pieniędzy.

Ale chcieć to sobie można. Cena przybita uściskiem ręki i nie podlega negocjacjom.

 

Znakomity przykład, dlaczego nie płaci się z góry.

 

Przekazałem ekipie pochwały za ścianki. Byli skromni. Powiedzieli, że lico to prawie każdy potrafi zrobić równo, a druga strona to już zasługa bloczków.

Nasze są z Budokruszu. Wszystkie jak sklonowane, więc nie ma różnicy w wymiarach i ślicznie się układają z obu stron.

 

Majster opowiadał, że na jednej budowie ktoś kupił tanio bloczki. Miały jedną zaletę, były tanie. Poza tym nie miały kantów przy licu (bezpieczne końce bez ostrych krawędzi, nie ma to jak dbałość o BHP) i wchodził w nie gwóźdź, a w zaprawę nie. No w końcu na czymś ten fundament musi się opierać, jak nie na bloczkach, to chociaż na zaprawie.

Kolejny przykład, że tanie mięso to psy jedzą. Zaoszczędzi się te parę złotych na matariale a potem nieszczęście, bo to dziadostwo.

 

A na budowie szaro-czarno-czerwono. Ściany już wstają kolorowe i serce się raduje. Dziś zarysują się okna garażu, pierwsze widoczne okna w domu.

 

Szykujemy powoli stemple pod strop. Strop będzie teriva zalany betonem z pompki. Nie daję się przekonać nikomu, żeby kręcić samemu. Szybciej i pewniej będzie. I drożej, to wiem.

Bard13

Zainwestowaliśmy z żoną w cyfrowy aparat fotograficzny i nasza Manuela zaczyna mieć zdjęcia.

 

http://foto.onet.pl/albumy/album.html?id=22682&q=manuela&k=4" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/albumy/album.html?id=22682&q=manuela&k=4

 

Cieszymy się nimi niemal jak wydrukiem z USG.

 

Jak widać na pierwszych zdjęciach fundament nie był prosty w realizacji i trochę marnuje się czasu na ustawianiu narożników domu.

 

Ale jak wspominałem, ekipa jest sprawna i na zdjęciach widać efekt 2 dni pracy.

 

Podobno dalej już pójdzie szybko.

 

Ściany fundamentowe idą na 5 bloczków, ponieważ chcemy podwyższyć działkę, żeby nam woda nie wchodziła do salonu. Jak wyszło przy kopaniu fundamentów, mamy dość wysoki poziom wód gruntowych.

 

Ściany są gruntowane od środka Izolbetem A, z zewnątrz chyba docieplimy styropianem.

 

Sen się ziszcza pomimo opadów deszczu. Domek rośnie do nieba.

 

Wczoraj powstrzymałem pomocnika murarzy przed wywaleniem czerwonej wstążki na uroki. Patrzą się dziwnie, ale cóż, nie takich wariatów się widywało.

 

Cegieł mamy po dach, martwimy się o stropy, bo bank dał tyle ile chciał a my w radości zakupów zasypaliśmy się cegłami i może zabraknąć kilku złotych na zalanie stropu zanim będzie następna transza.

 

Ostrzeżenie dla inwestorów, nie tylko pieniądze z kredytu są ważne ale ich harmonogram wydawania. Nam grozi zatkanie się, ale jesteśmy cały czas dobrej myśli

Bard13

Nowy dzień, nowy wpis.

 

 


Zalaliśmy fundamenty.

 


Ale od początku kalejdoskop przygód.

 

 


Ekipa budowlańców (trzech chłopa) zajechała w piątek przed południem, rozgościli się sprawnie (mieszkają u teściów przy budowie) i poszli na pole.

 

 


Pierwsza przygoda, bo nikt nie powiedział mi, że żeby wytyczyć fundamenty otacza się teren deskami, na których zawiesza się sznurki wytyczające obrys fundamentu.

 

 


Teściu wytaszczył wszystkie deski, co miał w szopie i działkę ogrodzono i zawieszono sznurki. W między czasie dojechały deski ( 500 pln/m3) ale odłożono je na później (na dach się przydadzą, na wykop było szkoda).

 

 


Do soboty w południe, kiedy ekipa wróciła do domu, obkopali gdzieś na 0,5 m głębokości cały obrys fundamentu, sprawdzając, jak wysoko sięgają wody gruntowe. Powiązali też zbrojenie, tempo mnie zszokowało, ale mają opinię jaką mają, dlatego u nas robią. Ekipa naprawdę jest zawodowa.

 

 


Na naszej działce są one niestety dość wysoko, w co nie wierzyli nawet lokalni mieszkańcy, którzy zaparli się mieć piwnice. Z piwnicami nie wyszło, mają za to prywatne baseny i akwaria, bo woda z nich nie schodzi, cóż, tak to jest być niedowiarkiem.

 


My uwierzyliśmy i piwnica nawet nam po głowie nie chodziła przez nanosekundę. No, może jak tęskniliśmy, że fajnie by było mieć takową, ale marzenia, jak to marzenia, zachowaliśmy dla siebie.

 

 


Woda gruntowa dość aktywnie wybijała w rowkach i groziła podmyciem ścian wykopu. Grunt mamy piaszczysty i realnie groziło zawalenie. Prace stanęły a my z żoną mamy zadanie domowe, wymyśleć na poniedziałek 2 m3 desek na szalunki.

 

 


W sobotę jak budowlańcy odjechali, pogłębiły się nasze przesądy.

 


Od piątku, jak w szczerym polu nagle pojawił się wykop. Żółta tablica i sterta cegieł, cała okolica „przechodziła” obok, zaciekawiona zerkając.

 

 


No i ktoś rzucił zły urok.

 


O 17 oberwanie chmury przez godzinę i wykop zmienił się w mniejszą wersję Wenecji.

 


Stojąca woda (której dzięki Bogu nie wypompowaliśmy) nieco podmyła co było wykopane ale wykop się utrzymał.

 

 


WAŻNE (dla tych, co też mają wodę na działce): bez szalowania nie wypompowywać wody z wykopu. Ciśnienie wody stojącej wyrównuje (w końcu) ciśnienie wody napływającej, powstaje równowaga, nie ma przepływu wody i rwania ścian.

 

 


W poniedziałek wjechały deski i zaczęło się zbijanie blatów na szalowanie wykopu. Idzie prawie całe 2 m3 (deski nieco gorszego gatunku, 260 PLN/m3).

 


Szalowanie to niemal cyrk. Nie da się blatu wstawić, podkopać i opuścić, piach napływa spod blatu. Blaty trzeba wbić młotem w piach, wybrać piach spomiędzy i znowu dobijać. W międzyczasie w poniedziałek ekipa poznaje kierownika budowy.

 

 


Po konsultacjach z ekipą, zamawiam na wtorek 25 m3 betonu. Wynegocjowana cena to 160 pln netto za m3 betonu B20. Beton z Budokruszu. Na wtorek biorę urlop i od rana na placu.

 

 


Ekipa uwija się od 6 rano, czasu betonu nie zmieniam (chociaż Budokrusz dzwonił, czy nie chcę wcześniej).

 


Ja chcę, ale nie jestem świnią, niech ekipa skończy spokojnie kopać i wiązać zbrojenie w wykopie. O 13:30 obiad dla ekipy i moment spokoju.

 


Zaczyna kropić (jak się okazało w Skierniewicach i w Warszawie było wtedy oberwanie chmury). Widzę sąsiada w oknie po drugiej stronie drogi. Wysyłam teściową do domu po sprzęt. Po chwili przywiązuję do palika czerwoną wstążkę na odczynianie uroków (mówiłem, że stałem się przesądny??).

 


Wychodzi słońce i o deszczu dowiaduję się z dziennika i opowieści.

 

 


14:30 wjeżdża pierwsza grucha, 9m3. Idzie w wykop. Dziękuję Bogu, że sąsiad i szwagier lepiej się znają na budowaniu ode mnie (teść jest cały czas).

 


Do tej pory uważałem, że przyjedzie grucha, zacznie się kręcić przy wykopie i zaleje wszystko.

 


Myliłem się. Operator odpala gruchę i sztafeta ludzi rozprowadza beton po wykopie. Operator czasem daje odetchnąć i zatrzymuje beton, żeby się ogarnęli. W fundament idzie kamień węgielny (teściowa przywiozła z Lichenia) i 2 grosze na szczęście (nie było drobniejszych )

 

 


Kiedy betoniarz myje gruchę oglądam ile weszło. Mało. Zamawiam jeszcze 7 m3.

 


Po chwili jest druga grucha, też 9 m3. Ten operator to faszysta. Odpalił gruchę, zapalił fajkę i patrzy, jak się ludzie uwijają. Ledwo można nadążyć, a na pole wjeżdża trzecia grucha, 7 m3.

 


Druga grucha zeszła szybko (dobrze, że szybciej ta maszyna nie potrafi, bo się już łopaty łamały) a trzeba się brać za trzecią.

 


Beton wypiera wodę z wykopu i miejscami robi się już dość głęboko. Gdyby nie szalunek, mielibyśmy niezły cyrk, bo woda włazi wszędzie. Majster odradza pompowanie, bo jak zejdzie woda to weźmie za sobą piach i runą ściany.

 

 


W wykop idzie trzecia grucha, ale widać, że jak wjedzie domówiona czwarta z 7 m3 będzie nadal mało. Dobrze, że są komórki. Czwarta grucha w budokruszu łapana jest na bramie i dotankowana do 9m3.

 

 


Chwila oddechu, a mi powoli kończą się papierosy z nerwów. CZY 34M3 BETONU WYSTARCZĄ??

 

 


Wjeżdża 4 grucha, wchodzi 9m3 i wystarczy. Oddech ulgi. Woda z wykopu rozcięcza nieco beton, więc jestem spokojny o wypoziomowanie. Mam fundament samopoziomujący się, bezobsługowy. Wody w gruncie jest tyle, że nie będę musiał podlewać.

 

 


Teraz ja jestem faszystą. Dzwoni Budokrusz i mówi, że nie wyśle do mnei zamówionego cementu i bloczków fundamentowych. Będą w środę rano.

 


Nie daję się przekonać. Ekipa chyba mnie nie lubi. Wjechała ciężarówka z naczepą na pole a kierowca zniesmaczony wyładował 2 palety cementu i 3 palety bloczków.

 


Na rano przed dostawą wystarczy. Mam wyrzuty sumienia, ale trudno. Chcę móc zamieszkać z małżonką przed świętami, więc nie może być przestojów.

 

 


Ekipa zaniknie mi w środę do poniedziałku, więc dostaję listę zakupów. Włos się jeży.

 


Kupiliśmy cegły na cały dom, a dochodzą jeszcze cegły na komin i strop z wylewaniem wieńca przed nami.

 


Boimi się zatkać w finansowaniu. Ale o pieniądzach się nie mówi.

 

 


To będzie w dobrych radach dla budujących, które zacznę podłączać do dziennika.

Bard13

Teraz na spokojnie trochę o budowie i samym domu i na życzenie życzliwych osób piszących komentarze, które gorąco pozdrawiamy, trochę o naszej determinacji.

 

Żeby nie zepsuć układów z teściami, których lubię i szanuję, nie mieszkamy z żoną z nimi.

Mieszkamy teraz z nimi po sąsiedzku w domu z 1962 roku, zbudowanego z pełnej cegły. Dom makabrycznie traci ciepło, więc nie mam mowy o zimowaniu w nim. O przeprowadzce do teściów na zimę też nie myślimy, bo ile można się przeprowadzić.

 

Wiemy, że dom musi odsezonować. Na zimę go nie ocieplimy z zewnątrz, żeby sechł. Ogrzewanie gazem z butli i kominkiem z płaszczem wodnym i tak wyjdzie taniej niż prąd w piecu kaflowym w miejscu, gdzie mieszkamy.

 

Akceptujemy mieszkanie w „klinicznych” warunkach. Poczucie mieszkania na własnym zrekompensuje nam niewygody.

 

Teraz o samej budowie.

 

Ekipa budowlańców stawiała już kilka domów w okolicy. Uwijają się jak w ukropie, a co dziwne w pracy nie piją. Mury proste jak od linijki. Aż dziwne.

 

Za stan surowy otwarty, łącznie z kopaniem fundamentów (betony z gruszki na fundamenty i wieńce) do dachu z pełnego deskowania i krytego papą zaśpiewali 20 tysięcy. Uwiną się w 6-7 tygodni, bo mają takie tempo. Nie sądzę, żebyśmy przepłacili.

 

Początkowo po przestudiowaniu Forum i licznych gazet zrezygnowaliśmy z YTONGA, bo nie stać na s na ekipę, która z niego zbuduje dom. Moi tego się nie podejmują. W sumie to plus dla nich, że wiedzą, czego nie robić.

 

Dom miał być z Porotermu 38 PW. Poczytałem o przenikalności cieplnej itp. itd. I padło na poroterm. Poroterm padł w zeszła sobotę podczas rekonesansu po hurtowniach. Właścieciel hurtowni najpierw spojrzał się z politowaniem na jelenia, który chce budować mury z P38PW i kłaść 15 cm styropianu. Ale, że rozmowa o murach to wątek prawi filozoficzny, nie podejmowałem dyskusji, bo każdy ma swoje zdanie, a ja chcę poroterm i już. Wtedy wyprowadził mnie na plac i dał mi pustak porotermu do ręki. Jako biurwa już raczej wątły w siłach rozebrałem taki pustak w rękach bez wysiłku. Po prostu się rozsypywał. Straty na 1 palecie sięgają 8-10% plus straty przy budowie. Trochę drogo, biorąc pod uwagę cenę 1 pustaka (5,85 brutto bez upustów).

 

Wybór padł na inny nowoczesny wyrób, zresztą polski. Plecewickie Mega 30. Też poryzowane, też P+W, może nie wiadomo do setnych jaką ma przenikalność, ale kawał solidnej cegły. Chyba. Dziś zwieźli, więc jako pierwszy go obejrzę (kurna, dlaczego nie wygrałem w totka w środę? Mógłbym nie chodzić do pracy… ech.. życie…).

 

Mamy taki pustak po 3 zł za sztukę z dowozem, już urwaliśmy 10 tysięcy, będzie na kominek jak znalazł.

 

Stal wynegocjowała żona. 270 kg drutu fi 6mm, 20 kg wiązałkowego, 90 prętów 12 m fi 12 mm i 10 prętów 12 m fi 14 za 4700.

Dało to przedsmak wydatków. Nie liczonych w złotych, tylko w setkach. Szok.

 

Druga tura to bloczki fundamentowe, cement i piasek. Cena gorsza (moje negocjacje), ale za to z Budokruszu. Polecanego, bo badziewia nie wciskają.

1197 bloczków, 28 ton piachu, 2,8 tony cementu za 5000 tysięcy.

Nie wiem, czy stropy terriva będą od nich. Chyba, że żona będzie negocjować ceny.

 

Dziś dojechała stal i wapno, do jutra będą cegły, we wtorek bloczki, piach, cement i pewno lanie fundamentów. Tempo idzie niezłe. Byle się nie zatrzymać, tak jak dziś na deskach.

NIKT NIE POWIEDZIAŁ WCZEŚNIEJ, ŻE DO KOPANIA FUNDAMENTÓW JEST NIEZBĘDNE WYTYCZENIE FUNDAMENTU DESKAMI.

 

Kilka godzin w plecy. Nie szkodzi. Murarze i tak dziś dopiero się wprowadzili.

Nadgonimy.

 

Więcej w poniedziałek. Lecę z pracy na budowę. Czas się dłużył nieubłaganie a robota stygnie.

Bard13

Trudno szybko opisać ostatnie pół roku, ale próbujmy dalej

 

 


Wybór projektu za nami, więc trzeba zacząć marnować lasy i ruszyć naprzeciw biurokracji.

 

 


Najpierw wizyta w banku i rekonesans, co potrzebujemy do uzyskania kredytu.

 


Lista niezbyt długa, ale pozycje niepokojące, kwity i kwity z urzędów.

 

 


Prasujemy żelazkiem gęsią skórkę i bierzemy się do dzieła.

 

 


W pierwszej kolejności wizyta u notariusza (1400 PLN ) i działka już nasza, zakup projektu 1500 PLN, mapka do celów projektowych 500 PLN. 3400 na dzień dobry a nic jeszcze nie zrobiliśmy. Uczucie dramatu sytuacyjnego rośnie, ale zaciskamy zęby i przemy dalej.

 

 


Pojawił się pierwszy poważny problem. 31 Grudnia 2003 roku wygasły plany zagospodarowania przestrzennego. Wniosek do Wójta o warunki zagospodarowania oparł się o Wojewodę. Decyzja z urzędu wojewódzkiego pojawiła się w końcu po 2 miesiącach. Pierwszy poślizg w harmonogramie. Żeby nadrobić, zanim Wójt podpisał decyzję rekonesans po sąsiadach i poważne rozmowy. Sąsiedzi są ludzcy i wszystko obgadane.

 


Decyzja Wójta w ręce, na oświadczeniach sąsiadów pojawia się numer decyzji i podpisy. Sprint do wójta i na drugi dzień decyzja jest prawomocna.

 


2 tygodnie nadrobione.

 

 


Prosto od wójta do Starostwa Powiatowego złożyć wniosek o pozwolenie na budowę.

 


Kolejny dramat biurokratyczny.

 

 


Budujemy się w Bolimowskim Parku Krajobrazowym i potrzebna jest opinia Dyrektora Parku, czy nasza Manuela nie będzie straszyć wiewiórek.

 


Szwagier i teściowa jadą załatwiać (ja z żoną pracuję w Warszawie, więc nie możemy „wyskoczyć na chwilkę” osobiście). Opinia jest już po 4 dniach. Rekord.

 

 


Następny żart, to wyłączenie terenu pod budynkiem z produkcji rolnej. Do tego potrzebna opinia gleboznawcy. Tydzień i 100 PLN w plecy. Zaciskamy zęby. Przemy dalej.

 

 


W międzyczasie wyprowadzka z Warszawy z uroczego Żoliborza, gdzie wynajmowaliśmy mieszkanie (4 minuty od mojej pracy), do Franciszkowa, gmina Wiskitki, powiat żyrardowski.

 


Przejazd do pracy wydłużył się o 1,5 godziny, za to czas snu się skrócił też o 1,5 h, więc bilans na zero i prawie tego nie odczuwamy.

 


Może trochę ja na sprawności umysłowej. Ale przyzwyczaję się. Chyba.

 

 


Po przeprowadzce ruszamy dalej w bój.

 

 


Tak więc:

 


Z kompletem dokumentów ponownie do starostwa, przy okazji żebrząc o pośpiech.

 


Decyzja jest już po 3 tygodniach, kolejne 2 na uprawomocnienie się, w między czasie

 


adaptacja projektu po znajomości w tydzień i za 700 (nota bene polecam pana, robi to dobrze i można się dogadać).

 

 


Załatwiamy już kredyt. Kwity o zarobkach i papiery w zębach. Potrzebny kosztorys podpisany przez kierownika budowy. Polecany i wybrany robi to prawie 2 tygodnie. Pierwszy zgrzyt z panem, bo z racji stanowiska w starostwie jest zdziwiony, kiedy proszę go, żeby to może w końcu on do mnie zadzwonił, żeby wiedzieć, na czym stoję. Jak grochem o ścianę. Na razie milczę i produkuję adrenalinę w tempie chyba 300 l/min. Odreagowuję to brydżem, moim ulubionym sportem. W końcu wyszarpnięty kosztorys jest w moim ręku i z kosztorysem do banku, bank nasyła kontrolę na działkę i wychodzi mały drobiazg, który z pośpiechu przeoczyliśmy. Na kosztorysie kierownik budowy wpisał złą datę i numer decyzji.

 


Problem w banku daje się załagodzić, ale mamy już nowego kierownika budowy. Poprzedniemu dziękujemy, a w zasadzie nie mam zamiar się do niego odezwać.

 


On mojego telefonu nie chciał pisać, więc wiem, że zdziwiony brakiem znaku życia nie zadzwoni.

 

 


Kredyt we franka szwajcarskich bierzemy z żoną w PKO BP. Pomimo konta w Żyrardowie, załatwiamy wszystko w IX oddziale w Warszawie, gdzie zakładamy konto.

 


Pracownicy banku jak z innej bajki. Osoby które zajmują się naszym kredytem sami załatwiają wszystko co trzeba ograniczając nasz stres. Ale pojawia się konieczność wspomnianej inspekcji na działce. Jedyny zgrzyt w załatwianiu kredytu w Warszawie.

 


Inspektorowi z Warszawy nie che się jechać osobiście, sprawa jest kierowana do urzędnika z Żyrardowa. Listem bankowym. Który z braku dyrektora w Żyrardowie leży na biurku zapieczętowany i sobie spokojnie czeka.

 


Ja nie czekam spokojnie, bo budowlańcy zamówieni w zeszłym roku już prawie mi siedzą na budowie, a my nie mamy z czym jechać do sklepu po materiały.

 


Dramat.

 


W środę analitykowi kredytowemu z Warszawy (bardzo sympatycznej pani) udaje się wynegocjować z sekretarką dyrektora żyrardowskiego PKO BP otwarcie koperty od niej.

 


W liście tym oczywiście głęboka prośba o kontrolę i prośba o odesłanie wyników niezwłocznie faksem i listem do IX oddziału.

 


Inspektor jest na działce w tę samą środę, zadowolony czekam, że w czwartek faksem wyjdzie do Warszawy. Nie chcąc być nachalny w czwartek i większość piątku nie dzwonię.

 


W piątek przed 16 dzwonię do banku i okazuje się, że protokołu z inspekcji nie ma.

 


W poniedziałek rano też nie ma.

 


Dzwonię do Żyrardowa. Opinia wyszła w piątek pocztą, o faksie nikt nie pomyślał i nie doczytał. Ale za to jak zwykle pocztą wyszło do V oddziału a nie do IX.

 


Posiwiały dzwonię do analityka z IX. Idzie biedna dziewczyna na piechotę do V i wygrzebuje moją opinię w poniedziałek w południe.

 


Wtorek rano dzień sądu. Mój wniosek na kolegium, czy jak to zwą, zatwierdzającym kredyty.

 


Zatwierdzili. O 17 tego samego dnia podpisuję umowę.

 


O 700 PLN lżejszy (weksel, podatek i ubezpieczenie kredytu, szlag by to…) w środę rano w sądzie popełniam harakiri i składam wniosek o wpis banku na hipotekę. Łaskawie bez opłat skarbowych.

 


Z potwierdzeniem w zębach jestem w banku i o 16 (a może wcześniej) mam pierwszą transzę na koncie. Oczywiście nie tyle ile potrzebuję, ale zawsze coś.

 

 


Uff…. pół roku w kilku zdaniach.

 


Teraz się zaczyna.

 


Dziś jest piątek 04 czerwca 2004, kiedy zaczynam wszystko opisywać.

 


Rozdygotany zaczynamy z żoną własny Mortal Kombat, który przechodzą, przeszli lub będą przechodzić inni forumowicze.

 

 


Stan mniej niż zero, czyli sam moment dostania kredytu i załatwiania papierów i pozwoleń itp., kosztował nas z żoną 4900.

 


Ale Manuela zaczyna rosnąć.

Bard13

PROLOG (osobisty)

 

No to się zaczęło…

 

Ale od początku.

 

Będąc w Warszawie ludnością napływową wynajmowałem mieszkania od 1996 roku.

Ile to kasy każdy wie, kto się chociaż o to otarł.

Mieszkania kupić nie mogłem, bo najpierw brak wkładu własnego 0%, zarobki nie te i jako że samotny facet to trochę ryzykowny klient dla każdego w miarę normalnego pod względem odsetek banku.

 

W końcu 2 lata temu poznałem Tą Jedyną. Najpierw zamieszkaliśmy razem, potem pojawiły się wspólne plany.

 

Ale żeby je zrealizować trzeba mieć własny kąt. Bo plany wymagają własnych pokoi.

Jako, że mam poważny problem z kręgosłupem, wymagana jest osobna sypialnia na wygodne kojo, mieszkanie musiałoby mieć min 3 pokoje. Czyli w Warszawie kosztować powyżej 200 tysięcy za gołe ściany.

 

Historia z domem przypominała początek „Ziemii obiecanej”: ja nie mam nic, żona nie ma nic, więc budujemy dom.

 

13 grudnia w ramach przymiarki do budowy domu wzięliśmy ślub cywilny, będzie prościej w papierach, wesele wraz z kościelnym czeka na 7 sierpnia.

 

Okazało się, (nie ukrywam, że z grubsza zdawałem sobie z tego sprawę), że małżonka we wianie wnosi działkę, którą przepisali nam teściowie. Jak na realia całkiem spora, bo 0,52 ha.

Wadą jej jest oddalenie od Warszawy – ponad 50 km, 10 km za Żyrardowem w stronę Skierniewic patrząc z Warszawy.

Zalet ma jednak sporo: 300 m do dworca kolejowego (słowo stacja nie przechodzi mi przez gardło, wolę ten utwardzony peron z budką biletera nazywać dworcem), wodociąg i linia NN idące wzdłuż działki, wyjazd prosto na drogę powiatową, telefon… gdyby nie dystans człowiek nie miałby żadnych wątpliwości, ale bilans zysków i strat skłonił nas podjęcia jedynie słusznej decyzji BUDUJEMY!!

 

Najpierw rzecz najtrudniejsza: co budujemy??

 

Pierwszym pomysłem była adaptacja budynku gospodarczo – mieszkalnego, który stał luzem na działce. Zaleta: jest na mapce, więc nie trzeba pozwoleń. Wada (ta najgrubsze): a weźcie kredyt na remont budynku na 30 lat. Pomysł umarł, mieszkanie 5 metrów od teściów (nota bene wspaniałych ludzi) odeszło w siną dal, jakoś nie żałuję.

 

Drugim pomysłem był jakiś wielocyfrowy projekt gotowy z gazety pamiętającej życie na Marsie, który kiedyś wpadł małżonce głęboko w oko. Nie przeszedł. Kupiłem nowszą gazetę i pojawił się nowy pomysł.

 

Trzeci dom miał być idealny dla rodziny 2+2. Powierzchnia 240 m2. Wzięliśmy rysunek do znajomego budowlańca, żeby na oko go wycenił. Na oko stanęlo 350 tysięcy. Jakoś szybko o nim zapomnieliśmy.

 

Czwarty projekt miał być ostatni, 190 m2, prawie w budżecie. Ale prawie. Stany lękowe nakazały szukać dalej. I znaleźliśmy ostatni.

 

Piąty projekt, który zaczynamy realizować, to MANUELA Archipelagu. Pomimo stresującego kosztorysu zamieszczonego na stronie wzięliśmy poprawkę na koszt ekipy i nieco inny materiał niż YTONG. Ale szczegóły już w kolejnych rozdziałach.

 

Plan mamy ambitny, Chcemy mieć choinkę we własnym domu i karpia usmażonego we własnej kuchni. Trzymajcie kciuki



×
×
  • Dodaj nową pozycję...