Mgliste wspomnienia
Zacznę od tamtejszej zimy :) czyli jest listopad 2004.
Nie za bardzo wszystko ogarniam, bo nie robiłam żadnych notatek nie prowadziłam dziennika Niestety.
Przeprowadzka
Na początek to mieliśmy przejścia z przewozem wszystkich gratów z mieszkania rodziców i z przechowalni od mojego brata. Myślałam, że jak w sobotę rano zamówię sobie taksówkę bagażową, na jedenastą to normalnie wystarczy. Niestety pomyliłam się.
Rano wysłałam Małża na postój bagażówek. Przyjeżdża i mówi, że nie było żadnej. Dzwonił na różne numery z tamtejszej tablicy, ale nikt nie ma czasu. Wyobrażacie to sobie. Cholera nie mam czym przewieźć mebli. No to dalej jazda dzwonimy po ogłoszeniach. Znów to samo, nikt nie ma czasu. Jeden gościu powiedział, żeby Małżek zadzwonił do niego za jakiś czas to mu powie, czy będzie mógł przyjechać między 12:00 a 13:00. No to siedzimy na dupkach, dupki na kartonach, kartony wszędzie, bubli co niemiara. Czekamy. Nasz przyjaciel z nami. Umówiony jako pomocnik /Dzięki Sewer!!!/ Jaja jak berety. Małżek dzwoni. Oj dzięki ci matko i córko. Pan ma czas i przyjedzie. Hurra.
Przyjechał.
Ufff.
Pakujemy, co się da na pakę, resztę do osobówek, a co się nie zmieści zostaje. Przyjedziemy po to ‘’przy okazji’’ jak to się mówi. Jeszcze kilka razy wjeżdżaliśmy po pakunki.
Drugi kurs jest od mojego brata. Lodówka, segmenciki i szafeczki. Jakoś poszło. Jeszcze powiem, że o ile od rodziców tachaliśmy wszystko z trzeciego piętra to u nas jak pan stanął przy garażu to rozpakowywanie było samą przyjemnością. Grubsze rzeczy do garażu a z garażu do domku a inne takie jak kartoniki przez okno w pokoju gościnnym
Przyznam, że ostatnie kartony zostały rozpakowane jakoś niedawno.
cdn
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 500 wyświetleń