Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    40
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    91

Entries in this blog

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Wczoraj wizytował nas kierownik budowy. Nie stwierdził większych uchybień w zbrojeniach fundamentów. Jedyne co musieliśmy poprawić to dodatkowe pręty w miejscach, gdzie nie będzie ścian. Kiedy byliśmy u niego po raz pierwszy zostawiliśmy kopię projektu i teraz podzielił się z nami kilkoma uwagami. Chociaż wyraźnie powiedzieliśmy mu wtedy, że sami wykonaliśmy projekt, on wczoraj każde zdanie rozpoczynał od zwrotu: „ten architekt”. Może nie chce przyjąć do wiadomości, że każda koncepcja, rysunek i obliczenia są naszym wyłącznym dziełem i że pomoc architekta ograniczała się do uwag słownych, które zresztą nie wiązały się z elementami konstrukcyjnymi, oraz do złożenia podpisu.

 

 


Dzisiaj głównie gięliśmy pręty do zbrojenia schodów. Łącznie dziewięć, z tego cztery zgięte w ośmiu miejscach a pięć w pięciu miejscach. To była okropnie precyzyjna praca. Dotąd wszystko gięliśmy pod kontem prostym, teraz kąty były otwarte, od 117 do 158 st. Końce tych prętów będą połączone z szalunkiem i zalane.

 

 


Zbrojenie podstawowe znajduje się już na swoim miejscu. Kierownikowi budowy spodobały się podkładki betonowe. Mówił, że niektórzy kładą zbrojenie bezpośrednio na chudym betonie. Oto zdjęcia zbrojenia w dwóch odsłonach:

 


spojrzenie standardowe i

 


http://foto.onet.pl/upload/38/45/_292777_n.jpg

 


niezwyczajne

 


http://foto.onet.pl/upload/46/85/_292778_n.jpg

makul

Dzisiaj zakończyliśmy wiązanie strzemion. Główną pracę odwalił oczywiście tata, bo poza nim tylko ja i mój brat posiedliśmy tę umiejętność, a przecież oboje mamy czas tylko w weekend’y.

 

 


Dzisiaj ponownie wypróbowałam trasę z pracy na działkę – godzina i 45 minut – cztery tramwaje, autobus i pieszo (oczywiście letnie rozkopy ulic). Za to wspaniale się szło wśród łanów. Ćwierkały ptaki, szumiały liście, bzyczały odrzutowce. Szkoda tylko, że połowa drogi to kasztanowa aleja - wszystkie drzewa są żółte.

 

 


Zbrojenie wygląda wspaniale, całe zawieszone na szalunkach. Teraz zostanie spuszczone na podkładki z betonu. Tata chciał oczywiście kupić plastikowe podkładki, ale w żadnym markecie budowlanym ich nie znalazł. A kiedy wreszcie gdzieś były, to okazało się, że za małe. W ciągu tej jedynej godziny, którą dziś spędziłam na budowie, przenosiliśmy te podkładki do wykopu. Wypróbowałam też właśnie zakupiony przecinak do prętów fi 6. Kolejne 30 zł. Szkoda, że wcześniej tego nie mieliśmy, przecina się bardzo szybko, a przy okazji ćwiczy mięśnie, a nie niszczy słuch.

 

 


Chciałam dzisiaj zrobić zdjęcia, ale nie mogłam pożyczyć cyfrówki. Ciekawa jestem ile miesięcy będę czekać na zwykłe.

 

 


Do zalania fundamentów potrzebujemy 24 m3. Już wiemy gdzie zamówimy beton. Pod uwagę były brane dwie betoniarnie, obie w pobliżu ul. Głogowskiej, na wyjeździe z Poznania. Całkowity koszt w jednej z tych firm to ok. 7 tys. w drugiej 6 tys. Wiadomo którą wybierzemy, dziwi mnie tylko taka rozbieżność cen. Wstępnie planujemy zalewanie na poniedziałek.

 

 


Poza tym tata musiał pojechać do hurtowni, w której kupiliśmy BK, bo już chcieli nam go przywozić a jeszcze nawet nie mamy bloczków betonowych na miejscu. Udało się to odroczyć do dziewiętnastego. Ciekawa jestem ile do tego czasu zbudujemy.

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Aż do minionego czwartku tata robił szalunek. Długo mu szło głównie dlatego, że nie mieliśmy czasu w sobotę by mu pomóc. W piątek tata zamiatał chudy beton bo deszcz naniósł glinę, która utworzyła cienki i twardy kożuch.

 


Wczoraj przed południem jeszcze oczyszczaliśmy beton, a po południu przenieśliśmy, tata, ja i brat, pogięte pręty do wykopu. Początkowo nie szło to zbyt sprawnie, potem to ja miałam plan w ręku i stojąc u góry podawałam kolejno pręty i mówiłam gdzie tata i braciak mają je zanieść. Ja pierwotnie sądziłam, że wiązać zbrojenie będziemy na „górze”, a potem zniesiemy je do wykopu. Tata uzmysłowił mi że cztery pręty wraz z strzemionami będą dla nas za ciężkie, poza tym ułożenie prętów tata zrobił w ten sposób, że łączenia prętów zbrojenia nie pokrywają się. Tzn. najwyżej dwa z czterech prętów mają zakończenia w tym samym miejscu, a długość ich waha się od 3 do 11 metrów.

 


Ułożyliśmy wszystkie pręty na ich planowane miejsca w szalunkach i rozpoczęliśmy spinanie ich strzemionami. I znowu początek był trudny. Cztery leżące na ziemi pręty przywiązać do strzemion było ponad możliwości jednej pary rąk. Ponieważ widziałam w zeszłym roku na budowie obok jak wiązano druty zawieszone na płocie, wpadłam na pomysł zawieszenia górnej pary prętów na deseczkach opartych o brzegi szalunku. Teraz wiąże się bez problemu. Nizaniem strzemion zajęłam się ja, a tata je przywiązywał. Dziś kontynuowaliśmy pracę. Jestem ciekawa jak posunie się praca w tym tygodniu.

 


Dzisiaj tata zaczął się zastanawiać jaką zaprawą będziemy murować piwnicę – myślałam, że już to wie. Gdyby ktoś trafił na wątek o na ten temat to proszę o informację.

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Wkradł mi się wirus więc dopiero teraz piszę.

 

 


W sobotę 29 maja cały dzień wkopywaliśmy rury kanalizacyjne. W drugim tygodniu mojego urlopu znowu robiliśmy chudy beton.

 


http://foto.onet.pl/upload/39/90/_277349_n.jpg


Ostatecznie ukończyliśmy go łącznie z poprawkami w środę a od czwartku 3 czerwca rozpoczęliśmy cięcie prętów na zbrojenia. W pracy pomagała nam tzw. gumówka zakupiona kilka miesięcy wcześniej właśnie w tym celu. Przez osiem godzin nacięliśmy ponad 300 sztuk prętów o przekroju 6 mm.

 

 


W przerwie wypróbowaliśmy niezwykle pomocne archaiczne urządzenie

 


http://foto.onet.pl/upload/1/13/_277347_n.jpg


Zgiętarkę, bo tak to nazywamy, pożyczył nam kilka tygodni temu nasz miejscowy sąsiad. Pewnie po tym jak dowiedział się, że zamierzamy samodzielnie ciąć i zginać pręty. On sam jest budowlańcem, który w zeszłym roku zbudował naszym sąsiadom z naprzeciwka dom wraz z grupą pomocników.

 

 


Zgiętarka służy nie tylko do zginania ale i do prostowania prętów. Co prawda nie próbowaliśmy prostować dwunastek ale za to szóstki prostuje się świetnie. Mi osobiście wyprostowanie jednego pręta o długości jednego metra zajmuje dwie minuty. Jest to praca niezwykle wyciszająca. Kiedy tak sobie prostowałam nie zauważałam co się dzieje wokół. Niezmiennie przywoływało mi to na myśl pracę kowala zamieniającego surowy kawałek stali w miecz – miło jest tak uwznioślić swoją ciężką pracę.

 


Wcześniej tata kombinował jak zgiąć pręty, zwłaszcza te grube. Przy okazji twierdził, że cieńsze można prostować i zginać gołymi rękoma. Jednak nic nie przekonywało mamy. Widok czterech zwojów drutu ciągle wywoływał u niej grozę.

 

 


Niestety urlop mi się skończył i teraz tkwię w zimnych murach kiedy tam tata wygrzewa się na słoneczku. Aż do minionej środy przede wszystkim ciął i prostował pręty, a mama robiła z nich strzemiona.

 

 


W Boże Ciało przyjechaliśmy na działkę po całonocnej ulewie i okazało się, że część ściany wykopu oberwała się. W piątek mama i moja siostra przemieszczały osunięty piasek w inne miejsca, (dobrze że mamy dwie łopaty) a tata dalej ciął pręty. Po pracy straciłam dwie godziny w autobusach by dojechać na budowę i jeszcze przez trzy godziny pomóc w gięciu prętów fi. 12. A potrzebne są do tego aż trzy osoby, bo dwie trzymają pręt na wysokości urządzenia, a tata zapierając się całym ciężarem ciała zgina. Tak jest oczywiście tylko przy prętach o długości powyżej 5 m. Do krótszych wystarczą dwie osoby.

 

 


W sobotę był ciąg dalszy prętów. Ponieważ jest to praca dla trzech, ja zajęłam się przygotowaniem nie ruszanej od momentu zakupu stołowej piły tarczowej. Na szczęście sama tarcza piły była już zamontowana fabrycznie (inaczej niż w instrukcji obsługi) a ja usunęłam tylko kawałek styropianu zabezpieczający silnik w czasie transportu i zamontowałam kawałek metalu do rozdzielania drewna po wyjściu spod piły.

 


Mój braciszek znowu zaszczycił naszą budowę i po południu rozpoczął z tatą budowanie szalunku do fundamentów. Zrobiłam też zdjęcia

 


http://foto.onet.pl/upload/24/27/_283908_n.jpg

 


Wieczorem mama i ja rozmawiałyśmy z sąsiadami, którzy zakładają sobie kominek z płaszczem wodnym. Oczywiście mama natychmiast zapaliła się do tego, tym bardziej, że ogrzewanie kominkiem jest tańsze niż gazem, a ostatecznie i tak będziemy mieli kominek. Tata oczywiście jest przeciw. Koniecznie chce mieć dwa niezależne źródła ciepła: kominek i piec gazowy.

 


Poza tym sąsiedzi w zeszłym roku zapłacili 2000 zł. za gruszkę betonu a tata powiedział, że będzie nas to kosztować 1200 zł. W ogóle nie wiem skąd on bierze niektóre ceny.

makul

Teraz będzie bardziej optymistycznie.

 

 


Od dwóch tygodni robimy chudy beton pod fundamenty. Najpierw przez pięć dni tata sam sobie pracował. W sobotę pomagała mu mama i mój brat (ja niestety miałam inne obowiązki). A od minionego poniedziałku mam urlop i razem z tatą obmierzam, kopię i wyrównuję łopatą rowki do betonu, tam gdzie kopać nie trzeba budujemy szalunki z dwóch desek. Kiedy tata załadowuje składniki betonu do betoniarki ja wyrównuję wcześniejszą partię.

 


W ramach relaksu zrobiłam zegar słoneczny oznaczony napisami kawałkiem betonu komórkowego na wyschniętym chudym betonie. Latem o siódmej słońce będzie wpadać do kuchni, o dwunastej będziemy mieć pełne słońce w ogrodzie i pokoju dziennym, o piętnastej maksymalnie oświetlone będą sypialnie a wieczorem znowu kuchnia przez jej drugie okno.

 


Jutro będziemy całą piątką kończyć chudy beton i wkopywać rury kanalizacyjne przewidziane wyłącznie na kanalizację miejską – może jeszcze w tym dziesięcioleciu.

 

 


Oczywiście są też minusy (uwielbiam narzekać ): bez czapki nie da się wytrzymać; w poniedziałek i wtorek wiał wiatr a przez następne dni prażyło słońce.

 

 


Te cudowne ptaszki, jaskółeczki upatrzyły sobie skarpy naszego wykopu. W okresie gdy rzadziej niż codziennie przyjeżdżaliśmy na działkę wykopały sobie metrowe tunele w warstwie piasku tuż pod humusem. Jak tylko to zauważyliśmy przegoniliśmy je i zakleiliśmy dziurki gliną – stwierdziliśmy że lepiej żeby wcześniej poszukały sobie innych gniazd – zanim jeszcze złożą jajka. Ale one ciągle przylatują, przebijają się do gotowych tuneli – już nie wiem co robić. Z drugiej strony boję się, że jeśli im pozwolimy założyć gniazda to nasza ciągła obecność utrudni im karmienie małych i że nie wyprowadzą się do czasu zasypywania piwnic.

 

 

 


Pozdrawiam wszystkich budujących.

makul

Pesymistyczny nastrój związany z budową nie zachęca do pisania.

 


Na naszej budowie ciągle nic się nie dzieje.

 

 


Wszystkie materiały budowlane mamy już zakupione (oczywiście tylko z powodu ucieczki przed VAT’em). Przy okazji okazało się, że nie wystarczy zrobić przedpłaty na materiały.

 


Tata miał wyznaczoną datę zapłaty całości na któryś z dni w ostatnim tygodniu kwietnia. Dzień wcześniej już chciał jechać, ale mama odwiodła go od tego. Następnego dnia w wyznaczonym przez sprzedawcę terminie zjawił się z gotówką w hurtowni i okazało się że dzień wcześniej ceny ok. godz. 14 zostały podniesione o kilkanaście procent. Różnica wynosiła w naszym przypadku 2500 zł. Tata utargował na dziewięćset.

 

 


Wśród zakupionych materiałów były belki stropowe. W naszym domu stropy mają rozpiętość 4 m. i 2,6 m. Po dodaniu zakładów potrzebne belki mają 4,3 i 2,9. W związku z tym musieliśmy kupić belki dłuższe: 4,5 i 3,0 m. Sprzedawca bez problemu zgodził się je skrócić. Oczywiście zakładaliśmy tak jak w przypadku innych budulców, że do czasu kiedy będą nam potrzebne, będą mogły pozostać na stanie hurtowni. No i oczywiście się przeliczyliśmy. W czwartek, tydzień temu nagle zadzwoniono z hurtowni i oznajmiono, że belki będą dowiezione na naszą działkę w dniu następnym o siódmej rano. Tata, mimo że został przeze mnie wyposażony w komórkę, był niedostępny i nie mógł już odwrócić biegu wydarzeń. Następnego dnia pojechał razem z moim bratem, na miejscu zwerbowali dwóch pomocników i rozładowali belki. Teraz mamy belki a nie mamy nawet kawalindka cegły, nie mówiąc już o ścianie. Kierowca, który przywiózł belki powiedział, że przywieźli je, bo bali się, że ktoś przez pomyłkę wyda je jako standardowe.

 

 


W tę środę dostarczono stal, 12 fi., 6 fi. oraz „szyny” na większe nadproża. Z powodu wykopu pręty zostały raczej bezładnie zrzucone na samym środku jeszcze wolnej części działki. Po południu tata w ramach oszczędności pojechał na miejsce komunikacją miejską aby wszystko uporządkować. Gdy wróciłam do domu mama zaproponowała, byśmy we dwie pojechały samochodem za tatą i mu pomogły. Byłyśmy na miejscu przed nim, a potem przez dwie godziny przeciągaliśmy pręty, turlaliśmy zwoje i przenosiliśmy stalowe belki. Czułam się jakby nareszcie coś się działo, poza tym miła jest taka praca fizyczna po bezustannym siedzeniu za biurkiem.

 

 


W miniony czwartek geodeta wyznaczył cztery punkty naszego domu.( 350 zł.)

 

 


Prąd mamy od piątku (14.05.2004) Tzn. mamy własną skrzynkę i podłączoną do niej skrzynkę do prądu budowlanego. (1900 + 600 zł)

 

 


Wczoraj pojechałam z tatą na działkę. Podłączyliśmy kurek, tak więc i z wody możemy już korzystać. Niestety zaczęło padać i niewiele więcej zdążyliśmy zrobić.

 

 


Dzisiejszy dzień niestety był piękny, a my nie mogliśmy pojechać na budowę.

 

 


Jak długo jeszcze będzie trwało to rozpoczynanie?

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Wykop czeka już od tygodnia, a my czekamy z rozpoczęciem budowy. Niestety prądu jeszcze nie ma. Wszędzie stoją już skrzynki, oprócz naszej, ale i tak w żadnej z nich nie ma prądu. Jak tak dalej pójdzie, to nie skończymy stanu surowego przed zimą.

 

Zdjęcia, na których pięknie widać naszą dziurę.

 

http://foto.onet.pl/upload/35/72/_240473_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/35/72/_240473_n.jpg

 

http://foto.onet.pl/upload/32/82/_240474_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/32/82/_240474_n.jpg

makul

Dziennik budowy Spartakusa

W piątek 26 marca rozpoczęliśmy budowę: przyjechała koparka i przez dziesięć godzin pierwszego dnia i siedem godzin w sobotę kopała i kopała. Teraz mamy półtorametrowy dół większy od powierzchni zabudowy domu o jednometrową obwódkę.

 

 


W piątek rano tata pojechał po zamówiony sprzęt i cały dzień spędził doglądając prac koparki i dwóch wywrotek. Jednak na półtorej godziny wyjechał, a kiedy wrócił panowie zamiast pracować – gawędzili. A przecież nie było bynajmniej tak, że pracowali bez przerwy, bo czasami nie było wywrotki i koparka miała przestoje, a z kolei kiedy pracowała koparka, kierowcy wywrotek odpoczywali.

 

 


W tym czasie ja oczywiście byłam w pracy. Na pół godziny przed wyjściem dzwoni mama i pyta czy jednak pojadę na działkę, bo pierwotnie miałam taki zamiar, ale ze względu na pogodę zrezygnowałam. Tak więc pojechałam. Droga z pracy na działkę zajęła mi godzinę i dwadzieścia pięć minut środkami komunikacji miejskiej z dwiema przesiadkami (tramwaj, tramwaj, autobus, dwa kilometry pieszo).

 


Następnie przez ponad półtorej godziny podziwiałam umiejętności operatora koparki i marzłam.

 

 


Wczoraj dół został ukończony.

 


Cena za całość czyli wynajęcie koparki i benzyna dla wywrotek wyniosła 2.380,00 zł.

 


W środę ma przyjechać geodeta.

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Nareszcie coś się ruszyło. Wczoraj tata zapłacił za bloczki betonowe, a dziś dokonał przedpłaty na beton komórkowy.

 

Bloczki betonowe M6 38*24*12 2850 szt. za 5.842,50 zł.

Beton komórkowy grubość 36 1275 szt. za 10.263,75 zł.

30 1092 szt. za 7.316,40 zł.

18 310 szt. za 1.277,20 zł

12 440 szt. za 1.179,20 zł.

24 60 szt. za 324,00 zł.

Razem 26.203,05 zł.

 

Ciekawa jestem czy coś zostanie, czy nam zabraknie. Podstawą do kupienia takich właśnie ilości były obliczenia mojego taty.

Wszyscy znajomi są sceptyczni co do jego sposobu obliczania. Zobaczymy.[/code]

makul

Dziennik budowy Spartakusa

12 lutego poszliśmy do poleconego przez znajomych kierownika budowy. Powiedzieli o nim: najsolidniejszy człowiek jakiego znają. Pan Andrzej zgodził się być naszym kierownikiem, przy czym miał świadomość, że nie zamierzamy nająć ekipy budowlanej, tylko sami budować. Jego cena to 150 zł za wizytę, a w przypadku naszego domu wizyt będzie co najmniej pięć: fundamenty, dwa stropy ze schodami, wieniec. Za półgodzinną tzw. konsultację u niego zapłaciliśmy 50 zł. do ręki.

 

 


Wczoraj tata złożył w gminie informację o rozpoczęciu budowy. Gdybyż to rzeczywiście miało się rozpocząć za tydzień. Jak czytam inne dzienniki budowy, to myślę, że jesteśmy strasznie opóźnieni. Jeszcze nie mamy żadnych materiałów budowlanych o zamówieniu koparki do wykopania dołu pod piwnicę nie wspomnę. Teraz właściwie czekamy na prąd. Wg wykonawcy przyłącza elektrycznego dla naszej ulicy, zakładać będą jak tylko pogoda na to pozwoli. Ta perspektywa spowodowała, że nie zdecydowaliśmy się na założenie prądu gospodarczego. W końcu po co płacić 500 zł. Gorzej będzie, jak prądu nie założą wcale tak szybko.

 

 


Tata już prawie skończył rysowanie bloczków komórkowych. Wyszło mu, że na ściany zewnętrzne potrzebujemy 1160 szt. BK 24x36x59, na wewnętrzne nośne 900 szt. BK 24x30x59. Do obliczenia pozostały ściany działowe i wszystkie ściany piwnicy.

 

 


Przy okazji posprzeczałam się z tatą o zaprawę murarską do ścian zewnętrznych. Oboje jesteśmy zgodni, co do tego, że zaprawa musi być „ciepła”, tym bardziej że robimy ściany jednowarstwowe. Jednak tata chce ową zaprawą „smarować” tylko zewnętrzną część bloczka, np. 2/3 głębokości a resztę zaprawą zwykłą. Mam wrażenie, że myśli o zaprawie z kulkami styropianu, jak o kościach przy osteoporozie. Powiedział, że nie chce, aby dom się zapadł, z powodu słabej zaprawy. Poza tym, zaprawa ciepła jest dwa razy droższa. Ja z kolei nie chcę być w niedługim czasie zmuszona do ocieplania domu styropianem albo wełną mineralną, bo bardzo nie lubię tych miękkich ścian, a i koszt byłby wtedy nieporównanie wyższy. Jakich argumentów mam jeszcze użyć.

 


makul

Dziennik budowy Spartakusa

Mamy pozwolenie na budowę

 


Dziennik budowy już kupiony i ostemplowany.

 


Teraz muszą tylko puścić mrozy i zabieramy się za pracę.

 


Presja oszczędzania pieniędzy na wszystkim z myślą o budowie jest straszna, ale na pewno warto.

 

 


Tata pracuje przy komputerze nad ilością budulca.

 


Uwaga! Teraz nie spadnijcie z krzeseł.

 


Rysuje ściany zewnętrzne i nośne z dokładnością do każdego bloczka betonowego. Zaznaczone są też wszystkie nadproża, okna, cegła pełna pod nadproża itd.

 


Chciałam mu to wyperswadować, ale w końcu odpuściłam, niech się bawi póki ma czas.

 


___________________________________________________

 


http://murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=17665" rel="external nofollow">Komentarze

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Długo nie pisałam, bo każdą wolną chwilę poświęcam projektowi.

 

 


Jesteśmy na etapie wymiarowania i przekrojów. Przy okazji znowu coś zmieniamy. Teraz są to schody, nie będą prawoskrętne tylko lewoskrętne. Zmiana była konieczna ze względu na umiejscowienie rur kanalizacyjnych w piwnicy.

 


Ciągle nie możemy się zdecydować jak duże ma być okno na klatce schodowej. Jest ono widoczne na frontowej, szczytowej ścianie budynku i architekt radził, by nie wstawiać tam jednego okna standardowego, ale kilka małych lub jedno podwójnej wysokości. Tak czy siak bardzo ładnie to nie będzie wyglądać w żadnym z tych układów, a schody tylko w takim ustawieniu nie są marnotrawstwem powierzchni.

 


Ale nie jest tak źle.

 

 


Ja za to mogę być dumna ze swoich umiejętności. W czasie swojej u nas wizyty architekt oglądając moje dziełko dwa razy się pytał czy to aby na pewno mój pierwszy projekt. A niedawno mój brat spojrzawszy na ekran monitora ze zdziwieniem i podziwem powiedział: „To ty umiesz robić takie przekroje?” On sam od rysowania projektów małych domków woli rysować wielkie konstrukcje stalowe w skali 1:10.

 

 


Kiedy ja rysowałam na komputerze, tata opracowywał projekt od strony opisowej, robił wszystkie obliczenia, zestawienia materiałów i odręczne rysunki przekrojów wieńca, żelbetowych wzmocnień ścianki kolankowej i schodów. Cały stół miał obłożony książkami szkolnymi mojego brata, innymi gotowymi już projektami i Muratorami.

 


Teraz tata siedzi przed komputerem kiedy ja jestem w pracy i wymęcza te przekroje.

 

 


Mamy już mapę zasadniczą. Przy okazji dostaliśmy kilka małych mapek większego obszaru i na tej podstawie możemy przypuszczać, że przez następne dziesięć lat ciągle ktoś będzie się budował w odległości słyszalności pracującej betoniarki. Ale to i tak nic w porównaniu ze startującym i lądującym odrzutowcem. Proooooooszęęęęęęę, niech ktoś zadba o ty by Amerykanie nie przylecieli do Poznaniaaaaa.

 

 


I tym optymistycznym akcentem zakończę.

 


makul

Dziennik budowy Spartakusa

Nasz działka jest już obmierzona. Przy okazji zrobiłam kilka zdjęć.

 

 


http://foto.onet.pl/upload/25/95/_181039_n.jpg

 


Można zobaczyć naszą szopkę. :) :)

 

 


http://foto.onet.pl/upload/24/30/_181041_n.jpg

 


Przyszła ściana południowo-wschodnia

 

 


http://foto.onet.pl/upload/1/84/_181040_n.jpg

 


Nad projektem pracujemy coraz intensywniej, bo chcielibyśmy oddać wniosek jeszcze w tym roku. Co prawda nasz architekt mówi, że z pozwoleniem w przyszłym roku nie będzie problemów, ale wiele osób doradzało nam zrobić to jak najszybciej, bo w od stycznia mają wejść nowe przepisy.

 


Nasza wybudowana już sąsiadka miała problemy z pozwoleniem bo nie istnieje droga dojazdowa.

makul

Dziennik budowy Spartakusa

W poprzednim tekście chciałam chyba wszystko opisać, ale oczywiście wiele pominęłam.

 

O tym, że kiedyś zbudujemy dom było wiadomo już od kilku lat, lecz dopiero teraz warunki finansowe na to pozwoliły. Działki w zasadzie nie szukaliśmy. Czasami tylko przeglądaliśmy magazyny z ogłoszeniami dot. sprzedaży działek i domów. Kobiety w rodzinie chciały dom do remontu, tata chciał wybudować dom według własnej koncepcji. Chyba nigdy nie wykonaliśmy żadnego telefonu.

 

Aż wreszcie w październiku 2002 r. mój tata wracając rowerem z naszego leśnego drewnianego domku zauważył tablicę informacyjną dot. sprzedaży działek. Zadzwonił w listopadzie i wstępnie umówił się ze sprzedawcą. Oczywiście natychmiast wszyscy pojechaliśmy na miejsce, porozmawialiśmy z sąsiadami i zgodnie stwierdziliśmy, że to jest „nasza działka”. Decyzja zapadła mimo negatywnych informacji na temat sprzedającego ją pana A.

 

Znajomi moich rodziców również w tym samym czasie postanowili zamieszkać we własnym domu. Wspólnie z nimi oglądaliśmy kilka domów budowanych przez deweloperów. Cena domu szeregowego o powierzchni całkowitej ok. 130 m kw., z ogródkiem jak znaczek pocztowy wynosiła prawie 180 tys. A w domu nie było nawet ścian działowych. To był kolejny argument dla mojego taty, musimy budować sami, ostatecznie z niewielką, zbliżającą się do zera, pomocą fachowców, najlepiej krewnych.

 

„Sami” - powiecie niemożliwe - mój tata emeryt uważa to za całkowicie możliwe. Inni budują we czterech w soboty i niedziele, on chce budować przez cały tydzień, nie przemęczając się.

Biorąc to pod uwagę wymyślił dom, którego nie można zbudować źle. Nie ma tu belek stropowych dłuższych niż 4 metry, żadnych podciągów poza tymi w drzwiach garażowych, otwory okienne typowe, bez balkonów i lukarn; ściany jednowarstwowe. Jak już mówiłam „stodoła”. Ale i takie domy się podobają. Największy pokój ma mieć 20 m.kw. i jest połączony z 16 metrowym pokoikiem szerokim przejściem.

 

Natychmiast zaczęłam wprowadzać poprawki do jego projektu. Wejście umieściłam na krótszej ścianie, drzwi wejściowe opuściłam do poziomu ziemi i kategorycznie podzieliłam dom na dwa całkowicie odrębne mieszkania ze wspólną klatką schodową.

Z programem Archi Cad zaznajomiłam się już trzy lata temu, tak więc wyrysowanie domu zajęło mi jedno popołudnie. Potem musiałam trzykrotnie generalnie go przebudować bo po troszku go zmniejszaliśmy. Jednocześnie cały czas zaczytywaliśmy się w Muratorze. Mamy prawie trzy własne roczniki więc znajdowaliśmy odpowiedź niemal na każde pytanie.

W tym czasie kupiliśmy działkę. Zaplanowaliśmy umiejscowienie budynku na działce uwzględniając strony świata.

 

Cały czas zastanawialiśmy się jak pozbyć się chwastów z naszej ziemi. Ja postulowałam za ekologicznym zaoraniem i ręcznym wybraniem chwastów, mama twierdziła, że jej znajome używają pestycydów w swoich ogródkach i są zadowolone. Trzy miesiące się przepychaliśmy i w końcu stanęło na moim, bo okazało się, że chwasty choć obumierają to jednak nie znikają bo w końcu Roundap to nie kwas solny, a to mojej mamy też nie zadowoli.

Ponieważ były wakacje, niemal co drugi dzień przyjeżdżaliśmy rowerami na działkę i dowiadywaliśmy się od budujących i pobudowanych sąsiadów o warunki jakie panują na tym terenie. Woda jest poniżej 14 metrów, niektórzy mają studnie na głębokość 30 metrów, inni trafili na prastare koryto Warty i wody im nie zabraknie przez następne stulecia.

 

W sierpniu już nie mogliśmy wytrzymać – chcieliśmy „obrabiać” nasz kawałek ziemi. Zaczęliśmy karczować większe chwasty, przekopaliśmy i oczyściliśmy z perzu miejsce pod barak.

 

We wrześniu tata kupił deski i we dwójkę zbudowaliśmy naszą szopkę 2,5 na 4,5 m. Teraz łatwiej będzie uzmysłowić sobie, do czego jesteśmy zdolni. Prąd pożyczyliśmy od sąsiada. W sumie korzystaliśmy z niego niecałe osiem godzin w ciągu tygodnia, jaki zajęła nam budowa. Na trzeci dzień stwierdziliśmy, że te tańsze, jeszcze wilgotne deski lepiej tnie się piłą ręczną niż pilarką. Jaki to musiał być widok dla budującej nieopodal ekipy. Facet i dziewczyna piłujący piłą pamiętającą początki socjalizmu. Tutaj tata musiał przyznać, że sam by sobie nie poradził, bo piła jest „dwuosobowa”. Potem już nie pożyczaliśmy prądu, bo był droższy od naszej „siły roboczej”. Domek obiliśmy płytą pilśniową, na prawie płaskim jednospadowym dachu jest papa. Pozostały drzwi, które trzeba było skręcać, wiertarki i wkrętarki są oczywiście na prąd. Ale od czego narzędzia po dziadku, jest i ręczna wiertarko-wkrętarka. Ja w poniedziałek poszłam do pracy a tata zajął się wykończeniówką naszego baraku.

 

Dzisiaj byliśmy pokazać nasze nieogrodzone włości siostrze mojej mamy. Tata już zasadził porzeczki i agrest wzdłuż krótszej granicy z jednym z sąsiadów. Jeszcze w tym roku chce obsadzić drugi dłuższy bok działki. Razem to będzie 50 metrów krzaków. Pozostałe boki będą obsadzone tujami, bo za płotem będziemy mieli drogę gminną i dojazdową.

 

Znowu się rozpisałam. Teraz będę już na bieżąco pisać ten Dziennik. Cześć.

makul

Dziennik budowy Spartakusa

Postanowiliśmy budować. W domu będą dwa odrębne jednakowe mieszkania z tym że jedno ze skosami. Wbrew obecnym trendom chcemy mieć piwnicę a w niej garaż - działka ma tylko 800 metrów kw. a zależy nam na powierzchni ogrodu bo teoretycznie jesteśmy zapalonymi ogrodnikami. Inwestorów jest czterech. Rodzice i dwie córki. Ja jestem starszą z nich (tą bardziej zaangażowaną).

 


Działkę kupiliśmy w kwietniu tego roku. Cena wg wstępnych ustaleń miała wynosić 29 zł. za metr nie uzbrojonej działki (15 km. od centrum Poznania) plus 6000 za przyłączenie wody i prądu. Od przyszłych sąsiadów dowiedzieliśmy się, że sprzedający wcale nie zamierza doprowadzać wody i prądu, oni czekają już drugi rok, niektórzy zaczęli się procesować a inni sami zabrali się do roboty i w ciągu tego roku zostały podpisane umowy z wodociągami i "elektrycznością". Kilku mądrzejszych nie zapłaciło owych 6 tys. i poradzili nam zrobić tak samo. Kiedy przyszliśmy do notariusza (pani notariusz) okazało się, że jesteśmy złymi biznesmenami. Właściciel od razu zauważył, że jesteśmy zakochani w naszej działce i kupimy ją na sto procent. Powiedział po prostu, że nie zgadza się na sprzedaż działki bez przedpłaty na media, a w dodatku w umowie nie będzie o tym ani słowa, gdyż jemu nie wolno sprzedać od tego roku działki bez przyłączy. Tak, więc wg umowy cena jednego metra wzrosła do 34 zł. Mój łatwowierny ojciec od razu na to poszedł, ale ja po bardzo nieprzyjemnej dyskusji wymogłam na panu A. osobne odręcznie wypisane oświadczenie sprzedawcy z przyrzeczeniem opłacenia z tych pieniędzy przyłączy. Już teraz wiemy, że odzyskanie tych pieniędzy będzie prawie niemożliwe.

 


Woda i prąd powinny być do marca przyszłego roku - to wtedy zabierzemy się za budowę.

 


Teraz ciężka sprawa - projekt domu. Oczywiście nie mogliśmy wybrać żadnego projektu gotowego. Nie chcieliśmy dachu wielospadowego, chcieliśmy piwnicę, dwa osobne mieszkania, proste ściany, minimum komplikacji, osobną kuchnię. Postanowiliśmy wymyślić dom sami i potem poprosić architekta o "dokończenie". Tak więc dom powstawał na papierze i w programie Archi Cad - tata na papierze a ja na komputerze - po wielu starciach i dyskusjach ostateczna wersja ukształtowała się w lipcu.

 


W czerwcu złożyliśmy podanie o warunki zabudowy. Z wstępnych ustaleń wynikało, że na tym terenie można zabudować 25% powierzchni działki. W warunkach, które otrzymaliśmy po miesiącu napisano max. 20 % nie więcej niż 150 m kw. Nasz dom miał zajmować 178 m ok. 22%, a więc odwołanie. Po trzech miesiącach druga instancja podtrzymała postanowienie gminy, w końcu w gminie wiedzą lepiej. Poza tym ogólne plany zabudowy dla tego terenu straciły swoją ważność i tylko gmina może decydować. Wszyscy, którzy mieli na ten temat coś do powiedzenia mówili, że nie mamy szans na zmianę warunków. Mój tata pojechał ponownie do gminy, porozmawiał z kim trzeba i bez posmarowania dostaliśmy warunki zabudowy na tyle ile chcieliśmy procent zabudowy.

 


Projekt ruszył dalej. Na podstawie pożyczonych od znajomych projektów domów już zbudowanych zaczęliśmy układać projekt niemalże gotowy do podpisu przez architekta. Program komputerowy był nam w tym niezwykle pomocny, choć braliśmy pod uwagę ręczne kreślenie projektu przez mojego brata - technika budownictwa, zapalonego kreślarza.

 


Znaleźliśmy architekta z polecenia, przyszedł w miniony poniedziałek, obejrzał nasze dzieło i stwierdził, że po niewielkich poprawkach, których musimy dokonać, on sprawdzi całość i podpisze się pod naszym projektem za kwotę czterokrotnie niższą niż byśmy zapłacili w biurze projektowym. Poprawki dotyczą przede wszystkim wymiarowania, opisu rysunków i przekrojów, poza tym usytuowania niektórych okien. Projektu przewodów elektrycznych, wodnych, cieplnych itd. nie będziemy wykonywać - i tak większość budowlańców robi to bez patrzenia w projekt.

 


Dom będzie niezwykle prosty, niektórzy mówią: stodoła,, inni mówią: to jakbyście przeprowadzali się do mniejszego bloku. A przecież to będzie dom w ogrodzie, niedaleko lasu, bez uciążliwych sąsiadów nad głową, ze spadzistym dachem i oknami połaciowymi. Faktem jest, że piwnica nie będzie całkowicie zagłębiona - za bardzo lubimy słońce (nawet w pralni), a okna klatki schodowej będą widoczne od frontu. Za moją namową drzwi wejściowe nie znajdują się na wysokości parteru ale na poziomie ziemi + 1 stopień, a to dlatego że boję się wysokich stopni wystawionych na śnieg i lód - a człowiek - jak to mówią - starzeje się.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...