W poprzednim tekście chciałam chyba wszystko opisać, ale oczywiście wiele pominęłam.
O tym, że kiedyś zbudujemy dom było wiadomo już od kilku lat, lecz dopiero teraz warunki finansowe na to pozwoliły. Działki w zasadzie nie szukaliśmy. Czasami tylko przeglądaliśmy magazyny z ogłoszeniami dot. sprzedaży działek i domów. Kobiety w rodzinie chciały dom do remontu, tata chciał wybudować dom według własnej koncepcji. Chyba nigdy nie wykonaliśmy żadnego telefonu.
Aż wreszcie w październiku 2002 r. mój tata wracając rowerem z naszego leśnego drewnianego domku zauważył tablicę informacyjną dot. sprzedaży działek. Zadzwonił w listopadzie i wstępnie umówił się ze sprzedawcą. Oczywiście natychmiast wszyscy pojechaliśmy na miejsce, porozmawialiśmy z sąsiadami i zgodnie stwierdziliśmy, że to jest „nasza działka”. Decyzja zapadła mimo negatywnych informacji na temat sprzedającego ją pana A.
Znajomi moich rodziców również w tym samym czasie postanowili zamieszkać we własnym domu. Wspólnie z nimi oglądaliśmy kilka domów budowanych przez deweloperów. Cena domu szeregowego o powierzchni całkowitej ok. 130 m kw., z ogródkiem jak znaczek pocztowy wynosiła prawie 180 tys. A w domu nie było nawet ścian działowych. To był kolejny argument dla mojego taty, musimy budować sami, ostatecznie z niewielką, zbliżającą się do zera, pomocą fachowców, najlepiej krewnych.
„Sami” - powiecie niemożliwe - mój tata emeryt uważa to za całkowicie możliwe. Inni budują we czterech w soboty i niedziele, on chce budować przez cały tydzień, nie przemęczając się.
Biorąc to pod uwagę wymyślił dom, którego nie można zbudować źle. Nie ma tu belek stropowych dłuższych niż 4 metry, żadnych podciągów poza tymi w drzwiach garażowych, otwory okienne typowe, bez balkonów i lukarn; ściany jednowarstwowe. Jak już mówiłam „stodoła”. Ale i takie domy się podobają. Największy pokój ma mieć 20 m.kw. i jest połączony z 16 metrowym pokoikiem szerokim przejściem.
Natychmiast zaczęłam wprowadzać poprawki do jego projektu. Wejście umieściłam na krótszej ścianie, drzwi wejściowe opuściłam do poziomu ziemi i kategorycznie podzieliłam dom na dwa całkowicie odrębne mieszkania ze wspólną klatką schodową.
Z programem Archi Cad zaznajomiłam się już trzy lata temu, tak więc wyrysowanie domu zajęło mi jedno popołudnie. Potem musiałam trzykrotnie generalnie go przebudować bo po troszku go zmniejszaliśmy. Jednocześnie cały czas zaczytywaliśmy się w Muratorze. Mamy prawie trzy własne roczniki więc znajdowaliśmy odpowiedź niemal na każde pytanie.
W tym czasie kupiliśmy działkę. Zaplanowaliśmy umiejscowienie budynku na działce uwzględniając strony świata.
Cały czas zastanawialiśmy się jak pozbyć się chwastów z naszej ziemi. Ja postulowałam za ekologicznym zaoraniem i ręcznym wybraniem chwastów, mama twierdziła, że jej znajome używają pestycydów w swoich ogródkach i są zadowolone. Trzy miesiące się przepychaliśmy i w końcu stanęło na moim, bo okazało się, że chwasty choć obumierają to jednak nie znikają bo w końcu Roundap to nie kwas solny, a to mojej mamy też nie zadowoli.
Ponieważ były wakacje, niemal co drugi dzień przyjeżdżaliśmy rowerami na działkę i dowiadywaliśmy się od budujących i pobudowanych sąsiadów o warunki jakie panują na tym terenie. Woda jest poniżej 14 metrów, niektórzy mają studnie na głębokość 30 metrów, inni trafili na prastare koryto Warty i wody im nie zabraknie przez następne stulecia.
W sierpniu już nie mogliśmy wytrzymać – chcieliśmy „obrabiać” nasz kawałek ziemi. Zaczęliśmy karczować większe chwasty, przekopaliśmy i oczyściliśmy z perzu miejsce pod barak.
We wrześniu tata kupił deski i we dwójkę zbudowaliśmy naszą szopkę 2,5 na 4,5 m. Teraz łatwiej będzie uzmysłowić sobie, do czego jesteśmy zdolni. Prąd pożyczyliśmy od sąsiada. W sumie korzystaliśmy z niego niecałe osiem godzin w ciągu tygodnia, jaki zajęła nam budowa. Na trzeci dzień stwierdziliśmy, że te tańsze, jeszcze wilgotne deski lepiej tnie się piłą ręczną niż pilarką. Jaki to musiał być widok dla budującej nieopodal ekipy. Facet i dziewczyna piłujący piłą pamiętającą początki socjalizmu. Tutaj tata musiał przyznać, że sam by sobie nie poradził, bo piła jest „dwuosobowa”. Potem już nie pożyczaliśmy prądu, bo był droższy od naszej „siły roboczej”. Domek obiliśmy płytą pilśniową, na prawie płaskim jednospadowym dachu jest papa. Pozostały drzwi, które trzeba było skręcać, wiertarki i wkrętarki są oczywiście na prąd. Ale od czego narzędzia po dziadku, jest i ręczna wiertarko-wkrętarka. Ja w poniedziałek poszłam do pracy a tata zajął się wykończeniówką naszego baraku.
Dzisiaj byliśmy pokazać nasze nieogrodzone włości siostrze mojej mamy. Tata już zasadził porzeczki i agrest wzdłuż krótszej granicy z jednym z sąsiadów. Jeszcze w tym roku chce obsadzić drugi dłuższy bok działki. Razem to będzie 50 metrów krzaków. Pozostałe boki będą obsadzone tujami, bo za płotem będziemy mieli drogę gminną i dojazdową.
Znowu się rozpisałam. Teraz będę już na bieżąco pisać ten Dziennik. Cześć.