Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    161
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    225

Entries in this blog

madmegs

DB Pewnej Szalonej Rodziny

Dzisiaj Sopel ma wolne więc dostał do wykonania dwa działkowe zadania:

 

 


1. pojechać podpisać umowę na prąd;

 

 


2. kosą spalinową wykosić trawę, co po pas urosła, co by geodeta mógł, bez pomocy maczety, wytyczyć miejsce dla naszego domku.

 

 


Oczywiście Młody, gdy tylko uslyszał o pracach gospodarsko-polowych postanowił zrezygnować z pójścia do przedszkola (dziwnie szybko przebolał stratę ) Obiecał, że sekatorkiem powycina wybujałe w żywopłocie jeżyny.... Mam nadzieję, że ani jeden, ani drugi niczego sobie nie obetną.... W sumie dobrze, że mnie tam nie ma, bo nie mam nerwów do oglądania takich mrożących w żyłach scen: ojciec kosi trawę nie słysząc, co się dzieje dookoła, syn go woła, w końcu zniecierpliwiony od tyłu podbiega z sekatorkiem w ręku, potyka się, ostrze ląduje w udzie ojca, ten, dźgnięty odruchowo obraca się uginając kolano, kosa na pełnych obrotach przecina część twarzową głowy syna... UFFFF! Dość, ale mam chorą wyobraźnię! Niech robią co chcą, byleby zrobili. Czy ja nie jestem przypadkiem nadopiekuńcza?

madmegs

No to ja już nie wiem.... Padało, źle, świeci słońce, jeszcze gorzej.... Wrrrr.... Chyba zacznę warczeć! Mam dziwne wrażenie, że już tak zostaniemy z tym pozwoleniem na budowę, łysym polem oraz stertą słupków i siatki ogrodzeniowej. Padało, mąż nic nie mógł w kwestii robót ziemnych czynić. Ani płotu, ani studni, ani fundamentów. Teraz aura zgłupiała doszczętnie i mamy prawie arabskie klimaty.... No i małzonek ma tyle roboty (zawodowo), że nie ma czasu nic robić w kwestii naszych prac budowlanych. No szlag ,mnie tym sposobem, trafi!!! Dopóki nie zrobimy płotu, ruszyć nie można z zakupami, materiałami i zwożeniem narzędzi. Do tej pory posadziłam sobie tylko co nieco w kąciku działki. I co? Krzak mi ukradli!!!! Kurde w mordę nieszorowaną jego kopaną z każdej strony! No wzięli i wykopali! To kidnaping z premedytacją!!!! W końcu musieli sobie przecież jakąś łopatę przynieść, pazurami przecież nie darli gliny. Przecież nie spacerował nikt tak przypadkiem ze sztychówką w garści... Co za naród podły!!!! A już oczyma duszy widziałam jak dłubie ogrodzenie (mąż nie naród ), a ja z leżaczka ustawionego pod kwitnącym krzaczkiem wszystko nadzoruję... No dobra, wiem, przeginam, ale jak ja mam zostawić na działce sprzęt i materiały za ciężkie pieniądze, jak na krzak chętni tak szybko się znaleźli??? No, ale ja się jeszcze przejdę po okolicy i obczaję w którym ogrodzie rośnie mój krzak! Poznam go, bo godzinę wybierałam go spomiędzy dziesiątek innych i osobiście pędy mu przycinałam. Niezbyt profesjonalnie mi to wyszło , ale jakież to będzie corpus delicti! Ha!

 

 


Tymczasem, chyba będę się musiała rozejrzeć za jakąś ekipą chyba, bo na Sopelkiewicza zdaje się, że nie ma co liczyć. Tylko gdzie ja znajdę niedrogą i solidną zarazem ekipę? Kurde, czerwiec już jest! Chyba w sobotę sama zacznę kopać te dołki pod słupki... Może kogoś ruszy sumienie?

 

 


Co do geodety, to wziął mi się i zawieruszył. Może na wakacje pojechał? Poczekam, przecież kurde nie spieszy mi się...

 

 


Mój ślubny poznał tubylców. Chętni ponoć do pomocy. Czy ja wiem? Coś mi cichutko pod czerepem szepcze, że to baaaardzo zły pomysł.... Będzie coś nie tak, utopi się któryś po pijanemu w takiej studni na przykład i sąsiadka - wdowa przeklnie nas po siódme pokolenie...

 

 


Muszę odbyć poważną rozmowę z mężusiem. On to chyba czuje przez skórę, bo wyraźnie mnie unika... Nie przytyłam ostatnio, ani żadne nowe pryszcze nie wylęgły mi się na obliczu, więc dedukuję, że to nie mój wygląd tak go odstręcza, tylko temat, który chcę poruszyć...

 

 


Czy tylko ja chcę się tu budować????????????????????????

madmegs

Dzisiaj uprawomocni się nasza decyzja! Teraz trzeba tylko zgłosić zamiar rozpoczęcia robót, odczekać 7 dni i można coś działać.

 


:)

 


Muszę dzisiaj załatwić geodetę. Oraz sprawdzić, czy budynek wytycza się na trawie, czy po ściągnięciu humusu.

 

 


Żeby tylko przestało już lać! No bo jak mamy się budować w tym deszczu, ja się pytam?!!

 

 


Dobra, skupię się na szukaniu geodety i koparki. Z panem koparkowym. Może za jednym zamachem studnię by nam wykopał? Czy może to jaka inna machina ma być?

 


(do listy zakupów: kalosze dla Młodego - jak zobaczy koparę, na pewno będzie chciał pomagać... )

 

 


Słońca wszystkim budującym (a w szczególności sobie ) życzę!!!!

madmegs

Wczoraj odebraliśmy od naszego projektanta decyzję i wszystkie papiery. Teraz tylko czekamy na uprawomocnienie. :)

 

 


Wszystko wygląda, że zostało super załatwione. Papiery, uzgodnienia. Nasz projekt też, tylko jakiś cały czerwony jest

 

 


Patrzyłam na rzuty więźby jak sroka w gnat i ni hu hu nie rozumiem. Wychodzi mi, że gościu wydłużył ciut kalenicę i tym sposobem przesunął dwie krokwie narożne Jak teraz trzeba będzie, żeby jętki się z sobą zeszły, to nie wiem, gdzie mi okna dachowe w ostateczności wyjdą. Kurcze, coś czuję przez skórę, że jeszcze będziemy mieli niezły "ubaw" z tą więźbą... tfu tfu psia dupa! - żeby nie zapeszyć!

 

 


Tymczasem, po uprawomocnieniu się decyzji nasz projektant zgłosi rozpoczęcie prac budowlanych i można se koparką szaleć na działce!

 

 


W poniedziałek muszę wypchnąć Sopla do Prądowni coby umowę podpisał, to może na zimę będziemy mieli legalny prąd na działce. Lepiej późno, niż wcale.

 

 


A już teraz trzeba wyczarować jakiegoś magika z uprawnieniami elektrycznymi, żeby na potrzeby budowy przywlókł mi prąd na działkę. Zaledwie ... 2 słupy, kabel i wszystko 4 metry nad drogą. Fajnie. Aż mi się włos na głowie jeży, jak pomyślę jaki ubaw z tego może być....

 

 


Co do projektanta, to wyszło, że suma sumarum spisał się dobrze i postanowiliśmy go wziąć na kierownika budowy. Zresztą, jeśli namotał z tymi zmianami, to niech teraz pilnuje, żeby się to wszystko nie rypnęło w praktyce.

 


A może właśnie lepiej wziąć kogoś innego? Uff!

madmegs

Dzisiaj jadę odebrać od projektanta projekt i pozwolenie na budowę. No i zapłacić za robotę.

 


Hmm...i co dalej? Teraz chyba jakiegoś geodetę trzeba będzie obczaić i może kupić jaki piasek i takie tam?

 


Ciągle do tego stopnia nie wierzyłam, że wszystko z tym pozwoleniem pójdzie tak gładko, że do tej pory nie byłam w żadnej hurtowni ani składzie. Bosko! Jak będę tak sobie bimbać, to nas zima przy fundamentach zastanie...

 


Zdaje się, że potrzebujemy jakiegoś kopa w cztery litery... Znajdą się jacyś chętni?

 


Właśnie, kto wie ile kosztuje "koparko-godzina"? Nie wiem jeszcze, czy ryć całą działkę najpierw - równać itp., czy budować jak jest, a równać potem i ewentualnie nadsypywać????

 

 


Acha, i skąd wziąć prąd???? No dobra, wiem, że z Prądowni , ale jak to uczynić, żeby słup i skrzynka mi stały na działce i prądzik się stamtąd grzecznie sączył do betoniarki na przykład? Chyba zapytam się dziś projektanta. I tak już pewnie, po wszystkich moich dotychczasowych fanaberiach, uznał mnie za skończoną idiotkę , więc co mi szkodzi? Gorzej już sobie o mnie nie pomyśli... Chyba?

 


No, mogłabym jeszcze Sopla zapytać, ale zdaje się, że mogę usłyszeć nie to, co bym chciała.... ( Na wieść o uzyskaniu pozwolenia przerzuciłam się z szałem ogrodniczym z działki na balkon. Mam już koło 30 skrzynek różnych kwiatków , które k t o ś musiał wnieść na najwyższe piętro. Razem z ziemią i sadzonkami, cebulkami i odżywkami... Hmmm... Lepiej, jeśli o prąd zapytam jednak projektanta...

 

 


Ło matko! Wszystko to taaaaakie skomplikowane! A jeszcze przecież nic się tak naprawdę nie zaczęło. Raaatuuunkuuu!

madmegs

uwaga, uwaga... ta dam!

 

 


Uroczyście obwieszczam wszem i wobec, że dnia 5 maja anno domini 2008 nasza rodzina (wciąż jeszcze pijana ze szczęścia i osłupiała ze zdumienia) otrzymała POZWOLENIE NA BUDOWĘ!!!!!

 

 

 


HURRRRAAAAAAA!!!!!!!!!!!!

 

 


ło-jezusinku-matecko-boska-józinku-święty!!!! Ale się cieszę!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

 


Zajefajne uczucie!!!! Możemy się budować!!!! Kurcze! Nareszcie czuję, że ta działka jest nasza!!! Mogę sobie na niej kopać dziury, ryć wądoły, stawiać płoty, sadzić, wycinać, budować, burzyć, murować, składować, kopać studnię, ciagnąć prąd, gaz, szukać ropy, hodować króliki albo kozy, ba! nawet żyrafy! Tańczyć kankana, strzelać hołupce, śpiewać wielkim głosem i wyć - oczywiście ze szczęścia!... No dobra, dobra, rozpędziłam się, tańczyć i śpiewać mogłam i bez pozwolenia na budowę...

 

 


Ale naprawdę jestem w szoku! Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie, w dodatku przed terminem, wydano nam to pozwolenie! Byłam PRZEKONANA, że coś będzie nie tak, że będziemy latać z rozwianym włosem i obłędem w oczach za jakimiś dodatkowymi uzgodnieniami, papierami, oświadczeniami. Że okaże się, że dom wymyśliliśmy w zlym miejscu, że płot za blisko drogi, że gazu nie da się pociagnąć i takie tam...

 


A tu taka siurpryza!!!!

 


WOW!

 

 


Zaraz po weekendzie jadę zapłacić naszemu projektantowi za ten CUD!

 


To dzięki niemu cała papierologia załatwiona jest koncertowo!

 

 


Byliśmy u niego tylko trzy razy!

 


Raz: zanieśliśmy wydruk projektu z internetu , mapę do celów projektowych, akt własności, wypis z rejestru gruntów i podpisaliśmy in blanco wszystkie formularze.

 


Drugi raz: przywieźliśmy zakupiony projekt i powiedzieliśmy jakie chcemy zmiany.

 


Trzeci raz: obejrzeliśmy naniesione na projekcie gotowe zmiany i umówiliśmy się na płatność PO otrzymaniu pozwolenia na budowę.

 


Szok, nie? Nawet urzędu nie widziałam!

 

 


Żeby tak cała budowa szła!

 

 


Każdemu tego życzę! I sobie w szczególności

madmegs

No i po długim weekendzie!

 

 


Ale był udany i wykorzystany na maksa! Roboty polowe na działeczce szły aż furczało. Wycięliśmy parę drzew ( owocowych i dziczek oczywiście ) coby słoneczka trochę od południowego zachodu wpuścić. Na jesień trzeba będzie wyciąć jeszcze ze cztery - dwa pochylające się niebezpiecznie na płot i dwie młode lipki czy cóś :) zanim urosną olbrzymiaste i cały widok zasłonią.

 

 


Poza tym trawa wykoszona, żywopłot posadzony ( trzy tygodnie temu ) i odchwaszczony oraz rododendron posadzony!

 


Wiem, wiem, wszyscy się pukają w głowę, że szaleję ogrodniczo na potencjalnym placu budowy... ale co ja poradzę, że mnie pcha do tego jakaś wewnętrzna siła? Tak mi się już tej wiosny chceeeee!!! poza tym nie zwariowałam doszczętnie (chyba??? ) i rododendrona posadziłam na skarpie w samym rogu działki, gdzie żadna koparka nie ma co szukać! To chyba nic mu nie będzie?

 

 


Co do prac polowych, to Młody okazał się gospodarskim dzieckiem i parę godzin zasuwał w kucki z sekatorkiem i prawie wszystkie jeżyny wyciął! Zdolne dziecię! Nawet mu przelotne opady deszczu nie przeszkodziły! Potulnie założył na polecenie przewrażliwionej mamusi pelerynę ( "bo się przeziębisz" - to ja... ) i dalej ambitnie karczował zarośla. Jak na sześciolatka - to cud wogóle, że nie wydłubał sobie albo siostrze tym sekatorkiem oka, ani niczego...

 


Młoda - odwrotnie, niechęć silnie okazuje dla prac polowych. Na pytanie: "to co w takim razie będziesz na działce robić, bo tata tnie piłą drewno, mama targa gałęzie i plewi chwasty, brat wycina chaszcze...?" - odpowiedziała, po długim namysle: "hmm... to w takim razie może ja bedę nadzorować?"

 


Aleśmy się uśmiali! Kurcze, może zrezygnujemy z zatrudniania kierownika budowy?

 


Ostatecznie Młoda upiekła dla fizycznych kiełbaski na ognisku... Pyszne były!!!! Ma zaliczone! :)

 

 


Co jeszcze?... Małż wstępnie wytyczył nasze ogrodzenie i dom. Hmmm... zaczyna to nabierać ksztaltów. :) Tylko mała się jakoś ta nasza przestrzeń zrobiła...

 

 


Trzy dni na działce minęły niestety szybko i czas wrócić do rzeczywistości. Budowy jak nie było tak na razie nie ma, bo papiery dalej leżą w urzędzie. Chyba tam jutro zadzwonię, zapytać co i jak?

 

 


O właśnie! I w sprawie wodociągu muszę zadzwonić! Bo jak tak dalej pójdzie z jego budową, to chyba zdecydujemy się na studnię. No właśnie! Zapomniałam napisać, że był u nas jeden sąsiad, który umie szukać wody (cokolwiek to znaczy! ). Urwał taką gałązkę z wierzby i łaził po polu tam i z powrotem. I ta gałązka w niektórych miejscach zaginała się na dół I tam niby jest woda. A potem takim łańcuszkiem, srebrnym chyba, coś tam kiwał, czy kręcił i miało to oznaczać na jakiej głębokości jest woda. Kurczę, czarna magia jakaś! Ja tam w takie czary- mary nie bardzo wierzę, więc szybko złe we mnie wstąpiło i poprosiłam gościa, żeby mężowi tę "różdżkę" dał. Ślubny mój wziął to w łapy i stanął w tym miejscu, gdzie gościowi wcześniej ta woda wyginała patyk. I co? Nic! Na to facet złapał mojego tylko za nadgarstki ( żeby to coś co jest od urodzenia w tym facecie przeszło na mojego chłopa ) i wow! gałąź zaczęła się NA MOICH OCZACH kierować do ziemi!!!!

 


No nie mogę!!!!!!!!! To jakaś totalna abstrakcja!!!!! Kurcze, też musiałam spróbować, bo inaczej NIE UWIERZĘ!!!!!!!!!

 


No to wzięłam w łapy tę różdżkę i nic! Zero, nul, ani mru mru to badziewie do tej wody "nie gada"! Gościu chwycił mnie za nadgarstki, tak jak Sopla ( uch! żeby tylko nie przeszło to na mnie na stałe! ani to, ani nic innego... ) i dalej nic! Jak pragnę zakwitnąć! - NIC! Ani drgnie! No to wyszło na to, że ja jakaś "nieenergetyczna" jestem. Co za niedowiarek ze mnie. To pewnie przez mój sceptycyzm. No cóż... Zaznaczyłam sobie to miejsce, gdzie stałam i nic się nie działo. Jak wykopią tam studnię i będzie w niej woda, to ... chyba wpadnę w kompleksy Ale co tam, byleby woda była! Wymyslili, że 6-8 metrów będą kopać koparką, założą kręgi, pospinają je pasami, a potem będą kopać ręcznie. Hmm... głupia jakaś jestem chyba. Bo nie rozumiem. Jak wykopią koparką i włożą kręgi fi 1 metr w to wykopane i pospinają (whatever! ), to jak potem przecisną tam na dół, do tego wykopanego ręcznie, następne kręgi??? Może mi to ktoś wytłumaczy?

 

 


Tymczasem pozdrówka for all i dużo dużo słońca!

madmegs

DB Pewnej Szalonej Rodziny

YES! Udało się z tymi linkami! Widać, jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja!

 

 


A teraz, za namową i zgodnie z instrukcjami pewnej Kasi :) spróbuję wkleić fotki naszej działeczki:

 

 


tędy uroczo się do nas jedzie:

 


http://lh3.google.pl/strzaleczka/R_Hx7DCxPzI/AAAAAAAABV4/lxcAxG2_MDY/s288/100_5763.jpg

 


nasza działeczka:

 


http://lh4.google.pl/strzaleczka/R_Hx-TCxP1I/AAAAAAAABWI/DW2thiJQpxo/s288/100_5766.jpg

 


taki będzie widok z okna z salonu na południowy wschód:

 


http://lh6.google.pl/strzaleczka/R_HyEzCxP5I/AAAAAAAABWo/_f45sT4S3qQ/s288/100_5775.jpg

 


a taki z okna z kuchni na drogę i las na północny zachód:

 


http://lh3.google.pl/strzaleczka/R_HyCDCxP3I/AAAAAAAABWY/qXw1jy2nis4/s288/100_5771.jpg


http://lh5.google.pl/strzaleczka/R_HyGjCxP6I/AAAAAAAABWw/YUvgXNBDNsM/s288/100_5777.jpg

 


a to widok z północno-wschodniego końca działki na na południowy- zachód. Tam mniej więcej będzie taras:

 


http://lh4.google.pl/strzaleczka/R_HyKTCxP8I/AAAAAAAABXA/uz907kcP_gM/s288/100_5779.jpg

 


Ło matulu, udało się!!!!

 


Kasia, dzięki za kopniaka motywacyjnego i instruktaż!


Sis, dzięki za stronkę!

 

 


Zdjęcia robione były w lutym. Jak się trochę zazieleni zrobię może nowe?

 

 


No, to jak widać,

 


u nas jest jak ... w piosence Golców:

 

 


"Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...(to ja )

 


Pomalutku, bez pośpiechu, wszystko zrobię sam...(to Sopelkiewicz!

 


Nad makietą się głowiłem ładnych parę lat

 


Lecz oglądać takie cudo będzie cały świat

 

 


Tu na razie jest ściernisko, ale będzie...Soplowisko

 


A tam gdzie to kretowisko będzie stał nasz Skrzat! "

 

 


c.d.n. ( w miarę postępów natury budowlanej :) )

 

 


Stwierdziliśmy, że pieśń ta zostanie naszym budowlanym hymnem. Wszelkie prawa zastrzeżone

madmegs

Dziennik Budowy Pewnej Szalonej Rodziny

 


czyli: lepiej się zużyć niż zardzewieć...

 

 


OK. Nie mam już żadnych wymówek... Czas założyć dziennik i starać się w nim systematycznie skrobać

 

 


Uprzedzam, że w tym poście nie ma wątków budowlanych ( będą, mam nadzieję, w następnych wraz z postępem prac ). Teraz zamierzam odpracować wątek osobisty, bo cóż to byłby za dziennik ( choćby i budowy ), gdyby nie byłoby w nim genezy?

 

 


Niniejszym uroczyście oświadczam, że będąc w pełni władz fizycznych ( do czasu, heheh :) ) oraz umysłowych , przystąpiłam wraz z moją skołowaną ( przeze mnie ) rodziną do przedsięwzięcia pod tytułem "Zbudujmy sobie przytulne gniazdko" ( niektórzy "życzliwi" podpowiadają, by odczytywać to jako: "Naróbmy się jak dzikie woły, zrujnujmy się, doprowadźmy nawzajem do białej gorączki i w końcu rozwiedźmy się" - hmmm.... może coś w tym jest, bo moja przyjaciółka na wieść, że chcę się budować, z niezmiernym zdumieniem spytała: "Co Ci dziewczyno odbiło? Jak chcesz, żeby Sopel się z Tobą rozwiódł, to przestań mu gotować, albo co, po co zaraz wymyślać takie karkołomne przedsięwzięcia??? Zawsze byłaś nietypowa, ale to chyba przesada... " )

 


Tak, czy inaczej, przepadło, po ptokach - jak mówią górale, kości zostały rzucone i takie tam... projekt kupiony, człowiek do różnych moich architektonicznych fanaberii zatrudniony, uzgodnienia porobione...

 


Machina ruszyła! ( uprzejmie i nie całkiem dobrowolnie informuję, że prezentowane w tym "dziele" emotikony o zabarwieniu optymistycznym przypisuję swoim i tylko swoim emocjom. Sopel - współinwestor, a zarazem częściowy wykonawca robót póki co czarno wszystko widzi i życzy sobie swoje stanowisko oznaczyć jakoś tak: Powiedział, że będzie jak odbierzemy budowę, a on nadal będzie w średnim wieku, bez potrzeby pobierania zasiłku i zakupu wózka inwalidzkiego.

 


Spoko, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby prędzej zmienił nastawienie! Na resztę nie mam wpływu, więc po co martwić się na zapas? Trzeba być dobrej myśli!

 

 


Dobra, po tym cokolwiek przydługawym wstępie, dla porządku kilka słów o nas i skąd to całe zamieszanie:

 

 


nasza rodzinka to:

 


mąż, zwany Soplkiewiczem

 


ja, czyli żona

 


Soplęta czyli potomstwo w liczbie dwojga sztuk, po sztuce z każdej, znanej na ziemi, płci

 


No, to my, witamy serdecznie wszystkich, którzy zaszczycą nas lekturą moich wypocin.Komentarze mile widziane, niedługo (tzn. jak się nauczę ) będzie tu poniżej taki ładny link do : "komentarze" :)

 

 


A teraz o czynnikach sprawczych przedsięwzięcia:

 

 


Po pierwsze:

 


Mieszkamy w centrum naszego City, rzut beretem do pracy, szkoły, przedszkola, znajomych, knajpy, kina, itp. 70 m2 powierzchni mieszkalnej świeżo wyremontowanej przystosowanej do potrzeb 4-osobowej rodziny. Z okien mamy piękny widok nad dachami starówki naszego miasta, w tle góry...

 

 


Po drugie:

 


Mamy też uroczą działeczkę pod lasem, w maleńkiej wsi dwadzieścia kilometrów od centrum miasta... No i mi się ta działeczka marnowała... No bo jak to tak, jakoś niegospodarnie i wogóle, mieć działkę i ani na niej nie uprawiać powiedzmy kukurydzy, albo ziemników ani nie używać jej w celach mieszkalnych? Nic pośredniego pomiędzy tym nie przyszło mi do głowy...

 

 


Po trzecie:

 


Od wielu lat, hobbystycznie, jestem maniaczką na tle projektów domów. Fioł polega na tym, że oglądam je sobie, rysuję, zmieniam, wymyślam "udogodnienia" przy założeniu, że to mój hipotetyczny dom...

 

 


Po czwarte:

 


W 2007 roku coś się stało rynkowi nieruchomości - zgłupieli wszyscy doszczętnie chyba i wywindowali ceny mieszkań jakby to było centrum Brukseli prawie... za tym poszedł szał na budowanie, no rozsądnie, lepiej pewnie zbudować dom, niż za te same pieniądze kupić mieszkanie do remontu, no ale za tym poszły ceny materiałów budowlanych. Producenci odrzucili wszystkie krępujące zasady i dali upust swojej pazerności. I nikt mi nie wmówi, że w ciągu jednej ( łagodnej ) zimy tak strasznie podrożały koszty wydobycia gliny, jakichś rud żelaza, piasku, żwiru itp. W złoto i brylanty może bym uwierzyła, ale nie w błoto, czy żwir z rzeki....

 

 

 


Po piąte:

 


W 2008 roku tanie kredyty mieszkaniowe wzięły przykład z materiałów budowlanych i przestały być takie tanie. Również przestają być tak łatwo dostępne...

 

 

 


Wniosek:

 

 


?

 


Sam się nasuwa: musiałam, po prostu m u s i a ł a m podjąć to wyzwanie!

 

 


Wybudować się PRZED boomem budowlanym? Oczywiście, ale to takie... przewidywalne.

 


Wziąć tani kredyt rok temu? hmmm, to takie ....zdroworozsądkowe....

 


Mieszkać wygodnie w centrum, a w weekendy kosić trawę na działce? Nuuuda i konformizm...

 

 


Oto wyzwanie!: zrezygnować z wygodnictwa, podjąć wyzwanie, zadłużyć się do granic rozsądku, ale dom postawić. To jest coś!!!! Ha!!! ( ktoś normalny powiedziałby, że jest to po prostu SKRAJNA GŁUPOTA , ale co mi tam, póki co głupota nie jest jeszcze karalna w tym kraju (słyszę zza ramienia: "a szkoda" ). Czy ja muszę być normalna??? Otóż nie! I w zasadzie prawie każdy, kto tu pisze na tym forum o przystąpieniu do budowy musi mieć podobne do moich symptomy... jestem wśród swoich i liczę na brak krytyki w tej kwestii

 

 


Ponieważ w milczeniu ani cierpienie, ani radowanie się jakoś mi nie wychodzi - podzieliłam się swoim pomysłem z rodziną... i zarazili się. Może im się choroba jakoś bardziej zachowawczo niż mnie objawia, ale skutek jest! Decyzja: budujemy!

 

 


Z tysięcy projektów odrzucone zostały dawno temu projekty domów dużych.

 


Z trzech powodów: za drogie w budowie, za drogie w utrzymaniu i kto tam będzie u licha sprzątał??? ( ja jestem w tej kwestii, i pewnie tylko w tej, heheheh , jednostka pragmatyczna i staram się sobie życie - czytaj prowadzenie domu – ułatwiać, a nie utrudniać. Życie jako takie, zdaje się, że doskonale sobie właśnie utrudniam.

 

 


Do rzeczy:

 


Ze względu na finanse dom ma być jak najmniejszy, ale musi być "wszystkomający", więc absolutne minimum to:

 

 


Na parterze:

 


1. wiatrołap taki, żeby można było się zmieścić z dziećmi, siatką z zakupami, zabłoconymi buciskami i mokrym parasolem. Co najmniej szafa na buty. Druga na kurtki mile widziana.

 

 


2. Kuchnia lub kuchnio-jadalnia ze stołem + 4 krzesła i spiżarką z oknem ( teraz mam bez okna i jest to cokolwiek porażka. Brak spiżarki wykluczam! )

 

 


3. Salon nie musi być duży, ale potrzebuję przestrzeni - otwarty na jadalnię na przykład, hol, trzydrzwiowe okno balkonowe plus dwa okna z dwóch stron świata. Nie cierpię ciemnych nor! Kwiatki hoduję. W sporej ilości.

 

 


4. Pokój, nie musi być duży, byleby awaryjnie podwójne łóżko i szafa weszły. Jakby co. Tymczasem pomieszczenie na biurko, regały z książkami, fotoalbumy, kufry ze "skarbami" z czasów szkoły i całe komputerowe ustrojstwo. Nie chcę tego ani w salonie ani w sypialni! (Wypraszam sobie udzielania porad typu: "dlaczego tego po prostu nie wyrzucisz?" Lubię i trzymam. )

 

 


5. Łazienka, może być rozmiar blokowy, kabina + wc, wystarczy. Mąż się kapie rano n a d o l e, ja śpię na górze. I na odwrót. ( Niech nikt mi nie wmawia, że sypialnia rodziców z prywatną łazienką z wejściem z sypialni to udogodnienie i luksus jakiś. Chyba, że kąpią się w niej rano równocześnie. Albo jedno z nich tabletki nasenne zażywa. Mocne. )

 

 


6. Pomieszczenie gospodarcze. Z kominem. Duże. takie, żeby się klamoty wszelkie zmieściły oraz żeby "jakby co" kotłownię na paliwo stałe z tego zrobić.

 

 


7. Garaż niekoniecznie, w małym domu się już nie zmieści - a najlepszy byłby na dwa auta (no, jedno auto i jednego trupa . ) Może być wolnostojący albo wiata.

 

 


Góra:

 

 


3 sypialnie, mniej więcej takie same kształtem i rozmiarem, co by się użytkownicy ( mali ) nie kłócili "kto ma lepszy pokój".

 

 


I łazienka. Z wanną wc, bidetem i umywalką. A także pralką i miejscem na suszarki na pranie.

 


( z doświadczenia wiem, że im bliżej pralka i suszarka zlokalizowane są szaf w sypialniach, tym większa szansa, że czyste ciuchy trafia szybko na półki. Pralnia na parterze to, w moim przypadku, porażka! )

 

 


Może być stryszek na mało lub sezonowo używane rzeczy typu choinka, narty, sanki. Albo schowek. Tu nie się nie upieram. Chociaż, może schowek? Duża jestem, ale niekoniecznie wzwyż. Łatwiej schylić się do schowka niż balansować na drabinie z rękami w nieznanej przestrzeni nad głową?

 

 


I jak najmniej schodów. Tylko na górę do części nocnej. Dzieci niech sobie po schodach biegają, mnie wystarczy dwa razy dziennie. Rano i wieczór. Dość! Prawie całe życie mieszkałam na najwyższym piętrze w bloku. Bez windy. Teraz mam 113 schodów. Wystarczy mi tego wspinania się jeszcze na kolejną inkarnację .

 

 


No to tyle. Przypominam uprzejmie, że domek nadal ma być mały! :) Im mniejszy tym lepiej. :)

 

 


Z wymagań architektonicznych:

 

 


Prosta i symetryczna bryła budynku. Jeśli nie prosta, to przynajmniej symetryczna. Tak lubię. :)

 

 


Dach dwu lub czterospadowy, możliwie jak najprostszy, bez zbytnich udziwnień. Ok, podobają mi się gible i takie tam, ale są drogie i czasem, źle wykonane, bardzo uciążliwe w użytkowaniu ( jakieś mostki termiczne, nieszczelności w okuciach dachowych, pierońsko drogie "kosze"... )

 

 


Kominy mogą być duże, ale maksymalnie dwa. Nie podoba mi się dach najeżony kominami. Poza tym, jak z giblami: im więcej kominów, tym więcej obróbek blacharskich itp. Miałam już cieknący dach i więcej nie chcę!!!

 

 


To samo zresztą jest z ryzalitami i balkonami. Ładna rzecz, ale dla mnie czynnik ryzyka. Ja wiem, że każdy powie, że nie będą cieknąć, jak się je porządnie zrobi. Ale ja widziałam porządnie zrobione, które się wściekły i ciekły. Może tylko ja mam takiego pecha? Nie będę ryzykować.

 

 


Jedyne, co bym chciała to okna dachowe. Nigdy nie miałam, a straaaaasznie mi się podobają. I dają dużo światła. ( I hajcu latem... ale cóż... nie ma róży bez kolców :) ) Więc chcę je mieć. Najwyżej kiedyś zmienię zdanie... mówią, że tylko krowa nie zmienia poglądów...

 

 


Zadaszony taras. W świetle budynku lub dobudowany do bryły. Świetnie wyglądają w sklepie i katalogach meble ogrodowe z egzotycznego drewna, z zapraszająco ułożonymi poduchami... Tylko, że ja widziałam właścicieli tych mebli: jedni, na widok deszczowej chmurki, z obłędem w oczach i rozwianym włosem zbierali wszystko ze stołu i siedzeń do domu, meble nakrywając folią. Goście pomagali jak mogli. Drudzy, byli wyluzowani, goście ze szklankami w dłoni chronili się przed deszczem w salonie, czasem ktoś wziął pod pachę sałatkę, reszta przyjęcia "pływała". Potem się "suszyła" przez kilka dni. Po roku meble przestały być ładne. Ja jestem typem tych pierwszych opisanych ludzi. Pewnie też bym latała. Z włosem i okiem. Nie chce mi się. Taras ma być zadaszony. Przynajmniej trochę.

 

 


Biorąc pod uwagę powyższe wybraliśmy kilka projektów.

 

 


Pierwsze miejsce zajął pewien dom, który od paru lat staaaasznie mi się podoba. Faworyt po prostu. Nazywa się Saturn.

 


Tu ku pamięci wkleję ( kiedyś... ) link do tego projektu.

 


Jest po prostu Ślicznościowy.

 


Tylko odpadł w przedbiegach, zaraz po tym jak zobaczyłam kosztorys. Kredyt spłaciłabym chyba w wieku lat osiemdziesięciu. Zresztą tylu nie dożyję. Poza tym jaki bank da nam taki kredyt?

 


Zresztą dom ma gible, balkony i ryzalit. Hm...to ma sens. Jak by było mnie na niego stać, to byłoby mnie również stać na cudowne wykonanie tych bajerów. Albo ich naprawianie...

 

 


Zaraz po nim był jeden fajny domek z Muratora. Kto chce niech popatrzy sobie na Skrzata. Malutki, wszystkomający. Ale jury w osobie mojego mężusia go odrzucił, bo się mu dach czterospadowy 30 stopni nie podobał. Tłumaczyłam mu, jak komu dobremu, że to w rzeczywistości fajnie wygląda, ale on się zaparł przednimi i zadnimi łapami.

 

 


Jeszcze fajniejszy, jeśli chodzi o wnętrze był Barwny. Ale i większy. Zresztą nie było o czym gadać, bo Sopel nie chciał wogóle patrzeć na projekty Muratora. Zwłaszcza o prostych czterospadowych dachach. Jeszcze zawahaliśmy się przy Niewielkim, ale primo wcale, zwłaszcza kosztowo, nie był "niewielki", a secundo, jak dla mnie okna za małe i wogóle taki niewszystkomający.

 


 


Potem długo długo nie było nic. Ten ma fajny środek, ale za duży metraż, ten ładny, ale kuchnia jak w kampingu, ten super, ale nie ma łazienki na dole i tak to szło. Kto tu czyta, zna pewnie te rozterki z autopsji. :)

 

 


Zaczęliśmy szukać małych dwuspadowców. Problem z nimi był taki, ze przy takim programie użytkowym, jaki chciałam na parterze, na górze wychodziły minimum cztery pokoje. Po co mi tyle???? Aż tak rozmnażać się nie zamierzam.

 

 


Potem, zdaje się, że pokłóciliśmy się rzetelnie. Stanęło na tym, że zaczęłam szukać domku letniskowego. Kanadyjczyka. Ceny okazały się z kosmosu, jak za takie coś. Tyle samo wyszedłby mały murowany domek.

 

 


Więc przyjrzałam się Cyrkonowi. A propos - domek Kriskera jest po prostu śliczny! Sopel jak zobaczył fotki z budowy orzekł, że mu się podoba. (Nie będę cytować co powiedział, gdy najpierw pokazałam mu projekt w katalogu. Nie używa się takich słów publicznie.) No ok, on nie ma takiej wyobraźni jak ja. Ale, chcąc być uczciwa, muszę dodać: a ja nie mam jego zdolności wykonawczych. Ja mogę stworzyć wizję apartamentu w walącej się stodole, ale tylko małżonek "swoimi ręcami" :) może tę stodołę w moją wizję przemienić. I chwała mu za to!

 

 


Jak tak czytałam wątek Kriskera wpadłam na "w kasię", która po pewnych perypetiach zabrała się za...Skrzata! O rany!!!! Toż to właśnie jest to! - pomyślałam. Z nieukrywanym triumfem (tryumfem? ) zaprezentowałam mężusiowi fotki domku Kasi i... ALLELUJA!!!!!! Powiedział: no, no! Super!

 

 


Zauważyłam, że Kasia fajne zmiany wprowadziła w rozkładzie swojego domku.

 


Środkiem przypominał Barwnego, ale gabaryty miał Skrzata. Zresztą są to prawie takie same projekty. Oświadczam wszem i wobec, że pewna Kasia jest genialna!

 

 


Sopel powiedział jeszcze, żeby po prostu zbudować Barwnego, nie bawić się w żadne "przeróbki" ( zdaje się, że on nie przepada za moimi napadami inwencji twórczej... ), ale zdecydowałam, że pomysł Kasi jest genialny i tego trzeba się trzymać! :) Barwny jest większy, a każdy metr to kilka tysięcy więcej. Zwłaszcza, gdy się ich nie ma... A poza tym jest o metr wyższy od Skrzata. Inny kąt nachylenia dachu. Obejrzałam sobie w realu dom z czterospadowym dachem o takim kacie nachylenia i stwierdziłam, że mi się nie podoba! Za ciężka czapa się robi na takim małym domku. Jak dla mnie. Może się to komuś podoba. Proszę bardzo. Mnie nie musi.

 

 


W międzyczasie obczaiłam jeszcze, że jesteśmy z Kasią sąsiadkami :) - kurcze naprawdę mały ten świat!!!! ) Z "pewną dozą nieśmiałości" napisałam do niej PW, co by poradzić się w tym i owym. Aby pomogła mi rozwiać takie, czy inne wątpliwości. I wiecie co? ZGODZIŁA SIĘ! a DO TEGO zaprosiła nas na swoją budowę!!! Przemiła, przekochana i przecudowna osoba! A dom? Po prostu CUDEŃKO!!!! Zakochałam się w nim na amen zanim wysiadłam z auta!!!! Po prostu piękny ślicznościowiec!!!! W środku akurat taki jakiego potrzebujemy!!!! Po prostu PERFECT! Choć mieliśmy już mapy, projektanta adaptacji zmian i wydruk projektu z internetu, jeszcze do tej chwili wstrzymywałam się z zakupem projektu. Możliwości bowiem były tylko dwie: albo dom będzie miał coś co mnie odrzuci, albo zakocham się w nim bez pamięci.

 


Nastąpiło to drugie!!!

 


W następny roboczy dzień poleciałam kupić projekt!

 


Hurrra!!!!! Okropnie się cieszę!!!! Zresztą co tam ja, najważniejsze, że mąż się przekonał!!!!!! I wieeeeeelka w tym zasługa Kasi!!!!!!

 

 


Kasiu! Bardzo bardzo bardzo Ci dziękuję! Jesteś nieoceniona!!!!

 

 


A ja muszę uzbroić się w cierpliwość, optymizm i mocne nerwy.

 


Mam dziwne wrażenie, że zaczyna się jazda bez trzymanki...

 

 


I tak...kto dotąd dobrnął wie już, że będziemy budować Skrzata. Co będzie dalej - czas pokaże. Staram się być dobrej myśli i nie martwić na zapas.

 

 


Wkrótce napiszę o formalnościach, które powoli mają się już końcowi ( we wtorek mamy składać wniosek ). W międzyczasie postaram się nauczyć wklejać zdjęcia

 

 


pozdrowionka



×
×
  • Dodaj nową pozycję...