Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    89
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    114

Entries in this blog

czupurek

Rok 2005

 


31 sierpnia

 


P R O L O G

 


Zwolnienie i urlop dobiegł końca. W tym czasie doszłam do wniosku, że... również czas kończyć mój "Spóźniony dziennik".

 

 


Dokładnie po roku od naszego zamieszkania (bez 2 dni) 16-go sierpnia a.d. 2005 r. odebrałam z Nadzoru Budowlanego, długo pożądane i oczekiwane ZAŚWIADCZENIE o braku sprzeciwku do zawiadomienia o ZAKOŃCZENIA BUDOWY.

 

 


Wreszcie mogliśmy się zameldować i odtąd spać legalnie, spokojnie.

 

 


Z perspektywy - nikomu (jak nie musi!) nie polecam przeprowadzki do niewykończonej chałupy. Prawie pół roku mieszkaliśmy w pyle, hałasie, wśród wiecznie kręcących się robotników, wciąż coś malujących, przykręcających, etc. To się mocno kłóci z funkcją spokojnego mieszkania.

 


Na szczęście mam już za sobą najbardziej brudne prace wykończeniowe.

 


Do zrobienia zostało jeszcze parę rzeczy, ale niestety z braku większych funduszy, będą robione w miarę możliwości, być może przez kilka następnych lat.....

 

 


Reasumując, okres budowy był (jak dla mnie) całkiem ciekawym kawałkiem czasu. Wszystko na najwyższych obrotach, godzenie pracy, rodziny, budowy... Ciągłe załatwianie, bieganie, targowanie. Lubię tego rodzaju "młyn".

 


A radość z możliwości mieszkania "pod swoim kawałkiem nieba", satysfakcja, że czegoś się dokonało "tymi ręcami", przeoogromna.

 


Jeszcze dopóki będzie coś do zrobienia, to pewnie skoczy tu i ówdzie adrenalinka, a potem...., potem przyjdzie pora na celebrowanie spokojnego życia "na trawce".

 

 

 


Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkich obecnych i przyszłych budowniczych

czupurek

Rok 2005

 


16 lipiec

 


ogrodnictwo (bo co może być innego) - trawka od frontu rośnie radośnie. No, w jednym miejscu to, raczej nic z niej nie będzie bo, moje psiury co rusz wykopują jamę. Pal licho, potem coś się wymyśli.

 


Dokonałam już chyba ostatnich (naprawdę ostatnich ) zakupów w tym sezonie. Do ziemi poszły dwa kolejne jałowce płożące.

 

 


26 lipiec

 


Nastał czas wypoczynku urlopowego. A ściślej miał nastać. niestety za sprawą psa (chociaż czy to, jego wina?), już pierwszego dnia urlopu łups... i poszłam na zwolnienie bo, mi się palec w prawej ręce złamał. No sam się nie złamał. Pies połamał mi thuje, więc ja wściekła zrobiłam zamach żeby strzelić psinę. Nie trafiłam, a ręka wylądowała na płocie.

 


I tym sposobem bumelka, będzie trwała ponad 5 tygodni, a ja tylko leżaczek, browarek i pokazywanie co jest do zrobienia.

czupurek

Rok 2005

 


11 lipiec

 


ogrodnictwo - melduję, że małżek się przyłożył i dzisiaj zakończyliśmy wstępne prace ogrodnicze od frontu. Teren wyrównany, trawka posiana, pełna kultura.

 


Coby tylko ta trawa wzeszła! Połówka mówi, że wzejdzie i będzie picabello bo, nawet nawóz i substrat torfowy rozsypaliśmy, czego we właściwym ogrodzie nie stosowaliśmy, a i tak wyrosło.

 

 


No ale zawsze coś po drodze musi się skichać. Przystąpiliśmy do wymiany oleju w kosiarce (wg instrukcji pierwsza wymiana po 5 godz). Nie wspomnę, że klucza nie było w komplecie i trochę trwało zanim odpowiedni dobraliśmy i że nie mogliśmy znaleźć spustu (taka czytelna instrukcja ).

 


Jak już uporaliśmy się z narzędziami, korek został odkręcony, olej spuszczony i..... przy zakręcaniu...., nie wiem za czyją sprawką: moją czy małżonka (bo robiliśmy wspólnie), w drobny mak rozsypał się spust.

 


Kosiarka pojechała do serwisu. Całe szczęście naprawią. Pytanie tylko na czyj koszt? Jak dla mnie był to, wadliwy stop metalu, ale czy oni podciągną to, pod naprawę gwarancyjną? Facet w serwisie mówił, że pierwszy raz widzi takie uszkodzenie i stwierdził, że za dużo pary w rękach miałam

 


I na tym chyba skończę prace w tym sezonie letnim. Na dalsze, brak obecnie kasy . Cóż niedługo urlop, będę odpoczywać i patrzeć jak roślinność wschodzi.

czupurek

Rok 2005

 


bez daty

 


żyjątka - czyli co mieszka w moim ogrodzie

 


Mam ślimaki, takie z domkami, ale w ilości znośnej. Jednak poczytałam, że są szkodnikami i jedzą liście, więc jak tylko któregoś spotkam, lądują za płotem na niezagospodarowanym w tej chwili kawałku łąki, a niektóre kończą swój szczęśliwy żywot pod nożem kosiarki (blee ).

 


Są i dżdżownice (chyba), które spotykam tylko przy okazji wkopywania kolejnych roślinek, więc generalnie mają spokój.

 


Natomiast, w czerwcu tego roku odkryłam rzecz makabryczną. W moim ogródku mam mrówki, takie małe, czarne, żyjące w ziemi. Po stosownej lekturze, jako człowiek czynu, postanowiłam zawalczyć, a mogłam wpierw spokojnie pomyśleć.

 


- pierwszy sposób był ekologiczny - kilka litrów wrzątku. Efekt - mrówki lokalnie utopione, reszta przeniosła się w inne miejsce. Mnie została ugotowana w tym miejscu trawa.

 


- drugi chemiczny - kupiłam mrówkofon. Ale z powodu ciągłych opadów, nie mogłam od razu zastosować. Przy okazji czekania na suszę odkryłam, że miejsc mrówkowych jest więcej i ...

 


dopiero wtedy przemyślałam sprawę .....

 


... i doszłam do wniosku, że niech sobie te mrówy żyją. W końcu to ja jestem na ich terenie, no i chciałam być ponoć bliżej natury. A dopóki nie mieszkają ze mną, jest ok.

 

 


Generalnie już i tak można odczuć naszą ingerencję w lokalny ekosystem. W zeszłym roku, latem, zachwycałam się koncertami jakie dają świersze.

 


W tym roku odkryłam ... ciszę. Dlaczego? Wtedy były na naszej działce wysokie trawy, więc świerszcze szalały. W tym roku założyliśmy trawnik i.... nie ma świerszczy.

 


Na pocieszenie dodam, że narazie z dwóch stron za ogrodzeniem są chaszcze - dzięki temu tam rezydują świerszcze i jeszcze grają, ale jak powstaną nowe domy ........ pewnie zalegnie kompletna cisza .....

 

 


....Mrówką daję spokój....

czupurek

Rok 2005

06 lipca

długo się zastanawiałam..., ale jednak, niech będzie KU PAMIĘCI (przestrodze?)...

 

Rozprawa pt:

"Negatywny wpływ pozytywnych czynników zewnętrznych na wybrane jednostki ludzkie przybyłe z obszarów nieatrakcyjnych ekonomicznie na tereny rozwojowe"

 

(...) a powiadają, że ludzie się nie zmieniają....

Po transformacji ustrojowej, na terenach naszego województwa, w aglomeracjach wiejskich i małomiasteczkowych, poziom życia mieszkańców uległ gwałtownemu obniżeniu, głównie z powodu likwidacji wielu miejsc pracy i zubożeniu większej części naszego społeczeństwa. Nastąpiła naturalna migracja tej ludności do większych i prężniejszych ośrodków, w poszukiwaniu „lepszego jutra”.

Poddana obserwacji grupa osób z branży budowlanej, lat temu około pięciu, została zatrudniona przez inwestora indywidualnego do postawienia budynku mieszkalnego na obrzeżach miasta, z którego to, zadania wywiązała się medalowo i w terminie. Dodatkową zaletą była również cena za wykonaną usługę: niższa niż stawki stosowane przez ekipy miejscowe. Jednym słowem same plusy.

Dzięki powyższemu, omawiana grupa została polecona następnemu inwestorowi, który z kolei rekomendował ekipę, tym razem piszącej te słowa.

I tak, lat pięć, Panowie budowlańcy, bez konieczności opuszczania terenów, na które przybyli, pracowali w ruchu ciągłym, zapewniając sobie i rodzinom byt godziwy.

Autorka niniejszej rozprawy, jako osoba otwarta i wdzięczna, niejednokrotnie, acz sporadycznie, nagradzała po dobrze wykonanej pracy ekipę, pod postacią drobnych, niskoprocentowych napojów alkoholowych, w myśl zasady: „dobrze pracują, należy się dowód uznania”.

Przed zbliżającym się końcem zatrudniania rzeczonej grup przez autorkę, ta ostania zauważyła u zatrudnionych nieregularne występowanie niepokojących symptomów w sferze socjalno-psychicznej. Ekipa niby pracowała jak wcześniej, ale co jakiś czas wysyłała w postaci werbalnej i niewerbalnej sygnały nasycenia pracą i ciągłych niedoborów finansowych.

Pisząca te słowa, nie mająca przygotowania zawodowego ani z zakresu psychologii, ani ze stosunków społecznych, zbagatelizowała zaistniały problem, tym bardziej, że zakres zlecanych do wykonania prac ekipie dobiegł końca i nastąpiło rozstanie na czas dłuższy.

Autorka, z uwagi na utrzymujące się zapotrzebowanie rynku na niedrogie i zaufane ekipy budowlane, poleciła omawianą grupę dalej.

Jakie było jej zdziwienie gdy, dowiedziała się od kolejnego inwestora, iż budowlańcy Ci twierdzą, że każdy (?) inwestor kupował im niskoprocentowe napoje alkoholowe, jednocześnie twierdząc przy tym, że 8 półlitrowych opakowań dziennie tegoż napoju to, w końcu nie taka duża ilość, jak na możliwości zatrudniającego. Ponadto, stwierdzili, że normalną praktyką jest zaliczkowanie umówionej ceny, na poczet przyszłego wykonania prac.

Jedyną reakcją piszącej na takie rewelacje było zdziwienie, szok, zaskoczenie. Po przeprowadzeniu głębokiej, kompleksowej analizy przedmiotowej ekipy, nasuwa się jedynie słuszny, już nienaukowo przedstawiony, wniosek: Panowie się przez te lata rozpuścili, obrośli w piórka, mówiąc delikatnie i krótko ZAPOMNIELI GDZIE ICH MIEJSCE I JAKA ROLA.

Reasumując, nastąpił (…)"Negatywny wpływ pozytywnych czynników zewnętrznych na wybrane jednostki ludzkie przybyłe z obszarów nieatrakcyjnych ekonomicznie na tereny rozwojowe"

 

A autorka?, cóż już nikogo, nikomu polecać nie będzie.

THE END

czupurek

Rok 2005

 


05 lipca

 


ogrodnictwo - na umówione od Didi (mojej guru ogrodniczej ) hasło:

 


- ciąć żarnowce

 


dokonałam tegoż procederu, modląc się jednocześnie żeby im nie zaszkodziło, bo mistrzem nożyczek to ja nie jestem.

 

 


Ponadto, podczas wieczornego spaceru z psami nazbierałam reklamówkę szyszek i próbnie wysypałam pod jedno z drzewek (na więcej nie starczyło). Efekt jest ciekawy. Wygląda o niebo lepiej niż wysypana kora, którą zwiewa i która dość szybko się degraduje. Zobaczymy tylko jak upływ czasu działa na te szyszeczki.

czupurek

Rok 2005

 


24 czerwca

 


ogrodnictwo cd - podjęliśmy nierówną walkę z uporządkowaniem terenu od frontu. Jak wszędzie glina, ił, gruz, no i chwasty na 1,5m -po prostu masakra.

 


Mam nadzieję, że do siewu trawy (sierpień) się wyrobimy.

 


Żebyście widzieli te korzenie, które wyciągałam łapkami - wielkości dorodnej marchewki - ale mój pies je bardzo lubi

 

 


No i pierwsza roślinka z przodu już posadzona (nie mogłam przecież czekać do sierpnia ) - kupiłam młodziutką jodłę koreańską - będzie miała super niebieskie, duże szyszki, rosnące do góry.

 

 


02 lipca

 


ogrodnictwo - małżonkowi już się znudziło lanie trawy i roślin z węża (2 godz zabrane z życiorysu), więc zakupiliśmy zraszacz (fajny, duży i wielofuncyjny). Fakt, podlewanie trwa nieco dłużej, ale teraz to nie boli. No i w razie upałów zawsze można pod tym zraszaczem troszku postać.

 

 


Wkopaliśmy również parę nowych roślinek (mam nadzieję, że to, koniec roślin na ten sezon ):

 


- berberys red chief - w okolice skalniaka (jako przyszłe tło fontanny)

 


- parę skalniaków

 


- a z przodu - wierzbę hakuro - prezent imieninowy małżonka.

 

 


Jeszcze musimy uporać się z glebą od frontu, zasiać tą trawę i raczej koniec ogrodnictwa na ten rok.

czupurek

Rok 2005

 


22 czerwca

 


podjazdy - the end. Niniejszym donoszę, że prace z ułożeniem kostki betonowej ukończone. Teraz do chatki wchodzi się kulturnie.

 


Z tej okazji zdjęliśmy przegrody i nasze pieseczki mogą już latać dookoła domku. Owczarek jest wręcz zachwycony tą perspektywą i to tak bardzo, że zdążył w pierwszych minutach tej wolności wykopać w świeżo nasypanym, wyrównanym, piaseczku dziurę metr na metr, zasypując jednocześnie dopiero co zamiecioną kostkę.

 

 


Zrobienie wejścia i wjazdu kosztowało nas ogółem 3,27k: krawężniki 30mb i kostka 48m2 - 1,75k (w tym, w wyniku niezbyt ścisłych obliczeń zostało mam nie wykorzystane 4m2), piasek 0,45k, cement 0,27k, robocizna 0,80zł.

 

 

 


Teraz wypadałoby wziąść się za posianie jakiejś trawki i roślinek od frontu, bo jak narazie to, rosną bujne chwasty.

czupurek

Rok 2005

 


10 czerwca

 


podjazdy - gdy, emocje już opadną......

 


Po kilku telefonach i wczorajszej osobistej wizycie w hurtowni, dzisiaj spełni się moje trywialne marzenie i przybędzie szanowna pani kostka.

 


Według zapewnień hurtowni, powinnam spodziewać się dostawy koło południa. Na tą okazję ściągnęłam mężowi, majstrów do pomocy przy wyładunku. Chłopy czekają....

 


Godz. 9.00 - informacja z hurtowni, że trwa załadunek.

 


Godz. 12.30 - dzwoni mąż, ze transportu nie widać.

 


Godz. 12.45 - hurtownik twierdzi, że wyjechali o 11.00 i lada moment będą (notabene 2 godz. ładowali 4 palety?!).

 


Ponadto, w tym miejscu okazało się, że ta kostka jedzie ze szczecina, od producenta który nie chciał obniżyć mi ceny.

 


Godz. 14.00 - moje chłopy się denerwują, kostki ni widu, ni słychu.

 


Hurtownia twierdzi, że jadą. Dla świętego spokoju dostaję telefon do producenta, który również potwierdza wyjazd. Uprzejmie daje mi jednak telefon do kierowcy, który mówi, że jest już w pobliżu i za pół godziny najdalej będzie. uff...

 


Godz. 15.00 - telefon z domu, że nikt nie przyjechał.

 


Ja, telefonuję ponownie do kierowcy, który coś tam tłumaczy, że zajechał najpierw do hurtowni, potem kontrolna służby celnej, etc...

 


Godz. 15.30 - dojechała szanowna kostka!

 


Godz. 15.40 - telefon z domu. Mąż twierdzi, że kierowca żąda zapłaty 150,00 zł za transport.

 


Jakie 150,00 zł! Nie były ustalane żadne opłaty!

 


Godz.15.45 - dzwonię do hurtowni z informacją o żądaniu kierowcy i zastrzeżeniem, że niczego nie zapłacę bo, nie było w umowie.

 


Hurtownik coś mętnie tłumaczy i staje na tym, że kierowca ma zajechać do niego, a my nic nie płacimy.

 


..... Godz. 16.00 - cicho i spokojnie, kostka stoi przed domem, nie widać, że chwilę temu, było tu tak gorąco....

 

 


11 czerwca

 


ogrodnictwo - musiałam, naprawdę, musiałam kupić te rośliny. Tawułki zostały wykopane, przystrzyżone i wyniesione w cień (może odżyją), a ich miejsce zajęły: jałowce grey pearl i golden corpet. oraz najśliczniejszy - świerk b. maigold - według zapewnień producenta - roślinki bez problemu powinny dać sobie radę na słońcu.

 

 


13 czerwca

 


Wydarzenie na miarę uroczystości państwowej - moje majstry, podjęły wreszcie jedyną, słuszną decyzję i opuściły swoje dotychczasowe lokum, czyli mój garaż. Fakt, nie przeprowadzili się zbyt daleko, bo na przeciwko do sąsiada, ale najważniejsze, że opuścili moją posesję, a do dalszych prac będą ewentualnie przychodzić jak... majstry, a nie domownicy.

 

 


Ufff, można odetchnąć i wykrzyczeć hurrrra, nareszcie sami.

czupurek

Rok 2005

 


01 czerwca

 


podjazdy - ufff kostka zamówiona i zapłacona. Teraz tylko czekam na dostawę. Notabene dziwna hurtownia, dziwny producent.

 


Wybraliśmy starobruk w kolorze czerwonym. Wyszło, że potrzebujemy ok 60m2, ale nauczona doświadczeniem dachówkowym, postanowiłam zamówić w pierwszym rzucie o 10m2 mniej.

 


Do wyboru miałam albo zamówić u naszego lokalnego producenta - cena 32,50 zł/m2 (i ani grosza mniej), albo przez najbliższą hurtownię - cena do negocjacji. Wybrałam drugie rozwiązanie, bo oferowana kostka niczym (prócz ceny) się nie różniła.

 


Pierwsze zaskoczenie - przyszło do ostatecznego złożenia zamówienia, a gościu z hurtowni mówi, że uzgodniona przez telefon cena dotyczyła koloru szarego.

 


Nie dałam się. Tak długo stałam i miałczałam, że facet się ugiął i zgodził się sprowadzić mi kostkę po 30,18zł/m2 - warunek płacę z góry, gotówką.

 


Ok, przystałam na to.

 


Drugie zaskoczenie - termin dostawy - nie wcześniej niż za 2 tygodnie. Powód - hurtownia nie ma na stanie, producent nie produkuje na bieżąco.

 


Dobra poczekam. Zapłacone, umówione, dostawa pod dom.

 


Dziwny kraj, dziwni ludzie....

 

 


03 czerwca

 


ogrodnictwo - no nie, znowu wzbogaciłam się o 4 roślinki na skalniak.

 


Odkryłam również rzecz makabryczną - na studzienkach kanalizacyjnych posadziłam kiedyś w donicach rośliny, ponoć tawuły japońskie. Po wnikliwej analizie sieci wyszło że to nie żadne tawuły (nawet koło nich nie stały), bo tawuły są PIĘKNE, a moje to, ech szkoda gadać. Wychodzi że to, tawułki jakieś tam - a to zupełnie inna roślina. Jak ustalę co ja w końcu mam, zamorduję tych co mi wcisnęli ten kit. I jeszcze to, coś właśnie usycha i więdnie bo, nie znosi słońca.

czupurek

Rok 2005

 


30 maja

 


ogrodnictwo cd - ależ to był długi i gorący łikend. W sobotę przejęliśmy zwyczaje mieszkańców południowej europy i do 18-stej nie wychodziliśmy z domu - u mnie na tym polu nie ma po prostu gdzie się schować.

 

 


No i poszalałam - pewnie przez te upały i nakupiłam roślinności oraz ileś tam worów z ziemią. A najgorzej mieli moi faceci - musieli to, wszystko, w afrykańskich temperaturach posadzić .

 


Nasz ogród wzbogacił się o: wiśnię kanzan, wiśnię amanogawę, wierzbę mandżurską - to, do kącika japońskiego młodego,

 


- klon atropurpurowy (w miejsce zjedzonej jabłonki rajskiej ),

 


- wierzbę iwę, klon flamingo.

 


Postanowiliśmy również zagospodarować leżącą w jednym z kątów, w nieładzie artystycznym stertę kamieni polnych - to będzie nasz miniaturowy skalniaczek. Jako jego oprawę zasadziliśmy irgi horyzontalne (czerwone owoce), kosodrzewę (trawę ozdobną niebieską), żarnowce (kwiaty żółte) - będzie piknie.

 

 


I NJAWAŻNIEJSZE WYDARZENIE minionego weekendu - równo po 6 tygodniach - skosiliśmy po raz pierwszy naszą trawkę!

 

 


Oceniając efekty pracy ostatnich dni - zrobiło się kulturalnie-ogrodowo.

 


Myślę, że czas zostawić ogród na jakiś czas i zabrać się za skończenie prac budowlanych - czyli podjazdów.

 

 


31 maja

 


ogrodnictwo cd - znowu nie mogłam się powstrzymać i kupiłam nowe roślinki. Dokupiłam do skalniaczka: lawendę, trawę spiralis, hebe, mrozy, kwiato-trawki (nazwa uleciała), jedno coś zielone (skleroza) oraz pieris japoński (to znowu do części azjatyckiej).

 


To jakaś choroba. Apeluję o nie wpuszczanie mnie do jakichkolwiek przybytków ogrodniczych, bo tym sposobem nie skończę podjazdów.

czupurek

ależ zaległości! nawet nie przypuszczałam, że tak mnie pochłonie ogrodnictwo

 

 


Rok 2005

 


14 maja

 


brama - dla porządku wyjaśniam: nic nie jest jajowate, tak ma być, w końcu te parę metrów musi taka brama jechać. uffff.....

 

 


ogrodnictwo - ogarnęła mnie prawdziwa mania sadzeniowa. Mam nadzieję jednak, że to naturalna kolej rzeczy. W końcu trawa posadzona i rośnie, obejście jako tako wysprzątane, to i przestrzeń zieloną trzeba wypełnić.

 

 


Na początek zasadziliśmy thuje (nadal o niezidentyfikowanej nazwie), tym razem wzdłuż południowego ogrodzenia. Do zagospodarowania czeka przód i zachód - będą szmaragdy w ilości ok. 160 szt., no ale troszkę później.

 

 


Dokonałam też pierwszych (i nie ostatnich w tym roku) zakupów w szkółce w smętowicach: azalie japońskie (kolor kwiatów czerwony), wierzbę mandżurską - do kącika japońskiego i pierwsze drzewo do pozostałej cześci: jabłoń rajską (liście czerwone).

 


Dobrze że pogoniłam chłopaków i zaraz posadzili nowe roślinki bo, potem padało i padało.

 

 


25 maja

 


Jabłonki już nie ma. Chwila nieuwagi .... pies wyrwał drzewko i je skonsumował. buuuu... ide kupić nowe.

czupurek

Rok 2005

 


11 maja

 


brama, furtka - zamontowane, całość wygląda ok i chodzi lekko. Nie znam się, ale sąsiad mówi, ze chyba jedna rolka jest jajowata, bo brama lekko skacze góra-dół. No cóż złożę szybką wizytę dystrybutorowi, niech wyjaśni sprawę.

 


Kable do zamka furtki przełożone bez większego problemu, teraz muszę jeszcze jej otwierańsko zamontować typu:

 


1. gość dzwoni

 


2. ja luken przez plazmę (czyli drzwi)

 


3. jest ok, to naciskam przycisk

 


4. gość wchodzi

 

 


Byłam wczoraj na zakupach i fachowcy od elektroniki złożyli mi potrzebny do powyższej operacji sprzęt (nawet częściowo zmontowali i schemata narysowali ), więc teraz tylko muszę kogoś namówić na montaż tego ustrojstwa. Od razu wyjaśnię, że domofonu nie chcieliśmy, bo jako taki jest nam zbędny (wsio widzę przez drzwi, furtka blisko). No i wyszło taniej niż tradycyjnie bo ok. 65zł.

czupurek

Rok 2005

 


05 maja 2005

 


thuje - zakupiłam na próbę ponad 30 szt żywotników zachodnich wysokości 40-50 cm po 3 zł. Niestety nie znam jeszcze nazwy. Dzisiaj odbyło się wielkie sadzenie na stronie północnej, mam nadzieję, że przyjmą się bez większych problemów.

 

 


09 maja

 


brama i furtka - uwaga, uwaga - przytargałam właśnie długo oczekiwane żelaztwo - piękniste i zielone. Jutro wielki montaż juhuuuuu

 

 


Tak montaż, o ile się uda bo, ktoś był blondi i co nieco popieprzył.

 


A było to tak. Przy składaniu zamówienia określiłam na którą stronę ma być otwierana furtka i było ok. Po tygodniu przyjechały słupki montażowe, które zostały pięknie przez majstrów osadzone w ogromnej ilości betonu i też wydawało się ok.

 


No i przyjechała furtka i już nie jest ok.

 


Dlaczego? Ano ja nie zakomunikowałam majstrom na którą stronę będzie się otwierała (blondi), majstry nie zapytały (blondi) i jest tak: furtka na prawo, kable wyprowadzone w słupku lewym.

 


auuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu

 


Jesteśmy banda gamoni do kwadratu

 


No i teraz coś trzeba wymyśleć, tylko co?!

 


cdn......

czupurek

Rok 2005

 


21 kwiecień

 


ogrodzenie the end - prace zakończone. Ogrodzona cała posesja. Muszę przyznać, że mimo wcześniejszej niechęci do siatki, całość wygląda przyzwoicie. Po odliczeniu części kosztów przypadających na sąsiadów (ok. 25mb), ogrodzenie kosztowało mnie 5,3k.

 

 


Majstry zamontowały również, świeżo przywiezione, 4 słupki pod bramę i furtkę. Kiedy 4-go maja odbiorę "zamknięcia" i będzie na zicher.

 

 


Co jeszcze w tym sezonie? jak się uda to może podjazdy, no i w okolicach sierpnia łazienkę.

czupurek

Rok 2005

 


14 kwiecień

 


trawnik - no, trochę za szumnie powiedziane, więc na początek - walka z terenem. Od rana przyjechał rolnik: najpierw traktorem z pługiem orał i orał, aż maszyna dęba stawała, tak u mnie skaliście. Potem leciał glebogryzarką, co by rozbić te wszystkie grudy. Facet biedził się 3 godz. ale i kazał sobie nieźle zapłacić (3 stówki poszły sobie precz).

 


Zrobiło się równiej, choć do ideału baaaaardzo daleko.

 

 


15 kwiecień

 


Teraz czas rozpocząć akcję grabienia - ale muszę przyznać trudna to sztuka. Wczoraj trochę próbowaliśmy i jakoś słabo nam to wychodziło.

 


Więc, niewiele myśląc, wynajęliśmy na dzisiaj autochtona. Zgodził się za stówkę wyręczyć nas w tych pracach.

 

 


16 kwiecień

 


trawnik cd - trawa posiana. Nawet nie wiedziałam, że to, taka ciężka praca. No, samo sianie nie, ale wałowanie. Ale zacznę od początku:

 


- wcześnie rano poleciałam podlać to nasze lotnisko (cosik 800m2), potem z małżem bawiliśmy się w siewców: w te i we wte, w te i we wte, dawaj rozrzucać nasionka. Cały czas miałam dylemat, czy nie za mało sypię tych nasion.

 


Gdzieś po godzinie wszystko było obsiane - zużyliśmy pięć pięciokilowych worków z nasionami.

 


Potem, walcem pożyczonym od sąsiada, zaczęliśmy wałować ziemię miejsce w miejsce. Tu poszło zdecydowanie gorzej, bo walec ciężki jak jasna cholera. Jeden człek nie dałby rady, więc ciągaliśmy tego wała we dwójkę, chyba ze 2 godziny najmniej. Ostatkiem sił zmoczyliśmy wszystko wodą i..... po robocie - trawnik założony.

 


Teraz będziemy podlewać i patrzeć jak rośnie

czupurek

Rok 2005

 


06 kwietnia

 


ogrodzenie - firmy wybrane, część materiału już zakupiona, prace rozpoczęte. Kupiłam siatkę i słupki ocynk + pcv. Miejmy nadzieję, że trochę postoi. Ceny: siatka 6,90m2, słupek pośredni 31,45zł/szt i inne. Razem na 140mb materiału na ogrodzenie pójdzie ok. 4,8k.

 


A tak na marginesie - gdybym miała decydować o zakupie siatki tylko na podstawie rozmów z przedstawicielem to,..... nic bym nie kupiła.

 


Facet bez ikry i zaangażowania. O wszystko musiałam się sama pytać, wręcz wyciągać z niego. Na słupki kazał wpłacać zaliczki i czekać na nie conajmniej 3 dni, jakby mi na wymiar robił . Jednym słowem pupa wołowa jakich mało.

 


Ale już załatwione, a facet niech się buja. Mieli w ofercie bramy wjazdowe, ale temat odpuściłam, z powodów jak wyżej + żadnej chęci negocjacji cen, po prostu łup z katalogu.

 

 


No, właśnie zapomniałam donieść kto robi ogrodzenie. A kto może robić? Oczywiście nasz Pan Majster. Cena przyzwoita, powiedziałabym wręcz, że zdarta: 12 zł/mb (w tym: demontaż starego ogrodzenia, słupki w betonie, może i przemycę montaż bram ). No, ale nie mógł wziąć więcej (tzn. nie dostałby więcej ode mnie). W końcu koczuje u mnie, korzysta z mediów i niemiłosiernie mi tyłek obrabia po okolicy biliższej i dalszej, czego bardzo nie lubię. Ale cóż, widocznie to, taki typ wiejskiego chłopka (bez obrazy dla mieszkających na wsi). Ciekawe czy nie zapomniał donieść, że ma u nas zawsze płacone na czas (albo i nierzadko przed), że otrzymał od nas nieoprocentowaną pożyczkę na ponad rok czasu, dostawał prezenty, robiliśmy grillki i częstowaliśmy wódeczką.

 


Jaki człowiek kiedyś był głupi. Z takimi to, trzeba krótko, za mordę, bo i tak nie docenią.

 


Na szczęście nasze rozstanie jest już blisko (mam taką nadzieję, bo po nim nie widać, żeby chciał nas opuścić Więc będziemy musieli go sami... spuścić).

 

 


12 kwietnia

 


brama, furtka - po rozpoznaniu tematu wśród masowych producentów, jak i lokalnych rzemieślników, gdzie ceny prawie się nie różniły między sobą, a jakość niestety tak, stanęło na wiśniowskim. Z pierwszego polecenia pojechałam do przedstawiciela nr 1. Z wyceną w ręku wsiadłam w samochód, patrzę, a on mi zrobił kalkulację po cenie katalogowej. Zadzwoniłam, opiórkałam i dał mi w końcu 5% rabatu.

 


W zanadrzu miałam jeszcze drugie polecenie. No i gościu nr 2 (nie uwierzycie, ale chyba był wczorajszy ), dał mi 9% rabatu - więc wybór był oczywisty. Całość: brama samonośna ręczna (ach, ta kasa), furtka z zamkiem magnetycznym, 4 słupki kosztowała 3,35k. Z ich transportu zrezygnowałam (chcieli 200 zł) i załatwiłam przewóz za 80 zł.

 


Tak więc około 2 maja posesja będzie całkowicie zamknięta.

czupurek

Rok 2005

 


31 marca

 


Za oknem zrobiło się całkiem wiosennie, więc i my wprowadziliśmy małe zmiany do harmonogramu prac.

 


Najpierw robimy porządki na zewnątrz + ogrodzenie, łazienka za miesiąc-dwa (rękami i nogami bronię się przed czekającym mnie znowu sajgonem związanym z kafelkowaniem tego przybytku).

 

 


Na początek porządki - kontener na gruz i takie tam + kopara która to, wrzuci do pojemnika.

 


Firma podstawiła zamówiony kontener 6m3 - kopara wrzuciła 4 łychy i.... kontener był pełny, a góra nie zmalała.

 


Na drugi dzień przyjechał większy 10m3 - i dopiero wszystko się zmieściło.

 


Niestety przez te porządki jestem o 1 tys. lżejsza.

 


Jednocześnie likwidacji uległa pierwsza budowla (szopa) i polne wc (o ten ostatni budynek musiałam dosłownie stoczyć bój z majstrami, którzy nie chcieli się z nim rozstać).

 


Na szczęście, gleba moja i postawiłam na swoim.

 


Teraz jest jakby równiej, przestronniej.

 

 


Na dniach ma przyjechać jakaś brona czy rekultywator - nie znam się, ale wiem, że ma przekopać moją glinkę.

 

 


I pora się brać za ogrodzenie. Po wielu naradach rodzinnych, biorąc pod uwagę gusta, wielkość działki, ceny i zasobność portfela (to, ostatnie przeważyło) płot będzie z siatki powlekanej, do tego brama przesuwna + furtka. Casting materiałowo-roboczy trwa.

 

 


02 kwietnia

 


Właśnie dokonałam zakupu 2 rozkładanych leżaków , a że pogoda ładna, więc zaraz jeden wypróbowałam i całe popołudnie zamiast sprzątać, etc. przeleżałam na tarasie z piwkiem. Było super, żeby jeszcze chciało się samo wszystko zrobić byłoby jeszcze piękniej.....

 

 


02-03 kwietnia

 


czupurek

Rok 2005

 


21 marca

 


Tak urlopu się zachciewa! Nic nie robienie marzy! Nie ma tak dobrze.

 


Kolejny weekend minął nam bardzo pracowicie.

 

 


W sobotę punktualnie przyjechały zamówione meble firmy BRW:

 


- kanapa, fotele, stolik dla syna

 


- łoże i 2 szafki nocne dla dorosłych

 


Mebli niby mało, a wszystko oprócz kanapy syna, przyszło w paczkach czyli "Adam Słodowy - zrób to, sam" - więc do dzieła.

 

 


Pierwszy zgrzyt - nie możemy znaleźć wkrętarki na akumulator. Szukałam w myślach, gdzie może być, komu pożyczyłam - niestety, olśnienie nie nadeszło. Kartony, złożone na środku holu kuszą, więc nie pozostaje nic innego jak wziąć w łapki śrubokręty ręczne i... do roboty!

 

 


Przygotowaliśmy sobie warsztat pracy:

 


- na podłogę poszły koce,

 


- obok niezbędne oprzyrządowanie w postaci młotków, śrubokrętów, etc

 


- dorośli (czyli ja i małż ) konieczny przy tego typu pracach płyn chłodzący czyli browarek

 


a, obrazu dopełniały, wszędzie wściubiające swoje nochale, dwa psy.

 


Do tematu podeszliśmy szczwanie: zaczęliśmy od rzeczy najprostszych.

 

 


W życiu, w życiu nie myślałam, że na skręcaniu 2 foteli, 2 szafek i stolika (bo tyle zrobiliśmy w sobotę) może zejść bite 8 godzin (nawet na obiad nam czasu nie starczyło).

 


Wieczorkiem, gdy już na łapki nie wyrabialiśmy, życzliwy sąsiad pożyczył nam wkrętarkę. O losie, jakie to, wdzięczne urządzenie.

 

 


Nie będę opisywać, jak nam wszystko sprawnie poszło, ile różnych takich @#!$%^ poleciało z naszych ust. Najważniejsze, że się udało!

 


A to, że pęcherze na rękach? bolące plecy? siniaki na nogach? To, betka - meble są śliczne i stoją.

 


Jedyne czego nie mogłam odżałować to to, że nie udało nam się złożyć łoża do sypialni i o 22-giej padłam jeszcze na stare materace.

 

 


W niedzielę ledwo słonko wstało, zerwaliśmy się kontynuować prace. Jako, że zdobyliśmy kawał doświadczenia dnia poprzedniego i mieliśmy nadal wkrętarkę sąsiada, łoże po 2-3 godz., stanęło w pełnej krasie, szybko sprawdzone przez przyszłych użytkowników, czy wszystko dobrze zamontowane.

 

 


Potem już tylko kilka godzin sprzątania, przestawiania, ustawiania i w chatce zrobiło się jeszcze bardziej cywilizowanie.

 


A my? Umęczeni, ale szczęśliwi, bardzo szybko myk do swoich nowych łóżeczek, spać.

czupurek

Rok 2005

 


17 marca

 


Tak, niezaprzeczalnie widać, że mała przerwa w pracach wykończeniowych bardzo mi się przyda, bo zaczynam być (znaczy jestem) już mocno zmęczona, a przy tym zakręcona jak słoik. Przykład z ostatnich dwóch dni:

 


16.03.05 godz. 14-sta dzwoni majster:

 


- proszę po pracy kupić ostatnie 2 listwy, 2 zaślepki i 2 narożniki (sklep nr 1) oraz 1 listwę aluminiową (sklep nr 2). Nie ma sprawy. Po pracy wpadam do sklepu nr 1, gdzie sprzedawca pyta:

 


- ile jeszcze brakuje? (byłam u niego parę razy to, już mnie pamięta)

 


- ostatnia JEDNA i 2 zewnętrzne oraz 2 zaślepki.

 


Towar wpakowałam do samochodu i zadowolona wióra do domu.

 


I co? ano zapomniałam, że listwy miały być dwie, o aluminiowej nie wspomnę.

 

 


17.03.05 godz. 13-sta dzwoni majster:

 


- proszę kupić 2 kg fugi takiej, 5 kg fugi takiej, 7 szt. kafli takich (wszystko do nabycia w jednym miejscu)

 


Nie ma sprawy. Wpadam do sklepu zamawiam co trzeba, płacę i jadę pod magazyn odebrać towar.

 


Towar wpakowany do samochodu i wióra do domu.

 


I co? ano wzięłam tylko kafle, o fugach zapomniałam na śmierć. I co? ano w te pędy wracałam z powrotem.

 

 


Powiem tak: dosyć, dosyć, chcę urlopuuuuuuuuuuuuuuu!!!

czupurek

Rok 2005

 


04 marca

 


drzwi wewnętrzne - the end. Tak, tak wszystkie drzwi wreszcie zamontowane, nic tylko chodzę i podziwiam.

 

 


kafle cd - fachmani skończyli właśnie układać kafle w oranżerii. Jest to, jedyny pokój z jakimś wzorem na podłodze. Wzór jest delikatny i według mnie (w końcu ja wybierałam ) wygląda ładnie.

 

 


I co z tego, że skończyli układać i sobie pojechali na łikend do domu. Stoję, patrzę na tą swoją nową podłogę, patrzę i stoję i......

 


ło matko te gamonie zamiast jaśminowej - dali białą fugę

 


Chce mi się wyć, dlaczego życie tak mnie doświadcza! Co za jełopy!

 


Nic, ja mam spieprzony weekend to, oni też będą mieli. Zadzwoniłam, opieprzyłam, będą w poniedziałek ściągać i kłaść od nowa prawidłową. Ciekawe kto zapłaci za zmarnowanie 5 kg fugi mapei?

 

 


Przez tą fugę odeszła mi ochota na dalsze prace. Naleję sobie drinka i walnę się na kanapę, w końcu należy mi się.

 

 


07 marca

 


oranżeria cd - fuga poprawiona, a majstry O B R A Ż E N I. Dacie wiarę? Cały dzień ponoć złorzeczyli pod nosem że muszą poprawiać (info od małża). Ale po powrocie z pracy ustawiłam brać do pionu i przestali.

 

 


No to, przenosimy graty i zaczynamy ostatni etap: malowanie i kaflowanie części dziennej.

 

 


16 marca

 


kafle, malowanie - the end. Prace w części dziennej zakończone. ufff. Nawet nieźle i sprawnie poszło (czyżby zasługa ostatniego opeerdesu?).

 


Całość wygląda przyzwoicie. Co ja mówię - wygląda pięęęęęknie.

 

 


No, to jutro ustawiamy graty z powrotem na swoje miejsce, a na łikendzik postaram się zrobić sesję zdjęciową.

 

 


Spróbuję podsumować. Malowanie ścian i kaflowanie ok. 100 m2 podłóg, osadzenie drzwi + listwy i inne bzdety kosztowało nas w sumie c'a 17,5k.

 

 


Niestety, z przyczyn technicznych, z łazienką do świąt się nie wyrobimy. Cóż, trudno, nie teraz to, się zrobi w kwietniu.

 

 


A, zapomniałabym, majstry poprawili po poprzednikach moje nieszczęsne wc. Niestety musieli część kafli zdjąć i niespodzianka - kleju było na nich (nie przesadzam) UWAGA .... 3cm.

 


Nie jest idealnie, ale i tak lepiej niż było. Trudno, przeżyję.

 

 


Plany na najbliższy okres: zrobienie łazienki, zakończenie prac tynkarskich zewnętrznych, uporządkowanie terenu, może ogrodzenie z przodu jak starczy kasy.

 

 


A potem..... kupię sobie leżak-łóżko i będę się wylegiwać w słonku cały sezon na tarasie. A co!

czupurek

Rok 2005

 


25 luty

 


prace glazurnicze cd - od wczoraj cały hol już jest "gresowy" i śliczny oczywiście. Płytki wyczyściłam na glanc pomada, fugi zaimpregnowałam HG i po robocie. Dobrze, że z tego polerowanego są tylko niewielkie wstawki - po konserwacji płynem HG "czysta podłoga" (czy jakoś tam) są niemiłosiernie śliskie.

 

 


Wczoraj przyszły wreszcie dekory do oranżerii (tym razem dobre - podłogowe) i bez mała godzinę bawiliśmy się na sucho w układanie podłogi, aż osiągnęliśmy najwyższy stopień zadowolenia.

 

 


28 luty

 


drzwi wewnętrzne - melduję, że zamontowano pierwsze dwie pary drzwi. Oczywiście bardzo mi się podobają. Wreszcie będę mogła zamknąć drzwi do sypialni i spać w spokoju.

 

 


01 marca

 


inne - od paru dni tematem Nr 1 stało się kupno materaca. Wyedukowana na forum, podzwoniłam, pooglądałam i wreszcie kupiłam materac do naszego łoża: kieszonkowy, 7-stref, firmy relax. A najlepsze, że trafiłam na promocję i zamiast wydać 700-900, straciłam 560 (tzn. straciłam więcej, bo za "zaoszczędzone" pieniądze dokupiłam od razu podkład na materac do dwóch łóżek. Tak czy siak jestem do przodu).

 


Materac, tak jak łóżko, przyjedzie dopiero przed świętami (i dobrze bo, u mnie nadal pole walki). Już nie mogę się doczekać, chyba wezmę z tydzień urlopu, co by poleżeć na nowych sprzętach.

czupurek

Rok 2005

 


15 lutego

 


Melduję - jedno pomieszczenie mam w pełni mieszkalne. Dla mnie wygląda super. Już nie mogę się doczekać, kiedy ta moja łososiowa sypialnia będzie tylko sypialnią, bez gratów z innych pomieszczeń.

 


Dzisiaj na tapetę wchodzi pokój syna - docelowo niebieski.

 

 


Kafle - wybieranie definitywnie zakończone. Do części dziennej (hol, kuchnia, salon) pójdzie jasny gres z Nowej Gali. Kafle 40x40 matowe po rabatach wyszły 70 zł/m2, polerowane 119,50 zł/m2.

 


Do tego wszystkiego zamarzyły mi się super dekory, jako dopełnienie całości. i... mało nie zemdlałam: za 26 szt. zażądano ponad 2,0 tys. zł., co stanowi nomen omen 36% ceny całości (ręcznie je robią czy co?! )

 


- co robić?! co robić?!

 

 


16 lutego

 


Dekory pa, pa - na forum, Delf poradziła: "- odpuść, myślę, że bez problemu znajdziesz tańszą alternatywę, a za 5% ceny kup sobie coś fajnego do ubrania, albo idź na suuuper kolację w celu odpędzenia dołów".

 

 


Po namyśle, za jej radą odpuściłam. W miejscach dylatacji, zamiast tych dekorów listwy aluminiowe będą. Trochę skromniej, ale myślę, że też ładnie.

 

 


No i skusiła - dekory odpuściłam, wskoczyłam do sklepu (ot tak z ciekawości na minutkę) i wyskoczyłam po 5 minutach z nowym garniturem (wcześniej dwie bluzki nabyłam również). Jak tak dalej pójdzie to, nie starczy mi nawet na te listwy aluminiowe.

 

 


I melduję - drugie pomieszczenie (pokój syna) gotowe. Mimo ścian w kolorze niebieskim - wszystko wygląda przyzwoicie, ba wygląda ładnie.

 

 


Aaa, i pierwsze 4m2 gresu również zostało położone. Dla mnie picabello (a wstawki z polerowanego to, po prostu rewelacja).

 

 


19 lutego

 


Prace glazurnicze trwają. Niestety, szykuje się mały przestój. W czwartek miałam odebrać dekory do oranżerii i co? Ano przyszły tyle, że ścienne (gamonie) i nie pozostaje nic innego jak znów czekać tydzień.

 

 


Tak sobie pomyślałam, że z tych 2 tys. za odpuszczone dekory z Nowej Gali, pewnie jeszcze coś zostało, więc właśnie kupiłam synowi (tzn. dałam zaliczkę) kanapę+fotele i stolik, a sobie (małżowi również ma się rozumieć) łoże do sypialni z szafeczkami. No co, akurat na meble BRW jest do końca lutego promocja, więc parę groszy zaoszczędziłam jakby nie było.

 


Och, już nie mogę się doczekać kiedy przyjadą moje nowe, piękne mebelki.

czupurek

Rok 2005

 


08 lutego

 


Kafle - na położenie podłóg ekipa wybrana - cena przyzwoita 25zł/m2. Trzymam kciuki, żeby ładnie wyszło...... i żebym nie musiała ich wylać, jak poprzedników.

 

 


09 lutego

 


elektryka - powraca. Przyszli fachmani, by poprawić usterki (wypisałam tego dwie strony formatu A4 ) i temat zakończyć definitywnie. Okazało się, że przyszli nowi, bo tamtych szef wywalił na zbity .... (i wcale się nie dziwię). Niestety, nie rozeznani z tematem musieli diagnozować wszystko od początku, strasznie psiocząc przy tym na poprzedników. Całe szczęście byli bardziej rozgarnięci od poprzedników i wszystko pięknie pokończyli i opisali. Teraz tylko jeszcze protokoły i temat elektryki zamykam - the end.

 

 


10 lutego

 


kafle cd - kolejna partia płytek wybrana, tym razem do oranżerii/biblioteki. Notabene - strasznie męczące zajęcie, człek nie wie na co się zdecydować.

 


Wybrałam gres porcellanto Abisynia 1 wypatrzone w hiperze - są PRZEPIĘKNE (ale skromność ). Zamówienie puściłam przez zaprzyjaźnioną hurtownię budowlaną, dzięki czemu dostałam upust: 10% na kafle i 12% na dekory (czyli koło 200 zł zostało mi w kieszeni na przysłowiowe waciki ).

 

 


11 lutego

 


malowanie cd - no ostatnie dwa kolory farby kupione - znowu grupa żółta i oranż/łosoś. Tak wogóle to, różnice między odcieniami w danej grupie są naprawdę subtelne i nie byłoby wielkiej tragedii, gdybym wybrała tylko jeden, góra dwa odcienie.

 

 


Cenę robocizny za dwukrotne malowanie (wcześniej szpachlowanie ubytków jeśli takowe by były) ustaliłam na 3zł/m2.

 

 


Wczoraj wieczorem trochę mina mi zrzedła, bo wydawało mi się, że kolor w sypialni wyszedł za głęboki, cukierkowy. Całe szczęście była to, wina natężenia oświetlenia - dzisiaj w świetle dziennym jest ok - jaśniutko, milutko.

 

 


Reasumują, farba firmy caparol jest super. Wzięłam lateksową uni-latex za 7 zł/l (baza). Po podwójnym malowaniu krycie jest dobre, struktura matowo-aksamitna, kolor miły - nie żałuję wyboru, a najbardziej cieszę się z zaoszczędzonej różnicy między caparolem, a tikurillą.

 

 


Teraz zaczynam bieganie za listwami przypodłogowymi. Z racji jasnych podłóg i ścian wymyśliłam, że dobiorę do drzwi w kolorze calvados. No więc latam z kawałkiem ościeżnicy (dobrze, że wzięłam tą najkrótszą część ).

czupurek

Rok 2005

 


02 lutego

 


Wczorajszy dzień i noc u nas do bani. Same straty.

 


Rolf zjadł mi jeden element, jeszcze nie zamontowanej, świeżutkiej ościeżnicy i muszę zamówić nową.

 

 


I właśnie majster dzwonił, że jakiś @#!$% w nocy ukradł mu wszystkie narzędzia z samochodu. Kurka nigdy u nas nie było kradzieży, aż do dziś.

 


Majster stracił 3 wiertarki, piłę, fleksa - i nie ma czym robić

 

 


03 lutego

 


Jestem wkurzona. Wyczekany facet od płytek, przyszedł i powiedział, że za 1m2 położenia (płytki duże, podłoga równa, pow. ok. 100m2) chce..... 55 zł!!!!!!! No, chyba urwał się z choinki.

 


Znowu jestem w punkcie wyjścia, a podłóg nie zrobię już chyba nigdy!

 

 


04 lutego

 


malowanie - jedno w tym tygodniu zakończyłam pozytywnie. Od poniedziałku zaczynamy malowanie ścian. Właśnie zakupiłam farbę do sypialni: firmy caparol lateksową w sympatycznym kolorze pod tajemniczą nazwą madeira. Mam nadzieję, że będzie ładnie.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...