no i pożegnaliśmy kolejną ekipę. Wszyscy się śmieją, że teraz naprawdę dołączyliśmy do grona budujących w Polsce.
A zaczynając od początku.
Ostania ekipa miała u nas robić docieplenie, gipsy i część brakujących wylewek. Umawiając się na terminy i kasę, mówili, że będą robić dwiema ekipami i do końca maja powinni się uwinąć. Standardowo - materiały nasze, my płacimy im tylko za robociznę.
Wcześniej mówili że zrobią docieplenie za 30 dychy, ale ostatecznie stanęło na 35, ok, nasza strata. Oby tylko zrobili. No i zaczęli, ocieplenie poszło im błyskawicznie, potem wzięli kilka dni wolnego, bo mieli cos innego do dokończenia, ok. Czas jeszcze nie naglił.
Za to co w miedzy czasie wyciągnęli od nas ze dwie zaliczki, chociaż umówione było, że za docieplenie biorą część kasy po kleju, a druga część po zatynkowaniu.
Zaczął się maj. Cos tam pokleili i ze dwa dni to tak jakby nic się nie działo. Maż zadzwonił, zapytał czy robią, czy nie. bo według nas to jak na 4 osoby, przez 8 godzin to chyba nic się nie działo, i albo robią albo do widzenia. Podziałało, bo w ciągu kilku dni dokończyli klejenie. Dostali kasę... ale wkurzeni powiedzieliśmy im, że za dalsze rzeczy dostaną kasę za każdym razem dopiero po tym jak skończą, a nie że nie dość że my inaczej niż się umawialiśmy - co chwilę, płacimy zaliczki to w dodatku oni raz sobie robią albo nie robią. Powiedzieli ok., żadnych zaliczek.
Przy okazji wyszedł też inny zonk, bo na początku ustaliliśmy, ze rozliczamy się z powierzchni ścian. Ile wyjdzie, tyle płacimy. No ale jak już zrobili, to chłopaki stwierdzili, ze okna to oni też wliczają. Chłopskim targiem się jakoś dogadaliśmy, ale małżonek był nabuzowany. A że czas gonił to znowu odpuściliśmy.
Przed tynkowaniem mieli dokończyć wylewki i te zewnętrzne. Zeszło im parę dni na przygotowaniach, ale je zrobili dosyć szybko. Najpierw na dole, potem na balkonie. Kończąc balkon dostali całą kasę za wylewki, ale mieli po ściągnięciu szalunku domurować tam, gdzie zostały wyrwy i im się nie dolało, głównie na rogach na dole tarasów, tak żebyśmy mogli w ub. weekend położyć płytki na cokole wokół domu. Tego nie zrobili ale wzięli się za tynk. Dostali też kolejny, ostateczny deadline na wszystko - 10 czerwca.
Po zatynkowaniu dostali kasę tak jak obiecaliśmy, chociaż kominy mieli zrobić następnego dnia i jakoś tak im wypadło, że nie zrobili, mieli też poprawić tynk tam, gdzie nie dotarli ziarna.
Myśleliśmy, ze kolejny tydzień wystarczy im na skończenie kominów, wylewek i poprawek po tynkowaniu, ale wzięli się za gipsy. I super, bo czas zaczął gigantycznie naglić, 10 był już blisko, a tynki ledwo zipią. Chłopaki zaczęli sprzątać, i to im się chwali, ale zamiast 6 chłopaków, ciągle dwóch lub trzech i dłubanie, i za to co zapłacone a mieli zrobić, dalej nie zrobione.
Na domiar tego, po tym jak chłopaki odkryli taśmy z okien, małżonek załamał ręce. Część okien, za których obrobienie przecież wzięli kasę z metra docieplenia, okazała się "łukowa". Na niektórych w miarę ok, ale ze trzy okna są z solidnym łukiem, jedno, to małe w przedpokoju, ma na dole do tynku 3 cm a na górze 4,5cm. Z kolei drzwi do pom. gospodarczego, te na które się wchodzi od razu na ganek - mają gustowną falę z wcinkami, od 3,5 do 5 cm szerokości. Dramat.
Za to chłopakom nagle zaczął przeszkadzać, tynk, który małżonek zakupił, a bo że nie schnie, a bo puchnie, a bo że wilgoć. Przez dwa dni więc zamiast pracować co chwilę przywoził im to czego im brakowało, albo co chcieli - gips, kleje, a to może farbę (której nawet nie tknęli) chociaż wiedzieli, ze zamawiamy wszystko raz a porządnie, a nie co 5 minut coś. Nawet im pochłaniacz wilgoci zorganizował bo chcieli. Wszystko byleby już robili i skończyli. Sugerował, żeby – jak mieli to zrobić od dwóch tygodni – wykuli w końcu otwory wentylacyjne, to od razu powietrze się ruszy, no ale jakoś im nie było czasu.
Za to nagle znowu wyskoczyli, że chcą zaliczkę, bo oni to chyba nie zdążą do 10 czerwca, a jak nie zdążą to my im na pewno nie zapłacimy. Na to mąż, ze zapłacimy za tyle ile zrobią do 10, ale potem już nie robią, bo ma urlop i będzie sam robił z bratem i ojcem.
Na to facet żeby mąż jednak dał zaliczkę.
Na to mąż, że o kolejnej zaliczce nie ma mowy, że już wzięli kasę za całe docieplenie a nie otynkowali kominów, że wzięli kasę za wylewki a nie powyrównywali rogów wylewek, że mieli poprawić tynki i nic, i zaliczki nie będzie, bo nie było takiej umowy, dopiero jak skończą 10 to kasa, i to tylko za to co naprawdę zrobili, a w ogóle to przesadzili trochę z tą obróbką drzwi, za którą wzięli ciężką kasę, bo koszmarnie to wygląda.
Po południu wzięliśmy więc kasę na materiały dla nich, którą mieli dostać rano, i wróciliśmy do domu. Na miejscu zastaliśmy domek wyczyszczony z narzędzi chłopaków - ani jednej packi, nie ma rusztowania, nawet czajnik który stał od początku zabrany. Zostawili 3 stare szklanki.
Zamknęliśmy więc dom i uznaliśmy, że spakowali swoje manatki, i rano małżonek odwiózł mnie do pracy. Po chwili dzwoni i mówi, ze chłopaki przyjechali i szukają kluczy, i dlaczego dom zamknięty.
Więc mąż jedzie do domu i pyta:
- Do roboty przyjechaliście?
- No tak.
- A macie materiały, bo wczoraj pojechaliście nie czekając na kasę, a mieliście czekać?
- Nie, bo nie mieliśmy kasy.
- A gdzie macie narzędzia?
- Nie mamy.
- No, to ja mogę otworzyć dom i róbcie, tylko czym?
- No ale zaliczka.
- Kasy nie będzie dopóki nie skończycie.
- No ale przynajmniej za to co zrobiliśmy.
- Dostaliście kasę za kominy, wylewki, tynki i obróbki, których nie zrobiliście, więc to już spora zaliczka. Poza tym umawialiśmy się, że nigdy więcej zaliczek, dopóki nie skończycie. I proszę dziś skończyć pozostałe rzeczy, kominy, wylewki, poprawki tynki, obróbki okien i drzwi. Poprawicie i zrobicie to?
- Nie.
- To do widzenia.
Dodam tylko, ze przyjechali bez materiałów i narzędzi. I udawali, ze niby się dzień wcześniej nie spakowali, bo "przecież szklanki zostawili” :)
Ha ha ha
Jasne, trzech starych szklanek jakbyśmy zamknęli w domu to by im żal nie było, ale rusztowań i sprzętu tak...
Ewidentnie wiec przyjechali po kasę, no i po szklanki, rzecz jasna....
Co więcej, jak sprawdziliśmy ściany, które rzekomo skończyli, to fakt na część ścian na górze położyli gips, ale nie przeszlifowany, rogi i sufity nie po wygładzane, więc właściwie nawet za te metry robota nie skończona, wiec za co mięliśmy zapłacić?
No i tak w ub. piątek pożegnaliśmy się z panami opierdalaczami.
Sorry, już nigdy więcej zaliczek, bo z tego poza kłopotami stratami i nic nierobieniem dla nas nie wynika. PO chwili przerwy zaczynami więc znowu, ale tym razem już sami, z rodzinką. Małżonek zaczął gipsować i szlifować ściany.
Za chwilę jedziemy po drzwi do Leroya (na górę najtańsze, drewniane, sosnowe) i zamówić sprzęt łazienkowy na górę i na dół plus kafle na ganek wejściowy, do pom. gospodarczego i na balkon.
Musimy tez odebrać meble z BRW, bo już nas ścigają, że długo na magazynie leżą, ale cholera nie mam ich gdzie trzymać!!!!
Jutro jesteśmy też umówieniu z firmą Mebpol, która robiła nam pomiar i wycenę kuchni. Niestety, wycenili nam ją na 12 tys. a przecież część będzie murowana przez nas!, co drastycznie przekracza nasz budżet, i w związku z tym jedziemy zobaczyć co za cuda wymyślili na te nasze parę metrów zabudowy. Albo skończy się na połowie kuchni, albo na własnych meblach, albo zbiją mocno z ceny, bo inaczej marne szanse na wymyśloną kuchnię. :)
Zamiast więc od dwóch dni malować, i zacząć kłaść wykładziny, panele i płytki, dopiero zaczynamy gipsowanie... Masakra...
Z dobrych wiadomości, to kto się interesuje, to już w sieci znalazły się informacje
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=778&w=88952929" rel="external nofollow">http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=778&w=88952929
że wierzyciele Nordhome powoli zaczynają dobierać się im do skóry.
Przed długim weekendem zadzwonił nasz radca, że jego kancelaria wygrał właśnie dwie sprawy przeciwko Nordhome`owi z klauzulą natychmiastowej wykonalności Nordhome ma oddać obu wierzycielom pieniądze łącznie z kosztami sądowymi. W jedyn przypadku jest to zaliczka, a w drugim niezapłacona faktura..
W sieci są już tez inne długi firmy do kupienia (czyli już tez po wyroku sądowym, zatem nie jest to odosobniony przypadek), a na portalach „drewnianych” znalazły się ze trzy ostrzeżenia od kontrahentów, którzy przestrzegają przed tą firmą.
Ponieważ, na nas też już przyszedł czas, bo pomimo wezwań N. nie zapłacił ani kar umownych ani nie wykonywał prac gwarancyjnych, dzisiaj mieliśmy się zdzwonić i ustalić kiedy wnosimy nasze powództwo przeciwko Nordhome`owi o wypłatę kar i pokrycie kosztów napraw gwarancyjnych, a może i nadpłatę za dom. A tu nagle dzwoni Radczyni i mówi, że dziś otrzymała telefon od ich pełnomocnika, że chcą się jednak (nagle, teraz) dogadać polubownie i bez sądu.
Zobaczymy, co z tego wyniknie...
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 370 wyświetleń