Rozdział I – WSI SPOKOJNA WSI WESOŁA, CZYLI MAMY DZIAŁKĘ
Nasza historia rozpoczyna się trochę inaczej niż większości na tym forum, bo my wiedzieni nosem i potrzebami, kupiliśmy swoje miejsce na ziemi, na rok przed wejściem do Unii, czyli w 2002 roku. Ceny działek już wtedy ciut wzrosły, (pamiętacie ten szał, że jak wejdziemy do Unii, to przyjada do nas Niemcy i nas w calości wykupią? :)), więc na gwałt wszyscy zaczęli windować ceny), ale nam się udało kupić tę działkę za niewyobrażalnie niską dzisiaj cenę, a były to czasy kiedy - dla porównania - kawalerki można było kupić za 40-45 tys. zł :)
Gdybyśmy zdecydowali się na ten krok rok wcześniej, zapłacilibyśmy pewnie 1/3 ceny naszej. No, ale nie narzekajmy, i tak jesteśmy o rok świetlny przed tymi, którzy działki muszą kupować teraz.
Działka 30 km od centrum dużego miasta, prawie pół hektara, z czego prawie połowa pod zabudowę, przepiękny ogród, ogrodzona, z wszystkimi przyłączami, garażami no czymś na kształt domu, posadowionym w samym jego centrum, z resztą w całości zarośnięty dzikim winem, tak ze z odległości metra nie było widać, gdzie dom, a gdzie zielone.
Początkowo szukaliśmy w zupełnie innych dzielnicach, ale dziś nie żałujemy. Okazało się, że wybraliśmy kierunek, który przy wylocie z miasta, jako jedyny nie jest korkowany, bo wszyscy od kilku lat walą na autostradę, której przesunięty wlot, skutecznie odgonił kierowców z naszego kierunku.
I podczas gdy inni znajomi mają domy, nieco bliżej miasta, dla nas odległość nie ma az takiego znaczenia. Pokonujemy ja szybciej niż niejedni przejeżdżają przez centrum. No i nie stoimy w korach :)
Rada dla innych: jeżeli szukacie swojego miejsca na ziemi dalej za miastem, a pracujecie w mieście – patrzcie gdzie się najmniej korkuje, a zaoszczędzicie sobie kłopotu i ułatwicie życie.
A więc, pomimo nienajlepszej sytuacji finansowej, bez żadnych oszczędności i oboje mając pracę w „wolnym zawodzie” podejmujemy w trzy dni decyzję (to było jakieś szaleństwo!), ze opuszczamy wynajmowane mieszkanie, i zadłużając się (do dziś nie wiem jak nam się to udało :)) - kupujemy naszą wieś. Mały remont, trzy tygodnie, i przy wybitych dziurach na okna, turystycznym kocherze i mokrych gipsach wprowadzamy się.
Plan: mieszkamy rok.
Potem miało być standardowo i łatwo. Rozbudowujemy domek o poddasze użytkowe, i kawałek domu z tyłu w stanie surowym zamkniętym. Tak był plan. Ale życie potoczyło się inaczej. Norma. Były inne priorytety.
I jak mówi stara myśl, o prowizorkach, które są najtrwalsze – z różnych względów, głównie finansowych – zatrzymaliśmy się w tym miejscu. Był rok 2003.
I tu następuje przerwa, a uchylając rąbka tajemnicy, powiem, że źle nie było. Miłość kwitnie, ogród pięknieje, jesteśmy szczęśliwi, a do starego domu się przyzwyczailiśmy. Aż w końcu…