Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    104
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    148

Entries in this blog

Kangai

w ramach przerwynika przedbudowego wstawiam fotkę miejsca, w ktorym będzie stał dom? Czyz nie było uroczo?

 


Zapamiętajcie tę fotkę, bo teraz tam tylko piach ziemia i zgliszcza :)

 

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/3c118f048f90da87.html" rel="external nofollow">http://images44.fotosik.pl/3/3c118f048f90da87m.jpg

 


a to domeczek, ktory stanie na naszej wsi

 

 


od wjazdu

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/f1fc65ad40d55ba6.html" rel="external nofollow">http://images47.fotosik.pl/3/f1fc65ad40d55ba6m.jpg

 


i od tyłu ogrodu

 


http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/pelny/0b213efa7de57886.html" rel="external nofollow">http://images32.fotosik.pl/349/0b213efa7de57886m.jpg

Kangai

Rozdział I – WSI SPOKOJNA WSI WESOŁA, CZYLI MAMY DZIAŁKĘ

 

 


Nasza historia rozpoczyna się trochę inaczej niż większości na tym forum, bo my wiedzieni nosem i potrzebami, kupiliśmy swoje miejsce na ziemi, na rok przed wejściem do Unii, czyli w 2002 roku. Ceny działek już wtedy ciut wzrosły, (pamiętacie ten szał, że jak wejdziemy do Unii, to przyjada do nas Niemcy i nas w calości wykupią? :)), więc na gwałt wszyscy zaczęli windować ceny), ale nam się udało kupić tę działkę za niewyobrażalnie niską dzisiaj cenę, a były to czasy kiedy - dla porównania - kawalerki można było kupić za 40-45 tys. zł :)

 


Gdybyśmy zdecydowali się na ten krok rok wcześniej, zapłacilibyśmy pewnie 1/3 ceny naszej. No, ale nie narzekajmy, i tak jesteśmy o rok świetlny przed tymi, którzy działki muszą kupować teraz.

 

 


Działka 30 km od centrum dużego miasta, prawie pół hektara, z czego prawie połowa pod zabudowę, przepiękny ogród, ogrodzona, z wszystkimi przyłączami, garażami no czymś na kształt domu, posadowionym w samym jego centrum, z resztą w całości zarośnięty dzikim winem, tak ze z odległości metra nie było widać, gdzie dom, a gdzie zielone.

 

 


Początkowo szukaliśmy w zupełnie innych dzielnicach, ale dziś nie żałujemy. Okazało się, że wybraliśmy kierunek, który przy wylocie z miasta, jako jedyny nie jest korkowany, bo wszyscy od kilku lat walą na autostradę, której przesunięty wlot, skutecznie odgonił kierowców z naszego kierunku.

 

 


I podczas gdy inni znajomi mają domy, nieco bliżej miasta, dla nas odległość nie ma az takiego znaczenia. Pokonujemy ja szybciej niż niejedni przejeżdżają przez centrum. No i nie stoimy w korach :)

 

 


Rada dla innych: jeżeli szukacie swojego miejsca na ziemi dalej za miastem, a pracujecie w mieście – patrzcie gdzie się najmniej korkuje, a zaoszczędzicie sobie kłopotu i ułatwicie życie.

 

 


A więc, pomimo nienajlepszej sytuacji finansowej, bez żadnych oszczędności i oboje mając pracę w „wolnym zawodzie” podejmujemy w trzy dni decyzję (to było jakieś szaleństwo!), ze opuszczamy wynajmowane mieszkanie, i zadłużając się (do dziś nie wiem jak nam się to udało :)) - kupujemy naszą wieś. Mały remont, trzy tygodnie, i przy wybitych dziurach na okna, turystycznym kocherze i mokrych gipsach wprowadzamy się.

 

 


Plan: mieszkamy rok.

 

 


Potem miało być standardowo i łatwo. Rozbudowujemy domek o poddasze użytkowe, i kawałek domu z tyłu w stanie surowym zamkniętym. Tak był plan. Ale życie potoczyło się inaczej. Norma. Były inne priorytety.

 

 


I jak mówi stara myśl, o prowizorkach, które są najtrwalsze – z różnych względów, głównie finansowych – zatrzymaliśmy się w tym miejscu. Był rok 2003.

 

 


I tu następuje przerwa, a uchylając rąbka tajemnicy, powiem, że źle nie było. Miłość kwitnie, ogród pięknieje, jesteśmy szczęśliwi, a do starego domu się przyzwyczailiśmy. Aż w końcu…

Kangai

ok, zdaje się, że po chwili wahania komp zaskoczył... A zatem...

 

 


TAAADAAM!! No i stało się... :)

 

 

 


Jak zwykle najtrudniej jest zacząć…. i przymierzałam się do tego od kilku miesięcy, aż nazbierało się tego tyle, że… odechciało mi się pisać

 

 


Każdego dnia rano obiecywałam sobie, że jednak go zacznę, ale z każdą minutą zapał topniał, po czym wieczorem tłukłam się w pierś z obietnicą, że dzień ten jutro jednak nastąpi. Mijały dni i tygodnie, i ciągle brakowało odwagi a permanentny niedoczas pogłębiał moją frustrację...

 

 


W koncu, trochę przyczajki, no i w końcu pierwsze stuknięcia poszły…

 

 


Zatem historia będzie w częściach, żeby nie zanudzać was na śmierć i na raz. Przyznam tez bez bicia, że piszę go wiedziona inspiracją dzienników Nefer i bodaj nexta?, które należą do moich dwóch ulubionych dzienników budowy na forum Muratora. :)

 

 


Poza tym to dla nas wyjątkowy moment w życiu, i wiem, że jak go nie zdokumentuję, to potem umarł w butach, A tak to dziennik, będzie mnie dopingować do systematyczności, z czym u mnie wyjątkowo kiepsko.

 

 


To, co powyżej napisałam, ze trzy tygodnie temu, no i ….. przeleżało 

 

 


Bo tak naprawdę wystartowaliśmy WCZORAJ. I do tego POOOOOOWOLI dojdę („celem stopniowania napięcia” hehe)

 

 

 


na forum wchodzimy w rozdział I :)

 


a w miedzyczasie robimy zdjęcia pobojowisku ziemnemu, koparkom i geodezyjnym palikom :)



×
×
  • Dodaj nową pozycję...