Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    43
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    75

Entries in this blog

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Ależ oczywiście, że nie. Mam tylko bardzo trudny okres w pracy. Wracam wieczorem lub bardzo późnym popołudniem a jest jeszcze praca w ogrodzie no i dom. Mam nadzieję, napisać dalej w tym tygodniu.
HARY

Pamiętnik mojej mamy

17.03 Dzisiaj przywieziono drewno potrzebne na zrobienie dachu. Dekarz i jego ekipa (w sumie 3 osoby) zaraz zabrali się do pracy. Ciekawe ile im to zajmie czasu (podobno mają skończyć do soboty) - Zobaczymy! Jak na połowę marca jest słoneczna pogoda - chyba dobra wróżba?!

 

Dekarz decyduje się na osobisty odbiór drewna na budowie, chce drewno poukładać po swojemu. Chętnie się zgadzamy, odpadła nam jedna praca. Tak przy okazji dekarz opowiada nam historię jak to na jednej budowie po dostawie drewna, gdzieś za godzinę przyjechał samochód (złodzieji) i zabrał drewno z powrotem. Na pytanie sąsiadów co robią odpowiedzieli, że zaszła pomyłka i to drewno miało być zawiezione na inną budowę. Może my tego unikniemy.Do soboty nie miał być zrobiony cały dach tylko konstrukcja więźby.

 

23.03 (niedziela) Wczoraj w ok. 90% ukończono konstrukcję drewnianą dachu. Wreszcie wiem jak będzie wyglądał. Po niedzieli mają się rozpocząć prace murarskie w okolicach dachu - wybudowanie kominów (z białej cegły) oraz obmurowanie konstrukcji drewnianej

 

Dekarz potwierdza moją zasadę, że fachowiec im mniej mówi tym jest lepszy. Na budowie czyściutko, każde ścinki leżały na stosiku. Robota przerywana jest niestety przelotnymi opadami śniegu, jest zimno. Dopiero kiedy zapytałam dlaczego nie zrobią sobie z tych ścinków ogniska aby się ogrzać, zaczęli to robić.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Ze względu na natłok zajęć w pracy nie miałam czasu ani sił aby pisać, ale już się poprawiam.

6.03.2003 Dzisiaj rozpoczęto sezon budowlany. Po zimowej przerwie M. ze Zbyszkiem zaczęli rozbierać szalunek jaki został na zimę po zabetonowaniu "wieńca" na domu. Praca jest ciężka, bo szalunek wykonano solidnie. H. im pomaga uprzątając deski z rozbiórki. Całej pracy nie zakończono.

7-8.03 Znajomy murarz - p. Piotr, który już poprzednio kilka razy pracował na budowie, przystąpił ze swoim synem do stawiania ścian szczytowych. Pracę wykonano szybko i solidnie. Następna duża "robota" to zadaszenie budynku. Na to jest jednak trochę za wcześnie, bo niskie temperatury nie pozwalają na impregnację drewna na "więżbę". Może w między czasie M. skończy rozbierać szalunek?

 

Na początku marca dekarz pyta, kiedy zaczynamy robić dach. Odpowiadam mu, że drewno jeszcze nie zaimpregnowane. Dekarz zdziwiony jak mogły zamarznąć kadzie z roztworem solnym, jedzie osobiście do tartaku aby to sprawdzić. Okazuje się, że tartak do impregnacji nie stosuje impregnatów solnych. Gdy wreszcie pogoda na to zezwala ruszamy z robotą. Wykorzystując trochę pogody i czekanie na drewno Piotr stawia nam ściany szczytowe.

 

11-12.03 Założono prąd elektryczny do działki. Teraz trzeba doprowadzić ten prąd do budynku. Nastąpi to dopiero za jakiś czas, gdy będzie dach, okna i drzwi; a wszystko dlatego, żeby nie ponosić dodatkowych kosztów na prowizorkę

 

Chyba nie tylko my mieliśmy kłopoty z energetyką. Prąd miał być "gotowy" przed dekarzami ale mieli poślizg. Dekarze w sumie korzystali z prądu sąsiada, dlatego postanowiliśmy nie robić na miesiąc lub dwa "prowizorki" tylko podpisać z nimi umowę na prąd "użytkowy".

HARY

Pamiętnik mojej mamy

ROK 2003

 

 


Całą zimę mam czas na znalezienie dobrego dekarza. Przeglądam ogłoszenia w miejscowej gazecie i dzwonię. Pierwszego dekarza (wstępnie 10,- za więźbę, 18,- za blachodachówkę - m2) proszę o wycenę według projektu, ale jakoś niemrawo mu to idzie. Dekarz z drugiego ogłoszenia miał bardzo niską cenę (8,- za więźbę i 10,- za blachodachówkę) rozmawiam i pytam czy może podać mi adresy gdzie robił dachy. Okazało się, że miejscowości gdzie budjemy robił dwa dachy. To jest moja rodzinna miejscowośc. Właścicieli domów znam osobiście. Dają oni dekarzowi jak najlepszą opinię, umawiam się więc na dokładną wycenę. Uzgadniam, że zajmą się także dokończeniem kominów (ponad dach) i obmurowaniem murłat. Po krótkim czasie dostaję dokładną rozpiskę ile co będzie kosztowało. Decydujemy się go zatrudnić. Przyjmujemy zasadę: płacimy tygodniowo za to co jest zrobione i wykreślamy pozycję z zestawienia. Uważam to za uczciwe, dekarz gdybym się rozmyśliła ma zapłacone za wykonaną robotę a ja płacę na raty. Jest to dla mnie wygodniejsze, kupujemy naraz dosyć drogie rzeczy, więc nie grożą mi zatory płatnicze. Umawiamy się na bardzo wczesną wiosnę jak tylko pogoda na to pozwoli. Dekarz sprawdza czy zestawienie drewna w projekcie jest prawidłowe i robi nam swoje, dokładając trochę na "kształty" przycięć. Zamawiamy w tartaku drewno razem z impregnacją. Tartak używa jakiegoś nie solnego środka, którego nazwa nic mi nie mówi. Tartak ma jednak dobrą renomę a ceny przystępne, więc się decydujemy. Zbliża się powoli nasz nowy sezon budowlany a mnie ogarnia panika: Jak ja to wszystko ogarnę? Jak znowu prawidłowo zorganizować budowę aby nie było przestojów? Dojdą przecież w tym roku decyzje dotyczące nie tylko materiałów budowlanych ale przede wszystkim wykończeniowych. Forumowicze, którzy są na tym etapie wiedzą o czym mówię, a ja przecież na tej budowie normalnie pracuję a nie tylko nadzoruję. Jednak jak się zacznie i człowiek wpadnie w wir zajęć, wszystko zaczyna się układać tak jak powinno.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

15.11 Około godziny 14.30 zakończono wreszcie murowanie komina w kuchni. Wszystkie prace murarskie na ten okres pracy są zakończone. Uf!!! Od jutra M. z kolegą Bogdanem i Piotrem mają przygotować zbrojenie górnego wieńca i szałować. Ciekawe ile dni im to zajmie?

 

 


Dzisiaj pożegnaliśmy p. Rysia, chyba będę skakała z radości. Oczywiście solennie mu obiecaliśmy wezwać go jak będziemy robić ściany działowe. Nigdy w życiu, po moim trupie. Przygotowanie górnego wieńca do zalania betonem poszło bardzo sprawnie m.in. dzięki ponumerowanym szalunkom. Komin w kuchni tak dla wyjaśnienia, na razie będzie służyć jako przewody wentylacyjne. Ma jednak zrobiony przewód dymowy, tak na wszelki wypadek. W projekcie przewidziano tam podłączenie pieca gazowego, gazu jednak u nas nie ma.

 

 


24.11. Wczoraj, przy dosyć sporym deszczu zakończono wszystkie prace związane ze zbrojeniem i szałowaniem wieńca. Odbiór techniczny tego przedsięwzięcia wypadł pomyślnie. Ale, za to wygląd robotników (H., M. i Mariusz K.) był opłakany. Przemoczeni, zziębnięci i zmęczeni, ale zadowoleni. Dzisiaj rano skoro świt - dosłownie, ubijarką ubito podłoże betonem (dziś niedziela). Na jutro znów przewidziane są deszcze ale muszą jakoś zwycięsko przez to przebrnąć.

 

 


Do zbrojenia dowiązywane były gwintowane "szpilki", które zepną murłaty z murem domu. Robię to razem z M. i jego kolegą. Moje małe stopy mieszczą się pomiędzy strzemionami, więc chodzę po murze i przywiązuję "szpilki" a panowie robią to samo w innym miejscu ale z drabiny. W trakcie tej pracy zastał nas deszcz. Na poniedziałek zaplanowano betonowanie a jeszcze musiała to odebrać kierownik budowy.Nie było wyjścia deszcz deszczem a robotę trzeba było skończyć. Przed betonowaniem dodatkowo ubijamy podłoże pod podłogą na gruncie.

 

 


25.11. Deszczu jednak nie ma, za to jest piękna słoneczna pogoda. Od rana wre praca. Zanim przyjechała betoniarka M., Mariusz i Bogdan wybrali (i wyrównali) trochę piasku, który wczoraj ubijano. Było go nieco za dużo. Praca przy betonowaniu przebiegała bardzo sprawnie - ok. 2 godz., ale prace wykończeniowe (wygładzanie betonu) zabrały jednak kilka następnych godzin.

 

 


Dzień kolejarza, mój mąż zamiast świętować, dzielnie walczy na budowie. Tym razem on "rządzi" a nie kierowca stettera, który chciałby szybko zakończyć robotę. Stetter płacimy od kubika betonu a nie na godziny więc nasze będzie na wierzchu. Zalewanie górnego wieńca to jednak nie to samo co zalewanie wieńca ścian fundamentowych (nie ten poziom ). Dochodzi wysokość i konieczność przemieszczania się razem z drabiną (strop będzie drewniany). Dochodzi także trzymanie węża, którym pod określonym ciśnieniem podawany jest beton. Zbliża się zima, już niedługo grudzień i pogoda także raczej zimowa niż jesienna. Postanawiamy akcję budowa zakończyć na tym etapie, po zabezpieczeniu wszystkiego na zimę, W pierwszej wersji rok mieliśmy zakończyć stanem surowym otwartym, ale tak będzie dopiero na wiosnę.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Mimo Święta Niepodległości na budowie trwa praca. Dzisiaj wykańczano ściany, bo były niekompletne ze względu na nadproża nad oknami (które zakładano w sobotę). Przy pracy zaskoczyła nas zima (pierwsze opady śniegu). Pracy jednak nie przerwano, a wręcz przeciwnie, pracowali do zmroku - M. z murarzem przy murach, a H. robiła wokół domu i w ogródku porządki. Trzeba przyznać, że budowa wygląda porządnie. Brawo !!

 

 


Myślicie, że łatwo dostać gotowe nadproża z YTONG-a, tak? to się mylicie. Zauważyłam, że według projektu pokoje mają mieć 2,56 m. wysokości. Okna mają kończyć się na wysokości wieńca tak, że wieniec jest równocześnie nadprożem. W takim układzie wieniec i podciągi zaczynałyby się na wysokości 2,26 m co przy moich wysokich chłopcach mogłoby doprowadzić ich do klaustrofobii Postanawiamy założyć nadproża i wymurować jedną warstwę z betonu komórkowego więcej i dopiero później zalać wieniec z podciągami. Ze względu na późną porę roku i mało czasu, odpada wylewanie nadproży na budowie, stąd pomysł z gotowymi nadprożami z YTONG-a. Dzwonię do hurtowni, które mają w ofercie ich wyroby. Okazuje się, że nie można sprowadzić samych nadproży bo YTONG wysyła tylko dużo dostawy i żadna z tych hurtowni nie będzie w najbliższym czasie zamawiała u nich towaru. Dzwonię do YTONG-a i pytam gdzie w najbliższym czasie będą na nasz teren wysyłać towar. Obiecują mi dołożyć te nieszczęsne nadproża jak tylko złożę zamówienie w hurtowni. Jadę do wskazanej hurtowni, składam zamówienie, oni je faxują no i po tygodniu wreszcie je mam.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

15.10 Około godz. 7.30 został położony pierwszy kamień (bloczek) pod budowę ścian. Od tego czasu rozpoczęła się prawdziwa budowa domu. Musimy się śpieszyć, chociaż są różne (niezależne od nas) przeszkody jak np. zła, deszczowa pogoda, choroba murarza.

 

 


Po zasypaniu fundamentów dzwonię do murarza, że mozemy zaczynać, niestety murarz na "lumbago" Znowu obsuwa. Po tygodniu wreszcie zaczynamy. Każdego ranka runda po murarza, teścia, którego zatrudniamy jako pomocnika i na budowę. Załatwiam jakieś drobiazgi, odwożę samochód mężowi do pracy, zdaję relację i sama idę do pracy. Po południu a raczej wieczorem podobnie tylko w wykonaniu M. Dobrze, że pracuję w tak dziwnych godzinach. Jak już pisałam wcześniej. murarz zrobił na nas dosyć dobre wrażenie ale okazało się, że to tylko pozory. W czasie gdy kładł nam pierwszą warstwę pustaków zasypowych, było jeszcze jako tako. Nasłuchaliśmy się jednak o tym jak on dobrze pracuje i jak wszyscy byli z niego zadowoleni. No, myślę sobie mamy gadułę, ale o ile to co mówi jest prawdą będzie OK. Gdybym wiedziała ile on nas będzie kosztował nerwów, to to jego lumbago wykorzystałabym na zmianę murarza. Wstępnie robiłam już rozeznanie tak na wszelki wypadek. No cóż murarz wyzdrowiał i zaczęła się nasza przygoda pod tytułem "Pan Rysio". Po dosyć krótkim czasie zorientowałam się, że p. Rysio nie umie czytać projektu. Tak oczywiste rzeczy jak to, że fragmenty ścian gdzie będą się opierać podciągi muszą być zrobione z cegieł, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Gdyby M. nie zwrócił mu uwagi, że w projekcie fragment ściany, którą właśnie wymurował musi być z cegieł. to wszystkie ściany mielibyśmy z betonu komórkowego i trzeba by było wyburzyć połowę domu a nie tylko fragment ściany. Jeszcze lepiej zrobił przy filarkach pomiędzy oknami w salonie. Filarki te też muszą być z cegieł. Trudność polegała na tym, że ściana ta jest ustawiona pod kątem 40 stopni. Cegły aby zachować przemienność łączeń musiały być odpowiednio przycinane. Bogdan kolega M. (był wtedy pomocnikiem za teścia) to "łebski" facet, gdy murarz był zajęty murarką, przyciął mu pod odpowiednim kątem cegły. Po wymurowaniu jednego filarka, dwie cegły zostały na wzór tak aby na drugi dzień murarz nie musiał pół dnia zastanawiać się jak je przyciąć. Jak myślicie co zrobił murarz? (pomagał mu już teść). Ułożył te dwie cegły na zaprawę, nie zaznaczając na innych wzoru. Przez całą budowę, trzeba było go bardzo i to bardzo pilnować. Ja lepiej umiałam czytać projekt niż murarz. Pracować też mu się zbytnio nie chciało, ale o to żeby w ciągu dnia zrobił swoje dbał już teść. Pan Rysio woła "Panie Kaziku jeszcze tylko pół worka zaprawy i kończymy" a teść "pac" do taczki cały worek i murarz kończył wtedy, gdy wyrobił całą zaprawę. Wiem co powiecie, trzeba go było z hukiem wyrzucić, no cóż z pewnych względów nie chcieliśmy tego zrobić. Tak nam dał w skórę, że ściany działowe M. chce wymurować sam. Będzie to może dłużej trwało ale jak go znam będzie to bardzo i to bardzo dokładnie zrobione. Po zakończeniu prac przez murarza, głośno obiecujemy mu, że weźmiemy go do ścian działowych ale w duchu myślimy, nigdy w życiu p. Rysia nie chcemy widzieć na oczy. Nie możemy jednak zrozumieć jak Piotr mógł nam polecić takiego patałacha. Nie chcemy jednak psuć sobie z nim stosunków, będziemy go potrzebować jeszcze kilkakrotnie, a to jest naprawdę świetny fachowiec. Jak potrzebujemy go na budowie to "odskakuje" ze swojej pracy na jeden dzień tak jak nam pasuje. Taka przestroga dla wszystkich na podstawie własnego doświadczenia. Fachowiec dużo mówiący to nie fachowiec, zapamiętajcie to sobie.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Wreszcie pogoda stabilizuje się, zaczynamy izolować. Najpierw całość smarujemy grubą warstwą izoplastu, następnie na zewnątzr zakładamy folię kubełkową a od środka folię budowlaną, którą łączymy z folią kubełkową. Wszystkie łączenia dodatkowo smarujemy izoplastem. Możemy zasypywać. Biorę urlop i z różnymi znajomymi przez 3 dni zasypujemy fundamenty. M. pomaga dopiero po pracy. Przerzuciłam tyle piasku, że szwagierki stwierdziły "Pierwsze miejsce w zawodach kulturystycznych masz gwarantowane" . Przed całkowitym zasypaniem układamy rurę spustową (w osłonie oczywiście). W między czasie na plac budowy dowożą nam beton komórkowy i cegły. Z betonem komórkowym też była przygoda. Nasz dom jest ostatnim, można do nas dojechać od strony głównej drogi ale też od strony pól a raczej nieużytków. Wiedząc, że przyjedzie duży samochód (typu TIR) z przyczepą, umawiam się z kierowcą w centrum wsi aby sam ocenił czy wjedzie tak dużym samochodem w naszą uliczkę, bo jeśli nie to poprowadziłabym go od strony pól. Kierowca obejrzał wjazd i stwierdził, że się zmieści z tym swoim autem. No to jazda. Niestety kierowca przecenił swoje umiejętności, zrobił dwa podejścia i skapitulował Co teraz zrobić, nie ma specjalnie gdzie zawrócić (auto z przyczepą), wycofać też nie można. Jedziemy dalej prosto, może gdzieś będzie więcej miejsca. Docieramy do końca głównej drogi, która kończy się na skraju lasu i tam pół godziny manewrujemy. Wreszcie się udało, jedziemy z powrotem. Zostawiamy przyczepę obok wiejskiego boiska do piłki nożnej i najpierw wjeżdżamy samochodem od strony pół. Po rozładunku kierowca przeładowuje przyczepę i wraca tą samą drogą. Pomaga mu M. bo saam by to chyba robił do wieczora. Nie mogą nam dostarczyć albo nie chcą zaprawy ciepłochronnej. Na tym tle miałam scysję z hurtownią. Myślałam, że będziemy z nimi współpracować przez cały okres budowy ale po szarpaninie z nimi o zaprawę (mieli ją u siebie w hurtowni) wściekła dzwonię do ich centrali z informacją, że właśnie stracili dobrze zapowiadającego się klienta i to raz na zawsze. Słowa dotrzymałam. Wszystko gotowe (bez podłogi na gruncie, bo czas goni), materiały w komplecie na budowie, możemy zaczynać stawiać mury.
HARY

Pamiętnik mojej mamy

16.09 Dzisiaj wykonano "szałowanie" M. pomagali koledzy: Piotr i Bogdan. Praca szła sprawnie, do szybszej pracy dopingowała też pogoda, która od soboty wyraźnie się popsuła i deszcz dosłownie wisiał "na włosku". Jutro następne betonowanie

 

Na wieniec robimy szalunek z desek. Deski kupuję jednakowej 20 cm szerokości, bardzo to ułatwia pracę. W jednej ze ścian fundamentowych od strony kuchni wstawiamy kawałek grubej rury przez którą będzie poprowadzona rura spustowa do szamba.

 

17.09. Betonowanie przebiegło sprawnie i szybko. Teraz będą dwa dni przerwy, które napewno zostaną wykorzystane na odpoczynek.

20.09 "Szałowanie" zostało rozebrane przy pomocy M. i jego ojca.

 

Szalunek został dokładnie ponumerowany aby przy wieńcu parteru mieć ułatwioną pracę. Robiąc ściany fundamentowe z pustaków zasypowych, zaoszczędziliśmy na robociźnie. Według danych prezentowanych przez forumowiczów to nawet dosyć sporo. Cena pustaków + beton to tyle samo co cena bloczków lub cena betonu. W drugiej wersji dochodzi wynagrodzenie murarza a w trzeciej o wiele większa ilość desek, których byśmy raczej niewykorzystali. Zaczyna pogarszać się pogoda, przez cały tydzień pada deszcz, mamy przymusowy postój.

 

I połowa października - Ten czas został przeznaczony na zabezpieczenie materiałami izolacyjnymi fundamentów jak również wypełnieniu przestrzeni wewnątrz domu piaskiem. Zmieściło się tam kilkanaście ton piasku, którym należało równo wypełnić wolną przestrzeń.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

27-30.08 W tych dniach H. i M. pracowali przy stopie. Należało usunąć zbędne kawałki betonu (tzw cyple) wyczyścić i zawinąć folię.


31.08 i 3.09. Murarz zakładał pierwszy rząd kamieni pod fundament. Praca posuwa się wolno, bo kamienie niezbyt równe, a i wylewka stopy miejscami nie pasowała.

 

 


Pierwszy rząd pustaków zasypowych układamy na zaprawę aby wszystko ładnie wypoziomować.

 

 


4.09. M. układa dalsze rzędy kamieni pod fundament. Trochę mu w tym pomaga H. Ciekawe kiedy się z tym uporają?

 

 


Te trochę pomaga oznacza, że pracuję na równi z M. Pustaki układamy także w urodziny mamy, w przerwie zjadamy urodzinowy obiad a kawę zamawiamy sobie po zakończeniu pracy. Po całym dniu moje ręce są tak przyzwyczajone do ciężaru pustaka, że podnosząc u mamy paterę z ciastem (która stała w kuchni częściowo wsunięta pod górne szafki) uderzyłam nią w dno szafek. W związku z tym mieliśmy "zaklepaną" większą ilość ciasta.

 

 


12.09 Układanie kamieni zakończono dzisiaj. Praca była mozolna, bo kamienie były niezbyt równe


13.09. Dzisiaj przywieziono drut zbrojeniowy i deski do "szalunku" dalszej części fundamentów. Jutro zaczną układać zbrojenie.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

3.08.2002 Dzisiaj rozpoczęto pierwsze wykopy pod fundamenty domu. H. jak prawdziwy budowlaniec wytycza linie brzegowe fundamentów. M. zawzięcie kopie. Ponieważ jest to praca na kilka dni, czasami pomaga mu brat Zbyszek.


9.08 Wypoziomowano teren i oznaczono głębokość wykopów. Jest tego sporo. Dobrze, że dom niewielki, bo pracy byłoby jeszcze więcej.


17.08 M. ze swoim kolegą Mariuszem K. skończyli główne wykopy. Częściowo zaczęli wybierać ziemię pod najniższą część fundamentów tzw. stopę. Mogą mieć kłopot, bo pokazała się woda. M. planuje jak najszybciej skończyć wykopy i położyć zbrojenie fundamentów - stopy. Muszą się śpieszyć, bo lato się kończy, a z nim ładna, słoneczna pogoda.


23.08 Wykopy szczęśliwie zakończono. Wody było tylko niewiele w południowej części domu. Założono folię izolacyjną wczoraj i dzisiaj położono zbrojenie.

 

 


Po ułożeniu zbrojenia, które okazało się bardzo łatwe do zrobienia (zbrojenie "kręcę" razem z chłopakami), zamawiam beton.

 

 


26.08. Dzisiaj przyjechała betoniarka i zalano "stopy" pod fundament. Ponieważ betonu było trochę za dużo, było sporo pracy, żeby go dodatkowo rozgarnąć lub nawet nadmiar usunąć.

 

 


Betonu zamawiam o 0,5 m3 więcej niż to wynika z wyliczę, tak na wszelki wypadek jakbym coś źle policzyła. W razie nadmiaru miał zostać wylany na naszą drogę dojazdową (tą całkiem prywatną). Wylanie pierwszej gruszki zajęło nam z 15 min. Zadowoleni, że tak sprawnie to poszło, robimy sobie przerwę na kawę i czekamy na następną. Przy drugiej gruszce zaczyna się cyrk. Cała ława zalana a Pan obsługujący stetter stwierdził, że może gdzieś dolejemy bo trochę betonu zostało. Sprawdzamy gdzie można by ewentualnie trochę dolać no i lejemy. Okazało się, że w gruszce nie zostało "trochę" betonu ale te moje 0,5 m3. Zanim mąż na migi dał stop (maszyna hałasowała) cały beton znalażł się w środkowej ławie. Musimy nadmiar wyciągnąć i to szybko nim zdąży zastygnąć. Staję w rozkroku nad ławą z łopatą w dłoni w przesuwam nadmiar na skraj wykopu gdzie M. wyrzuca go na zewnątrz. Z drugiej strony to samo robi syn z bratem męża. Całość zamiast 15 min jak poprzednio trwała przeszło godzinę, jestem wściekła ale się udało.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Teraz taka mała dygresyjka o tym czym zajmowaliśmy się w międzyczasie opisywanegi okresu. Zastanawiamy się jakim sposobem będziemy finansować naszą budowę, czy z własnych sukcesywnie gromadzonych środków, czy też spróbujemy wziąć kredyt. Dochodzimy do wniosku, że budując z własnych środków będziemy to robić latami. Jeśli zaś weźmiemy kredyt na zakup materiałów, to wybudujemy szybko a rata kredytu będzie w wysokości czynszu. Decydujemy się na kredyt, postanawiam zrobić rekonesans wśród banków. Okazało się to niełatwe, żaden bank nie chciał uznać naszej robocizny jako wkład własny. Z fachowców potrzebowaliśmy tylko murarza i dekarza. Reszta jest możliwa do wykonania przez nas samych lub tych co odrobią u nas "pańszczyznę" . Wśród naszych znajomych mamy taką niepisaną umowę, że jak ktoś potrzebuje pomocy to mówi w czym problem i w myśl zasady "mówisz i masz" każdy stara się pomóc. Każdy z nas ma różne umiejętności i w związku z tym udaje się nam dużo rzeczy zrobić "za pół ceny". Wreszcie z dużym poślizgiem znalazłam odpowiednią instytucję. PTF zgodził się udzielić nam kredytu (to się nazywa indywidualne podejście ko kienta). Wkład własny dokumentujemy uproszczonym kosztorysem podpisanym przez kierownika budowy i naszym oświadczeniem, że robociznę wykonamy we własnym zakresie.. Składamy to z resztą papierów i czekamy na decyzję. Równolegle rozmawiamy ze znajomym murarzem Piotrem o pracy na naszej budowie. Niestety w terminie gdy chcemy zacząć on będzie zajęty na innej. Poleca nam jednak swojego kolegę, jedziemy do niego na rozmowę. Cena, którą chce murarz jest dosyć przystępna, pierwszy kontakt bardzo pozytywny (jak się okazało tylko ten pierwszy ), jedynym mankamentem jest to, że musimy go przywozić i odwozić z sąsiedniej miejscowości. Wyrażamy zgodę bo według jego słów w 2 tygodnie powinno być wszystko gotowe. Dodatkowym atutem jest to, że polecał go naprawdę dobry murarz. W tym samym czasie daję zrobić kosztorys materiałowy aby zdjąć sobie z głowy przeliczanie tego wszystkiego. Mamy także orientację ile nas będzie kosztować stan surowy otwarty. Lawy fundamentowe decydujemy się zrobić w folii, ściany fundamentowe z pustaków zasypowych, ściany parteru z betonu komórkowego na zwykłe spoiny ale z zaprawy ciepłochronnej co zmniejsza ilość mostków termicznych. Gotowa zaprawa ma tę zaletę, że jest łatwa do przygotowania i nie trzeba do tego betoniarki.

 


Przeglądając zdjęcia gotowych domów ustalamy zewnętrzny wygląd naszego domu. Dach tak jak w projekcie z blachodachówki w kolorze stalowym, do tego rynny w tym samym odcieniu i białe kominy. Jeśli chodzi o ściany to proponuję siding w kolorze białym z stalowymi obwódkami wokół okiem i drzwi. Rodzina kręci nosem na siding. Przypominam jednak wszytkim, że mieszkamy na Śląsku. Jako przykład pokazuję im parę domów, które były niedawno tynkowane a już za świeżo nie wyglądają pomimo, że zastosowano nowoczesną technologię i tynki. Także zimą okoliczne domy ogrzewane są przede wszystkim węglem i czym się tylko da. Z perspektywy czasu widzę, że miałam rację. Nasz dom jest zawsze czysty, bo poprostu gdy zajdzie taka konieczność to się go myje. Jest decyzja kredytowa, można ruszać pełną parą, bo teraz robimy na pół gwizdka, ale robimy kilka robót równocześnie i jest nas najczęściej do tej pracy dwoje

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Połowa maja do lipca. Na działce sukcesywnie pracowano co sobotę. Ściągnięto pod wytyczony dom darń, z której usypano powyżej działki wał. Przyszłościowo mają na nim rosnąć rośliny trwałe i nietrwałe. Darń obsypano następnie "czarną" ziemią. Wygląda to nawet ciekawie. Resztę ziemi rozgarnięto po skoszonym uprzednio trawniku, co daje efekt ładu i porządku. Ponieważ pogoda dopisuje - jest bardzo ciepło, wszystkie rośliny posadzone na rabatkach przy kąciku wypoczynkowym bardzo ładnie rosną i kwitną. Cieszy to oczy i upiększa działkę.

 

Pod południowym płotem wyznaczyłam miejsce na nasyp. Każdą darń, dosłownie każdą darń obracałam "do góry nogami". Cały wał obsypaliśmy tą lepszą warstwą ziemi. Na naszej działce z 25 lat temu było pole, więc działka miała pełno nierówności. Mieszankę gorszej ziemi z piaskiem chłopcy wozili mi taczkami a ja rozgarniałam ją po tych nierównościach. Po tej operacji mieliśmy księżycowy krajobraz a w mojej głowie tłukło się pytanie - Kiedy tu znów będzie zielono?

HARY

Pamiętnik mojej mamy

27.04.2002 H. przygotowała miejsce spotkań towarzystkich (placyk) a M. zaczął budować rożno - nawet nieźle mu to idzie. Wnuk też ma swój udział w pracach porządkowych - wywoził wykopane spod domu darnie, na miejsce, gdzie ma powstać "mini lasek".

 

Dostaliśmy od znajomego mojego M. masę cegieł z rozbiórki starej stodoły. Drugi znajomy zostawił nam plaster ze ściętej topoli i mniejszy pień na nogę do stołu. Placyk wybrukowałam osobiście tymi "rencami". Okupiłam to trzydniowym chodzeniem jak paralityk (no cóż zakwasy). M. wymurował gril, który wygląda jak piec ale mięsko i kiełbasa jest z niego pycha.

 

2.05.2002 Trwają dalsze prace porządkowe. Wnuk pomalował wszystkie słupki od płotu. M. zakończył budowę rożna i wykonano ściankę (kratownicę) przy placyku, ustawiono pomysłowy stół z grubych kloców drewna. Bardzo ciekawie to wygląda

 

Stolik powstał właśnie z tego plastra topoli (był ogromny) i drugiego pieńka. Później doszły jeszcze taborety i fotel dla mamy (czyli mnie) zrobiony z konarów drzew przez znajomych z Bieszczad. Gdy powiedziałam mojej mamie, że fotel jest "dla mamy" odpowiedziała mi "Jak fajnie, że pomyśleliście o mnie". No i co miałam zrobić fotel został babci

 

4.05.2002 Dalsze prace porządkowe. M. skosił znaczną część działki, H. zgrabiła i wywiozła na kompost. Zabezpieczono również wszystkie drewniane elementy (stół i kratownica). Dosadzono i posiano kwiaty.

A wieczorem - pierwsze rożno. Jakie inne niż sprzed roku. Przyjechała Tereska siostra M. - z rodziną. Było bardzo miło i przyjemnie. Siedzieliśmy aż do późnego zmroku. Pogoda - fantastyczna

11.05.2002 Dzisiaj zakładano siatkę na płot. M. pomagał kolega z pracy Zbyszek B. Do pomocy włączył się też sąsiad Czesiek L. Wnuk też miał swój udział w lżejszych pracach. Mimo, że rozpoczęli prace ok. południa, do 18,oo prace zostały ukończone. H. robiła dalsze prace porządkowe. Po niedzieli M. chce jeszcze pozaginać resztę drutów (żeby wszystko było jak należy).

HARY

Pamiętnik mojej mamy

20.04.2002 Wszystkie słupki są już ustawione w zeszłym tygodniu. Dzisiaj został przygotowany przez H. (M. i wnuk pomagali) kącik do grila.

 

 


Przygotowaliśmy fundament pod gril. Jeśli chodzi o ogród, decyzja zapadła o zagospodarowaniu terenu wzdłuż płotu tak aby samochody z materiałami budowlanymi mogły bez problemu poruszać się po działce. Dało nam to możliwość pewnych stałych nasadzeń i szansę na jako taką zieleń po przeprowadzce.

 

 


22.04.2002 Dzisiaj geodeci wytyczyli miejsce pod nowy dom. Jest wspaniała ciepła i słoneczna pogoda. Myślę, że to dobry znak!!

 

 


Gdy oglądałam projekt i w myślach meblowałam go naszymi meblami wszystko było ok. Jednak gdy geodeci wbili w ziemię słupki narożne chwyciłam się za głowę "O Boże, przecież tu się nawet mysia rodzina nie zmieści". Takie mieszane uczucia miałam jeszcze kilkakrotnie w zależności od postępu robót.

 

 


24.04.2002 M. ze swoim ojcem zrobili pierwsze wykopy pod nowy dom (obrys domu). Wygląda to ciekawie.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

4.04.2002 r. Rozpoczęto stawianie płotu. Odpowiednie słupki M. przygotował w drugiej połowie marca. Wczoraj przywieziono piasek a dzisiaj są pierwsze wykopy pod słupki narożne. W pracy pomaga M. jego brat żbyszek.

Trochę mamie się pomyliło. Pierwsze słupki stawialiśmy z M. razem, pamiętam jak dziś że, przerwaliśmy pracę bo zacząl sypać śnieg (czyżby w tym roku miała być powtórka z rozrywki). Zbyszek pomagał M. później przy reszcie słupków.

 

[/i]

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Po pomyśle na działkę rekreacyjną przyszedł do głowy mojemu M. malutki domek do ewentualnego noclegu. Moja sugestia brzmi, może jednak coś większego co by w przyszłości nadało się do całorocznego zamieszkania. Mieszkanie w mieście dostałby "w spadku" nasz syn. Po dosyć burzliwych dyskusjach kierujemy się w stronę domów drewnianych które, bardzo mi się podobają ze względu na swój klimat. Robię w internecie rekonesans wśród firm zajmujących się domami w tej technologii. Dzwonię, piszę i e-mailuję. Nazbierałam dosyć sporo ciekawych ofert. Ze względu na odległość do dalszej "obróbki" wybieramy firmę z Żywca która, ma swoją ekspozycję w Bielsku-Białej więc niedalego aby podjechać i osobiście przekonać się jak te domy wyglądają z bliska. Pojawił się jednak problem, do pozwolenia na budowę potrzebny jest projekt. Dzwonię do firmy i pytam ich o projekt domu, dowiaduję się że, owszem projekt dostanę ale po podpisaniu umowy wstępnej która obliguje mnie do zakupu. Nie podoba mi się to bo całość za dom jeśli dobrze pamiętam musiałabym wpłacić do 3 lub 6 miesięcy. Dodatkowo nie mamy żadnego pola manewru w razie zmiany planów. Po dyskusji rezygnujemy z planów budowy "drewniaka" i wybieramy wersję murowaną którą w ostateczności gdy braknie kasy, zawsze możemy przerwać. Znowu w ruch idzie internet gdzie szukam odpowiedniego dla nas projektu. Nasza koncepcja przewidywała mały domek tylko dla nas dwojga. Syn prawie dorosły z perspektywą studiów za dwa lata nie wiadomo gdzie, więc dla niego chcemy zatrzymać mieszkanie ewentualnie mieć go jako rezerwę finansową na przyszłość. Nasza przyszła emerytura to też jedna wielka niewiadoma. Nie chcemy na starość zostać z dużym domem i narzekać że, na nic nas niestać. Wybieram z internetu parę projektów odpowiadających naszej koncepcji i daję do wglądu M. Ostatecznie wybieramy projekt Szyper firmy MTM Styl, ze względu na możliwość zagospodarowania strychu który znajduje się na salonem a także ze względu na to że, projekt nie wymaga żadnych przeróbek. Zabieram się ochoczo za załatwianie formalności. Powoli zaczynam gubić się w papierach, zakładam więc dla przejrzystości segregator z którym latam po urzędach. W trakcie tej bieganiny usłyszałam pytanie czy załatwiam dokumentację dla siebie czy dla kogoś. Zdziwiona odpowiadam pytaniem: skąd takie przypuszczenie że, dla kogoś. W odpowiedzi usłyszałam: rzadko się zdarza aby ktoś miał taki porządek w dokumentacji. Ciekawe jak by sobie kobieta poradziła inaczej jeśli ilość papierów rośnie wprost proporcjonalnie do ilości odwiedzanych urzędów. Miałam obiekcje czy zdążymy z pozwoleniem przed końcem 2001 roku (ulga) ale się jednak udało. Pozwolenie jest wydane w 2001 roku, wydatki poniesione mamy odliczenie.

 


Całą zimę miałam na wertowanie gazet "budowlanych" aby się dokształcić przynajmniej teoretycznie jak i ogrodniczych aby wyrobić sobie wyobrażenie o tym jak ma wyglądać nasz przyszły ogród. Po lekturze doszłam do wniosku że, podobają mi się ogrody gdzie wszystko wygląda jakby tam była ze sto lat. Jeśli chodzi o "budowlankę" to wiosną byłam na tyle obeznana w teorii że, mogłam robić wrażenie osoby która wie o czym mówi i nie ma sensu "wciskać jej kitu" bo i tak się połapie. Jak wiele koleżanek budowniczych na tym forum już pisało kobieta na budowie ciągle uważana jest przez płeć brzydką jako dziwadło.

 


W tym okresie kupiliśmy także materiał na słupki ogrodzeniowe. M. pociął je na odpowiednią długość i w trzech miejscach przyspawał nakrętki aby drut naciągający siatkę był rownomiernie rozciągnięty a siatka nie miała okazji zsunąć się ze słupków. To na tyle jeśli chodzi o okres Październik 2001 do lutego 2002 z pamiętnika mojej mamy, co było dalej napiszę znowu jutro. Jeśli ktoś chciałby to skomentować to proszę otworzyć Komentarz do pamiętnika mojej mamy.

HARY

Pamiętnik mojej mamy

Pomimo że, już mieszkam postanowiłam napisać nasz dziennik budowy na podstawie dziennika który prowadziła moja mama i który nam wręczyła gdy zamieszkaliśmy w Naszym Ładnym Domku. Cytaty z pamiętnika mojej mamy (pisane kursywą) będę okraszała własnymi wspomnieniami, gdyż muszę powiedzieć że, trochę moją rolę w całym przedsięwzięciu spłyciła. Mam nadzieję że wyda się wszystkim ciekawe jak to widzi rodzić a jak budujące dziecko . No to zaczynamy.

 


W 1997 roku moja mama postanowła podzielić swoją własność i tym sposobem staliśmy się posiadaczmi dosyć sporej działki (1200 m2). Dosyć długo nic się nie działo ze względu na zerowe zainteresowanie mojego męża. Naszą działkę przedzielał bardzo stary płot, który w pewnym momencie runął. Od tego momentu wszystko się zaczęło ale bardzo dziwnie. Najpierw zrobiliśmy porządek z rozwalonym płotem. Później mój M. stwierdził że, może by tak zrobić działkę rekreacyjną. Przystałam na to, moja mama załatwiła nam mechaniczne skoszenie czegoś co x lat temu było trawą, ale muszę przyznać że, pierwsze pieczenie kiełbasek robiliśmy pomiędzy chaszczami. Moja mama widziała to tak:

 


14.07.2001 Działka niepielęgnowana od conajmniej 10-12 lat. Trawa do połowy pasa. W tych warunkach w pobliżu obecnej bramy wjazdowej robimy pierwsze rożno.


19.07. M. ze swoim bratem Zbyszkiem usuwają zbędne słupki i płot pozostałość po dawnej działce.


23.07. Fojcik J. przy pomocy traktora i kosiarki kosi trawę.


Koniec lipca i sierpień: prace porządkowe na działce (zgrabianie, suszenie i palenie siana). H. oczyszcza z chwastów stanowisko jeżyn i malin. Zbiory - żadne. M. wykasza kosiarką te miejsca dotąd niewykoszone, dalsze porządkowanie działki


Połowa września: pierwsze nasadzenia: borówka ameerykańska i sosny (samosiejki) wzdłuż płotu płotu granicznego od strony północnej


Październik 2001 do lutego 2002: czyniono starania o pozwolenie na wodę, prąd i budowę domu w/g gotowego projektu. Pozwolenie na budowę domu otrzymano pod koniec grudnia 2001. Może się jeszcze "załapią" na ulgę budowlaną. Reszta uzgodnień jeszcze trwa.

 


Okres od października 2001 do lutego 2002 skomentuję w następnym poście



×
×
  • Dodaj nową pozycję...