Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    86
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    124

Entries in this blog

kropi

Jeszcze tak a propos "czego żałuję, że nie zrobiłem": ano, żałuję, że nie poprowadziłem rurek do instalacji grzewczej i CWU po całym domu. Wiem, wiem... chwaliłem i chwalę tę elektrykę podłogową, ale tak sobie pomyślałem, że zawsze warto mieć jakąś alternatywę. Tak na wszelki wypadek. Powiedzmy - prąd drożeje 2x, upala się przewód w podłodze, i 100,000 innych nieszczęść sprawia, że kominek zostaje jedynym źródłem ciepła...

 

 


Może to trochę katastroficzne myślenie - ale z drugiej strony: koszt poprowadzenia tych cholernych rurek wyniósłby może ze 2-3 tysiące zł. I spokój. Święty. W razie czego myk-myk, podpinamy, załączamy, odpalamy - i gra muzyka. Teraz, powiedzmy, że zapałałem nagłą miłością do ekogroszku - parter to pikuś - prowadzę rurki pod podłogą, czyli pod sufitem piwnicy i mam. Ale co z pięterkiem??? Orurowanie poddasza to wyższa szkoła gotowania na gazie, powiedzmy sobie szczerze - demolka w czystej postaci.

 

 


Tak se człowiek siedzi i kombinuje. co by tu jeszcze sp....

kropi

I znów, ani się człowiek obejrzał - zleciał roczek. A nawet ponad-roczek. Mieszka się fajnie, nawet bardzo, powoli zapominamy o tych wszystkich budowlanych "atrakcjach" choć nadal - jak kto pyta - doradzamy kupno gotowego domu lub budowanie całości z jedną firmą. Nawet, jak wychodzi drożej, to i tak jest taniej. System gospodarczy natomiast polecamy hobbystom, emerytom i innym osobom, dysponującym pokładami wolnego czasu, cierpliwości i żelaznych nerwów.

 

 


Większość prac wewnątrz domu już wykonana - są drzwi w sypialniach (dużo łatwiej nagrzać, 10 minut pracy promiennika i jest ciepło), działa ogrzewanie podłogowe, chałupa jest otynkowana, jest taras śliczny drewniany i podjazd z kostki do garażu. Tam jeszcze trwają ostatnie działania - płytki, malowanie, takie tam.

 

 


Przy okazji znów przyszło nam dopłacać do partaniny tynkarzy - wylewki, które wykonali na dole na szczęście nie pękają za bardzo, za to są nieźle pofalowane - trzeba było dolać samopoziomującej... I znów - czas, pieniądze, złość... na samego siebie najbardziej. Na drugi raz - tynki i wylewki z automatu, albo... a zresztą, na jaki drugi raz? Ja już więcej nie buduję...

 

 


Wszystkie urządzenia działają jak należy, nic się nie popsuło - z wyjątkiem kabla zasilającego, radośnie wyrwanego przez operatora koparki. Na szczęście niezawodny pan elektryk przyjechał w ciągu pół godziny i naprawił. Gość znów ratuje mi tyłek, nie ma co - to naprawdę szczęście, że miał chwilę i był w okolicy.

 

 


Trochę nie sprawdza się niestety bojler 120-litrowy o mocy 2kW - woda nagrzewa się baaardzo powoli, jak się chłopaki wytaplają i Żonka to już dla mnie nie starcza, przerzuciłem się więc na prysznic w łazience dolnej, tam jest 50-ka i jej 1,5 kW zupełnie wystarcza.

 

 


Fajnym patentem jest podgrzewane lustro w łazience, faktycznie nie paruje, polecam.

 

 


A jeszcze jeden numer Wam opowiem, jaki mi zrobili chłopaki od Wychowałka - to ta pierwsza ekipa, co to taka dobra niby miała być. Okazało się, że tylko w jednym przewodzie wentylacyjnym jest ciąg, reszta to atrapy... wiosną trzeba będzie wyleźć na dach i sprawdzić, co tam namotali - zakładam, ze przewody kończą się w wełnie a kominki służą wyłącznie za ozdobę... Swoją drogą to chamstwo, zwłaszcza że dom jest grzany kominkiem i wentylacja MUSI być sprawna.

 

 


Jednak pan Janek, mistrz wykończeniówki, twierdzi że i tak nie jest źle, bo u jakichś gości musieli skuwać całą wylewkę, bo się sypała - sam piach.

 

 


No i mam w końcu internet - rok czasu mi to zajęło, ale w końcu ubiłem biznes z kolegą - oni wzięli nasz były stół który u nas tylko zarastał kurzem, a on - szpec komputerowy - założył nam antenkę i routerek wifi. Dzięki temu połączenie jest stabilne, można oglądać filmy na youtubie, no i nie plączą się żadne kable, po prostu miodzio.

 

 


Jedno, co zakłóca nasz spokój ciała i ducha od jakichś 2 m-cy to klatka z psami, którą sąsiad wywalił jakieś 30 metrów od naszych okien. Sąsiad mieszka w mieście, przyjeżdża raz dziennie nakarmić bestie i znika, i zupełnie nie trafia do niego argument, że ich szczekanie - czasem po kilka godzin bez przerwy - może komuś przeszkadzać. Od kiedy spadł śnieg jest trochę lepiej, ale nie wiem jak to będzie na wiosnę, do tego przy otwartych oknach. Mamy już kilka nie przespanych nocy za sobą, co zupełnie kłóci się z ideą mieszkania na wsi, "z dala od hałasu"...

 

 


No a poza tym to jest nieźle, na wiosnę biorą się za asfaltowanie drogi - a to podstawa, bo jak na razie nie jestem w stanie wyjechać lekko obniżonym autem spod domem i jeżdżę starym chrunklem z dziurawymi progami, więc nie wiem czy nie skończy się na drugiej terenówce... choć w tym roku jest lepiej niż w ubiegłym, bo jeszcze nie musiałem parkować "bele gdzie", pod dom zawsze dojeżdżam. Zobaczymy jak będzie na wiosnę.

 

 


Jeszcze co do kosztów - potwierdzam, "nieprawdą jest jakoby" ogrzewanie elektryczne było jakieś koszmarnie drogie. Podliczyłem wczoraj wszystkie rachunki za prąd i za ponad rok wyszło mi 3700 zł za wszystko - ogrzewanie, wodę, płytę kuchenną, no i światło. Do tego jakieś 1500 za drewno - razem całkowite koszty od listopada do stycznie wyniosły 5200, co średnio daje jakieś 370 zł/m-c. Czyli nieco mniej, niż sam czynsz za nasze M-4 i mniej więcej połowę tego, co szło na wszystkie opłaty. Daje do myślenia...

kropi

Ile to już bedzie? Ano po mojemu to prawie pół roku Jezu, jak ten czas... Jeśli komuś się wydaje, że prace kończą się z chwilą zakończenia budowy, to jest radosnym optymistą, albo kupił gotowy, na bieżąco utrzymywany dom. W samej chałupie jest sporo rzeczy do dokończenia, ale na razie pilniejsze wydaje nam się to, co na zewnątrz - taras, elewacja (ponoć najlepszy czas na to), jakiś tam daszek nad wejściem - na szczęście w związku z obniżeniem stóp procentowych i jeszcze jakimś tam ruchom, których nie do końca rozumiem - rata kredytu wróciła do normalnej wysokości sprzed tego całego zamieszania, co pozwala na jakieś rozsądniejsze gospodarowanie finansami, choć i tak cięgiem jedziemy na debecie.

 

 


Ogólnie to jestem pozytywnie zaskoczony niskimi kosztami utrzymania tej chałupki. Jak na razie, po zmianie licznika czyli jakoś od grudnia - wydaliśmy w sumie niecałe 9 stówek na prąd plus poszło jakieś 8 mp drewna, powiedzmy że razem ciut ponad dwa tysie... to połowa tego, co mielibyśmy samych opłat w o połowę mniejszym mieszkanku w bloku, nie licząc prądu i gazu. Inna sprawa, że za chwile nadrobimy "funduszem remontowym" - no ale coś za coś.

 

 


Za to dzieciory większość dnia spędzają na powietrzu, przez te pół roku jedynym poważnym problemem zdrowotnym było zapalenie ucha u starszego, no i teraz ja mam jakieś cuś z gardłem. Drażni mnie syf po budowlańcach, poniewierające się dechy i stemple (muszę je w końcu pociąć, będzie na ognicho albo do kominka), piach i błoto tam, gdzie powinny być dróżki i zjazd do garażu - wiem, nie wszystko na raz... no ale mnie drażni :-/

 

 


Co nie zmienia faktu, że ogólnie to in plus, a teraz, jak się cieplej zrobi, to wreszcie się człowiek dowie, po co ten dom stawiał Pozdrawiam wszystkich i życze wytrwałości, bo warto

kropi

I znów kolejny, trzeci już miesiączek wiochmeńskiego zycia za nami. Żona wierci mi dziurę w brzuchu o terenówkę - jak do tej pory tylko raz zagrzebaliśmy się na tyle, żeby nas sąsiad musiał wyciągać swoim pick-upem, ale po każdym większym śniegu pojawia się pytanie: wyjadę-nie wyjadę... Czasem wydaje się, że jest super, że już się człowiek wita z gąską - i tu nagle telefon: "Pawciu, zagrzebałam się... ". No i w tył zwrot i dawaj wyprowadzać Mondeusza ze śnieżno-lodowej pułapki. A wiosna za pasem, a wiosną, wiadomo - roztopy, błotko, i powtórka z rozrywki, tylko w bardziej brunatnej odmianie.

 

 


Przy okazji potwierdza się fakt, że im trudniejsze warunki zewnętrzne, tym się ludziom łatwiej dogadywać - po 3 miesiącach jesteśmy zaprzyjaźnieni dość blisko z jednymi sąsiadami, z innymi znamy się po imieniu, wozimy nawzajem dzieci do szkoły, za ich pośrednictwem poznajemy kolejnych, bardzo fajnych ludzi, których wcześniej nigdy nie spotkalibyśmy - i każdy chce pomóc - a to autko poszukać, a to wypytać o przedszkole, a to podholować w razie czego... jak ja się im wszystkim odwdzięczę? Oczywiście o jakiejkolwiek kasie mowy nie ma, chyba by mnie pobili...

 

 


Właściwie to mi nawet te trudności nie przeszkadzają, ok, spóźnię się do roboty raz czy drugi (i tak za długo tam siedzę), ale poznaję świat, który uznałem już za dawno zaginiony, gdzie człowiek człowiekowi nie-wilkiem a zwykłe "dzień dobry" nie znznego wcześniej sąsiada okraszone szerokim uśmiechem poprawia humor na resztę dnia.

 

 


W tym tygodniu dotarł wreszsie ksiądz po kolędzie, na początku wszyscy w lekkim stresie - a po chwili siedzieliśmy i gaworzyliśmy na pełnym luzie, ksiądz przywędrował tu z naszej poprzedniej parafii więc jak się okazało mamy kilku wspólnych znajomych, do tego jest niezłym zapaleńcem i jeszcze mu się sporo chce.

 

 


Zauważyliśmy też z Żonką, że nam się trochę termostaty poprzestawiały - teraz w robocie nagminnie skręcam kaloryfery i otwieram okna, u Tesciów, gdzie zwykle czułem się ok (a Żona marzła) teraz obojgu nam jest za gorąco. Wot, ciekawostka.

 

 


Z prac wykończeniowych to jak na razie jesteśmy o krok od uregulowania zaległości finansowych wobec wykonawców, a na pierwszy ogień idą drzwi na pięterku - siedzi człowiek w wannie i marznie, pomimo wstawionego promiennika - tak dalej być nie będzie, beton zamiast lustra zawsze można pomalować, a pustej dziury nie da się zakryć tak, żeby nie wiało... punkt drugi to tarasik. Tak więc mamy na co zbierać

kropi

I ani się człowiek nie obejrzał, a tu mija trzeci miesiąc naszego pomieszkiwania na wichurce. W sumie to tak się przyzwyczailiśmy do nowych okoliczności przyrody, że w sposób zupełnie naturalny korzystamy z łazienki górnej lub dolnej, prysznica lub wanny, zmywarki, no a przede wszystkim przestrzeni - choć tu jeszcze liczę na pewną poprawę po przyjściu cieplejszych dni i możliwości wyciekania "na pole" ile wlezie.

 

 


Z tym "polem" to osobny temat, bo jak tylko pojawi się jakaś kasa to trzeba będzie pomyśleć nad tarasem (na razie wychodzi się na europaletę z widokiem na pety i kilka pustaków, tak dalej być nie będzie!) i szeroko pojętym zagospodarowaniem tego ugoru, do czego z mizernym jak na razie skutkiem próbuję przekonać koleżankę Małżonkę. Ale to na wiosnę, na razie hibernacja i prace porządkowe wewnątrz.

 

 


Korzystając z urlopu założyłem w końcu lampki w salonie i powiesiłem jakieś stosy obrazków (BTW gdzie się to wszystko tam zmieściło?) a przy okazji - wszystkie psy z okolicy na nieszczęsnych tynkarzy, którzy za moje własne pieniądze zrobili mi rumuński bunkier atomowy - po tym jak wygiąłem kilka gwoździ bezskutecznie próbując wbić je w twardą jak granit skorupę poszedłem i kupiłem gwoździe hartowane. I kilka z nich nawet udało mi się wbić, część popękała (sic!) a część oddaliła się w nieznanym kierunku z prędkością naddźwiękową. Nigdy więcej gwoździ, znów jak w blokach jestem skazany na kołki.

 

 


Dziś wielki dzień - ruszyła podłogówka, jak na razie temperaturka jest zacna, do tego przyjemnie grzeje w stópki - młodszy syn lata na bosaka i nie daje sobie przetłumaczyć konieczności noszenia kapciuchów, a przeziębiony i kaszle. Wprawdzie po podliczeniu kosztów prądu jak na razie jestem lekko podłamany, bo bez ogrzewania wychodzi mi prądu za 10 zł dziennie, sam nie wiem na co. Choć bez kominka tak dziwnie jakoś i łyso, ale chcę przetestować te kable jak to chodzi, żeby się nie stresować na wypadek wyjazdu.

 

 


No i jeszcze o kryzysie, wszędzie straszą i wieje grozą - a mnie to jakoś nie rusza, bo w sumie dopiero teraz rata doszła do wysokości jaką miałaby już 2 lata temu, gdybym kredyt brał w złotówkach (nie powiem, że nie boli - boli jak cholera) a kredyt jest na 30 lat i franio jeszcze wiele razy będzie się bujał.

 


Żałuję tylko, że nie zacząłem sprzedawać mieszkanka o ten miesiąc wcześniej (no, może 2) - w złotówkach stracimy może z 10% ale w walucie to już prawie 50% - plan był chytry aby kredyt spłacić w czasie gdy franio latał w okolicach 2 zyli, no ale było-minęło, teraz to tylko płacz i płać jak ci się latyfundiów zachciało

kropi

No i przyszła zima - słupek za oknem zatrzymał się na -18 i wszystko wygląda jak w rosyjskich dobranockach - aż żałuję, że nie mam pod ręką żadnych fotek z naszej wichurki i okolic, bo widoczki codziennie oglądam przepyszne.

 

 


W niedzielę jadę na giełdę oglądać... rybki - na razie wpuściłem to, co się ostało z pogromu przeprowadzkowego - glonojada szt. 1 i neonka, szt. takoż 1. Na 100 litrów trochę mało, trzeba im dokupić jakiegoś towarzystwa. Za to akwa wygląda cudnie, tak się jeszcze bardziej domowo zrobiło w tym domu naszym [tu powinna być fotka, wiem...].

 

 


Pomimo mrozów temperatura w domu utrzymuje się na poziomie ok. 20 stopni, tylko na noc w sypialniach na wszelki wypadek podłączamy elektryczne promienniki (jeden przywiozłem az z Częstochowy, bo w Łodzi zabrakło ), tylko drewna idzie trochę jakby więcej. Szybko kurczą się zapasy piwniczne, została mniej-więcej połowa.

 

 


Ogólnie to tak sobie siedzimy i planujemy, popijając herbatkę z prądem, co by tu jeszcze... jak na razie tylko w sferze teoretycznej, ale np. drzwi na górze to by się przydały. Trochę by się łatwiej ogrzewało sypialnie. Ze sfery praktycznej to założyłem kinkiety (plafony) ale mi się blank nie podoba światło, jakie dają - i kombinuję co wzamian.

 

 


Wkurza nas tylko fetorek szambowy pojawiający się w łązience, i to z najmniej spodziewanej strony - bo zawiewa z wentylacji Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, bo ani wywewki nie ma w pobliżu, ani żadnego połączenia z tego co pamiętam też nie robiłem na tej linii Dziwna to sprawa i męcząca cokolwiek.

 

 


A tak w ogóle to świetnie mi się śpi w temp. ok. 18-19 stopni na nowym materacu pod nową pierzynką - nie pamiętam już, kiedy ostatnio się obudziłem w nocy (w bloku to był standard, po 1-2 razy co noc), zasypiam jak dziecko i budzę się, jak muszę (czyli jak zadzwoni budzik po raz 3. i żonę to zaczyna wkurzać, więc mnie wykopuje ).

kropi

Wrastania ciąg dalszy...

 

 


Przyszli pierwsi goście (po Rodzicach, naturalnie ) - posiedzieli, pojedli, popili, pochwalili, pospali - i też tak chcą, zaczęli szukać ziemi . To chyba najlepsza rekomendacja, skoro zatwardziali dotychczas "szufladowcy" zmieniają opcję po osobistej inspekcji

 

 


A w domku kolejny upgrade - zakupiłem baterię wannową, zamontowałem "temi rencyma" i wreszcie można się kąpać... tym nie mniej - co było łatwe do przewidzenia - na potrzeby mojej szanownej Połowinki 120 l to też mało. Dobra rada dla lubiących kąpielowe pławienie - zainwestujcie w pompę ciepła, zwróci się w kilka miesięcy

 

 


Dzięki niezawodnym Czytelnikom mam już sposób na uszczelnienie systemu ogrzewania, tym bardziej że teraz jak chwycił mrozik, drewna idzie prawie 2x więcej - 2 spore koszyki czyli pi razy ucho jakieś 0,1 mp na dobę, do tego - jak już pisałem - robi się coraz bardziej mokre bo sięgam do coraz niższych warstw, np. dziś wrzuciłem 3 kłody, które rozpalały się dobre 1/2 godziny . Przez niecałe 2 m-ce przy temperaturach ok. zera poszło tak na oko ze 3-4 metry (zakładając, że kupiłem 10, z czego w zeszłym roku wykonawcy zużyli z metr, od 10.11 zniknęła już ponad 1/3 zapasu z piwnicy). W odwodzie mam tegoroczne 6 kubików "na polu" ale to drewno jest raczej mało suche z założenia, więc chyba kominiarz będzie miał sporo roboty tej wiosny... Dziś wtargałem kilka kłodek, niech obeschną, jutro je domieszam do tego piwnicznego zakalca, zobaczymy co wyjdzie.

 

 


Tak czy siak - przy takim przerobie koszt ogrzewania drewnem wynosi jakieś 450-500 zł/miesiąc - jak to się ma do innych źródeł?

 

 


Nadal nie ma jeszcze sterowników do podłogówki, ale pojawił się pierwszy z trzech planowanych promienników - 2kW sprzęt EWT, który poza sporymi rozmiarami w zasadzie nie ma wad - cichy, super wydajny, nie śmierdzi, IMHO lepszy od konwektora bo to ciepło faktycznie "czuć" na skórze, zanim powietrze się nagrzeje, tak jak to z kominka - goście spali w salonie vis-a-vis piecyka i przy temp. powietrza ok. 20 stopni było im za ciepło pomimo, że przyzwyczajeni do blokowych 25 stopni... promiennik daje podobny efekt, oczywiście słabszy, ale i tak przyjemnie. Oprócz tego w kilkanaście minut podgrzał nam (i dzieciom) sypialnie z 17 do 20 stopni pewnego dnia, gdy wróciliśmy zbyt późno, by rozpalić w kominku na czas. Ogólnie polecam, choć może 2kW to trochę dużo na te kilkanaście metrów powierzchni.

 

 


Tak więc grzejemy kominkiem na okrągło, a przy wiekszych mrozach lub dłuższych przerwach w dokładaniu wspomagamy się ww promiennikiem i farelką (w łazience). Temperatury w środku od min. 17 w sypialni do max. 24 w salonie, ale staram się nie przekraczać 22 na dole, bo i po co tak hajcować...

 

 


Coś się rozpisałem o tym grzaniu

kropi

Dziś tak nie-budowlanie zupełnie (no, prawie)

 

 


No bo Święta, jak co roku tradycyjnie zaczęły się we środę 24 grudnia i na tę okoliczność postanowiliśmy rodzinną Wigilię urządzić w naszej chałupce. Fajnie. Od czego zaczynamy? Ano choinka - naturalna, naturalnie, do tego w donicy, coby po recyklingu służyła jako sadzonka (dostałem stosowną instrukcję, jak jej tym razem nie zamordować, jeśli kto ciekawy to opowiem), sprzątanie na 3-biegu (tu niezastąpiona Małżowinka się wykazywała), zaopatrzenie (dobrze, że wcześniej pokupowałem różne szpeja, bo w ostatnie dni widziałem kolejkę przed wjazdem na parking do nieszkodliwego na co dzień pod tym względem Leclerca) - pierwszy raz Wigilia u nas, zawsze u Rodziców a wcześniej u Babci - na szczęście Mama dzielnie czyściła śledzie i organizowała pierogi, bo byśmy nie dali rady.

 

 


No i fajnie było, tak jakoś - inaczej, no po prostu jakbym w obce kraje wyjechał, tak było niecodziennie, i potem oglądając zdjęcia pomyślałem sobie, jaki ten nasz domek ładny, czego może na co dzień się już nie zauważa, bardziej zwracając uwagę na detale i duperele w stylu listwy, gładzie, farby... a jak się potem na to spojrzy tak z boku to na prawdę jest miło i.. i.... no i taki człowiek sie robi dumny, że taki ładny domek sobie postawił.

 

 


Wczoraj też miały miejsce pierwsze nie-budowlane czynności upiększające - a mianowicie po długiej przerwie zalałem w końcu akwarium. Wygląda niesamowicie, choć na razie sama woda, piasek i roślinki (większość rybek padła po tym, jak niejaki Staś wsypał coś do akwarium tymczasowego, a potem nakarmił pozostałe rybki całą zawartością pudełka z pokarmem... ) Nie wiem co to było, dość że pewnego pięknego dnia wracam ci ja do domu, a tam cała niemalże załoga zbiornika pływa sobie elegancko brzuchami do góry... Zostały 3 rybcie, w 100 litrach będą miały jak w oceanie.

 

 


Taka mała dygresja do rzeczy, które się sprawdzają, a mianowicie bardzo chcę pochwalić listwę przypodłogową z wyjmowaną środkową częścią, w którą można wpuścić kable. Potrzebowałem mianowicie zasilania do tegoż akwarium i gdyby nie ta listwa, trzeba by było albo listwę (inną) odrywać, albo ryć ścianę. A tak - 10 cm odwiert podścienny i reszta we framudze oraz wspomnianej listwie - do tego gniazdko natynkowe i szafa gra Do tego listwa plastikowa jest o wiele łatwiejsza w utrzymaniu niż MDFowa czy drewniana (mieliśmy obie w mieszkanku i zawsze coś właziło między nie a ściany, do tego odskakiwały od zatrzasków, co było irytujące). Pewnie trzeba by akrylować, a to dodatkowa robota.

 

 


W ogóle to też sprawdza się jak na przeprowadzkę jest tak nie do końca wykończone wewnątrz (my np. nie mamy kompletnej ościeżnicy w łazience, między innymi, no i to też uratowało ścianę przed pruciem) bo nie znam nikogo (jeśli znacie to dajcie znać, chętnie poznam) kto tak zaprojektował sobie chałupę, że już nic nie chciał zmieniać. Nie mówię tu o przestawianiu ścian ale właśnie o duperelach - a to puścić kabelek, a to gniazdko, żyrandolek przestawić - takie rzeczy wyłażą w praniu, chyba że projektant jest jasnowidzem

 

 


A co mnie wkurza? Obecnie np. to, że rury od DGP z wielkim zapałem ogrzewają stryszek (komu to potrzebne?) a z anemostatów powierze wylatuje owszem ciepłe, ale kudy mu do tego żaru, który bucha z kratek w czopuchu? Nikt mi nie mówił, że oryginalne "ocieplenie" tych rur ma charakter głónie marketingowy i że trzeba je będzie dodatkowo opatulać - własnie się zastanawiam, czym i jak to zrobić? Może jakieś sugestie?

kropi

Zasiedlania ciąg dalszy...

 

 


Od niedawna mamy już "prawdziwy" prąd 2-taryfowy, jak najbardziej mieszkalny - mozna trochę odetchnąć bo przestaje zagrażać wizja 1000-złotowych rachunków za prunt. Choć i tak nie jest źle, biorąc pod uwage że na ów prunt jest wszystko (łącznie z ogrzewaniem, którego jednak chwilowo nie włączam, bo kominek wystarcza w zupełności) zużycie dobowe w granicach 13 kWh uważam za znośne. Za wcześnie jeszcze aby czynić statystyki co do taryfy (wzięliśmy G12w czyli cały weekend, 13-16 i 22-7 jest ten "tańszy"), niech choc z miesiączek upłynie to dam cynia, co i jak.

 

 


Co do drewna... hmm, składowanie go w niewentylowanej piwnicy to był poważny błąd, dokopując się do głębszych warstw stwierdzam coraz to obficiej występujące pleśnie i butwie (to taki rzeczownik odimiesłowowy ), drewno pali się tak sobie, często sycząc i gęste puszczając wapory, co jak słyszałem nie wpływa dodatnio na wartość kaloryczną. Idzie go wg mnie sporo, nie mam miarki w oku i nie wiem ile to kubików, ale 1 dość ciężki kosz to za mało na całą dobę. Na szczęście nie trzeba zbyt często ładować, zwykle 3x dziennie wystarcza z zapasem, tzn. jest jeszcze żar i nie trzeba rozpalać na nowo.

 

 


Jeszcze co do ogrzewania - na początku turbina DGP była baaardzo głośna, wręcz uniemożliwiała spanie tak że programowałem ją aby pracowała w godzinach 18-22. Teraz, po kilku tygodniach i podłożeniu dodatkowej warstwy wełny pod urządzenie, jest o wiele ciszej - w sypialni słychac tylko szum z anemostatu, na schodach bezpośrednio pod nią słychać ciche buczenie. Co ciekawe, im niższe obroty tym też buczenie głośniejsze i bardziej upierdliwe, takie wibrujące, pulsujące, wkręcające się w mózg, właściwie bardziej wyczuwalne niż słyszalne. Ale widać, ze sie wyrabia, może jeszcze tydzień-dwa i w ogóle nie będzie słyszalne?

 

 


Do pipla są programatory kupowane w markietach budowlanych - a niestety wszędzie jest jeden i ten sam model dokładnie tej samej firmy - importer jest z Czech a producent - wiadomo . Mam też 4 starsze, z których 2 już nie działają. Kurde, dopłaciłbym chętnie do programatorów, które pochodza w systemie ciągłym przez te 2-3 lata a nie zastanawiał się, czy mi włączy bojlerek czy też nie.

 

 


Wczoraj koleżanka Małżonka znów zużyła mi całą ciepłą wodę (grrr...) - jednak 50 litrów na 4 osoby to trochę mało aby grzać toto tylko w taniej taryfie, muszę zmienić program zahaczając niestety o drogi prąd. Albo uzbierać na krany do górnej łazienki... Niestety ten miesiąc finansowy był wyjątkowo perfidny, bo nie dość że są stałe płatności miesięczne, do tego coroczne, to jeszcze popsuł nam się samochód i komputer - i krany musiały poczekać.

 

 


Zaraz za kranami są jeszcze drzwi na piętrze, tarasik, zjazd do garażu, balkoniki, tynk zewnętrzny - no i całe podwórko, jak na razie pokryte chwastem i śmieciem, czyli jednym słowem entropią pod róznymi postaciami. Pomijam drobiazgi typu zasłony do okien (jak na razie mamy styl holenderski, mnie się podoba ), mebli (dotychczas 100% z bloku, nie licząc materacy), garderoby...........

kropi

cd...

 

 


Po tym przydługim wstępie przejdę może do konkretów - bo ten miesiąc zweryfikował niektóre moje poglądy na niektóre sprawy. Oto wnioski:

 

 


1. Jednak dom z pięterkiem ma swój urok. Np. taki, że jeden kominek, nawet bez rozprowadzenia, spokojnie toto ogrzeje. Jedynym niedogrzanym pomieszczeniem jest taki mały pokoik na parterze, w rogu budynku, no i może łazienka na dole, ale jak się otworzy drzwi to zaraz się robi ciepło. Co ciekawe, w salonie przy kominku jest cieplej, niż na górze.

 

 


2. Warto, oj warto zadbać o zagospodarowanie terenu nie tylko w bezpośrednim sąsiedztwie domu, ale też np. o to, żeby mieć dobrą drogę dojazdową - nam dosłownie rzutem na taśme utwardzili drogę dojazdową, po wielu awanturach w gminie. Teraz da się dojechac nawet po deszczu, ale mało brakowało...

 

 


3. Co się sprawdza?

 

 


- kominek. Jotul Harmony - świetny, nie mam słów uznania, po 12-13 godzinach jeszcze trzyma żar, pali się niebyt mocno a temperatura w domu oscyluje wokół 18-24 stopni, w zal. od miejsca i aktualnego "hajcu".

 

 


- ocieplenie. Ciesze się, że wykłóciłem z wykonawcami te 15 cm styropianu i 2x25 wełny w dachu i stropie, bo teraz nawet jak kominek wygaśnie w nocy to temperatura nie spada więcej niż o 1 stopień do rana przy lekkim przymrozku na zewnątrz.

 

 


- żarówki energooszczędne Osram cośtam - zapalają się od razu, nie trzeba czekać aż łaskawie zaskoczą (tak jak np. te z Ikei), a pod abażurem dają zupełnie akceptowalne przyjemne światło. Zużycie prądu na wszystko (płyta indukcyjna, o której za chwilę, bojler, zmywarka, pralka, suszarka do włosów - rodzina 4 os.) to ok. 10 kWh/d co nawet przy taryfie budowlanej pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.

 

 


- płyta indukcyjna Teka - rewelka, nie ma startu do indukcji gaz (mielimy na starym mieszkaniu) czy płyta ceramiczna (jest u Rodziców) - nagrzewa błyskawicznie, małe straty energii, wygodna w użytkowaniu - warto dopłacić te parę stów.

 

 


- zmywarka. To jest największa rewolucja - teraz wieczorami zamiast taplać się w garach możemy sobie popatrzeć we wspomniany wyżej kominek - względem komfortu to chyba największa rewolucja. Tak więc dla tych, którzy mają jeszcze długą drogę przed sobą - kupcie sobie zmywarkę do bloków, a życie stanie się piękniejsze... teraz sam żałuję, że nie zrobiłem tego już dawno dawno.

 

 


- względnie bliska odległość od pracy i szkoły syna - względnie tzn. mieszczę się w 25 km po praktycznie wolnych od korków drogach, cała trasa dom-szkoła-praca zajmuje mi ok. 30 minut, czyli krócej niż gdy mieszkaliśmy w mieście a syn chodził do przedszkola w centrum (40 minut).

 

 


- względnie blisko do sklepu - tzn. w 15-20 minutach w zależności od tempa się zmieszczę. Dużym plusem jest to, że jeden z 2 sklepów w Kalonce prowadzi sprzedaż z dowozem - no tego my w mieście nie mieli, panie. Przy zakupach >30 zł dowóz gratis. Miodzio. Czyli flaszka z zapojką dojedzie sama

 

 


- niezbyt duża powierzchnia domu - 120 metrów wystarcza nam w zupełności - to tak akurat, żeby się nie gnieść, ale i żeby nie szukać się po całym domu. W dzień życie toczy się na dole, sprawdza się otwarta kuchnia połączona z salonem bo można jednocześnie mieszać w garach i pilnować dzieciaków.

 

 


- względna bliskość fajnych sąsiadów - np. dziś mam dyżur, więc sąsiadka odebrała ze szkoły Młodego, a jutro go zawiezie razem ze swoją córeczką. Super sprawa.

 

 


Co trochę denerwuje

 

 


- brak internetu. Kupiłem takie coś z Plusa, mam niby mieć jakieś EDGE ale po EDGE to se musze wyjść "na pole" bo w domu to można jeża urodzić czekając na połączenie. W planach mam zakup antenki zewnętrznej.

 

 


- brak dobrej drogi. Teraz jak utwardzili to jeszcze do przeżycia, zobaczymy jak w roztopy.

 

 


- daleko do przystanku. 20 min. z buta to jednak daleko na codzienne dochodzenie, teraz jak nam się popsuł jeden samochód to żona jest z lekka uwięziona - dojazd do miasta komunikacją z dojściem zajmuje sporo czasu. No ale widziały gały. Ku przestrodze innym. Drugi autobus, ten do którego mamy 10 minut, zmienił trasę i teraz to jest dla mnie jak dla łysego grzebień. Jeździ w jakieś chwasty, trzeba się przesiadać - komu to przeszkadzało, że dojeżdżał pod samą Operę?

 

 


- brak dobrego miejsca do zaparkowania auta - dobrze że przynajmniej dałem trochę tych ażurów wzdłuż płotu ale i tak brakuje z 2 metrów, żeby wygodnie się rozstawić. Niby drobiazg, ale wkurza. Pominę brak możliwości korzystania z garażu, bo to zupełnie inna sprawa

 

 


- notoryczny brak gotówki. Budowa, a zwł. wykończeniówka, wchłonie dowolną ilość pieniędzy, tak więc balansuję na granicy niewydolności finansowej jadąc po bandzie tak jak jeszcze nigdy dotąd.

 

 


To na dziś tyle, za jakiś czas znów coś skrobnę. Zdrówka!

kropi

Jutro minie miesiąc od przeprowadzki. Żona nie wierzy. Ja też

 

 


Jeszcze nie wyszliśmy z kartonów, dobrze że nam trochę teście pomogli bo jakaś taka niemoc nas opadła, że tylko byśmy siedzieli i gapili się w kominek. Sam ledwo parę lamp powiesiłem, żona tyle że omiotła największy syf - jakby kac-gigant po jakimś mega-ochleju.

 

 


Teściowa na szczęście to wulkan energii, zagoniła towarzystwo do roboty (ja sobie profilaktycznie wyjechałem na szkolenie) i w tydzień doprowadziła dom do stanu względnej używalności. Żałuję tylko, że przed przeprowadzką nie dokonaliśmy bardziej radykalnej selekcji rzeczy do utylizacji, bo teraz większy kłopot z wyrzucaniem... To i lęgną się po strychach, po piwnicach jakieś grzmoty nikomu do niczego nie potrzebne.

 

 


cdn...

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

No to witam "z tamtej strony"

 

 


Powiem Wam, że jest całkiem fajnie. Tak jakoś - inaczej. Sama przeprowadzka to istny horror i szok ze stresem, na szczęście zabrali się za to prawdziwi fachowcy, których mogę szczerze polecić: http://www.autor.pl." rel="external nofollow">http://www.autor.pl.

 

 


Pakowanie zaczęliśmy juz kilka ładnych tygodni temu, wydawało się że "to już prawie wszystko, zostały meble, trochę ciuchów i parę drobiazgów"...

 

 


Akurat

 

 


Porzuciwszy potomstwo u dziadków zabraliśmy się dziarsko do roboty ok. 20.00 dnia poprzedniego. Już ok. 22.00 okazało się, że zaczyna nam brakować kartonów na pozostałe "drobiazgi" - a miałem ich jeszcze kilka niewykorzystanych. Wprawdzie firma proponowała, że udostępnią swoje pudła, ale ja zbyłem ich obojętnym "większośc już przewiozłem, pudła nie będą potrzebne". Na szczęscie chyba nie byłem pierwszym, który tak się przeliczył, po naszym telefonie przyjechało 40 pudeł, z których poszła połowa

 

 


Na największą minę nadzialiśmy się w kuchni. Fakt, stąd praktycznie nic wcześniej nie wyjeżdżało, a szafki własnej roboty okazały się wyjątkowo pojemne...

 

 


Panowie przyjechali punktualnie o 9.00 w sile 3 chłopa. I tu kolejna laurka - polską normą jest wśród różnych "fachowców" pozostawianie za sobą, hmm, delikatnie mówiąc, śladu zapachowego, i tłumaczenie tego "ciężką pracą". Otóż oświadczam, że można wykonywać wyjątkowo ciężką i niewdzięczną pracę nie wywołując łzawienia oczu i konieczności wstrzymywania oddechu wśród otoczenia.

 

 


Pakowanie trwało do godziny 13. Tzn. oni znosili a my w międzyczasie dopakowywaliśmy "drobnicę". Przy okazji okazało się, że trzeba rozmontować szafę (po położeniu paneli przestała się mieścić w drzwiach) i biurko (przyjechało w częściach i na miejscu je składałem, nie zmierzyłem przed wyprowadzką). Słuchajcie, jak to możliwe, że udało nam się zapakować całą ciężarówkę średnich rozmiarów dobytkiem z niezbyt w sumie zagraconego 57-metrowego mieszkania, wywożąc wcześniej 70 kartonów książek? W pewnym momencie pan spytał o priorytety, bo wszystko się nie zmieści Zostało trochę ciuchów i kwiatki, które już sami przewieziemy.

 

 


Wypakowywanie poszło już dużo sprawniej. Z tym, że w pewnym momencie udało nam się zablokować salon Góry kartonów, krzeseł, do tego sofa z Ikei postawiona na sztorc - tak prezentowała się reprezentacyjna część domu w momencie wyjścia ekipy. Do późnej nocy udało nam się ledwo udrożnić podstawowe szlaki komunikacyjne i wypakować najważniejsze rzeczy....

 

 


Cały następny dzień (czyli wczoraj) latałem po schodach między piwnicą a strychem (niech szlag trafi wszystkie schody na świecie ), schudłem przy tym o 1/2 dziurki w pasku, w końcu po 10 godzinach dystrybucji dóbr doczesnych udało nam się uzyskać jako-tako cywilizowany obraz domu, z możliwością przemieszczania się pomiędzy pokojami i przywieźliśmy dzieciaki.

 

 


Panie, co to się działo! Istny szał radości, biegi od końca do końca wzdłuż wszystkich osi budynku, gonitwy po schodach i wielki płacz, kiedy trzeba było iść spać. Młodszy zasnął dopiero po moich zapewnieniach, że zostaniemy tu na dłużej i jutro (czyli dziś) też będzie mógł pobiegać po schodach

 

 


My zaś z koleżanką Małżonką pierwszą noc spędziliśmy na starej wersalce w salonie, przy kominku, bo przez te kilka godzin góra nie zdążyła się jeszcze dobrze nagrzać (coś się chrzani z DGP, nie dość że warczy jak stary traktor to jeszcze zasysa powietrze z jednego z anemostatów, dziwna sprawa. ) i to co zobaczyłem następnego dnia rano powaliło mnie totalnie (choć już i tak leżałem) - przez ogromne okno w salonie wlewał się do środka przepiękny wschód słońca cały w jesiennych pastelach otulonych porannymi mgłami, leniwie unoszącymi się z dna dolinki. Miłe powitanie w nowym miejscu

kropi

A zatem klamka zapadła - przeprowadzka 10.11.2008 bez możliwości odwołania. Dziś walka z kurzem, jutro z kartonami, a pojutrze z rana przyjeżdżają mili panowie dużym autkiem i przewiozą resztę naszego dobytku loco dom.

 


Dzieci już się martwią, że nie będzie Mini-Mini (dla niedzieciatych - to taki program z bajkami), Żonka w chaosie od rana zasuwa z mopem (nawet sobie w kominku nie napaliła, 13 stopni a ona mówi że jej ciepło ) , ja w robocie liczę centymetry bieżące i kwadratowe jak by to wszystko poustawiać...

 

 


Do tego nie mam jeszcze na piśmie nic od elektrowni (podobno już jest tylko mam podjechać, podpisać i zapłacić), we czwartek pan Zbyszek montuje sterowniki do podłogówki (mam nadzieję, że nie zawali)...

 

 


Ze "zbytków" mamy 2 nowe, śliczne materace - przypomnę sobie studenckie czasy, kiedy to standardowo kimałem na materacu i było lux - i ciepłą wodę, grzeje się od kilku dni i nic nie kapie, hurraaaa! Żyrandole "Klasiki" czyli obsadka-żarówka, w torbach leżą gdzieś te promocyjne tylko trzeba je rozpakować i zawiesić, może jutro? DGP działa tylko trochę warczy, a miało być cholera bezgłośne . Kominek działa extra, jak drewno podeschnięte i jeszcze połupane na ćwiartki to po 4 godzinach w salonie jest już ok. 18 stopni (bez grzania dom utrzymuje przez całą dobę ok. 13 przy 4-5 na zewnątrz a w dzień ok. 10), kurcze warto było zainwestować w styropian i wełenkę...

 

 


Uświadomiłem sobie że nie mam skrzynki pocztowej - aaa, gdzie się kupuje skrzynki? Allegro! No tak, ale teraz święta... może Leroy, Castorama? Mają tam skrzynki? Co jeszcze? KOSZ NA ŚMIECIE! nie mam kosza, nie mam umowy, cholera nie pomyślałem. Czy kosz się kupuje samemu czy MPO daje? Telefon do przyjaciela - sąsiadki Jadzi, ona wie wszystko. Nie odpowiada. No nic, sprawdzimy później, i tak teraz nikt ze mną ani nic nie podpisze, ani niczego mi nie da.

 

 


Kurcze, niesamowity moment. Za chwilę ostatnia noc w szufladzie (tak to już jutro! ) potem dzieciaki won do Babci i działamy - o szit, czy Misiek idzie do szkoły w poniedziałek? Chyba nie... - no i trzeba pozbierać te wszystkie graty, pierdółki, duperelki, przydasie, o cholera - PIWNICA Dżizas, zapomniałem o piwnicy, a tam pół trabanta w częściach, jakieś opony, resztki poremontowe i święte gazety tatusia z lat 80-tych, ja pierdykam... dobrze że piwnica w domku ma 60 m2 powierzchni, wchłonie wszystko I jeszcze 100,000 myśli na minutę....................

kropi

Dziś przyszli klienci oglądać mieszkanie - pierwsi od miesiąca. I tak się jakoś złożyło, że akurat na dziś policja zaplanowała pierwsze w naszej spokojnej skądinąd okolicy polowanie na złodziei samochodów. Akurat pod naszym blokiem, akurat pod naszą klatką, dokładnie wtedy, kiedy potencjalni klienci wychodzili. Wyglądało to tak, że 5 rosłych, łysych kolesi w cywilu rzuciło się na jednego chłopaczka, walnęli go na glebę, centralnie na oczach naszych ewentualnych kontrahentów. Normanie jak w Pitbullu, nawet typy podobne

 

 


Na pewno kupią

 

 


W ogóle to było śmiesznie, bo najpierw co ludzie się z nami umówili, potem zadzwoniło jedno biuro, później drugie. A zatem święto lasu - 3 klientów jednego dnia! Potem się okazało, że w obu biurach zarejestrowali się ci, co wcześniej sami nas znaleźli...

 

 


Heeeeeeeeeelp!

 

 


Spłaciłem też pana Janka. Uff... Niestety po podliczeniu wpłyniętych i mających jeszcze wpłynąć dochodów tudzież odliczeniu stałych zobowiązań okazało się, że na cały miesiąc zostało nam parę stówek. Akurat na gaz do auta

 

 


Nawet nie mam już co sprzedać... Mówili, że końcówka jest ciężka, ale że bd aż tak jechał po bandzie to nie przewidywałem.

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Siedzę tak sobie przed kompem i sam nie wiem co napisać. Najchętniej napisałbym "przeprowadziliśmy się!" , dodał serię wykrzykników i poszedł się schlać. Ale nie napiszę. Jeszcze nie. Na razie odebrałem dowód z nowym adresem. Pierwszy w życiu oficjalny nowy adres. Dziwnie jakoś. Patrzę na ten adres i mam wrażenie, że ktoś mi podmienił dokumenty.

 

 


Jeszcze tylko podpiszę umowę z elektrownią (to jutro), poinformuję Urząd Skarbowy (może też jutro), odbiorę zamówione materace (jeden chyba jutro, drugi może za tydzień), żeby było na czym się uwalić (stanowczo odmówiłem ciągnięcia na wiochę starej rozklekotanej wersalki z rozpadliną wielkości Rowu Mariańskiego pośrodku), kupię kołki do Terivy, powieszę wisielce okazyjno-promocyjnie za pół ceny kupione, uśmiechnę się szeroko do sąsiada co się oplem combo wozi, wrzucimy tam pralkę, lodówkę, może jakąś szafkę lub dwie... i tyle, koniec Dziennika Budowy. A, jeszcze pan elektryk założy sterowniki do ogrzewania coby nam dupki nie zmarzły.

 

 


Ale to by było zbyt piękne. To nie koniec. To ledwie początek, "zarys wstępu do podstaw" jak mawiał mój profesor w ogólniaku pokazując 2-tomowy podręcznik chemii organicznej Boyda i Morrisona.

 

 


Czuję się trochę jak Alicja przed przejściem przez małe drzwiczki, tyle że za jednymi widzę drugie, trzecie, czwarte... tu zawsze coś będzie do zrobienia, tam gdzie w mieszkaniu robota się kończy, w domu się zaczyna. Pomijam drobiazgi typu niewykończona łazienka, gołe framugi szczerzące gipsowe zęby na pięterku, czy szafy wnękowe których jedynym wyposażeniem są chromowane drągi własnoręcznie wieszane. Pomijam kartony piętrzące się w każdym pomieszczeniu, które stanowią nasz dobytek przeniesiony z 57-metrowego mieszkanka, nawet nie cały - a skutecznie zawalający większość chałupy. Pomijam kurz, tonami zalegający nie tylko w kątach, ale bezczelnie panoszący się centralnie na każdym wolnym centymetrze kwadratowym nowego ślicznego domeczku. Czniam góry śmieci przewalające się po obejściu, olewam brak zjazdu do garażu, tynku, nienapoczęty taras czy obrysowany ledwie balkonik. Serdecznie chromolę smród roztaczający się z nowiutkiej kuchni, którego źródłem jest prawdopodobnie klej użyty przez stolarza-nafciarza (myślałem, że to kanaliza - ale nie, zatkałem, a to dalej śmierdzi).

 

 


Myślę raczej o tym, jak to BĘDZIE. Jak nam się będzie tam żyło. Kończy się jakiś etap, zaczyna nowy - ten poprzedni wcale nie był taki zły - ciasny ale własny kawałek świata wykorzystaliśmy chyba nie najgorzej - tu urodziły się nasze dzieci, "napisał się" mój doktorat, żonki mianowanie, "nauczyła się" moja specjalizacja, wcześniej na tych ścianach uczyłem się kłaść gładź, montować płytę, kleić glazurę, łączyć elektrykę... kawał życia zostaje w tej smętnej szufladzie, która chyba jako "dom" pozostanie nam na długo w głowie.

 

 


I trochę nie mogę uwierzyć, że to już. Tylko jak patrzę na puste półki po książkach, zabawkach, ubraniach to dostrzegam, że ta zmiana jest nieodwołalna, że to się dzieje tu i teraz.

 

 


I trochę się boję.

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Blisko, coraz bliżej - dziś kolejna przeszkoda została usunięta, mamy wreszcie normalne ciśnienie w rurach i przestało wywalać zawór przy bojlerze. Koszt reduktora, rurek i manometru z robocizną - 6 stówek. Czekam na sygnał z elektrowni, mają przyleźć na działkę, obadać zabezpieczenia i inne elektroszpeja i dać umowę. Drewno też się odezwało, jest szansa że dojedzie jeszcze przed Wigilią
kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Ruszył się dziś temat hydrauliczno-elektryczny - najpierw zadzwonił elektryk, żebym dowiózł akt notarialny bo "już się robi", znaczy ta zmiana taryfy, a potem hydraulik, że w przyszłym tyg. zrobi mi reduktor ciśnienia. Koszt części 450 zł, robocizna 150. Dużo? Mało? Jak dla mnie wszystko jest za dużo, właśnie się dowiedziałem ze z jednej pracy prawdopodobnie w tym miesiącu nie będzie wypłaty.....

 

 


Jak kryzys to kryzys

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Alleluja! Gmina wzięła się a drogę... Zajeżdżam na rancho a tu elegancko przejechane spychaczem, gufry wyrównane i najgorsze bagienko zasypane jakimś gruzem, szkoda że nie całość. Ciekawe, czy wybrali wcześniej to bagienko, ale sądzę że wątpię.

 

 


Hydraulik, który robił u nas instalację po raz kolejny okazał się człowiekiem niesłownym, więc poszukaliśmy następnego, ma się wypowiedzieć co do kosztów i terminu. Elektryk milczy. Mieszkanie niesprzedane. Drewna ni ma. Nadchodzi zima.

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

No i kolejny dzień skrobania okien - na szczęście to już prawie finisz, zostało jedno "mieszkalne" i piwniczne kukielki. Miałem jeszcze przefrunąć podłogę ale mi zeszło z tymi oknami, strasznie czasochłonne zajęcie.

 

 


Kilka dni temu przeżyliśmy prawdziwy nalot... biedronek Dosłownie tysiące młodych wylęgły się nie wiadomo skąd, na chwilę otwarte okno - i już to całe towarzystwo zameldowało się w środku, czułem się jak w jakimś filmie Hitchcocka - w każdym razie nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem... zasiadło toto na oknie i się wygrzewało, wziąłem więc zmiotkę i szufelkę i delikatnie pościągałem załogę i fru! na taras - i tak z 10 szufelek poszło, a jeszcze trochę ich zostało

 

 


Jak się okna umyje, to dopiero wtedy dom wygląda jak DOM.

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

No to mam wszystkie fazy - w górnej łazience jest trochę dziwnie podłączone ale też fajnie, a kable do strychu w ogóle nie były podpięte w puszce Dziś zrobiłem kilkanaście rundek piwnica-strych (na górze robota a na dole korki), na tę okoliczność zrąbałem się też ze schodków stryszkowych (ałaj! ) - wiadomo, kto się cieszy jak się człowiek spieszy , na szczęście żona chciała w korytarzu panele a nie terakotę więc lądowanie było w miarę miękkie.

 

 


2 tyg. temu zamówiłem drewno, jeszcze nie przywieźli

 

 


Dziś pan Janek walczył z bojlerem (problem z cyklu: jak zmieścić słonia w schowku na szczotki? ) i chyba mu się udało, mam nadzieję że dojechał pan hydraulik i podłączył toto, jak również reduktor ciśnienia. Czekamy zatem w zasadzie tylko na decyzję elektrowni. Czyli ostatnia prosta.

 

 


Mam jeszcze takie przemyślenia na temat gratów, którymi człowiek obrasta - wywiozłem tego z 50 pudeł prawie miesiąc temu, a zupełnie nie odczuwam ich braku - w chałupie zrobiło się więcej miejsca, a gdyby wywalić szafki, w których to wszystko leżakowało, byłoby jeszcze przestronniej. Może wywieźć by to gdzieś bez rozpakowywania i cieszyć się dodatkowymi niezagraconymi metrami? Co Wy na to? też tak zarastacie?

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Hehe, chyba powinienem był zostać elektrykiem - znalazłem kolejną fazę - tę w łazience na dole, jest jakieś zamieszanie w puszce, jak na razie podpiąłem czarne do czarnego i wszystko bangla, jeszcze muszę dociec do czego służy jeden wolny niebieski

 

 


Gorzej z tą na piętrze, wypatruję oczy na te zdjęcia i nie widzę innej możliwości, jak tylko odkuć puszkę.

 

 


W nast. tygodniu mają mi założyć reduktor na wodę, czekam też na decyzję z elektrowni co do zmiany taryfy i można się translokować. Niestety wciąż nie ma chętnych na mieszkanko, nikt nawet nie dzwoni żeby spytać dlaczego tak drogo - klątwa jakaś czy co? Więc zarzynam się na dyżurach, żeby mieć z czego zapłacić fachowcom...

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Kurcze, nie mogę uwierzyć, że już od 10 dni się bujam z tymi pudełkami Mam wrażenie, że o ile tam przybywa, to tu nie ubywa nic a nic.

 

 


A! czy już pisałem, że jestem genialny? No to piszę... znalazłem fazę! po dokładnej analizie zdjęć instalacji odkryłem potencjalne miejsce przerwania obwodu - i bach! 2 ruchy śrubokręta i mam prąd w 8 gniazdkach

 

 


BTW - polecam jak najdokładniejsze obfotografowanie instalacji najlepiej szerokokątnym obiektywem, aby było widać całe ściany, i do tego wyznaczenie przebiegu każdej linii (można np. nakręcić filmik). Zbliżenia mają raczej ograniczone zastosowanie.

 

 


Przy okazji jakichś poprawek majster strzelił mi linię alarmu - pomimo że była w trybie serwisowym centrala wysłała sygnał włamania, mieliśmy więc wizytę miłych umięśnionych panów z Solidu (jak gmeracie coś przy alarmie to dobrze jest wcześniej uprzedzić firmę ochroniarską, po co chłopaki mają buty zdzierać niepotrzebnie). Potem przez 2 godziny preparowaliśmy i łączyliśmy ją na nowo, konsultując się telefonicznie z instalatorem. W sumie fajna zabawa, tylko gniazdek nie pomontowałem.

 

 


Być może na dniach będą kwity do elektrowni ws zmiany taryfy - to otworzy nam ostatecznie drogę do przeprowadzki... tymczasem - biorę się za pudełka

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

No i zaczęło się - Boże, już zapomniałem jakie to upierdliwe... 8 lat wytrzymałem na jedym miejscu a teraz znów - pakowanie, kartony (dzięki, mpoplaw! ), targanie tego chłamu, w jaki człowiek obrasta niepostrzeżenie acz systematycznie - najchętniej zostawiłbym tę przyjemność "ludziom", ale metraż mieszkanka nie pozwala na zgromadzenie dobytku w pudłach do godziny "P": po 2 wieczorach pakowania poddałem się i zacząłem wynosić je do auta, bo już się wejść do pokoju nie dało...

 

 


Mam nadzieję, że gdzieś tam między szpargałami czeka na mnie dziennik budowy

 

 


Mam też drugą nadzieję - że za kilka dni dołączymy do naszych gratów i zacznie się nowy etap pt. "zasiedlanie". Że znajdzie się faza w łazience, uda mi się połączyć wszystkie kabelki, pomontować gniazdka, elektrownia zmieni taryfę zanim nastaną mrozy, ktoś kupi mieszkanko i będzie można działać dalej z wykończeniówką.

kropi

Kropki i Biedronka w Wódce :-)

Mam wrażenie, że czekanie na przeprowadzkę to trochę jak czekanie na Godota - jak się skończyło, wiadomo

 


Niby chłopaki skończyły w niedzielę (o 21 telefon: Panie Pawle, kończymy już sprzątać ale jest ciemno i nic nie widać, to już pojedziemy ) - swoją drogą posprzątali całą chałupę luksusowo, ale znów:

 


- nie mamy zmienionej taryfy, bo trzeba żeby się tam elektryk wstemplował, ten jak zwykle zalatany, dałem kwity, czekam.

 


- siedzę i dłubię w oknach, bo myciem tego nie można nazwać - tzn. mycie to tylko element, w dodatku najprzyjemniejszy, tej całej imprezy. Okna niby były oklejone, tym nie mniej znajdują się na nich wszystkie warstwy ściany, no może z wyjątkiem pustaków (ale te były już przed oknami ) - cement, gips, farba, a z zewnątrz - klej do styropianu, styropian, grunt - dobrze, że nie tynkowałem... Siedzę więc, a w zasadzie wiszę na tych oknach próbując je domyć, co w większości przypadków jest skazane na klęskę, bo jak wiadomo wapno wypala dziury w szkle (mam kilka takich) , a gamoń ze szmatą potrafi narobić szkód na kilka setek - oczywiście wspominam tynkarzy, którzy jak pamiętam, próbowali mi te okna umyć, i niestety nieźle je porysowali. Skutkiem czego mam piękne nowe okna, porysowane, z dziurami i plamkami.

 


- do tego dziś stwierdziłem brak fazy w instalacji oświetlenia w łazience. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba qć.

 

 


Mam też ciekawe doświadczenia jeśli chodzi o sprzedawanie mieszkania. Już kilka osób deklarowało, że "na pewno kupią", po czym cisza - jeden dzień, drugi - w końcu dzwonię, pytam "no to kiedy?", na co odpowiedź jest że "nie jesteśmy zainteresowani" Niby poważni ludzie, a takie hece robią.

 

 


Tak więc nadal mieszkamy w szufladzie i zastanawiamy się, czy Godot w końcu nadejdzie.

kropi

Dziś urzędowo stałem się wiochmanem i mam na to papier

 


Bd miał wiochmańską wiecznie zakurzoną furę, na niej wiochmańskie blachy (EL to Łódź, czyli ELW=Łódź - Wiochy), wiochmański adres (a nie powiem, nie powiem ), i tera już oficjalnie moge se mówić "tera" i "se". A co

 

 


Szkoda, że tylko na papierze. Malowanie jakoś się posuwa, ale pomału wyzbywam się kompleksów - myślałem, że skoro ja dłubałem się z parterem przez 2 tygodnie popołudniami to chłopaki wpadną w pięciu to w dzień-dwa opierdzielą wszytko i będzie po krzyku. Tymczasem ciągnie się ta robota jak gil z nosa, niby pomalowali te 3 pokoje ale tylko 1 warstwą, dziś im dokupiłem farby bo brakło (swoją drogą ciekawostka - ta sama farba Bondex - swoją drogą świetna, polecam - ta sama powierzchnia, inny kolor, i w jednym pokoju wyszła jedna puszka, a w drugim półtorej... A ja dziennie trzaskam 100-130 km, auto w ramach protestu zaczęło gubić części, mam nadzieję że to już długo nie potrwa.

 

 


Końcówki bywają trudne - zwłaszcza, że nasza trwa już prawie 2 latka



×
×
  • Dodaj nową pozycję...