12 sierpnia 2008
Panie Boże, dziękuję Ci, że przez sześć lat żyłem w nędzy realizując swoje ambicje zawodowe jako nauczyciel. Dziękuję też za to, że mieszkam w małym mieście gdzie nauczycieli się szanuje i uważa. Oto dlaczego:
Pojechaliśmy z Panem Witkiem do hurtowni otworzyć rachunek. Od progu poszorowaliśmy dziarsko do właściciela (Pana Jurka). Dialog:
W: Jurek, to jest Pan który pod koniec sierpnia zaczyna budowę. Ja mu buduję i będziem wszystkie materiały brać u Ciebie i przyjechali ustalić jaką zaliczkę wpłacić żeby dobrze było. Dwa tysiące starczą?
J: zerka na Witka, na mnie, na Witka na mnie, na Witka, na mnie w końcu znów na Witka i przemawia odkrywczo: ale przecież to jest Pan X
W: no tak a co znacie się?
(jestem pewny, że się nie znamy ale udaję, że jest inaczej)
J: no oczywiście, przecież Pan syna uczył. Jak dzieciaki jechały na biwak to wiozłem Pana moim samochodem, żeby się w autokarze nie tłukł. Pan nie musi płacic zaliczki, dla starych znajomych i bez zaliczki przejdzie...
(Boże spasibaaaaaaa...)
W: to Pan będzie raz na miesiąc przyjeżdżał tam do dziewczyn do biura się rozliczać.
J: nie nie, dziewczyny z biura nie znają cen jakie ja daję dla znajomych. Pan przyjedzie do mnie, policzym odpowiedni rabat i u mnie sie rozliczy...
cztery lata już człowiek nie uczy i dopiero widzi, że te dziadowskie oświatowe pobory jednak opłacało się zarabiać, żeby teraz czerpać tego typu profity z uprawianej niegdys profesji