No i widok z poprzedniego posta już nieaktualny , ale po kolei...
Jako, że piątek miałem wolne od szychty w fabryce, poświęciłem go całkowicie na budowę. Z rana dowieźli nam materiały do ocieplenia i zabudowy g-k, więc miałem już materiały do rzeźbienia :) Oczywiście najpierw trzeba było ten materiał rozładować (26 paczek wełny, 40kilka płyt GK, z czego 5 ognioodpornych, 15 na mokre pomieszczenia, a reszta zwykłe, folia paroizolacyjna, kołki, wkręty, wieszaki, profile ES i CD i jakieś inne drobiazgi), a do pomocy tylko kierowca...
Ponieważ najpilniejszym teraz etapem jest wykonanie jednej z łazienek, oraz schodów, zabrałem się za tworzenie zabudowy rur kanalizacyjnych i geberita w dolnej łazience. oz złożyła zamówienie na specjalne półeczki, na których będzie mogła 3mać wszystkie swoje szampony, mydła i inne utensylia , więc trzeba było trochę pokombinować. Efektem piątkowych zmagań był przygotowany stelaż poskręcany wkrętami do g-k Niestety okazał się mało stabilny (wkręty do g-k po wkręceniu do końca przestają trzymać, dlatego cała konstrukcja jest płynna i mało zwięzła , więc można uznać, że był on bazą do wykonania finalnej wersji stelaża, ale na niestabilnej wersji zakończył się dzień.
Kolejny dzień, to był dzień, w którym zawitał do nas kolejny transport - tym razem płytki na cały dom (poza kotłownią) Zebrało się tego 2 palety
Kierowca "wykiprował" te dwie paletki przed domem, zawinął chwosta i dał drapaka a tu deszcz leje
Siłą rzeczy przewalenie tych dwóch palet zostało mi na głowie, bo oz musiała dzieci pilnować w domu (pogoda kiepska, a kinderki smarczą cuś i ledwo co wyszły z rumienia...). Wyszło mi, że przewalenie 1 palety to czas ok. 1 godziny Paczki trochę porozmiękały, ale na szczęście płytki nie wypadały jeszcze - Bóg się trochę zlitował chyba, bo deszcz przestał lać, a tylko mżył lekko (jak skończyłem przewałkę, to się rozpadało na całego )
Drugą część dnia spędziłem na rozkręcaniu stelażu i skręcaniu jego wersji finalnej - zaopatrzyłem się tym razem w te tzw. "pchełki" samowiertne, oraz lepsze kołki do pustaków i po chwili już stała wersja stabilna :) Nawet sam się sobie dziwiłem, że tak mi się go udało ustabilizować
Ponieważ było jeszcze sporo czasu, pomyślałem, że zacznę płytować to cudo konstrukcyjne moje... No i tak od płyty do płyty, od wkręta po wkręt... No i zabudowałem całość
Dlatego też pisałem na początku, że widok już nieaktualny
Dziś natomiast (mam nadzieję, że Bóg się nie pogniewa i gromów nie spuści), jako że pogoda się uśmiechnęła, przenieśliśmy blaszaka w docelowe miejsce, oraz ułożyliśmy jego wnętrze tak, aby dało się w nim przemieszczać Na koniec dnia ustawiliśmy wkład kominkowy na podstawce w docelowym miejscu i podłączyliśmy go z dolotem powietrza z zewnątrz :)
Foty zrobiłem, nawet aparat wziąłem, ale jeszcze ich nie wgrałem do galerii łebowej, więc pewnie jutro opublikuję... Będzie jutro fotostory dłuższe, bo jest tych fotek co nieco...
Plan na najbliższy czas:
- poniedziałek: dalsza rzeźba w łazience (podłączenie geberita do wody bierzącej, jeno muszę wężyka i nypelka zakupić, spoinowanie płyt, jak starczy czasu, to zacznę też hydroizolację ścian i podłogi),
- wtorek i środa: montaż kotłowni (kocioł, zasobnik cwu, sterowniki, naczynia przeponowe, pompy, rury, inne duperele, o których nawet pojęcia nie mam ), kończenie hydroizolacji łazienki.
- od czwartku: schody (wyrównywanie i klejenie płytek klinkierowych).
Kurna mnie wszystko boli... Gdzie ten masażysta?