Wywiad z wampirem – cz. 2
Nie mam nic przeciwko domostwom a’la scenografia z „Chłopów”, tylko jakoś nie chcę mieszkać w skansenie.
Ja: A nie ma pan czegoś bardziej współczesnego?
Gościu patrzy ponuro. Zaraz rzuci mi się do gardła. Ma być nie pałac, nie zajazd i nie czworaki – ta baba chce niemożliwego!
Rozglądam się i dostrzegam na ścianie kalendarz z projektami. O proszę, są! Skromne domki jakby żywcem wyjęte z przedszkolnych rysunków: dachóweczką w rybią łuseczkę, okienka dzielone po środku, czasem jakiś daszek nad wejściem albo wykuszek z boku. Cudeńka!
Pokazuję kalendarzyk Wampirowi. Facet leci gdzieś. Już myślałam, ze położyć się w trumnie celem regeneracji, ale nie – wraca z katalogiem.
Na wstępie odrzucamy wszystkie projekty z ogromnym holem i klatką schodową.
Architekt (ze zgrozą): Jak to? A jak przyjdą goście, dajmy na to dwudziestu, to gdzie zostawią buty? Gdzie będą państwo trzymać gościnne kapcie?
Oczyma wyobraźni widzę ów hol pełen dwudziestu par bamboszy. O, matko!
Architekt (wylicza dalej): A mokre parasole, okrycia wierzchnie…?
Nie starcza mi już wyobraźni na dwadzieścia palt. Boże, szatnia publiczna w moim domu…
Ja: Nie i jeszcze raz nie! Dom ma być dla nas! Nie dla gości! Wystarczy niewielki przedsionek, obecnie mamy 2m2 i jakoś się ludzie mieszczą.
Misiaczek mnie popiera z całych sił. Też się przestraszył tych bamboszy i palt.
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 565 wyświetleń