Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    107
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    204

Entries in this blog

yemiołka

se z zaskoczenia wklepałam kolejny bezsensowny odcinek i udaję, że tu byłam przez cały czas

 


i oł, kulce, cytają! [taka byłam sprytna, że se sprawdziłam tym razem ilość wyświetleń, no bo nie wiem, nic do mnie nie gadacie...]

 

 


no więc tak...

 


błoto przed chatą okrutne. zrobili kanalizę [ale bez przyłącza do chaty], wyprostowali drogę [zrobiła się dwupasmówka niemalże], rozjechali jeżyny... wygląda to wszystko kosmicznie syfiaście, bo na w miarę stabilny gruncik wielka łycha wywaliła glinę i wymieszała wszystko precyzyjnie, mlask, mlask. tera się nawet krowa może od niechcenia i bez przytupu utopić na tej urokliwej osiedlowej drodze. z braku krów [skąd na wsi krowy, no panie, co pan?!] zabulgotała dzisiaj śmieciara i w mazi poległa. panowie znienawidzili nas zapewne, obdarzając równie ciepłym uczuciem nasz wypchany śmietnik, kiblując w deszczowo-śniegowej burzy jakieś okropnie długie godziny. w końcu przyjechała druga śmieciarka i uratowała tę pierwszą, która romatyćnie, niczym titanic...

 


bardzo nam się to wszystko podobało, tkwiliśmy w oknie, pomachując do panów bezczelnie - w końcu to jakaś atrakcja bardziej wysublimowana niż sąsiad z kulawą nogą...

 


 


no i to właśnie było dziś. tak, tak, różne arcyciekawe rzeczy dzieją się w naszej wsi [czasami nawet przeleci meteoryt!!]

 

 


powiem więcej - kto wie, może będą fotki? muszę pogrzebać.

 


no to bje!

yemiołka

ze mną jak z drogowcami.

 


znów mnie zaskoczyła zima.

 


dalie niewykopane, wiosenne cebulki niepogrzebane, krzaczki nieprzesadzone [no naprawdę, nie przesadzam! ] - znów im będą spadać lawiny na łeb [posadziłam niefortunnie rododendroniki na przedłużeniu linii dachu].

 


nic to, grunt że w kominie gra i można wygrzać kości [tym razem drewno zakupione w sensownym terminie, w dodatku suche, w dodatku duuużo go - no normalnie cud nad Odrą! ]

 

 


i nakryliśmy w necie przypadkiem soffkę-zjawisko!

 


skórzana, czerwona, dziwaczna, wielka, z wirażem, w cenie okazyjnej, w dodatku we Wro.

 


nie przepadam za skórzaną kanapowością, ale przy kominku/dzieciach/zwierzach to się zrobił imperatyw...

 


zwłaszcza, że obecne meble są sprzed naszej ery, recycling po prostu.

 


zorganizowaliśmy ekspedycję rozpoznawczą...

 


no i kurdeż kiszka!

 


okazało się, że mebel produkowany jest dla niemieckich tyłków [końcówka serii czy odrzut jakowyś, został w kraju], które chyba twardsze są niż polskie. kokosiliśmy się na mebelku dość długo i rozmaicie, ale wrażenia te same i niezmienne - jak na lekarskiej kozetce.

 


no i cóż, trza było porzucić ułudę, posyłając jej na pożegnanie spojrzenie powłóczyste i tkliwe, bo mieć mebel dla wyglądu to jakoś tak nie ten tego...

 


szkoooda, zwłaszcza że w trakcie kokoszenia udało nam się stargować 200 w dół i transport gratis

yemiołka

właśnie gotuję pomidorówkę... impresja soczystego pomidora na kuchennym blacie made by Jano.

 

 


http://img318.imageshack.us/img318/5109/pomidory019hn6.jpg

 


deszczu, przybywaj!

 


ps. no i z zasadzki rozryli tak, że nie można było z chaty wyjechać. zero informacji. a tu stary z zębem tragizujący nie mógł do dentysty. taaaa, działo się. ale jam jak Bratny R., jakoś przeszłam przez to hipochondryzowanie

 

 


idę zupę lać.

 


bje...

yemiołka

Ech, odgrzebałam se... TO. Znów mnie dopadła pętla czasu. Nonszalancko wokół szyi zaciśnięta. Nie wiem, co ja tu robię, muzom a sobie, nikt tu nie zagląda wszak, ze mną włącznie, no bo i niby czemuż. Nic się tu nie dzieje, jak w polskim filmie. Czasami spojrzę tylko w lewo, a potem w prawo. Albo odwrotnie. Mniejsza zresztą z tym...

 


Uff, wypalam trzewia napojem brązowym prosto z zamrażary, pod imperialistyczną nazwą c...-c... Ciepełko. A komary walą pięściami w brudne szyby. Choć w sumie nie, już ucichły, to robię przeciąg. Nie marudzę, że świeci. W dzień. Tak bardzo. W końcu taki jeden, co ma teorie spiskowe, rzekł, że w przyszłym roku lata może nie być. W ogóle. Hehehe. Fascynują mnie takie spiskowe. Więc cieszę się mlaskaniem słońca liżącego skórę.

 


Taaak.

 


Dobrze mieć ziemię czarną, nie trzeba na nią tyle lać, co na białą. Ale dziś jednak lałam, na słoneczników i rudbekii optymizm, na gęstniejącą milinową zasłonkę, na lawendę, no i dużodużo na żywopłot, rośnij, rośnij, okrąglutki... Bo sąsiad budować się kce. Heh, rozpoczął w maju działania bojowe, zaopatrzony w armatkę roundapu i udało mu się wygrać pierwszą batalię. W związku z czym na laurach, a właściwie na spłowiałej lebiodzie spoczął. A lebioda zaczęła po cichutku dywersję i znów górą – jakąś dwumetrową, pi razy stare drzwi. Tak.

 


Kanalizę mnie robią. Jednak! Pobaźgali hydrancik przed chatką na pomarańczowo i ryją. Daleko jeszcze, ale się w końcu doryją. Ryje również kret. W poszukiwaniu kreta ryją psy. Takoż i owakoż trawnik nasz składa się obecnie w 5% z trawy, w 25% z koniczyny, w 20% z mleczy, w 10% z chrzanu i w 40% z dziur pokretowo-popsowych. Aż mi się na nich kosiara upsuła i łamie jej się rączka i odpadło kółko. Jutro będziem robić z kosiary pojazd MadMaxa za pomocą distalu, blach i śrub – czyli kreskówki „Sąsiedzi” ciąg dalszy. Bo my nie takie głupie ludzie, żeby zaraz po nową kosiarę lecieć, jak można starą zmadmaxować i amortyzować jeszcze /choć i tak z wystawki i zamoryzowana do bólu, po prawdzie..../.

 


Tak.

 


Źle posadziłam palmolistnego k. i hortensję, i rododendron. Wszystko wypad. Na jesień. W zeszłym roku były twarde jak Roman Bratny, ale teraz słoneczko je bezlitośnie zwęgla i muszę palmolistnemu k. zrobić parawanik, pani mi powiedziała. Ogrodniczka. Bo w półcieniu być mają, a ja to miałam gdzieś, no i teraz mam. Palmolistnemu k. zwijają się z bólu listki i nie ma sił na żadne nówki.

 


Tak.

 


Ha! Powim więcej! Podejmę morderczą próbę zamieszczenia tu foty. W końcu człowiek uczy się całe życie. Ja też. Póki co kwiatki nie będą nasze, ale z dzisiejszej posiadówy 80 km na pn.-wsch. od Wro., u takich jednych miłych od lat. No chyba, że się nie uda...

 


Wtedy się poryczę i pójdę w końcu spać.

 


To dobranoc!

 

 


yemiołka

otóż bywa i tak...

 


byłam se niedawno świadkiem na ślubie znajomych, których znam z Internetu i którzy sami się w tej Wirtulandii poznali bynajmniej nie na stronie http://www.randkiiinnnehece.eu" rel="external nofollow">http://www.randkiiinnnehece.eu

 


fajnie, nie?

 

 


a wczoraj ostateczne otrząśnięcie się po zimie! tańce w zadymionej spelunce, tego mi było trzeba

 

 


i szoruję palce po grzebaniu w ziemi.

 


ale to już dziś w ogrodzie grzebałam, a nie wczoraj pod knajpą

 


czy Wy używacie rękawiczek w ogródku? ja ciągle gubię... i grzebię na żywca. biedne moje rączki, ale co tam...

 

 


udało mi się przekonać bejbi, że dżdżownice są OK.

 


przedtem zwiewał na ich widok, teraz każe mi je wybierać i układać na trawie i się zachwyca: "oooo, jaka piełkna!!!"

 

 


pozdrowieństwa...

yemiołka

naprawdę nikt z Was nie lubi Mohikanów?

 


***

 

 


słuchajcie, poratujcie... do tych to z Was, co się poezyj nie boją...

 


czy wiecie, któryż to z poetów nazwał platana "drzewem-mapą"? znaleźć nie mogę.

 

 


ps. przywiozłam se dziś z lasu kamienia i trochę mchu................

 


i nieoceniony depozyt wiosennej radości życia.

yemiołka

acha, a widzieliście to wczoraj? Ostatni Mohikanin...

 


na bardzo małym niestety ekranie i poszatkowany reklamami łupieżu, ale na szczęście na jedynce "Patriota", więc można się było przełączać, nie wypadając zanadto ze stylistyki, bo fatałaszki aktorzy dość kompatybilne.

 

 


ech, rozwalił mnie znów muzą i indianerstwem. po prawdzie, chłopcy też byli niczego sobie

 

 


kiedy pierwszy raz widziałam ten film, wieki temu, w świętej pamięci "Klubie Dziennikarza" we Wro, wraz z dwoma mymi wiernymi druhami, z którymi rozumieliśmy się bez słów, po fakcie wybiegliśmy z kina i pędziliśmy tak, nie bacząc na świateł kolor, byle najdalej od pragnącej nas pożreć cywilizacji. dopadliśmy placu Teatralnego i dopiero tam, wśród nocy i starych drzew, można się było zatrzymać.

 


i słuchać w ciszy tych naszych żali, smutków i tęsknoty.

 


za pięknem. i nie tylko za tym...

yemiołka

hej, to znowu ja

 

 


słuchajcie, czyżby, jednak, naprawdę, mimo wszystko.... wbrew pozorom... i oczekiwaniam naprzeciw...

 


PRZYCZOŁGAŁA SIĘ WIOSNA???

 


dziś 13 na rtęci słupie i choć słoneczko dopiero wieczorkową porą przebiło się przez deszcz, było cudownie. poleciałam przed zmrokiem z kundlami na pola ponurzać się ciepłej mgle, między pośniegowymi bagnami.

 

 


nimfa błotna

yemiołka

ps.

 


dzisiaj sprzątając chatę znalazłam następującą ulotkę/etykietkę towarową/czy jak zwał, tak zwał:

 

 


"NOS KLAUNA

 

 


Nos klauna to tani, dowcipny dodatek do stroju na każdą imprezę, zabawę. Jeśli chcesz zostać prawdziwym, zabawnym klaunem to musisz go mieć.

 

 


UWAGA: Wyrób nie jest zabawką"

 

 


 

 


poza tym wszyscy zdrowi

yemiołka

no i się kocur doigrał...

 


ledwo się do chaty doczołgał...

 


ogon ma wyszarpany do kości...

 


to musiała być piękna kotka...

 

 


--------------------------------

 


przy okazji - przypadek ojcem wynalazków. co zrobić, żeby kot w domu siedział? trzeba urwać mu ogon

 


od razu mu się odechciało łajdactw...

 

 


/już można się z biedaka nabijać, bo w międzyczasie wrócił do formy. /

yemiołka

no to mam nerrrrrrrrrrrwa

 


właśnie wydłubałam ze skrzynki rachunek za energię elektryczną, zimny i miękki od śniegowej wilgoci.

 


szarpię kopertę zębami i z serca drżeniem, bo to pierwszy od czasu porzucenia elektrycznego konkubinatu z całą ulicą.

 


no i szlag.

 


taniej, k..., być miało...............

 


takoż w imię tej idei mamy do zabulenia statystycznie 3 razy więcej

 

 


dotychczas była 1 linia z 1 licznikiem i 1 rachunkiem na 1 sąsiada; każdy z nas /kilka domów/ miał swój podlicznik, o wątpliwej wiarygodności zazwyczaj, ale jednak, dający pogląd na zużycie jakiś tam.

 


i na podstawie tego poglądu jakiegoś tam robiliśmy zrzutę vel rozliczenie. sporo frycowego do płacenia było takoż, no ale mniejsza z tym...

 

 


wszystko to ze względu na brak trafo, która już jednakowoż jezd. kilku sąsiadów odłączyło się wcześniej, my zwłóczyliśmy nieco, bo brak kasy na elektrykę. w końcowym etapie rozliczaliśmy się z 1 sąsiadem, który nie zużywał dużo, bo jeszcze nie mieszkał. wychodziło tego +/- kole 350 na 2 miechy do podziału.

 


no a teraz przylazło to zapłaty jedyne 650 - tylko za nas; fakt, że od 03.10 do 25.01 rozliczenie, ale nie podoba mi się.

 


bo kulce piecone my w ogóle nie grzejemy prądem praktycznie....

 


ino jakieś 5 minutes przy kąpieli dzieciaczków w łazience grzejniczek olejowy.

 


hmmmm, to takie są standardy cenowe? nie podobają mi się

 


już nawet czajnik elektryczny wyrzuciliśmy dobry czas temu

 

 


zawał nagły, bo żeby to jeszcze po części płacić można było. a tu hurtowo, raz na 100 lat, bo dziadom się nie kce przyjechać odczyt zrobić i wysyłają mi pocztówki, że niby nikogo w domu nie było... ino kluczyk od skrzyni mają, więc niech łobuzy nie kitują.

 

 


acha, kto mi rozszyfruje co zacz "opłata przesyłowa zmienna"?

 


w tym cenowy sęk...

 

 


pa, idę na czekoladę, ukoić nerw.

yemiołka

eee, miałam zapadać w ten zimowy, ale coś mnie ostatnio grafomaństwo bierze po północy. więc wyłażę z krypty i skrobię...

 

 


kurczę, wiecie co, chyba zacznę kota na smyczy wyprowadzać

 


cuś go opętało ostatnio i wypuszczony na wieczorne siku zmywa się i gdzieś dekuje w jakiejś koszmarnej norze. do tej pory takoż pałętał się po okolicy, choć zazwyczaj jednak warował pod chatą albo na garażu, albo na skrzynki kwiatowe pod oknem kicał, robiąc rumor potępieńczy, gdy chciał się jaśniepaństwu przypomnieć, by go wpuścili na saloony. tera znika w 60 sekund /hihi, a wiecie, że Chuck Norris ogląda 60 sek. w 20 sek.? / i wraca rano. zeszmacony. śmierdzący. bardzo śmierdzący. k... oszmarnie i ohydnie. w dodatku wszystkie białe elementy futrzak zrobił se na szatyna. fuj. muszę go wykąpać, no nie ma bata. rany!! w życiu kota nie kąpałam

 


...w związku z czym mój drogi mężuś zakupił szampan dla psów o zapachu rumiankowym

 

 


jeśli się jutro nie odezwę, to wiecie co?

 


nic innego, jak pazurki zbyt mocno zaciśnięte na mej szyi.

 


trzymajcie kciuki!

yemiołka

hihihi

 


czytam se 13 kotów i kawałek Kalickiego

 


daje radę.

 

 


CO ODNOTOWUJĘ TU NIE WIEM ZUPEŁNIE PO CO.

 


hmmmm... po to pewnie, by mi nie uciekł kolejny dzień. bo połapać ich ostatnio nie mogę... galopują tygodnie jak szalone... a na podwórku lód /na zegarze wieczór.../ i popiołu bezlik mikroelementów. diamentu brak. póki co,,,,

 

 


acha. u A. był dziś pyszny budyń malinowy. i zimne grzane wino.

 

 


co oczywiście zupełnie nie ma nic do rzeczy...

 


dobra, idę wywlec pranie z praleny... żeby nie było. pa!

yemiołka

Jeszcze słów czy, zanim znów zapadnę na kolejny miesiąc w zimowy sen = a więc póki pamiętam i na serio:

 

 


WSIOWA EDUKACJA, czyli buda

 

 


Różne nam się wersje pałętały po czerepie, ale dobrze wyszło, jak wyszło /jakoś tak to bywa, że mimochodem a dobrze wychodzi -> albo to fuks chroniczny, albo umiejętność przekabacania, bo nie ma tego złego.../.

 


Dziecię uczęszcza do wiejskiej i teraz widzimy tego rozliczne plusy - choć w fazie wątpliwości, przyznaję, mnogość minusów się pchała na myśl.

 

 


No więc tak - piechotką 3 minuty, swojskość i ciepełko. Ustalona tożsamość. W murach i poza nimi = pani dyrektor zna kurczaczki po imieniu, a dziecię czuje się związane z miejscem, w którym mieszka i schizo miejsko-wiejskie mu nie grozi. No i najważniejsze – koleżaneczki za płotem! To podstawa. Widzę, jak córka sąsiada, dowożona do Wroc., w czasie wakacji wisi na płocie, samotna i wyalienowana, żal patrzeć...

 


A poziom szkoły – wydaje się, że będzie dobrze. Wszelkie wrażenia jak na razie pozytywne.

 


Póki co pierwszak, jak każdy pierwszak, panią swą wielbi, a i przyznać trzeba, że pani owa jest z sensem. Inne panie też niczego sobie. Dyrektorka z wielką klasą. A wuefista... hmmm...

 

 


Takoż wiecie-rozumiecie – nie ma się czego bać. Stereotypom szepczę „Nieee” i muesli jem z rodzynką. Dobranoc Państwu!

 


yemiołka

swoją drogą to dziwactwo. te minusowe odczuwam w tym roku wielokroć bardziej niż ostatniej zimy, gdy ganiałam świtem przez Syberię na chronicznie spóźniony autobus 507 z niesprawnym ogrzewaniem. a teraz rączka mi histerycznie przymarza do klamki i nawet na sanki się nie kce.

 


mięczak się ze mnie w tych domowych zrobił i tyla. do kroćset!

 


bywa i tak...

yemiołka
I przepychanki w Liroju z okazji ostatnich dni remontowej.

nie było tak źle. póki co:

3 klamki, 3 dekory duże, fajowskie; parę metrów okładziny ściennej a` la stara cegła - do saloonu /lekka kicha, bo gipsowa, ale lepsze to niż nic; tzn. bardzo git, dopóki się nie zacznie skrobać palcyma/ i cegiełek klinkierowych zwanych "wiśnia" - do kuchenki /mrozoodpornych, hehe. tak se innowacyjnie wymyśliła, zobaczym, czy dadzą radę... 8)/.

2 puchy bejcy zwanej "mahoń" - do kuchennych drzwiczek /made by Jano/ i spray w kolorze miedzi nie wiadomo do czego, ale na pewno się przyda! :wink:

acha - i klopdeska drewniana :lol:

 

z wczesniejszych zdobyczy: okap kuchenny i piekarnik do zabudowy /amica, retro, śliczniusi/ - w końcu!!!

 

lezę powciskać fakturki do segragatora, zanim je psy lub dzieci pomamlają... :roll:

yemiołka

ROSÓŁ I MARTINI, 22:43

 

 


Popijam martini z kubeczka, bo szkło się kąpie w hałaśliwej zmywarze, i gotuję rosół. Rosół składa się głównie z marchewki i cebuli, odgrzebanych w lodówce, oraz kostki rosołowej. Dziś w sklepie poświątecznie był tylko chleb i sól. I martini. Być może nie jest to najlepszy pomysł, ale już gotuję... Jak nie będą mieli wyjścia, to zjedzą.

 


Popijam nie za dużo, żeby nie wykipiał, no i muszę jeszcze dziś ułożyć plan dnia. Troszkę tego na jutro. Jakaś tajemnicza paczka we Wro do odebrania. Likwidacja firmy – a co mi tam... Odbiór efektu licytacji na Allegro. I przepychanki w Liroju z okazji ostatnich dni remontowej. Do tego wsjego nerwy pulsują jak żyły na amstafie, przy refleksji, czy nasz czteroślad to wytrzyma. Bryczka jest zdecydowanie w stanie agonalnym, działa w niej niewiele, a to co działa, działa głównie dzięki dużej ilości sznurka i taśmy klejącej. Nie zmyślam! Przyszła kryska... W tym miesiącu rozpada się co chwilę coś nowego /tzn. bardzo starego/ - jeszcze niedawno wydawało nam się, że może autko za grosze opchniemy w całości, potem liczyliśmy na opchnięcie na części, teraz stwierdzam, że z tych części to właściwie niedługo tylko ten sznurek zostanie w miarę do użytku.

 


W styczniu trza cuś lepszego kupić, ni ma bata. /Nota bene – trudno nie będzie, każdy inszy będzie lepszy... Choć troszkie babci sierrki żal/

yemiołka

RATUNKU, POMOCY!

 

 


Wypełzają z ciemnych nor, zakurzonych zakamarów, dziur i szpar, zza nocnych mar, diabłu z kieszeni, z nocy, spod ziemi..............

 


I sieją dreszcz i rodzą krzyk, i z ich przyczyny nerwowy tik..........

 


Gdy pełzną, powłóczą odnóżami; obrzydliwość ciągną za sobą włochatymi mackami.......

 

 


Testery reakcji niekontrolowanych. Próbniki fobii. Prywatne zombie!

 

 


 


.....................

yemiołka

Oho, nadeszła pora Świętych Mikołajów....

 


Już słyszę, jak chroboczą w kominie. Jak się przepychają namolnie, rolując sadzę i niezdarnie zadzierając kiece. A dzieci niespokojnie próbują zwalczyć sen i wysuwają pięty spod kołderki......

 


A ja herbatkę siorbię i ręką lewą wyciągam z kabury grubą szklanicę na domowe wino.

 


Bo gdy już się przecisną przez kominek, na pewno nie odmówią, jak co roku



×
×
  • Dodaj nową pozycję...