Ech, odgrzebałam se... TO. Znów mnie dopadła pętla czasu. Nonszalancko wokół szyi zaciśnięta. Nie wiem, co ja tu robię, muzom a sobie, nikt tu nie zagląda wszak, ze mną włącznie, no bo i niby czemuż. Nic się tu nie dzieje, jak w polskim filmie. Czasami spojrzę tylko w lewo, a potem w prawo. Albo odwrotnie. Mniejsza zresztą z tym...
Uff, wypalam trzewia napojem brązowym prosto z zamrażary, pod imperialistyczną nazwą c...-c... Ciepełko. A komary walą pięściami w brudne szyby. Choć w sumie nie, już ucichły, to robię przeciąg. Nie marudzę, że świeci. W dzień. Tak bardzo. W końcu taki jeden, co ma teorie spiskowe, rzekł, że w przyszłym roku lata może nie być. W ogóle. Hehehe. Fascynują mnie takie spiskowe. Więc cieszę się mlaskaniem słońca liżącego skórę.
Taaak.
Dobrze mieć ziemię czarną, nie trzeba na nią tyle lać, co na białą. Ale dziś jednak lałam, na słoneczników i rudbekii optymizm, na gęstniejącą milinową zasłonkę, na lawendę, no i dużodużo na żywopłot, rośnij, rośnij, okrąglutki... Bo sąsiad budować się kce. Heh, rozpoczął w maju działania bojowe, zaopatrzony w armatkę roundapu i udało mu się wygrać pierwszą batalię. W związku z czym na laurach, a właściwie na spłowiałej lebiodzie spoczął. A lebioda zaczęła po cichutku dywersję i znów górą – jakąś dwumetrową, pi razy stare drzwi. Tak.
Kanalizę mnie robią. Jednak! Pobaźgali hydrancik przed chatką na pomarańczowo i ryją. Daleko jeszcze, ale się w końcu doryją. Ryje również kret. W poszukiwaniu kreta ryją psy. Takoż i owakoż trawnik nasz składa się obecnie w 5% z trawy, w 25% z koniczyny, w 20% z mleczy, w 10% z chrzanu i w 40% z dziur pokretowo-popsowych. Aż mi się na nich kosiara upsuła i łamie jej się rączka i odpadło kółko. Jutro będziem robić z kosiary pojazd MadMaxa za pomocą distalu, blach i śrub – czyli kreskówki „Sąsiedzi” ciąg dalszy. Bo my nie takie głupie ludzie, żeby zaraz po nową kosiarę lecieć, jak można starą zmadmaxować i amortyzować jeszcze /choć i tak z wystawki i zamoryzowana do bólu, po prawdzie..../.
Tak.
Źle posadziłam palmolistnego k. i hortensję, i rododendron. Wszystko wypad. Na jesień. W zeszłym roku były twarde jak Roman Bratny, ale teraz słoneczko je bezlitośnie zwęgla i muszę palmolistnemu k. zrobić parawanik, pani mi powiedziała. Ogrodniczka. Bo w półcieniu być mają, a ja to miałam gdzieś, no i teraz mam. Palmolistnemu k. zwijają się z bólu listki i nie ma sił na żadne nówki.
Tak.
Ha! Powim więcej! Podejmę morderczą próbę zamieszczenia tu foty. W końcu człowiek uczy się całe życie. Ja też. Póki co kwiatki nie będą nasze, ale z dzisiejszej posiadówy 80 km na pn.-wsch. od Wro., u takich jednych miłych od lat. No chyba, że się nie uda...
Wtedy się poryczę i pójdę w końcu spać.
To dobranoc!