Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    20
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    50

Entries in this blog

Noxili

Noxilowy marudnik

Schowałem za siebie piłę i starałem się wygladać przyjaźnie chyba niekoniecznie mi się to udało bo chłopczyk w komzy dał na wszelki wypadek krok w tył i rozejrzał się czy ma w razie czego wolna drogę ewakuacyjną . Przed sasiadami stała reszta ministranckiej braci w liczbie słownie dwu. Poczuł się chyba uspokojony tym wsparciem bo już odważniej powtórzył Proszem Pana przyjmie pan ksiedza?

 


Znalazłem się w kropce -wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie była skomplikowana. W sumie musimy się cofnac w czasie do jakiegoś tam roku 80 gdy jako 8letnie pachole zostałem sam w domu.Już od 2 lat mogłem zostawać w domu sam więc poczułem się bardzo dorosły . Tata akurat pracował na 2 zmiane a mama musiała tego dnia zostać trochę dłuzej. Jak wieść gminna i pantoflowa głosiła tego dnia akurat miał Przyjść Ksiądz Po Koledzie . Wszystko powinno ładnie zatrybić bo ksiadz zawsze zaczynał koledowanie od tej drugiej strony niż mieszkaliśmy i zjawiał się późnym wieczorem więc mama powinna się spokojnie załapać. Dzień wcześniej już wysprzatała pokój (salon) i przygotowała kopertę co łaska dla ksiedza i jakieś drobne dla ministrantów.Na stole lezał osprzęt do przyjmowania ksiedza czyli krzyżyk ,świece i miseczka z święcona wodą (hmm powiedzmy święconą). Nietety Przeznaczenie czy jak kto woli Opaczność miła tego dnia dobry humor i postanowiła zrobić nam psikusa. Nowy młody ksiądz zamiast rozpocząć przy kościele swoją szychtę to podszedł na pieszo z ministrantami i zaczoł kolendę od lasu . Czyli od Nas . Jak już wspominałem czułem się strasznie dorosły i pomyslałem „ Co ja nie potrafię ?? Jeszce zobaczymy!!” I przyjełem ksiedza sam . Ministranty były o głowę większe od mnie ale ja twardo jak mężczyzna przyjełem wraży najazd „na klatę” . Ksiądz się nawet zdziwił ale za to dostałem podwójne obrazki a nawet jakąś tam bardzo ładna widokówkę z napisem Merry Christmas :). No i pekałem z dumy, rodzina i sasiedzi mnie podziwiali za roztropność . I wszystko było by ok gdyby po jakimś tam tygodniu nie zaczeły się ferie i pojechałem do rodziny do Piotrkowa . Pech chciał ze akurat tam kolędowanie dotarło do babci . Babcia koniecznie chciała by jej ukochany wnuczuś czyli ja przyjmował wraz z nia ksiedza. Wnuczuś zaparł się niestety nogami i rękoma i żadna siła nie mogła go przekonać do powtórnego bohaterskiego wyczynu. Co za dużo to nie zdrowo i tyle. No dobra . Zblizał się feralny dzień który przeszedł do rodzinnych legend jako Jak Przyjmowaliśmy Ksiedza. .

 


Przeznaczenie zdecydowało się zafundować nam naprawdę kabaret.

 


Poczatki tego dnia były nie grożne jednak pewne oznaki powinny ostrzec nas przed nadciagajaca katastrofą . Na początek Wujek Dzidek wpadł z ziemniakami w ilości 3 worków i zostawił je ze słowami „na chwile -zaraz je odbior”. Wujek akurat parę la wcześniej zszedła na psy i z kolejarza(kolejarzami byli dziadek , i wujkowie) przebranżowił się na milicjanta z drogówki . Rok wcześniej się wyprowadził od babci i z zona przeprowadził się do mikroskopijnej służbówki. Wciąż jednak wpadał do mamy czyli Babci i zostawiał swoje zakupy , tudzież wyjadał wszelkie lekarstwa typu polopiryny, witaminy itp( pochodzę z rodziny notorycznych, maniakalnych lekomanów) Tego dnia zostawił worki z ziemnikami które ktoś mu dał w zamian za coś tam:))

 


No dobra to „na chwile” rozwlekło się na parę godzin . Dziadek coś przeczuwał i jak zaczeło się ściemniać był coraz bardziej zirytowany. Ja spokojnie sobie siedziałem i ogladałem jedyny telewizor w pokoju(chyba „Sonda” leciała) już przygotowanym na wizytę ksiedza. Siedziłem spokojnie bo wychodziłem z załozenia że mieszkamy pod nr 3 więc jeżeli zacznie od parteru to są przed nami 2 mieszkania a jak od 4 pietra to jeszcze więcej- któraś z babcinych sąsiadek zastuka w drzwi z komunikatem „już jest”. I zdaze się schować do łazienki albo kuchni. Pech chciał że mieszkania nr 1 i 2 były w takiej ciemnej wnece w korytarzu . A akurat spaliła się żarówka i ksiadz podszedł do pierwszych widoczych drzwi . Czyli Naszych . I tu zaczął się kabarecik. Dziadek Leon słyczac że ktoś otwiera drzwi a myślac podobnie jak ja że to nie może być ksiądz. Widząc faceta o posturze podobnej do Wujka Zdzicha załozył że wreszcie się w ostatniej chwili zjawił się syn marnotrawny złapał za worek z ziemniakami i chciał go podać Zdzichowi . Dziadek Leon od czasu wypadku na kolei miał niesprawną nogę i przepukline więc kazde dżwiganie było dla niego bardzo bolesne. Obracajac się zaklną z bólu i puścił wiązanke” k#$$# i jeszcze te twoje ziemnioczki !!!! I zamarł z wrazenia komu podaje

 


nieszczęsny worek . Ksiądz bo to on właśnie wszedł bez pukania skamieniał z wrazenia jakie na nim zrobiło oryginalne powitanie. Słyszac jakięs zamiesznie wyłaczyłem telewizor i nagle zrozumiałem ze jestem odciety w pokoju , bo ksiądz był już na korytarzu . Co tu robić ? Przyjac ksiedza ???? A skad !Dla osobnika z taką "inwencja twórczą" jak ja nie ma rzeczy niemozliwych . W pokoju stała potęzna szafa trzydrzwiowa . Szafa była wspaniała: w zaleznosci od inwencji piszącego te słowa tudzież pomysłów licznego kuzynostwa szafa mogła się okazać świetnym schowkiem w czasie zabaw w chowanego namiastką Rudego 102, bunkrem, statkiem kosmicznym a nawet raz celą hrabiego Monte Christo na zamku If. Miesciłem się tam nawet w trójkę a nawet w porywach czworo ! Co robić! To oczywiste -schować się do szafy . Szafa miała tak spreparowane drzwi gwożdzikami że stale była maleńka szczelina(robota Dziadka Leona co by mu się wnuczęta nie podusiły w ferworze zabawy. .).Drzwi się nie domykały ale można było od środka przytrzymać specjalnym przybitym od wewnątrz paskiem (kolejny patent kochanego dziadka) . Wskoczyłem do środka złapałem za pasek. Niestety od czasów zabaw w szafie nieco podrosłem więc musiłem usiąśc na podłodze szafy , Bałem się że jak zaczne się wiercić to trzeszczenie zdradzi moja kryjówkę.I fortel był by się pewnie udał gdyby nie porzadnictwo mojej mamy. Ksiadz zdazył już ochłonąć po powitaniu "ziemnioczkami" i wizyta duszpasterska zaczeła się rozwijać gdy niestety moja mama zauważyła stara zniszczona torbę skórzaną opartą obok fotela ksiedza. Identyczna torbę miał dziadek Torba dziadkowa przetrzymała wypadek Dziadka razem z nim .Dziadek Leon był strasznie do niej przywiazany , traktował ją wręcz jak talizman.Mama widząc taką zniszczona torbę po prostu" musiała" ją zchować. Zdecydowanym krokiem podeszła do torby . Podniosła ją i chciała ja schować do szafy .Mojej szafy!!! W tym momecie ksiądz zerwał się jak wyrzucony sprężyną i z okrzykiem To moje !!!! To moje !! Rzucił się za mamą. Mama jednak zdazyła złapać za drzwi od szafy i pociagnać za nie. Drzwi jednak nie ustępiły( przypominam pewnie pamiętacie: drzwi , pasek , Noxili) Mamy to jednak nie zraziło (wiadomo- nauczycielka) i zdazyła (zanim doleciał ksiadz) szarpnać za drzwi jeszcze raz . Tym razem nie utrzymałem drzwi ale mając owinięty wokół nadgarstka pasek w wyniku szarpniecia drzwiami wyleciałem jak z procy.

 


.....Prosto pod nogi nadbiegajacego ksiedza . Ksiądz na szczęście nie upadł, tylko usiadł z rozmachem na kozetce. Wszystcy zmartwieliśmy. Pierwszy opanował się ksiądz wstał, zdecydowanym ruchem zabrał mamie torbe, pokazał ze jest pełna kopert i zamkną ją,. Pobłogosławił i wyleciał jak z procy nie zabierajac nawet naszej koperty. No normalnie rodzina Addamsów. Ledwo zamkneły się drzw

 


zaczeliśmy rżeć ze śmiechu jak stado narąbanych kucy.

 


Jak widać doświadczenia z wizytami duszpasterskimi to mam dość niezwykłe.

 


Co tu robić ?Rozgrzebane drewno ,wyciagniety przedłużacz,pła łańcuchowa, łapy pobandażowane, w piecu nie napalaone , dobrze ze choć posprzatane ,Szczerze mówiąc jakoś tak nam się ubzdurało że ksiądz już wcześniej chodził po koledzie akurat gdy byliśmy we Wrocławiu więc mamy problem w tym roku z głowy. I byliśmy nie przygotowani . Hmm???? Nagle znowu obudziła się we mnie kawaleryjska fantazja, a gdzieś tam głosik odezwał się” co się nie da?? Da się!” Wychyliłem się przez płot i patrzę gdzie jest ksiadz. Jeszcze nie wszedł do Karguli . Naczelny Kargul jest tak jak ja strasznym gadułą i powinien przynajmniej na 15 minut zatrzymać ksiedza. Ksiadz jest nowy w parafii , sympatyczny to pewnie pogadaja chwile. Nagły przypływ energii rzuca mną dawka adrenaliny , Mózg błyskawicznie przeszedł w tryb pod tytułem „ ty nie myśl co sie nie da, ty myśl co się da zrobić , potem będziesz marudzić.” Po kolei biegiem podlatuje do furtki i otwieram z zamka(wciaz nie zakończyliśmy remontu ogrodzenia i nie mam dzwonka) Potem wracam do coraz bardziej zdziwionego ministranta mówie mu że przyjmuję ksiedza. Zwołuje wilcza sforę i dwoma psiskami pod pachami lecę do do domu . Niestety najwyrażniej w czasie gdy ciełem drzewo (i zywopłot ).Dżek doszeł do wniosku ze musi się ogrzać z Wilkiem Młodszym i otworzył sobie drzwi . Jakoś nigdy nie nauczyłem go zamykania, W kazdym razie w wyziębionym domu z wygaszonym piecem po otwarciu drzwi temperatura w salonie spadła do jakiś 6-7 stopni . Na szczeście miałem przygotowane suche drewno . Wrzuciłem oba wilki (by nie przeszkadzały) do łazienki . zaraz za nimi poleciały moje gumofilce W papciach i w kurtce naładowałem do pełna suchym drewnem rozbiórkowym (deski z podscibitki po stu (!) latach suszenia pala się jak benzyna) Był żar w popiele , parę dmuchnięć i pierwsze płomyki pojawiły się na deskach już po kilu dziesieciu sekundach. Otwarłem wszelkie dopływy powietrza pierwotnego i wtórnego i biegiem poleciałem się przebrać . Ciuchy robocze w kąt, wrzuciłem na siebie jakiś sweter , pierwsze lepsze spodnie z szafy(ślubny garnitur :) ) Potem biegiem szukać czegokolwiek przypominajacego sprzęt do przyjmowania ksiedza. Po drode przypomniałem sobie że musze się umyć . Łapy bolały jak diabli od mydła ale znalazłem jakieś opatrunki -plastry w szafce (potem doczytałem że to na stopy:) ) Ale dzieki temu pozbyłem się paskudnych pokrwawionych bandaży.No dobra gdzie noxilinka trzyma lichtarz??? ????

 


W przelocie znalazłem potężny krucyfiks zrobiony przez mojego tatę w czasach jego fascynacji stolarstwem. Hmm . Troche duzy ,taki większy niż kartka formatu A4 . No trudno nie ma czasu na marudzenie..Co tam jeszcze trzeba ??

 

 


Świece: szybko złapałem taki ozdobny kuty lichtarz po dziadku (dziadek Leon zanim został kolejarzem zdobył przed wojną egzamin kowalski w cechu ) Fajnie to brzmi mój dziadek był terminatorem :) Z Noxilinką czasem jemy kolacje przy świecach więc tego sprzętu to u nas dostatek Krytycznym okiem obrzuciłem znaleziony zestaw i poleciałem szukać jakiejś wiekszej świecy. Szybko znalazłem taka stara jeszce ozdobiona przeze mnie napisem "Ala Ma Kota"( no co? zapalamy ją tylko na wigilie to jeszce sie nie wypaliła)..No dobra co tu jeszcze ?? Ach talerzyk z wodą świecona. Wpadam do kuchni i nagle zdaje sobie sprawę że zlew jest zawalony brudnymi naczyniami. Nie ma czasu na układanie w zmywarce. Łapie całą zawartość i jakoś upycham w piekarniku. Potem chowam laptopa z stołu i upcham go razem z torbą na osprzet w rogu kuchni . Podobny los spotyka stepper do ćwiczeń . Rozgladam się co tu jeszcze trzeba zrobić ??? Talerzyk ze świecona wodą. Lecę do kuchni ale już w drzwiach zawracam bo potrzebuję obrusa do przykrycia stołu . Biegiem coś tam znajduję .Rozkładam i wracam do tematu spodka. Mało czasu na poszukiwania więc wyciagam z witrynki w kuchni najbardziej jednolitą kolorystycznie filiżankę z licznej kolekcji i centralnie nalewam wody z kranu. Co tu jeszce trzeba przygotować??? Niejasne przeczucie kiełkuje w głowie -czegoś zapomniałem!!!!! Co to jeszcze trzeba przygotowac????? W tym momencie wchodzi ksiadz z ukrywajacymi się z tyłu ministrantami. Ministranci piewajac koledę . Niestety w tym momencie Młodszy Wilku uznaje że jest najlepszy moment na popisy wokalne. Przylacza się do śpiewu aaauuuu aaauuu dodajac od siebie dodatkowy element wokalny w postaci smutnego ipowaznego wycia na koniec każdej linijki .Starszy wilku dochodzi do wniosku że tez musi zaznaczyć swoja obecność na tej ceremoni i szczeka w co bardziej dramatycznych momentach . Na szczęście gdy speszeni ministranci milkną sfora też się zamyka. No dobra !Po krótkiej modlitwie zasiadamy przy stole i w tym momencie przypominam sobie co zapomniałem przygotować.....

Noxili

Noxilowy marudnik

Przykro mi ale ciąg dalszy opowieści o zwierzakach będzie dopiero w przyszłym tygodniu.

 

 


Tak gwoli przeprosin i wyjaśnienia: Wcześniej nie mogłem tudzież nie chciałem pisać bo zostałem totalnie i formalnie zasypany praca (zawodowo) a co gorsza pracą wokół domu . A na koniec ostro zmrożony.

 


A zaczeło sie dość niepozornie : jesienią zrobiłem zapas drewna na 3 miesiące palenia.Ogrzewam dom odpadem drewna(40 zł za metr przestrzenny opału). Bardzo tani sposób ogrzewania I bardzo pracochłonny.Deski trzeba pociąć na kawałki i w jakiś sensowy sposób po układać pod zadaszeniem. W poprzednich latach ogrzewałem sie starym kaflakiem i wg niego w tym roku kupowałem drewno.Kaflak był nawet niezły z świetnym piekarnikiem( pieczenie i smażona kielbasa że palce lizać) tylko że był naprawiany przez fachowców po wojnie . Fachowcy „zgubili” jedna z wyczystek i kanał dymny miał światło z 5 cm2 - reszta zasyfiała . To że nie zagazowaliśmy sie na śmierć to zasługa naszego komina- ciąg taki ze "czapki zrywa" jak to określił naczelny Pawlak . O bojach z tym piecem to jeszcze napiszę .Kaflak najpierw sie powoooooli nagrzewał i wtedy nieopłacało się w niego ładować za duzo opału bo i tak było zimno(z 12-14 stopni ) Jak sie juz łaskawie nagrzał to i tak człowiek był tak skostniały że ładował sie najpierw do wanny z gorącą wodą, a potem do łózka.A sypialnie ogrzewam elektrycznie. Tak czy inaczej drewna wielkich ilości ładować sie do pieca nie opłacało bo i tak było zimno. No a w zeszłym sezonie kaflak zakończył swój byt w takiej postaci w jakiej go kupiliśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza.

 


http://img402.imageshack.us/img402/9378/bild0920.jpg


Jego funkcje przejeła zwykła koza czyli Nasz Piecyk .:

 


http://img691.imageshack.us/img691/1935/crw848701.jpg


Jak zawsze w takiej sytuacji sprwadza sie przysłowie :"dać kurze grzędę, to ona na to : Wyżej siędę". Poprzednio musieliśmy znosić(trzaskając zębami i nosząc po domu 2 polary ,gruby kocowy sweter i ... kalesony beee) 13 stopni teraz jak jest 20 to już za zimo. Czyli jeszcze wiecej do Piecyka drewna łupp!Piecyk wprawdzie to prościutka koza ale porzadnie wyłożona cegłami szmotowymi, system kominowy również porządny wiec „bezlitosne hajcowanie " znosi spokojnie i całkiem "godnie".Radośnie wyczerpywaliśmy drewno bo dzięki temu było cieplutko , opał tez tani , wiosce jest tartak nie ma problemu z opałem.

 


W każdym razie w połowie grudnia zblizyliśmy sie granicy "marginesu bezpieczeństwa" zapasu drewna . Drewna powinno starczyć nam przy dotychczasowym zuzyciu na 1 miesiąc Na nieszczęście w miedzyczasie spadł śnieg i chwyciły " silne mrozy" z 10stopni . W zaprzyjaźnionym tartaku drewno odpadkowe było gromadzone w narozniku nieco podmokłym i rozciaptanym kołami wózków widłowych do konsystencji gestej bagiennej borowiny Przy mrozach drewno pakowane w paczki po 3mp przymarzło do tej breji. Próba wyrwania wózkiem widłowym jej skończyła się podniesieniem tyłu wózka widłowego zaś paczka z wbitymi widłami nawet nie chciała drgnąć..Pomyslałem sobie : ile w końcu moze jeszcze trwać fala mrozu ? Mam zapasu drewna na prawie miesiac , w razie czego jeszcze wydłubię rozbiórkowego z 1 mp !!!Czym się tu martwić! Poczekam te 2 tygodnie."

 


Potem były świeta, na chwilę przyszły roztopy A na Sylwester przyszło ochłodzenie z mrozami do – 25 stopni . I trzyma do dzisiaj . W między czasie jakoś tak szybko wypaliła sie żelazna rezerwa drzewa ,spaliliśmy wiekszą część suchej rozbiórkówki i zaczeliśmy oszczedzać za wszelka cenę opał. Zaczełem eksperymentować z opalaniem kozy ekogroszkiem( zegnaj moja gwarancjo na piecyk ) . O dziwo węgiel dawał zdecydowanie mniej ciepła niż dobrze wysuszona buczyna.Palił się wprawdzie dużo dłuzej ale co z tego jak i tak piecyk był za zimny. Jak się okazało reguł fizyki nie da się oszukać i skoro normalnie paliliśmy x drewna przy – 10 to paląc połowę tego xsa przy minus 25 stopniach zrobiło się zimniej . #@%$#@$#@$ zimniej , cholernie zimniej !!!!!!! Poprzedniej zimy wyzywałem od złomów kaflaczka przy 14 stopniach w salonie, teraz po zejściu do salonu rano termometr na stole witał nas optymistycznym 8,5 stopnia.P napaleniu 15C .No po prostu bajka . Pomysł ogrzewania brykietami ( w okolicy brykiet PINI KEY stoi po 17 zł za 10 kg a wg moich szacunków powinienem spalać z 25-30 kg na dobę) zmroził mnie finansowo )Próby ogrzania,/dogrzania gazem z butli 11 kg (piecyk katalizatorowy lub/i ordynarnie podpalone wszystkie fajerki w kuchni :) )okazały się mało skuteczne Dom ma dużą pojemność cieplna i trzeba spoooro ciepła dostarczyć by zrównoważyć paro tygodniowe oszczędne grzanie.

 


Tak gwoli informacji muszę powiedzieć: ktoś kto planował Nasz Domek założył, że wewnętrzne ściany działowe oprócz swej roli dzielenia przestrzeni maja jeszcze za zadanie akumulować ciepło. Wymurowane z cegieł z suszonej i nie wypalanej gliny(!) łatwo się nagrzewaja od pieca stojącego w narożniku salonu . A potem oddają większe lub mniejsze ilości ciepłą do przylegajacych : łazienki, kuchni , przedpokoju i salonu. Ot takie 100letnie ściany grzewcze. W czasie remontu wiedząc wcześniej o tym akumulacyjnym dingsie dodatkowo zwiekszyłem masę buforu cieplnego doklejając stare płaskie kamulce na zaprawę gliniano cementową i obfugowując masę gliniano- piaskową. Ostatnia warstwa masy zawierałą mielona kurkumę dla nadania złotego koloru. Mniej więcej 1,2 -1,5 tony masy buforowej. System swietnie sprawdzał się przy paleniu odpowiednia ilością opału . np. przy minus 10 stopniach na zewnątrz po 8 godzinach niepalenia nocą w piecu temperatura spadała raptem w kuchni (czyli 1 pomieszczenie dalej do pieca i to w zimnym narożniku) raptem do 17-18 stopni. Niestety oszczędzaliśmy drewno i wyziębiliśmy ten system maksymalnie .

 


No ale co tam nie takie rzeczy jesteśmy w stanie przetrzymać z Noxilinką :) .Wreszcie zeszły poniedziałek

 


dotarła do mnie informacja”....panie Sławku mamy dla pana specjalnie wielka pakę drewna , dużo świerkowego (dużo żywicy- pali się jak papier) i ulubiony pański buk..” Niestety chłopaki zrobiły to w sobotnią noc -do poniedziałku świeże drewno zamarzło na kość . Jak podjechałem transportem ujrzeliśmy napawdę wielka pake drewna tak 150 % zwykłej objetości (no i masy). Ledwo się nam zmieściło to na samochod, przypieliśmy dodatkowo pasami bo paka była podejżanie wysoka. Za wysoka. No ale co tam to raptem do Naszego Domku 250 metrów , wiec jakoś to będzie .

 


Taaak! Oj będzie . Będzie!

 


Pojechaliśmy po zalodzonej ale zapiaskowanej drodze . Zapomniałem dodać że nasz Domek jest przy bardzo stromej drodze (dzieciaki mogą jeździć sankami ). Samochód był przeciążony – ledwo dotarliśmy do brzegu naszego ogrodu , jakieś 2, 5 od bramy . I ani rusz dalej . Samochód buksował radośnie wyrzucjąc spod kół zamarznięty piach z lodowaciejącym zbitym lodem. Miedzy nami a Kargulami jest taki jakby próg. I właśnie na tej stromiźnie ugrzęźliśmy. No co . Nie da się z tej strony to da się z drugiej , Objedziemy kościelny mur obronny wokół . Nie kijem to pałą ...i tyle.(Tak orientacyjnie żeby nie namotać . Drogi w mojej wiosce przypominaja z lotu ptaka egipski krzyż Ankh. W pętelce Ankha' jest kościół a z lewej strony pętelki jest Nasz domek.Zazwyczaj startujemy z skrzyżowania i posuwamy się lewą strona , ale da się tez dojechać prawą strona pętelki )

 


Hmm Po podjechaniu okazało się że z drugiej strony jest tez krótki stromy odcinek i to jeszcze z ostrym zakrętem.I głębokimi muldami . Nie popiaskowany of kors. No cóż na wstecznym zjechaliśmy z powrotem do krzyżówki niestety potężna góra drewna podczas prób przebicia się (wg starej zasady to się musi udać) po muldach zaczeła się przechylać .Mimo zabezpieczajacych pasów,. No cóż, to w końcu 2,5 tony mokrego drewna.

 


Tym razem podłożyliśmy na „progu” dwie długie deski pod koła i … samochód dotarł 2 metry bliżej bramy .Niestety mulda zatrzymała go . Wstrzas spowodował takie przesuniecie paki że drewno do tej pory przypominajace spiczastą czapkę założną na samochód zaczeło przypominać czapkę tylko że zawadiacko zsunietą na ucho .Nierówne obciążenie spowodowało dodatkowo to że samochód zarył ostro podwoziem w tą stercząca muldę.Nie dało się już nim ruszyć bez rozładowania drewna. Moja uliczka zwęża się akurat w tym miejscu.Nie da wnieść drewna przez bramę bo obok samochodu jest tyle tylko miejsca że pieszy ledwo się przeciśnie. Musieliśmy szybko rozładować samochód bo blokowaliśmy uliczkę. Nie mozemy odpiąć pasów zabezpieczjących paczkę bo te 2, 5 tony runie na ozdobny płot sasiada i co gorsze jego nastoletnie ozdobne drzewka.

 


Co tu robić?

 


Przynoszę dwa łomy i oddzielamy od siebie deski i wysuwamy je do przodu nad kabiną (dopuki się da )i do tyłu. I potem siup górą przez płot .Przyznać się tu i teraz kto ćwiczy rzut oszczepem ???Ja na ten przykład nie ! Nie wytrenowane mięśnie używane tylko do ciskania w górę jakiś patyków szybko zaczynaja „cienko piszczeć” . Dodatkowo chore korzonki zdecydowały się że to najlepszy moment na przypomnienie o sobie i o tym że są radośnie gotowe potorturować mnie .Jest jakieś – 20 stopni ale szybko zaczyna mi być gorąco.. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że ledwo tydzień wcześniej przeszłem lekkie przeziebienie- wprawdzie wygrzewanie ,miód , cebula i czosnek załatwiły sprawę, ale jestem dość osłabiony . Pocę się coraz bardziej ale boje sie zdjąć kurtkę bo wiem ze jak doziębię korzonki ból będzie taki, że ledwo będę w stanie zejść do łazienki. Już raz mnie na wiosnę tak załatwiło i drugi raz nie zaryzykuję -ból był zbyt straszny.

 


Złośliwość losu powoduje że nie widać żadnego tubylca którego można byłoby można zwerbować do roboty za „półlitra” . Wreszcie po godzinie szarpaniny drewno z trudem ląduje za płotem. Niestety ląduje gównie na żywopłocie (pal go licho – brzydki to się go wytnie) i na głebokim kompostowniku . Płacę ekstra kierowcy za pomoc w tej strasznej pracy.Zamykam furtkę i idę się przebrać w suche ciuchy i doprowadzić swoje dłonie do stanu używalności. Taka mała uwaga na marginesie: zawsze mam ciepłe dłonie, nawet na silnym mrozie Nie lubie uzywać rekawic i nawet cieżkie prace wykonuję gołymi lapami. Rękawice zakładam tylko gdy mogę się pokaleczyć bądż poparzyć. Albo w pracy gdy muszę zachować wielka czystość i nie moge zostawiać odcisków paluchów .W każdym razie z nerwów zapomniałem założyć rękawice i w „ferworze walki „ z deskami ręce mi troszke zmarzły. Nawet tego nie czułem , dopiero gdy wsadziłem rękę do zewnetrznej kieszeni po klucze kapnełem się że monety przymarzaja mi do otwartych , mokrych dłoni. Podobnie kłódka od furtki. Koszmar nastąpił gdy zaczełem myć łapy pod ciepłą wodą. Wracające czucie do wierzchu dłoni daje koszmarne wrażenie nakłuwania tysiącem igieł . Dodatkowo parę rys na wierzchu dłoni początkowo wziętych za zwykłe zadrapania okazuje się ranami głebokimi na 1- 3 milimetrów . Oczywiście zaraz zaczynają krwawić .I piec .Ostre drzazgi które porysowały dłonie były paskudnie wypaćkane tą breją z błota więc idę je oczyścić i zdezynfekować jodyną . Żałuję ze wróciło już czucie w rękach bo ból wykręca mnie na drugą stronę . Dobrze że ściany są bardzo grube to nie muszę udawać twardziela -nie słychać na zewnątrz jak piszczę i krzyczę. Przebrałem się i niezbyt przytomny piłem herbatkę gdy przyszło mi do głowy że leżace deski na płocie żywopłocie stanowia swietną platformę dla psa do wycieczki albo co gorsza do ataku na jakiegoś przechodnia.Miki ma na pieńku z kilkoma pijaczkami i jeżeli się pojawi się taka mozliwośc to „hapnie„ lumpa i tyle . Płacenie odszkodowań i ciaganie się po sadach nie jest moim życiowym marzeniem. Więc coś musiałem zrobić . COŚ ostatecznie okazało się wzięciem piły łańcuchowej (dobrze że elektryczna -przynajmniej lekka) i odcinaniem zmarzniętej z powrotem kupy desek na wysokości brzegu zywopłotu. Dzieki temu deski opadaja na ziemię. Jestem już w 2/3 żywopłotu i desek ( i bardzo daleko na polu przeklinania bolących korzonków, dłoni , i łokci ) gdy słyszę w przerwie pracy silnika za soba cichutkie Proszę pana !!Proszę pana! Obracam się ...nic nie widzę . Ki diabeł?? Po chwili zauważam za płotem zasłonietego stertą desek małego chłopczyka w komży ministranta. Przerażony patrzy na mnie i z przestraszonym głosem pyta się "Przyjmię Pan ksiedza.?????"Patrzę na przestraszona buzię i zaczynam się śmiać. Sam jestem dość duzym osobnikiem (185cm wzrostu i prawie 100 kg masy) dodatkowo na sobie mam 2 polary , grubą watowana kurtę, 3 pary spodni , gumofilce na nogach (beee) szalik, żeby się nie wplatał w łańcuch piły spiąłem z tyłu szyi w wyniku czego zasłania mi pół twarzy. Opatrunków tymczasowych na łapach nie upchałem do roboczych rekawic więc ręce mam owinięte brudnymi bandarzmi ze śladami krwi. Do tego piła łańcuchowa. A ponieważ korzonki radośnie przeszły od łaskotania piórkiem wewnątrz kregosłupa do dźgania szpilą to stałem na mocno przygietych nogach robiac wrażenie ze rzucę sie zaraz na kogoś z wykrzywiona z wściekłości twarzą. Słowem Upiór albo szaleniec z piłą łańcuchową. CDN.

 


PS Od razu odpowiem: na dzień dzisiejszy boli mnie tylko już tylko kregosłup i łokcie.Rany się ładnie pogoiły .

Noxili

Noxilowy marudnik

Przykro mi ale ciąg dalszy opowieści o zwierzakach będzie dopiero w przyszłym tygodniu.

 

 


Tak gwoli przeprosin i wyjaśnienia: Wcześniej nie mogłem tudzież nie chciałem pisać bo zostałem totalnie i formalnie zasypany praca (zawodowo) a co gorsza pracą wokół domu . A na koniec ostro zmrożony.

 


A zaczeło sie dość niepozornie : jesienią zrobiłem zapas drewna na 3 miesiące palenia.Ogrzewam dom odpadem drewna(40 zł za metr przestrzenny opału). Bardzo tani sposób ogrzewania I bardzo pracochłonny.Deski trzeba pociąć na kawałki i w jakiś sensowy sposób po układać pod zadaszeniem. W poprzednich latach ogrzewałem sie starym kaflakiem i wg niego w tym roku kupowałem drewno.Kaflak był nawet niezły z świetnym piekarnikiem( pieczenie i smażona kielbasa że palce lizać) tylko że był naprawiany przez fachowców po wojnie . Fachowcy „zgubili” jedna z wyczystek i kanał dymny miał światło z 5 cm2 - reszta zasyfiała . To że nie zagazowaliśmy sie na śmierć to zasługa naszego komina- ciąg taki ze "czapki zrywa" jak to określił naczelny Pawlak . O bojach z tym piecem to jeszcze napiszę .Kaflak najpierw sie powoooooli nagrzewał i wtedy nieopłacało się w niego ładować za duzo opału bo i tak było zimno(z 12-14 stopni ) Jak sie juz łaskawie nagrzał to i tak człowiek był tak skostniały że ładował sie najpierw do wanny z gorącą wodą, a potem do łózka.A sypialnie ogrzewam elektrycznie. Tak czy inaczej drewna wielkich ilości ładować sie do pieca nie opłacało bo i tak było zimno. No a w zeszłym sezonie kaflak zakończył swój byt w takiej postaci w jakiej go kupiliśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza.

 


http://img402.imageshack.us/img402/9378/bild0920.jpg


Jego funkcje przejeła zwykła koza czyli Nasz Piecyk .:

 


http://img691.imageshack.us/img691/1935/crw848701.jpg


Jak zawsze w takiej sytuacji sprwadza sie przysłowie :"dać kurze grzędę, to ona na to : Wyżej siędę". Poprzednio musieliśmy znosić(trzaskając zębami i nosząc po domu 2 polary ,gruby kocowy sweter i ... kalesony beee) 13 stopni teraz jak jest 20 to już za zimo. Czyli jeszcze wiecej do Piecyka drewna łupp!Piecyk wprawdzie to prościutka koza ale porzadnie wyłożona cegłami szmotowymi, system kominowy również porządny wiec „bezlitosne hajcowanie " znosi spokojnie i całkiem "godnie".Radośnie wyczerpywaliśmy drewno bo dzięki temu było cieplutko , opał tez tani , wiosce jest tartak nie ma problemu z opałem.

 


W każdym razie w połowie grudnia zblizyliśmy sie granicy "marginesu bezpieczeństwa" zapasu drewna . Drewna powinno starczyć nam przy dotychczasowym zuzyciu na 1 miesiąc Na nieszczęście w miedzyczasie spadł śnieg i chwyciły " silne mrozy" z 10stopni . W zaprzyjaźnionym tartaku drewno odpadkowe było gromadzone w narozniku nieco podmokłym i rozciaptanym kołami wózków widłowych do konsystencji gestej bagiennej borowiny Przy mrozach drewno pakowane w paczki po 3mp przymarzło do tej breji. Próba wyrwania wózkiem widłowym jej skończyła się podniesieniem tyłu wózka widłowego zaś paczka z wbitymi widłami nawet nie chciała drgnąć..Pomyslałem sobie : ile w końcu moze jeszcze trwać fala mrozu ? Mam zapasu drewna na prawie miesiac , w razie czego jeszcze wydłubię rozbiórkowego z 1 mp !!!Czym się tu martwić! Poczekam te 2 tygodnie."

 


Potem były świeta, na chwilę przyszły roztopy A na Sylwester przyszło ochłodzenie z mrozami do – 25 stopni . I trzyma do dzisiaj . W między czasie jakoś tak szybko wypaliła sie żelazna rezerwa drzewa ,spaliliśmy wiekszą część suchej rozbiórkówki i zaczeliśmy oszczedzać za wszelka cenę opał. Zaczełem eksperymentować z opalaniem kozy ekogroszkiem( zegnaj moja gwarancjo na piecyk ) . O dziwo węgiel dawał zdecydowanie mniej ciepła niż dobrze wysuszona buczyna.Palił się wprawdzie dużo dłuzej ale co z tego jak i tak piecyk był za zimny. Jak się okazało reguł fizyki nie da się oszukać i skoro normalnie paliliśmy x drewna przy – 10 to paląc połowę tego xsa przy minus 25 stopniach zrobiło się zimniej . #@%$#@$#@$ zimniej , cholernie zimniej !!!!!!! Poprzedniej zimy wyzywałem od złomów kaflaczka przy 14 stopniach w salonie, teraz po zejściu do salonu rano termometr na stole witał nas optymistycznym 8,5 stopnia.P napaleniu 15C .No po prostu bajka . Pomysł ogrzewania brykietami ( w okolicy brykiet PINI KEY stoi po 17 zł za 10 kg a wg moich szacunków powinienem spalać z 25-30 kg na dobę) zmroził mnie finansowo )Próby ogrzania,/dogrzania gazem z butli 11 kg (piecyk katalizatorowy lub/i ordynarnie podpalone wszystkie fajerki w kuchni :) )okazały się mało skuteczne Dom ma dużą pojemność cieplna i trzeba spoooro ciepła dostarczyć by zrównoważyć paro tygodniowe oszczędne grzanie.

 


Tak gwoli informacji muszę powiedzieć: ktoś kto planował Nasz Domek założył, że wewnętrzne ściany działowe oprócz swej roli dzielenia przestrzeni maja jeszcze za zadanie akumulować ciepło. Wymurowane z cegieł z suszonej i nie wypalanej gliny(!) łatwo się nagrzewaja od pieca stojącego w narożniku salonu . A potem oddają większe lub mniejsze ilości ciepłą do przylegajacych : łazienki, kuchni , przedpokoju i salonu. Ot takie 100letnie ściany grzewcze. W czasie remontu wiedząc wcześniej o tym akumulacyjnym dingsie dodatkowo zwiekszyłem masę buforu cieplnego doklejając stare płaskie kamulce na zaprawę gliniano cementową i obfugowując masę gliniano- piaskową. Ostatnia warstwa masy zawierałą mielona kurkumę dla nadania złotego koloru. Mniej więcej 1,2 -1,5 tony masy buforowej. System swietnie sprawdzał się przy paleniu odpowiednia ilością opału . np. przy minus 10 stopniach na zewnątrz po 8 godzinach niepalenia nocą w piecu temperatura spadała raptem w kuchni (czyli 1 pomieszczenie dalej do pieca i to w zimnym narożniku) raptem do 17-18 stopni. Niestety oszczędzaliśmy drewno i wyziębiliśmy ten system maksymalnie .

 


No ale co tam nie takie rzeczy jesteśmy w stanie przetrzymać z Noxilinką :) .Wreszcie zeszły poniedziałek

 


dotarła do mnie informacja”....panie Sławku mamy dla pana specjalnie wielka pakę drewna , dużo świerkowego (dużo żywicy- pali się jak papier) i ulubiony pański buk..” Niestety chłopaki zrobiły to w sobotnią noc -do poniedziałku świeże drewno zamarzło na kość . Jak podjechałem transportem ujrzeliśmy napawdę wielka pake drewna tak 150 % zwykłej objetości (no i masy). Ledwo się nam zmieściło to na samochod, przypieliśmy dodatkowo pasami bo paka była podejżanie wysoka. Za wysoka. No ale co tam to raptem do Naszego Domku 250 metrów , wiec jakoś to będzie .

 


Taaak! Oj będzie . Będzie!

 


Pojechaliśmy po zalodzonej ale zapiaskowanej drodze . Zapomniałem dodać że nasz Domek jest przy bardzo stromej drodze (dzieciaki mogą jeździć sankami ). Samochód był przeciążony – ledwo dotarliśmy do brzegu naszego ogrodu , jakieś 2, 5 od bramy . I ani rusz dalej . Samochód buksował radośnie wyrzucjąc spod kół zamarznięty piach z lodowaciejącym zbitym lodem. Miedzy nami a Kargulami jest taki jakby próg. I właśnie na tej stromiźnie ugrzęźliśmy. No co . Nie da się z tej strony to da się z drugiej , Objedziemy kościelny mur obronny wokół . Nie kijem to pałą ...i tyle.(Tak orientacyjnie żeby nie namotać . Drogi w mojej wiosce przypominaja z lotu ptaka egipski krzyż Ankh. W pętelce Ankha' jest kościół a z lewej strony pętelki jest Nasz domek.Zazwyczaj startujemy z skrzyżowania i posuwamy się lewą strona , ale da się tez dojechać prawą strona pętelki )

 


Hmm Po podjechaniu okazało się że z drugiej strony jest tez krótki stromy odcinek i to jeszcze z ostrym zakrętem.I głębokimi muldami . Nie popiaskowany of kors. No cóż na wstecznym zjechaliśmy z powrotem do krzyżówki niestety potężna góra drewna podczas prób przebicia się (wg starej zasady to się musi udać) po muldach zaczeła się przechylać .Mimo zabezpieczajacych pasów,. No cóż, to w końcu 2,5 tony mokrego drewna.

 


Tym razem podłożyliśmy na „progu” dwie długie deski pod koła i … samochód dotarł 2 metry bliżej bramy .Niestety mulda zatrzymała go . Wstrzas spowodował takie przesuniecie paki że drewno do tej pory przypominajace spiczastą czapkę założną na samochód zaczeło przypominać czapkę tylko że zawadiacko zsunietą na ucho .Nierówne obciążenie spowodowało dodatkowo to że samochód zarył ostro podwoziem w tą stercząca muldę.Nie dało się już nim ruszyć bez rozładowania drewna. Moja uliczka zwęża się akurat w tym miejscu.Nie da wnieść drewna przez bramę bo obok samochodu jest tyle tylko miejsca że pieszy ledwo się przeciśnie. Musieliśmy szybko rozładować samochód bo blokowaliśmy uliczkę. Nie mozemy odpiąć pasów zabezpieczjących paczkę bo te 2, 5 tony runie na ozdobny płot sasiada i co gorsze jego nastoletnie ozdobne drzewka.

 


Co tu robić?

 


Przynoszę dwa łomy i oddzielamy od siebie deski i wysuwamy je do przodu nad kabiną (dopuki się da )i do tyłu. I potem siup górą przez płot .Przyznać się tu i teraz kto ćwiczy rzut oszczepem ???Ja na ten przykład nie ! Nie wytrenowane mięśnie używane tylko do ciskania w górę jakiś patyków szybko zaczynaja „cienko piszczeć” . Dodatkowo chore korzonki zdecydowały się że to najlepszy moment na przypomnienie o sobie i o tym że są radośnie gotowe potorturować mnie .Jest jakieś – 20 stopni ale szybko zaczyna mi być gorąco.. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że ledwo tydzień wcześniej przeszłem lekkie przeziebienie- wprawdzie wygrzewanie ,miód , cebula i czosnek załatwiły sprawę, ale jestem dość osłabiony . Pocę się coraz bardziej ale boje sie zdjąć kurtkę bo wiem ze jak doziębię korzonki ból będzie taki, że ledwo będę w stanie zejść do łazienki. Już raz mnie na wiosnę tak załatwiło i drugi raz nie zaryzykuję -ból był zbyt straszny.

 


Złośliwość losu powoduje że nie widać żadnego tubylca którego można byłoby można zwerbować do roboty za „półlitra” . Wreszcie po godzinie szarpaniny drewno z trudem ląduje za płotem. Niestety ląduje gównie na żywopłocie (pal go licho – brzydki to się go wytnie) i na głebokim kompostowniku . Płacę ekstra kierowcy za pomoc w tej strasznej pracy.Zamykam furtkę i idę się przebrać w suche ciuchy i doprowadzić swoje dłonie do stanu używalności. Taka mała uwaga na marginesie: zawsze mam ciepłe dłonie, nawet na silnym mrozie Nie lubie uzywać rekawic i nawet cieżkie prace wykonuję gołymi lapami. Rękawice zakładam tylko gdy mogę się pokaleczyć bądż poparzyć. Albo w pracy gdy muszę zachować wielka czystość i nie moge zostawiać odcisków paluchów .W każdym razie z nerwów zapomniałem założyć rękawice i w „ferworze walki „ z deskami ręce mi troszke zmarzły. Nawet tego nie czułem , dopiero gdy wsadziłem rękę do zewnetrznej kieszeni po klucze kapnełem się że monety przymarzaja mi do otwartych , mokrych dłoni. Podobnie kłódka od furtki. Koszmar nastąpił gdy zaczełem myć łapy pod ciepłą wodą. Wracające czucie do wierzchu dłoni daje koszmarne wrażenie nakłuwania tysiącem igieł . Dodatkowo parę rys na wierzchu dłoni początkowo wziętych za zwykłe zadrapania okazuje się ranami głebokimi na 1- 3 milimetrów . Oczywiście zaraz zaczynają krwawić .I piec .Ostre drzazgi które porysowały dłonie były paskudnie wypaćkane tą breją z błota więc idę je oczyścić i zdezynfekować jodyną . Żałuję ze wróciło już czucie w rękach bo ból wykręca mnie na drugą stronę . Dobrze że ściany są bardzo grube to nie muszę udawać twardziela -nie słychać na zewnątrz jak piszczę i krzyczę. Przebrałem się i niezbyt przytomny piłem herbatkę gdy przyszło mi do głowy że leżace deski na płocie żywopłocie stanowia swietną platformę dla psa do wycieczki albo co gorsza do ataku na jakiegoś przechodnia.Miki ma na pieńku z kilkoma pijaczkami i jeżeli się pojawi się taka mozliwośc to „hapnie„ lumpa i tyle . Płacenie odszkodowań i ciaganie się po sadach nie jest moim życiowym marzeniem. Więc coś musiałem zrobić . COŚ ostatecznie okazało się wzięciem piły łańcuchowej (dobrze że elektryczna -przynajmniej lekka) i odcinaniem zmarzniętej z powrotem kupy desek na wysokości brzegu zywopłotu. Dzieki temu deski opadaja na ziemię. Jestem już w 2/3 żywopłotu i desek ( i bardzo daleko na polu przeklinania bolących korzonków, dłoni , i łokci ) gdy słyszę w przerwie pracy silnika za soba cichutkie Proszę pana !!Proszę pana! Obracam się ...nic nie widzę . Ki diabeł?? Po chwili zauważam za płotem zasłonietego stertą desek małego chłopczyka w komży ministranta. Przerażony patrzy na mnie i z przestraszonym głosem pyta się "Przyjmię Pan ksiedza.?????"Patrzę na przestraszona buzię i zaczynam się śmiać. Sam jestem dość duzym osobnikiem (185cm wzrostu i prawie 100 kg masy) dodatkowo na sobie mam 2 polary , grubą watowana kurtę, 3 pary spodni , gumofilce na nogach (beee) szalik, żeby się nie wplatał w łańcuch piły spiąłem z tyłu szyi w wyniku czego zasłania mi pół twarzy. Opatrunków tymczasowych na łapach nie upchałem do roboczych rekawic więc ręce mam owinięte brudnymi bandarzmi ze śladami krwi. Do tego piła łańcuchowa. A ponieważ korzonki radośnie przeszły od łaskotania piórkiem wewnątrz kregosłupa do dźgania szpilą to stałem na mocno przygietych nogach robiac wrażenie ze rzucę sie zaraz na kogoś z wykrzywiona z wściekłości twarzą. Słowem Upiór albo szaleniec z piłą łańcuchową. CDN.

 


PS Od razu odpowiem: na dzień dzisiejszy boli mnie tylko już tylko kregosłup i łokcie.Rany się ładnie pogoiły .

Noxili

Noxilowy marudnik

Miki - szczeniaczek Fiony .Na szczęście nie odziedziczył ani melancholii i smutku po Fionie ani Kotowatości po Dzeku . Przemiły i kochany futrzak.Tylko tyle i aż tyle.Ulubieniec Kargula.Głowny Kargul zawsze przynosi mu jakieś smakołyki i podkarmia przez płot w miedzy działkami. O dziwo Miki nie toleruje nikogo za płotem od strony ulicy . Nawet Pawlaka. Szczeka nawet na dzieci z sankami czy wrotkami .OBCY NA ULICY = WRÓG Ale na samej ulicy za furtką podchodzi i wita sie z tymi bardziej znajomymi.Gdyby ktoś przeskoczył przez płot- niechciałbym być w skórze ktosia .Bardzo czujny .

 


STOP !!!! Ma 1 dość nietypową cechę: Próbuje mówić .Wychodzi mu mu cos takiego: UUUUwrrrruureruuuuu wurruuuuuu uuuuuuuuu. Jak sie wita potrafi tym swoim jezykiem przekazać radość(oczywiście oprócz skakania wzwyż i łapania obiema łapami któregoś z nas z rękę i przytulania się) .

 

 


http://img641.imageshack.us/img641/3000/crw835001.jpg

 

 


http://img9.imageshack.us/img9/1357/crw783701.jpg

 

 


http://img85.imageshack.us/img85/1678/crw805701.jpg

 

 


Dzeksony

 


Hm już pierwszego dnia po przeprowadzce Dzek odkrył swoje drugie powołanie i podstawową swoją rozrywkę p: Sledzenie najstarszych lokatorów naszej działki . Na naszej działce a sciśle mówiąc na Cisusi mieszka stado dżeksonów(słownie sztuk 3 ) . Poczatkowo mieliśmy z nimi niemałą zagwozdke bo mimo że Dżeki starannie nam pokazywał że TAM , są no... te... ONE to niestety my nic nie widzieliśmy

 

 


http://img641.imageshack.us/img641/2897/bild2153.jpg

 


. Nie powiem dziwne uczucie -mieć coś Niewidzialnego na drzewie tuz przy domu . Niewidzialnego ale czasem mlaszcżącego i poruszajacego gałazka na której siedzi . Prosze to połączyć z opowieścią o polowaniu na ducha ze strychu. To powinno przyblizyć nasze uczucia.Na szczęście dość szybko znależliśmy na ziemi wsród traw wyplówki . SOWY!!!

 


A dokładnie mówiąc sówy uszate. Sowy te sa wielkości średniej kury(tylko lzejsze). Wtedy jeszcze nic nie wiedzieliśmy o tych ptaszyskach . Dopiero potem dowiedziałem sie, że w dzień drzekson siedzi ukryty, wyciągając ciało aby upodobnić się do gałęzi drzew. Płochliwy; gdy jest zaniepokojony, prostuje się i wysmukla oraz przymyka oczy.Na naszym cisie Dzeksony sa sa całkowicie niewidzilane nawet dla spostrzegawczego człowieka . Ich upierzenie doskonale udaje igiełki cisowe na tle szarej kory czy nieba. Sowa świetnie wtapia sie w takie tło. Zauwazyć da sie tylko wtedy gdy bardzo dokładnie sie wpatrujemy i jeszcze pod warunkiem że sowa nie chowa sie przed nami. Po pół roku sowy uznały że jesteśmy w zasadzie niegroźni i jak je szukaliśmy to..... dawały sie znaleść . Nawet dorosła sowa (a żyją i uczą się długo bo nawet do 80 lat , a być może nawet do 100 lat)bez problemu udaje gałązke o grubości dzieciecego nadgarstka. Kto nie widział- nie uwierzy.

 


Po pól roku, gdy sowy uznały nas za swoich to wykombiowały sposób na pozbycie sie wgapiajacego sie w nie często Dzeka . Startowały po 2 naraz ,leciały dość nisko (z 2,5m) ale jak na ptaki bardzo powoli(sowa potrafi zawiść w powietrzu jak koliber -tylko macha skrzydłami powoli ) Wilku z mety "pruł na najwyższych obrotach" za sową. W tedy ta bez "ogona" w postaci wilka przyspieszała i leciała szybko wokól budynku by za winklem spotkać sie z ta drugą. Ta przed narożnikiem przyspierzała gubiąc psi pościg. Wtedy ta zza winkla wylataywała ta zmyłkowa przejmujac pościg. Wilku gwałtownie zawracał wyrzucając żwir i piach spod łap. Sowa leciała do drugiego naroznika, gdzie podmianka powtarzała się ponownie. Po kilku takich podmiankach i "przeciągnięciu" Wilka po całym ogrodzie szczęśliwy,dyszacy i z wywalonym jezorem psiak wracał do domu, a sowy pozbywały sie podgladacza.

 


Sowy bawiły sie tak z rok z Dzekiem , dopuki nie kapnął się ze jest robiony ewidentnie w bambuko.

 

 


Zabawy te kiedyś ogladał Śfagier i wymyślił nazwę dla naszych sów. I tak został Dżek & Dzeksony .Nazwa się nam spodobała i już tak zostało

 


W czasie tych zabaw po raz pierwszy raz zobaczyłem sowy w locie z małego dystansu. .Kurcze nigdy nie widziałem czegoś podobnego: duże ptaszysko (prawie metr rozpietości skrzydeł ) a leci bezdźwiecznie- nawet z małej odległości nie słychać szumu skrzydeł. Dzisiaj chciałem dorobić troche zdjeć(jakoś tego nie lubią) podeszłem pod cis a ich niema . Po chwili poruszyła gałązka z metr(!) nad moja głową i wielkie ptaszysko sfruneło z cisa , przepłyneło parę cm nad brzegiem siatki ogrodzeniowej i potem płynnie wzbiło sie na mały zagajnik u Pawlaków.Po chwili poleciały dwa inne dżeksony (od początku sa trzy dżeksony mieszkające na Cisusi)Poza delikatnym chrobotem porusznych gałązek nic nie było słychać. Z metrowego dystansu!!!

 


Teraz od jakiegoś czasu sowy ignorują psy, juz w gonitwy się nie bawią(może dlatego że Miki ma lepszy wzrok niż swój ojciec) ,czasem "na odczepnego" podrzucają im swieżo upolowaną mysz co zawsze wywołuje gonitwę połączona z sztafetą (z myszą zamiast pałeczki )u Wilków.

 

 


Sowy tak sie oswoiły że nawet zazwyczaj niebudzą się jak podchodziłem blisko:

 


http://img532.imageshack.us/img532/2541/obraz2847.jpg

 

 


Pierwszy kontakt z aparatem.

 

 


http://img689.imageshack.us/img689/8792/obraz2876.jpg


Smieszna rzecz: od lampy błyskowej człowiek na zdjęciu ma czerwone oczy a sowy tęczowe

 

 


http://img188.imageshack.us/img188/9253/obraz2860.jpg

 


Kiedyś tak zdenerwowałem Dzeksona tym, że robię mu zdjęcia, że napluł na mnie wyplówką(sowy nie trawią kości, ani sierści i wypluwaja takie kłaczkowate zwitki ).O to zdjecie jest na sekunde przed bombardowaniem mnie:

 

 


http://img188.imageshack.us/img188/4355/fd534fee7750a697.jpg

 


Tu już się uspokoiła

 

 


http://img641.imageshack.us/img641/8750/10d859bf6880fed9.jpg

 

 


W sumie myszy to maja u nas przerąbane: połączone siły Wilczej sfory, Dżeksonów, i Alexa powodują że myszy w domu mam bardzo rzadko.

 

 


CDN

Noxili

Noxilowy marudnik

Fiona miała dziwna fobię : nienawidziła ptaków. Szczerze i dogłębnie. Poczatkowo niezauwazałem bo np gołebie z naszego trawnika przepedzją wszystkie nasze psy . Jednak gdy na nasz ogród wskoczyła kargulowa kura Fiona w kilku skokach ja dopadła i zabiła 1 kłapnieciem paszy. W czasie biegu ani nie szczekała oszczegawczao ani nic .Zadnej też radości tylko objawy zdenerwowania.Biegła by zabić. Niewiem czemu tak nienawidziłaa kur.Truchło porzuciła praktycznie natychmiast. Jak zobaczyła bociana spacerujacego tuz a płotem oparła sie łapami o płót i zadnego szczeku czy ujadania. Bocian ,(najwyraźniej inteligentne ptaszysko) popatrzał na Fionicę , Fiona na boćka a pochwili odwócili sie do siebie pupami i poszli w swoich intereasach w przeciwnych kierunkach.

 


Kargula na szczęście udało sie łatwo przeprosić , kury hoduje na mieso wiec utrata 1 kurczaka niezbyt go poruszyła.

 


Aż mnie dreszcz przenika co by było gdyby zabiła którąś z kur Pawlaka . Pawlak hoduje tylko kilka kur jakiegos tam ulubionego gatunku(zielononóżka- ki diabeł??)

 


Podejzewam że jego kury maja własne imiona. Jak niemógł jednej odnaleść to on i cała rodzina przeczesała okolicę ,wypytał sie sąsiadów czy niema gdzieś tego kuraka. Wypytał (dyskretnie Mnie )czy Kargule nie zabiły jakiejś czarnopiórej kury . Jak sie kura odnalazła u mnie na cisie(najwyraźniej zobaczyła Dżeka i siedziła cicho jak trusia na gałęzi przez ponad 24 h) Pawlak miał do mnie zal przez prawie tydzień.

 


Fiona miała tez dziwna tajemnicę: Mniej wiecej 1/2 roku potym jak pojawiła się u nas zaczeła bardzo dyskretnie wymykać sie na paro kwadransowe wycieczki. Płot tymczasowy juz stał .Najpierw prześlizgiwała sie dołem pod siatką ale po tym gdy to zauwazyłem przymocowałem dół prętowymi hakami i kamieniami zaczełła znajdować inne dziury w ogrodzeniu. Potrafiła wygryść dziure w starej siatce , zrobić podkop , a raz nawet do spólki z Dzekiem wywaliła zbyt płytko wkopany słupek ogrodzeniowy. Zawsze przygotowywała sobie z 3-4 alternatywne drogi ucieczki i powrotu. Kiedyś obserwowałem co robi przez mocną lornetkę ,a potem jeszcze poszłem za jej sladami odbitymi w mokrym śniegu. Zawsze robiłą to samo. Jak myślała ze nikt jej nie obserwuje wymykałą sie cichcem, czasem sama a czasem z Dżekiem.Biegła do lasku ,siadała na takim poteznym wale ziemnym. Prawie zawsze w jednym miejscu . A potem wracała po jakimś czasie .W miejscu gdzie siadała brak było innych swiereżych śladów., był tylko ładny widok na pola, górę i na sąsiednia wioche . ?????????

 

 


Pewnego razu dała dyla z Dżekiem i po godzinie wrócił Dzek sam . Fiony nie było. W 2 tygodnie przeczesałem dokładnie całą okolice , sprawdziłem wszystkie potencjalnie niebezpieczne miejsca. Obszukałem wszystkie okoliczne pobocza,laski Właziłem z lornetką na ambony miśliwskie i sprawdzałem dokładnie całą okolicę. Otapetowałem całą okolice ogłoszeniami (zagubiła sie suka i zdjecie Fiony+ czeka nagroda) i nic: kilka fałszywych zgłoszeń (w tym 1 jamnikowatej kundliczki ) Niewiem co sie z nia stało, Pawlak twierdzi że na pewno ktoś ją ukradł. Lubiała dzieci i była przyjazna a że miała obrożę to ktos łap za obrozę i wywiózł do rodziny. Hmm niewiem. Mam nadzieje ze nic jej się nie stało.

 


Było tym bardziej dziwne ze zostawiła małego szczeniaka Mika.Suki nigdy tego nie robia.

 

 

 


Hm. Mik właśnie poczuł że mi smutno wiec podszedł i sie przytulił, wcześniej spał przy piecu.

 


CDN

 

 


Ps Temat sie rozrósł tak na 3-4 cdn"y

 


PS 2 Wiedziałem że w lecie czekają mnie remont i przeróbki ale teraz już wiem co to bedziei. Los w postaci zamarznietego kosza zdecydował że bedą to kuchnia i rynny.

Noxili

Noxilowy marudnik

My i nasze stado

 


Naszym pierwszym zwierzakiem do nowego domu był Nasz Wilku Dzek.

 


http://img36.imageshack.us/img36/2797/bild0611.jpg


Dostaliśmy go jako prezent tak na zasadzie: Chcecie szczeniaka? To brat naszego psa".Pies znajomych był fajny , kudłaty , przyjazny dla dzieci , uwazny stróż, a co ważniejsze dobrze "integrował sie" nawet z kotami . Wiec czemu nie? Dzeki trafił do nas jako mocno zarobaczony i maleńki szczeniaczek Był tak naprawdę za mały do odłączania od suki ale właściciele psicy wyjeżdzali (z suką) z polski i był wybór: albo uspić albo oddac . Po podniu leku na robale szczeniak zwymiotował makaronem . Makaronem który sie ruszał . Eeeeeee! Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem ,a jak ktos by mi opowiedził to bym nie uwierzył.Jakie to wstrętne pasożyty moga być w takim małym pieseczku. Wszystkie swoje psy odrobaczam systematycznie ,ale nigdy nie powtórzyło sie ponownie coś takiego.

 


Dostaliśmy go bo chcieliśmy mieć psa pilnujacego ogrodu w domu . Wyprowadzka przełożyła się i wilku dorastał z nami w naszym mieszkaniu. Miał wprawdzie budę ale po tym jak go po 2 tygodniu daliśmy na ogród i zobaczyliśmy jak wyglada załośnie w tej jego maleńkiej czerwonej obróżce przy tej wielkiej budzie coś nam zadrżało w sercu i wilczek trafił z powrotem do domu. Szybko nauczył sie czystości (gorzej z chodzeniem po schodach - był tak malutki że przewracał się przy schodzeniu) . Jak ekspresowo szukaliśmy nowego domu (popatrz odcinek pierwszy ) to Dzeki był zmuszony mieszkać u Szfagra. A Śfagier ma kotkę Misię .

 


http://img189.imageshack.us/img189/5775/obraz143c.jpg


Duet ten po całkiem licznych próbach(i to prawie udanych) rozwalenia śfagrowego mieszkania na drobny miał, kotka pokazała kto tutaj rzadzi (ona :) ).I ....zaczeła wychowywać Dżeka jak małego kota . Wilku nauczył sie że doskonałym sposobem spedzania czasu jest wyliwywanie futerka (czasem nawet kociego ), ale najlepszym sposobem na nudę i prozaiczność psiego zywota jest podejść do pana i zmusić go do pieszczot . Długich . Tylko jakoś mruczenie mu słabo wychodzi (jakieś takie bardziej sapanie) No i całkiem jak kot ragdoll omdlewa w w rękach pana (Pani)- zupełnie jak szmaciana lalka sie robi . W ogóle to ma jakś taką skłonność że jak np śpi to wyluzowuje sie całkowicie i nawet gubi jezor co przekomicznie wyglada.

 


http://img193.imageshack.us/img193/4153/bild0256.jpg

 


Nasz piesio jest śmiesznym futrzakiem i ma ogromny udział w tym ze wczasie tego nieprawdopodobnego stresu z Szukaniem Domu Na Czas nie powariowaliśmu albo nie pozabijaliśmy się nawzajem .

 


Tu np. sprawdza jak to być człowiekiem i co jest fajnego w noszeniu tych dziwnych kapci na nogach .

 


http://img130.imageshack.us/img130/9383/obraz318.jpg.

 


Noszenie kapci jakoś mu nie podeszło ale za to strasznie spodobało mu się spanie jak człowiek zna materacyku na łóżku z poduszeczką.

 


http://img192.imageshack.us/img192/431/bild0466.jpg


Teraz jak piszę to tez lezy na pieterku na Jego ławeczce z Materacykiem na czystej narzucie. Na brudnej się absolutnie nie połozy . Za to bedzie przyprowadzał któreś z nas i znacząco kładzie głowę na niewystarczajaco czystej narzucie i znaczaci głośno wzducha. I sie patrzy .

 


Tak w ogóle to swiatowy mistrz w Patrzeniu Na Pana. Wydzieliście może Kota w Butach ze "Szreka" i jego pokazowy numer typu Biedniutki Kotecek? No to Kot W Butach to mały pikuś (Pan Pikuś :) ) przy Dzekowym Małym Sceniacku Spojzysz raz i niema najmniejszych szans - musisz spełnić jego prośbę Zwłaszcza jak spojzysz w te Biedne Oczęta. Jak nie patrzysz nauczony poprzednimi kleskami to dodatkowo kładzie łapke na twojej rece czy udzie i znaczaco naciska pazurami, i przestaje, i taki kilka razy . I wzdycha Smutno . Dodatkowo doskonale wie ze np Noxilince bardziej sie podoba w wersji z typu owczarek niemiecki ze sterczącymi uszmi a mi z klapnietymi jak u golden retrievera wiec w zalezności kogo prosi zmienia geometrie uszu Jak musi o coś prosić nas oboje jednocześnie to siada w odległości, unosi prawą łapkę i strzyże uszami.

 


Rozumie sporo ludzkiej mowy i jest paranormalnie wyczulowy na słowa Spacerek, Ciasteczko I Dzekson(Co to/Kto to jest dzekson opowiem w dalszej cześci ) Nawet najcichsze ich wypowiedzenie powoduje ]natychmiastowe[/b] obudzenie Dzeka i ustawienie go w postawie JA Was Bardzo Proszę.

 

 


Oczywiście czuje się współwłascicielem domu i obserwuje uwaznie otoczenie ...przez okno.

 


http://img193.imageshack.us/img193/7132/crw802901.jpg

 


Prozaiczne patrolowanie posiadłości zrzuca bezczelnie na swojego synka Mika.

 

 


http://img188.imageshack.us/img188/1074/crw546101.jpg

 


http://img96.imageshack.us/img96/5528/crw695501.jpg

 

 

 

 


Drugim (chronologicznie) naszym zwierzakiem (nieliczac dżeksona który mieszkał w Naszej Posiadłości przed nami i to raczej od kilkudziesięciu juz lat.) jest Jego Wysokośc Lord Włamywacz Alex.

 


http://img188.imageshack.us/img188/7683/img2156u.jpg


trafił do nas jako prezent i objaw szczególnej łaski od naczelnego Kargula

 


http://img27.imageshack.us/img27/5285/obraz565w.jpg

 


http://img27.imageshack.us/img27/5454/obraz365.jpg


Tak w ogóle ta rzeczywistość opisana w tej komedii Sami Swoi jest jakoś tak troszke zywa w naszej wiosce . Kargul swoich kociąt byle komu nie daje , z tego co wiem tylko jego własne wnuczęta i najbliżsi sasiedzi dostapiły takowego zaszczytu :) :). Koty Kargulowe sa twardzielami - dachowcami z niesamowitym instynktem łowczym i inteligencja . Mimo totalnej nierasowości sa ładne i są strasznymi pieszcochami. Przez ta łowność swoich kotów Kargul był wielokrotnie indagowany.I zawsze odpowieź była nie.

 


W czasie najgorszej fazy wojny (Kargul - Pawlak) Pawlak przechwycił kotną kotke kargulową liczac na własna kocią janczarię i przetrzymal przez zime w zamknietym pomieszczeniu. Karmił ją smakołykami , smietanka. Jakże boleśnie sie rozczarował gdy kotka przy pierwszej okazji wydostania sie na wolność zwineła kocieta i wruciła do Kargula. Jak opowiadał nam to Pawlak to nie uwierzyłem . ale potwierdził to Kargul .Pawlak musi sie zadowalać kotami z inych źrodeł . Notabene następna (za Pawlakiem) na naszei ulicy właścicielka ma 15 kotów.Te koty dla odmiany Pawlak nie znosi i pędzi je wszelkimi sposobami z ogrodu , Koty oczywiście odwdzieczają sie obsikujac mu altane ogrodowa i krzesła. Do wojny na Pawlakowo -Kargulowej jeszcze wrucimy.

 

 


Sir Alex też zyje na wolności : majac codzienną porcje jedzonka i kilka dziesiąt swietnych schowków w drugim skrzydle chadza własnymi kocimi sciezkami czsem tylko nas odwiedzając(pieszcotki) lub wylegujac się na licznych oknach. okan lubi dlatego ze jest całkowicie zabezpieczony ppzred karesami psiaków które prubuja gościągnąć dna ziemie i wymamlać po uszach i karku.Totalne obslinienie nie jest tym co zbyt lubi Aleks wiec jakoś tak trzyma sie parapetów okien :)

 


http://img694.imageshack.us/img694/3416/crw803801.jpg

 


http://img63.imageshack.us/img63/9018/crw735601.jpg

 

 

 


Nastepnym naszym zwierzakiem była Fiona . Suka owczarka niemieckiego trafiła do nas bo zamówiona wcześniej przez kogoś innego została zwrócona jak juz miała prawie rok.Właściciel (ten pierwszy) nie miał możliwości trzymania kolejnego duzego psa (byłby to 5 owczarek) i ucieszył sie jak przygarneliśmy futrzycę . W ogóle było cos dziwnego w tej psicy.Nie wiem co to było ale chyba ten własciciel pośredni bardzo żle ją traktował . Nie mogłem odzałować że nietrafiła do nas od razu. Fiona była bardzo znerwicowanym pieskiem, dopiero u nas "odzyła" ale wciaż jej pozostało kilka nerwowych tików i jedna fobia. Np gdy w jakikolwiek sposób sie zdenerwowała dygotała i "strzelała" nerwowo zębami jak człowiek któremu jest bardzo zimno. Serce mi sie krajało bo kojarzyło mi sie to z opowieściami mojej babci . Babcia przetrwała obóz (najpierw trafiła do Oswiecimia a potem do obozu pracy w Libercu) ale przez wiele lat po wyzwoleniu jak usłyszała dzwiek jak walenia w blache (tak jak wezwanie na apel w obozie) to dostawała podobnych ataków lękowych. Psica od razu złapała nas za serce a i my chyba jej się podobaliśmy bo np jak przyprowadziłem ja do domu to mimo to ze dom mieliśmy nie ogrodzony od strony pól to psica od razu zadomowiła się i niepróbowała wracać do Pierwszych właścicieli mimo że dość blisko mieszkaja.Dżek też przyją ją serdecznie i odstąpił nawet swoje "awaryjne" legowisko w ganku.

 


Fiona chyba była bita albo głodzona bo jedzenie jadła bardzo szybko i łapczywie a nadmiar natychmiast usiłowała schować zakopujac gdzieś pod krzakami(często z miską). Z tym kopaniem naprawde miała talent bo robiła to bardzo sprawnie. Jak chciała to po 30 muinutach z wykopywanej nory wystawał tylko jej majtający na boki ogon i wylatujace całe strumienie piachu i ziemi.

 


Po jakimś czasie była juz spokojniejsza i radosna.

 


http://img27.imageshack.us/img27/1200/obraz1740.jpg


Uwielbiała sie kąpać w wanience dzieciecej w ogrodzie

 


http://img40.imageshack.us/img40/8913/obraz2232.jpg

 


Pozostały jej tylko dwie dziwne cechy które nie udało mi sie zwalczyć...

 

 


cdn

 


Muszę coś zrobić z koszem rynny bo leje się mi do kuchni

 


Noxili

Noxilowy marudnik

Tak za pamięci mały suplement zdjeciowy którego zabrakło wcześniej:

 


Podejżany o nagrobkowatość kamień:

 

 


http://img709.imageshack.us/img709/1308/img3587s.jpg

 

 


nad tą opisaną kryptą jest resztka epitafium jakiegoś rycerza(widać tarczę i but rycerza)

 


http://img704.imageshack.us/img704/3275/obraz382.jpg

 


W tym parkowym , przypałacowym cmentarzu rosną takie drzewka:

 

 


http://img683.imageshack.us/img683/5532/bild2108.jpg


Sam pałac już jest ruiną.

 


http://img69.imageshack.us/img69/3962/img9238.jpg

 


Da się go pozwiedzać ale szanse na odbudowę sa zerowe.

 

 


http://img268.imageshack.us/img268/4078/bild2647.jpg

 

 


W mojej okolicy jest naprawdę sporo niesamowitych miejsc.

 


http://img32.imageshack.us/img32/5674/img1813kopiakopia.jpg

 


A jedna naprawdę maleńka wioseczka (Lipowa- kilkunasu mieszkańców))

 


ma taką niesamowitą aurę

 


http://img32.imageshack.us/img32/6828/img9154i.jpg

 


http://img683.imageshack.us/img683/6979/img0889fhdr.jpg


że któryś z młodocianych mieszkańców przerobił nieco słupek graniczny :

 


http://img22.imageshack.us/img22/6435/img3261f.jpg

 


Powoli narasta kolejny odcinek . Tym razem będzie o "pieknych okolicznościach przyrody" czyli fauna i flora w naszym ogrodzie i okolicy.

 


Przedstawię blizej futrzaki, napluje na nas sowa , będą klekotki , stado kruków,

 


Przetrwamy najazd obcych

 


http://img704.imageshack.us/img704/3985/allegro081.jpg

 


Będą tez nasze roślinki , drzewka, będziemy sadzić chwasty jako ozdoby. W czasie wycieczki znajdziemy rosnąca na poboczu Cannabis Indicę

 


http://img704.imageshack.us/img704/2797/bild2614.jpg


Na starym murze znajdziemy bliska krewna tropikalnej paproci, po środku trawnika znajdziemy zdziczałą winorośl no i najwazniejsze "poobżeramy sie" ponad miarę

 


http://img268.imageshack.us/img268/2864/crw803401.jpg

 


http://img32.imageshack.us/img32/7622/crw803601.jpg

 


No i użyjemy miotacza płomieni do zniszczenia wrogiej inwazji.

 

 


Postaram sie to napisać trochę wcześniej.

 

 

 


Noxili

Noxilowy marudnik

Nagle zrozumiałem co się tu działo!!!

Ten Cośiek co mnie tak niepokoił to prosty efekt: Przejeżające blisko ciężarówki powodowały dygotanie skały na której jest wzniesiony Nasz Domek Potężna kamienna warstwa potrafi tak jakby "pływać" na "amortyzatorach" z miekkiej warstwy piachu i skruszonych łupków.Dygotanie słabo wyczuwalne przez człowieka powodowało „gibanie” się klilku starych belek z więżby co powodowało ten pierwszy ŁUP .Szybki w starych oknach z wykruszonym kitem okiennym drgały w rytm odjeżdzajacego samochodu dajac to gasnące łup łup łup. Po wyciagnieciu tych kilku felernych szybek efekt łup łup znikł bez śladu. Efekt głośnego , pierwszego Łup przetrwał do pierwszego remontu więżby. Co prawda do dzisiaj czasem coś w w naszym domu od czasu do czasu robi dostojne, powolne ŁUP ale wtedy wystarczy podejść do okna i rzucić okiem na pobliski (4km) kamieniołom w Górce . Zawsze widać w takim przypadku szybko rozpraszajacy się

tuman kurzu powstały po wybuchu.Samego wybuchu wcale nie słychać bo grube ściany całkowicie chłoną dźwiek(ale np. psy to słyszą). Czasami wybuch jest tak silny ze da się go wyczuć nogami.Ta amortyzacja skały jest tak silna, że np. uniemożliwia budowanie nowych podpiwniczonych domów. Jak powiedział zaprzyjaźniony saper „Tuż pod warstwą ziemi jest tu warstwa łupka .Żeby zrobić piwnic trzeba byłoby albo strzelać ładunkami wybuchowymi, albo kuć albo wiercić otwór obok otworu i rozkuwac. Strzelanie ładunkami w takim podłozu spowodowałoby pękanie budynków na wzgórzu , a kucie czy rozkuwanie jest tak drogie że można kilometr dalej (poza skałą)za to postawić 2 domy za samą wykuta dziurę"( a przynajmniej tak było w 2005 roku).

 

Tak wracając do obaw ,że dom jest postawiony na starym cmentarzu:

Jak wkrótce potem dowiedziałem warstwa gleby przy murze kościelnym ma 10 cm grubości więc grzebanie tam samobójców czy czarownic jest nierealne.Po drugiej stronie muru była kościelnego

była podziemna krypta gdzie chowano członków rodu rycerskiego Borsicz. Co ciekawe ten ród był wyjatkowo szcęśliwy w wyprawach wojennych i tylko raz zdarzyło się że Borsicz poległ na polu walki: w czasie bitwy z husytami poległ Benko Borsicz. Inni mimo udziału np. w bitwie pod Grunwaldem czy Legnicą(!) wracali do domu cali i zdrowi . Gdy wymarł ród Borsiczów (ok1600 r) wioska poróciła pod bezpośredni zarząd ostatnich Piastów śląskich W każdym razie po śmierci ostatniego Borsicza już nikogo nie chowano w tym lepszym ,rycerskim narożniku przykościelnego cmentarza.

Jak się dowiedziłem później następcy Borsiczów (Von Sierocinowie,von Zerotin i Skrzebrzyńscy) chowali już swoich zmarłych w zniszczonym dzisiaj starym cmentarzu przy swoim pałacu.

Te dziwne kamienie które wziełem z nagrobki okazały się uszkodzonymi w czasie przenosin fragmentami tablic pamiatkowych z ściany kościelnej.

I tu jest dość niesamowita historia. Otóz w XIX wieku dziedzic pobliskich Żelowic koniecznie chciał mieć własny romantyczny mroczny kościół. Problem polegał na tym że w Żelowicach kościoła żadnego nie było. No ale jak ma się za dużo forsy to można wszystako przeskoczyć. Dziedzic ów w środku lasu kazał wybudować z cegły kościół który koniecznie miał wygladać jak gotycka świątynia.

http://img264.imageshack.us/img264/7199/img9330kopia.jpg" rel="external nofollow">http://img264.imageshack.us/img264/7199/img9330kopia.jpg

 

Niestety budowla była wyjatkowo nieautentyczna , całkowicie bez ducha starości. Co tu z tym zrobić?? Ano proste! Budowlańcy wynajeci przez dziedzica kupowali (legalnie , czasem płacili konieczne łapówki a czasem ordynarnie kradli w nocy) wszystkie niezwykłe nagrobki , stelle pamiątkowe ,czy fragmenty sredniowiecznych kościołów z całej okolicy . I wmurowali "łupy" w ściany podróbki tworząc niezwyką gotycka wizje pseudośredniowiecznej romantycznej budowli.

http://wroclaw.hydral.com.pl/foto/209/209115.jpg" rel="external nofollow">http://wroclaw.hydral.com.pl/foto/209/209115.jpg

 

http://img508.imageshack.us/img508/1244/img2512.jpg" rel="external nofollow">http://img508.imageshack.us/img508/1244/img2512.jpg

W czasie nocnej kradzieży płyt, uszkodzone fragmenty pozostawiono na cmentarzu we wsi .Potem gdy w 1947 r.z pałacu przeniesiono kaplicę katolicką(dziedzice mojej wioski byli katolikami) do kościoła parafialnego(czyli tego po drugiej stronie uliczki i mojego płotu) to ”posprzątano” cmentarz wyrzucąc mniejsze fragmenty pod mur .Potem te kamienie trafiły do naszego ogrodu..

I w sumie byłoby tyle jeżeli chodzi o „paranormalia”- duchy , zjawy i upiory.

Prawie .

Rok później p,ewnego poranka (poprzedniego dnia remontowałem do 1 w nocy) Noxilinka jeszcze spała , ja się zwlekłem na parter, wypuściłem Wilka do ogrodu, bo piszczał że chce wyjść.I powlekłem się do tymczasowej garderoby na pietrze.

Zaspany zaczełem się ubierać gdy nagle poczułem że o nogi z tyłu ociera się jakiś pies .Ubierając się nie odwracając się odruchowo pogłaskałem go. Był to jakiś duży pies z krótka , dość szorstką sierścią( a mój Wilku ma mięciutkie i długe) , Wielkość też się nie zgadzala bo Wiklu to mieszanka owczarka fińskiego z niemieckim i jakiś szczególnie wielki to nie jest . Pies którego dotykałem był z 10-15cm wyższy w kłębie od mojego. Ponieważ byłem zaspany, fakty te dotary do mnie po kilku sekundach .

Obruciłem się powoli (myślałem że pies sasiada wpadł w odwiedziny). Nic! Żadnego zwierzaka.

Obeszłem całe zamieszkane skrzydło domu . Drzwi zamkniete na klucz ,mój futrzak w ogrodzie. Okna zamknięte a psa nigdzie nie było......

 

W opowieściach o duchach i zjawach zawsze się pisze o jakimś nieziemskim chłodzie w pomieszczeniu. ,dreszczu strachu ,duchy pojawiają się w nocy o 12 , dzwonia łańcuchami, czegoś chcą itp.

Tu kurde, był piekny , sierpniowy słoneczny poranek, zadna noc, "Duch" nie zrobił na mnie jakiejś wrażenia istoty astralnej, grobowego chłodu itp. Ot zaprzyjaźniona (niewiem czemu wydaje mi sie że to była pani-pies) duża suka , w dotyku jak zwykły owczarek niemiecki krótkowłosy. Jedyne co było dziwne ze psica promieniowała (ale to na prawadę) bardzo opiekuńczością i przyjaźnią. I była ciepła.

Naprawdę dziwne.

Jestem osobą mocno stąpającą po ziemi ,ale naprawdę niewiem co to mogło być. Tak roboczo sobie tłumaczę przemeczeniem. ale niezbyt w to wierzę.

 

I to by było na tyle jeżeli chodzi o dziwne zdarzenia w naszym domu.

Noxili

Noxilowy marudnik

(Łuup)*łup*łup*łup*łup*-na 100% dźwięk był ze strychu.*

 


Dźwięk wyraźny ,z bliska wydawał się jakiś taki bardziej ostry prawie metaliczny . Kurcze co tu robić. Coś jest na strychu!! I to cos co potrafi walić (sądząc po dźwieku) całkiem ostro i mocno.Na górę wiotą stare ponad stuletnie schody. Zreszta określenie schody no nie do końca określa stromość tej drabino – schodni. Myślałem sobie :ktoś/coś tam siedzi i na tyle czuje się pewnie ze nie boi się mnie . Wystawię łeb z otworu schodni i z marszu ktoś mi przywali . Jeżeli to dzikie /zdziczałe zwierze to j : skoczy mi na łepetynę i będzie jeszcze gorzej. Jako dzieciak zaliczyłem bójke z rozwścieczoną półdzika kotką i wiem jakie to wrazenie jak o nasze kości drapie kieł zwierzecia. Dodatkowo bagaż doświadczeń był bogatszy o wspomnienie co to za wrazenie gdy atakuje cie duze ptaszysko(kogut). O opcji COŚ wolałem nie myśleć z braku pomysłów na pokonanie :))

 

 


Stałem tak pod schodami i miałem dość nieciekawy widok , wszedzie tam po bokach mógł być wróg

 

 


http://img706.imageshack.us/img706/3527/crw853801.jpg


.Hmm. Jak by tu znaleźć sposób na szybki „abordarz górnego pokładu”. Mam ! Wpadłem na genialny jak mi się wydawało wtedy plan Zdjełem roboczą kurtę ,przy schodach lezały jakieś „rozbiórkowe” cegły , wziełem kilka i z tej kurty i cegieł zrobiłem taki „pakiet szturmowy”Jeżeli Coś czai się na górze to widzac taka kurtkę odruchowo zaatakuję ją . A ja będę tuz za tą Fruwającą Przynętą z..... moim młotkiem …. Drugiej szansy COŚiowi nie dam. Pakiet zrobiłem dość ciężki więc musiałem wrzucić go oburącz . Schowałem gaz do kieszeni, młotek najpierw wsadziłem za pas ale pomyślałem że szarpanina z z nim może potrwać za długo wiec chwyciłem go w zęby jak pirat kordelas. No dobra. kilka szybkich oddechów na zapas(co dało komiczny odgłos bo trzymam trzonek w zębach ) i podniosłem paczkę ceglano -kurtkową nad głowę jak koszykarz piłkę pod koszem . Iiiiii rzut!!!

 


Zdarzenia potoczyły się błyskawicznie!Ścieżka dźwiękowa brzmiała mniej więcej tak:

 


Ufffff- ciche stękniecie stłumione młotkiem

 


Szszzzz- Cichy szum czegoś lecącego

 


Trach -głośny trzask czegoś pekającego z drewna

 


Łup -głuche łupniecie czyjegoś ciała

 


Łup i chrup- głośne udzerzenie i pekajace drewno

 


Łożesz ty.. -początkowo stłumione trzonkiem młotka przekleństwo.

 


Bum -urzerzenie młotkiem w ludzkie ciało

 


Bum -młotek trafia w coś twardszego i zwiekszą już siła.

 


chwila zaskoczonej ciszy

 


Cisza zamienia się w furię:

 


Aaaaaaa zatłuke cie ty...

 


Szybkie tąpniecia, trzask łamanego stopnia schodów

 


Znowu zaskoczona cisza mgnienie oka ciszy potem znowu dwa łup łup .

 


Potem Potężne ŁUP.

 


Odgłos padającego ciała a potem znowu Trzask

 


Bardzo głośny.

 

 


Wizualnie wygladłao by to tak:

 


Rzucam pakiet bojowy, ten szybuje jak kometa . Znika na strychu z pola widzenia i z głośnym chrupnieciem wybija dziurę w podłodze.

 

 


http://img96.imageshack.us/img96/6216/crw854001.jpg

 


Niestety nie wziełem poprawki na to że kazdej akcji towarzyszy kontrakcja. Rzucajac oburącz cięzki pakiet siła odrzutu odepchneła mnie z szczebla . Poleciałem na ściane z tyłu , walnełem w nią plecami zsunełem się z szczeba i osunełem się kolanami na przedostatni stopień. Zmurszały stopień pekł więc spadłem jeszcze nizej, kolejny stopień tez pekł ale od spodu oparła sie na betonowej wylewce podestu. Zaklnełem w wyniku czego młotek wypadł mi z zebów i trzasnął mnie w stłuczone kolano- tylko tym razem od góry. Po czym odbił i spadł jeszce niżej do Lochu.

 


Zagrała we mnie furia i spora dawka adrenaliny. Zerwałem się na nogi i skaczac po dwa, trzy stopnie ruszyłem do góry . Niestety po drugim podwójnym/potrójnym kroku przeciażony stopień również raczył peknąć i spadłem o stopień niżej. Na szczęście następny wytrzymał i dzięki temu nie spadłem jak młotek do Lochu. Mając wolne łapy chwyciłem się poreczy i już bez problemu wskoczyłem na strych .

 


http://img705.imageshack.us/img705/2830/crw853701.jpg


Wyladowałem na strychu naładowany adrenaliną tak ze gdyby ktoś był na górze to chyba urwał bym mu rece i zatłukłbym go nimi.

 


Niestety nie patrzałem pod nogi a był tam stary rzemień obkręcony niewiadomo po co jednym końcem o krokwię ). Nałądowany furią dałem kroka po czym zaplątany runełem na starą 100-letnią komodę. Komoda co dość oczywiste stała sę zdecydowanie bardziej przenośna (tzn w kawałkach.)Po chwili zerwałem się tego całego rumowiska i powiodłem przekrwionym spojrzeniem po strychu .Dobrze mieć grube i twarde kości.

 


Iiiii....

 


Nic , spokuj ,cisza , tumany kurzu radośnie wirowały w resztkach dziennego światła . Zamarłem …

 


I dalej nic ..

 


Sektor wokół okien w szczytowej ścianie był dość dobrze oświetlony zaś w dalszej części panowały przysłowiowe egipskie ciemności . Obrzuciłem całość strychu wsciekłym spojżeniem i …

 


dalej nic

 


Hmm latarki nie ma, na szczęście na strychu jest świaqtło tylko że włączane z parteru więc muszę pokonąć felerne schody ponownie . Ostrożnie ogladająć się za siebie schodzę w dól . Idę kawałeczek do wyłacznika . Iii....

 


Znowu (Łuup)*łup*łup*łup*łup*-

 


K#@$#@$

 


$$@#$#@$

 


#$@#$@$#@$#@!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

 


Wyłażę z powrotem na oświetlony strych

 


I nic.......

 


.................

 


..................

 

 


....................????

 

 


Podchodzę do okna w szczytowej ścianie. Oglądam że okienka są tak stare i nigdy nie konserwowane że nadają się tylko do wymiany. Na fragmencie drogi widocznej z okna widać (po oświetleniu światłami ) zblizajacy się jakiś samochód . Po chwili ukazuje się duża (taka trochę tirowata) cieżarówka załadowana tłuczniem bazaltowym z kamieniołomów. Zjeżdza z góry więc rozpędzona podskakuje na starej nawieżchni. Kierowca zredukował obroty silnika by zwolnić przed pobliską krzyżówką i .......

 

 


Nagle gdzieś z plecami (Łuup)

 


ułamek sekundy później tym razem z przodu

 


łup*łup*łup*łup*-zagrzechotały okienka.

 


Cdn

 


Dzisiaj.

Noxili

Noxilowy marudnik

Rano zostaliśmy w z takim trudem ustawionym łóżku .Po przygodach poprzedniego dnia oprócz siniaków zostały nam zakwasy w jakiś bardzo wrednie umieszczonych mieśniach na szyi i karku.To od trzymania i szarpaniny ze słupkami(to wredne 1,8m szerokości )Mieśnie bolały na tyle upierdliwie że nawet podnoszenie szklanki herbaty było bolesne.Stękajac i kwękajac jak para staruszków wypiliśmy tą nieszczęsna herbatkę i wróciliśmy do łózka (ostrożnie of kors ).

Była niedziela więc chwila poobijania „nalezała nam się jak psu buda” . Fajnie było: słoneczko za oknem , cieplutko, my po mniej wiecej po tygodniu kosmicznego stresu i zapie...przu bylismy umordowani niemożebnie .Można było sobie po prostu polezeć i mieć niesamowity luksus "nic nierobienia". Odpaliliśmy sobie jakieś gradełko. . Zmieniała się pogoda (a oboje jesteśmy meteopatami) więc w takiej sytuacji szybko i skutecznie nas uśpiło. Gdy obudzilismy pod wieczór lało jak cebra. Chociarz nie : lało jak diabli . No cóz pada- to niech pada , schodzimy sobie spokojnie do improwizowanej kuchni a tu wita nas wkurzajacy widok: z sufitu leje się woda!!!!

Co jest! Dopiero co byliśmy w sypialni ,tam sucho jak na pustyni a tu powódź????

Co się okazało , poprzedniego dnia przesuwaliśmy i wynosiliśmy graty z skosów między sypialnią a ścianą kolankową i nie zwróciliśmy uwagi na stojace tam dwie plastikowe wanienki . I kawałek blachy zastępujacy kilka brakujacych dachówek w połaci dachu. Jak padał zwykły deszcz wszystko było ok. ,powyżej jednak pewnej siły deszczu woda jakoś dostawała się pod blachę i leciała wzdłuż krokwi a potem zciekała dwiema stróżkami w dół .Tam ktoś podstawił dwie wanienki . Najwyrażniej jakoś to funkcjonowało a my w czasie przeprowadzi zakłociliśmy system „odwadniajacy” . Na szczeście znależliśmu kilka dachówek najwyrazniej przygotowanych do poprawek dachu i po mału, powolutku od środka powywalaliśmy stare popekane dachówki i zapchaliśmy miejsce „nowymi” jako tako naprawiajac tymczasowo dach.Ale to było nastepnego dnia -wtedy musieliśmy podstawić z powrotem wanienki i tyle.

Wtedy właśnie właśnie usłyszłem odgłosy. Za pierwszym razem pomyślałem ze to kroki sąsiada w jego szopie . Jednak za drugim razem zdałem sobie ze dochodza raczej z „nowszej” części Naszego Domu.Co jest ? Brzmiało to tak: najperw coś (ktoś) skacze na starą podłogę(łuup) a potem równym szybkim krokiem łup łup łup łup gdzieś odbiega (odchodzi ) z dużą szybkością . Za trzecim razem wyleciałem przed dom jak szalona kukułka . Co jest? Dom nasz otaczają domy których właściciele maja sprytne i czujne psy -nie da się przejśc albo podejść od pól nie wzbudzając całej burzy psich szczeknieć. Jak wyleciałem ( a za mną futrzak) na dworze panowała cisza dopiero potem zaczeły szczekać psy.Dość szybko (kilkanaście kukułkowań ) sie psiaki przyzwyczaiły do mnie . Ale dziwny odgłos powtarzał się w losowych odstępach.Następnego dnia usłyszałem go będąc na parterze nowszej części . Wyrażnie słyszłem go nad głową. Zamarłem w bezruchu potem doszłem do wniosku ze może COŚ wie że jestem na dole i nie będzie hałasowac dalej jak jestem na dole...

Zatrzasnełem drzwi (a w praktyce zostawiłem miniaturowa szczelinę umozliwiajacę podsłuchiwanie osobie stojacej pod drzwiami) poudawałem że zamykam na kłódke i normalnie wróciłem do domu. Tam szybko zmieniłem buty na tenisówki(gumowa podeszwa = cicha podeszwa) i uzbrojony w cieżki młotek w lewej i gaz łzawiacy w prawej po cichu w kuckach(żeby się niedało mnie zobaczyć z okien w tej części) podkradłem się pod drzwi(jak dowiedziałem się później sąsiad z przeciwka jak mnie zobaczył przez okno co robię to o mało nie udławił się kolacją ze śmiechu).

Powoli podkradłem się pod drzwi , za mną powoli na ugiętych łapach skradał się Wilku (najwyraźniej doszedł do wniosku ze to jakaś nowa zabawa).Zamarłem w bezruchu -nic nie było słuchać . To znaczy nie takie zwykłe nic gdy ktoś stoi za drzwianmi i wstrzymuje oddech. Było słychać zwykłe odgłosy starego domu : gdzieś jakieś cichutkie chrupnięcia ,gdzieś zaplatła sę w jakeś smieci mysz . No kurcze objawy starego budynku w którym nie ma człowieka.. Delikatnie otwarłem wejściowe drzwi. Ustapiły cicho, z lekkim szelestem papierzanych ociepleń.Znowu cisza Wilku doszedł do wniosku ze to nie jest raczej zabawa tylko panu odbiło i znudzony klapnął na futrzatym zadzie . Dalej cisza . Nie zapalałem światła więc poczekałem az oczy zaadaptują sie do ciemności. Wtedy powoli ruszyłem do schodów na strych

Znowu zabrzmiało tym razem gdzieś blisko nad moją głową.

(Łuup) łup łup łup łup -na 100% dźwięk był ze strychu.

 

CDN.

Noxili

Noxilowy marudnik

Powoli zblizał się wieczór. Na szczęście musieliśmy coś tam robić , więc nie było czasu mysleć o banialukach .Zaraz po przeprowadzce jest pełno do roboty jednak jedna potrzeba była pilniejsza od innych . Trzeba było złozyc solidnie, kupione dużo wcześniej łózko. Potęzna i cięzka konstrukcja z giętych i spawanych stalowych prętów i rurek by stać się wygodnym łożem musiała (oprócz podparcia dodatkową podpórką) być dodatkowo wzmocniona przez stelaż zaprojektowany pod zawieszany baldachim. Oczywiście wszystko było cacy do pierwszego złożenia łóżka . Łózko „teoretycznie” mieściło się w nowej sypialni. Teoria teorią ale diabeł tkwi w szczegółach. Sposób montazu wymagał by górna ramkę baldachimu dało się włozyć w 4 słupki podtrzymujace. Słupki mieściły się „na styk”. Niestety okazało się że zeby złozyć potrzebne było podniesienie ramki nad słupki gdzieś o jakieś 10 cm . A u góry było 0,5 cm . Łapy opadają . Klapneliśmy na 4 literach i myślimy . Myślimy i …..jest pomysł .Złozymy ustrojstwo leżące na boku i obrócimy .Po kilku rysach na podłodze,kilku siniakach , groźbach przemocy bezpośredniej tudzież checi utylizacji cholernego żelastwa na smietniku udaje się nam złozyć całość . Przewrócić już nie .Cholera . Klnąc rozkładamy .I znowu siedzimy nad tą łóżkowa kostką rubika.I ...jest pomysł !!Wstajemy robimy i itd........................ klnąc rozkładamy :) ,,,,, i tak z 5 razy …:) wreeeeszcie wpadamy drogą kompilacji najbardziej odlotowych pomysłów na plan operacyjny:

 


Jest tylko jedna szansa na złożenie diabelstwa : trzeba delikatnie odciać (gumówka odpada bo w czasie ciecia sfajczy lakier, poza tym trudno otrzymać równe odciecie rurki) te ozdoby na szczycie słupków . Mam w skrzynce coś co nazywa się krajak do rur . Wprawdzie zaprojektowany do cięcia miekkich rurek ale przy odrobinie dobrej woli i kilku tonach cierpliwości da się wszystko. Już po kilkuset obrotach (ręcznie) mam uciete równiutko rurki. No dobra: składamy górna cześć ustrojstwa na ziemi, wkładamy słupki podtrzymujace i ty takim baldachimem próbujemy złozyć całość i..... Dupa dupa dupa. Musimy częściowo zdemontować słupki od ściany ,połozyć po jednym zdemontowanym słupku przy właściwym miejscu, potem trzymajac zdekompletowany baldach w rozstawionych szeroko łapach (cholera łózka szerokiego na 1,8 m nam się zachciało!! ) umieścić słupki w gniazdach, podnieść te wyjęte elementy, wsunąć w gniazda w baldachimie i.... przekonać się że sufit jest tu niższy o jakieś 1 cm . Na szczęście jest elastyczny bo to podścibitka z trzciny na deskach (kurde jakich słów się człowiek uczy remontujac dom)Podpychamy do góry sufit podsuwamy całe łożko (po złozeniu nie będzie szansy na przesuwanie) I już !!! Po chwili okazuje się że zapomnieliśmy podpórki w środkowej części

 


łożka . Na szczeście nie musimy całości rozkładać tylko dół . No i wygiąć lekko cholerna górę. do kolejnej kolekcji rys na podłodze i dołącza dodatkowo parę rysek na suficie.

 


I wreszcie . Rozkłądamy jeszcze te takie listewki i. można kłaśc dmuchany materac . Zapomniałem powiedzieć: materac (by nie wlec go niewiadomo skad) zdecydowalicmy zamówilć sklepie w pobliskim mieście . W ferworze przygotowań do przeprowadzki zapomnieliśmy zamówić wcześniej. I wyladowaliśmy bez materaca. No cóż tak krawiec kraje jak mu materii …..

 


Mieliśmy taki fajny dmuchany materac z wbudowaną pompka zakupiony na niespodziewana wizytę

 


gości. Materacyk fajny i nawet wygodny -spędziliśmy poprzednią noc na nim ,leżącym na podłodze. Kładziemy naszego „dmuchawca” na deseczkach stelaża i radośnie rzucamy się jednocześnie na niego...... AUUUUUUUUUU. Materac podparty elastycznymi listewkami zadziałał jak jakaś katapulta i radośnie wyrzucił nas jak z procy . Noxilinka wyladowała miekko na pupie a ja przywaliłem łbem w stalowy ozdobny zagłówek .#@#$@4 $@$$@ &^&&^& jego mać.

 


Piekielnie zmeczeni , sponiewierani na ciele i „duszy „ spełzamy na dół” . Herbatka pewnie podniosłaby nasze morale Ale w momencie gdy napuszczam wody do czajnika .braknie pradu. Ki diabeł?? (Te braki pradu zdażają się w wiosce do dziś i wciąż zastanawiam się nad przyczyną ). po ciemku zakręcam wodę ,odkładam czajnik pod ścianę bo nie chcę się potknąć i rozlać (podłogi z desek.). I wołam na Noxilinkę żeby odpaliła swiatełko w komórce . Cisza Nic.Gdzieś słychać psy o sasiadów a le noxilinki już nie .O BOZE !!Na szczęście zanim naprawdę zdołam się przestraszyć docieram do krzesłą gdzie jak się okazało zasneła ze zmeczenia i delikatnie budzę( potykajac się o jej nogę i siadając jej na kolanach ). Wyciagamy wreszcie improwizowana z komóry latarke, po chwili porzucamy poszukiwania normalnej latarki(....no onajest gdzieś tam w skrzyniach.. ) na szczeście przygotowaliśmy kolekcje świec (i przy okazji miernik, neonówkę , śrubokręty itp.) wszystko lezy pod licznikiem.Odpalamy świecznnik(co 3 świece to nie jedna) złazimy powrotem na parter tutaj Noxilinka zauważa że zbliża sie godzina 12 w nocy.

 

 


Noxili : o godzina duchów!

 


N-lika: ...eeee myślisz że będzie nas coś straszyło .

 


Noxi -Niewiem ale jak jakiś duch chce straszyć to niech się ostro pospieszy bo ide spać.....

 

 


(długa przewa w której słychać jak w naszych przemeczonych i obitych łepetynach powolutku obracaja się trybiki)

 

 


N-ka(ziewając ) ::aaaa super poooomysł ideę spać

 


Noxi- eeeeeeeherbata ?

 


N-ka aaaaaaaa e tam nie

 


(niestety urwał mi się film na trochę)

 

 


Nka - ........................................do łóżka spać (tyle do mnie dotarło)

 

 


Wyciagneliśmy potezny śpiwór 2 koce i tym razem cholernie ostrożnie wyladowaliśmy na spaniu.

 


Po chwiili dało się usłyszeć :

 


Zamknełeś drzwi??

 


Tak..... nie ;...nie ide sprawdzić!!!!!

 


Noxililinka: Gdzie Dżek ?

 


Pojedyncza ręka wynurza się spod śpiwora , chaotycznie obmacowywuje podłoge , znajduje kupę futra kończącą się wilgotnym i chłodnym nosem.

 

 


Noxili: Aaa jest .

 

 


Dżek- Umff?

 


Pan- Umff!!

 

 

 

 


Po chwili słychać Noxiliego : jak by nas chciał nas jaki.....

 


(trybiki.......) duch ............chciał postraszyć to niech nas lepiej obudzi.

 


Noxilinka (która już odpłynała do innej krainy ): i niech przyniesie herbatke i ciasteczka. I niech zmieni sukienke bo źle wyglada ...

 


Noxi ??????!?????

 


Na słowo "ciasteczko" włączył się Dzek:

 


( z nadzieja)Ummfff???

 


Noxili : Spa.....

 

 


Trybiki stop

 

 

 


Rano świat nabrał normalnych rozmiarów ,wrócił prąd . Duchów i zjaw jak niebyło tak nie ma . Jeżeli są -to są na tyle miłe i kulturalne ze zadawalają się przyjazna obserwacja. Żadnego chamskiego straszenia . I gites.

 


Za to rano okazało się......

 

 


Zanim przejdę do dalszego marudzenia chce pokazać jak dzisiaj wyglada sypialnia.

 


http://img97.imageshack.us/img97/6681/crw849501l.jpg


Łozko stoi dokładnie tam gdzie ustawiliśmy , nawet był problem z malowaniem sufitu bo troche się zakleszczyło i trzeba było obmalowywać wokól słupki.

 


Ten taki kufer podróżny to tez tutejsza znajdka tylko już odnowiona .

 


Za to rano okazało się ...

 

 


CDN

 

 

 

 

 


Cdn już dzisiaj .

Noxili

Noxilowy marudnik

No dobra wracamy do naszej posiadłości w ten piękny piątkowy poranek( ha !To ze piekny to pamietam a to że piatkowy to sprawdziłem w kalendarzu z windowsa ) Kiedy już wcieliśmy pierwsze śniadanie i rozejrzeliśmy sie choć troszkę po domku i okolicach to poznaliśmy w czasie zwiedzania sympatycznych sasiadów z drugiej ,przeciwnej niz Pawlaki strony czyli Kargulow. Pawlakom i Kargulom poświecę spacjalny odcinek bo takim osobowościom plemiennym i ich "wojnie ojczyżniianej" poświecać parę zdań tylko byłoby grzechem.

 

 


Po krótkim przeglądzie posiadłości rzuciliśmy sie do tego co stać miało sie motywem przewodnim nastepnych miesiecy czyli przenoszenie , wynoszenie i wnoszenie czego tylko sie dało + okazjonalna demolka. Jak pamietacie kolekcje paskudnych materacy i dywan z sypialni pozbyliśym sie w nocy wyrzucjac przez je okno na krzew purpurowych róż (na szczęście przeżył nalot i bombardowanie dywanowe ) . Zdecydowaliśmy sie pozostawić dwie szafki nocne okleinowane czeczotką i dwa stare ale cholernie solidne zydeliki - taborety.Cały dom był jak juz pisałem cholernie zawalony ale o ile w cześci tej drugiej były to głównie smieci to w tej mieszkalnej były... to jak by to nazwać?Dziwne dziwności Czego tam niebyło :

 


http://img705.imageshack.us/img705/262/crw845201.jpg , stara maszyne do szycia , fragmenty kolekcji broni białej. Stara biała szafa stałą sobie zasłonieta innymi meblami. Zamknietą chyba jeszcze w ...niewiem kiedy. Kiedy ja odkopaliśmy z Noxilinka z imych pakameli okazało że szafa jest zamknieta .Klucza oczywiście niet.Tam gdzie stała było cholernie mało miejsca na manipulacje wiec ponieważ była dość mało cieżka (czytaj bez rozpierniczania na kawałki byliśmy w stanie z Noxilinka znieść ją po schodach) postanowiliśmy obejzeć ja na dworze przy dobrym oswietleniu.Zaczeliśmy ją taszczyć zartujac co może być w srodku (jak to co: wysuszony na wiór trup :) ) i nagle zaczeliśmy sie tak śmiać jak podchmielone gazem rozweselajacym wiewióry i ... Jak nam ta szafa nie wypadnie z łapek ,a potem jak nie zrobi brrrrum po schodach, i jak nie walnie w ścianę !!!Odbiła kawałek tynku , drzwi zgodnie z regułami gatunku otwarły sie z hukiem i pierdykły na podłogę . Po wyminięciu zawalidrogi zobaczyliśmy zawartość szafy : szydła ,szpulki dratwy , rolki grubej skóry(chyba na zelówki ) arkusze safianu , chyba prawidła do robienia butów, bardzo zardzewiały klucz niewiadomo od czego (chyba był włozony zardzewiały bo inne rzeczy były w doskonałym stanie) i tajemniczy porcelanowy guzik (sztuk słownie 1). Szafa przetrwała dzielnie upadek tylko wykruszyło sie miejsce przy zamku.

 


http://img51.imageshack.us/img51/4754/crw845601.jpg. Tuż obok była wielka waliza z fibry (chyba tak nazywa sie utwardzony karton) Nieuzywana z kompletem kluczy i zamknietm rachunkiem po niemiecku.Obok podniszczony kufer podrózny , trochę taki jak z bajek Andersena.Z belek na głowy spadałay nam pajaki(eeuee!) , skorupki po sowich jajkach , skamieniałe kupki nietoperków, ze szczeliny wpodłodze wyciągłem stary ,potężny (z 20 cm)kuty gwóżdż, otwarty scyzoryk z ostrzem z szlifowanym na prawie igłę(auu! dobrze że jestem zaszczepiony na teżec), kolekcję gazet z poczatku sześcdziesiatych lat,stare łyżki . Na koniec tego pobieznego wywalania dotarliśmy do kilku starych druków i ....Tej taki tabliczki z krzyża nagrobnego byłego męża Babci Esme(zmarł w 1984r). Tym razem zrobiło nam sie nam troche dziwnie. Znacie te filmy z powtarzajacym sie ciągle scenariuszem : młoda para wprowadza sie do kupionego po dziwnie okazyjnej cenie pieknego domu . Dom piekny ale okazuje się że ma mroczna tajemnicę....

 


A! bym zapomniał !Wcześniej spacerujac po ogrodzie wśród innych kamienini w maliniaku zobaczyłem cos co przerazająco przypominało stare połamane nagrobki .....

 


Zrobiło mi sie troche dziwnie -oczywiście nie pokazałem znaleziska Noxilince ., ale swoje myślałem. K@#@$#@$ mać! Tam za płotem jest stary średniowieczny cmentarz , . O naszej wiosce Lamparska w swojej ksiązce Niezwykłe miejsca wokól Wrocławia tajemnice , skarby,pałace pisała: " mieszkańcy wsi opowiadają że niemiecki czołg........., zaś miedzy drzewami przemykaja sie duchy setek ofiar wielkiej zarazy z 1634 roku." O k....między jakimi drzewami ? Przecierz sa tu tylko dwa parki: 1 dworski (a tam cmentarza niebyło ) i nasz....Czyli między naszymi drzewami!!!! Co z tego że cmentarz przykościelny był po drugiej stronie drogi i za murem obronnym!! Pod murem to samobójców chowano i czarowników...O k螑!# cis był w srdniowieczu sadzony na starych cmentarzach! O matko cośmy kupili!!! Dodatkowo przypomnieliśmy sobie dziwna reakcje tubylczychh babć ." EEE pewnie straszyć was nie bedzie! prawda???"

 


Powoli zblizał sę wieczór.

 


CDN

 


A w przyszłym odcinku o tajemniczych skłonnościach dziedzica sprzed stu lat. Dudniacych głosach i braku światła o 12 w nocy .

 


Dobranoc ludzie

Noxili

Noxilowy marudnik

A po Pierwszym Śniadniu W Naszym DOMKU ignorując te kilka skrzynek z które wciąż kwitły na miejscu zwanym wtedy na wyrost trawnikiem idziemy zwiedzać nasza posiadłość. Zwiedzać poraz pierwszy jak Prawowici Właściciele Posesji. Oczywiście wcześnie też oglądaliśmy Nasz Domek wcześniej ale po raz pierwszy mogliśmy podeprzeć łapki w tali i pomyśleć Nasz jest ten kawałek świata .

 


Trochę opowiem o naszym domku. Ten nasz kawałek swiata składa się z długiego i dość wąskiego domu zrośniętego z stodołą oraz starej zabudowy złozonej z z garażu ,przyległej wozowni i osobnego budyneczku zwanego drewutnią . No i starej poniemieckiej jeszcze sławojki . Zewnętrznie jak na fotkach pokazywałem wygladało to dość nieciekawie.Szczególnie stojąc przy ulicy wydawało sie że domek może się rozpaść. Jest to spowodowane nietypowym zjawiskiem . Ukształtowanie terenu wokół wioski powoduję że wiatr wieje zazwyczaj z jednego kierunku- od strony ulicy. Padający ukośnie deszcz rozpędzony dość silnym wiatrem atakuje stale jedną strone elewacji powodując wzrost glonów i ogólny wizerunek strasznej ruderki.

 


Rzućmy okiem z góry :

 


http://img52.imageshack.us/img52/5300/mapaz.jpgJak widać z jednej strony mamy centrum wioseczki połozonej wokół murów kościoła

 


a z drugiej strony totalne pustkowie. Sam domek połozony jest na zboczu wzgórza na szczycie którego jest XIII wieczny kościół.Wzgórze jest tak naprawdę wielką skałą zawieszona dośc elstycznie na miększym piaskowym łupkowym podłozu . Skała jest okryta dość cienką warstwą ziemi . Ta cienkośc podłoza stanowi z jednej strony olbrzymi plus bo dom jest suchy jak pieprz bez zadnych wód gruntowych ,z zdrugiej strony powoduje stan nieustannej pustyni na trawniku . Miescami blisko ulicy gleba ma 10-15 cm grubości.Żadna trawa jakoś nieprzezyła przy lekkich nawet upałach dodatkowo tratowana przez nasze wilki.Jak skała wyglada mozna zobaczyć wewnatrz bardzo starej starej kilkukrotnie modernizowanej studni. Co ciekawe studnia stanowi przedmiot zazdrości co starszych tubylców. Pamietają oni czasy jeszcze "przedwodociagowe" i mówia wszystcy że woda z tej studni jest inna niż inne wody w okolicy . W pamieci niektórych babć i dziadków nabrała prawie cudownych właściwości. :) Faktem jest że naczelny Pawlak opowiedził mi kiedyś ze gdy jego syn bardzo chorował w dzieciństwie to dostał lek (zachodni jak to sie wtedy mówiło ) i trzeba było go rozpuszczać bardzo miekkiej wodzie , najlepiej destylowanej . W innych wodach sie ścinał , a w tej z naszej studni nie.

 


Sama studnia jest stara w całości recznie wykuta.

 


Nasz domek zaczynał swa karierę jako dom dla nauczycieli w protestanckiej przyparafialnej szkole.Ze szkoły prowadziła tu nawet specjalna brama ze schodami- dzisiaj zamurowana przez ojca naczelnego Pawlaka.Sam Pawlak mieszka w jak mozna sie domyślić w starej plebanii zaś dawna szkółka jest jego budynkiem gospodarczym Budynki szkółki stanowiace sasiednia zabudowę mimo takiego jakby zaniedbania wciąż sa bardzo malownicze

 

 


http://img204.imageshack.us/img204/4150/obraz346.jpg

 


Nasz domek stał po srodku dość ładnego małego parku. Zbyt duzo z parku juz niezostało np ze starych kilkudziesiecioletnich lip ostała sie tylko 1 przy stodole- pozostałe poprzewracał z korzeniami (mało ziemi) silny wiatr .

 


W sumie staliśmy sie właścicielelami kilku duzych jesionów, robinii akacjowej,klona (jakaś ozdobna chyba odmiana), 100letniej lipy i .... no właśnie .

 


Ozdobą naszego parczku jest stary , bardzo stary cis. Wstyd sie przyznać ale przy pobieznym ogladniu działki wziełem go za jodłe dopiero przy ogledzina 1-szego dnia na własnych włościach kapnełem sie co to za okaz . Zreszta ten nasz cis to jest pani bo ma nasiona(cisy pospolite sa dwupienne czyli sa egzemplarze i meskie i żeńskie) . Niesamowitą rzecza jest jego wiek .Otóż cisy po poczatkowym szybkim wzroście rosna bardzo ale to naprawdę baardzooo poowwoollii. Nasza cisusia wygląda tak :

 

 


http://img63.imageshack.us/img63/5641/21254904.jpg


a dla porwnania tak wyglada 700-letni egzemplarz z Piechowic (rosnacy w bardzo dobrych warunkach ,dobrze osłoniety od wiatru)

 


http://wikimapia.org/p/00/00/04/00/44_big.jpg

 


Nasz domek od strony pol wygladał wtedy tak :

 


http://img204.imageshack.us/img204/844/obraz123t.jpg


Ta właśnie najbliższa aparatu część zaczeliśmy zamieszkaliśmy i mieszkamy remontujac do dzis.

 


Wiekszość wnetrz była strasznie zawalona róznymi , w wiekszości dość łatwopalnymi śmieciami.

 


Te najmniej zawalone (czytaj dało sie wejść )części wygladały mniej wiecej tak:

 


http://img46.imageshack.us/img46/143/bild1754.jpg

 


http://img52.imageshack.us/img52/9515/img0610kopia.jpg

 

 

 


O dziwo miejscami miało to nawet swój urok

 

 


http://img204.imageshack.us/img204/6002/img0628kopiafhdr.jpg

 


http://img52.imageshack.us/img52/8526/img3350fhdrfiltered.jpg

 


http://img96.imageshack.us/img96/9624/100208242kopia.jpg

 


Domek nasz po byciu słuzbówka dla nauczycieli został wykupiony przez rodzine najlepszych w okolicy kowali (mieli w mojej wsi kuźnię od 1847r) . Któryś z nich dobudował skrzydło od ulicy i pomiedzy starym i nowym łącznik- warsztat. Pod nowym budynkiem wykuto w skale piwniczke a pod łącznikiem podreczna dodatkową studnię. Wreszcie w 1928 roku remontowano całość dajac nowa wieżbe, podwyższjac najstarsza część i dokonano dodatkowych zmian w konstrukcji.Ten "ostatni kowal na tym domku" pozostawił ozdobna furtke i bramę od ulicy(notabene robił takie bramy i ogrodzenia dla wiekszości okoliczych gospodarstw, budynków publicznych(np wioskowa Poczta) i kościołów .

 

 


http://img94.imageshack.us/img94/7349/2810n220076.jpg

 


http://img192.imageshack.us/img192/9391/2810n2200726kopia2.jpg


Dwa lata temu miałem wizytę rodziny (wnuczków) tego kowala . Rodzina po wysiedleniu w 1947 rozpierzchła sie po świecie i z okazji zjazdu rodzinnego zaplanowali zobaczyć "byłe stare smiecie". Wiekszość rodziny trafiła do Kanady

 


i tylko 1 z 4 trafiła do Australlii.

 


Przy okazji wyjasniła sie tajemnica odciśnietego w świerzym lakierze śladu dziecka w sypialni. Otóż po wojnie przy scianie sypialni stała wielka szafa . Była tak ciezka, ze nikomu nie chciało sie jej przestawiać przy malowaniu desrek podłogowych . Gdy kupiliśmy dom, starą szafę zabrali Pawlacy i odsłonił sie niemalowany odcinek podłogi (sciany zersztą też ).

 


Na podłodze w starej olejnej farbie był odciśnięty odcisk małej dziecięcej stópki. Jak sie okazało to Ta właśnie Australijka (dzisiaj babcia) ją odcisneła . Jak opowiadała: jako 6 latka chciała oznakować pokoik , więc zaczaiła sie aż do wieczora i zrobiła kilka odcisków .Dziadek gdy rankiem odkrył co zmalowała ukochana wnusia juz niechciał tego jednego zamalowywać i tak juz zostało.

 


Żałuje że nie zostawiłem na pamietkę tego odcisku. Moze spróbuję zmyć nowa farbę(zamalowaliśmy zanim zjawiła sie Australijska Babcia) przy następnym remoncie

 


Tak wygladała po przeprowadzce nasza sypialnia jeszcze nie pomalowana(wymienione na nowe okno) W tym takim ciemnym prostokacie widocznym za szafka była odcisnieta stópka.

 


http://img96.imageshack.us/img96/7171/bild0916.jpg

 


CDN

Noxili

Noxilowy marudnik

Z powoduprzed światecznej kołomyi nici z następnego, dzisiejszego odcinka sagi o przeprowadzce. Ale za to troszke fotek .

 

A więc: jak dotarliśmy po raz pierwszy do przyszłego Naszego Domku to

Nasz Kochana Ruinka wygladała tak:

 

Widać nawet pękniętą szybkę (ta która wyleciała pierwszej nocy) w oknie od sypialni.

http://img199.imageshack.us/img199/8586/bild0549.jpg" rel="external nofollow">http://img199.imageshack.us/img199/8586/bild0549.jpg

 

http://img38.imageshack.us/img38/3750/bild0550r.jpg" rel="external nofollow">http://img38.imageshack.us/img38/3750/bild0550r.jpg

 

http://img683.imageshack.us/img683/2888/obraz084.jpg" rel="external nofollow">http://img683.imageshack.us/img683/2888/obraz084.jpg

 

http://img38.imageshack.us/img38/9653/bild0789.jpg" rel="external nofollow">http://img38.imageshack.us/img38/9653/bild0789.jpg

 

A tak nasze podwórko wygladało 3 miesiace póżniej po sprzątnięciu i natryskowym bieleniu wapnem.

 

http://img38.imageshack.us/img38/69/bild1026.jpg" rel="external nofollow">http://img38.imageshack.us/img38/69/bild1026.jpg

 

Tak wygladała nasza kuchnia w wersji alfa pre release 001 . Ten wiekszy stół służył nam w czasie pierwszego śniadania w ogrodzie. Sciana jest odkuta po Wielkim Zacieku . Zegar na ścianie jest stary ,"tutejszy" wsadziłem tylko nowoczesne kwarcowe bebechy. Niestety nie jest to najstarsza wersja kuchni -tu już sa nowe okna , i doprowadzona woda wiec to tak mniej wiecej miesiac po przeprowadzce.

http://img38.imageshack.us/img38/7765/bild0906.jpg" rel="external nofollow">http://img38.imageshack.us/img38/7765/bild0906.jpg

 

A tak wygladał nasz salonik miesiąc po przeprowadzce.

 

http://img43.imageshack.us/img43/1166/bild0914.jpg" rel="external nofollow">http://img43.imageshack.us/img43/1166/bild0914.jpg

 

Neta wciąż nie ma ,telefonu tez. Noxilinka skrobie kolejne pismo do kolejnych urzedów.To wielkie, płaskie pudło przy ścianie to nasze drzwi wejsciowe.Właśnie przywlekliśmy je na dachu Chrumpelka z Wrocka.Do osadzenia tych drzwi wejściowe drzwi były niskie (180 cm) ,stare i miały potężny , stuletni zamek który mozna było otworzyć spinaczem.

 

Za bezpieczeństwo naszych bambetli odpowiadał Wilku czyli Dzek . Tu na fotce w wersji " panienka z okienka".Kiedyś wracamy a tu futrzak na podwórku . Ktoś próbowal najwyraźniej "pozwiedzać" nasze obejście więc futrzak zeskoczył na dach ganku i potem na ziemie i popedził intruza.

Dobrze żefutrzak sobie łapek nie połamał w czasie skoku z 2,5 metra.

 

http://img94.imageshack.us/img94/7164/obraz174s.jpg" rel="external nofollow">http://img94.imageshack.us/img94/7164/obraz174s.jpg

 

http://img109.imageshack.us/img109/5407/obraz176r.jpg" rel="external nofollow">http://img109.imageshack.us/img109/5407/obraz176r.jpg

 

Z nerwów pomyliłem trasę i złomowóz za pierwszym razem przebijał sie tym wąskim przesmykiem

 

http://img38.imageshack.us/img38/9408/bild0554.jpg" rel="external nofollow">http://img38.imageshack.us/img38/9408/bild0554.jpg

Noxili

Noxilowy marudnik

Przeprowadzka

 

 

 


Jak pisałem w poprzednich odcinkach w na poczatku sierpnia miałem podpisaną umowę kupna Naszego Domku . Oczywiście dzięki idiotycznemu polskiemu prawu mimo podpisania umowy kupna w pełni właścicielem nieruchomości zostałem dopiero gdy Agencja rolna jakaś tam łaskawie potwierdziła że nie ma ochoty na nasz domek . No normalnie k.... prawo pierwszej nocy.

 


Ponieważ już w czasach studenckich zaliczylismy kilka przeprowadzek z doświadczenia wiedzieliśmy że przecietna przeprowadzka potrafi dostarczyć przeprowadzajacym się (czytaj ofiarom) takich wrazeń których trudno z czymkolwiek porównywać. No chyba że porównujemy z innymi atrakcjami dostarczanymi czasem przez świat: najazdem Hunów czy ciężkim bombardowaniem.

 


Postanowiliśmy być sprytni i przywitać wroga (czyli przeprowadzkę) zwarci i gotowi.

 


Przygotowania do kampanii przeprowadzkowej rozpoczeliśmy od starannego pakowania naszych bambetli. Nie daliśmy się ponieść wrodzonej leniwości i optymizmowi i zaczeliśmy regularne przygotowania do cięzkich walk .Poczatkowe plany zapakowania wszystkiego jak leci do kartonowych pudeł po zastanowieniu się legły w gruzach . Tzn w gruzy zamieniły by sie rzeczy zapakowane w kartony gdy nawalić na nie kolejne obciażone kartony -przy 6 pudłach nawet świetne grube pudła robią puf i skadają sie jak harmoszka.

 


Po kolejnych projektach ( np. kupić deski i zrobić skrzynie takie jak na filmach na przemycaną broń ) które całkiem oczekiwalnie okazywały się strasznie drogie (jak na opakowania) udało się nam trafić w 10siątkę .W cenie łamanego plastiku kupiliśmy gigantyczna ilość skrzynek z twardego pvc (chyba , w kazdym razie tego czegoś z czego np. są robione skrzynki na piwo). Zapakowaliśmy książki w paczki i opisaliśmy kazdą pie....ej skrzynkę paczkię i paczuszkę . Opis zawierał co tam jest ( w przypadku rzeczy chm troche cenniejszych (np. sprzęt audio ) tajne kody . W pewnym momencie zaczeło to wygladać naprawdę imponujaco . Skrzynki i paczki pietrzyły się prawie po sufit w połowce naszego 30m2 salonu. W życiu nie sadziłem że w 75m mieszkaniu można upchać tyle bambetli . Oczywiście nie liczę bambetli zgromadzonych w piwnicach , działce czy na korytarzu . Gigantyczna ilość ;.

 


Straszne ..

 


W momencie gdy dowiedzieliśm y się ze nie mamy się gdzie przeprowadzać byliśmy spakowani gdzieś tak na 80-90 %. Sterta bambetli w najwiekszym salonie wcześniej nas cieszyła (tak na zasadzie: jeszcze trochę pakowania i wy...lamy stąd) to teraz pogłebiała tylko przygnębienie.

 


Za to jak tylko podpisaliśmy umowę właściwą( po decyzji Agencji Rolno Jakieś tam) zdecydowaliśmy z Noxilinka ze skoro mamy trochę czasu i klucze do domku to po notariuszu zamiast wracać do L. (gdzie wczeiniej mieszkaliśmy) to skoczymy na szybciora do Makro i zdobedziemy troszkę prowiantu na przetrwanie poczatkowego okresu oblezenia przez wrogie siły.

 


Zapasy po dojechaniu na miejsce upchaliśmy w Naszym Własnym Prywatnym Loszku Czemu loszku ?

 


Proste piwniczka wykuta w skale zapewnia dość stałą tem latem tak z 8 st C a lodówki tam niebyło .No i dodatkowo sprawa dość oczywista: domek posiadał mocno symboliczne zabezpieczenia przed kradzieżami . Drzwi do starszej części miały stary zamek i zawiasy z których można było wyjać dowolnym zelazem pałęczacym się po podwórku . Do nowszej części włamanie było by jeszcze łatwiejsze: jedynym zabezpieczeniem był skobelek wciśniety w drewniana framugę i potężna kłódka.

 


Proszę wczuć się w nasza sytuację: przeprowadzaliśmy się w totalna niewiadomą. Wioseczka mogła okazać się bardzo bezpieczna ale również zasiedlona psychopatami i maniakalnymi alkoholikami :).Każda przeprowadzka na taki dystans( 100 km) i do miejscowości której dobrze nie zna się przypomina skok "na główke" do nie zbadanej ciemej wody. Może się okazać czysto i głęboko albo mozemy skończyć ze złamanym kręgosłupem. W naszym przypadku "kałuza do której skoczyliśmy" okazała się leśnym oczkiem wodnym z głeboką kryształowa wodą, ale równie dobrze mogło się okazać bardzo nieciekawym miejscem.

 


Z wyzej wymienionych przyczyn zdecydowaliśmy się zamiast jeździć z wozami przeprowadzkowymi przez kilka dni ( i zostawiać niezabezpieczone graty na dłuższy czas bez opieki) zrobić jeden "najdłuższy dzień". Zamówiliśmy transport z 2 tygodnie wcześniej .W firmie oczywiście powiedziano: Nie ma problemu będziemy nawet troche wcześniej, Mają państwo zaklepany na ten dzień samochód przeprowadzkowy z kierowcą Zostawiłem nr telefonu komórkowego do siebie . Dwa dni przed przeprowadzka potwierdziłem w transportfirmie że wszystko gra i jest cacy.

 

 


Najdłuzszy dzień


 


Najdłuzszy dzień miał się zaczac o 6 rano ale ja juz spać nie mogłem o 4.00 O 6 dotarła cała ekipa wynoszaca.wzmocniona dodatkowo moim Szfagrem. Super!

 


O 630 miał być podstawiony wóz meblowy.

 


6 30 nic

 


645 nic

 


700 nic Więc za telefon i do firmy przeprowadzkowej "Nikto nie ma doma " tylko włacza się automatyczna sekretarka

 


O 810 pojawiła się panienka w firmie i na moje pytanie gdzie samochód zdziwiła się ze nikt mnie nie poinformował ze "samochód się zepsuł " COOOOOOOOOO!

 


Wczoraj się zepsuł

 


Ożesz ty .@!##%!#@%#@% %@#%@#% @#%% #%@#% %%%%#

 

 


Co tu robić co tu robić.....

 


..........

 

 


..

 


Czasu nie mam -następnego dnia przyłazi już ekipa remontowa od Nowego Właściciela. Odwołać się za bardzo nie da bo Nowy Właściciel właśnie jedzie do Polski z Niemiec i ma zamiar przypilnować ekipę (też chyba jadaca z Niemiec ) . O żeż ty !

 


Firma która przeprowadzała nas poprzednio ma tylko małe samochody , przy takiej pojemności wyszłyby z 3- 4 kursy a tu czasu brak.

 


Z resztą w "ferworze walki" nie mozemy znaleźć telefonu kontaktowego do firmy .Internetu nie ma bo 3 tyg wczesniej telefon i neostradę zlikwidowałem.

 


Co tu robić ?co tu robić? co tu robić? co tu robić ?coturobićcoturobićcoturobić .MAM POMYSŁ

 

 


Mam dobrego kumpla Rafcia . Łączy nas pasja do starych samochodów. Ja zbieram fotki starych aut a Rafał ma. ..

 


No właśnie!! Rafał ma najwiekszy w okolicy skup złomu a w potężnym baraku trzyma stare Warszawy , 2 Pobiedy ,Opla i coś tam jeszcze. Rafcio wyszukuje te pojazdy i zwozi je takim mercem z całej Polski Mercedes oprócz przewozu zabawek do kolekcji ma prozaiczne zadanie: słuzy zazwyczaj do przewozu złomu do skupu. Uzbrojony w wzmocnioną podłogę i burty i krytą brezentem budę byłby idealnym pojazdem do przeprowadzki gdyby nie .....

 


No włąśnie :cały jest okejony napisami dokładnie informujacymi ze to co wiezie na pace jest złomem :))Skup złomu najlepsze ceny.

 


No trudno, siła wyższa – będę się przeprowadzał złomowozem :​))

 

 


Wpadamy do firmy Rafała. Kurcze! Rafcio jest tylko Merca nie widać .Na szczęście okazało się że złombus właśnie wiezie skadś tam porcję żelastwa i już za dwie godziny mogą go postawić pod moje ex mieszkanie. Ostarecznie merc stoi pod domem o trochę wcześniej (1130) i tu znowu zonk bo kierowca(też mój znajomy) od złombusa najpóźniej o 16 30 musi wracać. Więc na zapakowanie ,kurs do Naszego Domku (100 km w jedną stronę) i rozładowanie zostaje 5 godzin .

 


Powinno się udac.Drugi transport będzie pilotował sam Rafcio.

 


Korzystajac z tego że ekipa od rana jest już na stanowisku graty do pierwszej fali przeprowadzki zostały już wyniesione. Jest ładna pogoda (aż za ładna - ostatnie sierpniowe upały ) więc graty mogą bezpiecznie stać na dworze . Dzięki ekipie szybko wpierdzielamy pierwszy sort na pakę . Na pierwszy ładunek wchodzą duze i ciezkie sprzety, ale szybkie w ładowaniu . Drugi sort będzie gorszy: małe, ale dość ciezkie paczki i paczuszki które trzeba znieść po kręconych schodach . Ostatecznie zwijam Śfagra i w trójkę z kierowca ruszmy ku Ziemi Obiecanej.Reszta ekipy pod wodzą Noxilinki wynosi mozolnie upierdliwa drobnicę na dół na podwórze. Teraz gwoli wyjaśnienia: najkrótsza droga z naszej mieściny ,zwanej Strasznym Zadupiem do Naszego Domku to straszna Droga Tysiąca Dziur . Bez problemu przejedzie się nią osobowym samochodem (i to tez nie do końca prawda, bo na niej zgineło sporo ludzi w wypadkach) ale pchanie się na nią samochodem obciązonym dość delikatym bagażem jest głupotą. Pojedziemy oczywiście dłuzszą trasa. Tylko jeden szczegół: z nerwów zapomniałem jak tam dojechać od strony tej dłuższej trasy . Gdzieś tam był zjazd , potem drugi i platanina polnych dróżek- mozliwość łatwego zabładzenia. Nadrzucimy łącznie tym razem z 25 km wjeżdzając do Naszej Wioseczki z dokładnie przeciwnej strony (od Wrocławia) .No wreszcie docieramy.

 


Po raz pierwszy otwieramy potężna, ozdobna , zardzewiałą bramę (okazuje się że jeden ze słupków z zawiasami przerdzewiał i trzeba jednio skrzydło unosić w powietrze by móc otworzyć bramę).I Samochód ledwo ledwo przeciska się we wąskiej drodze.

 


Potężnym jak od zamkowej furty kluczem otwieram równie potężną kłódę na mocno rachirycznum skoblu . Otwieram bramę do chlewika i zrzucamy szybko pierwszy ładunek.

 


Zostawiamy zabezpieczone symbolicznie nasze rzeczy.

 


I Jedziemy po drugi ,ostatni już ładunek

 

 


W Zadupiu jesteśmy tuz po czwartej . Ładujemy do pełna złombusa , nasza osobówka zwana Chrumpelkiem już przypomina ogród na kółkach (roślinki doniczkowe).Żegnamy się z sąsiadami, rozdajemy część pozostałych rzeczy , część wrzucamy do zamówionego wcześniej kontenera na śmieci(miał być podstawiony 3 dni wcześniej , a podstwiono go gdy byłem z ekipą w Naszym Domku- wrrrr niech żyja służby komunalne z Zadupia) Ostatni rzut oka na swoje byłe włości i odajemy klucz sąsiadce (tak się umówiliśmy z Nowym Właścicielem) Tym lubianym sasiadom dajemy praliny. I w drogę -wiemy ze wracać Tu będziemy tylko jak będziemy musieli.

 

 

 


Po drodze Nasz Chrumpelek zdecydował się że to jest najlepsza chwila by się zepsuć . Vw Polo mimo gróżb (oddam cie Rafałowi na przetop ) próźb nie chce zapalić . Dopiero po licznych próbach zapala "na pych" (silnik -Ja i Sfagier) , okazuje sie że gaźnik się jakoś rozregulował i jak silnik zejdzie ponizej 2,5 tys obrotów to gaśnie . No jedziemy do Naszego Domku: silnik Chrumpelka wyje w korku przed swiatłami na wysokich obrotach, a za nami złombus. Chrumpelek wygląda jak szklarnia na kółkach , a na tylnim siedzeniu siedzi zdenerwowany hałasem nasz Wilku na kolanach Noxilinki , Biedny owczarek przezywa strasznie przeprowadzkę , próbuje oszczekiwać wszystko wokół , potem znudzony(albo zestresowany) wystawia pysk przez okno i ZIEJE.

 


Jak przeprowadzać się to z klasa i rozmachem ,a co!!!

 


Wreszcie docieramy do Ziemi Obiecanej już po 8 wieczór .By móc nosić paczki z podwórka zapalamy reflektory (wyładowaliśmy akku a ładowarę udało się znaleźć dopiero po … tygodniu. ) Po przeprowadzce okazało się że to niepotrzebne bo dokładnie w tym miejscu jest oswietlenie tylko wyłączik był w dziwnym miejscu) Ostatecznie upychamy resztę sprzętu , wnosimy z trudem duże (200x180) stalowe ,cięzkie jak diabli łózko schodami do sypialni, kuchenke z butlami do pomieszcenia kuchennego , stół do przyszłego salonu jest 22 jest ciemno, jesteśmy strasznie zmeczeni. Śfagier z Rafałem wracją do Zadupia

 


Trochę z Noxilinka walczymy z rzeczywistością, Podłączamy czjnik bezprzewodowy ,pijemy pierwsza herbatę, Potem mówimy piep... to i idziemy nadmuchać materać turystyczny(normalny kupiliśmy dopiero po 3 tygodniach). W sypialni są jakieś stare sprzęty ,starozytne materace itp. Otwieramy mocnno zmurszałe (cholerne spuszczele) okno i wywalamy starocie przez okno na zewnątrz . Słychać jakięś trzaski , rano okazało się że zbombardowaliśmu piekny krzew różany Wywalamy stary paskudny sraczkowo -zielony dywanik z lat 70 (znowu zaokienny trzask), usiłujemy zamknać okno , wypada pęknieta szybka Klnąc na czy m świat stoi Noxilinka zmiata odłamki . Okno działa już tylko symbolicznie- wewnętrzne nie ma jednej szybki ,zewnętrzne jak okazało się tez.Idę na dwór i zamyka na łańcuch furtkę i bramę Dom nie jest wcale ogrodzony od strony pól. W tym momencie zauważam ze niezauważyliśmy 1/3 paczek wciąż leżących na trawniku Oficjalnie mówie mam to gdzieś

 


Wyciagamy śpiwór i w ubraniu kładziemy się spać. W sypialni razem z nami zamykamy nasze dokumenty i sprzęt obronny (w razie odwiedzin pijaczków, bandytów Wikingów, Kuby Rozpruwacza, niedzwiedzi i wilkołaków.) Czyli Cięzki topór, kilka nozy( w tym wermahtowski bagnet typ 84/98) miotacz gazu .Niestety kałacha ani panzerfausta zdobyć mi się nie udało . Plany zaminowania parteru umarły z powodu braku min . Podstawiamy na parterze krzesło tak że ktoś włamujacy się przez drzwi wywaliłby je z hukiem (jakoś o Kubie Rozpruwaczu wpełzajacym przez okno nie pomyśleliśmy ) Owczarek jako ostatnia linia obrony idzie z nami do sypialni . Walimy się na łóżko i natychmiast zasypiamy.

 


Rano budzimy się a za oknem mamy taki widok .

 


http://img697.imageshack.us/img697/7648/simg0870.jpg


Było warto się przeprowadzić!

 

 

 


Bierzemy plastikową wanienke wstawiamy ja do przej ściowego pomieszczenia z jedynym w budynku zlewem i kibelkiem . Grzejemy wodę w wielkim garze, umywamy się. Wyciagamy nowe ciuchy . Wyciagamy na dwór jeden ze stołow , Przeciagam wyrzucone materace i dywan za róg budynku . Wyciągam z Lochu Pod Domem konserwy .Stół stawiamy w ogródku z kwiatami ,znajduję jakieś zydle i jemy Pierwsze Śniadnie W Naszym DOMU

 


CDN[/img]

Noxili

Noxilowy marudnik

Część pierwsza czyli w poszukiwaniu własnego domu.

 

 


Jak tu zacząć??

 


?????

 


??

 


?

 


Miałem małą farmę w Afryce.

 


No dobra żadnej farmy w Afryce nie miałem ale takie wejście jest naprawdę mocne .

 


Miałem za to piękne mieszkanie w Górach Złotych . Naprawdę piękne .Dawny pałacyk myśliwski dziedzica pobliskiej wioski został wybudowany w stylu szwajcarskim . Położony też pięknie na potężnej górze dawał niezwykłe widoki z okien salonu na aleję starych dębów, a w daliświetny widok na potężne okoliczne góry Czarną Górę i Śnieżnik. Alejka dębowa biegła nad skarpą a poniżej malownicza górska rzeczka. Kiedyś nawet był luksusowo wyposażony :studnia z bijącym własnym żródełkiem+ hydrofor , szambo wielokomorowe z rozprowadzeniem podziemnymi rurkami z ostatniej komory po rozległym ogrodzie , własna sieć gazowa, prąd, telefon ( to wszystko przed wojną!), krany z zimną i ciepłą woda. Dębowe boazerie , kręcone schody, rzeżbione drzwi , okna z klamkami z jeleniego rogu.

 


Super, naprawdę super.

 


Tylko jakiś ten dom od początku jakiś taki pechowy. Pierwszy włąściciel - wysoki oficer Luftwaffe został rostrzelany za współudział w zamachu na Hitlera. Zanim został aresztowany próbował zbombardować (!) ten dom(już przejety przejęty przez gestapo) nocą ,żeby zniszczyć jakieś dokumenty a winę zrzucić na sowieckie lotnictwo. Bomby zrzucone na dom mineły go o jakieś 50m i wyrwały spory lej. .Oficer został rozstrzelany, zaś w domu do końca wojny mieściło się archiwum lokalnego NSDAP. Po wojnie (po częściowym rozszabrowaniu wyposarzenia) otwarto w nim sierociniec ,wreszcie po podpaleniu(1969r) został odbudowany w nowych nowoczesnych standartach(chłe chłe lata 70te ) .Dach wielospadowy został przerobiony na wkęsły(wklęsły dach w górach ! Co za idiota to wymyślił) , przerobiono szambo tak że trzeba było wywozić całość szambowozem, po piecu na CWU została tylko betonowa ława -fundament .Gazowa instalacja została zaślepiona.Kable telefoniczne o dziwo zostały w ścianach – Jeszcze w 2006 roku moja neostrada biegła takim przedwojennym „luftwaffoskim” kabelkiem.

 


Przerobiony dom został przekazany pracownikom okolicznych kamieniołomów, w tym mojej rodzinie.

 


No i tu pokazał znowu swoje możliwości :ludzie na potęgę w nim chorowali . Więcej piszę w we wątku takim

 


http://forum.muratordom.pl/zywnosc-organiczna,t172921.htm" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/zywnosc-organiczna,t172921.htm

 

 


Ale tu jeszcze streszczę : dom miał niezwykle wysoką ilość zachorowań na choroby układu odpornościowego, choroby umysłowe i alergie.

 

 


Normalnie cudowny domek

 

 


Pewnego pieknego dnia powiedzieliśmy sobie z Noxilinką : DOOOŚĆ TEGOOO!

 


Zrobimy ze swoim życiem i wyrwijmy się z tego domu zanim pozabijamy się albo on nas zabije .

 

 


No cóż najprostsze rozwiazanie: sprzedać mieszkanko ,dołozyć trochę i kupić coś do remontu, ale takiego żeby się dało jakoś tam już mieszkać.Mieszkając remontować i tyle .CEL wyznaczony .

 


No i fajnie . Najtrudniej określić zawsze co chcemy. Jeżeli jto potrafimy zrobić to dalej trzeba tylko się tego trzymać i do przodu!

 

 


Jak zawsze pokazało się że plany planami a rzeczywistość skrzeczy.

 


Mieszkanie wystawiliśmy do sprzedaży sami , sami tez go reklamowaliśmy gdzie się tylko dało.

 


Oczywiście zaczeliśmy szukać czegoś do kupienia bo jakoś lokum pod mostem niezbyt nam się usmiechało

 

 


.

 


Teraz trochę więcej pomarudzę na temat ogłoszeń i sposobu zachwalania nieruchomości przez sprzedajacych . Kurcze mol . Zawsze słyszałem że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus ale po poszukiwaniach okazało się że sprzedajacy tanie domy są z jakiejś mrocznej jaskini wypełnionej halucynogennymi oparami. Po pewnym czasie opracowałem nawet język którymi posługuja się te dziwne indywidua. Np. Jeżeli w opisie stoi „ dom blisko Wrocławia do lekkiego remontu , dach do drobnych poprawek ,szambo kuchnia garaż„ to normalny człowiek nieznajacy tego dziwnego narzecza plemienia sprzedawców może spodziewać się obiektu z grubsza przypominajacego ww dom to niestety zazwyczaj srodze się zawiedzie. Bo w rzeczywistości znajdziemy dom w odległości 80 km od Wrocka, albo co gorsza z dojazdem wymagającym smigłowca. Lekki remont to zburzenie do fundamentów, dach do poprawek to to coś u góry ruiny zbudowane z bezwładnie zymiesznych płyt azbestowych z butwiejącą od 20 lat więżbą dachową. Oczywiście jak domyślacie się szambem mogą być w języku sprzedawców :wykopany kopaczką rowek do spuszczania szamba do rowu melioracyjnego („wsyscy tak robia i nikomu to nie przeszkadza”) , ew wykopany z „szfagrem i Heńkiem z sasiedztwa '' dól obok studni (!). Studni zresztą najwyraźniej szczególnej ,bo posiadającej imię Wodociąg. Ekstremalnym przypadkiem może być nazwanie szambem zagajniczka złozonego z 4 rachitycznych drzewek. Kuchnia jak się domyślacie może się okazać stołem z podstawionym miednica pod cieknacym kranem.

 

 


Ach bym zapomniał bym o wspaniałym „garazu”. Garaż bowiem może oznaczać np. 4 ściany, zawalony dach i wyrosły wewnątrz mały lasek.

 

 

 


Wspaniały dom ,świetny dla rodziny z dzieckiem to dom w popeegeerowkim osiedlu gdzie prawie nikt niema pracy ,a 2 kolejnych właścicieli wyprowadzio się po tym jak ich napadnieto i obrabowano we ww domu. Domu naprzeciwko jedynego spożywczaka we wiosce z kolekcja pijaczków ...na okna.

 


Szczególna troską chciałbym objac również oferty zawierajace fotki nieruchomości. Najwyrażniej niektórzy sprzedający przeszli specjalne szkolenia w Akademi Dla Sprzedawców Wszelakich Ruder obejmujące najwyrażniej wyczerpujacy kurs obsługi Photoshopa tudzież innego Gimpa.

 


Z niektórych fotek znikneły nie tylko przebiegajace obok linie wysokiego napiecia ,ale również domy w cudowny sposób wymieniły sobie stolarke okienną, wyprostowały walace się kominy, a nawet wyrosły jałowce i thuje zasłaniające niekorzystne elementy otoczenia np.popeegeerowskie czworaki.

 


Zdazył mi się dialog typu:

 


Noxi : Panie!! napisał pan( i potwierdził przez telefon) w domu jest woda-

 


Kosmita Usiłujący Sprzedać Nam Dom- no bo jest .

 


N: to czemu nie leci z kranu ?

 


KUSND : bo zakrecona .

 


N:No to odkręćmy, gdzie jest zawór ?

 


Po dłuzszej przerwie wypełnionej pozorowanymi poszukiwaniami piętro nizej

 


KUSND :Tu pod zlewem

 


Odkręcam -dalej wody nie ma

 


KUSND- EEEEEEE bo hydrofor jest zepsuty.

 


N:Tak?

 


KUSND:dostał piachu z mułem to się troche zatarł.

 


Ja robie wielkie oczy.

 


N:To jakiegoś filtra niemiał ?zreszta co to za studnia że sam Piach i muł.

 


KUSND: panie to dobra studnia tylko jak śfagier pogębiał to się muł poruszył a filtr był tylko się ułamał bo rura był zardzewiła to ja śfagier przedłuzył takim plaśtikowym szlauchem.

 


N : Acha

 

 


I pożegnałem się z KUSND i tyle mnie tam było

 


Potem nie wytrzymałem i zadzwoniłem do znalezionej w ksiażce pani Sołtys tej wioski. Po miłym zagajeniu sprawy pani sołtys niechetnie powiedziała że w tej studni to z 8 lat już nie ma wody i właściciele robili jakieś tam odwierty i nie znależli wody na działce. Ach i wodociągu w ciągu najblizszych lat nie ma co sie spodziewać.

 


Tak w ogóle chciałbym zaznaczyć że sołtysi/sprzedawcy w wiejskich sklepach/sąsiedzi stanowią nienajgorsze żródła informacji co trzeba sprawdzić. Sprawdzić bo nieraz moze się człowiek nadziać na informatora specjalnie wymyślajacego wady domu bo ktoś z delikwenta famili chce kupić ta nieruchomość taniej jak nikt inny jej nie kupi.

 

 


No dobra pomarudziłem troszke ale wróćmy do naszych poszukiwań:

 

 


po wydaniu jakiś 8.000 na benzynę i ogłoszenia udało się nam zgrać(już po 2 latach :) ) dwie porzadane okolioczności . Znalezienie człowieka który chciał kupić nasze mieszkanie za cywilizowaną cenę (by mieć gdzie się zatrzymać w czasie wyskoku na narty) i człowieka który chciał sprzedać nam w dość cywilizowanej cenie dom mniej więcej zblizony do naszej mantry:

 


Dom Którego Szukamy :

 


Jest nie dalej niż 45km od centrum Wrocka.

 


Ma szambo(lub kanalizacje)

 


Ma doprowadzona działająca wode dostepna w kranach

 


Wzglednie szczelny dach

 


Brak wody w ścianach , i w piwnicy

 


Prąd w budynku

 


Przynajmnie 1 pomieszcenie w którym mozna zamieszkać

 


1 w którym można się wykapać

 


I coś co można zaadaptować na Kuchnie

 


WC.

 

 

 

 

 


No i cacy! Byliśmy nieprawdopodobnie że szcęśliwi jak sprzedaliśmy nasze mieszkanie . Nowy właściciel naszego mieszkania wyznaczył termin do początku jesieni(sam zamierzał przerobić nasze mieszkanie jeszcze przed sezonem narciarskim). Jakiś niezbyt długi czas później okazało że druga nasz okoliczność: cywilizowany sprzedajacy rozstał się z z tym padołem łez . Tamta strona (sprawę prowadziła córka sprzedajacego)oddała zadatek i zostaliśmy bez Miejsca Gdzie Mozemy Się Wprowadzić

 


To był mniej więcej koniec maja ,do końca sierpnia mamy wydać swoje exmieszkanie .

 


Zonk

 

 


 


..

 


.

 


Poprzednio szukaliśmy 2 lata.

 


TERAZ mamy 3 miechy na znalezienie i przeprowadzenie

 


…...

 


 


To był 2006 rok ceny skoczyły do góry i poszybowały w stronę górki 2008 roku.

 


…..

 


….

 


.

 

 


Zonk

 

 

 

 


Byliśmy już w większości spakowani . Wprawdzie zostawialiśmy większość mebli ale i tak braliśmy wszystke przedwojenne meble.

 


Nasi przyjaciele na konto przyszłego domu obdarowali nas na minnymi owczarkiem i kolekcja sadzonek rzadkich drzewek. Rodzina radośnie dorzuciła sporą dawke szkła i porcelany , Po ojcu odziedziczyłem spory warsztat do majsterkowania, mama dorzuciła kolekcje książek i szkieł- krzyszałów (mama jest technologiem szkła). Och bym zapomniał: kolekcja minerałów i skamielin.

 


2 duze akwaria .(bez rozdanych rybek). Gigantyczna ilość książek.

 


Duperele takie i takie.

 


Duperele inne

 


I jeszcze inne

 

 


Łącznie z 3,5 tony fantów których nie ma gdzie upchać.

 

 

 


…..

 


 

 


..

 

 


Jak się domyślacie z nerwów spać nie mogłem .

 


Praktycznie przestaliśmy zajmować się czymkowiek innym niż znalezieniem czegoś do kupienia i zasiedlenia. Gazety, fora ogłoszeniowe, zrywki na słupach. Oferty na karteczkach rozwozonych po spozywczakach w interesującej nas okolicy, Wizyty u sołtysów , a nawet na plebaniach.

 


I zwiedzanie coraz starsznieszych ruder. Jeżeli w wiosce do której jechaliśmy była jakaś straszna ruina to znaczyło że tam mamy podjechać.

 

 


….

 


Na koniec lipca miesiacu zadzwonił ten W łaściwy Sprzedający:

 


Umówiliśmy się na ogledziny , pojechaliśmy ogladamy : Wioska nawet całkiem sympatyczna , zanim znależliśmy Domek okazało się że niedaleko jest kościół , szkoła gimnazjalna , 70 m dalej spozywczak czynny cały tydzień. Zarąbiście .

 


Po wjechaniu na uliczke okazały się jakieś straszne konstrukcje . Mina nam zrzedła ale okazało się ze tym razem najgorsza w wiosce rudera nie jest ta Naszą.Nasza była po przeciwnej stronie i o dziwo nie była ruderą ,tzn ściśle mówiąc była ekstremalnie zaniedbana ale miała dach dość szczelny no i jedno ze skrzydeł budynku od razu nadawało się do zamieszkania.Po tym co zobaczyłem wcześniej wydałała się dosłownie Hiltonem.

 


Właściciel chciał się jej pozbyć bo miał własny dom (obok) i potrzebował szybko gotówki. Dom sprzdajacego robił bardzo pozytywne wrazenie , zadbany -niedawno odnowiona stara plebania + zabudowania. Rodzina sprzedającego mieszka w tej wiosce od czasów repatriacji , wszystcy ich znają (nie ma to jak wywiad :) ) z pewnych względów nazwijmy ich Pawlaki. Te fakty podaję dlatego że wtedy myślałem tak: gdyby coś z ofertą było „nie teges” i przepadły nasze pieniądze to wiadomo gdzie szukać odwetu. Dom nasz dostał się w ręce Pawlaków na zasadzie przepisania nieruchomości w zamian za dożywotnią opieke nad poprzednią właścicielką. Poprzednia włąścicielka umarła w szpitalu pól roku wcześniej w wieku lat 93 . Zaś Pawlaki zostali włąścicielami domu którego nikt nie remontował

 

 


już od 40 lat Co gorsza babcia bedąca poprzednią włąścicielką tego domu (dla wygody nazwijmy ją Babcią Esme na wzór Pratchettowskiej czarownicy Babci Weatcherwax z ktorą łączyła ją upartość niepospolity charakter i wysoki wzrost) zabroniła cokolwiek wyrzucać z domu.

 

 


Dom wypełniony był (miejscami po sufit ) słomą,drewnem,starymi drzwiami, meblami , stłuczonym szkłem , papierem itp. Naczelny Pawlak chciał pozbyć się go bo

 

 


a) potrzebował pieniedzy (a tak naprawdę potrzebowała jego siostrzenica by dostać większy kredyt na upatrzoną działke)

 

 


b)bał sieże ten cały kram sfajczy się w wyniku zaprószenia ognia(niedaleko spożywczak a pijaczki wiedziały ze nikt tam nie mieszka)

 


c)Po drugiej stronie nieruchomości mieszkają nazwijmy ich Kargule . O toczącej się od prawie 100 lat wojnie podjazdowej między tymi dwiema rodzinami napiszę osobno. Obecni mieszkańcy wioski mieszkali przed wojna w takiej samej wiosce w rejonie tanopolskim na Kresach. Jakoś tak w całości się tu przenieśli przenosząc rodzinne wasnie. Jak w takich starych społecznościach prawie wszystcy są ze soba spokrewnieni a dokłanie tworza dwa potezne klany: Karguli. i Pawlaków

 

 


Terytorium nasze było pośrodku – Babcia Esme była z innego regionu Kresów więc neutralna. Co iekawe oba klany nie są zbyt chętne do zwady więc najchetniej widziały by dalej osoby neutralne jako siły buforowe.

 


W tej sytuacji akurat napatoczyliśmy się my.

 


Dodatkowym argumentem było to że skrzydło od ulicy wygladało strasznie , Tą część w „ lepsiejszym stanie” „od pól” ogladał przyprowadzony przez Pawlaków” Pan Fachowiec” (całe życie kładł kafelki więc fachowiec od budownictwa) i orzekł że ta część nadaje się tylko do rozbiórki bo „te ściany takie krzywe zrobione z niewypalanej gliny jakiś takich dziwnych cegieł i kamieni. Stropy niskie wiec po co to remontować ,zburzyć i tyle). Pawlaki podlały cały płot rundapem , „bo taki brzydko zarośniety chwastami (Szlak trafił wtedy dziką winorośl grubą jak mój nadgarstek)., zlali chemią całe podwórze żeby nie musieć kosić. I wtedy zjawiłem się z Noxilinką.

 


Najpierw zwiedziłem tą lepsiejsza część (dla mnie gorsza ale i tak o niebo lepsza niż 80% zwiedznych nieruchomości)

 


Potem weszłem do tej starszej , gliniano , kamienno ,drewnianej. Sucho , tynki nawet te najstarsze trzymaja się ścian okna większość drzwi zewnetrzne - wiadomo do wywalenia . Kurcze co jest? Delikatnie podpytałem co do ceny sprzedającego (a nóż widelec to kolejny kosmita i chce tak naprawdę 10 razy tyle co usłyszłaem przez telefon?)

 


OOOO!!! chce tyle ile słyszałem .

 


Włażę na górę po schodach(po schodach ludzie! nie po drabinie) wkroczyłem do sypialni i...

 


widok mnie zauroczył: piekne malownicze pola, na horyzoncie mały biały kościółek , trochę lasków.

 


No normalnie jak obraz Wyczółkowskiego .

 


Normalnie miłość od pierwszego wyjzenia.

 


Odwróciłem się do Noxilinki i cicho przez zęby mówie (co by właściciel nie usłyszał) BIERZEMY GO .

 


Następnie walę się mocno w kolano (żeby mieć skwaszona minę) i złażę na dół do sprzedającego , Targuję się (7% upustu i jeszcze ma zostawić 2 tony wegla w garazu dla mnie. Jest ) ustalamy szczegóły, umawiamy się na telefon na kiedy najszybciej uda się załatwić notariusza.

 


Sprzedający nie wie nawet że kupiłbym nawet gdybym miał zapłacić więcej.

 


Jeszcze tylko notariusz , okres pierwokupu dla debilnej agencji rolnej

 


I już staliśmy się szczęśliwymi właścicielami dwuczęściowego domu uzbrojonego w wodociąg ,

 


dwie studnie(tą drugą odkryliśmy po pół roku sprzątania)szambo wielokomorowe ,prąd, siłę,stodoły, drewutni , wozowni , garażu , wiaty,2 kompostowników,i sławojki sztuk słownie jeden. Wszystko to w małym parczku (w tym kilkusetletni cis i ok 100letnia lipa)) na 13 arach.

 

 


A wszystko to za wstrząsającą cenę niewystarczającą na zakup nawet najtańszego nowego samochodu.

 


YES!!!!!!!!

 


cdn

Noxili

Noxilowy marudnik

Część pierwsza czyli w poszukiwaniu własnego domu.

 

 


Jak tu zacząć??

 


?????

 


??

 


?

 


Miałem małą farmę w Afryce.

 


No dobra żadnej farmy w Afryce nie miałem ale takie wejście jest naprawdę mocne .

 


Miałem za to piękne mieszkanie w Górach Złotych . Naprawdę piękne .Dawny pałacyk myśliwski dziedzica pobliskiej wioski został wybudowany w stylu szwajcarskim . Położony też pięknie na potężnej górze dawał niezwykłe widoki z okien salonu na aleję starych dębów, a w daliświetny widok na potężne okoliczne góry Czarną Górę i Śnieżnik. Alejka dębowa biegła nad skarpą a poniżej malownicza górska rzeczka. Kiedyś nawet był luksusowo wyposażony :studnia z bijącym własnym żródełkiem+ hydrofor , szambo wielokomorowe z rozprowadzeniem podziemnymi rurkami z ostatniej komory po rozległym ogrodzie , własna sieć gazowa, prąd, telefon ( to wszystko przed wojną!), krany z zimną i ciepłą woda. Dębowe boazerie , kręcone schody, rzeżbione drzwi , okna z klamkami z jeleniego rogu.

 


Super, naprawdę super.

 


Tylko jakiś ten dom od początku jakiś taki pechowy. Pierwszy włąściciel - wysoki oficer Luftwaffe został rostrzelany za współudział w zamachu na Hitlera. Zanim został aresztowany próbował zbombardować (!) ten dom(już przejety przejęty przez gestapo) nocą ,żeby zniszczyć jakieś dokumenty a winę zrzucić na sowieckie lotnictwo. Bomby zrzucone na dom mineły go o jakieś 50m i wyrwały spory lej. .Oficer został rozstrzelany, zaś w domu do końca wojny mieściło się archiwum lokalnego NSDAP. Po wojnie (po częściowym rozszabrowaniu wyposarzenia) otwarto w nim sierociniec ,wreszcie po podpaleniu(1969r) został odbudowany w nowych nowoczesnych standartach(chłe chłe lata 70te ) .Dach wielospadowy został przerobiony na wkęsły(wklęsły dach w górach ! Co za idiota to wymyślił) , przerobiono szambo tak że trzeba było wywozić całość szambowozem, po piecu na CWU została tylko betonowa ława -fundament .Gazowa instalacja została zaślepiona.Kable telefoniczne o dziwo zostały w ścianach – Jeszcze w 2006 roku moja neostrada biegła takim przedwojennym „luftwaffoskim” kabelkiem.

 


Przerobiony dom został przekazany pracownikom okolicznych kamieniołomów, w tym mojej rodzinie.

 


No i tu pokazał znowu swoje możliwości :ludzie na potęgę w nim chorowali . Więcej piszę w we wątku takim

 


http://forum.muratordom.pl/zywnosc-organiczna,t172921.htm" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/zywnosc-organiczna,t172921.htm

 

 


Ale tu jeszcze streszczę : dom miał niezwykle wysoką ilość zachorowań na choroby układu odpornościowego, choroby umysłowe i alergie.

 

 


Normalnie cudowny domek

 

 


Pewnego pieknego dnia powiedzieliśmy sobie z Noxilinką : DOOOŚĆ TEGOOO!

 


Zrobimy ze swoim życiem i wyrwijmy się z tego domu zanim pozabijamy się albo on nas zabije .

 

 


No cóż najprostsze rozwiazanie: sprzedać mieszkanko ,dołozyć trochę i kupić coś do remontu, ale takiego żeby się dało jakoś tam już mieszkać.Mieszkając remontować i tyle .CEL wyznaczony .

 


No i fajnie . Najtrudniej określić zawsze co chcemy. Jeżeli jto potrafimy zrobić to dalej trzeba tylko się tego trzymać i do przodu!

 

 


Jak zawsze pokazało się że plany planami a rzeczywistość skrzeczy.

 


Mieszkanie wystawiliśmy do sprzedaży sami , sami tez go reklamowaliśmy gdzie się tylko dało.

 


Oczywiście zaczeliśmy szukać czegoś do kupienia bo jakoś lokum pod mostem niezbyt nam się usmiechało

 

 


.

 


Teraz trochę więcej pomarudzę na temat ogłoszeń i sposobu zachwalania nieruchomości przez sprzedajacych . Kurcze mol . Zawsze słyszałem że mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus ale po poszukiwaniach okazało się że sprzedajacy tanie domy są z jakiejś mrocznej jaskini wypełnionej halucynogennymi oparami. Po pewnym czasie opracowałem nawet język którymi posługuja się te dziwne indywidua. Np. Jeżeli w opisie stoi „ dom blisko Wrocławia do lekkiego remontu , dach do drobnych poprawek ,szambo kuchnia garaż„ to normalny człowiek nieznajacy tego dziwnego narzecza plemienia sprzedawców może spodziewać się obiektu z grubsza przypominajacego ww dom to niestety zazwyczaj srodze się zawiedzie. Bo w rzeczywistości znajdziemy dom w odległości 80 km od Wrocka, albo co gorsza z dojazdem wymagającym smigłowca. Lekki remont to zburzenie do fundamentów, dach do poprawek to to coś u góry ruiny zbudowane z bezwładnie zymiesznych płyt azbestowych z butwiejącą od 20 lat więżbą dachową. Oczywiście jak domyślacie się szambem mogą być w języku sprzedawców :wykopany kopaczką rowek do spuszczania szamba do rowu melioracyjnego („wsyscy tak robia i nikomu to nie przeszkadza”) , ew wykopany z „szfagrem i Heńkiem z sasiedztwa '' dól obok studni (!). Studni zresztą najwyraźniej szczególnej ,bo posiadającej imię Wodociąg. Ekstremalnym przypadkiem może być nazwanie szambem zagajniczka złozonego z 4 rachitycznych drzewek. Kuchnia jak się domyślacie może się okazać stołem z podstawionym miednica pod cieknacym kranem.

 

 


Ach bym zapomniał bym o wspaniałym „garazu”. Garaż bowiem może oznaczać np. 4 ściany, zawalony dach i wyrosły wewnątrz mały lasek.

 

 

 


Wspaniały dom ,świetny dla rodziny z dzieckiem to dom w popeegeerowkim osiedlu gdzie prawie nikt niema pracy ,a 2 kolejnych właścicieli wyprowadzio się po tym jak ich napadnieto i obrabowano we ww domu. Domu naprzeciwko jedynego spożywczaka we wiosce z kolekcja pijaczków ...na okna.

 


Szczególna troską chciałbym objac również oferty zawierajace fotki nieruchomości. Najwyrażniej niektórzy sprzedający przeszli specjalne szkolenia w Akademi Dla Sprzedawców Wszelakich Ruder obejmujące najwyrażniej wyczerpujacy kurs obsługi Photoshopa tudzież innego Gimpa.

 


Z niektórych fotek znikneły nie tylko przebiegajace obok linie wysokiego napiecia ,ale również domy w cudowny sposób wymieniły sobie stolarke okienną, wyprostowały walace się kominy, a nawet wyrosły jałowce i thuje zasłaniające niekorzystne elementy otoczenia np.popeegeerowskie czworaki.

 


Zdazył mi się dialog typu:

 


Noxi : Panie!! napisał pan( i potwierdził przez telefon) w domu jest woda-

 


Kosmita Usiłujący Sprzedać Nam Dom- no bo jest .

 


N: to czemu nie leci z kranu ?

 


KUSND : bo zakrecona .

 


N:No to odkręćmy, gdzie jest zawór ?

 


Po dłuzszej przerwie wypełnionej pozorowanymi poszukiwaniami piętro nizej

 


KUSND :Tu pod zlewem

 


Odkręcam -dalej wody nie ma

 


KUSND- EEEEEEE bo hydrofor jest zepsuty.

 


N:Tak?

 


KUSND:dostał piachu z mułem to się troche zatarł.

 


Ja robie wielkie oczy.

 


N:To jakiegoś filtra niemiał ?zreszta co to za studnia że sam Piach i muł.

 


KUSND: panie to dobra studnia tylko jak śfagier pogębiał to się muł poruszył a filtr był tylko się ułamał bo rura był zardzewiła to ja śfagier przedłuzył takim plaśtikowym szlauchem.

 


N : Acha

 

 


I pożegnałem się z KUSND i tyle mnie tam było

 


Potem nie wytrzymałem i zadzwoniłem do znalezionej w ksiażce pani Sołtys tej wioski. Po miłym zagajeniu sprawy pani sołtys niechetnie powiedziała że w tej studni to z 8 lat już nie ma wody i właściciele robili jakieś tam odwierty i nie znależli wody na działce. Ach i wodociągu w ciągu najblizszych lat nie ma co sie spodziewać.

 


Tak w ogóle chciałbym zaznaczyć że sołtysi/sprzedawcy w wiejskich sklepach/sąsiedzi stanowią nienajgorsze żródła informacji co trzeba sprawdzić. Sprawdzić bo nieraz moze się człowiek nadziać na informatora specjalnie wymyślajacego wady domu bo ktoś z delikwenta famili chce kupić ta nieruchomość taniej jak nikt inny jej nie kupi.

 

 


No dobra pomarudziłem troszke ale wróćmy do naszych poszukiwań:

 

 


po wydaniu jakiś 8.000 na benzynę i ogłoszenia udało się nam zgrać(już po 2 latach :) ) dwie porzadane okolioczności . Znalezienie człowieka który chciał kupić nasze mieszkanie za cywilizowaną cenę (by mieć gdzie się zatrzymać w czasie wyskoku na narty) i człowieka który chciał sprzedać nam w dość cywilizowanej cenie dom mniej więcej zblizony do naszej mantry:

 


Dom Którego Szukamy :

 


Jest nie dalej niż 45km od centrum Wrocka.

 


Ma szambo(lub kanalizacje)

 


Ma doprowadzona działająca wode dostepna w kranach

 


Wzglednie szczelny dach

 


Brak wody w ścianach , i w piwnicy

 


Prąd w budynku

 


Przynajmnie 1 pomieszcenie w którym mozna zamieszkać

 


1 w którym można się wykapać

 


I coś co można zaadaptować na Kuchnie

 


WC.

 

 

 

 

 


No i cacy! Byliśmy nieprawdopodobnie że szcęśliwi jak sprzedaliśmy nasze mieszkanie . Nowy właściciel naszego mieszkania wyznaczył termin do początku jesieni(sam zamierzał przerobić nasze mieszkanie jeszcze przed sezonem narciarskim). Jakiś niezbyt długi czas później okazało że druga nasz okoliczność: cywilizowany sprzedajacy rozstał się z z tym padołem łez . Tamta strona (sprawę prowadziła córka sprzedajacego)oddała zadatek i zostaliśmy bez Miejsca Gdzie Mozemy Się Wprowadzić

 


To był mniej więcej koniec maja ,do końca sierpnia mamy wydać swoje exmieszkanie .

 


Zonk

 

 


 


..

 


.

 


Poprzednio szukaliśmy 2 lata.

 


TERAZ mamy 3 miechy na znalezienie i przeprowadzenie

 


…...

 


 


To był 2006 rok ceny skoczyły do góry i poszybowały w stronę górki 2008 roku.

 


…..

 


….

 


.

 

 


Zonk

 

 

 

 


Byliśmy już w większości spakowani . Wprawdzie zostawialiśmy większość mebli ale i tak braliśmy wszystke przedwojenne meble.

 


Nasi przyjaciele na konto przyszłego domu obdarowali nas na minnymi owczarkiem i kolekcja sadzonek rzadkich drzewek. Rodzina radośnie dorzuciła sporą dawke szkła i porcelany , Po ojcu odziedziczyłem spory warsztat do majsterkowania, mama dorzuciła kolekcje książek i szkieł- krzyszałów (mama jest technologiem szkła). Och bym zapomniał: kolekcja minerałów i skamielin.

 


2 duze akwaria .(bez rozdanych rybek). Gigantyczna ilość książek.

 


Duperele takie i takie.

 


Duperele inne

 


I jeszcze inne

 

 


Łącznie z 3,5 tony fantów których nie ma gdzie upchać.

 

 

 


…..

 


 

 


..

 

 


Jak się domyślacie z nerwów spać nie mogłem .

 


Praktycznie przestaliśmy zajmować się czymkowiek innym niż znalezieniem czegoś do kupienia i zasiedlenia. Gazety, fora ogłoszeniowe, zrywki na słupach. Oferty na karteczkach rozwozonych po spozywczakach w interesującej nas okolicy, Wizyty u sołtysów , a nawet na plebaniach.

 


I zwiedzanie coraz starsznieszych ruder. Jeżeli w wiosce do której jechaliśmy była jakaś straszna ruina to znaczyło że tam mamy podjechać.

 

 


….

 


Na koniec lipca miesiacu zadzwonił ten W łaściwy Sprzedający:

 


Umówiliśmy się na ogledziny , pojechaliśmy ogladamy : Wioska nawet całkiem sympatyczna , zanim znależliśmy Domek okazało się że niedaleko jest kościół , szkoła gimnazjalna , 70 m dalej spozywczak czynny cały tydzień. Zarąbiście .

 


Po wjechaniu na uliczke okazały się jakieś straszne konstrukcje . Mina nam zrzedła ale okazało się ze tym razem najgorsza w wiosce rudera nie jest ta Naszą.Nasza była po przeciwnej stronie i o dziwo nie była ruderą ,tzn ściśle mówiąc była ekstremalnie zaniedbana ale miała dach dość szczelny no i jedno ze skrzydeł budynku od razu nadawało się do zamieszkania.Po tym co zobaczyłem wcześniej wydałała się dosłownie Hiltonem.

 


Właściciel chciał się jej pozbyć bo miał własny dom (obok) i potrzebował szybko gotówki. Dom sprzdajacego robił bardzo pozytywne wrazenie , zadbany -niedawno odnowiona stara plebania + zabudowania. Rodzina sprzedającego mieszka w tej wiosce od czasów repatriacji , wszystcy ich znają (nie ma to jak wywiad :) ) z pewnych względów nazwijmy ich Pawlaki. Te fakty podaję dlatego że wtedy myślałem tak: gdyby coś z ofertą było „nie teges” i przepadły nasze pieniądze to wiadomo gdzie szukać odwetu. Dom nasz dostał się w ręce Pawlaków na zasadzie przepisania nieruchomości w zamian za dożywotnią opieke nad poprzednią właścicielką. Poprzednia włąścicielka umarła w szpitalu pól roku wcześniej w wieku lat 93 . Zaś Pawlaki zostali włąścicielami domu którego nikt nie remontował

 

 


już od 40 lat Co gorsza babcia bedąca poprzednią włąścicielką tego domu (dla wygody nazwijmy ją Babcią Esme na wzór Pratchettowskiej czarownicy Babci Weatcherwax z ktorą łączyła ją upartość niepospolity charakter i wysoki wzrost) zabroniła cokolwiek wyrzucać z domu.

 

 


Dom wypełniony był (miejscami po sufit ) słomą,drewnem,starymi drzwiami, meblami , stłuczonym szkłem , papierem itp. Naczelny Pawlak chciał pozbyć się go bo

 

 


a) potrzebował pieniedzy (a tak naprawdę potrzebowała jego siostrzenica by dostać większy kredyt na upatrzoną działke)

 

 


b)bał sieże ten cały kram sfajczy się w wyniku zaprószenia ognia(niedaleko spożywczak a pijaczki wiedziały ze nikt tam nie mieszka)

 


c)Po drugiej stronie nieruchomości mieszkają nazwijmy ich Kargule . O toczącej się od prawie 100 lat wojnie podjazdowej między tymi dwiema rodzinami napiszę osobno. Obecni mieszkańcy wioski mieszkali przed wojna w takiej samej wiosce w rejonie tanopolskim na Kresach. Jakoś tak w całości się tu przenieśli przenosząc rodzinne wasnie. Jak w takich starych społecznościach prawie wszystcy są ze soba spokrewnieni a dokłanie tworza dwa potezne klany: Karguli. i Pawlaków

 

 


Terytorium nasze było pośrodku – Babcia Esme była z innego regionu Kresów więc neutralna. Co iekawe oba klany nie są zbyt chętne do zwady więc najchetniej widziały by dalej osoby neutralne jako siły buforowe.

 


W tej sytuacji akurat napatoczyliśmy się my.

 


Dodatkowym argumentem było to że skrzydło od ulicy wygladało strasznie , Tą część w „ lepsiejszym stanie” „od pól” ogladał przyprowadzony przez Pawlaków” Pan Fachowiec” (całe życie kładł kafelki więc fachowiec od budownictwa) i orzekł że ta część nadaje się tylko do rozbiórki bo „te ściany takie krzywe zrobione z niewypalanej gliny jakiś takich dziwnych cegieł i kamieni. Stropy niskie wiec po co to remontować ,zburzyć i tyle). Pawlaki podlały cały płot rundapem , „bo taki brzydko zarośniety chwastami (Szlak trafił wtedy dziką winorośl grubą jak mój nadgarstek)., zlali chemią całe podwórze żeby nie musieć kosić. I wtedy zjawiłem się z Noxilinką.

 


Najpierw zwiedziłem tą lepsiejsza część (dla mnie gorsza ale i tak o niebo lepsza niż 80% zwiedznych nieruchomości)

 


Potem weszłem do tej starszej , gliniano , kamienno ,drewnianej. Sucho , tynki nawet te najstarsze trzymaja się ścian okna większość drzwi zewnetrzne - wiadomo do wywalenia . Kurcze co jest? Delikatnie podpytałem co do ceny sprzedającego (a nóż widelec to kolejny kosmita i chce tak naprawdę 10 razy tyle co usłyszłaem przez telefon?)

 


OOOO!!! chce tyle ile słyszałem .

 


Włażę na górę po schodach(po schodach ludzie! nie po drabinie) wkroczyłem do sypialni i...

 


widok mnie zauroczył: piekne malownicze pola, na horyzoncie mały biały kościółek , trochę lasków.

 


No normalnie jak obraz Wyczółkowskiego .

 


Normalnie miłość od pierwszego wyjzenia.

 


Odwróciłem się do Noxilinki i cicho przez zęby mówie (co by właściciel nie usłyszał) BIERZEMY GO .

 


Następnie walę się mocno w kolano (żeby mieć skwaszona minę) i złażę na dół do sprzedającego , Targuję się (7% upustu i jeszcze ma zostawić 2 tony wegla w garazu dla mnie. Jest ) ustalamy szczegóły, umawiamy się na telefon na kiedy najszybciej uda się załatwić notariusza.

 


Sprzedający nie wie nawet że kupiłbym nawet gdybym miał zapłacić więcej.

 


Jeszcze tylko notariusz , okres pierwokupu dla debilnej agencji rolnej

 


I już staliśmy się szczęśliwymi właścicielami dwuczęściowego domu uzbrojonego w wodociąg ,

 


dwie studnie(tą drugą odkryliśmy po pół roku sprzątania)szambo wielokomorowe ,prąd, siłę,stodoły, drewutni , wozowni , garażu , wiaty,2 kompostowników,i sławojki sztuk słownie jeden. Wszystko to w małym parczku (w tym kilkusetletni cis i ok 100letnia lipa)) na 13 arach.

 

 


A wszystko to za wstrząsającą cenę niewystarczającą na zakup nawet najtańszego nowego samochodu.

 


YES!!!!!!!!

 


cdn

Noxili

Noxilowy marudnik

Dodatkowo posłuchamy tajemniczych odgłosów na strychu, zobaczymy światło sprzed 2,5 mld lat i poruszy sie ziemia.

 


To wszystki w następnych odcinkach juz za ....jakiś blizej nieokreślony czas (no najpóźniej w przyszłym tygodnu)

Noxili

Noxilowy marudnik

Jest to historia dwojga dość normalych ludzi : mnie czyli chronicznego pechowego szcęściarza Noxiliego

 


http://img690.imageshack.us/img690/2637/obraz1554kopia.jpg


i mojej Żonki ,%20mojej%20Po%C5%82%C3%B3wki%20Mej%20Duszy%20%20vel%20Czasami%20Najbardziej%20Wkurzajacej%20Dziewczyny%20na%20%C5%9Awiecie%20czyli%20%20Noxilinki%3A

 

 


Historia tego jak zupełnie przypadkowo zostaliśmy właścicielami mrocznej siedziby , pełnej duchów, zjaw, upiorówi i strzyg (no dobra tak naprawde niema tam czegoś takiego ale muszę dbać o dramatyzm opowiadnia - nieprawdaż??? )

 

 

 


( tutaj proszę o wybrzanie sobie że pojawia sie jakiś dramatyczny kawałek muzyczny- moze być coś z Egzorcysty albo jeszcze lepiej Upiór w Operze)

 


Nasza mroczna posiadłośc czyli Nasz Kochany Domek zwany również

 


Nawiedzoną Kuźnią

 


http://img690.imageshack.us/img690/9728/podwrzekopia.jpg

 


(Tu proszę wyobrazić sobie melodię z Rodziny Adamsów i czyjś nawiedzony śmiech (może być mój) )


 

 


W dalszej części tej strasznej i wstrząsajacej historii (osoby o słabych nerwach prosimy o zasłoniecie ekranu) oprócz naszej pary bierze wiekszy lub mniejszy udział : Stado okrutnych, dzikich wilków

 


http://img9.imageshack.us/img9/7200/crw834101kopia.jpg

 


czarny (a co! jak mroczna historia to musi być czarny!) nocny łowca ,psychopatyczny seryjny zabójca myszy działajacy pod nikiem Alex

 

 


http://img709.imageshack.us/img709/9018/crw735601.jpg

 


Do tego stadko sów

 

 


http://img38.imageshack.us/img38/6240/obraz2869.jpg

 


Magiczny ogrodowy Ropuch

 

 


http://img26.imageshack.us/img26/1040/obraz2242.jpg

 


W dalszych odcinkach przewiną się we wstasajacym wirze:

 


Mroczne wnetrza

 


http://img38.imageshack.us/img38/230/strych.jpg

 


spadające z niba tajemnicze listy ( no dobra nie z nieba ale spadające razem z sufitem)

 


http://img709.imageshack.us/img709/977/crw840401.jpg

 


Stara zapomniana studnia pod podłoga (auu! :) ) , podswojony dzik wpadajacy w odwiedziny , sasiedztwo rodziny lisów, dodatkowo wpadną pobujać sie na gałęzi kilkasetletniego cisa bażanty, dzike gołębie itp . Znajdziemy tajemnicze "narzedzia tortur" , "starozytane machiny"

 


http://img689.imageshack.us/img689/6476/crw607001.jpg


, dziwne figurkii , szkielety ( no dobra -jeden szczurzy), Bedziemy odnawiać stare meble i postarzać nowe, znajdziemy Zapomniany Przez UB Komplet Kluczy, dostaniemy sie w sam środek wielopokoleniowej vendetty z kresów Rzeczypospolitej , odkryjemy ze sąsiad jest najbardziej znanym

 


poszukiwaczem skarbów w Polsce ,wykopimy stare monety(2 w ogródku )

 


Odkryjemy że za płotem sa pochowani rycerze walczący pod Grunwaldem i Legnicą, a nasz dom jest zupełnie inny niz poczatkowo mniemaliśmy. Usłyszymy wstrzasające opowieści o zatruciiu studni martwym kotem , Zwiedzimy podziemia, znajdziemy stare podkowy , nosze , tajemnicze znaki i inne "szykany"

 


Zobaczymy wyroby nalepszego kowala w okolicy i dowiemy sie co ma wspólnego odcisk stopy w naszej sypialni z Australią.Zobaczymy równiez jak dziwnie bawią sie ludziska w mojej wiosce:

 


http://img9.imageshack.us/img9/5688/img4706w.jpg


I co najwazniejsze ebędzimy remontować nasz domek.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...