Nie związane z budową, jeśli komuś nie chce się czytać może ominąć
W zeszły poniedziałek zaczęłam się źle czuć ( katar i ból gardła, ale też brzuch mnie pobolewał). Poszłam do lekarza zakładowego ( Medicover). Pani Doktor pyta, co mi dolega? Mówię, że przeziębienie i ból brzucha, a Pani Doktor do mnie w te słowa- tylko jedną chorobę będę leczyć. Zrobiłam wielkie oczy , niczym nasza kocica Megi ( gdy jest wystraszona) i pytam, czy Pani sugeruje, że tylko jedną chorobę może mi dziś leczyć? Ze stoickim spokojem odpowiedziała, że tak. Szok.
Skoro tak, to wybrałam ból brzucha ( bardziej mi dokuczał) i skomentowałam, że trudno na przeziębienie kupię sobie coś sama. Przeleżałam w domu do piątku, wzięłam nawet zaległy urlop, aby nie brać zwolnienia.
W piątek nie dałam rady i poszłam do internisty z katarem i bólem buzi- przepisała antybiotyk, a po zwolnienie kazała przyjść w poniedziałek. Pytam dlaczego w poniedziałek? Jestem dzisiaj chora, a lekarka na to, ponieważ ma Pani dzisiaj jeszcze urlop. Na to ja, a jeśli bym Pani nie powiedziała, że mam urlop, to wypisałaby mi Pani zwolnienie? Zaczęła kręcić coś, więc mówię do niej - ja wycofuję urlop na piątek, a Pani wypisuje mi teraz zwolnienie. Mam wrażenie, że nie chciała mi wpisać zwolnienia, które zahacza o sobotę i niedzielę.Po moim marudzeniu wreszcie wypisała to zwolnienie
W poniedziałek poszłam drugi raz do internisty. Trafiłam na Pana Doktora ( bóle nie przeszły przez 4 dni i całe noce nie spałam), na dodatek lekarz był jakiś nie przytomny. Przez 5 min. mówiłam co i gdzie mnie boli, później przyszła pielęgniarka , aby wypisać receptę, a on patrzy na mnie i pyta - z czym ja przyszłam? Nie wstając od biurka, ani nie badając, przepisał mi inny antybiotyk, którego szukał przez kolejne 10 min. w swojej książce. Przyznam, że się wystraszyłam takiego leczenia.
We wtorek udało mi się zarejestrować do laryngologa - ( co fachowiec, to fachowiec), kazał zrobić prześwietlenie zatok ( na co lekarze interniści nie wpadli wcześniej) i dopisał jeszcze jakieś dwa leki. :)
W środę ( czyli dzisiaj). Pojechałam odebrać prześwietlenie zatok i do laryngologa, aby zobaczył to zdjęcie( już bez kolejki i rejestracji). :)
Popatrzył na zdjęcia i stwierdził, że mam zapalenie zatok szczękowych i jeśli mi nie przejdzie po antybiotykach, to czeka mnie punkcja ( co by to nie znaczyło). Kazał mi przyjść w przyszłym tygodniu do kontroli. Idę do rejestracji i chcę się zarejestrować, a Pani mówi, że na cały przyszły tydzień nie ma już miejsc. Dzwoni do lekarza, a on nie odbiera telefonu. Mówi do mnie , że pewnie ma pacjenta i że mam czekać. Tak więc czekam, czekam..... w końcu sama poszłam pod drzwi ( ani jednego chorego) siedzę i czekam, czekam w końcu pukam i wchodzę ( w środku nikogo). Mówię do niego, że zajęte są wszystkie terminy wizyt na przyszły tydzień i co mam zrobić? Podrapał się zaspany po głowie i pozwolił zarejestrować się na dodatkowe miejsce. I nic nie było by w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że ............ Pan doktor w swoim gabinecie poprostu "podsypiał". Jak zapukałam i otworzyłam drzwi, to facet zaspany zerwał się na równe nogi, a jak spał, to i nie odbierał telefonów od recepcjonistki:)
I tak wygląda moje leczenie i leżenie:) Smutne ale prawdziwe