Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    54
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    189

Entries in this blog

zielonooka

Mając na względzie nie tyle dobro zaburzonego sąsiada a własną wolność, która stanęłaby pod znakiem zapytania gdybym tego dziada zabiła, zaczelam się przymierzać do własnego domu.

 

 


I tu nastąpił pierwszy zgrzyt. Mianowicie na mój okrzyk odpowiedz ówczesnego mężczyzny życia, brzmiała mniej więcej w klimacie: dom to głupi pomysł i totalny bezsens.

 


Otóż okazało się, że plany i ambicje ówczesnego mężczyzny życia kształtowały się na zakupie gustownego mieszkanka na Kabatach. W cegle.

 

 


Mieszkanko na Kabatach być może jest marzeniem wielu osób, ale tak się składa ze akurat nie moim.

 


Co gorsza nie było żadnej dyskusji, pan absolutnie nie dopuszczał możliwości zamieszkania nigdzie indziej (nawet w dalekiej przyszłości) jak na siódmym piętrzę z winda i 10 mieszkaniami na klatce.

 

 


I to była ta przysłowiową kropla, która sprawiła, że szklanka się przelewa, czy tez mucha siadająca na objuczonym wielbłądzie sprawia, że wielbłąd pada na pysk w piach.

 


Tez padłam, a raczej moja psychika padła.

 


Nie będę opisywać, co się działo bo oprócz wielbłada i mojej psychiki padły tez pewne słowa i wzajemne pretensje, których przytaczac nie ma sensu

 


Skończyło się tak ze trzasnęłam drzwiami (jak w filmie! ) i wyniosłam się chwilowo do przyjaciółki ktora była tak miła ze wynajęła mi mały pokoik w swoim mieszkaniu.

 

 


Na załamywanie rak nielubianej ciotki, która w związku z zerwaniem zaprorokowała mi staropanieństwo postanowiłam wzgardliwie nie zwracać uwagi .

zielonooka

A wcale ze nie… nie od piosenki się zaczęło (nakłamałam jak zwykle ) tylko od mojego okrzyku, od którego posypał się tynk z sufitu w wynajmowanym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie, taki był głośny

 


A okrzyk brzmiał mniej więcej: JA CHCE MIEĆ DOM!!! Nie mieszkanie a dom – swój własny bez sąsiadów za ścianą, i z własnym ogrodem!!!!!

 

 


Okrzyk ten oprócz tego ze był głośny i poczynił spustoszenia w sufitowym tynku charakteryzował się tym ze miał, jak się później okazało duuuże konsekwencje i wywrócił wszystko do góry nogami…..

 

 


Ale tu na chwilkę cofniemy się pare(nascie) lat wstecz…

 


Błogie dzieciństwo spędziłam w podwarszawskiej Wesołej – właśnie w takim małym uroczym domku z zielonym ogródkiem, 2 psami i pszczołami, które przylatywały nie wiadomo skąd i żądliły skubane….

 


Ale ze życie to nie bajka to domek miał swój mankament – mianowicie stal troszkę na uboczu i od czasu do czasu niezidentyfikowane jednostki ludzkie włamywały się do niego doprowadzając moja matkę do stanów nerwicy i histerii, bo wracając ze mną do domu po pracy nigdy nie wiedziała, co zastanie.

 


Ponieważ zdrowie psychiczne mojej mamy było ważniejsze niż uroki życia na odludziu -zapadła decyzja – i uroczy domek został sprzedany a my cala rodzina (już bez pszczół) przenieśliśmy się do Warszawy do ślicznych i nowo wybudowanych bloków z wielkiej płyty

 


(Alternatywy 4 się kłaniają ).

 

 


Bloki jak to bloki, – kto mieszkał ten wie…...jak uroczo brzmią poranne ablucje sąsiada z góry rano i jak równie milo długie kąpiele sąsiadki z dołu wieczorem.

 

 


Po pewnym czasie rodzinne gniazdko opuściłam, ale nie wyniosłam się daleko, bo zaledwie pare bloków dalej.

 


Na początku była euforia – własny dom (co z tego ze wynajmowany) po jakimś czasie rzeczywistość dala o sobie znać. Co prawda już od dawna od szarej rzeczywistości nie oczekiwałam niczego oprócz skrzeku (cyt. Sapkowski) ale mimo wszystko zaczynałam mieć powoli dość.

 


Głownie sąsiadów.

 

 


Z boku mieszkali jacyś przygłusi melomanie, na dole miłośnicy psów zostawiających je po parenascie godzin sam na sam w mieszkaniu skutkiem czego psiny wyły jak opętane na górze osobnik o ewidentnie zaburzonym cyklu dobowym.

 


Zaburzony cykl dobowy charakteryzował się tym ze ów człowiek zaczynał życie około godz. 22 i np. przeprowadzał remont swego domostwa o pierwszej w nocy. Na moje wizyty nocna pora – rozczochranej zaspanej i z pretensjami ze chce do jasnej cholery się wyspać reagował autentycznym zdziwieniem.

 

 


cdn

zielonooka

......tak mniej więcej zaczynał się mój dziennik pisany jakoś tak na początku grudnia zeszłego roku.

 


Urwał się on brutalnie, bo pewne okoliczności mnie do tego zmusiły.

 


Dobrze, że dziennik się urwał a nie, dajmy na to sznurek na budowie z czymś ciężkim na końcu – taka mała dygresja. Tym, co się coś na budowie urwało przyznają mi rację.

 

 


Ale wracając do wyjaśnień…..

 


Jakiś czas minął i nic się nie dzieje, a pewni „sympatyczni inaczej” Łysi Panowie zaprzestali nachodzenia mnie i proponowania swoich usług… nie Kochani, nie ma tak dobrze … Łysi Panowie nie proponowali bynajmniej pomocy przy budowie np. przy wykopkach, czy pracach porządkowych , proponowali za to zatrudnienie ich skromnych osób w roli ochroniarzy mojej posiadłości.

 


Ponieważ nie odniosłam się do tego pomysłu z entuzjazmem jakiego by po mnie oczekiwali, zaczęli być coraz bardziej upierdliwi i namolni, co zaowocowało nawiązaniu przeze mnie bliższej przyjaźni z władza wykonawcza w postaci Panów Policjantów (zwanych w skrócie PP)

 


PP co pocieszające nie wyśmiali zaistniałej sytuacji i potraktowali rzecz poważnie, ale stanowczo nakazali usuniecie jakichkolwiek danych, zdjęć tudziez informacji z publicznego forum, jakim niewątpliwe Murator jest i pogrozili palcem, że trochę na własne życzenie mam tak wesoło jak mam.

 


No to usunęłam, cóż było robić ….

 


Ale trochę czasu minęło, jest cisza, nikt na wakatujące stanowisko ochrony się nie zgłasza… . więc się rozbestwiłam i zaczynam pisać na nowo

 


Pierwsze dwa czy trzy wpisy wcięło wiec spróbuje je odtworzyć z pamięci . Reszta zapisana gdzieś, wiec będzie identyczna (chyba ze ja zmienię ubarwiając tu i tam, a co…! )

 


Jedna mała prośba, jeśli ktoś rozpozna mój dom, to niech tego nie pisze!

 


Bo mnie PP chyba zastrzelą ze swoich służbowych broni za niesubordynację …

 

 


http://tezeusz.blox.pl/html" rel="external nofollow">Tezeusz szuka domu!

 


http://images1.fotosik.pl/43/ow0gp6g7h3xhtf7l.jpg

zielonooka

Zielono mi w głowie i fiołki w niej kwitną… jak śpiewała pewna Pani (czy tez Pan?)


dawno temu w optymistycznej piosence, której w całości nie pomne już, bo działo się to w okresie szczęśliwego dzieciństwa, które to niestety już jakiś czas temu odeszło.


Nie szczęście, na szczęście, odeszło, ale dzieciństwo niewątpliwie.

 


Ja tez zacznę śpiewać tę piosenkę, ponieważ sytuacjach stresujących i mrożących krew w żyłach śpiewam sobie pełna piersią , czego zaznaczę uczciwie robić nie powinnam.


Mam wiele talentów, – ale wokalny do nich, umówmy się, nie należy - jak śpiewam to, co poniektórzy dziękują za swoja głuchotę. A ci nie dotknięci głuchota uciekają z zasięgu mojego głosu na bezpieczna odległość.


Ale nic to! To nie dziennik muzyczny a dziennik budowlany…


Wiec trzeba ładnie zacząć i opisać jak to się zaczęło…

 

 

 


http://tezeusz.blox.pl/html" rel="external nofollow">TEZEUSZ szuka domu!

 


http://images1.fotosik.pl/43/ow0gp6g7h3xhtf7l.jpg



×
×
  • Dodaj nową pozycję...