Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    95
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    123

Entries in this blog

inż. Mamoń

Mam wreszcie strop (11 dni opóźnienia)

 

 


Zatem wieczorem w poniedziałek 8 listopada ponownie odżyły moje nadzieje na strop jeszcze przed czwartkowym świętem. Wykonawca zobowiązał się, że strop będzie w środę i mogę już zamawiać beton na popołudnie. Nadal miałem jeszcze wątpliwości bo wciąż pozostawało wiele zbrojeń, szalunków i stemplowania. Beton mogłem zamówić dopiero we wtorek rano. Okazało się jednak, że jest kiepsko - beton można zamówić, ale jest szał na betonowanie i nie ma wolnej pompy. Zaczęło się gorączkowe poszukiwanie i dzwonienie. Kilka innych betoniarni również miało sporo zamówień. Wreszcie znalazłem wolną pompę, ale układ nie był dla mnie bezpieczny, bo beton miał być skąd inąd niż wspomniana pompa. Co by się stało gdyby pompa zepsuła się po drodze - strach pomyśleć . Ostatecznie "moja" betoniarnia wzięła sprawę na siebie i za wszystko miałem otrzymać jedną fakturę - uffff

 

 


We wtorek na budowie uwijało się aż 5 osób, ale i tak wieczorem wciąż wiele brakowało. Jednak rano w środę znowu pojawiło się ich pięciu i sprawy zaczęły wyglądać lepiej. Dodam, że na wszelki wypadek beton zamówiłem na 14.00, a wykonawcy powiedziałem, że na 13.00 . Dobrze, że miałem urlop, bo tak jak oczekiwałem od samego rana zaczęły wychodzić jakieś braki. To jest właśnie to, co mnie wk....a do granic. Na koniec dnia zwsze pytam czego brakuje. Najczęściej słyszę, że nic, a później rano są telefony: a to plastyfikator, a to gwoździe i jeszcze coś. Tym razem było tak samo.

 

 


- Potrzebne są gwoździe, bo już muszę prostować stare - zagadnął mnie pan Wiesio.

 


- OK, czy jeszcze coś potrzeba, może drut wiązałkowy? - zapytałem przezornie. Na to pan Wiesio i pan Witek rozejrzeli się po budowie i odrzekli zgodnie:

 


- Nie, nie trzeba, tu jeszcze jest i tu leży, no i na stropie też jeszcze leży, na pewno starczy.

 


Poszedłęm więc do samochodu, z bagażnika wyjąłem worek gwoździ, które kiedyś przezornie kupiłem na czarną godzinę i zaniosłem panu Wiesiowi. (Dodam, że w samochodzie mam więcej rzeczy na czarną godzinę np. plastyfikator , takie zapasy już nie raz ratowały sytuację). Kilkanaście minut później pan Gabryś zawołał do mnie ze stropu:

 

 


- Drutu wiązałkowego zabraknie. Trzeba dokupić.

 

 


Nawet się nie wkurzyłem bo nie było o co. To przecież standard. Już wsiadłem do samochodu i odjeżdżałem, jak dogonił mnie sam szef ekipy:

 

 


- Potrzebne są kołki szybkiego montażu 6 x 60, niech Pan też kupi.

 

 


To akurat było moje szczęście, że w tej właśnie chwili szef wsadził rękę do torebki z kołkami i nie było już ani jednego. Dzięki temu kołki i wiązałkę przywiozłem za jednym razem, a przy okazji dokupiłem gwoździe, żeby znowu mieć zapas w bagażniku.

 

 


Koło 12.00 odjechałem z budowy aby kupić flaszki dla ekipy na "stropowe" , które mieli dostać po całej akcji. Wróciłem około 13.15, a oni siedzieli sobie w garażu, pili herbatę, palili ćmiki i dowcipkowali. Słowem całkowity relaks jakby wszystko było gotowe. Dodam, że moje ustalenia z szefem były takie, że jak zostanie beton ze stropu to się go wleje na fundament ganku, który wcześniej nie był zrobiony ze względu na małą ilość miejsca na froncie. W rezultacie szef kazał go kopać panu Witkowi na ostatnią chwilę no i jak się później okazało dół powstał w zupełnie złym miejscu i o złych wymiarach

 

 


I pompa i gruchy przyjechały elegancko i punktualnie. Pierwsza miała 5 m3 i zaczęła się akcja. Szef ekipy zajął moje miejsce na górce humusu skąd miał przegląd sytuacji. A na stropie stanęło ich czterech: Wiesiek, Witek, Gabryś i Henio. Szło całkiem nieźle, ale nagle puścił szalunek przy balkonie i nadprożu. Aż dziw, że przez niewielką szparkę beton dosłownie aż rzygał. Szef odrzucił ćmika i w tempie przyśpieszonym zbiegł z górki aby ratować styuację. Potem podobna sytuacja powtórzyła się wewnątrz domu gdzie beton lał się przez niedużą dziurkę w stropie. Przeraziłem się jak szybko skończyła się pierwsza gruszka. Druga już czekała, ale zgodnie z zamówieniem miała tylko 4 m3. Patrząc na strop z góry zacząłem się obawiać, że zabraknie, a gdybym chciał domawiać to pewnie czekałbym najmniej pół godziny. To straszne, przecież rachunki wskazywały na 7,7 m3, a ja i tak zamówiłem 9,0

 


Koniec końców strop został zalany, a beton jeszcze był. Wtedy skierowali wąż do wykopanej dziury pod fundament ganku. Teraz dla odmiany zacząłem się obawiać co będzie jak ta niewielka dziura się zapełni, ale udało się...

 

 


uff - a więc zwycięstwo - mam strop

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

Kryzys i przełom

 

 


Tak więc już w niedzielę 7 listopada spotkałem się na budowie z nową ekipą, która przyjechała obejrzeć co jest zrobione, a co pozostaje do zrobienia. Z tych nerwów przyjechałem na działkę bez kluczy i panowie musieli skakać przez płot. Obejrzeli sobie budowę, popatrzyli w projekt i obiecali dać wycenę w poniedziałek. Kolejne ekipy były umówione na wizję w poniedziałek i we wtorek.

 


Bardzo późnym wieczorem w niedzielę przyszedł SMS od wykonawcy, w którym pisał: "Czy ma Pan zamiar zapłacić za zrobione prace czy nadal kłamać bo nie wiem co robić w poniedziałek". Po dłuższej naradzie rodzinnej odpisałem mniej więcej tak: "Płacę za zakończone etapy, żadnych więcej zaliczek. Termin zakończenia wszystkich prac 13 listopada". Wykonawca chyba się tego nie spodziewał i zaraz oddzwonił chociaż było już dobrze po 23.00. Właściwie nie czepiał się już moich argumentów, chyba je nawet rozumiał. Ale po prostu bał się czy dostanie kasę czy będzie w plecy o wiele tysięcy. Oczekiwał jakichś gwarancji, że mu zapłacę, proponował jakieś cesje na książeczce albo zaliczkowe płacenie za strop aż do momentu jego ukończenia. Oczywiście na to nie mogłem się zgodzić, ale postanowiłem pójść mu na rękę i spisać aneks do umowy, w którym określę terminy zakończenia poszczególnych etapów i pod warunkiem ich dotrzymania nie będę naliczał kar umownych. Zagwarantowałem mu dodatkowo, że wynagrodzenie za strop zapłacę natychmiast po jego wykonaniu, a nie jak stanowi umowa po 3 dniach. Umówiliśmy się na spotkanie w tej sprawie na budowie w poniedziałek na koniec dnia. W ten sposób w poniedziałek pracował w dość dużym stresie. Jednak w poniedziałek rozmawialiśmy telefonicznie raz jeszcze w celu potwierdzenia ustaleń. Widząc, że wszystko jest OK zacząłem odwoływać umówione ekipy. Wieczorem na budowie dałem mu aneks, przeczytał go i westchnął, że chyba nie ma wyjścia i musi podpisać.

 

 


- Czy napewno nie chce mnie Pan wyrolować? - zapytał.

 


- Na pewno - odrzekłem i musiałem silić się na powagę, bo sytuacja była dość groteskowa .

 


- Mogę go jeszcze przeczytać na spokojnie i podpiszemy jutro? - zapytał.

 


- OK - zgodziłem się - ale niech mi Pan jeszcze wyjaśni co to za numer z tą betoniarką? Taki szantaż?

 


- Nie, betoniarkę zabrałem jeszcze w piątek bo wysiadła zębatka. Teraz albo się ją jeszcze naprawi, albo będzie nowa.

 

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

Atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa

 

 


W środę 3 listopada spotkałem się z wykonawcą późnym wieczorem żeby jakoś dogadać się w sprawie kasy. On chciał dostać całą kasę za mury parteru, a ja nie chciałem mu jej wypłacić. On miał argument, że parter jest gotowy, a na dodatek jest gotowy strop nad garażem. Ja przekonywałem go, że jak mu zapłacę za parter to będzie miał już zapłatę za DWA etapy, a ja wciąż nie mam dwóch etapów bo cały czas nie zakończony jest etap PIERWSZY (brakuje izolacji i ocieplenia fundamentów).

 

 


- Nie ma ocieplenia, ale jest już strop nad garażem i na dodatek kawałek ścian poddasza na tym stropie - mówi.

 


- Jest kawałek stropu, ale to dla mnie nie jest argument bo liczymy się za całe etapy, a 5 dni temu miał być już CAŁY strop - odpowiadam.

 

 


Cała ta przepychanka trwała dłuższą chwilę aż wreszcie wypłaciłem mu 700 złotych z czego i tak 400 to były uzgodnione wcześniej prace dodatkowe na umowę ustną. Musiałem jeszcze nałgać, że w tej chwili i tak mam tylko tyle, a więcej kasy będzie w piątek i wtedy pogadamy. Był wyraźnie nieufny czy nie chcę go wyrolować, ale chciałem jak najwięcej zyskać na czasie i obserwować czy jego obietnice zakończenia stropu w poniedziałek są cokolwiek warte.

 

 


W czwartek pod koniec dnia zaczął już mówić o zalewaniu stropu we wtorek chociaż przez cały dzień była dobra pogoda i nie było żadnego powodu dla opóźnienia betonowania (w środę zaklinał się, że będzie w poniedziałek). W tej sytuacji w czwartek wieczorem postanowiłem sobie, że w piątek postawię sprawę otwarcie i nie wypłacę ani grosza. Zgodnie z obietnicą przyjechałem na budowę w piątek na koniec dnia. Tak jak oczekiwałem zbyt wiele nie zrobił i to mnie utwierdziło, że kasy nie należy płacić. Przecież jeżeli teraz ma kasę do wzięcia i mu na niej bardzo zależy, a mimo to grzebie się jak żółw, to czy będzie pracował szybciej jak już mu zapłacę? Dla mnie ten strop to być albo nie być. Przy jego tempie nawet środa nie jest pewna, a w czwartek jest święto i potem długi weekend, więc żadnej pracy nie będzie. Niech więc ten czas pokryje się z przymusową przerwą na związanie stropu.

 

 


- Kiedy będzie zalewanie stropu? - zapytałem zaraz po przyjeździe.

 


- We wtorek po południu - odpowiedział.

 


- Czy jutro pracujecie? - zapytałem, a jutro była sobota.

 


- A czy jest kasa? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

 


- Nie ma - ja mu na to.

 


- No to nie pracujemy - odpowiedział.

 

 


I znowu zacząłem go przekonywać, że nie zapłacę za parter (2 etap umowy), bo wcześniej zapłaciłem cały 1 etap, więc powinny być skończone 2 etapy, a przecież nie są. Dodałem, że obiecywał zalewanie stropu w poniedziałek, a teraz mówi już wtorek po południu. Dla mnie natomiast wcale to nie jest pewne bo wciąż bardzo dużo brakuje. Przypomniałem, że ma 7 dni opóźnienia ze stropem, a w ten wtorek kiedy obiecuje zalewać będzie już 11 dni. Ja muszę mieć gwarancję, że strop będzie we wtorek bo inaczej wszystkie moje plany biorą w łeb. Żeby go zmotywować zaproponowałem, że jak przyjdzie w sobotę i będzie ostro pracował nad tym stropem to na koniec dnia zrobię kolejny wyjątek i wypłacę mu zaliczkowo 500 złotych za ten parter. Bardzo długo gadaliśmy i powtarzaliśmy praktycznie wciąż to samo. W końcu wydawało mi się, że się zgodził.

 

 


W sobotę koło 12.00 zapodałem mu SMS-a z pytaniem czy mam przyjeżdżać na budowę z kasą. Nie odpowiedział. Jednak pojechałem. Naprawdę liczyłem, że tam będzie, a tu niestety spotkała mnie przykra niespodzianka. Nikt tego dnia nie pracował. Pokręciłem się trochę po budowie i zdębiałem NIE MA JEGO BETONIARKI

 

 


Nie sądziłem, że porzucił budowę bo w najbliższym czasie mógł niewielkim wysiłkiem zgarnąć sporo kasy za parter i za strop, ale obawiałem się, że schodzi z budowy żeby mnie zaszantażować o kasę. Wiedział, że mi zależy na tym stropie przed długim weekendem i pewnie chciał to wykorzystać. Sobotę i niedzielę 6 i 7 listopada wspominam jak najgorzej. Niekończące się rodzinne dyskusje co robić, wymyślanie jakichś szatańskich podstępów, gorączkowe studiowanie umowy, koszmary w nocy itp. Postanowiłem jednak, że szantażem mnie nie złamie. Już nieco wcześniej zapodałem dramatyczny post na forum o poradę co robić z wykonawcą. Odpowiedzi forumowiczów utwierdzały mnie w podjętej decyzji - nie dać się. Zacząłem gorączkowo szukać nowej ekipy ...

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

Murowanie

 

 


Jak już napisałem wcześniej, prace na budowie nabrały tempa dopiero 16 października. Około 23 października ekipa zaczęła robić wylewki pod oparcie stropu nad garażem, dalej belki i pustaki - to poszło szybko bo strop był najprostszy z możliwych i do tego mały - zaledwie 18 m kw. Według obliczeń na ten strop i nadproże miało wyjść ledwo ponad 2 m3 betonu. Nie opłacało się zamawiać go w betoniarni bo koszt pompy przekroczyłby cenę betonu. W sumie dogadałem się z ekipą, że te trochę betonu ukręcą sami i tak się stało.

 

 


Jeszcze przed 1 listopada wykonawca sygnalizował, że chciałby dostać kasę za mury parteru. Przypomniałem mu jednak, że mieliśmy się liczyć wyłącznie za zakończone etapy, a ja nie widzę jeszcze końca tego etapu. Stanęło, że porozmawiamy we wtorek (2 listopada).

 

 


We wtorek wykonawca znów mnie dusi o kasę.

 


- Przecież etap nie skończony - powtarzam to co mówiłem wcześniej.

 


- Przecież brakuje tylko paru pustaków i wylewek pod belki stropowe - odpowiada.

 


- No właśnie, sam Pan mówi, że etap nie skończony - i od razu atakuję - Pan nie skończył murów parteru, a 30 października miał być gotowy strop. Kiedy będzie gotowy strop?

 


- W sobotę, no najdalej w poniedziałek - odpowiada po chwili zastanowienia - ale kasa by się przydała. Faktycznie odrobinkę brakuje tego parteru, ale jest już strop nad garażem i są zaczęte ściany poddasza. Można to zaliczyć jako wyprzedzenie, no i wogóle widzi Pan przecież, że budowa idzie.

 


- Jak Pan pamięta to kiedyś zapłaciłem Panu za fundamenty, które były nie skończone, bo przekonywał mnie Pan, że zaczęte ściany parteru kompensują niedokończony pierwszy etap. Czy pamięta Pan, że potem budowa stała prawie dwa tygodnie? A pamięta Pan, że jak domagałem się przyśpieszenia to radził mi Pan pilnować moich spraw, a Pan będzie pilnował swoich? - na dogodny moment żeby mu to wypomnieć czekałem ponad 2 tygodnie i wreszcie się doczekałem

 


- No, ale widzi Pan przecież, że robota idzie - on znowu swoje.

 


- Czy pamięta pan, że powiedziałem wtedy, że liczyć się będziemy tak jak mówi umowa, tylko za zakończone etapy i nie będzie żadnych zaliczek? - to była moja zemsta

 


- Tak, ale etap jest prawie zakończony...

 


- Pogadamy w czwartek jak będzie zakończony

 

 


W tym momencie wydawało mi się, że mam nad nim przewagę, a dalej będzie już tylko lepiej. Jednak nie przeczuwałem, że najgorsze dopiero nastąpi. cdn ...

inż. Mamoń

Jak to z wodą było...

 

 


O wodzie piszę osobny post bo temat kosztował wiele sił, czasu i pieniędzy.

 

 


4 czerwca, jak tylko otrzymałem mapki, złożyłem w wodociągach wniosek o wydanie warunków technicznych. Otrzymałem je gdzieś na początku lipca. Wydawało mi się, że na dokończenie procedury jest jeszcze wiele czasu i goniąc za pozwoleniem na budowę i innymi sprawami, w tym akurat temacie wiele dni przespałem. Projekt przyłącza zleciłem 3 sierpnia i właśnie wtedy dowiedziałem się, że cała procedura jeszcze "trochę" potrwa. Projektant zrobił swoje w 2 dni i zgodnie z obietnicą zawiózł kwity do ZUD-u, gdzie leżały 4 tygodnie, a następnie jeszcze tydzień w wodociągach . Uzgodniony projekt odebrałem około 10 września i wydawało mi się, że wodę będę miał za tydzień - dwa czyli jak będą gotowe ławy i przyjdzie do murowania ścian fundamentowych. 14 września (drugiego dnia budowy) zgłosiłem zamiar budowy przyłącza i dowiedziałem się, że na ewentualny sprzeciw urzędu trzeba czekać aż 30 dni . Niestety dalszego ciągu nie dało się przyśpieszyć, bo kolejnym krokiem jest zgłoszenie tego w wodociągach, gdzie wymagane jest przedłożenie kopii zgłoszenia w Starostwie z datą wpłynięcia co najmniej 30 dni wcześniejszą...

 

 


Wtedy zrozumiałem jak bardzo się przeliczyłem i pobiegłem załatwiać wodę od sąsiadów.

 

 


Wykonawcy przyłącza zacząłem szukać koło 10 października (kurczę - znów za późno ). Kolejni zaproszeni panowie przyjeżdżali na budowę nowymi wypasionymi brykami (honda civic, jeep, opel vectra) i podawali astronomiczne kwoty np. 2,5 tysiąca za przyłącze o długości 12 metrów albo terminy 2 tygodnie albo i jedno i drugie zrzucając przy okazji na mnie sprawę załatwienia w gminie zgody na zajęcie pasa drogowego, a nawet i geodetę. W ten sposób nabrałem przekonania, że porządnego wykonawcę poznam po samochodzie. Mi potrzebny jest ktoś, kto przyjedzie żukiem albo tarpanem .

 

 


Przed spotkaniem z kolejnym wykonawcą udałem się do gminy wypytać o sprawę. Trafiłem na aroganckiego urzędasa, który był na dodatek wyraźnie obrażony, że ktoś przychodzi i zawraca mu głowę. Oczywiście zażyczył sobie 15 załączników oraz wykonania projektu organizacji ruchu. Zapytałem po co projekt organizacji ruchu jeżeli planuję zajęcie połówkowe, a droga jest gruntowa i jeżdżą tamtędy praktycznie tylko sąsiedzi czyli 1 samochód na godzinę. Jak się domyślacie urzędas pozostał niewzruszony i dalej swoje - a jak się na tej drodze miną dwa samochody?

 

 


Zdałem sobie sprawę, że muszę do tego przyłącza znaleźć zupełnie inną firmę. Nie ważne czy będzie umiała zrobić przyłącze, ale czy umie "to załatwić" . Następnego dnia czekam na budowie na kolejnego umówionego potencjalnego wykonawcę i widzę podjeżdżającego rozklekotanego poloneza truck . No i w tym momencie uwierzyłem, że się udało, a ten facet jest tym kogo szukam od kilku dni. Nie myliłem się. Cena była najniższa ze wszystkich dotychczasowych, termin wprawdzie 10 dni, ale za to facet bierze na siebie wszystko: zgłoszenie zajęcia drogi w gminie (i ewentualny projekt organizacji ruchu), zgłoszenie w wodociągach, zgłoszenie odbioru przed zasypaniem, obsługę geodezyjną - czyli full-service. Tego mi było potrzeba Szybko się dogadaliśmy i pozostało tylko czekać. Kiedy się rozchodziliśmy nieoczekiwanie podszedł do nas inny facet. Jak się okazało to geodeta współpracujący z "moim" wykonawcą. Szybko powymieniali się papierami i obiecali działać natychmiast.

 

 


Nazajutrz pojawiłęm się rano na budowie i zupełnie zaskoczony zauważyłem kilku nieznanych ludzi intensywnie pracujących łopatami, a wśród nich właściciela firmy, z którym dogadałem się wczoraj. Tak się złożyło, że nieoczekiwanie mieli pół dnia więc przyszli od razu, a na działkę weszli przez płot. Jeszcze przed 14.00 przyłącze było gotowe.

inż. Mamoń

Trochę historii ...

 

 


Dzisiaj zamieszczam dopiero co wywołane zdjęcia z września i października, więc muszę się cofnąć w mojej opowieści.

 

 


Tak wyglądała budowa gdzieś między 30 września a 4 października. Cieszyłem się wtedy, że wychodzimy z ziemi, a na szarych betonowych bloczkach pojawiły się pierwsze warstwy pustaków. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że na kolejne warstwy przyjdzie poczekać ponad dwa tygodnie...

 

 


http://www.tatromaniak.republika.pl/images/dom/105.jpg" rel="external nofollow">Widok od strony wjazdu na przełomie września i października (65kB)

 

 


http://www.tatromaniak.republika.pl/images/dom/106.jpg" rel="external nofollow">Widok od strony ogrodu na przełomie września i października (97kB)

 

 


W sobotę 2 października wykonawca zainkasował zapłatę za pierwszy etap prac (fundamenty) chociaż jeszcze nie były skończone. Ten jeden jedyny raz poszedłem mu na rękę bo opóźnienie wyniknęło głównie z powodu złej pogody. W deszczowe dni nie mógł kłaść dysperbitu wewnątrz fundamentu, więc nie mógł go zasypać, ani wylać podłogi na gruncie. Żeby budowa nie stała zaczął murować ściany parteru i właśnie taki stan jak na powyższym zdjęciu przyjęliśmy umownie do rozliczenia etapu.

 


To, że zapłata była dużym błędem okazało się dość szybko. Wykonawca planował 4-7 października zasypać fundament od środka, rozprowadzić kanalizę i wylać beton na podłogę. W końcu mu się to udało, ale dopiero 12 października

 

 


http://www.tatromaniak.republika.pl/images/dom/110.jpg" rel="external nofollow">Zasypywanie wnętrza fundamentów, za górką zbiera siły operator szypy (99kB)

 

 


http://www.tatromaniak.republika.pl/images/dom/111.jpg" rel="external nofollow">Ta sama góra piachu z innej strony (92kB)

 

 


Po dniu przerwy, w czwartek 14 października miało ruszyć murowanie ścian, ale jakoś nie ruszyło. Wieczorem dzwoniłem do wykonawcy, ale on wolał nie odbierać telefonu. Wysłałem mu więc SMS-a, w którym zażądałem, żeby przestał sobie robić kpiny i żeby nazajutrz na budowie pojawili się wszyscy ludzie. W efekcie w piątek nie było nikogo . Zadzwoniłem więc ponownie i pytam co jest grane. Na to on powiada żeby mu się nie wtrącać w organizację pracy bo to on kieruje swoimi ludźmi, płaci im pensje i składki. Uważa, że najlepiej jak on będzie pilnował swoich spraw, a ja będę pilnował moich Powiedział też, że miał w planie dać w piątek dwóch ludzi, ale po moim SMS-ie doszedł do wniosku, że byłbym niezadowolony bo przecież chciałem wszystkich. Potraficie sobie wyobrazić taką bezczelność? Zdałem sobie sprawę, że formalnie nie mam się do czego przyczepić bo mury parteru miał termin skończyć do 16 października, a był dopiero 15. Jednak było oczywiste, że nawet 20 ludzi ich do tego czasu nie skończy.

 

 


Powiedziałem mu wtedy głośno i wyraźnie:

 


- OK, ale przypominam, że rozliczać się będziemy odtąd tylko za zakończone etapy zgodnie z umową i nie będzie już żadnych zaliczek, ani zaliczania innych robót zamiast tych, które miały być zrobione.

 

 


Przyjął to do wiadomości wyraźnie ucieszony, że nie dostał mu się żaden opierdal.

 

 


Od poziomu widocznego na zdjęciu powyżej mury zaczęły rosnąć dopiero w sobotę 16 października. Zaznaczam wyraźnie tę datę. Od tego momentu na budowie już nie było przestojów, codziennie było 3 ludzi, prace szły do przodu, ale opóźnienie oceniałem na około 2 tygodni. Właśnie w tę sobotę przypadał termin zakończenia ścian parteru aż do wylewki pod strop.

inż. Mamoń

Wtorek - 37 dzień budowy ...

 

 


Małżoncia nie mogła pojechać na budowę z powodu znacznej temperatury, a mi zepsuł się samochód . Jakoś z pomocą kolegi powiązałem go sznurkami i powoli ruszyłem do serwisu. Jazgot był nieziemski aż się ludzie oglądali i robili taaakie gały Koniec końców udało mi się dotrzeć do serwisu bez holowania, samochód będzie zrobiony być może już koło 20.00. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie kaska. Wyniesie to coś koło 7 - 8 stówek

 

 


Najgorsze jest, że nie wiem co na budowie, czy np. czegoś nie spieprzyli Dwoma różnymi transportami miały przyjechać strop i nadproża. Nie wiem czy przyjechały, a jeśli tak, to czy skiprowali to na moją działkę, czy nie gdzie indziej

 

 


Pozdrawiam wszystkich forumowiczów, a wśród nich Państwa MMMD oraz RKJN

inż. Mamoń

Poniedziałek - walka trwa ...

 

 


Wykonawca nie zraził się zapowiadanymi deszczami i w poniedziałek rzucił znaczne siły (3 ludzi ). Może pomogło jak mu powiedziałem, że rozliczamy się za zakończone etapy i zgodnie z umową (o karach nie powiedziałem nic, ale mógł się domyślić). W sumie pogoda nie była zła - deszcz zaczął padać dopiero koło 16.00 jak już pomału kończyli pracę. W domu pojawiła się wreszcie ściana frontowa, której wcześniej nie było, bo podjeżdżały tam wywrotki z piaskiem. Na całym obwodzie przybyły chyba 3 warstwy i widać już zarysy okien i drzwi. Nie ma jeszcze środkowej ściany nośnej wewnątrz domu, jeden komin ma pół metra, a drugiego nie ma wcale. Dziś na budowę dowożą strop nad garaż oraz wszystkie nadproża na parter. Na jutro muszę zorganizować pustaki bo pewnie się dzisiaj skończą.

 

 


Jestem dziś (wtorek) unieruchomiony w pracy więc na kontrolę i po odbiór dostawy stropu i nadproży wysłałem Małżoncię. Na dodatek wysłałem ją jeszcze na zakup stali. Ciekawe jak sobie poradzi?

 

 


Pozdrawiam! cdn...

inż. Mamoń

Wykonawca jak chce to potrafi - oby częściej chciał ...

 

 


Zapowiadali deszcz, a Wykonawca okazał się nieustraszony . Mimo krótkiego dnia pracy (sobota) zdążyli machnąć kilka warstw. W efekcie budowa nieco bardziej przypomina dom. Gdyby nie te deszcze zapowiadane na poniedziałek mogłoby być nieźle, ale: pożyjemy -zobaczymy.

 

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

Komedia ...

 

 


Wykonawca we wtorek poprawił to co spieprzył wcześniej. W środę nie było ich bo beton na podłodze był świeży. W czwartek Wykonawca obiecał rzucić duże siły. Wieczorem przyjechałem na budowę i widzę jak 2 ludków cosik sobie muruje. W sumie wymurowali zaledwie jakieś 150 pustaków - pusty śmiech ogarnia. Wieczorem próbowałem dzwonić do Wykonawcy, ale on najwyraźniej nie chciał gadać, więc nie odbierał. Wyłałem mu SMS-a, że sobie kpi i jutro (tzn w piątek) ma dać minimum 4 ludzi i pracować od rana do wieczora. Rano pojechałem na budowę, a tu nikogo nie ma. Dzwonię do Wykonawcy - a on obrażony

 


Mówi mi, że mógł dać dzisiaj dwóch ludzi, ale nie dał nikogo bo chciałem czterech więc z dwóch byłbym niezadowolony. Wyobrażacie sobie taką bezczelność? Jeszcze radził mi abym pilnował własnych spraw (np. swojej pracy), a on będzie pilnował swoich. Przyobiecał mi jeszcze, że termin zakończenia wszystkich prac (15 listopada) będzie dotrzymany i nie mam się martwić obecnym małym opóźnieniem. Jutro (w sobotę) mija termin 2 etapu prac - czyli etap murów aż pod strop. Tymczasem u mnie jest zaledwie około 1 metr murów, jeden komin ma pół metra, a drugiego nie ma wcale. Cóż - tak naprawdę to pretensje mogę mieć dopiero jutro, bo dopiero jutro mija termin, ale przecież widać gołym okiem, że przez kilka godzin jutro dużo nie nadgonią (o ile wogóle przyjdą - przecież ma być deszcz). W związku z tym przypomniałem mu, że płacę tylko za zakończone etapy, a w zanadrzu mam jeszcze argument w postaci kar umownych, które mogę naliczać za każdy przeterminowany etap. Planuję potrącić kary z wynagrodzenia za drugi etap (ewentualnie później też za etap trzeci) i zapowiedzieć mu, że oddam te kary co do grosza jak on dotrzyma ostateczny termin tj. 15 listopada. Ciekaw jestem co z tego wyniknie. Może się znowu obrazi i pójdzie w cholerę, zostawiając mnie z rozgrzebaną budową? Oj - byłoby nieciekawie

 

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

Jest niewesoło ...

 

 


Jak już napisałem Wykonawca zmarnował cały poprzedni tydzień, bo do zasypywania fundamentów dał 2 ludzi, którzy robili to 3 dni. Betonu nie zdołał już ułożyć . Zaczął wreszcie w poniedziałek. Jeszcze rano przypomniałem mu, że folia izolująca ścianę fundamentową od ściany parteru ma zostać NA betonie, a nie przypadkiem pod. Wieczorem zajeżdżam na budowę i widzę w trakcie betonowania tych samych trzech sztyftów, którzy rozprowadzali wcześnej kanalizę. Beton wygląda na ładny i równy. Jednak po przyjrzeniu zauważam, że na betonie jest tylko jedna folia, a druga warstwa jest zagięta wzdłuż ściany i najzwyczajniej zabetonowana.

 


W mało elegancki sposób nakazałem wszystko rozp...lić. Złapali za łopaty, weszli na świeży beton i zaczęli go wykopywać wzdłuż ścian, aby wydobyć folię na wierzch. Potem zalali ponownie fragmenty wzdłuż ścian, ale tam gdzie łazili pozostały wydeptane ślady butów. Robotę kończyli już po ciemku. Zadzwoniłem jeszcze do Wykonawcy i zakomunikowałem, że jutro ma się pojawić na budowie, obejrzeć co nawywijał i naprawić szkody. Zakłopotany bebłał jeszcze, że przecież im powiedział, że folia ma iść na wierzch. Nie chciało mi się tego już więcej słuchać.

 

 


Pechowo tak się złożyło, że dziś byłem w delegacji i nie mogłem sprawdzić co znowu spieprzyli...

 

 

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

Koniec 4 tygodnia budowy

 

 


Od rana pojechałem na rozmowy z cieślą i dekarzem. Pokazywali mi swoje dachy, widziałem więźbę w trakcie budowy i wygląda to nieźle. Kończyłem już rozmowy jak zadzwoniła komóra - był to Wykonawca. Pytał czy mogę przyjechać i dostarczyć rury, bo chce rozprowadzić kanalizę. Pojechałem i zawiozłem rury. Na budowie czekał Wykonawca i trzech sztyftów od kanalizy. Obejrzeli co przywiozłem, porozkładali rury, nic im nie pasowało i zaczynają wymyślać co potrzeba, a żeby było śmieszniej - do układanki nie pasuje im żaden z elementów, które przywiozłem. Na to ja - czy może być tak a tak? Popatrzyli i mówią, że może - zaraz się okazało, że rury pasują, wszystko układa się w sensowną całość i brakuje tylko trochę elementów. Spisaliśmy co potrzeba i pojechałem do LEROYa. W międzyczasie Wykonawca powiedział, że facetowi od żwiru zepsuł się samochód i będę musiał JA załatwić ten żwir na poniedziałek, chociaż umówiliśmy się, że on załatwi go sobie sam i to na czwartek.

 


Tak naprawdę wkurzyło mnie nie to, że muszę sam załatwiać żwir, ale że był to tylko kiepski wykręt aby nie pracować. Ludzie byli mu potrzebni na innej budowie. W ten sposób zamiast robić beton na gruncie w czwartek i piątek (tak planował kilka dni temu) będzie go robił w poniedziałek i wtorek, potem przerwa aby trochę związał i widać, że wielkiego murowania w przyszłym tygodniu raczej nie będzie.

 


Ludzieeeee!!! Momentami mnie ponosi. Niby nie mogę się przyczepić bo jak dotąd robi dobrze, a małe przekroczenie czasu pierwszego etapu wyniknęło z pogody, a nie z jego winy. Ale teraz to zaczyna wyglądać gorzej. Wkurza mnie, że on nic nie planuje naprzód, a jak planuje to i tak nie zrealizuje. Nie było go stać, żeby powiedzieć o kanalizie dzień naprzód - zadzwonił rano, że to już teraz, zaraz. Wkurza mnie burdel na budowie, deski, folie, palety, wiadra od dysperbitu...

 


Żwir załatwiłem z małżoncią na jutro rano i mam szatański plan. Zadzwonię do Wykonawcy i powiem, że można robić w sobotę . Oczywiście jak się domyślacie pomysł mu się nie spodoba i nic z tego nie będzie, ale zyskam na przyszłość dobry argument jak przyjdzie do rozmowy o sianku

 

 


Teraz małe podsumowanko. Kończy się 4 tydzień budowy, a u mnie nic wielkiego nie widać. Nie ma: podłogi na gruncie, izolacji pionowej z zewnątrz, ocieplenia fundamentu. Na pocieszenie jest za to jakiś metr ścian parteru. I to wszystko ...

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

Stanu zero nima i nima ... - czy nie jestem już nudny?

 

Chyba już znam odpowiedź na końcowe pytanie poprzedniego wpisu. Otóż - NIE - chyba nie uda się. Z Wykonawcą nie chciało mi się nawet gadać. Po co mam dzwonić i pytać czy są na budowie czy nie? Rano padało i to był wystarczający powód, aby na innej budowie siedzieć pod dachem. Na wszelki wypadek zapodałem SMS-a z pytaniem co i jak. Odpowiedział również SMS-em, że zagęścili ostatnią warstwę piasku w garażu, pojechali oddać maszynę i na tym koniec na dzisiaj. Tymczasem gdzieś od 11.00 pojawiło się słońce i tak już pozostało aż do wieczora.

 

No, ale właściwie nie ma co złorzeczyć, bo do tej pory Wykonawca spisywał się dobrze i nie mam powodów do narzekań. Rozumiem, że z jednej budowy nie można wyżyć. Wiem, że gdyby miał pracować tylko u mnie to pewnie miałby wyższą cenę. Wszystko rozumiem i akceptuję, ale podejrzewam, że mimo to Wykonawca zdziwi się niemiło, że tym razem kaski nie będzie - bo niby za co?

 

 

 

 

Pozdrawiam !

inż. Mamoń

Czas leci, a stanu zero nima i nima ...

 

 


Tak dawno już nie pisałem, że nie pamiętam zbyt dokładnie co i kiedy się zdarzyło.

 


Ekipa walczyła i w piątek, i nawet w sobotę. Wszystko dlatego, że szef ekipy chciał mnie przekonać, że ściany parteru rekompensują brak podłogi na gruncie i miał nadzieję dostać sianko. Tak się zresztą umówiliśmy nieco wcześniej, bo ani on, ani ja nie byliśmy zainteresowani czekaniem na pogodę aby można było kłaść dysperbit. W sobotę dociągnęli parter do wysokości 4 - 5 pustaków oraz wymierzyli i zaczęłi murować komin według moich poprawek. Przed odjazdem machnęli jeszcze od wewnątrz dysperbitem by w poniedziałek można zacząć zasypywanie. Pracowali do 13.00 i jak tylko się zwinęli - pokazało się słońce. Pewnie było im wszystkim weselej wracać z wypłatą

 

 


W niedzielę pojechałem popatrzeć jak pustaki prezentują się w słońcu i chciałem dokładniej przyjrzeć się dysperbitowi. Zajechałem na miejsce i zobaczyłem, że na drugie malowanie całego fundamentu zużyli tylko 1 wiaderko 22kg Cóż było robić? Złapałem za pędzel i przejechałem to wszystko jeszcze raz. Oczywiście w poniedziałek powiedziałem o tym szefowi ekipy zaznaczając, że po raz pierwszy i ostatni coś poprawiałem. Szef trochę się zmieszał i powiedział, że wydawało mu się, że jest dobrze. Nakładłem mu do głowy, że z zewnątrz ma wyglądać duuużo lepiej i mam nadzieję, że tak będzie.

 

 


W poniedziałek przyjechały dwa kamazy i skiprowały 30 ton piasku, który dwóch ludzi do samego wieczora wrzucało do środka. Tego dnia ucięli gumówą środkowy słupek bramy, aby się kamaz zmieścił. Aha - wiele lat temu poprzedni właściciel działki zrobił przy bramie betonową wylewkę - coś jakby podjazd. Niestety okazał się on ciut za delikatny. Jak tylko wjechał kamaz z piachem wszystko poszło w cholerę

 

 


We wtorek miałem urlop. Z wykonawcą umówiłem się "między 9.00, a 10.00" (to jego własne słowa). Chciał abym zapłacił za piasek bo on nie ma z czego wyłożyć. Biedaczysko nie miał z czego wyłożyć bo mu drugi klient słabo płaci . Gdzieś koło 9.50 jak byłem w drodze zadzwoniła mi komóra - patrzę: to on - pewnie się denerwuje, że mnie nie ma, ale telefonu nie odebrałem. Zajechałem o 10.00 i miałem satysfakcję, że przynajmniej raz to oni na mnie czekali . Od rana miała być maszyna do zagęszczania, ale maszyny też nie było, bo szef nie miał na kaucję w wypożyczalni. Uradziliśmy więc, że dam mu na cały piasek (tzn 1100 zł), a on wpłaci na maszynę, a z "piaskowym" dogada się na zapłatę jutro.

 

 


Do wieczora (czyli do 17.30) dwóch ludzi zrobiło wyraźnie mniej niż szef zaplanował, więc musiał się pogodzić, że wyda drugą stówę na kolejny dzień wypożyczenia. Jednak nazajutrz (czyli dzisiaj) nadal było tylko dwóch ludzi, ale praktycznie skończyli. Jutro tylko jeszcze trochę podleją i ubiją po raz ostatni. W ten sposób dwóch ludzi w trzy dni przewaliło szypami i ubiło 5 kamazów piasku.

 

 


Wierzę (albo chcę wierzyć), że jest dobrze. Jutro spróbuję jeszcze raz wbijanie pręta fi 12. Dzisiaj nie chciałem ich już denerwować, bo wczoraj chyba trochę przesadziłem, no ale dzięki temu robili solidniej i może podłoga nie będzie mi siadać.

 

 


Na czwratek i piątek planowana jest kanaliza i beton - ciekawe czy się uda?

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

KASZANA ...

 

 


Wczoraj pojawiły się ściany parteru. W padającym deszczu nie zrobiły na mnie radosnego wrażenia. A tak czekałem na ten moment . Przyjechałem je oglądać późnym popołudniem kiedy ekipy już nie było. Od sąsiadki dowiedziałem się, że murarze co rusz chowali się przed deszczem do samochodu. Dzisiaj lało od rana, więc ekipa nawet nie podchodziła do tematu. Zajmowali się wykończeniówką na drugiej budowie. Może wreszcie jutro da się coś zrobić?

 

 


Dla formalności dodam, że stanu zero wciąż nie ma . Od kilku dni nie można dysperbitować ścian i tym samym zasypywać fundamentu. Nastrój mam wyjątkowo paskudny. Kiedy wreszcie będzie ta pogoda ?

 

 


Pozdrawiam !

inż. Mamoń

16-ty dzień, a stanu zero wciąż nie ma ...

 

 


Ściany fundamentowe są gotowe, od środka jest na razie 1 warstwa dysperbitu, jutro powinna być druga. Do zrobienia jest jeszcze słupek żelbetowy, pod koniec tygodnia planowane jest zasypywanie. Ekipa nie chce tracić czasu, więc od jutra zacznie stawiać ściany parteru. Wreszcie pojawią się moje piękne pustaki

 

 


Byłem kupować trochę budowlanej drobnicy. Po gwoździe wszedłem do Gminnej Spółdzielni. Pani odważyła odpowiednią ilość do dwóch papierowych torebek. Od razu odżyły wspomnienia wiejskich GS-ów z mojego dzieciństwa. Te skrzynie z gwoździami na ladzie i papierowe torebki i do gwoździ i do cukierków - eeech inny świat

 

 


Pozdrawiam wszystkich forumowiczów!

 

 


ciąg dalszy mam nadzieję nastąpi...

inż. Mamoń

Środa i czwartek - trochę lepiej

 


W środę położyli pierwszą warstwę bloczków, a wczoraj, korzystając z chwilami dobrej pogody, poszli ostro. Większość ścian fundamentowych ma już docelową wysokość 6 bloczków. Byłem na budowie z miarą i jestem mile zaskoczony. Wymiary się zgadzają z dokładnością do kilku milimetrów, sprawdziłem też (Pitagorasem) dwa kąty i są proste . W dwóch miejscach są przygotowane przepusty do kanalizy, ale właśnie przypomniałem sobie, że ZAPOMNIAŁEM o przepuście do rury doprowadzającej powietrze do kominka trzeba zaraz coś wymyślić i ratować sytuację.

 


Plany na następne dni są ambitne, ale kto wie czy nie wezmą w łeb z powodu pogody Wymyśliłem, że ściany mają być dysperbitowane również od środka, ale na razie są całe mokre i trzeba czekać. Jak to jest z tym dysperbitem? Wyczytałem, że jednokrotna warstwa to np 0,8 - 1 kg/m2, a wystarczającą ochronę daje grubość powłoki 2 kg/m2. Tymczasem czytałem, że daje się jedną warstwę rozcieńczoną, a drugą normalną - z tego na pewno nie wyjdzie 2 kg/m2. Jak robiliście? Ile warstw wewnątrz, a ile na zewnątrz fundamentu?

 


Później jeszcze zasypywanie fundamentu i kanaliza podpodłogowa. Nie wiem jak to będzie, ale wychodzi mi, że do zasypania potrzeba około 130 ton pospółki. Z kolei beton na podłogę ekipa ma kręcić sama. W projekcie mam B12 (jest wogóle taki?) Myślę, że nawet jak wyjdzie słabszy to i tak będzie dobry - jak myślicie: czy jak wyjdzie słabszy to się coś stanie?

 

 


Pozdrawiam wszystkich forumowiczów!

 

 


ciąg dalszy mam nadzieję nastąpi...

inż. Mamoń

Czarne chmury nad budową

 


W poniedziałek ekipa pracowała na innej budowie, a do mnie miała przyjechać dzisiaj. Rano pojechałem na budowę odebrać transport bloczków betonowych i wkopać słup z tablicą informacyjną. Od miasta nadciągały wielkie czarne chmury. Kiedy ekipa przyjechała i rozłożyła sprzęt zaczęło padać. Poczekaliśmy jeszcze na dostawę piasku do murowania i tyle było na dzisiaj.

 


Niestety, kolejne dni mają być podobne , nie wiem kiedy wyjdziemy z ziemi ....

inż. Mamoń

http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/008.jpg . . . . . http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/016.jpg

 


Tak więc nie zaczęło się najlepiej - było tylko dwóch ludzi i pompa, która nie sięgała do najdalszej ławy. Przyjechała pierwsza gruszka zgodnie z umową mająca 5,5 m3. Jeden naciągał wąż najdalej jak się dało, a drugi przegarniał beton szypą w kierunku najdalszej ławy. Szło mu to niesporo i po chwili beton zaczął się wylewać z wykopu. Tego mi było trzeba - o mało nie dostałem zawału . Jakiś dureń nie może wjechać przez bramę i na dodatek zapomina o przedłużkach , beton wylewa się z ławy a ja mam na to spokojnie patrzeć? Głośnym wrzaskiem robotnicy zatrzymali pompę. Wzięli się obaj za szypowanie. Od razu było widać, że akcja będzie długa, a w drodze była już druga grucha. Widząc co się święci KB zadzwonił do Wykonawcy i uzyskał zapewnienie, że zaraz będzie kolejnych dwóch z szypami. Trwało to jakieś 20 minut - na szczęście pracowali na budowie niedaleko - i przyjechali w samą porę. Dwie dodatkowe szypy i sprawy zaczęły wyglądać lepiej. W końcu opanowali sytuację i druga grucha została opróżniona. Wtedy musiałem podjąć decyzję i zadysponować ile betonu ma przywieźć ostatnia grucha grzejąca silnik w betoniarni. Zadysponowałem 4 m3 i był to dobry strzał. Betonu starczyło idealnie. Na końcu aż miło było popatrzeć jak 3 ludzi precyzyjnie przegarnia beton, pod kierunkiem czwartego chodzącego z miarką i odmierzającego ustalone 97 centymetrów od sznurków...

 


Cała akcja trwała długie 2 godziny (a cholerna pompka to 170 + VAT za godzinę), ale zakończyła się pełnym sukcesem. Ludziska pozakrywali ławy folią, zwinęli narzędzia (znaczy się szypy) i odjechali, a ja pstryknąłem ostanią fotkę i pojechałem uregulować rachuneczek

 

 


Aha - w przerwie między odchodzeniem od zmysłów, a rwaniem włosów z głowy przypomniało mi się aby zatopić w betonie 3 monety po 1 gr i dodatkowo dwa złote z dziurką (czyli tzw. Owsiaka) - wszystko na szczęście

 

 


pozdrawiam

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/001.jpg . . . . . http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/003.jpg

 


W piątek zgodnie z planem o 11.00 miało zacząć się betonowanie fundamentów. Oto zdjęcia zrobione jeszcze przed tym wielkim wydarzeniem. Pompa przyjechała kilka minut wcześniej, a w tym czasie na budowie był tylko jeden pracownik Wykonawcy . Operator pompy wyskoczył z kabiny i przyszedł się przywitać. Oznajmił głośno, że mam niesamowite wprost szczęście bo oto przyjechała najlepsza pompa w byłym układzie warszawskim . Hocki klocki zaczęły się jak spróbował wjechać przez bramę. Okazało się, że pompa, która MIAŁA MIEĆ tylko 2,7 metra szerokości nie może wjechać przez bramę o szerokości 3,07 m . Na dodatek operator, który MIAŁ BYĆ zaradny i inteligentny zapomniał nawet o zabraniu specjalnych przedłużek zwiększających zasięg betonowania . Jedyne na co było go stać to pomysł odcięcia gumówą środkowego słupka bramy (słupka między bramą a furtką). Najpierw próbował go wyrwać, ale mu się nie udało. Cały wściekły powiedział, że ten p....ony słupek jest zabetonowany na kilometr albo i więcej, a jakby go wyrwać to przez tą wielką dziurę w ziemi mogłyby japańce wyłazić . W końcu cały zadowolony podjechał wzdłuż płotu, oznaczało to, że będą kłopoty, bo od płotu do najdalszej ławy jest prawie 16 metrów, a zasięg tej pompy wynosił ledwie 12 metrów.

 

 

 


http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/004.jpg . . . . . http://tatromaniak.republika.pl/images/dom/006.jpg

 


co działo się dalej opiszę w kolejnym odcinku ...

inż. Mamoń

Dzień trzeci

 

 


Około 8.00 doszło do planowanego spotkania Wykonawcy, Kierownika i Inwestora na placu budowy. Ogólnie było konstruktywnie i przyjemnie. Wykonawca powiedział mi, że wieczorem zadzownił do niego pan Wiesiu (ten, który wczoraj machał łopatą w wykopie) cały przerażony, że on sam jeden nie zdąży wyrównać wykopu, przygotować i ułożyć zbrojeń. Więc Wykonawca mając na to jeden dzień rzucił znaczne siły - 5 ludzi. Efekt jest taki, że wykopy są wykończone, ułożona folia no i gotowe zbrojenia, ale betonowanie przełożyliśmy z czwartku na piątek, bo w czwartek muszę być w pracy.

 

 


W wolnych chwilach poprawiam i aktualizuję arkusz prognozowanych kosztów budowy stanu surowego zadaszonego. Co rusz poprawiam jakieś pozycje, a kwota całkowita wciąż wynosi około 90 000. Czyżbym czegoś znaczącego nie uwzględnił? Aha - w tej kwocie nie mieści się projekt ani wynagrodzenie Kierownika (któremu jednakowoż ZAMIERZAM zapłacić - co podkreślam ponieważ on również bywa na tym forum ).

 

 


Dziś pstryknąłem kilka zdjęć zwykłym aparatem, więc na efekt trzeba będzie trochę poczekać. Może jutro skołuję jakiegoś cyfraka ...

 

 


pozdrawiam

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

Dzień drugi

 


Wiele mi się udało. Wreszcie przyjęli moje zgłoszenie budowy przyłącza wodociągowego (wcześniej mnie wywalili z powodu braków formalnych). Kupiłem 20 palet pustaków U220 (na razie). Mam dogadany beton na 7%, zamówione bloczki i cement. Ale na budowie był totalny marazm. O 12 był tylko jeden człowiek, który łopatą poprawiał wykop na ławy. Na mojej RB-tce postawił sobie radio i symulował pracę w wykopie. Zgodnie z ustaleniem przywieźli kibel (toi-toi). Trochę się zdziwiłem jak facet zrzucił go z samochodu, a potem nieomal przeniósł na plecach sam jeden we wskazane miejsce. Zapodał jeszcze 4 rolki p. t. oraz odpowiednią dawkę neutralizatorów i pachnideł. Na końcu poinstruował mnie o zasadach korzystania z tego urządzenia, skasował sianko i pojechał.

 


Jutro o 8.00 zbiera się Rada Budowy - czyli odbędzie się spotkanie Wykonawcy, Kierownika i Inwestora celem omówienia tego i owego. Trochę mi się śmiać chce jak pomyślę, że oto przyjadą 3 wielkie osoby (w tym ja) i będą się dobrze bawić ZA MOJE PIENIĄDZE....

 

 


cdn...

inż. Mamoń

Ufff - pierwszy dzień już minął

 


Trochę się obawiałem czy nie będzie kilku dni poślizgu - ale na szczęście nie było. Dziś na budowie był majster oraz pan koparkowy. Po południu przyjechałem zobaczyć efekt ich pracy. Humus zdjęty, wykopy z grubsza gotowe. Jutro będzie kopanie łopatami na gotowo, a w środę kręcenie zbrojeń. Rankiem byłem jeszcze kupić pierwszą partię cementu i bloczków. Jutro jadę zgłosić budowę przyłącza wodociągowego, kupić kolejne materiały no i oczywiście wybieram się na obowiązkową kontrolę budowy. W sumie - optymistycznie. Zaczynam wierzyć, że jakoś to pójdzie

inż. Mamoń

Światło Wielkiej Niedźwiedzicy - czyli wytyczanie domu w ciemnościach

 

 


Wiele się u mnie zmieniło od ostatniego postu. Mam podstemplowany dziennik i złożyłem zawiadomienie o planowanym rozpoczęciu budowy. Elektryk założył mi RB-tkę, którą energetyka niezwłocznie podłączyła. Odebrałem projekt przyłącza wodociągowego po uzgodnieniach. Pierwszy poważny zakup to stal, która na budowę przyjedzie w środę. Ekipa zaczyna w poniedziałek od zdejmowania humusu i robienia wykopu. Gruchy planuję na czwartek albo piątek. Dziś byłem na rekonesansie w upatrzonej hurtowni zorientować się jak bardzo od mojej ostatniej wizyty zdrozdrożały pustaki U220. Ostatnio cena na placu budowy była 2,34. Dzisiaj dowiedziałem się, że Osiek ma całkowicie zapchane place i jest promocja - na mojej budowie będzie to 2,06 (oczywiście ceny podaję z VATem). Pustaki są eleganckie, normalnej jakości i klasy 150 - oby więcej takich atrakcji. Odbiór późniejszy jest możliwy więc zaraz lecę kupować. Dostawców betonu i bloczków mam już upatrzonych. Wygląda więc, że od poniedziałku budowa ruszy ostrym galopem, a z konta wyparuje wiele kilozłotych

 

 


Geodeta miał rozpocząć pracę około 17.00. Ze mną umówił się na 18.30 jak już będzie kończył. Przyjeżdżam sobie o 18.30 i widzę, że do końca jeszcze daleko. Pojechałem więc porozglądać się do pobliskiego LEROYa i wróciłem po godzinie. Ominęło mnie największe widowisko jak geodeta z pomocnikiem wbijali paliki. Powiedzieli mi potem "paliki były troszku solidne" - kupiłem bowiem odpady z tartaku, niektóre były 6 x 6 a nawet grubsze . Ale poradzili sobie bo sprzęt mieli niezły: solidne młoty na 80 centymetrowych trzonkach. Słońce zaszło, a o 20.30 zrobiło się całkiem ciemno. Na niebie świeciły gwiazdy a oni wbijali gwoździe, przyświecając sobie latarkami. Miałem zamiar sprawdzić ich pracę i pomierzyć niektóre odległości, ale było tak ciemno, że obszedłem tylko ławy i macałem ręką czy są w nich gwoździe. Panowie zapewnili mnie, że nie ma mowy o błędzie większym niż 5 milimetrów. Ja jednak pojadę jeszcze zobaczyć czy ten dom jest rzeczywiście dokładnie wytyczony, albowiem wyrazem największego zaufania jest KONTROLA

 

 


cdn ...

inż. Mamoń

HURRRAAA!!!

 


Mam za co budować!!! Kasa mieszkaniowa ma 3 miesiące na wypłatę środków, ale powiedzieli mi, że potrwa to jakieś 2 - 3 tygodnie. Więc kiedy 23 sierpnia złożyłem dyspozycję wypłaty, napisałem też odręcznie uniżoną prośbę o bardzo szybką wypłatę. 26 sierpnia zaglądam sobie na konto i widzę, że pojawiły się moje KOCHANE PIENIĄDZE . Cała procedura trwała 3 dni!!! Czy to nie jest przypadkiem rekord?

 

 


cdn ...



×
×
  • Dodaj nową pozycję...