Ruszylismy odrobinke do przodu. Szokda, ze tak pozno, bo juz w najblizsza sobote wybywamy na zielona wyspe...
Na poprzedni piatek miala byc juz mapka do celow projektowych, oczywiscie nici z tego. Telefonu o tym, ze jest gotowa nie doczekalam sie caly dzien. A tak sie przyjemnie sklada, ze w ksiazce telefonicznej nie moglam znalezc numeru... widocznie moj geodeta nie lubi byc nagabywany telefonami...
Poszlam dzisiaj, obiecal, ze na najblizszy piatek bede ja miala, przy czym Pani, ktora tam popijala kawke i zajadala sie ciastami poinforomwala mnie, ze raczej to niemozliwe... Coz, nie wiem, komu wierzyc, domniemanej sekretarce - domniemanej, bo nie wiem, po co sekretarka, jak telefonu nie ma...., a do tego piknikowiec pelna geba w miejscu pracy...., czy tez mam zawierzyc samemu geodecie... no przekonam sie juz w najblizszy piatek.
Nie ma nic gorszego, niz zalatwianie czegos przez znajomosci, przez znajomych znajomych itd.
Kurcze pieczone, poszlismy z pytaniem do tescia, czy nie zna jakiegos architekta gotowego naniesc zmiany na nasz projekt, no niestety tesiu zlapal od razu za telefon i wstukal do znajomego by nas umowic.
Znajomy pracuje w urzedzie miasta. Poszlismy tam wczoraj, a pan X poinforowal nas z usmiechem na ustach, ze on od tego nie jest, ale kolega Y biuro obok swietnie sie na tym zna.
jak sie okazalo, Y srednio sie zna.... Bardzo nieprofesjonalnie do nas podszedl. Smiem twierdzic, ze to nie architekt, a jedynie ktos z uprawnieniami do nanoszenia zmian. Przepisy chyba nie sa jego mocna strona. W zasadzie zaczelam sie zastanawiac, co tez ten gosc robi na swoim stanowisku, jak tak niewielkie jest jego pojecie. Posilkowali sie obaj panowie jakims mlodzikiem zza sciany, ktory w przepisach wszelakich byl biegly. Troche to bylo zenujace.... no ale co zrobic. Tak to juz jest, ze czlowiek czuje sie wdzieczny za zalatwienie mu spotkania itd. Uh, zla jestem na siebie, ze sie zgodzilismy.
Pan Y jest swiecie przekonany, ze wszystko zalatwimy u niego, a nam sie glupio wycofac, zeby w zlym swietle nie stawiac tescia.
Byla cala masa wybrzydzania co do moich wyborow. A to ze piwnicy nie ma, na co zapytalam sznownego pana, zeby mi odpowiedzial ile kosztuje budowa piwnicy. Odparl, ze 30-35% calego domu, wiec mu powiedzialam, ze jak nam ja sfinansuje, to prosze bardzo, moze ja sobie dorysowywac.
A to, ze bedzie wyspa w kuchi, i ze trzeba lekko wyciag przestawic. A to, ze tyle do przestawiania scianek dzialowych, a to schody trzeba przeniesc. jej, ilez to ja sie nasluchac musialam...
Najlepsze bylo na koncu, jak juz zapytalam ile z nas zedrze. Pan Y powiedzial: "dogadamy sie jakos' - to najgorsza z mozliwych odpowiedzi!!!
Zreszta obaj panowie sa swiecie przekonani, ze to oczywiscie rodzice buduja nam dom, choc to nie jest prawda, bo sami zaciagamy kredyt. Moj tata ma ciekawsze wydatki, niz postawienie corce domu, oczywiscie panow X i Y nic a nic to nie przekonalo, wiec moznabyc niemalze pewnym zawyzenia grubo stawki za swa mierna usluge...
Eh, teraz idziemy do dziada w piatek. Zamowilam dzisiaj projekt Sielanka A bez garazu.
Poszlam do urzedu gminy i wystapilam o warunki zabudowy pod garaz, ktore pewnie beda gdzies za ponad dobry miesiac do odebrania...
Jakos to bedzie - tak sobie powtarzam. Mam zle przeczucia co do pana Y, ze bedzie mi bruzdzil w projekcie i moze jeszcze cos wykombinuje do piatku.
Poki co, musze sama dobrze przemyslec zmiany w tej Sielance, bo nie licze na ciekwe pomysly ze strony innych osob :)
Ok, wyzalialm sie.