Dwie godziny przed umówionym spotkaniem z inspektorem, pośredniczką i właścicielką domu, zadzwoniła pośredniczka z informacją, że cena wzrosła o UWAGA, UWAGA 70.000 polskich nowych złotych.
Oczywiście na spotkanie nie poszliśmy, podziękowaliśmy za współpracę, odkręcilismy umówionego inspektora. Wieczorem, na spokojnie, doszliśmy do wniosku, że w sumie ten dom miał sporo wad Nie było spiżarni, nie było gabinetu na dole, ustawiony tarasem na wschód i północ... itp, a zresztą stary był.
Tak skutecznie go sobie obrzydzaliśmy, że dwa tygodnie później, gdy znów zadzwoniła pośredniczka z informacją, że cena wróciła do starej wersji, wcale nie byliśmy pewni, czy jesteśmy zainteresowani. Zresztą w międzyczasie pojawiła się ciekawa działeczka, ale o tym później.
Pośredniczce nie odmówiliśmy (czyt. nie posłaliśmy jej w diabły), mówiąc, ze wciąż się wahamy. Uznała to (ona albo właścicielka) chyba za zaiteresowanie tematem, po kolejnych kilku dniach dostaliśmy nową cenę: tym razem 60.000 więcej.
Teraz już nawet nie wspominamy o tym pięknym domku w ślicznej okolicy, bo ******* nas bierze na samą myśl.