Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    103
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    186

Entries in this blog

ccaya

I zaczęły się papierki! Nowy rok – nowe decyzje – nowe sprawy

 

Najpierw do gminy G.. Czy tam w ogóle jest możliwość zbudowania czegokolwiek, czy tylko traktorem można jeździć. I pierwszy prawdziwy szok (bo nie wierzyłam w ten dom) na terenie gminy G w sołectwie N jest PLAN ZAGOSPODAROWANIA PRZESTRZENNEGO od 2007 r. AAAAAA! Jak to? Drugi szok – na działce, która ma być nasza widnieje napis MN5 – co oznacza, że jest ona przeznaczona pod budownictwo jednorodzinne. A obok zieleń, zalesienia i zabudowa zagrodowa! Jak to się stało? No, teraz nie było już odwrotu. Poprosiliśmy o wypis i wyrys z planu i zaczęliśmy zadawać pytania.

 

Następnie darowizna – opóźnienia, ze względu na notariusza (namieszał nam niepotrzebnie w główkach) i ze względu na księgi wieczyste (migrowały).

W międzyczasie (luty 2009) pobraliśmy stosowne mapki za stosowne opłaty w starostwie, odpisy z KW, zleciliśmy wykonanie mapki do celów projektowych – niestety śnieg spadł. Duży. Bardzo duży. I mapka robiła się długo – prawie 2 miesiące.

Warunki przyłączenia do prądu i wody wydano nam prawie od ręki, gazu nie mamy, kanalizy też nie ma , bo to wieś głęboka – szambo będzie. Przyłączyli nas też do drogi gminnej, znaczy się pozwolili łaskawie nią jeździć.

 

I tak się kwiecień zrobił, słonko wyjrzało na dobre, ciepłe okrycia do szaf powędrowały, a my stanęliśmy przed największym dylematem – JAKI PROJEKT????????

Najpierw była Tola z Archetonu – ale dużo przeróbek, potem Aga z Archipelagu – już na 100%, tez przeróbki, potem Gustaw z Archetonu – to samo – ale miał piękne, duże pokoje na piętrze, ech! Potem Oberek, Przy platanowej i Barnaba – już biur nie pomnę i.....nagle pojawiła się ona.... ULA. Ulka z Archeco. Może nie - dom marzenie, ale funkcjonalna i same nieistotne zmiany. Co rzutuje na cenę adaptacji, tak? Tak!

 

Truchtem polecieliśmy do naszej pani Architekt. W piątek. Jak pomyślę, to dużo rzeczy w piątek załatwiamy, oby się kiedyś nie zemściło, że „w piątek zły początek”.

Pani Architekt ucieszyła się, ze wreszcie się zdecydowaliśmy i w weekend przygotowała nam plan zagospodarowania działki. Zażyczyliśmy sobie jeno drobnego przesunięcia domu – jak najbliżej naszej gminnej drogi – typowo polnej, nieprzejezdnej zupełnie od paru lat i dodatkowo w głąb działki, co by taras mieć od zachodu również.

 

Kupiliśmy projekt. 5% rabatu za to, że prześlemy zdjęcia z realizacji – pasuje mi.

 

Nadszedł czas na pana Geologa i jego odwierty, wykonane sprawnie i szybko. I stwierdzenie, ze nie jest źle, woda podchodzi, ale niewiele, gleba dobra. Da radę!

 

Wyłączyliśmy się z produkcji rolnej

 

I złożyliśmy wniosek o PnB. Kiedy? 26 maja – w Dzień Matki. Odebraliśmy 23 czerwca - w Dzień Ojca! Co zawdzięczamy częściowo sobie, bo byliśmy lekko nachalni i wciąż pytaliśmy w Urzędzie, czy już coś wiadomo?

 

Oczywiście w międzyczasie szukaliśmy ekipy na miarę marzeń, odwiedzaliśmy budowy Forumowiczów – dziękujemy pięknie!!, rozglądaliśmy się za materiałem i na gwałt robiliśmy drogę dojazdową. Bo nasza polna, nieprzejezdna nie wytrzymałaby ani jednej ciężarówki.

 

Droga to jest temat osobny. Zjadła nam zbyt dużo naszych oszczędności, ale na razie sprawuje się dobrze. Przystosowywanie drogi do używalności przypadło akurat na czerwiec 2009. Bardzo deszczowy miesiąc! Potoki błota płynęły, pan Koparkowy kopał i się zapadał wszędzie, ciężarówki z kamieniem rujnowały drogę Rodzicom Męża i pieniążki też płynęły – szeroką strugą. Ale na koniec pośród traw wysokich, bo nieskoszonych (przypominam: nie lubię kosić) pojawiła się biała wstęga prowadząca do naszego przyszłego „raju”.

ccaya

M. zaczyna napomykać o „własnym domu”. Z jednej strony pomysł przedni, z drugiej niezbyt. Jestem leniem!!!! Nie lubię grzebać się w ziemi, sadzić, pielić, odśnieżać, grabić liście, kosić trawę, zamiatać chodniki, sprzątać 150m2 - to nie dla mnie. Ale lubię posiedzieć na tarasie, poopalać się, mieć spokój i ciszę, świeże powietrze i zdecydowanie więcej miejsca w domu! A J. uwielbia u Dziadków na wsi siedzieć.

 

No, dobra – pytam, ale jak z kosztami? Mniejsze niż zakup mieszkania? M. mówi, że mniejsze, bo działkę dostaniemy gratis!!!! Sprzedamy mieszkanie, sięgniemy do zapasów i damy radę bez ogromnych kredytów. Tylko malutki – obiecuję!

 

Rozmyślamy całymi dniami. Zaczyna się czytanie Forum Muratora, kupowanie gazetek, rozmowy ze znajomymi, z Rodzicami i Ojcem. Rodzina nas nie wspiera w pomyśle. Znajomi owszem.

Wreszcie zapada decyzja – OK, budujemy się, ale jak najszybciej!

 

Ja dalej do końca nie jestem przekonana do „naszego domu”, nawet mając już skończony stan zero. Jakoś boję się, że jesteśmy za duże mieszczuchy i nie damy rady. Pocieszam się tylko, że nic nie musi wiecznie trwać, jak nam się nie spodoba to po kilku (czytaj: kilkunastu) latach zwiniemy się stamtąd ze wstydem w oczach, że natura nas pokonała.

ccaya

Witam Wszystkich bardzo serdecznie !

 

Ewentualne Komentarze bardzo proszę wpisywać tutaj. Nie tworzę osobnego wątku.

 

Dlaczego "Pierwsza taka Ulka"? Bo nigdzie nie znalazłam ani pół Inwestora, który by w Ulkę zainwestował. Ciekawe dlaczego? Hmmm?

 

Stwierdziłam, że pora dziennik zacząć pisać, bo budowa z początkiem września 2009 ruszyła.Dla Potomnych – sztuk 1. Na razie.

 

Budujemy My – K. – to ja i M. – to Mąż. Pomiędzy pustakami, piaskiem i naszymi nogami pałęta się niespełna dwuletnia J., a ogromną pomocą służą Rodzice Męża i mój Ojciec.

 

Zaczęło się niedawno – około grudnia 2008 – jakoś tak nam się w mieszkanku ciasno zrobiło.Mamy całe 36,10 m2 i odkąd nasze dziecię stanęło na swoich nóżkach i niepewnie ruszyło przed siebie, targając ze sobą swoje niezliczone zabawki – metraż po prostu wymiękł!

Też mi odkrycie!

 

Ogólnie mamy dobrze! Rodzice Męża mają kawał pola, dom na wsi – ale nie mieszkają tam na stałe, warzywka z własnego ogródka, jest trawka do poleżakowania i wszystko to około 25 km od Krakowa. Nie brakowało nam własnego miejsca na ziemi – było „to miejsce” Rodziców, skoszone, zgrabione, z kwiatkami i oplewionym ogródkiem. Przyjechać , poleżeć i wracać do domku! Ale, przypominam, domek nam się nieco skurczył.

 

Zaczynamy główkować. Trzeba sprzedać mieszkanie i kupić nowe, większe, niekoniecznie w nowym budownictwie. Sprawdzamy ceny. Z kosmosu chyba spadły! Łapiemy doła. Skąd wziąć tyle pieniędzy na raz! Spłacanie przez następne 30 lat nam się nie uśmiecha, nie mamy już po 20 lat, nie mamy dużych zarobków, nie mamy widoków na ogromne spadki.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...