Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    41
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    198

Entries in this blog

kodi_gdynia

Rok 2004 należał zdecydowanie do Nadii. Zrobić, coś co nie jest związane z moją córcią graniczyło z cudem. Dobrze, że mamy syna, któremu można już powierzyć pewne obowiązki, bo nawet wizyta w wc została by skutecznie zakłócona.

 

Plany na 2004 były dość ambitne, aczkolwiek realne do zrealizowania. Trochę kasy dostaliśmy od rodziców, jak zwykle zwrot z US – to nasze finanse którymi mogliśmy dysponować. Z racji tego, iż wewnątrz teoretycznie nic nam nie brakuje, skoncentrowaliśmy się na zewnętrznej części budynku oraz najbliższym otoczeniu.

 

Plany były konkretne: taras, wiata, rynny, swego rodzaju ganek przed wejściem, ucywilizowanie szamba, pociągnięcie ścieżek z kostki betonowej, zrobienie wjazdu samochodowego łączącego wiatę z bramą oraz ogólne zagospodarowanie ogrodu.

Pewne prace zacząłem już w kwietniu zaraz po ustąpieniu śniegów, wód powierzchniowych itp.

Na pierwszy ogień poszedł taras. Niby nic a jednak – 30m2 betonowej konstrukcji – mocno osadzonej w ziemi i wyciągniętej dobre 50cm nad powierzchnię, tak by wychodząc z salonu nie było zbyt dużego stopnia. Praca ciężka jak zwykle w pojedynkę. Najpierw wymiar i zrobienie fundamentu. Potem zasypanie środka żwirem, na koniec ułożenie folii, położenie siatki zbrojącej i wylanie 10-14 cm płyty. Beton oczywiście z betoniarki.

Kolejne etapy prac to przygotowanie stop betonowych pod wiatę oraz pewnego rodzaju ściany oporowej oddzielającej wiatę od ogrodu.

Taki oto stan był w lipcu. Bajzel na działce straszny, glina, chaszcze po pas, teren nie wyrównany itp.

Aby cokolwiek zrobić więcej Beata wraz z dzieciakami wyjechała do mamy do Torunia, a ja wreszcie mając urlop mogłem skupić się na konkretnej robocie.

Pierwsze dni to stworzenie wiaty. Razem z ojcem tak naprawdę zrobiliśmy ją w 1 dzień. Konstrukcja stworzona z 8 filarów 12x12cm. Dach odeskowany a na górę blachodachówka taka jak na domu.

Następne zadanie to ucywilizowanie szamba. Po pierwsze wyprowadzenie miejsca z którego można wybierać nieczystości w okolice ogrodzenia – tak by można było się podłączać nawet jak nikogo nie ma. Sytuacja ta wynikała z kilku rzeczy. Po prostu nie chcieliśmy, aby ktoś wchodził nam na teren działki i rozkładał się z wężami a także nigdy się tak nie stało ,aby z tych węży nie uronić kropelki. Oczywiście dla pas była to wielka frajda, dla nas już mniejsza. Kwestia wyprowadzenia nie była łatwa. Największy problem jest z wężami. 2,5m węża zbrojonego kosztuje 400zł Ja potrzebowałem 6m, i nie miałem zamiaru przeznaczyć 1000zł na wąż który będzie zakopany w ziemi. Ostatecznie kupiłem 6m odcinek rury gazowej o grubości ścianki chyba z 1cm, zastosowałem kolanko stalowe i złączkę. Wszystko to połączyłem i jakoś wyszło. Po czasie wiem, że sprawdza się znakomicie. Do szamba dokupiłem jeszcze porządną klapę żeliwną, tak by mieć pewność, że nikt tam nie wpadnie.

 

Oprócz wiaty szamba, zamontowaliśmy rynny /prosta sprawa/, i sam już wykonałem ścieżki i środek wiaty z kostki betonowej.

Dodatkowo wybetonowałem i wymurowałem ganek /tak że do domu nie wchodzę już po paletach tylko elegancko po schodkach/, a także kwietnik z cegły klinkierowej w której już zadomowiły się pewne rośliny iglaste.

 

Tak oto minęły wakacje. Aby zrealizować plan w 100% należało coś jeszcze zrobić z najbliższym otoczeniem - ogrodem. Zacząłem od spryskania wszystkiego randapem. W między czasie od strony północnej wykarczowałem trawę i na 100m2 wysypałem kamień /takie otoczaki ze żwirowni/. Bardzo wdzięczny materiał. Świetnie przepuszcza wodę, a dodatkowo jest to miejsce gdzie przebywa moja Amber. Gdyby nie te kamienie to trwa by nigdy nie wyrosła. Po ok. 20 dniach od spryskania zacząłem zbierać zielsko, tak że została sama ziemia. Wszystko przekopałem, wyrównałem i posiałem trawę. Był to już koniec września, więc trawa nie był imponująca przed zimą, ale coś się pojawiło. Teraz pozostaje mi tylko jeszcze zrobić dosiew trawy i ewentualnie zasilić ją nawozami.

 

Takie to były prace w 2004.

 

A co w 2005: kafle na tarasie, obłożenie klinkierem murków wiaty, ganku, ścian pod oknami, zrobienie parapetów z płytek klinkierowych, wykonanie w końcu podbitki, wymurowanie grila – może nawet tego projektu, który był zawarty w muratorze, częściowe zabudowanie wiaty itp.

Szczegóły następnym razem.

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Tak jak mówiłem, będę starał się kończyć ten dziennik. Na początek może cos o ogrzewaniu. Wady i zalety oraz koszty.

Jak zapewne niektórzy z was pamiętają budując dom zdecydowaliśmy się na następujący sposób ogrzewania.

1. Piec gazowy – rozprowadzenie grzejników. Wszystko zasilane gazem z butli podziemnej firmy Gaspol.

2. Kominek firmy Hajduk z rozprowadzeniem po pokojach na górze /brak rozprowadzenia do łazienki/.

Zaczynając pomieszkiwać w naszym domku od połowy 2003 roku nie wiedzieliśmy jak to wszystko będzie wyglądać, jak się to sprawdzi w zimę i jakie będą koszta.

Ostatecznie za coś koło 1000zł kupiłem 14m przestrzennych dębu i buka. Ładne kloce napawały optymizmem. Palenie o ile pamiętam rozpoczeliśmy na początku października a jak Beata wróciła z Nadią do domu ze szpitala coś ok. 21 października to grzanie już musiało być konkretne. Na początku wiadomo temperatury nie były zbyt oszałamiające więc i nie było problemu. Prawdziwa próba przyszła na początku roku kiedy temperatury spadły już tak dość konkretnie. Rozczarowania nie było. Kominek świetnie sobie radził, temperatura oscylowała w granicach 21-22 stopni. Niezależnie czy dzień czy noc. Piec praktycznie nie wykorzystywany do CO. Jedyne zadanie dla niego to przygotowanie ciepłej wody. Drzewa starczyło mi gdzieś do końca marca. Musiałem dokupić 2m przestrzenne aby jeszcze trochę popalić w kwietniu. Taki był sezon 2003/2004.

Nowy sezon jeszcze trwa, ale powoli się kończy więc śmiało można również wyciągnąć pewne wnioski. W maju 2004r. zacząłem rozglądać się za drzewem. Nie miałem już dojścia do drzewa opałowego za 55zł za m przestrzenny a kupno za 92zł metra dębu + transport + pocięcie i porąbanie wydało mi się zbyt drogim rozwiązaniem.

Dnia 30 maja a więc za pięć dwunasta przed wstąpieniem do UE nabyłem po rewelacyjnej cenie 699zł pilarkę spalinową STIHL. Cieszyłem się bo 1 czerwca kosztowała już 970zł. /teraz jest promocja za 799zł/

Następnym ruchem była wizyta w lesie i umówienie się na tzw. gałęziówę z leśniczym. Dla nie wtajemniczonych gałęziówa to drzewa, które w najgrubszym miejscu nie mają więcej niż 7cm. Pozyskiwanie tego drzewa polega na przecince, głównie buków. Oczywiście leśniczy nie okazał się zbyt restrykcyjny i pozwolił mi na ścinanie nieraz trochę grubszych okazów. Kilka ładnych popołudni spędziłem w lesie. Pracowałem sam, więc lekko się namachałem. Uzbierałem tego z 10m przestrzennych, zamówiłem transport i w taki oto sposób miałem zapewniony opał na sezon 2004/2005. Za drzewo zapłaciłem 150zł + transport 150zł z załadunkiem. Tak więc za 300zł miałem drzewo na cały sezon. Na działce pozostało tylko pociąć to na odpowiednie kawałki i ułożyć we wiacie.

Palenie w tym sezonie rozpoczęliśmy cos na początku listopada. Z tego co widzę drzewa starczy mi do połowy kwietnia. Czy będę musiał dokupić zobaczymy – może nie.

Pilarka już mi się zwróciła po jednym sezonie. Drzewo na ten sezon już zaklepane w lesie, więc tylko pozostaje zorganizowanie sobie wolnego czasu na wyrąb.

Piec gazowy znowu używany w 99% na przygotowanie ciepłej wody.

Wnioski, niektóre oczywiste i oklepane:

1. o wiele gorsza jest pogoda, kiedy wiatry są silne niż kiedy jest mróz ale bezwietrzny.

2. spalanie drzewa w kominku szacuję na 2-2,5m przestrzennego miesięcznie.

3. grube kloce palą się wolniej

4. drzewo suche daje od razu ciepło, mokre musi się wysuszyć – dopiero wtedy grzeje,

5. wbrew pozoru żar też daje solidna temperaturę /kiedyś na forum spotkałem się z opinią, że ciepło daje ogień a nie żar/

6. Mój kominek utrzymuje żar spokojnie 10 godzin. Średnio koło 20.00 wrzucam ostatni raz, potem o 6.00 rano rozgarniam popiół, dostaję się do żaru i pale dalej bez rozpalnia. Kiedy są trudności i zależy mi na czasie – uchylam drzwiczki.

7. szyba mam non stop brudną. Nie czyszczę jej w ogóle. Robię to po sezonie. W sumie to palę lekko mokrym drzewem bo trudno uznać za suche - ścięte w maju a palone w październiku.

8. koszt ogrzewania kominkiem w sezonie 2005/2006 szacuje na 300zł – śmieszny /mam już pilarkę/.

9. brak rozprowadzenia kominka do łazienki powoduje, iż tam jest wyczuwalnie dużo chłodniej. Załączam w tym przypadku elektryczny grzejnik przed kąpielą. Dzisiaj był dał rozprowadzenie do łazienki. Kiedyś posłuchałem kilka osób, że się nie robi, bo zapachy przechodzą, itp. bzdura.

10. gaz ze zbiornika używam do kuchenki gazowej do przygotowania ciepłej wody i bardzo sporadycznie do CO.

11. roczne zużycie gazu z butli jakieś 200m3 czyli 800litrów, co daje kwotę 900zł przy tankowaniu promocyjnym po 1.1zł/litr. Obecnie kiedy litr kosztuje 1,7-1,8 dużo więcej.

12. Dodatkowe opłaty za gaz to opłata za dzierżawę zbiornika podziemnego 90zł/miesiąc.

 

Ogólnie rzecz ujmując, zastanowił bym się czy warto pakować się w gaz z butli. I nie chodzi mi tu o wybór typu gaz – olej, ale o połączenie kominka z prądem. Za piec + grzejniki + instalację + komin dałem coś koło 12tys.-13tys. Ile miałbym prądu za te pieniądze. Grzanie tylko kominkiem a woda z zasobnika na prąd, tak samo jak kuchenka elektryczna. Do tego wysokie opłaty za gaz i dzierżawę zbiornika przekonują mnie o innym wyborze. Łudzę się tylko, iż w przyszłości będę miał gaz z sieci, więc wtedy będzie to warte swojej ceny.

Słowa te kieruję do osób co stoją przed wyborem ogrzewania.

 

Następnym razem pochwalę się co zrobiłem w 2004 roku. A parę rzeczy było.

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Oj dawno nic nie napisałem. Nie to że mi się nie chciało lub nie maiłem czasu – po prostu nie wydarzyło się nic szczególnego w temacie budowy domu i po prostu nie chciałem was zanudzać.

 

To że nic się szczególnego nie działo, to nie znaczy że nie działo się kompletnie nic. A jakże trochę się wydarzyło i często były to sprawy nie koniecznie korespondujące z budową.

W temacie domu to poczyniliśmy kilka istotnych zakupów. Posypały się meble do salonu – całkiem sympatyczne i niekoniecznie drogie. Kupiliśmy zatem 2 witrynki, bufet oraz stolik pod telewizor całkiem sporych rozmiarów. Rozglądaliśmy się także nieustannie za stołem do jadalni. Taki jak nam się podobał to w Ikea kosztuje 900zł. Stół nam się podoba, choć cena już mniej. Postanowiłem że zrobię go sam. Zacząłem rozglądać się za materiałem – wszystko bym skompletował oprócz grubych solidnych nóg. Dzwonię zatem do stolarza i pytam o te nogi. 20zł/sztukę – ok. Jadę do niego po pracy i pytam ile by kosztował cały stół – koleś 350zł – kurcze, ale taniocha. Grzech było nie zamówić. Teraz już stoi u nas w jadalni. Wymiary 170x100cm. Nogi grube 10x10cm oraz gruby blat o gr. 4cm. Stół jest totalnie prosty – żadnych zaokrągleń i bajerów. Jest masywny i solidny i taki miał być. Do tego 6 krzeseł sosnowych z Ikea po 89zł i komplet do jadalni gotowy.

 

Nabyliśmy także skromne mebelki do łazienki – robią fajny nastrój i sympatycznie komponują się z naszymi mocno pomarańczowymi ścianami.

Meble także trafiły do naszej sypialni. Są całe białe bo takie też mieliśmy łóżko. Tak się śmieję, że jest prawie jak sypialnia Yoko Ono i Johna Lenona.

 

Mamy także wykończoną kuchnię, choć czekamy jeszcze na kilka bajerów. Ostatecznie w kuchni przybył na okap oraz wreszcie wyłożyłem ściany korkiem. Wygląda to bardzo sympatycznie a i robota bardziej wdzięczna w porównaniu z kaflami.

Dodatkowo korek jest miejscami barwiony i kolor jest identyczny jak fronty szafek. Super sprawa.

 

Powoli można uznać że umeblowanie jest już skończone. Zostały naprawdę małe duperele. Jakaś lampka, jakaś listwa i to wszystko.

 

Niby pięknie, ale jak spojrzę na ta naszą zwierzynę i jak poczekam aż Nadia będzie chodzić to pozostanie mi tylko malowanie znowu całego domu. Zwierzaki są świetne tylko brudzić lubią i nieraz żal mi na to patrzeć. Z drugiej strony nie mam sumienia naszej Amberki trzymać na dworzu i koło się zamyka.

 

Ach bym zapomniał – w końcu mam zrobiony wiatrołap i zamontowane światło. Kiedyś jak się wchodziło do nas to były ciemności egipskie. Teraz kultura. Nawet kafle na podłodze.

 

W temacie zewnętrznym domu to nie zrobiłem kompletnie nic. Za stary się robię a może i wygodny żeby szaleć w taka pogodę na dworzu. Jedyne co zrobiłem to zamontowałem lampę nad wejściem do domu. Był potrzebna bo wysiadanie z samochodu po ciemku w błocie do przyjemności nie należy.

 

Zamontowałem także skrzynkę. Pierwsze pocztówki i listy już przyszły. Listonosz trafił bezbłędnie. Dziwny ma nawyk. Nie wrzuca listów do skrzynki, tylko daje je do rąk własnych nawet jak nie są polecone. Może skrzynki nie widzi?

Dla tych co nie wiedzą to mam już oficjalnie odebrany budynek i cieszę się bardzo bo to zawsze jakaś tam niepewność. Teraz jestem w zgodzie z prawem jak nigdy.

 

Kupiłem także śmietnik – nasz piesek bardzo lubi nasze śmieci, więc nie było wyboru. Wczoraj kupiłem także szuflę do odśnieżania i już wczoraj sprawdziłem jak sprawuje.

 

Ciężko nie wspomnieć o naszym spotkaniu forumowym, które odbyło się jak by nie patrzeć na moim terenie. Knajpka sympatyczna forumowicze jeszcze bardziej. Generalnie bardzo udana impreza. Skończyła się o godz. 23.30 i żal było wychodzić. Nadmienię tylko że naliczyłem 27 osób i ewidentnie jeszcze parę osób brakowało. Grupa zatem się rozrasta a przyjaźń kwitnie.

 

Co do mojej kochanej rodzinki to ma się bardzo dobrze. Arturo pilnie się uczy, Beata już prawie w pełniej formie no i mała też jest bezbłędna. Je za dwóch. Ma nieraz kolki i jest wesoło. Jeden wniosek – jedna osoba nie daje rady, aby zapewnić jej opiekę. Dobrze że jest teściowa do Świąt to jakoś to będzie.

 

Święta już niedługo – przyjeżdża rodzinka z Torunia, będą też tubylcy z Gdyni. Jakby nie patrzeć pierwsze Święta w naszym domku. Już czuję atmosferę. W końcu mogę sobie pozwolić na konkretną choinkę a nie jakąś tam metrową mizerotę. Odpaliłem naszą zamrażarkę i teściowa już ją zapełnia jakimiś pasztecikami i zrazami.

Ach bym zapomniał. U nas Święta będą podwójne bo 25 grudnia są chrzciny małej – więc będzie wesoło i tłoczno zapewnie.

 

W końcu odpaliłem swojego starego, ale jak się okazuje jarego Canona – lustrzankę. Podsyłam kilka fotek mojej niuni.

 

Pozdrawiam

 

jest super

http://community.webshots.com/s/image3/8/42/92/104884292bSsJvB_ph.jpg" rel="external nofollow">http://community.webshots.com/s/image3/8/42/92/104884292bSsJvB_ph.jpg

 

to też jest fajne

http://community.webshots.com/s/image6/8/48/29/104884829XHEBlj_ph.jpg" rel="external nofollow">http://community.webshots.com/s/image6/8/48/29/104884829XHEBlj_ph.jpg

 

a to moje ulubione

http://community.webshots.com/s/image6/8/49/5/104884905DGgJFQ_ph.jpg" rel="external nofollow">http://community.webshots.com/s/image6/8/49/5/104884905DGgJFQ_ph.jpg

kodi_gdynia

Zamieściłem 4 zdjęcia w moim foto albumie. /adres w stopce/

 

Dwa z nich to Nadia. Nie mam cyfrówki, więc zdjęcia wychodzą jak chcą a nie jak chce osoba robiąca zdjęcia.

 

Dwie kolejne fotki to nasze zwierzaki: Amber i Tequila.

 

Pozdrawiam

 

fotki są na końcu albumu

kodi_gdynia

Sobota 18 października wielki dzień. Rano jadę po Muratora – wiem, że będzie artykuł. Ciekawy jestem jak to wszystko wyszło. Wyszło dobrze. Nie wiedziałem jednakże że będą tego dnia inne tak radosne chwile.

 

Poród rodzinny to wielka rzecz. Beata napisała mi kilka sms ze szpitala 18 października 2003 roku. Nie spodziewałem się że będzie to właśnie tego dnia. Napisała, że skurcze są mało ciekawe, że wielkość miednicy do brzucha jest ok. Obejrzałem film w tv – Naga Broń 33 1/3 oraz zacząłem oglądać walkę Michalczewskiego. Dochodziła godz. 22.30 kiedy zadzwoniła komóra. Beata głosem spokojnym, acz lekko podnieconym oznajmiła – możesz przyjechać będę rodzić. Artur już spał, teściowa oglądała walkę, zwierzęta również spały bądź leniwie wygrzewały się przy kominku. Wskoczyłem w samochód i popędziłem przez egipskie /miszewskie/ ciemności do Gdyni do szpitala. Byłem chwilę po 23.00. Beata leżała już na sali rodzinnej porodowej. Sala sympatyczna, nawet był TV i pomyślałem że można nawet obejrzeć walkę do końca. Pomyślałem tylko i nie powiedziałem tego nikomu głośno. Położna przygotowywała się do akcji, ja stałem przy Beacie, chcąc jej pomóc przy coraz boleśniejszych skurczach. Wreszcie zaczęło się. Byliśmy w trójkę, tzn. Beata, położna i ja. Zaczęło się szybkie oddychanie, chwila przerwy i ponownie tak kilka razy. Następnie weszło dwóch lekarzy i jeszcze jedna położna. Ułożyli Beatę na plecach i zaczęło się parcie. Ja skupiony na Beacie i łączący się z jej bólami starałem się pomóc jak najlepiej umiałem. Kilka parć, lekka pomoc lekarza i pojawiła się główka, ramiączka i pokazała się nam wszystkim nasza Ukochana Córka Nadia. Była 23.45. Było już po. Wiedzieliśmy że najgorsze już mamy za sobą. Małą wykapali, Beatę obmyli i już o 00.15 Beata karmiła małą. Byłem szczęśliwy. Z tego że mała zdrowa /dostała 10/10pkt/, że Beata to wytrzymała i że w ogóle...

 

We wtorek odebrałem je ze szpitala. Mała jest spokojna, jej życie ogranicza się póki co do picia mleka i załatwiania się. Jest spokojna, bardzo mało płacze i to cieszy nas bardzo. Beata również wraca do zdrowia i każdego dnia czuje się coraz lepiej. Dociera się z małą i już teraz tworzą niezły duet.

 

W sprawach domowych zrobiłem bardzo niewiele. Ostatnio stałem się totalnym leniem. Jedyne co zrobiłem w domu to prawie skończyłem schody. Pozostał mi najtrudniejszy element – podesty. Stopnie mam już pokryte drzewem. Pozostało tylko wylakierować.

 

Nabyłem sobie w końcu termometr elektroniczny. W końcu wiem jaka jest temperatura. Jestem totalnie zaskoczony na plus naszym kominkiem. Palę już non stop. Żar trzyma na tyle długo, że nie mam problemu z paleniem się drzewa. Do tego w domu jest tak ciepło temp. 24stopnie że jestem ciekaw kiedy odpalę gaz. Na razie piec podgrzewa tylko wodę do mycia i to wszystko. Tak sobie myślę, że gdybym miał ze 20m3 drzewa na zimę, to mógłbym zrezygnować z gazu na dobre. Zobaczymy jak przyjdą poważne mrozy. U nas na Pomorzu i tak jest stosunkowo ciepło, choć przymrozki stały się rzeczą naturalną.

 

Zeszły tydzień minął bardzo dynamicznie. Odebrałem wiele gratulacji, zarówno za córeczkę jak i artykuł. Stwierdziłem że mam obecnie swoje 5 minut w życiu i chcę się tym cieszyć najlepiej jak potrafię.

Przy okazji chciałem Wam wszystkim podziękować za gratulacje wszelkie rodzaju. Są to bardzo miłe i ciepłe słowa. Po raz kolejny pokazują one, że forum to nie tylko zwykła wymiana opinii, doświadczeń. Forum to jedna wielka rodzina, przyjaźnie do siebie nastawionych ludzi. Życie jest piękne.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Moi Drodzy Forumowicze - mam wielki zaszczyt zakomunikować Wam, że dnia 18 października tj. sobota o godz. 23.45 urodziła się nasza kochana córeczka. Ma 3200g i 52cm wzrostu. Byłem na porodzie rodzinnym. Widziałem więcej niż kobieta rodząca. Niezapomniane wrażenia. Warto żyć dla takich chwil. Beata też zniosła to bardzo dzielnie. Cała akcja z oddychaniem i parciami trwała jakieś 40min. Jestem z małej i Beaty dumny. Po dwóch dniach chce mi się prawie płakać ze wzruszenia.

 

Pozdrawiam wszystkich

kodi_gdynia

Tak coś mi się zdaje, że ten mój dziennik staje się coraz smętny. Kiedy coś się działo na budowie to nie miałem czasu pisać i potem musiałem to lepiej bądź gorzej nadrabiać, teraz kiedy nie dziej się prawie nic to mam tyle czasu do pisania – tylko o czym pisać.

 

Smutne to, ale temat Beaty staje się powoli tematem dyżurnym. Tak bym chciał napisać, że już po, że super i w ogóle a tu nic. Minęły 2 tygodnie od ostatniego wpisu i jak Beata była w szpitalu tak jest po dziś dzień. Miała USG, z małą jest ok. Niby waży 3600 więc już jest z niej kawał baby. Beata przerażona jak to urodzi, całe szczęście że jest poród rodzinny, więc pomogę jej w bólach. Lekarze chcieli już ją wypisywać do domu, ale stwierdziła, że daleko mieszka i boi się że nie zdąży na poród i tak oto tkwi już ponad miesiąc w szpitalu. Dzisiaj zaczyna się 40 tydzień, termin ma na 23 i już zapowiedziała lekarzowi, że nie ma zamiaru przenosić nawet o 1 dzień dłużej. Zobaczymy. Ja natomiast się łudzę, że jak poród nie nastąpił wtedy to może zgra się z pewnym miłym dla mnie wydarzeniem medialnym. Zobaczymy. Byłby to niezły zbieg okoliczności.

 

W sprawach domowych cos tam grzebię. Dostałem parę złotych od teścia – pooddawałem długi i wykańczam schody. W sumie nieźle to wygląda i mam nadzieję, że w tym roku będzie po wszystkim.

 

Ociepliłem także komin wentylacyjny 2cm warstwą styropianu. W najbliższy weekend musze tylko zatopić siatkę i tak pozostanie do wiosny. Przy okazji okazało się że czapka na kominie jest zbyt mała, więc będę musiał wylać ją ponownie na wiosnę. I tak to miałem zrobić, gdyż zapomniałem o kampinosie.

 

Ciągle walczę jeszcze ze swoim kominkiem. Tak jak pisałem wcześniej kominkarz zalecał zamontowanie rotowentu w celu swobodnego wydostawania się dymu a nie ścinania go przez wiatr u samej nasady komina. Jak radził tak zrobiłem. Kupiłem takie urządzenie, zamontowałem i wszystko fajnie, super się kręci, tylko coś mi się zdaje że jeszcze bardziej ciąg mi się powiększył. Zamykam dopływ powietrza a i tak się pali jak dla mnie za mocno. Z jednej strony cieszę się, bo nie pada do kominka, dym ładnie opuszcza komin, ale z drugiej strony na cholerę wydałem blisko 200zł. Po to aby mieć większe spalanie i zużycie drewna. Nie wiem co robić, szkoda mi to ściągać – myślę, aby wsadzić kawałek blachy z otworem np.fi150 pod rotowent, tak by zredukować wylot z fi200 na wspomniane fi150. Nie wiem czy dobrze rozumuję i czy coś to da i czy jest to poprawne, ale chyba spróbuję. W kominku zmieniłem już położenie szybra. Z pozycji środkowej szybra ustawiłem na maksymalne możliwe zamknięcie tak że jak zamknę drzwiczki to szyber zamyka się prawie całkowicie tzn. wokół okrągłego wylotu jest po 1,5cm wolnej przestrzeni na obwodzie, przez który może uchodzić dym. Powietrze zamknięte, więc ciągnie tzw. trzeciorzędne z szyby. Chyba i tak za mocno. Jeśli macie jakieś pomysły to czekam na nie w komentarzach.

 

Lada dzień biorę od wujka choineczki 4 letnie. Pamiętam jak mówiono, aby posadzić je szybciej, no ale niestety szybciej się na dało. Mam zamiar posadzić ok. 80-100sztuk po 80gr za sztukę. Choineczki są 4 letnie, więc jakieś już tam rozmiary prezentują.

 

Pogoda u nas już mało ciekawa. Dzisiaj odbyło się pierwsze skrobanie szyb. Nie mam garażu, wiata w przyszłym roku, więc ta zima będzie ciężka.

Cieszy mnie natomiast, że dom dobrze akumuluje ciepło. Na razie palę raz na 3 dni. Tzn. napalę, wygaśnie i znowu za kilka dni to samo. Temp. W domu utrzymuje się w granicach 19-20 stopni. Ciekawe jak długo uciągnę na samym kominku, choć z drugiej strony jak niektórzy mówią, że na zimę to potrzeba 20mp drewna to ja ze swoimi 13mp mogę popalić sobie, ale do stycznia a co potem?

 

Najbliższy okres minie zatem pod znakiem oczekiwania na potomka i mam nadzieję, że już niedługo będę mógł zakomunikować, że jestem szczęśliwym ojcem po raz wtóry.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Mijąją sekundy, minuty, godziny, dni i tygodnie. Dobrze, że nie miesiące bo chyba bym zwariował w domu bez Beaty. Odwiedzam ją codziennie i codziennie jest praktycznie to samo - czyli żadnych nowości. Jak ją bolało podbrzusze tak boli, choc ostatnio skurcze jakieś większe. Dzisiaj odstawili jej leki i jak to przedstawił wczoraj ordynator cyt. "jutro odstawiamy leki i czekamy na Panią na porodówce". Z relacji znajomych, lekarzy podobno jak się odstawi leki 2,3 dni i kobieta gotowa jest do rodzenia. Łudzę się, że jak nie dzisiaj to jutro a już na pewno w sobotę będzie po wszystkim. Beata już ledwo chodzi, czuje się jak czołg i z wielką chęcią była by już po wszystkim. Ja również już się niecierpliwię. Taką mam naturę. Lubię wszystko naraz, zaraz natychmiast i ten stan oczekiwania podnosi mi niepotrzebnie adrenalinę.

 


Po raz kolejny potwierdzili lekarze, że będzie dziewczynka, więc matki poczyniły juz jakieś zakupy oczywiście na różowo. Ale była by jazda jakby urodził się chłopak .

 


Tak więc trzymajcie kciuki, jak tylko będzie po antychmiast wam o tym doniosę.

 

 


Z rzeczy budowlanych totalna polska bieda. jedno co zrobiłem to telewizję. Przymocowałem do komina rure ocynkowaną. Do tego z kuzynem zainstalowaliśmy antenę /podobno niezłą/ ze wzmacniaczem. Kabel poprowadziłem pod blachodachówką /przyznam, że nieźle to wyszło/ i połączyłem to w sieć telewizyjną w domu.

 


Teraz zamiast programu pierwszego mam jeszcze TVP2, TVP3, TV4, Polsat i TVN. Czyli jak na wiochę całkiem nieźle. Na razie rezygnuję z satelity bez abonamentu a tym bardziej z satelity tyfu Cyfra czy Polsat.

 


Mieszkając jeszcze w bloku była kablówka i masę programów i wiem, że tak naprawdę ogląda się kilka wybranych stacji a cała reszta jest tylko rozkoszą dla kciuka a może palca wskazującego, który niezmiennie, przez kilka godzin szaleje na pilocie.

 


Beacie szkoda tylko brak Discovery a Arturowi Fox Kids. Z drugiej strony Beata będzie miała co robić, a Artur niech się uczy a nie gapi w TV.

 

 


Ja natomiast zadowolę się Ligą Mistrzów na publicznej TV.

 

 


Pozdrawiam

kodi_gdynia

Ostatnie dni minęły mało pracowicie. Co prawda robiło się to i owo, ale bez wielkiego szału. Dzisiaj mówię do kumpla z pracy, że jeszcze jakiś czas temu to w weekend byłem skłonny dom postawić a teraz jakoś tempo mi spadło i to dość drastycznie. Może to wina braku finansów, może zwiększone obowiązki. W końcu mamy 2 koty i 1 psa, przy którym jest więcej zajęcia niż z dzieckiem a do tego Beaty nie ma w domu i większość spraw jest na mojej głowie. Całe szczęście, że teściowa przyjechała to mnie trochę odciąży.

 

Beata ciągle jest w szpitalu. Ona nie pyta, lekarze nie mówią, ale tak czuję, Beata również, że zostanie już w tym szpitalu do końca ciąży. Licząc na 40 tygodni ciąży to posiedzi do połowy października, no chyba że urodzi szybciej. Ciągle ma jakieś bóle brzucha. Coś jej tam dają, ale cudów nie ma. Skurcze też znikome, więc rodzić na razie nie powinna. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie.

 

Wczoraj zrobiłem w końcu czapkę na kominie do kominka. Muszę jeszcze przymocować do niego rotowent. Tak mi sugerował kominkarz. W naszych stronach wiatry są potworne, więc aby dym wychodził swobodnie z komina powinno być coś na górze zainstalowane. Może macie jakieś doświadczenia z tego typu urządzeniami. Co najlepiej kupić, aby przez lata służyło. Z drugiej strony czy te wszystkie urządzenia są ściągane bo w przeciwnym razie jak wyczyścić komin?

 

W zeszłym tygodniu był także koleś bez zęba na przedzie. Zrobił kupę dobrej roboty. Za 150zł zabrał cały gruz, papę /o której tak marudził/, styropian a do tego inne śmieci, m.in. te które pochodzą już z normalnej naszej bytności. Uzbierała się dobra ciężarówka. Oczywiście jak była cała akcja mnie nie było, ale teściowa zdawała mi relację na bieżąco. Chłopaki ładnie zagrabili i pojechali. Teraz działka jakby się powiększyła. Jest sporo miejsca i teraz pozostało mi tylko czekać na choineczki.

 

Amber-ka jest przesympatyczna. Byłem z nią u weterynarza. Dostała pierwsze szczepionki. Teraz ma kwarantannę. Martwi mnie trochę, że ciągle się drapie. Weterynarz mówi, że nie ma pcheł, mi to jednak nie dawało spokoju i po dzisiejszej nocy o 5 rano wykąpałem ją raz a ok. 6.30 drugi raz. Jak teraz będzie się drapać, to znaczy że jakaś alergia czy co. Mleko odstawiliśmy, więc gotuję jej wołowinę to z ryżem to z makaronem innym razem z kaszą. Do tego witaminy i obowiązkowo fosforan wapnia. Nie chce tego żreć, więc muszę jej to chować w jedzenie.

 

Może w październiku przybędzie trochę kasy to skończę w końcu schody a oprócz tego koniecznie muszę zrobić na zimę telewizję. Z kuzynem mamy zamiar kupić anteny, maszt i będziemy to mocować na kominie. Mam nadzieję, że poza programem pierwszym odbiorę jeszcze inne stacje.

 

Sorry, że ten odcinek taki mało budowlany, ale zapewne nie tylko ja, ale i wy także nie żyjecie tylko budową, choć był okres, że 99% myśli to dom. Teraz w końcu po długim marszu 99% to rodzina, czyli tak jak powinno być.

 

Pozdrawiam wszystkie rodziny.

kodi_gdynia

U nas na budowie, należało by powiedzieć w domku - spokój i cisza pewnie przed burzą. Najpóźniej za miesiąc Beata powinna rodzić, więc będzie co robić. Nie znaczy to że teraz się nudzę, ale lekko wyhamowałem.

Ostatnio poświęcam się pracom na zewnątrz budynku. Pogoda ładna, więc koniecznie muszę to wykorzystać. Uprzątnąłem już całą działkę, lekko wyrównałem i od razu nabrała jakiegoś wyglądu i wyrazu.

W sobotę spotkałem się z tajemniczym gościem /który jak śpiewa kazik "... bez zębów na przedzie"/, który za 150zł zobowiązał się, że usunie z naszej działki cały ten bajzel. Zawsze myślałem, że nie będę miał dużo śmieci itp., gdyż buduję bardzo oszczędnie, więc i odpadów nie ma. Okazało się jednak, że uzbiera się tego pełna ciężarówka. Od gruzu po papę, styropian, zielsko itp. Koleś przy okazji uświadomił mi, że nikt nie chce przyjmować styropianu oraz papy na wysypiskach. Jako ciekawostkę /nie potwierdzoną/ podam że za utylizację 1 tony papy trzeba zapłacić 2 tys. zł. Strasznie dużo – tym bardziej że papa jest w gruncie rzeczy dość ciężka.

 

Rozmawiałem już z wujkiem na temat choinek. Ma mi załatwić takie 4 letnie, które podobno jeszcze się przyjmują w nowych warunkach a przy tym są już dość okazałe. W połowie października mam zamiar je posadzić.

Ponadto zwożę swoją 17 letnią audicą drzewo do kominka. Zamówiłem sobie jeszcze 4mp. buka. W sumie mam jakieś 13mp drzewa i mam nadzieję, że starczy to na sezon.

 

W zeszły piątek dzwoniłem do kobietki z ogłoszenia, która napisał że ma 6 piesków /owczarków kaukaskich/. Umówiłem się z nią w niedzielę na giełdę samochodową. Miała z nimi przyjechać, aby je sprzedać. Mówiła, że będzie ok. 10.00 rano. Zajechaliśmy z żoną i teściową na 11.00 i co się okazało – kobieta sprzedała wszystkie psiaki. Kurcze w 50min. sprzedała tyle psów. Chodzimy zatem po tej giełdzie i rozglądamy się za pieskami. Podchodzimy do kobietki która ma tam jakieś pluszaki w kartonie. Pytam co to za rasa – a ona nowofundland. Ucieszyłem się bardzo, bo podobają mi się te pieski i wiem że są bardzo rodzinne. Co prawda początkowo miał to być stróżujący a jak się okazuje będzie domowy czyt. łóżkowy. Nabyliśmy więc czarną suczkę. Jak zobaczyła ją Beata i teściowa to nie było mowy, abyśmy jej nie kupili. Ja jestem ostrożny. Pies bez rodowodu – pytam jaką mam pewność – kobieta chciała mi dawać adres do siebie itp. Zaręcza że będzie git. Beata z teściową jak zaczarowane, zachowywały się jak małe dzieci. Kupmy ją, weźmy ją, musi być nasza. Takie duże a takie dziecinne. Co miałem robić, musiałem ją wziąć.

Psiak jest super. Koty na razie obchodzą ja z daleka. Tequila jest bardziej ufna niż Olaf i do tego bardziej ciekawa. Podgląda wodołaza z daleka i patrzy co ona robi.

 

Dzisiaj jest u nas 3 dzień i przyznam że psina jest strasznie mądrą. To jest niesamowite – w końcu jesteśmy jeszcze obcy dla niej ludzie, a idzie za nami ślepo. Wie gdzie jest jej domek. Tak na marginesie to woli leżeć i kulać się niż chodzić – podobno taka to rasa.

W związku z nią przybyło nam obowiązków. Wstaję coraz wcześniej a do pracy wychodzę coraz później. Rano gotuję jej płatki owsiane na mleku. W dzień dostaje kaszę z marchewką i serduszkami drobiowymi. Jest przy niej roboty co niemiara. Jutro czeka mnie wyjazd do weterynarza i ustalenie strategii postępowania w najbliższym czasie. Ciągle poszukujemy imienia dla niej. Mi podoba się PAJDA, ale rodzina nie pałała entuzjazmem, w końcu ustaliliśmy że będzie AMBER, ale rozległy się głosy, że brzmi męsko. Co robić. Muszę w końcu jakoś ją nazywać.

 

Generalnie oddaję się życiu rodzinnemu, choć nie zapominam o ciągłej wykończeniówce domu. Znam te kwestie z prowizorkami i musze mieć się na baczności.

kodi_gdynia

Pozwoliłem sobie zamieścić jeszcze 2 fotki – niby nowe a jednak z marca i kwietnia tego roku. Jedna przedstawiam schody na piętro. Kosztowało mnie to trochę zdrowia, ale ostatecznie wyszły równe i to cieszy. Drugie zdjęcie to komin wentylacyjny w łazience, obsługujący także kuchnię i wc.

 

A co na budowie. Z racji braku funduszy tempo lekko spadło. Ostatnio z synem rozbieraliśmy nasze pierwsze działo /patrz foto/. Składzik, który zbudowałem w lato 2001 roku został rozebrany. Służył nam przez całą budowę. Był schronieniem dla betoniarki, cementu, szpadli a także myszy. Teraz nadszedł moment, aby w inny sposób zagospodarować ten kawałek naszej małej działeczki. Kilka godzin poświęciliśmy, aby rozebrać to co budowałem blisko 2 dni.

Obecnie w tym miejscu zgromadzone jest drzewo do kominka. Ułożyłem je na paletach i zrobiłem dodatkowo daszek, aby w ulewne dni drewno nie nasiąkało zbytnio wodą. Na razie zgromadziłem 9mp. drzewa – mam jednak zamówione /kwestia porąbania i transportu/ kolejne 4mp. Sam jestem ciekaw czy to wystarczy. Tak apropos to muszę coś wykombinować z tym składowaniem drewna. Niby tylko 13mp. drzewa a zajmuje mi to dokładnie 10m2. Zrobiła się z tego niezła hałda a z racji małej działki nie wygląda to za dobrze. Może przy okazji robienia wiaty w przyszłym roku pokuszę się o jakieś ciekawsze zadaszenie.

 

Generalnie prace trwają na powietrzu. Na działce mam już taki bajzel, że trzeba było coś z tym zrobić. Muszę pomyśleć o wywiezieniu resztek styropianu, płyt KG, gruzu itp. Nie wygląda to za pięknie. Odświeżyłem sobie przy okazji obraz Alicjanki na temat wywózki gruzu z działki - piękny tekst. Muszę podzwonić i zorientować się w cenach tych usług.

 

Chciałbym jeszcze w tym roku lekko splantować teren i posadzić na zimę świerki wokół działki. W przyszłości ma to być żywopłot, który skutecznie ochroni nas przed wiatrem, kurzem i wścibskim wzrokiem. Nie mam doświadczenia w ogrodach i przyznam się, że nawet na forum słabo śledzę ten wątek, ale widzę, że i mnie nie ominie zagospodarowanie ogrodu. Całe szczęście, że kolegi brat zawodowo się tym zajmuję – więc coś mi doradzi.

 

Co do listu od żony to jest to magiczna karteczka na której napisano:

Kochanie to musisz jeszcze zrobić: zaszpachlować drzwi, kupić kratkę wentylacyjną, założyć listwy maskujące na podłodze, kupić pochłaniacz do kuchni, zamontować porządnie umywalkę w łazience, założyć panel do wanny, wykończyć kafelki przy wannie, założyć brakujące ościeżnice do drzwi, założyć brakujące kontakty, położyć kafle w wiatrołapie, wymalować wiatrołap, zrobić drzwi do schowka pod schodami, itp. A mi się jeszcze przypomniało, że muszę popracować przy kominach oraz zrobić rynny i podbitkę. I skąd wziąć na to wszystko czas i pieniądze.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Robiąc ocieplenie budynku znaleźliśmy coś bardzo ciekawego a zarazem zwykłego. Zanim doszło do ocieplania, wewnątrz ułożyliśmy jakiś już czas temu wełnę mineralną, która wystawała na zewnątrz poza murłatę. Dawne szkoły mówiły aby przestrzeń między murłatą a folią czy deskowaniem wymurować. Wiele osób podobnie i my nie zrobiliśmy tego. Plan był taki: wełnę zawijamy na murłatę i do tego dociskamy styropian do samej foli i dalej to już tradycyjnie. Najpierw zaczęliśmy od strony zachodnio – północnej, potem przeszliśmy na stronę południowo wschodnią. Jakież było nasze zdziwienie kiedy pod wełna mineralną zobaczyliśmy uplecione ptasie gniazdo. Zrobiło mi się bardzo milutko, bo zawsze marzyło się nam, aby jakaś ptaszyna zawitała do nas o bocianie już nie wspominając. Klejąc dalej styropian znalazło się jeszcze jedno gniazdko. Oczywiście oba były puste. Małe dawno wyklute i wychowane. Teraz sięgając pamięcią wstecz przypomniałem sobie jak ptaszki wlatywały pod dach. Nigdy jednak bym nie przypuszczał, że mogą tam mieć gniazda. Z drugiej strony nie są takie głupie – brak wiatru i spore nasłonecznienie to umieją jak się okazuje znaleźć. Tak więc dwa gniazda mam w szopce i zamierzam je dać synowi, aby zaniósł je do szkoły. Może znajdzie się jakaś gablota, aby dzieciaki zobaczyły ile to trudu trzeba, aby coś takiego wysupłać. Teraz muszę koniecznie pomyśleć o jakimś karmniku. Skoro raz tu zrobiły gniazdo to mam nadzieję, że wrócą. Co prawda gniazda już nie zrobią, ale chociaż pożywią się.

 

Co do Komandora to żadna tam wielka historia. Pozwoliliśmy sobie na zabudowę tzn. zamówiliśmy tylko drzwi a środek wykonałem już sam. Kupiłem 2 płyty meblarskie /180x250cm/. Z pocięciem na odp. wymiary kosztowało mnie to 210zł. Do tego trochę wsporników, rurek, listew maskujących i w jedno popołudnie środek gotowy, gdzieś tak za 270zł. Gorsza sprawa z drzwiami. Myśleliśmy o Komandorze, koleś przyjechał wymierzył i zaśpiewał z montażem 1200zł. W Stanley’u była promocja na same drzwi. Niby fajna oferta, ale jak chciałem z montażem to przedział cenowy zrobił się 1100 do 1800zł, w zależności od okuć, itp. Ostatecznie więc zrezygnowaliśmy z tej drugiej firmy, na rzecz tej pierwszej. Już raz brałem drzwi od przedstawiciela w pobliskim markecie i pamiętam, że były pewne problemy. Okazało się, że i tym razem będzie podobnie. Najpierw montaż miał być na pewien wtorek. Ok. czekamy. Dzwonię przezornie w poniedziałek, aby potwierdzić montaż. Co się okazuje – niestety poślizgi będą w piątek. Dzwonię w piątek, a koleś – stara gadka. Miałem do pana dzwonić, głupia sytuacja, pracownica się nagle zwolniła, wie pan nic nie przekazała i nie złożyliśmy pana zamówienia do centrali. Myślałem że mnie cholera weźmie. Powiedziałem co o nim myślę, koleś chciał mi oddawać zaliczkę, ale co z tego – i tak ma ze 2 tygodnie do tyłu. O rabacie nie chciał słyszeć bo stwierdził, że to i tak na granicy opłacalności. Co miałem robić – czekać, aż zamówi. Potem termin przesuwał się jeszcze 2 razy. Koleś mnie przepraszał, gadki w stylu, wiem, że to źle świadczy o firmie, że nadciąga wiarygodność itp.. Koniec końcem przyjechali z drzwiami, założyli, choć musieli jechać kilkadziesiąt km do centrali bo mieli za krótkie listwy boczne i rozliczyłem się z nimi. Teraz żona z teściową mogły wreszcie wrzucić to co miało być zrobione dobre 3 tygodnie temu, a co stało w kartonach od 30 czerwca. Szczerze nie polecam „profesjonalistów” z punktu dealerskiego w Geant w Gdańsku.

 

Ach tak na koniec. Zakleiłem karton z ościeżnicą. Koleś przyjął ją bez mrugnięcia okiem. Teraz czekam na nową – znowu jakieś 3 tygodnie. Grunt że się udało – byłbym ze 200zł w tył.

 

W kolejnym odcinku sprawy bieżące w tym liścik od żony.

kodi_gdynia

Drzwi taka prozaiczna sprawa. Niby nic, ale bez nich życie nie jest łatwe, ale na pewno weselsze. Bo jak inaczej opisać sytuację, kiedy przebywam np. w wc na parterze i słyszę jak ktoś schodzi po schodach. Rozlega się z moich ust krzyk – uwaga siedzę na kiblu nie schodzić. Dodam tylko że aby przejść do salonu i kuchni trzeba minąć wc.

 

Drzwi wew. mieliśmy upatrzone od zawsze. Miały być proste i tanie. Takie też są: „Wiedeń” z Porty. Ościeżnice regulowane tak więc ładnie zachodzą na ściany. Efekt taki jaki chcieliśmy. Zamontowaliśmy z teściem 4 pary drzwi na 6 par. Oczywiście nie zostały zamontowane do wc i łazienki. Co za zbieg okoliczności. Jak się okazało /z mojej winy/ pomylone są futryny typu lewa ma być prawą, a prawa lewa. Z racji tego, iż ściany nie były do końca równe i wyrównywano je tynkiem to teraz musiałem mieć na dole w wc ościeżnicę regulowaną 160-180mm. Robiona na zamówienie, więc już mnie poinformowano, że będę musiał czekać znowu 3 tygodnie na nową. Całe szczęście, że tą mi przyjmą. Inna sprawa, że jeszcze ich nie oddałem bo mam mały problem. Karton od ościeżnicy został otworzony – pewnie żadna tragedia, ale zginęła mi gwarancja, na której jest kod identyczny z tym na opakowaniu. Albo powiem prawdę i się zlitują i przyjmą zamianę, albo zakleję karton i udam że o niczym nie wiem, bo niby skąd jak karton zaklejony. Jednym słowem jestem w kropce. Z futryną do łazienki jest mniejszy problem, więc powinienem otrzymać ją od ręki.

 

Ocieplanie – temat chodził mi po głowie już dawno temu. Jak patrzę na budowy, to często ludzie mają w domu jeszcze surówkę a na zew. jest ładnie ocieplony budynek. Zważywszy że nasza przeprowadzka była lekko wariacka, temat został przełożony na końcówkę sierpnia.

 

Jak zwykle już zresztą przyjechał teść i zaczęło się. Wcześniej poczytałem na forum o ocieplaniu, wydrukowałem sobie nawet post Januszka i jazda. Kupiłem styropian frezowany z Arbetu. Laska z hurtowni ostrzegała mnie przed jakością różnych marek. Mówi, że tym handluje bardzo długo i nie ma z nim problemu w przeciwieństwie do np. styropolu. Nie wiem ile w tym racji, ale uległem jej sugestiom. Kupiłem na moją chatkę 20m3 styropianu, frezowany 12cm grubości. Do tego klej do styropianu z Alpolu oraz klej do siatki tej samej firmy. Za styropian zapłaciłem 108zł/m3 a za klej do styropianu 14,8zł/25kg oraz klej do siatki 18,5zł/25kg. Do tego nabyłem pacę do ścierania styropianu oraz kołki plastikowe do ich mocowania. Po konsultacjach ze znajomymi nie dałem listew startowych, gdyż w moim przypadku wspaniałą listwą startową był styropian służący do ocieplenia fundamentów. Tak zatem jeden naszedł na drugi i sprawa załatwiona. Cała robota do pewnego momentu przebiegała bardzo sprawnie. To znaczy do wysokości do której mogłem sięgnąć z mojego rusztowania. Wysokość ta kształtuje się gdzieś na wysokości 4m. Jedyny problem na tym etapie to zbyt duże nadlewki podczas zalewania stropu. W tym miejscu musiałem szlifować styropian i to chyba z doby 1cm a może i 2. Szkoda bo pośpiech przy stanie surowym odbił się teraz na precyzji i warstwie ociepleniowej. Pogoda też nas nie rozpieszczała i trochę żałuję, że nie zabrałem się za ocieplanie jak były bardziej sprzyjające warunki. Nawet nie chodzi mi o temp. – mam na myśli głównie deszcz i wiatr, który w moich stronach jest prawie ciągły.

Początkowo używałem kołków 16cm, ale kolejne płyty robiłem już na 18cm.

 

Pierwsze bóle pojawiły się zatem, kiedy należało położyć styropian wyżej niż wspomniane 4m. Początkowo chcieliśmy zbijać coś z desek, ale po przybiciu pierwszej stwierdziłem, że ten sport nie dla mnie. Nerwowo, zacząłem rozglądać się za rusztowaniem. Pojechałem do hurtowni, skąd biorę materiały – nie mają, ale jest firma nieopodal która ma rusztowania na wynajem. Jadę tam – nikogo nie ma, jest telefon- dzwonię. Kobitka będzie, ale za 2 tygodnie, wiem pan sezon, cały sprzęt wynajęty. Wracam, rozglądam się po domach – może ktoś ma. Nagle teść wspomina coś o rusztowaniu na domu, który stoi jakieś 400m od mojego. Mówi że pamięta jak gość też ocieplał i miał właśnie rusztowanie. Zajeżdżamy – pytam. Owszem miał, ale pożyczone od wujka. Ja nalegam, prawie błagam. Będzie dzwonił, jak się uda to pożyczy. Jest światełko w tunelu.

Jest czwartek – dzisiaj syn wraca z obozu sportowego. Muszę po niego jechać na dworzec PKP Gdynia Główna Osobowa. Po drodze wpadnę do pracy i zobaczę co w sieci na temat rusztowań. Daję błagalny post na forum. Dzwonię, wszędzie to samo - sezon – rusztowań brak. W jednym miejscu mają ale tylko parę sztuk – nic mi to nie da. Załamać się można. Wracam z niczym do domu. Jadę jeszcze do hurtowni po coś tam i pytam jeszcze raz o rusztowania. Żona mówi, że jej brat ma i może pożyczy. Generalnie nie robi tego od czasu jak mu ktoś coś tam poniszczył, ale że ja jestem sprawdzony klient – to ładnie go poprosi. Wracam do siebie. Zajeżdża gość z domku oddalonego o 400m – rusztowanie będzie miał i mi je przywiezie. Cud jaki czy co. Jest po 2 godzinach mam 24 ramki warszawskiego. Wystarczy aby dostać się na sam szczyt. Tak oto po wielkich poszukiwaniach udało się zdobyć rusztowanie. Potem okazało się że laska z hurtowni, może również pożyczyć mi rusztowanie, a zaprzyjaźniony forumowicz Zachar, również ogłosił chęć pożyczenia mi tego jak się okazuje deficytowego towaru.

Następnie sprawa potoczyła się błyskawicznie tzn. trwało to jeszcze z 7 dni. Klej styropian, szlifowanie, kołki, klej, siatka, klej i narożniki. Robota na wysokości to nie dla mnie. Widziałem to już w momencie jak robiliśmy dach. Teraz przekonałem się o tym powtórnie. Warszawskie może i fajne, ale lekko buja a ja tego nie lubię. Co grunt pod nogami to grunt.

Zacieranie kleju na siatce nie jest moją mocną stroną, ale mam nadzieję, że lekkie łączenia siatki, czy małe nierówności zaszpachlują już fachowcy od tynku. Ja za tynk się nie biorę, choć już mnie kolega namawia, abyśmy zrobili to wspólnie. On wytynkował /ładnie/ swój cały dom i stwierdził że można zrobić tak też u mnie. Zobaczę. Całą sprawę tynkową i tak odkładam na przyszły rok.

Koszty ocieplenia:

- styropian 20m3 po 108zł/m3 – 2160zł

- klej do styropianu, 20 worków po 25kg – 296zł

- klej do siatki, 20 worków po 25kg – 370zł

- siatka /gruba/ 2,2zł/m2 – razem 200m2 czyli 440zł

- 700 kołków po 0,2zł za sztukę – 140zł

- narożniki 75mb – 100zł

razem coś około 3500zł

 

 

W kolejnym odcinku: znalezisko pod dachem oraz zabudowa z komandora.

kodi_gdynia

Zapewne tak jak większość czym bliżej końca tym mniej środków do wydania. Generalnie mój kosztorys nie zakładał mebli bo gdybym miał i to przewidzieć i do tego lampki, wazony, świeczniki, obrazy to pewnie nigdy bym się nie zdecydował na budowanie.

 

Z drugiej strony stwierdzam, że rola mojej żony jest bardzo trudna. Zbudowaliśmy za wspólne pieniądze, zbudowaliśmy tzn. postawiliśmy dom w stanie który umożliwia życie, tzn: są tynki, są podłogi, jest woda i jest ciepło. Na głowę nie leci, są drzwi /o drzwiach jeszcze będzie/, kontakty – jest dobrze. Przyszedł jednak moment, kiedy żona oznajmia mi – ty tyle wydawałeś przez ostatnie miesiące, więc teraz czas na mnie: trzeba kupić zasłony, nową pościel, łóżko itd., itp. Jest tylko mały problem – ostatnie pieniądze poszły na ocieplenie i gaz ze zbiornika. Tak więc wydawać może tyle że wirtualne pieniądze. Szkoda mi jej, bo zasłużyła na portfel pełen kasiory. Teraz mam wyrzuty sumienia i patrzę jakim byłem egoistą kupując ten cement, piach, bloczki itp.

 

Na meble więc nie mamy kasy, ale mycie garów w umywalce w łazience jest średnią przyjemnością. Z racji tego, iż uwielbiam gotować, ale że jestem strasznie zajęty robi to Beata postanowiliśmy temu zaradzić. Na ratunek przyszli teście, którzy oznajmili że zafundują nam oczywiście za sensowne pieniądze kuchnię na wymiar. Pojeździliśmy trochę bo studiach kuchennych i praktycznie po wstępnych gadkach, cenny były bardzo podobne. Tak na marginesie jak dla mnie to ceny są zawrotne i bardzo niepoprawne. Zwykła kuchnia, tyle tylko, że przyjedzie koleś i wszystko obmierzy kosztuje coś ok. 7000zł. To jakaś paranoja – parę szafek i takie koszty. Z racji tego iż teście też nie mają zbyt wielu pieniążków nie miałem sumienia proponować im takich alternatyw.

 

Mijał czas a my ciągle bez kuchni, aż tu nagle jak zwykle zbieg okoliczności miał wpływ pojawia się dobra wiadomość na horyzoncie. Dostaliśmy informacje od naszych dobrych przyjaciół forumowych Ewy i Sebastiana /dzięki Wam/, że człowiek z ich rodziny montuje i robi szafki na wymiar. Spotkaliśmy się, koleś pomierzył wszystko wybraliśmy kolorki, ustawienie – wszystko na wariata i złożyliśmy zamówienie. Całość z montażem 3600zł. Kuchnię tworzą szafki – dolne, górne, blaty oraz barek. Jak zwykle najwięcej zamieszania było przy kolorach: ostatecznie wybraliśmy mocno wiśniowo-śliwkowe /coś jak mocno czerwone wino/ fronty z lakierowanego mdf’u oraz żółte boki i blaty. Umówiliśmy się na montaż za 3 tygodnie i tak oto od zeszłej soboty mamy śliczną kuchenkę. Przyznam szczerze, że kolor frontów jest trochę jaśniejszy niż na wzorniku, ale Krzysztof zapewnił że jak znudzą się nam fronty to przelakieruje je nam na inny kolor. Na razie cieszymy się z tego co mamy, a jak się już znudzą to damy inny kolor. To jest zaleta lakierowanego mdf’u.

Montaż mebli zaczęli w sobotę ok. 11.00 a skończyli ok.19.00. Nie powiem trzy osoby – poszło im to sprawnie, tym bardziej że jeden regał musieli skracać o kilka centymetrów. Teraz nie widać już mojego „dziecka” = piec Immergas, który schował się w szafce i z tego faktu najbardziej cieszy się Beata, bo jakoś nie przypadli sobie do gustu. Ciekawe jak przestanie grzać ciepłą wodę – będzie go prosić na kolanach.

 

Do kuchni dołączyli barek taki na wysokie krzesełka, których jeszcze nie mamy, ale są w IKEA za sensowną cenę. Barek się spisał – testowany z teściem, szkoda tylko ze musieliśmy stać przy nim zamiast relaksować się na siedząco. Teraz pozostaje mi tylko podłączyć zlewozmywak – taki o którym zawsze marzyłem /duży, dwie komory + ociekacz/ a Beacie zmywać w nowo zakupionej zmywarce. Zrobiliśmy test – bajka.

 

W następnym odcinku coś o drzwiach wewnętrznych + ocieplenie – jak dobrze że to za nami.

kodi_gdynia

W następnym odcinku butla na gaz płynny, pierwsze uruchomienie pieca oraz meble do kuchni - mocna rzecz.

 

Wszystko było by fajne – ta cała budowa i mieszkanie w swoim domku, gdyby była po prostu ciepła woda. Mycie zębów, rąk czy kąpiel w wodzie zimnej bądź podgrzewanej na kuchence gazowej, nie należy do rzeczy o których marzyłem.

Sprawa ciepłej wody rozbijała się o gaz. Nie to że Gaspol z którym ostatecznie podpisałem umowę zawiódł, zwlekał, itp. lecz sprawy urzędowe pogrzebały nasze marzenia na ciepłą wodę dość skutecznie. Wiedząc, że przeprowadzka będzie w wakacje, wystąpiłem, o warunki zabudowy na posadowienie butli na gaz płynny. Co się okazało – gmina nie ma planu miejscowego a co za tym idzie jest inny tryb postępowania. Średnio mnie interesuje jaki – generalnie długi. Na tyle że do połowy lipca warunków nie mieliśmy. Całe szczęście, że zmieniły się przepisy 11 lipca br. Okazało się, że wystarczy tylko zgłoszenie i nie potrzeba pozwolenia na budowę – tym samym warunków zabudowy. Oczywiście skorzystałem z tej okazji i już 14 lipca byłem w Urzędzie zgłosić inwestycję gazową. Wszystko pięknie, tylko że od zgłoszenia musi minąć 30dni, abym mógł cokolwiek robić. Aby coś przyspieszyć wpadłem do kierownika, pogadałem i po 10 dniach miałem kwit, że mogę rozpocząć inwestycję.

 

Zbiornik mam podziemny. Dziurę wykopaliśmy sami, płytę betonową na jego spodzie również. Instalację gazową wew. miałem już wykonaną, więc czekałem tylko na zbiornik i inst. zew. oraz oczywiście gaz.

Zbiornik pojawił się na działce kilka dni później, podobnie jak kolesie od instalacji zew. Trochę ponarzekali, że instalacja wew. jest źle zrobiona, że z miedzianki i takie tam. Dzwonię do swojego instalatora i mówię, że nie chcą się podłączyć w instalację wew. bo to i to i to. Ten przez słuchawkę powiedział co o nich myśli, używając odpowiednich słów, przy okazji dowiedziałem się, że pracuje w zawodzie 25 lat i wie co robi. Tak więc kolesie się nie podłączyli do instalacji wew. za to mój instalator podłączył się do ich instalacji i sprawa zakończona. Było więc wszystko, instalacja sprawdzona – można tankować. Umówiłem się z kierowcą na popołudnie – musiałem być przy tankowaniu. Przyjechał podłączył wąż i napompował mi 2400 litrów. Wypisał protokół ja z kolei zrobiłem kilka fotek i tak oto upłynniło się moje konto o ok. 3000zł.

 

Pojawił się papier, pojawił się zbiornik, pojawiło się przyłącze i pojawił się gaz. Droga to trudna, długa i żmudna.

Dzwonię do serwisanta aby umówić się na spotkanie. Koleś od którego kupowałem piec sugerował, abym wziął takiego, który mieszka najbliżej mnie. Dzwonię i włącza się automatyczna sekretarka – więc mówię o co mi chodzi i się wyłączam. Po weekendzie oddzwania i rozmawia z żoną. I głosem podniesionym, czy przezbrojony, jaki model itp. Jak jeszcze powiedział, że ktoś mu się nagrywa na sekretarkę a on jest na urlopie, więc jakim prawem i to w dodatku na jego prywatny numer /w książce serwisowej widnieje ten numer/, żona nie wytrzymała i puściła mu wiązankę – co za cham. Tak na marginesie to sprawa tego typa nie daje mi spokoju i chyba zadzwonię do Immergasa, aby zlustrował tego gościa.

Ostatecznie umówiłem się z innym gościem, który przyjechał bez mrugnięcia okiem, przywiózł dysze i wziął się wczoraj wieczorem do roboty. Powiem szczerze, myślałem, że pójdzie to szybciej i sprawniej. Najpierw rozebrał pół pieca, aby dostać się do dysz. Potem coś tam podłączał, ustawiał parametry minimalne i maksymalne, aż w końcu stało się to o co nam chodziło. W końcu po 1,5 miesiąca mieszkania, w naszych kranach poleciała ciepła woda. Mało tego kaloryfery też zrobiły się gorące i to w przeciągu chyba 10min. Na koniec coś mi tam poobjaśniał, powiedział co do czego i sugerował /tak zrobię/ aby koniecznie zamontować sterownik pokojowy. Powiedział gdzie podpiąć, więc zrobię to już sam. Kociołek pracuje sympatycznie, praktycznie go nie słychać – poza turbiną, która zasysa powietrze z zewnątrz a która wydaje delikatny szmer.

 

Tak się rozpisałem, że o kuchni popiszę później.

Ach bym zapomniał – od jutra zabieram się za ocieplenie domu z zew. więc będzie nowy temat.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Równocześnie z innymi pracami zaczeliśmy malować ściany. Z racji faktu, iż cekolowane ściany bardzo brudzą i nie dają uroku same w sobie postanowiliśmy jak najszybciej zmienić istniejący stan rzeczy. Kwestia kolorów do poszczególnych pokoi ciągnęła się za nami jak dobre wsłoskie spagetti. Beata już od początku tego roku zastanawiała się: tak czy tak, a może ten kolor tu a ten kolor tu. Ten pokój od południa więc kolor taki a ten od północy więc taki. W końcu kiedy już sprecyzowlaiśmy plany, pojechaliśmy do marketu do mieszalni farb i co się okazało. Kolory które chcieliśmy były: albo za ciemne i nie da się ich zrobić /po diabła te wszystkie wzorniki/ albo jak cos się dało zrobić to baza /czyt. biała farba/ jest tak droga że litra za 30zł. A że licząc 2 razy malowanie całego domu to wychodzi coś około 1000m2 i jak się to przeliczy na litry to buźka już się nie cieszy .

 


W związku z takim obrotem sprawy podjechaliśmy jeszcze do centrum dekoracyjnego DEKORAL. Wchodzimy i mówię - taki kolor, taki, i taki. Babeczka nie ma problemu a że zgadaliśmy się że mamy wspólnych znajomych to dała nam niebagatelnu upust 20%. Generalnie po upuście litr kosztuje coś ok. 12/13zł.

 


Całe farby do pomieszczeń kosztowały nas ok. 900 zł /łącznie z białą na sufity/ i po czasie wiem że dekoral jest ok.

 


Co do konkretnych kolorów to poszliśmy przynajmniej na poddaszu na żywioł: pokoik jeszcze nie narodzonego dziecka: to mocna żółć, syna Artura to zieleń a w sumie ciemny groszek, nasza sypialnia to wrzos, fiolet a łazienka to wściekła pomarańcza. Ogólnie kolory na górze sa bardzo intensywne i porażające. Jak to sobie tak wszystko wymalowałem to pomyślałem sobie że zrobie takie tabliczki nad pokojami np: nad sypialnią - jagodowa dolina /dolina od kobiecych kształtów/ , nad pokojem Artura - zielona łączka, nad pokojem dzidziusia - słoneczna planeta a nad łazienką pomarańczowa świeżość. Są to oczywiście luźno rzucone propozycje - czekam na inne.

 


Klatka schodowa jest biała i tak już zostanie.

 


Dół natomiast to kolry spokojne: wiatrołap jasno niebieski, hall ciemny brąz - taka czekoladka a kuchnia i salon taki jasny brąz a w sumie kawa z mlekiem.

 


Co do podłóg to kupilśmy na całość panele z kronopolu. Firma przypadkowa - interesowała nas cena i faktura /kolor/. u góry jest jasny klon z kolei na dole w salonie mahoń. Podłogi mam wszystki położone. Wczoraj skończyłem układać ją na dole i robi wrażenie, mimo faktu że m2 kosztuje 30zł.

 


Co do kafli na ścianach i podłodze to do pomarańczowych ścian w łazience daliśmy żółte kafle na ściany i podłogi a na dole daliśmy jednakowe kafle w hallu i kuchni o wym. 45x45cm, takie beżowo, brązowe z odciśniętymi muszelkami. Jesteśmy związani mocno z morzem, więc taki mały akcent w domciu.

 

 


Schody - temat który spędzał nam sen z powiek. Betonowe, pochlapane, popaćkane tynkiem. Zawsze chcieliśmy mieć drewniane, ale: są drogie, pod schodami mamy wc, jak źle zrobione to trzeszczą. Mamy więc betonowe z którymi należy coś zrobić. Beata wertuje katalogi, muratory i wiemy co chcemy. Stolarze są dla nas za drodzy, więc sam przystępuje do pracy. Co wymyśliliśmy:

 


podstopnie robimy z tzw. mezotynku - kamyczki o śr. 1,8mm sklejane na bazie jakiejś żywicy. tanie to nie jest 25kg - 135zł, ale po pierwsze starczy na całe schody a po drugie i tak dużo tańsze niż inn alternatywa.

 


Stopnie robimy z desek kupionych w markecie o gr. 35mm. Sztuka 1m kosztuje 41zł. Tak więc będzie połączenie tynku z solidną dechą. Całość kosztuje coś ok. 800zł + wcześniejsze koszty wykonania schodów /beton stal, deskowanie/ 400zł daje nam dobry efekt za 1200zł.

 


Jak skończę to pstryknę foto.

 

 


W następnym odcinku butla na gaz płynny, pierwsze uruchomienie pieca oraz meble do kuchni - mocna rzecz.

kodi_gdynia

Mijały kolejne dni, aż przyszedł moment na wybór pieca i grzejników. Z racji tego, iż w tamtym czasie nie mieliśmy warunków zabudowy na wykonanie przyłącza oraz posadowienie zbiornika na gaz, nie mieliśmy ciśnienia aby forsować tempo. Co do gazu to po długich poszukiwaniach zdecydowaliśmy się na gaz z Gaspolu. Firma w tamtym czasie dała nam najlepszą ofertę a do tego udało mi się opuścić cenę. Zagrałem ostro, a że kolesiowi zależało na podpisaniu umowy, po skonsultowaniu przystał na nieco inne warunki. Docelowo ma to być zakopana butla o pojemności 2700litrów. Mamy zbyt małą działkę, aby stawiać sobie takie cudo na otwartym powietrzu, a tak po wstawieniu zbiornika okazuje się, że będzie wystawać tylko klapa do pomiarów i tankowania.

Początkowo poszukiwaliśmy pieca dwufunkcyjnego, z zamkniętą komorą spalania, działającego na zasadzie przepływowym. Mój pierwszy wybór, który padł z rok temu kierował się na Vaillanta. Po spotkaniu się z instalatorem, który miał to wszystko montować – zmieniłem zdanie na Immergasa. Odwiedziłem, jeszcze kilka dealerów i powiem szczerze, że nie słyszałem złych opinii o tej firmie. O ile można było się czepiać jakieś kilka lat temu, o tyle teraz aby sprzedawać kotły trzeba iść do przodu z myślą techniczną. Kotły sprzedają się dość dobrze a serwisanci nie mają z nimi problemu. Jak będzie czas pokaże.

Z Vaillanta została tylko zamknięta komora spalania. Ostatecznie wybraliśmy piec, który mieścił się podobnie jak Vaillant w kwocie 5000zł. Jest to Immergas Zeus Mini. Ma zamkniętą komorę spalania, modulowaną moc w zakresie 9-23kW i co najważniejsze ma zintegrowany w jednej obudowie zasobnik wody - 45 litrów. Powiem szczerze myślałem, że będzie mniejszy, ale przez ten zasobnik nie jest taki filigranowy. Co do kwoty to dostałem 15% upustu i tylko szkoda, że kupiliśmy zbyt późno. Gdybyśmy nabyli go z tydzień wcześniej zyskalibyśmy z 500zł dodatkowo. Nie wiem jak to jest, ale praktycznie wszyscy w jednym czasie podnieśli ceny kotłów, średnio o 7%. Szkoda.

Obecnie kocioł sobie wisi. Beata, chce by docelowo został zabudowany w szafkę, aby nie rzucać się zbytnio w oczy. Interesująco także instalator rozwiązał kwestię komina. Początkowo chciałem zrobić to najtańszym kosztem, czyli spaliny i powietrze wypuścić przez ścianę. Instalator odwiódł mnie od tego pomysłu. Powody były różne. Ostatecznie miałem wolny kanał wentylacyjny w który wpuścił kwasówkę i tak wmontował robiony na zamówienie komin.

Jednocześnie z piecem kupiłem grzejniki, na które również dostałem 15% rabatu. W sumie 10 sztuk w tym 9 do pokoi i 1 do łazienki. Niektóre są banalne, bo malutkie jak do wc i wiatrołapu, inne maja bardziej okazałe wymiary. Ostatecznie wybraliśmy Cosmonowę, chociaż i tak to nie ma znaczenia bo podobno wszystko to samo. Do łazienki wybraliśmy drabinkę , wys. 1,5m wysokości i 0,6 m szerokości. Musieliśmy wziąć o taki gabarytach, aby po prostu dał radę z jej ogrzaniem.

W sumie zmieściliśmy się w naszym kosztorysie i wydaliśmy ciut ponad 10000zł na piec + grzejniki + zawory do grzejników a także podłączenie pieca + komin.

 

W następnym odcinku o różnych duperelach: malowanie, podłogi, sposób na tanie schody.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Myślałem, że dam radę opisać dalsze perypetie, ale nic z tego. W zamian zamieściłem 7 nowych fotek w temacie kominka. Tak na marginesie to bylo tyle roboty, że nie miałem czasu, ani ochoty na zabawę w fotografa.

link do strony poprzez stopkę lub

http://foto.onet.pl/mojalbum/mojalbum.html?id=4353&r=0&nxt=18" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/mojalbum/mojalbum.html?id=4353&r=0&nxt=18

Sorry za jakość, ale jeszcze nie dorobiłem się cyfrówki.

 

Pozdrawiam

kodi_gdynia

Zaczął się kolejny – drugi już tydzień lipca. Pojechałem do pracy załatwiłem sobie kolejne 2 tygodnie urlopu – płatnego już tym razem /dobrze że szef mnie lubi – inaczej nie mógł bym być tak długo na urlopie/ i wziąłem się ostro do roboty. W południe przyjechali kolesie z kominkiem oraz mój teść z Torunia i ojciec. Ojciec specjalista od płyt KG wykonywał zabudowę pionów kanalizacyjnych itp. , teść gruntował i malował sufity. Ja oddałem się wdzięcznej pracy wstawiania parapetów a kominkowcy wzięli się do dzieła, aby już tego wieczora można było popalać.

Parapety zamówiliśmy z duromarmuru. Ładnie wykonane i przyzwoita cena. Za 9 parapetów /do wc i kuchni nie będzie/ zapłaciliśmy 530zł. Wzięliśmy standardowo 25cm szerokości i po czasie stwierdzam że ładnie komponują się z naszymi oknami.

 

Tak jak wspomniałem zamówiliśmy wkład Hajduk Volcano 1V. Jest faktycznie identyczny jak Spartherm. Jak dla mnie jest ok. Co prawda surowy, ale taka forma nam odpowiadała. Chodziło nam o pełną klasykę, bez żadnych bajerów itp. Człowiek od kominków bardzo sympatyczny i myślący gość, choć i jego lekko zakłopotało podłączenie kominka. Okazało się że ciutkę za nisko jest wlot do komina przez co podłączenie kominka z kominem nie jest takie proste. Firma która była odpowiedzialna za całość jak zwykle chciała zaoszczędzić, więc dali montażystom tylko kolano i rurę prostą a jak się okazało to potrzebne było kolano dość skomplikowane, skręcane w kilku miejscach. Z uwagi że miałem podpisaną umowę wcześniej nie obchodziło mnie co zrobią – miało być dobrze i tyle. Koleś pojechał do firmy przywiózł odpowiednią kształtkę i po kilku godzinach kominek nadawał się do odpalenia. Wcześniej założyli dystrybutor i podłączenia do rozprowadzenia powietrza na piętro. Całość wyglądała jak niezła meduza.

Następnie przyszedł upragniony moment pierwszej rozpałki. Stanęliśmy w salonie i patrzymy co koleś robi. Przyniósł parę drobnych drewienek i podpalił. Całość wyglądała imponująco. Wszystko było ok. Po czasie mogę powiedzieć, że kominek jest super. Nie mam najmniejszego problemu aby się paliło. Dopływem powietrza można regulować czas spalania. Nie ma też problemu z utrzymaniem żaru przez całą noc. Wrzuciłem 3 kawałki drewna ok. 17.00 i ok. 21.00 jeszcze dwa i rano jak wstałem piec był bardzo ciepły a żaru tyle że można było palić dalej. Gdyby nie to że to środek lata to na 100% był znowu dorzucił.

Początkowo oczywiście ze względu na finanse chciałem odpuścić sobie obudowę kominka. Żona natomiast mocno nalegała /jak się okazuje i dobrze/, aby brudne sprawy załatwić w pierwszej kolejności. Dogadałem się z gościem że za 800zł + moje materiały 300zł zrobi mi obudowę. Chcieliśmy prostą klasyczną i taka też nam stworzył. Wszystko ładnie ocieplił, potem obmurował wszystko gazobetonem a na koniec wyciął miejsce na kratki oraz przykleił KG. Tak żeśmy się rozochocili widokiem tego kominka że postanowiliśmy pójść za ciosem i zrobić jeszcze ramkę dookoła szyby z marmuru. Kamień nie jest zbyt tani i ta przyjemność kosztowała nas 300zł materiał + 200zł montaż. Teraz za to wygląda super. Tylko wymalować i jest przy czym posiedzieć.

 

Teraz coś o niespodziance dla Olafa.

Zawsze chcieliśmy mieć 2 psy i 2 koty. Jako że Olaf trochę posmutniał na nowym miejscu postanowiliśmy przygarnąć tym razem kotkę. Ciotka mieszkająca w leśniczówce, miała akurat dojście do małych kotków, tak więc od 10 lipca Olaf ma partnerkę, tylko szkoda dla niego oczywiście, że jest wykastrowany. Bardzo baliśmy się jak ją przyjmie, choć teraz mogę powiedzieć że dogadują się dość dobrze. Załatwiają się w 1 kuwetę, śpią razem, choć nie wtulone w siebie i co zauważyłem ostatnio jedzą z jednej miski. Początkowo jak Olaf jadł nie dopuszczał małej do siebie – widać że jakoś go zauroczyła. Mała jest przesympatyczna w przeciwieństwie do Olafa, chce być cały czas głaskana i ciągle chce się bawić. Olaf to dorosły kocur – poważny, zrównoważony – mała to kompletna dzikuska. Tak na marginesie małą nazwaliśmy Tequila. Teraz tylko pozostało nabyć na początek psa – ale odkładamy to na jesień. Zobaczymy jak koty poradzą sobie z pieskiem.?

 

W kolejnym odcinku na temat wyboru kotła, grzejników oraz kolorów w pokojach na górze.

kodi_gdynia

Dzień przeprowadzki był konsekwencją sprzedaży mieszkania. Jako że musieliśmy mieszkanie oddać do końca czerwca tak więc dzień 1 lipca a ściślej 30 czerwca był momentem kiedy to raz na zawsze musielieśmy opuścić nasze skromne 33m2. Beata przygotowywała się do tego dnia bardzo starannie. Wiedzieliśmy że przeprowadzamy się na plac budowy, więc rzeczy w kartonach jeszcze jakiś czas pozostaną. Kartony opisywała bardzo szczegółowo. Syn chodził po sklepach i znosił je do domu. Beata pakowała, a ja z kolei robiłem co mogłem na budowie.

 

Kiedy obudzięłm się rano 30 czerwca w niedzielę byłem lekko spięty. Co za zbieg okoliczności równo rok temu 30 czerwca zalewałem ławy. Pogoda jednak była dużo lepsza niż ta przed rokiem. Przyjechało dwóch kuzynów pożyczonym samochodem dostawczym i jazda. Beata z kuzynką i moim ojcem pojechali wcześniej, my natomiast spijając 5 butelek 1,5 wody znosiliśmy bambetle z 4 piętra. Zrobiliśmy dwa kursy i oddaliśmy się upragnionemu wypoczynkowi przy piwku. Ojcec w tym czasie kończył montaż wc, tak więc pierwsze chrzciny kanalizacji i szamba odbyły się tegoż samego dnia.

Pierwsza noc minęła bardzo spokojnie. Spaliśmy wszyscy w trójkę w jednym pokoju - Beata chciała razem tak jak zwierzaki w stadzie. Mi szczerze mówiąc mało co się śniło, jakieś tam głupoty, których już nie pamietam.

Nasz kot Olaf przeżył rozstanie ze starym mieszkaniem najbardziej. Lekko miałczał i ujadał. Widać że przestraszony. My jednakże szykowaliśmy mu małą niespodziankę o której później.

 

1 lipca zamiast wspaniałej pogody /tak przynajmniej mówiono w TV/ przywitał nas deszczami i wiatrami. W domu świeżym bez ogrzewania, nie jest za przyjemnie a wyprzedzając fakty powiem, że był tak przez calutki tydzień.

 

Będąc już na miejscu mogłem poświęcić się tylko robocie. Nic bardziej mylnego. Od poniedziałku do środy załatwialiśmy wymeldowanie, notariusza, banki, telefony, tv itp. W między czasie wybraliśmy kafle, baterie, umywali i szafeczki pod nie.

 

Od czwartku natomiast zajął się tylko i wyłącznie robotą. Na pierwszy ogień poszlo WC pod schodami. Małe, więc najszybciej do zrobienia. Kibelek już był, pozostało tylko ułożyć kafle na ścianie i podłodze. W przeciwieństwie do całego domu wc - jest całe białe. Białe kafle + fugi w szarawe prążki + dekory czerwone maki. Jest to standardowa ceramika z Tubodzina. Ściany wymalowaliśmy na biało więc jest śnieżnie.

Koniec tygodnia to już łazienka. Dużo więcej metrów, ale też i większa wprawa. Do łazienki poszły żółte kafle na podłogę i ściany, a reszta została wymalowana na bardzo intensywny pomarańcz. Do tego nabyl;iśmy wc z Cersanitu oraz umywalkę z Koła - Aplauz 80. Bardzo nam się podobała więc chcieliśmy ją koniecznie mieć. Szafka natomiast z Koła kosztuja bagatela 1200zł, my natomiast wyszukaliśmy w Castoramie - ostatni egz. identycznmej szafki tylko innego producenta - firma Vega z Łodzi. Cena 380zł. Jaksię dowiedzieliśmy od sprzedawcy, Koło już wystosowało pozew przeciwko firmie z Łodzi za podróbę. Tak oto skończył się pierwszy nasz tydzień mieszkania w nowym miejscu, glównie pod znakiem deszczu, zimna i ogólnej wilgoci. Kolejny tydzień miał być dużo lepszy, zarówno pogodowo jak i ze względu na montaż kominka no i wspomniana niespodzianka dla kota Olafa.

 

Ciąg dalszy wkrótce.

kodi_gdynia

Nieubłaganie zbliżała się data 1 lipca a my jak dotąd nie mamy szamba. Pal licho ciepłą wodę, ale brak kanalizy to już zbyt duży wyczyn nie koniecznie dla mnie, ale dla Beaty w ciąży. Koleś który miał się zająć szambem coś wspominał o kręgach – jakimś rozsączaniu itp. Jak przyszło co do czego to okazało się że to nigdy by w gminie nie przeszło itd. Znalazłem gotowe szambo betonowe, ale cena lekko powalająca. 3000zł za kawał betonu + do tego dźwig + wykop i pewnie zrobi się ze 4tys a może i więcej tysięcy. W między czasie niedaleko naszej działki zaczęła wyrastać nowa budowa. Poszedłem do gościa z myślą aby wykopał mi koparką dziurę pod zbiornik gazowy. Przyszedł pogadaliśmy i ok. Kiedy dowiedziałem się o problemie z szambem poprosiłem go, aby wykopał też dziurę pod szambo. Mówię mu jakie będzie /zgodziłem się już na to betonowe/ a on mi na to że wie gdzie robią stalowe zbiorniki za pół ceny. Z blachy 8mm i oczywiœcie z atestem. Zadzwonił i faktycznie zbiornik stalowy 10m3 za 1600zł + transport. Pojechałem z gościem zamówiliśmy takie szambo w poniedziałek i uprosiłem gościa, aby zrobił je na sobotę /w niedzielę przeprowadzka/. Dzwonię w czwartek, koleś mówi – będzie na sobotę na 9 rano. Koparkowy miał mi w piątek wykopać dziurę, ale że miał awarię sprzętu, załatwił innego gościa na sobotę. Tak się zaczęły pierwsze problemy. W sobotę rano okazało się że szambo będzie ale na 13.00. Przesunęliśmy koparkę na później. Przyjechała zrobiła gigantyczną dziurę 3x3x3m a koleś który mi naraił to szambo pojechał jelczem, aby je przywieść. Dzwoni do mnie i mówi że szambo zrobią, ale nie na 13.00 tylko 17.00. Wszystko odwleka się w czasie. Za koparę płacę za godzinę – załamać się można. Siedzę tak z tym koparkowym nad tą dziurą gadamy o życiu a tu telefon że szambo na 100% będzie , ale o 21.00. Złość mnie ogarniała, ale co miałem zrobić. Koparkowy zaprosił mnie do siebie na kolację i wodę mineralną i opowiedział mi historię swojego życia. Tak na marginesie bardzo przyzwoity gość. Da się lubić. Jest godzina 20.00 czas więc jechać po szambo. Jadę do gościa który miał mi je przywieść a tu się okazuje że jego matce stan się pogorszył i pojechał do szpitala. Przez komórę mówi mi że pojedzie jego brat. Zajeżdżam po brata – wyskakuje koleś z obory, przemywa gumiaki wodą ze szlaucha i pakuje mi się do wozu. Ruszamy, szyby otwarte – tajemnicza woń unosi się wkoło jest super po całym dniu oczekiwania jedziemy po szambo.

Zajeżdżamy na miejsce, klimat jedyny w swoim rodzaju. Wiocha kilka domów, kościół a naprzeciw kościoła koleś pod gołym niebem robi szamba z silosów. Farba, smród, zapach spawania, smary są wszędzie. Jest godz. 22.00 w końcu pakujemy szambo na jelcza i prosto jakieś 30km do Miszewka. Jedziemy wolno aby szambo nie spadło z naczepy. Przyjeżdżamy na miejsce. Jest prawie 23.00 a my dopiero zaczynamy je montować. Koparkowy zapala swoje halogeny. HDS stoi przy ogrodzeniu ja ściągam drewniane przęsła z ogrodzenia i możemy zaczynać. Koleś buja się z tym dźwigiem tak jakby pierwszy raz miał z tym do czynienia. W końcu jakoś zbiornik zawisł na wykopem. Koparkowy podtrzymuje łyżką szambo z drugiej strony – dochodzi godz. 24.00. Nareszcie jest w wykopie. Jeszcze tylko obrócić i lekko pochylić. W pośpiechu łączymy kanalizację domową z szambem i można zasypywać. Dochodzi godz. 1.00 w nocy. Rozliczam się z chłopakami. Koparkowy okazał się człowiekiem. Stał maszyną cały dzień a wziął tylko 350zł tzn za 5 godzin. Tyle samo wziął koleś za przywiezienie i osadzenie w wykopie. Ja z kolei utargowałem za zwłokę 100zł. Całkowity koszt szamba 2200zł. Wracam do domu. Żona nie śpi. Martwiał się co ze mną. Ja szczęśliwy bo szambowa historia zakończyła się happy end’em. Dzień później ojciec zamontował podwieszany kibelek w wc a my zaczeliśmy zwozić graty.

 

Ciąg dalszy wkrótce.

kodi_gdynia

Witam po naprawdę długiej mojej przerwie. Byłem tyle czasu na urlopie płatnym i nie płatnym że zapomniałem czym się zajmuję. W między czasie wydarzyło się tyle rzeczy że obawiam się, że ciężko będzie to wszystko spisać i wam przekazać.

 

Ale spróbujmy:

Ok. 15 czerwca wpadł teść i zaczęliśmy układać wełnę między krokwiami. Wybrałem Isovera gdyż hurtownik mówi że stosunkowo mało pyli i nie kruszy się. Jeśli chodzi o to drugie to miał rację, jeśli o to pierwsze to wciska kit. Na początku robiliśmy to w maseczkach, ale tylko do momentu kiedy zrobiło się gorąco. Generalnie nie potrafię robić w żadnych maskach, okularach czy rękawiczkach. Tak więc poszliśmy na żywioł i robiliśmy to beż niczego. Mam nadzieję, że nie dostanę raka płuc w najbliższym czasie. Wełnę układało się milutko i faktycznie jak przytnie się odpowiednio szerszą wełnę to trzyma się praktycznie sama. My mimo wszystko wspomogliśmy ja sznurkiem. Następnie ruszyliśmy z przykręcaniem i montażem profili głównych i przyściennych pod płyty KG. Robiliśmy to pierwszy raz więc tempo nie było imponujące, ale roboty posuwały się do przodu. Na końcu przykleiliśmy na taśmę dwustronną folię i czekaliśmy na mojego ojca, aby pomógł nam z montażem KG.

Zaczęliśmy kolejny tydzień pracy. Przyjechał ojciec i już razem w trójkę rozpoczęliśmy zakładanie płyt. Bałem się tego momentu – jak to wyjdzie, czy profile są dobrze zaczepione itp. Moje obawy zostały rozwiane – robota posuwała się dużo szybciej, tak że w 2 dni mieliśmy położone 80m2 płyty czyli całe poddasze. Tak na marginesie jak widzę na zdjęciach kiedy kolesie w pojedynkę noszą płyty i sami je montują to zalewa mnie śmiech i złość jednocześnie. Przyznam szczerze że robiliśmy to w trójkę i wiem że jeśli robilibyśmy to w dwójkę to były by poważne problemy. Kolejna robota to szpachlowanie i gruntowanie przed cekolowaniem całego domu. Do tego momentu jak się posprzątało to było czysto. Świeże tynki, czyste wylewki. Zaczeło się jednak dzieło zniszczenia – cekolowanie. Mogę stwierdzić i to z wielką stanowczością – cekolowanie to największy bajzel. Takiego brudu, pyłu i ... nie było nawet po tynkowaniu. Nakładałem najpierw gładź z Alpolu /nie polecam jest twarda i cholernie się ją szlifuje/ potem przeszedłem na Atlasa i ta już była ok. Wyszlifowałem cały dom i czego się nawdychałem to moje. Całe szczęście że tynki miałem gładkie więc nie musiałem nakładać dużo gładzi.

Pod koniec czerwca a przypomnę że od lipca mieliśmy już mieszkać mieliśmy wszystkie tynki - wycekolowane, wylewki.

 

W między czasie miałem bardzo poważny problem z szambem, ale to osobna historia. Napiszę ją za moment.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...