Buda stoi na ściernisku, cd...
#*&$#, *%&^#, i %#$#$$ oraz $#%@$# ich mać!!!!
Przepraszam wszystkich za te kalumnie, ale za... mi okna!!
Piękne, drewniane, niewymiarowe, całe trzy jedyne sztuki zamontowane już we wieżyczce i otynkowane od zewnątrz i to w dodatku wraz z parapetami. W ramach bonusa panowie spod znaku ciemnej gwiady wzięli jeszcze stary wysłużony agregat prądotwórczy, który z racji wyeksploatowania nie przedstawiał już większego majątku, a więc i szkoda była relatywnie niewielka. A wszystko to, bo ... energetyka nie wywiązała się w terminie z dociągnięciem prądu, czego konsekwencją był fakt, iż nie mogłem jeszcze zamknąć bydynku wszystkimi drzwiami i oknami (w obawie przed kradzieżą?!) i nie mogłem podłączyć jeszcze prądu wewnątrz domu, a co za tym idzie także i instalacji alarmowej oraz monitoringu. Cóż za fatalny zbieg okoliczności. Cała tragedia rozegrała się pomiędzy niedzielnym wieczorem, a wtorkowym rankiem(31.10 a 02.11). A było to tak: Ekipa dekarzy pracowała do sobotniego popołudnia i zjeżdżała do dom by przygotować się do Wszystkich Świętych. W niedzielę byliśmy wraz z rodziną prawie całe popołudnie na budowie, w ramach rekreacji spacerując również po okolicznych lasach. Wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu(mieszkania) kiedy zapadał już zmierzch, a więc około 17 lub 18. Następnego dnia z racji wspomnianego już święta zrobiliśmy sobie wolne również od budowy, a już dnia kolejnego, czyli we wtorek jadę sobie o 7.30 rano na budowę, gdyż o 8.00 umówiony jestem z potencjalnym wykonawcą CO, gaz i wod-kan na wizję lokalną, jadę i patrzę sobie z dala na chałupę, a ona do mnie pustymi oczodołami okien łypie. Zatrzymałem więc autko jakieś 300m przed domem w środku pola i myślę - wzrok mi się pogorszył czy też pamięć. Powinienem już widzieć szprosy w oknach, czy też okna były oryginalnie bez szprosów?. Myslę i myślę, a włosy powoli stają mi dęba. Gdzieś z czeluści mózgu zaczęła z wolna wypełzać myśl, która z każdą sekundą narastała i w końcu poczęła kołatać się jak młot kowalski wrzucony do sklepu z chińską porcelaną: stało się!!!! $#%$#$ okna!!! Następną myślą, która zdołała przebić się w mojej świadomości przed tę pierwszą, było pytanie: jakie jeszcze niespodzianki czekają mnie, kiedy już tam zajadę? Jechać tam czy nie? Wahanie to trwało jednak może ułamek sekundy, bo następną rzeczą, jaką zarejestrował mój umysł był stukot kamieni polnych o podwozie oraz szybkie przeloty i twarde lądowania ponad nierównościami terenu, kiedy to w oszałamiającym tempie przemierzałem ostatnie metry dzielące mnie od mojej budowy, której jakaś cząstka najwidoczniej spodobała się amatorom cudzej własności. Powiem szczerze, w owej chwili nawet łoskot pękającej osłony pod silnikiem nie był w stanie odwrócić mojej uwagi od chęci dorwania tych patafianów na gorącym uczynku. Podświadomie wiedziałem już gdzie znajdę trzonek od siekiery, łopatę i resztę wapna w razie konfrontacji. Niestety, a może i stety budowa świeciła pustkami. Wykonałem więc szybki rekonesans w celu stwierdzenia rozmiaru szkód i krzywd wyrządzonych naszemu ukochanemu już miejscu na ziemii. Okazało się, że zaginęły bez śladu trzy okna - fachowo powycinane gumówką od wewnątrz wraz z ramami i parapetami, ponadto wymieniony już agregat który dzielnie znosił trudy ciągnięcia prac bez stałego łącza prądowego, a także kilka drobiazgów takich jak przedłużacze, dzbanek do grzania wody itp. Pocieszający był fakt, iż #$%^% złodzieje nie byli chyba dostatecznie przygotowani do tej roboty pod względem logistycznym i transportowym, bo chociaż wymontowali skrzydła wszystkich Veluxów (wymontowanie ram najwidoczniej przekraczało ich zdolności), to jednak pozostały one na poddaszu ułożone na kupce i gotowe do wyniesienia. Widać "biedakom" na moje szczęście zabrakło miejsca w użytkowanym środku transportu. Po wykonaniu obdukcji miejsca zbrodni wykonałem telefon na najbliższy komisariat Policji w celu dokonania zgłoszenia o moim spostrzeżeniu. Tak zwany oficer dyżurny obiecał mi, że na miejsce w najbliższym, aczkolwiek bliżej nieokreślonym, czasie przybędzie kompetentna ekipa dochodzieniowa. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać. Tymczasem nadjechał Pan Instalator, który słysząc o moim nieszczęściu nie tylko wykazał należyte zrozumienie powagi sytuacji wyrażające się kilkoma soczystymi wiązkami słów pod adresem sprawców - powszechnie uznawanych za obraźliwe, ale również zaoferował nieodpłatnie pomoc w odtransportowaniu swoim busem cudem uratowanych skrzydeł Veluxów w dowolnie wybrane przeze mnie bezpieczne miejsce ich zmagazynowania oraz pomoc w zabezpieczeniu pozostałych po nich otworów w dachu - to już niestety odpłatnie, ale od ręki. Zanim przyjechała dochodzeniówka, zdążyliśmy jeszcze wstępnie omówić warunki ewentualnej współpracy oraz moją wizję instalacji wewnątrz domu, po czem rozstaliśmy się umówieni na wykonanie i negocjację wyceny w następnym tygodniu. Niedługo po tym nadjechali stróże prawa. Dokonana została kolejna wizja lokalna, spisany został protokół na okoliczność oraz zostałem także pouczony w przysługujących mi prawach i ewentualnych konsekwencjach dokonanego przeze mnie zgłoszenia. Sprawie kradzieży na mojej budowie nadany został zatem oficjalny bieg. Przy okazji okazało się, że już od jakiegoś czasu grasuje w okolicy ekipa z przeciwnego niż policjanci obozu, która nęka okoliczne budowy najazdami niczym starożytni Wandale i Hunowie rzymskie prowincje. To tyle jeśli chodzi o relację z dramatycznych i bardzo traumatycznych wydarzeń, które do głębi wstrząsnęły naszymi sercami, pozostawiając w nich głęboką bruzdę i żal za utraconymi oknami, ale przede wszystkim smutek, że nie ma w narodzie poszanowania dla cudzej pracy i własności. Na domiar złego kroplą, która przelała dzban goryczy, był fakt, iż prąd energetyka podłączyła do skrzynek w granicach działek jeszcze w tym samym tygodniu - w piątek. O parę dni za późno. W prawdzie formalności trwały jeszcze w następnym tygodniu, ale suma sumarum tydzień później na budowie pojawiło się pierwsze stałe łącze interprądowe w postaci 100W żarówki w garażu. Można zatem było już montować okna, bramę garażową, alarm i monitoring. O jeden tydzień za późno...
cd nastąpi...