Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    442
  • komentarzy
    5
  • odsłon
    717

Entries in this blog

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ponieważ prowadzenie dwóch równoległych dzienników jest jednak trochę męczące, niniejszym zawieszam ten nowoczesny, blogopodobny dziennik, kontynuował będę zaś tylko klasyczny, forumowy.

 

 

Wszystkich moich dotychczasowych czytelników zapraszam:

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?129893-Dom-w-Lesie" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?129893-Dom-w-Lesie" rel="external nofollow">Dom w Lesie Dziennik Budowy

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Kania owszem, pięknie urosła, ale w całej okazałości była w środę, kiedy niestety nie miałem aparatu. Dziś niestety była już na tyle skapciała, że nie ma się czym chwalić.

 

 

Pojechaliśmy dziś z małżonką "na salony". Teoria była taka, że poinspirujemy się, może jakieś promocje się trafi... ale gdzie tam. Ja, owszem, inspirowałem się glazurą ścienną udającą skórę na ścianie, taką pikowaną, z guzikami, cena - jakies dwieście parędziesiąt PLN za metr kwadratowy, czy też nawet bardzo ładnymi płytkami kosztującymi prawie 600 (sześćset) zł/m2, żona zaś oglądała sobie jakieś płytki nawet z cenami odrobinę bliższymi ziemi, ale i tak dwa razy droższymi niż to, co chcemy na nie wydać.

 

Ech, gdzież się chamstwu pchać na salony... do hipermarketu marsz, w promocjach buszować!

 

A na poważnie - jakie salony, takie i "chamstwo" Tyle dobrego, że odkryliśmy wreszcie, z czego będzie nasza podłoga w salonie. O, z czegoś takiego (ta niżej):

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQXcc3L2I/AAAAAAAADco/k63ghL1H91U/s912/JP181000.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQXcc3L2I/AAAAAAAADco/k63ghL1H91U/s912/JP181000.jpg

 

 

Nazywa się to "doussie" i kolorystycznie chyba najlepiej trafia w kolor naszych okien. Jeden tylko problem przy okazji wyszedł. Robiąc wylewki miałem na uwadze fakt, że salon=deska podłogowa, parkiet lub panele drewniane, reszta świata (ta przylegająca) - terakota, a ponieważ cała ta drewniana kołomyja zwykle wychodzi gdzieś ze 2cm gruba, to i nakazałem zrobić wylewki w salonie 5mm niżej względem reszty. No bo: parkiet porządny to minimum 22mm, panel drewniany z podkładem też ze 20mm, deska... deska też myślałem że te 2cm będzie miała.

 

A tymczasem, jak się okazuje, dechy z drewna egzotycznego mają 15mm. I co? I duuuupaaaa..... W kuchni będzie terakota 8mm plus klej 5mm, razem 13mm, podczas gdy w salonie wylądują dechy 15mm i mamy (uwzględniając fakt, że wylewka w kuchni jest 5mm wyżej) 3mm różnicy...

 

I tu muszę zasięgnąć języka u parkieciarzy, czy jest szansa na to, że deski klejone na kleju podskoczą choć z milimetr? Co prawda, jak stare przysłowie pszczó... TFU! tych, no, stolarzy mówi, że "klej najlepiej trzyma jak go wcale ni ma", ale tu nie ma siły, też się go przecież nakłada pacą grzebieniową i może choć tą odrobinkę wzniosu da się uzyskać? Wtedy klejąc płytki w kuchni mógłbym próbować robić to na cieńszym kleju i jakoś się wyrobić. Bo przecież kurcze, nie wyleję 3mm warstwy wylewki samopoziomującej! może są jakieś maty głuszące, jak do paneli, ale klejone do podłoża, a do nich klejone z kolei dechy?

 

 

Oglądaliśmy sobie dziś też i takie cudeńka, wreszcie na salonach bardziej nas godnych

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQWyQpxcI/AAAAAAAADck/ZwOMdl61Hak/s912/JP180983.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQWyQpxcI/AAAAAAAADck/ZwOMdl61Hak/s912/JP180983.jpg

 

 

Co dalej? Przygotowania do sezonu grzewczego w toku. Malowałem dziś ściany mające docelowo się znaleźć za grzejnikami. Bowiem, jak stwierdziłem, teraz to jest odrobinkę prościej zrobić, niż później, jak już będą grzejniki.

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQYAVZLXI/AAAAAAAADcw/1IsNw2ExEjg/s912/JP181011.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQYAVZLXI/AAAAAAAADcw/1IsNw2ExEjg/s912/JP181011.jpg

 

 

Podłubałem sobie też trochę przy "kabelkach" (grrrr, jak ja nie cierpię tego określenia!). Głowica Krone już w pełnym rozkwicie:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQYcvKgNI/AAAAAAAADc0/V545awKY1e8/s640/JP181012.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQYcvKgNI/AAAAAAAADc0/V545awKY1e8/s640/JP181012.jpg

 

 

No i popodpierałem już do końca dach w miejscach sfuszerowanych przez wstawiaczy połaciówek, żeby nam się na głowy nie zawalił. Wstawiona jest dodatkowa podpora tego czarnego wymianu, a na krokwi z boku jest dobita deska wzmacniająca.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQXtFpUCI/AAAAAAAADcs/r_SYkNNH6hQ/s912/JP181010.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TJUQXtFpUCI/AAAAAAAADcs/r_SYkNNH6hQ/s912/JP181010.jpg

 

 

I to by było na tyle. Robiłem jeszcze rozdzielnię od oświetlenia ale zdjęć niet. Zapomniało mi się.

 

 

J.

 

 

PS:

 

Ach i zapomniałbym. Zając! Nie przymierzając! Spod nóg mi uciekł, kicając. I przez bramę na ulicę wypruwając.

 

Brama była z okazji naszego przyjazdu otwarta na oścież (znaczy siatka pełniąca role bramy była odciągnięta na bok), natomiast skąd on się na naszym terenie wziął wcześniej - o, to jest ciekawe pytanie. Musiał się skubaniec gdzieś pod siatką przecisnąć, miejsc, w których mógł to zrobić nie brakuje, ogrodzenie cały czas mamy mocno tymczasowe, pocieszające w każdym razie jest to, że w okolicy mimo licznych budów i cywilizacji coraz mocniej stukającej nam do drzwi, cały czas są jeszcze zające.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Z własnymi zboczeniami, przynajmniej póki nieszkodliwe, podobno nie należy walczyć, bo tylko do niepotrzebnych stresów i frustracji to prowadzi.

 

Tak, w każdym razie twierdzą specjaliści. A taki specjalista, to zwykle jest nie byle kto, tylko jakiś mądry gość...

 

 

A mądrzejszych trza słuchać, nie?

 

 

W każdym razie... pogodziwszy się z tym, że normalny to ja nie jestem, w związku z czym mój dom, przynajmniej w zakresie instalacyjnym też będzie daleki od normalności, bo... bo tak! , uległem pokusom i przewody od alarmu schodzące się cuzamen [1] do kupy nie przewidziałem do wprowadzenia wprost do centralki alarmowej, jak to zwykle bywa, a zacząłem je rozszywać na klasycznej telekomunikacyjnej głowicy KRONE:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn28-1xnI/AAAAAAAADcY/mmCKwRZdZUI/s640/JP110976.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn28-1xnI/AAAAAAAADcY/mmCKwRZdZUI/s640/JP110976.jpg

 

 

Kiedy wyciągnąłem ze szparagałów korytko do mocowania łączówek, co prawda mało nie doszło do katastrofy, ponieważ Wyjątek uznał, że jest to parking, zaparkował w nim ileś samochodów i generalnie nie było mowy o zabraniu mu tego, ale na szczęście udało się zadziałać specustawą i wywłaszczyć w imię interesu publicznego.

 

Obecnie są tam rozszyte na łaczówkach jedynie linie niezbędne do funkcjonowania tymczasowego budowlanego alarmu, widać zresztą też tymczasowe połączenia, resztę rozszyję z czasem, robiąc alarm docelowy.

 

 

A wspomniany tymczasowy alarm budowlany... o alarmie konsekwentnie nie piszę zbyt wiele, z przyczyn chyba oczywistych, ale samą centralkę pokażę, nie odmówię sobie przyjemności, bowiem jest to swego rodzaju dzieło sztuki. O, proszę:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn3JpofoI/AAAAAAAADcc/HKcCFrqj01k/s800/JP110978.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn3JpofoI/AAAAAAAADcc/HKcCFrqj01k/s800/JP110978.jpg

 

 

Jest to minicentralka, złożona z elementów kosztujących w sumie jakieś 300zł, a funkcjonalnie ma wszytko to, co wypasione, profesjonalne urządzenia

 

za kwotę o jedno zero większą. Nawet, jak uważni zauważą na zdjęciu, powiadomienie GSM ma!

 

 

Obok centralki widać samochodową syrenę alarmową kupioną na wyprzedaży za 10PLN, będzie z niej znakomity sygnalizator wewnętrzny, również w alarmie docelowym.

 

 

I na zakończenia... jesień już jest na całego, grzyby się podobno w lasach wysypały. U nas, niestety... ani śladu wcześniej licznie rosnących jadalnych grzybów, znalazłem jedynie niezliczone zagony purchaw (gdybym je zebrał, było by spokojnie parę kilogramów), dwie chyba kurki (ale z uwagi na "chyba", nie ruszałem) oraz takie cudo:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn2-Jn0WI/AAAAAAAADcU/jQy25O9dhO0/s640/JP110968.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIvn2-Jn0WI/AAAAAAAADcU/jQy25O9dhO0/s640/JP110968.jpg

 

 

Cudo rok w rok wyrasta w tym samym miejscu, a ponieważ konsekwentnie nie zrywamy, to i się odradza. W tym roku jest na tyle okazała już w taki, zwiniętym stadium, że przypuszczalnie rozłożywszy się będzie ogromna :) W tym roku też chyba jeszcze jej odpuścimy, ale w przyszłym,kiedy już tam będziemy mieszkać... oj, chyba pójdzie w jajecznej panierce na patelnię...

 

 

J.

 

 

 

[1] - to okropne niemieckie słowo na pewno się pisze inaczej, ale j. niemiecki jest jedną z większych moich zmór życiowych i nie mam zamiaru dochodzić, jak się to pisze i czy dobrze. Co tam, najwyżej czytująca niniejszy dziennik moja ciocia, germanistka powarczy sobie pod nosem, apopleksji na pewno nie dostanie, ponieważ miała "przyjemność" przygotowywać mnie do egzaminu z niemieckiego i skoro wtedy ani mnie nie zamordowała metodą przepiłowania ośrodka językowego w mózgu za pomoca tępej strony noża, ani sama nie padła trupem na miejscu, to i teraz da rade

 

Dla pełnej jasności, o czym piszę, dodam tylko, że ów egzamin zaliczyłem za ósmym podejściem, a zaliczenie brzmiało: "Panie 'P.", pan da wreszcie ten indeks, bo ja na pana już patrzeć nie mogę!". Nic na to nie poradzę, że język naszych tradycyjnych wrogów ugruntował mi się jedynie w zakresie wyniesionym z filmów mojego dzieciństwa, obecnie na szczęście mało przydatnym, a jedyne, co od tamtej strony mi do umiejętności w tym zakresie doszło, to umiejętność zamówienia sobie kolejnego piwa w niemieckiej knajpie. I wystarczy!

Jarek.P

Dom w Lesie

 

I jeszcze raz, z ciągiem dalszym, bo się nie zmieściło.

 

 

Plany życiowe z sygnaturki dziś bowiem były realizowane.

 

Ale nienienienie, nie to, spokojnie, my nie króliki, o drzewa chodzi. Kolejne co prawda, ale te miały być szczególne, bowiem kupiliśmy je sobie nawzajem na rocznice ślubu i wsadzane były z myślą o przyszłych pokoleniach, które siedząc sobie w cieniu rozłożystych starych drzew będą wspominać, że ten z lewej to prapradziadek zasadził, a ten z prawej to praprababcia. Co prawda z racji wybranego gatunku drzew o wiele bardziej prawdopodobne są mamrotania pod nosem na wszechobecne drobne igiełki, klnięcie jakichś przyszłych synowych w temacie, co za idiota sadzi tuż przy domu takie brudzące drzewa, ale co tam! Po nas choćby potop! Niech się gówniarze martwią potem, jeden z drugim...

 

 

Małżonka sadząca swojego modrzewia:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2I5ulFNI/AAAAAAAADbQ/9i60PEMpdEo/s640/JP050912.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2I5ulFNI/AAAAAAAADbQ/9i60PEMpdEo/s640/JP050912.jpg

 

 

I mój, przypadkiem całkowitym w cały komiks rozwinięty.

 

 

Początek pracy, w tle oczywiście Nadzór Wyjątkowy:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JLNWqQI/AAAAAAAADbY/0NwKRe7LZBI/s640/JP050920.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JLNWqQI/AAAAAAAADbY/0NwKRe7LZBI/s640/JP050920.jpg

 

 

Dopieszczanie dołka:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JIvIyBI/AAAAAAAADbc/i0t6ejSqTgs/s640/JP050921.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JIvIyBI/AAAAAAAADbc/i0t6ejSqTgs/s640/JP050921.jpg

 

 

I zasadnicza chwila. Idea była taka, że każdy swoje drzewo sadzi sam, ale oczywiście nie mogłem się opędzić od pomocy.

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JdQ7IdI/AAAAAAAADbg/kGUgk0BqYkY/s640/JP050923.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JdQ7IdI/AAAAAAAADbg/kGUgk0BqYkY/s640/JP050923.jpg

 

 

- Kierowniku, dobrze zasypane?

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2nsGjE1I/AAAAAAAADbk/0avwJ2EZHcQ/s640/JP050925.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2nsGjE1I/AAAAAAAADbk/0avwJ2EZHcQ/s640/JP050925.jpg

 

 

- Eeee, facet, tu żeś spier... źle zrobił!

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2ngIjAvI/AAAAAAAADbo/8uEtSMOLH_w/s640/JP050926.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2ngIjAvI/AAAAAAAADbo/8uEtSMOLH_w/s640/JP050926.jpg

 

 

I wreszcie zrobione:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2nv-vGAI/AAAAAAAADbs/H8D8VFlJQog/s640/JP050928.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2nv-vGAI/AAAAAAAADbs/H8D8VFlJQog/s640/JP050928.jpg

 

 

Oba drzewa w całej okazałości:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP5f2E_80I/AAAAAAAADb8/bRKPv0QCljc/s640/JP050933.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP5f2E_80I/AAAAAAAADb8/bRKPv0QCljc/s640/JP050933.jpg

 

 

Oczywiście, personalizacja nastąpiła od ręki. Drzewo małżonki (prawe) jakieś mniejsze, moje za to (lewe) natychmiast krzywicy dostało i wygięło się w "S", tu garb, tu brzuch piwny, ech.....

 

 

Trzeba było przeciwdziałać:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2n4accuI/AAAAAAAADb0/2XWsWZ5hYgo/s640/JP050944.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2n4accuI/AAAAAAAADb0/2XWsWZ5hYgo/s640/JP050944.jpg

 

 

A i na koniec jeszcze: takie sobie zdjęcie naszej chałupki:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JCkFQ6I/AAAAAAAADbU/r306HE0-hoY/s800/JP050938.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIP2JCkFQ6I/AAAAAAAADbU/r306HE0-hoY/s800/JP050938.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

To jeszcze raz ja, Jarek.P. Bo w tygodniu nie pisałem, bo byłem... no leniwy byłem, poza tym na budowę bez aparatu pojechałem, a tekst bez zdjęć jest... no nudny jest!

 

 

Z nowości - w warsztacie właściwie jeszcze tylko jakiejś podłogi brakuje i drzwi wewnętrznych i będzie można go traktować jako ukończony. Pojawiają się w nim np. gniazdka, te nietypowe:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPueGC-Z0I/AAAAAAAADa0/qAvHNSLlIOM/s640/JP050930.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPueGC-Z0I/AAAAAAAADa0/qAvHNSLlIOM/s640/JP050930.jpg

 

 

Wyżej: gniazdko siłowe, czeka sobie na jakąś obrabiarkę większego kalibru, która kiedyś tam być może stanie. Niżej: gniazdkoszufelka od centralnego odkurzacza - taki fajny kombajnik, który jest normalnym gniazdkiem umożliwiającym podłączenie rury centralnego odkurzacza, a jednoczesnie po przesunięciu klapki w dół (czy też do góry nie pamiętam w tej chwili) zaczyna ssać tym kanałem od podłogi, np. wszystko to, co się miotłą tam podmiecie. W warsztacie myślę, że idealna sprawa :)

 

 

Za winklem jest wejście do piwniczki. Jeszcze bez futryny. A w piwniczce - ściany już nie z równiutkim tynkiem, a wyklejone styropianem i zaciągnięte klejem na siatce. Właśnie się zastanawiam, czy wyrównać to gładzią gipsową, czy wykleić jakimiś najtańszymi promocyjnymi płytkami.

 

Za to elegancka piwniczna oprawa oświetleniowa i kolejne siłowe gniazdko już są:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPueMdfQSI/AAAAAAAADa4/0WhIymo9LFg/s640/JP050932.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPueMdfQSI/AAAAAAAADa4/0WhIymo9LFg/s640/JP050932.jpg

 

 

 

 

 

Jako przerywnik - ciekawostka.

 

 

Nasza ogólnobudowlana lodówka, dożywająca swych dni na naszej budowie jako lodówka zastępcza.

 

I jej zawartość, niezwykle mile mi się kojarząca, kiedy bowiem patrzę do wnętrza lodówki, lata młodości mi się przypominają, ów najpiękniejszy okres mojego życia, spędzony w Łodzi, w akademiku Politechniki Łódzkiej. I łezka w oku mi się kręci, co na to zdjęcie spojrzę...

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPu1_ZE8TI/AAAAAAAADbM/Oezu7n9QKxc/s800/JP050908.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPu1_ZE8TI/AAAAAAAADbM/Oezu7n9QKxc/s800/JP050908.jpg

 

 

Kolejna drobnostka, która jakoś nie mogła się doczekać realizacji - połączenie wylotu głównego pionu kanalizacyjnego z dachówką z kominkiem wentylacyjnym. Kiedyś pokazywałem smętnie zwisającą słoniową trąbę z tej dachówki, obecnie owa trąba jest już w należnym jej miejscu:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPuemozOmI/AAAAAAAADbE/_FAkw0-UQBQ/s640/JP050951.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPuemozOmI/AAAAAAAADbE/_FAkw0-UQBQ/s640/JP050951.jpg

 

 

I wreszcie... hehe, dawno juz o szachcie instalacyjnym i o kablach nie było, prawda? No to proszę:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPuefPr7RI/AAAAAAAADbA/dv6PmMHLzEM/s800/JP050946.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPuefPr7RI/AAAAAAAADbA/dv6PmMHLzEM/s800/JP050946.jpg

 

 

Zapewne forumowy skrypt utnie to zdjęcie z boku w jakimś idiotycznym miejscu, w każdym razie jest to sam szczyt szachtu, już na nieużytkowym poddaszu, gdzie szeroka pionowa drabina kablowa zmienia się w wąską drabinę rozprowadzającą przewody po płycie )OSB), która posłuży za podstawę montażową do np. osprzętu telewizji kablowej. Na zdjęciu widać jeszcze pionową drabinkę prowadząca wgłąb szachtu, wprost do racka serwerowego, narożnik jego kapelusza też tam w dole jest widoczny.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Pomalowałem sobie wreszcie warsztat. Sufit na kolor defaultowy, tym razem, po podkładówce malowało się jednak sporo lżej, nie trzeba było farby już tak wcierać, a i teleskopowy kij, z takim mozołem tydzień temu naprawiany, cały czas trzymał się kupy i nie robił już żadnych niespodzianek.

 

Pomalowawszy sufit, przeniosłem się na ściany. Kolor - Wyjątek się zaczął dopytywać, czy to jest zielony gloszek. De facto jest to jakieś cudactwo w stylu "soczyste winogrona" czy jak to tam marketoidy nazwały, ale oczywiście wytłumaczyłem Wyjątkowi, że on jest facet i dla niego jest to zielony i koniec. A czy zielony groszkowy, czy zielony butelkowy, to niech się dziewczynki zastanawiają. A i że różowy to jego wróg najgorszy. W końcu trzeba uczyć dzieciaka. Od małego...

 

 

Na zdjęciu - niżej podpisany, w bereciku z antenką, ten na pierwszym planie. Na drugim - Dżin jakiś chyba z tego pocierania kubełka z farbą wyszedł...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnv_rIqtI/AAAAAAAADZE/hp-lPhA52dU/s800/JP210801.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnv_rIqtI/AAAAAAAADZE/hp-lPhA52dU/s800/JP210801.jpg

 

 

Oczywiście, nie było siły, jak zacząłem malować, przyleciał Wyjątek z kawałem styropianu i obwieścił, że on też będzie malował

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAn7wkmwWI/AAAAAAAADZg/Np5p1my6AS4/s800/JP210817.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAn7wkmwWI/AAAAAAAADZg/Np5p1my6AS4/s800/JP210817.jpg

 

 

Udało mi się wyperswadować mu malowanie ścian i zbliżanie się do farby, stanęło na tym, że z kawałków styropianowego opakowania od kotła zrobił sobie wózek widłowy i jeździł nim po okolicach, wydając przy tym dźwięki nie wózka widłowego, a raczej solidnego transportera. Opancerzonego. Tak na oko, z czasów Pierwszej Wojny Światowej.

 

 

Skończywszy malowanie, złożyłem rzecz wielką: Pierwszy Mebel Kupiony Na Nowy Dom. Coś, co pokoleniom przyszłym się na zdjęciach będzie trzęsącą ręką, w ramach starczego opowiadania w nieskończoność tych samych historii pokazywać i tłumaczyć znudzonym wnukom, że to był pierwszy mebel, jaki Babcia z Dziadkiem tu do tego domu kupili. Był to...

 

 

...

 

 

 

... (odstęp dla podkreślenia powagi sprawy)

 

 

 

...

 

 

 

REGAŁ WARSZTATOWY!

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwVm054I/AAAAAAAADZU/Qw8GozSKydg/s640/JP210828.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwVm054I/AAAAAAAADZU/Qw8GozSKydg/s640/JP210828.jpg

 

 

Na zdjęciu Wyjątek w trakcie bardzo zaangażowanej pomocy przy składaniu wyżej wymienionego. Pomagał co sił i aż dziwne, że po tej pomocy ma wszystkie palce i żaden niepołamany, bowiem pomoc jego polegała głównie na łapaniu z okrzykiem "ja ci potrzymam" elementów dokładnie w miejscach, w które ja młotkiem waliłem. Gumowym, ale solidnym...

 

 

Pokój warsztatowy w całej okazałości, w tle: MEBEL. Spocznij!

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAn7lRQcpI/AAAAAAAADZY/cXrFzfhzQFg/s800/JP210830.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAn7lRQcpI/AAAAAAAADZY/cXrFzfhzQFg/s800/JP210830.jpg

 

 

Tak w ogóle, jak już przy urządzaniu wnętrz jestem... jest to temat, do tej pory poważnie zaniedbywany w naszym dzienniku. Inne dzieniki, jeszcze na etapie dziury w ziemi będąc, połowę dziennikowego miejsca poświęcają na designerskie wizualizacje kuchni, łazienek, płytek podłogowych i wazoników do salonu, a my? Kable w kółko i kable. I rury. I kuna. Mać. Najwyższy czas nadrobić.

 

 

Proszę bardzo: jadalnia:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwCLWoQI/AAAAAAAADZI/l-vitec-DA0/s640/JP210807.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwCLWoQI/AAAAAAAADZI/l-vitec-DA0/s640/JP210807.jpg

 

 

Proszę zwrócić uwagę na ceratę na stole jadalnym, to jest owoc dłuugich poszukiwań mojej małżonki. W tle na parapecie - mój tymczasowy stół warsztatowy do prac drobnych. Wraz z typowym dla mnie porządkiem na nim.

 

 

Kuchnia, widok na blat roboczy:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwF4AtqI/AAAAAAAADZM/QkTVrZLB4hE/s640/JP210808.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwF4AtqI/AAAAAAAADZM/QkTVrZLB4hE/s640/JP210808.jpg

 

 

W tle, pod ścianą, złożone póki co na pryzmę łóżko polowe mojego Brata, jedynie dla niepoznaki wyglądające na styropian FS15, 150mm. A na ścianie nad blatem: tablica ogłoszeń. Na niej w prawym dolnym rogu Książka Skarg i Wniosków wraz z długopisem.

 

 

I jeszcze raz kuchnia, widok na samą płytę grzejną, supernowoczesna:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwbUu_JI/AAAAAAAADZQ/wc_4cDg_KHM/s800/JP210810.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THAnwbUu_JI/AAAAAAAADZQ/wc_4cDg_KHM/s800/JP210810.jpg

 

 

Obok płyty można się poinspirowac designerską podstawką pod patelnię. Chętnym zdradzę tajemnicę, że Ytong takie robi, a wzorek na powierzchni powstaje przy cięciu szlifierką dachówki w bezpośredniej bliskości.

 

 

I to by było na tyle na dziś.

 

A na koniec dzisiejszego odcinka kolejne zwierzątko z licznie pojawiających się w naszym lesie:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THA-U9-mpSI/AAAAAAAADZ0/tTR0GeJuhqM/s800/JP210839_cr.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/THA-U9-mpSI/AAAAAAAADZ0/tTR0GeJuhqM/s800/JP210839_cr.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Wracając dziś z budowy zatrzymałem się w sklepie. Zaopatrzenie do domu zrobić musiałem. Stoję sobie w krótkim ogonku do wędlin, przede mną facet z wózkiem. Chłop na schwał, metr osiemdziesiąt jak nic, bary jak ten sklep, wysportowana sylwetka. I owo chłopisko kupowało, co następuje (z pamięci cytuję i może troszeczkę ubarwiam, ale tylko troszeczkę, to naprawdę mniej więcej tak brzmiało):

 

- szyneczki, tak z dziesięć plastereczków,

 

- schabik, też dziesięć,

 

- poledwiczkę, cały ten kawałeczek,

 

- tą kiełbaskę, o taki kawałeczek, jak leży,

 

- pasztecik,

 

- pięć paróweczek,

 

- mięsko mielone, ale wołowe,

 

Mięsk.. TFU! mięsa mielonego wołowego nie było. Jest to istotny fakt, ponieważ w międzyczasie, jak to wszystko było ważone i metkowane, nadeszła, czy tez raczej nadpłynęła pewna pani. Tanecznym krokiem, podśpiewując pod nosem, dożeglowała... dokładnie do owego pana, rzuciła mu się na szyję DOKŁADNIE w stylu Marylin Monroe, nawet nie zapomniawszy o fiknięciu jednym pantofelkiem do góry. Ucałowawszy go zaczęła coś do niego mówić. NIe wiem dokładnie, co, bo w tym momencie ja zająłem się już własnymi zakupami i uwagę miałem zajętą czymś innym, niestety jednak w pewnym momencie moja uwagę przyciągnął dobiegający zza pleców szczebiot:

 

- nie ma mięseczka, o jaka szkoda, a ja chciałam kotleciki nam na jutro na obiad zrobić, żeby mój misiaczek miał co jeść, ojej, co tu zrobić, to ja może mojemu misiaczkowi główeczkę [to nie jest ubarwienie, ona naprawdę to tak określiła] utnę i z karczku wytniemy i sami zmielimy, będzie prawie jak z byczka

 

 

Ja jestem niespotykanie spokojny człowiek, no zupełnie jak w tym filmie, jestem bardzo tolerancyjny i wiele zniosę. Ale w tym sklepie, jakbym miał gdzieś pod ręką swoją wierną piłę mech... TFU!!!!!, skup się pan!: ŁAŃ-CU-CHO-WĄ, jakbym przejechał po tej główeczce, jednej (zwłaszcza) i drugiej (przy okazji)... echhh.... WRRRRR!!!!!

 

 

Aż sobie piwo na uspokojenie nerwów kupiłem, nowy wynalazek, w butelce typu "granat", nazywa się "Lipcowe niepasteryzowane", browar Jagiełło z Chełmu (właśnie skończyłem pić, rewelacja!), niestety, rodzinka ustawiła się za mną w kasie, przy czym "ona" cały czas podśpiewując i cały czas tanecznym krokiem. Ale już byłem przygotowany, nerwy trzymałem na wodzy i usłyszawszy, że torebusie są potrzebne, nie złapałem za tego granata i nie posłużyłem się nim zaczepnie.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG68SXARGDI/AAAAAAAADZA/MMGsAn6HRLY/Lipcowe%20niepasteryzowane.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG68SXARGDI/AAAAAAAADZA/MMGsAn6HRLY/Lipcowe%20niepasteryzowane.jpg

 

 

A na budowie? Byłem krótko, więc zająłem się różnymi dokrętkami.

 

Jak na przykład uziemienie racka. To dość złożona instalacja, ponieważ z porządnym racku (a mój będzie baaaardzo porządny) powinien być cały system połączeń wyrównawczych. Szczegółowych zdjęć nie zamieszczam, bo i chyba nie ma po co, nie przypuszczam, żeby na muratorowym forum szybko się trafił drugi taki idio... yyy... no.... powiedzmy, hobbysta, jak ja i stawiał pełnego racka 42U w domu, a jeśli nawet się trafi, to i pewnie będzie wiedział też, co z nim zrobić.

 

W każdym razie, istotną częścią instalacji były takie oto oczka zaciskane specjalną praską (nieostra w tle) na końcach przewodów 16mm2

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635HRJx4I/AAAAAAAADY0/hIP2DhZ74YE/s800/JP200794.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635HRJx4I/AAAAAAAADY0/hIP2DhZ74YE/s800/JP200794.jpg

 

 

Osoby znające temat zauważą zapewne, że oczko jest zaprasowane przesadnie, cześć metalu jest wypchnięta i zaprasowana w formie języczka z boku. Jest to efekt ustawienia na prasie sztancy od średnicy numer mniejszej. Zrobiłem to celowo, ponieważ właściwa średnica przy tych konkretnych oczkach dała mi jakieś takie podejrzanie słabe zaciśnięcie, wolałem przesadzić niż zostać potem z oczkiem w ręku, bo się z kabla zsunęło.

 

 

Zrobiwszy cały "grounding" (określenie z moich służbowych stron, oczywiście mógłbym napisać "uziemienie, ale "grounding" o ile mądrzej brzmi, prawda? )założyłem wreszcie na dnie racka podłogę:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635OiI6XI/AAAAAAAADY4/Tc4GKVxUpHo/s640/JP200796.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635OiI6XI/AAAAAAAADY4/Tc4GKVxUpHo/s640/JP200796.jpg

 

 

Na zdjęciu oprócz wspomnianej podłogi widać również zasadniczy element opisywanego wyżej groundingu: lokalną szynę wyrównawczą (to miedziane, poziome na plecach racka).

 

 

Następnie... następnie chciałem sobie zainstalować wysuwaną półkę pomocniczą. Taki półko-stolik wysuwany w razie potrzeby, na którym można rozłożyć laptopa czy narzędzia, typowe rackowe akcesorium. Mam taką półkę, podobnie jak i mnóstwo innych rackowych komponentów uratowane z demobilu. I niestety, fakt, że owe rzeczy są z demobilu i zasadniczo są od sasa do lasa, właśnie się na mnie zemścił. Ten mój rack to strrrasznie stary model, od dawna już nieprodukowany, natomiast akcesoria mam młodsze i one niestety nie całkiem pasują. Znaczy, oczywiście, te które są mocowane po prostu za uszy, pasują świetnie, 19 cali to 19 cali, ale wszelkie półki, szuflady i tym podobne są mocowane nie do uszu, a do boków racka. I tu niestety ZPAS (producent) coś musiał namieszać, bo zarówno półka-podłoga, jak i półka-szuflada są za wąskie. O dobrych 15mm. I nie sięgają do boków ramy wewnętrznej...

 

Z dnem sobie poradziłem, dorabiając poprzeczki i całe dno wieszając na poprzeczkach, jest nawet lepiej, bo sztywniej, natomiast z tą szufladą mam problem, trzeba będzie jakieś przejściówki montażowe wyrzeźbić. Niestety nie chodzi tylko o tą szerokość (wtedy by wystarczyły trochę dłuższe śruby i tuleje dystansowe), ale również rozstaw otworów jest troszkę przesunięty, więc rzeźba będzie większa. Ale zrobi się! NIe takie rzeczy się robiło!

 

 

Kolejna sprawa - poprawki na więźbie. Zrobiłem je w końcu sam, bo robota niewielka, a umawiać się kolejny raz z dekarzami szczerze mówiąc już mi się nie chciało.

 

Jedno z okien po poprawkach (zrobiłem dziś dwa, kolejne dwa jutro):

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635XfYadI/AAAAAAAADY8/84Sp1R7YnGE/s800/JP200799.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TG635XfYadI/AAAAAAAADY8/84Sp1R7YnGE/s800/JP200799.jpg

 

 

Widok ograniczony do zasadniczej rzeczy: przedłużona podpora wymianu (we wcześniejszym którymś wpisie widać widok całego okna, tam można zobaczyć, jak to wyglądało bez i o co chodzi) i na boku krokwi nabita dodatkowa deska wzmacniająca (oczywiście obcięło, nie widać, bo szanowne forum wie lepiej, jakiej szerokości fotografię wstawiać).

 

 

I to na dzisiaj wszystko. Ciąg dalszy jutro!

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Raaatuuunkuuuu !!!!!

 

 

Ślimaki mutanty atakuuująąąą!!!!!

 

 

Potwory jakieś, żrą wszystko, jak opętane, liście, drewno, cegły, beton, folie, blachę, barakowóz...

 

 

Zostawiłem przez przypadek na zewnątrz domu zapakowaną w kopertę instrukcję od jednego z okien połaciowych.

 

Oto, jak owa koperta wygląda po niecałych dwóch dobach:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGqwK5sspvI/AAAAAAAADYw/3TFRNRkvAhs/s800/JP170786.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGqwK5sspvI/AAAAAAAADYw/3TFRNRkvAhs/s800/JP170786.jpg

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGqwKmCGQTI/AAAAAAAADYs/wFXntiV53ic/s800/JP170782.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGqwKmCGQTI/AAAAAAAADYs/wFXntiV53ic/s800/JP170782.jpg

 

 

Tak więc ja nie chcę nic mówić, ale szanowna Redakcja to niech się z tymi wyborami lepiej pośpieszy, bo lada moment i ten dziennik małpy jedne zeżrą...

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Z zaległości jeszcze - wczoraj opisując nowości dekarskie słowa nie napisałem na temat naszej dbałości o zdrowie i życie kominiarza. Bo i co z tego, że jak spadnie, to będzie można się za guzik do woli trzymać, póki pogotowie nie przyjedzie, skoro więcej już do nas nie przyjdzie (kominiarz, nie pogotowie. Pogotowie zresztą też lepiej niech nie przychodzi, zwłaszcza, że ja z Łódzkiego się wywodzę i traumę mam), a w końcu ilość kominiarzy w okolicy też jest zapewne ograniczona...

 

 

Rzeczona dbałość w partykularnej formie:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BSvbBJI/AAAAAAAADYI/rZr_Z7kbFpc/s800/JP150761.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BSvbBJI/AAAAAAAADYI/rZr_Z7kbFpc/s800/JP150761.jpg

 

 

I stopień dekarski na zbliżeniu. Szeroki wyłazowy:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BmSSX3I/AAAAAAAADYM/6F5vwkFzbXE/s800/JP150764.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BmSSX3I/AAAAAAAADYM/6F5vwkFzbXE/s800/JP150764.jpg

 

 

Wąski "po drodze"

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BhMNWZI/AAAAAAAADYQ/aHs6AQ3nI98/s800/JP150765.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BhMNWZI/AAAAAAAADYQ/aHs6AQ3nI98/s800/JP150765.jpg

 

 

I ostatni, przy kominie (oczywiście nie wlazł, szanowny skrypt szanownego forum raczył był obciąć bok zdjęcia...) :

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BlLdmOI/AAAAAAAADYY/O8M-QN6xk6Y/s800/JP150768.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BlLdmOI/AAAAAAAADYY/O8M-QN6xk6Y/s800/JP150768.jpg

 

 

Na tym zdjęciu widać przy okazji szczegóły obróbek blacharskich czapy kominowej i styku komina z dachem. Tu, od piątku obróbka jest podwójna, bo lało się, niestety...

 

 

I jeszcze zbliżenie na samo zakończenie komina. To komin kominkowy, na górze dyfuzor (systemowy od komina Bolesławiec) pięknie już okopcony przez kozę zimą. Widać też kratki przeciwptaszkowe, póki co przymocowane prowizorycznie drutem. Docelowo na kominy pójdzie okładzina ze sztucznego kamienia i wtedy się to zrobi na porządnie.

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BlTdlpI/AAAAAAAADYU/Vzz4kh663bM/s800/JP150766.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGg-BlTdlpI/AAAAAAAADYU/Vzz4kh663bM/s800/JP150766.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Trzynastka jest pechowa! A w piątek trzynastego, to już jest zupełnie przerąbane!

 

Wiadomo o tym tak mniej więcej od czasu smutnego końca zakonu Templariuszy a i na przestrzeni dziejów wielokrotnie było potwierdzane, żeby wspomnieć jedynie Ala Capone, czy Apollo 13, który nie tylko na księżyc nie dotarł, ale i na ziemię ledwo wrócił, m.in. dzięki skarpetce i rolce taśmy klejącej.

 

 

Do tego wszystkiego dodać jeszcze należy, że takie piątki trzynastego lubią działać z poślizgiem...

 

Tak też było i u mnie. Sam piątek trzynastego upłynął wręcz wzorcowo (choć mało budowlanie, więc nie wnikam w szczegóły), dziś natomiast... Zgrrrroza!

 

 

Zaczęło się niewinnie: miłe przedbudowlane zakupy w moim ulubionym sklepie na literę "C", na budowie planowałem sobie na dziś, że szybciutko pomaluję swój warsztat podkładówką, ze dwie godziny przeschnie, to machnę sufit białą i ściany docelowym kolorkiem, a jak zdążę, to jeszcze przy racku sobie podłubię...

 

 

Echhh....

 

 

W sumie skleroza, bo po wykańczaniu obecnego mieszkania (fakt, to już dziesięć lat...) powinienem pamiętać, jak to z tym malowaniem jest, że to wbrew pozorom jest ciężka i męcząca praca fizyczna. Czy można mieć po malowaniu zakwasy? Oooo... o! (o jak mnie w krzyżu łupnęło...)

 

W każdym razie zacząłem malować z mozołem, jak mi ręce od malowania sufitu odpadały, przerzucałem się na ścianę, jak przy ścianie "odpocząłem", z powrotem sufit i akurat cała dzisiejsza dniówka:starczyła na samą podkładówkę. A ja w tej chwili rąk nie czuję...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-G5MGRWI/AAAAAAAADXs/9izJzzLPIxY/s800/JP140746.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-G5MGRWI/AAAAAAAADXs/9izJzzLPIxY/s800/JP140746.jpg

 

 

Możebym i zrobił więcej (i wtedy ręce by mi już odpadły od tych kołków, na których się obracają, z całą pewnością), gdyby właśnie nie ten piątek trzynastego. Działający z poślizgiem na sobotę...

 

 

Zaczęło się od zamiatania śmieci z podłogi. Uzbierała się tego zgrabna góra, która sobie podmiotłem na środku warsztatu i poszedłem po szuflę. Wróciwszy, stanąłem w drzwiach i usłyszałem:

 

- Tata, ja tez zamiatam - szczęśliwy Wyjątek zamiatał co sił w łapkach, roznosząc całą moją górkę po znacznej części podłogi. Co było robić, Wyjątka pogoniłem, zamiotłem jeszcze raz, Wyjątka pogoniłem, przygotowałem wałek malarski, pogoniłem Wyjątka, otworzyłem farbę, zapowiedziałem Wyjątkowi, że jak jeszcze raz tu wlezie, to inaczej pogadamy, że ja tu będę teraz malował i że ma nie wchodzić, bo się ubrudzi farbą.

 

- a to jest falba?

 

- tak, to jest farba.

 

- I co się falbą lobi? Falbuje?

 

 

Nic, Wyjątek wreszcie sobie poszedł, zacząłem malować. Oczywiście nie trwało długo, przyszedł. I pierwsze, co zrobił, to przyłożył brudną, upiaszczoną łapę do świeżo malowanej ściany...

 

 

Tak mniej więcej w połowie malowania zaczął się prawdziwy cyrk. Malowałem wałkiem na teleskopowym kiju. Farba podkładowa, wcierana dość mocno, maluję, maluję i nagle... duuup! Wałek wraz z oprawą stał się niezależną od kija częścią. Cały gwintowany koniec kija, na który się tą oprawkę do wałka nakręcało, się od niego odłamał...

 

Zakrzyknąłem sobie gromkim głosem (korzystając z nieobecności Wyjątka) wezwanie do Budowlanej Bogini i jej mamy, po czym pozbierawszy połamane elementy zacząłem kombinować. Drewniany kijaszek, z dębiny, zastrugany tak, żeby pasował, wbiłem go w jedną i w drugą część, przyblokowałem wkrętami "pchełkami" i idę malować.

 

Chyba ze dwa pasy pomalowałem i trrrach! Kijek puścił. Widać taka licha dębina u nas, pomyślałem sobie i kombinuję dalej. Gwintowaną końcówkę won, sam koniec rury w oprawkę wcisnę i wkrętem zablokuję.

 

Zrobiłem, zanurzyłem wałek w wiadrze, obciekłem, przystawiłem do ściany i... i miejsce łączenia się w przegub zmieniło. Tu już pomamrotałem sobie trochę dłużej, choć cicho, bo dziecię przyleciało zwabione wcześniejszymi moimi wrzaskami i się dopytywało, co się stało. Co mu miałem, odpowiedzieć? Że się [...], [...] kij od [...] wałka, taka jego mać, [...]?

 

Poszedłem po kolejne dwa wkręty i złapałem w trzech punktach, naokoło. I co? I nic, przy pierwszej próbie malowania obłamała się cała osłabiona dziurami plastikowa końcówka obsadki wałka.

 

 

I tu już trafił mnie szlag! Nie będzie mi tu byle kij zasrany bruździł. Złapałem za młotek, jak nie pierdyknę rąbem z góry, osiowo w bok końcówki kija, jak nie poprawię z drugiej strony, z trzeciej strony, z czwartej strony, aż w pewnej chwili usłyszałem z boku odrobinkę zaniepokojony głos małżonki:

 

- Kochanie, ale ty będziesz jeszcze dziś malował?

 

- tak, oczywiście - odparłem - tylko muszę odrobinkę koniec kija dopasować - tłumaczyłem, miażdżąc go żabą do rur i znów przy pomocy młotka formując z całego jego końca stożek. Na ten stożek nabiłem całą oprawkę wałka aż po nasadę, zablokowałem śrubką i to wreszcie było to!

 

 

Tak spreparowanym kijem domalowałem warsztat do końca i akurat została godzinka, żeby zająć się rackiem. Musiałem w nim dopasować położenie ramy wewnętrznej do półek. I tu niestety piątek trzynastego też bruździł. A t mi klucz spadł wprost przez dziurę az na samo dno szachtu (zszedłem, nie było wyjścia), a to nakrętka, rzecz jasna ostatnia w tą samą dziurę poleciała (i mowy nie było, żebym znów się tam wciskał, ryknąłem za nią, że pies ją trącał i niech sobie tam rdzewieje, sama i porzucona, a śrubę skręciłem "czekoladką" (inżynierowie "polowi" powinni wiedzieć o czym mowa, też nakrętka, ale specyficzna, do racka, gwint akurat miała taki sam)), dodatkowo jedno połączenie śrubowe, akurat skrajnie nieprzyjazne dla użytkownika, wymagające ekwilibrystyki z kluczem do którego nakrętkę przyklejałem na przylepiec, żeby ją podetkać pod przepchniętą przez otwór śrubę, kiedy już je skręciłem, okazało się, że nie w tą dziurę.

 

 

Ale i to w końcu się udało, oto rack z zamontowaną już ramą wewnętrzną i nawet założoną od góry jedną zaślepką:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-GxlXChI/AAAAAAAADXw/_oRfXF50xys/s640/JP140749.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-GxlXChI/AAAAAAAADXw/_oRfXF50xys/s640/JP140749.jpg

 

 

Prócz tego.... z rzeczy wartych odnotowania:

 

 

- pojawiło się ostatnie, brakujące okno połaciowe. To, o którym pisałem, że nie weszło w planowanym miejscu, trzeba było zamówić nowe, mniejsze, a to stare w komis oddałem (wymienić tak po prostu się niestety nie dało). Za to udało nam się po starej cenie sprzed podwyżek kupić okno Roto uchylno-rozwierne.

 

 

Oto i ono. Śmiesznie wygląda, tak w rogu, ale przynajmniej światło w naszej łazience jakieś jest:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HGEJI0I/AAAAAAAADX4/luZYM9LsoNo/s640/JP140755.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HGEJI0I/AAAAAAAADX4/luZYM9LsoNo/s640/JP140755.jpg

 

 

Na tym zdjęciu bardzo, bardzo słabo, ale widać wyznanie miłosne. Palcem w kurzu pokrywającym szybę jest wyrysowane serce i napis "LOVE". Żona zobaczywszy to niezależnie ode mnie, pytała się z nadzieją w głosie, czy to może ja, ale nie, musiałem rozczarować, to dekarze. Rzadki przykład uwielbienia fachowca do klienta swego

 

 

I od zewnątrz:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-OOSLOKI/AAAAAAAADYE/YOMOK2-F6EQ/s800/JP140760.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-OOSLOKI/AAAAAAAADYE/YOMOK2-F6EQ/s800/JP140760.jpg

 

 

- kolejna rzecz: obróbki blacharskie na kominach, również kratki przeciwptaszkowe. Widać od biedy na zdjęciu powyżej, lepsze zdjęcia może zrobię jutro.

 

 

- sfuszerowane krokwie przy oknach połaciowych - niby poprawione, ale nadal mamy zastrzeżenia, rzecz chyba jeszcze będzie wałkowana, żadne wyznania miłosne nic tu nie dadzą:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HJ1MaxI/AAAAAAAADX0/NwZ-ULxjewc/s800/JP140751.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HJ1MaxI/AAAAAAAADX0/NwZ-ULxjewc/s800/JP140751.jpg

 

 

Zastrzeżenia sa zasadniczo dwa: te boczne wsporniki po bokach okna, czy nie powinny być aby dociągnięte (dosztukowane) do tego dodanego nad oknem wymianu - to po pierwsze. Po drugie - przez ten czas, jak krokiew była przecięta, zdążyła się wybrzuszyć do wnętrza domu, o dobry centymetr-dwa. I tu kierbuda się musimy poradzić, co z tym zrobić. Pewno nic, bo i co tu się teraz da zrobić, ale niech on nam to powie jako fachowiec.

 

 

I na koniec wreszcie: kolejny kamień milowy na drodze do naszego domu: pierwszy sznurek z praniem

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-Gn14lTI/AAAAAAAADXo/Cn2O5nyLIXU/s800/JP140741.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-Gn14lTI/AAAAAAAADXo/Cn2O5nyLIXU/s800/JP140741.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Żeby odpocząć od emocji związanych z forumowymi wyborami, pojechałem dziś na budowę. Zasadniczym powodem wyprawy było umówienie się z poddaszowcem, ale oczywiście, jak już tam byłem, wziąłem się przy okazji za robotę.

 

Pracowałem sobie, pracowałem i stary kawał mi się w pewnej chwili przypomniał, jak to jeden pan docent drugiemu panowi docentowi przedstawiał zalety płynące z posiadania kochanki:

 

- żona myśli, że jestem u kochanki, kochanka myśli, że jestem u żony, a ja tup tup tup... i do biblioteki!

 

 

Tu już w duchu widzę czerwoną lampę z wielkim napisem "ALARM' zaczynająca błyskać w głowie czytającej te słowa mojej małżonki, ale nienienie, broń Panie Boże, żadnej kochanki nie planuję, kawał ten przypomniał mi się tylko i wyłącznie z powodu moich obecnych wizyt na budowie. W których mi jako żywo obowiązek chodzenia do pracy przeszkadza...

 

 

A co dziś na budowie?

 

Przede wszystkim i na dzieńdobry powitał mnie piękny, iście wiosenny widok: wschodzi! Ładnie wschodzi, zwłaszcza tam, gdzie się chodziło, albo gdzie bieżnik koła od koparki miał wypukłości. No jak to trawa, lubi ścisk...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xsgJxJI/AAAAAAAADXU/O61viWg8knM/s912/JP120725.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xsgJxJI/AAAAAAAADXU/O61viWg8knM/s912/JP120725.jpg

 

 

Zdjęć poddaszowca nie będę pokazywał, nie robiłem zresztą, ale jako pozostałość po jego wizycie, zostały m.in. listy do dekarzy, którzy jutro jeszcze się u nas zjawią, poprawki robić:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xwLa8jI/AAAAAAAADXY/SL6DTbt8Hpo/s912/JP120727.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xwLa8jI/AAAAAAAADXY/SL6DTbt8Hpo/s912/JP120727.jpg

 

 

A ja... no co ja, jak gdzieś są kable, to wiadomo, że mnie do tych kabli będzie ciągnąć. I dziś mnie przyciągnęło do racka, zacząłem go sobie już kablować:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x1m-G0I/AAAAAAAADXc/mG5_W7G7Ksw/s640/JP120728.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x1m-G0I/AAAAAAAADXc/mG5_W7G7Ksw/s640/JP120728.jpg

 

 

I w trakcie tego kablowania, moje ulubione wnętrze w całym domu, mój ukochany i wypieszczony szacht instalacyjny mnie wk... no zdenerwował mnie.

 

 

Zaczęło się niewinnie: duże i mocno splątane pęto cienkich i dość wiotkich przewodów wyprostowałem sobie, zwinąłem w kłębek, skleiłem taśmą, żeby się kupy trzymał i odłożyłem na bok, żeby nie przeszkadzał. Wszystko to działo się na poddaszu, a przypominam, że szacht nie ma stropu, poddasze i parter jest jednym pionowym ciągiem, przedzielonym jedynie rurami od CO i konstrukcją nośną od racka, widać to od biedy na zdjęciu powyżej.

 

 

Zrobiwszy to, zacząłem upinać grubsze kable. Te cienkie odsunąć chciałem w pewnej chwili bardziej na bok. A one, bydlaki jedne, wzięły i przeważyły. I dostojnie, powolutku się zaczęły zsuwać.

 

- Najpierw z burty racka na podstawę.

 

- z podstawy na rury CO

 

- z rur CO na poziomą cześć drabinki kablowej

 

- z drabinki kablowej...

 

-... fiuuuuu....

 

- ...uuuu....

 

-...uuuu....

 

- ...echo...echo...echo...

 

- ...mać! mać! mać!

 

- aż na sam poziom ZERO według projektu, czyli podłogę parteru. Położoną w miejscu... delikatnie mówiąc, obecnie trudno dostępnym.

 

 

Co było robić, pomamrotałem sobie pod nosem różne wyrazy na temat tych przewodów, grawitacji, siły tarcia i tak dalej i zszedłem z poddasza na dół, a tam, mozolnie, noga za nogą, żebro za żebrem wcisnąłem się na czworakach i bokiem (i proszę mi się tu nie śmiać, tylko spróbować się w domu w ten sposób wcisnąć choćby między nogi stojącego i obciążonego kimś , żeby się nie suwało, krzesła) do środka szachtu.

 

Wcisnąłem się, spadnięte przewody wrzuciłem z powrotem na drabinkę, skąd już je mogłem sięgnąć i... i chciałem wyjść na zewnątrz, tą samą metodą, którą wszedłem.

 

W tym celu, zacząłem proces schylania się do pozycji mniej więcej poziomej (w szachcie można swobodnie stanąć w pionie, tyle, że bardzo ciasno jest). I... i w pewnej chwili poczułem, że seneda. Że coś mnie trzyma. Za plecy. Trzyma i nie puszcza, gdzieś na wysokości łopatek. W pozycji byłem wtedy takiej mniej więcej kucznej, ale raczej mniej niż więcej, więc ani wstać, ani klęknąć, ani wygodne to nie było, ani manewrów nie ułatwiało.

 

- co jest, [....], do ciężkiej [....]w [...] [...] i [...] - wymamrotałem pod nosem. I zakląłem szpetnie. Szarpnąłem się raz, drugi... i nic.

 

Kurcze, myślę sobie, telefon, jakby co, mam przy sobie, ale głupio tak, wzywać pomocy, bo wyjść z dziury we własnym domu nie mogę. Zacząłem się więc zastanawiać, co mnie trzyma.

 

Pierwsze skojarzenie - Barejowi "Zmiennicy" i pamiętna scena z pijaczkiem, który marynarkę założył na siebie i pomagającą mu jak raz utrzymać pion uliczną latarnię. Sytuacja była jako żywo podobna, bo trzymało mnie w podobnym miejscu. Odruchowo, nawet spróbowałem filmowego zaklęcia:

 

- nopuśćtamnie! Hyp! Puśtamnienooo... - ale nic nie pomogło. Może dlatego, że byłem trzeźwy jak świnia, nie wiem, ale ten z filmu był z kolei pijany jak świnia i też mu to nic nie dało.

 

Szarpnąłem się dla zasady jeszcze dwa razy i zacząłem myśleć. Myślałem, myślałem i przypomniało mi się to:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGRJ5rOIZ-I/AAAAAAAADXk/ZWJ47SVA-08/s640/JP240536_przyciete.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGRJ5rOIZ-I/AAAAAAAADXk/ZWJ47SVA-08/s640/JP240536_przyciete.jpg

 

 

A konkretnie, widok tej klamki od zaworu przed pompą recyrkulacyjną. I fakt, że kotłownicy dopiero co robili próby szczelności i na pewno te zawory pootwierali. Ustawiając je wajchami do góry. I robiąc z nich piękne haczyki. A moje robocze spodenki mają z tyłu niemniej piękne szelki. Ułożone na krzyż i spięte klamerką jeszcze. I to było właśnie to. Uwolnienie się z pułapki, kiedy już wiedziałem o co chodzi, okazało się nie takie trudne. A żeby sprawy nie powtarzać, w sobotę już chyba w racku założę podłogę, odcinając tym samym parterową część szachtu niemalże całkiem.

 

 

Sam rack w całej okazałości, czekający już na patchpanele i łączówki do zakończenia przewodów, póki co tak sobie przewieszonych:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x8uvlUI/AAAAAAAADXg/Yeyn9ew3AaM/s640/JP120730.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x8uvlUI/AAAAAAAADXg/Yeyn9ew3AaM/s640/JP120730.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Na małą prywatę sobie pozwolę.

 

 

Murator robi właśnie konkurs na najciekawszy Dziennik Budowy. Czy właśnie mój jest najciekawszy - nie wiem, nie mi oceniać, dla mnie oczywiście jest, ale mi tutaj trudno zachować obiektywność :)

 

 

W każdym razie, gdyby czytające mnie osoby były łaskawe oddać głos właśnie na mnie - będę wdzięczny

 

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?164947-Dzienniki-Forumowcz%C3%B3w-zamykamy-quot-nab%C3%B3r-quot" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?164947-Dzienniki-Forumowcz%C3%B3w-zamykamy-quot-nab%C3%B3r-quot" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?164947-Dzienniki-Forumowcz%C3%B3w-zamykamy-quot-nab%C3%B3r-quot" rel="external nofollow">http://forum.muratordom.pl/showthread.php?164947-Dzienniki-Forumowcz%C3%B3w-zamykamy-quot-nab%C3%B3r-quot

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Zaginiony przewód zasilający garażowe gniazdka się odnalazł. W salonie. Znaczy nie, nie został pomyłkowo dociągnięty do salonu, po protu przepisując opis z odcinanego kawałka kabla na krótsza część niewyraźnie trójkę napisałem, potem ją odczytałem jako siódemkę (tak, jest to możliwe, trójka jest do siódemki bardzo podobna. Przynajmniej w moim odręcznym piśmie.) i w rezultacie przewód z garażu trafił do wspólnego bezpiecznika wraz z drugim, jako dwie linie gniazdek z salonu.

 

 

Znalazłem to zresztą nawet bez wykrywacza, najpierw włączywszy całość instalacji stwierdziłem, że w garażowym gniazdku jest napięcie, więc gdzieś musi być podłączone, koniec przewodu nie został pod wylewkami. Wtedy wystarczyło już tylko włączyć tam żarówkę i sprawdzić, który obwód ją zasila, metodą zrzucania kolejnych bezpieczników. Potem wystarczyło już tylko skontrolować, który z salonowych przewodów faktycznie jest salonowy, a który podszywającym się niecnie "pod salony" garażem i spuścić gościa, gdzie jego miejsce.

 

 

Rozdzielnia w każdym razie już "prawie prawie"

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO-1WMjI/AAAAAAAADWw/7uDjuKMh3IE/s640/JP070707.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO-1WMjI/AAAAAAAADWw/7uDjuKMh3IE/s640/JP070707.jpg

 

 

W porównaniu ze stanem z wczoraj pojawił się rządek obwodów "specjalnych", zmieniłem również na dłuższą szynę zasilającą bezpieczniki obwodów parterowych (niższy rząd, ten najdłuższy) oraz dołożyłem rząd dwudziestu paru ZUGów, na których zakańczam wszystkie przewody "rezerwowe", położone na wsiakij słuczaj między rozdzielnią a różnymi newralgicznymi miejscami (mniejsze podrozdzielnie, oczywiście oprócz przewodów normalnie do nich idących, serwerownia i tym podobne). W prawym dolnym rogu jest też założone gniazdko. Słabo je widać, bo się za przewody schowało, ale jest. Gniazdko to jest zasilane przez swój osobny bezpiecznik wprost z zabeśpieczenia pepoż, z pominięciem całej reszty bebechów rozdzielni, różnicówek i tym podobnych. Dałem je tak na wszelki wypadek. Żeby można było mieć gdzieś prąd (taki "remontowy"), mając jednocześnie prąd wyłączony w całym domu.

 

 

W rozdzielni niezrobione jest właściwie już tylko sterowanie oświetleniem zewnętrznym (to są własnie te niepodłączone ostatnie przewody). Miejsce na sterownik też widać, jest to w zasadzie ostatnie wolne miejsce w tej rozdzielni.

 

I kto mówił, że 96polowe rozdzielnie to w hotelach i biurowcach się stosuje, do domu jednorodzinnego jest za duża?

 

W lewym górnym rogu można dostrzec jeszcze połączenia "na skuśkę" - to funkcjonująca cały czas resztka prowizorki budowlanej. RBTka już wywalona, czeka na odnowienie i wystawienie na sprzedaż, ale prowizoryczne oświetlenie i gniazdko cały czas są w użyciu i gdzieś je podłączyć trzeba było.

 

 

Jeszcze dół rozdzielni wraz z ZUGami na zbliżeniu:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO3sD2jI/AAAAAAAADW0/-5xw6Ct7xtQ/s800/JP070708.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO3sD2jI/AAAAAAAADW0/-5xw6Ct7xtQ/s800/JP070708.jpg

 

 

Na tym zdjęciu widać ciekawostkę. Na dole, trójfazowa różnicówka na przy pomocy mazaka zamienione miejscami zaciski N z fazowym. Bo tak. Bo dzięki temu mogłem dalsze zabezpieczenia szyną podłączyć, a gdyby było tak, jak producent przewidział, musiałbym jakoś przez N przeskakiwać. Różnicówka jest w pełni symetryczna, nawet przycisk testowy jest międzyfazowo łączony, więc nie był to problem, a mocno życie ułatwił. I swoją drogą dziwię się producentowi, że sam sytuacji nie przewidział...

 

 

I na tymże samym zdjęciu, może nie rzuca się w oczy, ale jest widoczna rzecz wielka. Kamień milowy w historii naszej budowy w zasadzie. Kamieniem tym jest ten jeden podniesiony do góry hebel. Ów hebel zasila coś takiego:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO2RJKoI/AAAAAAAADW4/Z5MNrkw4XpU/s800/JP070709.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO2RJKoI/AAAAAAAADW4/Z5MNrkw4XpU/s800/JP070709.jpg

 

 

A za pośrednictwem owego cosia, w naszej jedynej póki co łazience, taki oto cud się dzieje:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BPPF0ktI/AAAAAAAADW8/03RJunlG-P4/s800/JP070710.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BPPF0ktI/AAAAAAAADW8/03RJunlG-P4/s800/JP070710.jpg

 

 

I działa! Naprawdę!

 

 

Prócz tego... standard: wylałem ostatni stopień schodków do piwnicy, dla odmiany nawet nie dotknąłem się do racka, odbyłem kolejną rundę zbierania śmieci z terenu działki (tak, już chyba z powrotem można na ten teren mówić działka, już nie trzeba wstydliwie zaczynać tematu od "wiecie... to jest w końcu budowa, no sami rozumiecie...").

 

 

CDN

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ech, ten rack serwerowy to mnie do grobu wpędzi...

 

 

Zawiozłem dziś na budowę kapelusz, żeby go przymierzyć i sprawdzić, ile tego tynku z nadproża trzeba skuć. Wywlokłem ramę racka z dziury (a żeby nie było, że to takie sobie proste "wywlokłem i już", bydle jest dość ciężkie i pasowane niemal na styk, a dodatkowo ruchy utrudniają stosy kabli). Do wywleczonego przyłożyłem kapelusz i wtedy spłynęło na mnie... oświecenie.

 

- zaraz, zaraz - pomyślałem sobie - a jak się toto cholerstwo przykręca?

 

- acha, to proste - chwilę potem sam sobie mogłem odpowiedzieć - w rogach kapelusza są otwory na śruby.

 

- ale, ale, jak są otwory na śruby, to te śruby trzeba w coś wkręcić, prawda?

 

I tu nastąpił tak zwany zonk. A potem następny. A po nim... po nim starszy inspektor Jarosław.P dokonał kontroli organoleptycznej poprawności zmontowania racka. W wyniku przeprowadzonej kontroli zostało wykazane, że na górze ramy racka, jest 1 (słownie: jeden) otwór montażowy do kapelusza, pozostałe trzy otwory znajdują się omyłkowo na dole ramy. Poprzedni wykonawca montażu ramy, pan Jarek.P co prawda tłumaczył się, że demontował go ponad dwa lata temu i niuansów już nie pamięta, dodatkowo w trakcie składania tejże ramy miał na głowie dwójkę dzieci (w tym niezwykle skorego do pomocy trzylatka), żonę i własną mamę, w związku z czym siłą rzeczy musiał dzielić uwagę między mnóstwo czynników, jednak wobec tak skandalicznej fuszerki i tak karygodnego niedbalstwa został zdegradowany do stopnia młodszego montażysty i zabroniono mu dalszych samodzielnych prac z rackiem.

 

Dyrektor Generalny robót mgr Jarosław.P wraz z inżynierem Jarkiem.P dokonali powtórnych oględzin racka, w wyniku czego została orzeczona konieczność jego częściowego demontażu i przełożenia łączników górnych na dół, a dolnych na górę. Operacji tej z racji jej znacznego skomplikowania logistycznego dokonał inż. Jarek.P osobiście.

 

Kiedy jednak montaż był ukończony, powtórna kontrola dokonana przez inspektora Jarosława.P wykazała odwrotne zamontowanie belki mocowania podstawy. Winien niedopatrzenia inż. Jarek.P tłumaczył pomyłkę nerwami z powodu partaniny poprzedniego montażysty, pana Jarka.P, jednak złożył samokrytykę i obiecał poprawę oraz samodyscyplinujące odmówienie sobie jednego piwa przy robocie. Dyrektor Generalny Jarosław.P krytykę uznał i zezwolił na zakończenie montażu.

 

 

 

Po tych dłuuugich i skomplikowanych perypetiach rack został powtórnie zaholowany do dziury, tym razem wraz z kapeluszem, po czym przy niewielkiej pomocy młotka oraz deski do pobijania okazało się, że wszystko się mieści. Na styk i bez nawet milimetra luzu, co widać na zdjęciu poniżej, ale wlazło! I o to chodzi

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzP52RRI/AAAAAAAADWI/3Dakmvqj2is/s800/JP060687.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzP52RRI/AAAAAAAADWI/3Dakmvqj2is/s800/JP060687.jpg

 

 

Cały rack z już wmontowaną drabinką kablową (żółte po prawo to poziomica):

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfy2elSgI/AAAAAAAADWE/cCaIY2r8XsY/s640/JP060686.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfy2elSgI/AAAAAAAADWE/cCaIY2r8XsY/s640/JP060686.jpg

 

 

Osobny rozdział - schody do piwnicy. Te wylane wczoraj przez Brata i ten wylany dziś przeze mnie:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzCUjYyI/AAAAAAAADWM/qktM6mhkUU0/s800/JP060691.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzCUjYyI/AAAAAAAADWM/qktM6mhkUU0/s800/JP060691.jpg

 

 

Na pierwszym planie - moje robocze buciki, przez Wyjątka określane mianem "te obrzydłe adidasy"

 

 

I kotłownia. Zaczęła już wyglądać jak porządna lokomotywa, brakuje jedynie wodowskazu i wielkich zaworów z kołem typu kierownica do kręcenia.

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzDZGRXI/AAAAAAAADWQ/93X3-BYoktw/s640/JP060693.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzDZGRXI/AAAAAAAADWQ/93X3-BYoktw/s640/JP060693.jpg

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzBx_UJI/AAAAAAAADWU/6Bsz4F_ZJBA/s640/JP060694.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzBx_UJI/AAAAAAAADWU/6Bsz4F_ZJBA/s640/JP060694.jpg

 

 

Liczne manometry są wstawione na moje wyraźne życzenie. Panowie kotłownicy co prawda mówili, że manometr jest w kotle i wystarczy, ale ja na to odparłem, że co to za kotłownia bez manometrów, manometry mają być i koniec :)

 

 

I wreszcie rozdzielnia. Temat strasznie się ciągnie, a to za sprawą tego, że za każdym razem, jak mam dosyć obierania kolejnych przewodów, biorę się za coś innego i czekam, aż mi chęci do (tej) roboty wrócą. W każdym razie jest już bardziej skończona niż nieskończona, podłączone są wszystkie obwody poza specjalnymi (specjalne to wszystkie wydzielone od reszty domu, z osobnymi RP: obwody zewnętrzne, hydrofor, mój warsztat i serwerownia oraz obwody gwarantowane z UPSa).

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf338hhaI/AAAAAAAADWY/e5ed3pQ4oI8/s640/JP060696.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf338hhaI/AAAAAAAADWY/e5ed3pQ4oI8/s640/JP060696.jpg

 

 

Jutro będzie próbny rozruch oraz poszukiwania zaginionego przewodu. Bo zginął. Nie wiadomo gdzie. Jego początek jest, w garażu w gniazdku, w rozdzielni natomiast się go już nie doliczyłem. I nie wiem, czy to błąd w opisach, czy też jego koniec jest gdzieś zalany wylewką, jutro pojadę tam z szukaczem przewodów i będę szukał.

 

 

A ponieważ już dwie osoby mnie na priv pytały o szczegóły tejże rozdzielni, to po trochu postaram się ją opisać. Dla jasności: to nie jest żadna wzorcowa robota, na pewno można zrobić to lepiej, choćby ładniej ułożyć przewody (na zdjęciach jest cały czas sporo luźno wiszących, jeszcze nie podłączonych przewodów i to one głównie dają wrażenie plątaniny, niemniej pozostałe też tworzą malowniczy bałagan, choć w ogólnych zarysach, można się jednak rozeznać). Niemniej, tak sobie to wymyśliłem i zrobiłem, a jak ktoś ciekaw szczegółów, to zapraszam do lektury:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf3_S0wfI/AAAAAAAADWc/wivhyKHLUdY/s800/JP060698.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf3_S0wfI/AAAAAAAADWc/wivhyKHLUdY/s800/JP060698.jpg

 

 

Rozdzielnia zaczyna się tak naprawdę w lewym górnym rogu. Tamże jest wyłącznik p/poż, do niego od dołu wchodzi bezpośrednio kabel z WLZ. Wyłącznik rozpina trzy fazy i N, PE jest wpięte do szyny w suficie rozdzielni. Owa szyna jest podłączona przewodem 16mm2 do głównej szyny wyrównawczej, drugi, osobny taki przewód 16mm2 jest położony od GSW do zabezpieczenia przepięciowego (czerwone, następne po wyłączniku). Taki sposób podłączania przepięciówki zaleca jej producent, jeśłi od niej do GSW jest więcej niż pół metra. U mnie jest równe pół metra, ale zrobiłem tak, jakby było więcej. Trzeci przewód, 10mm2, zarobiony z czerwonymi końcówkami łączy przepięciówkę z szyną PE w rozdzielni. Sama szyna PE zaś zbiera wszystko, co wchodzi do rozdzielni i jest żółtozielone.

 

 

Z wyłącznika p/poż fazy są mostkowane listwą na zaciski przepięciówki i z niej dopiero rozchodzą się (przewodem 4mm2) na:

 

- trzy jednofazowe różnicówki, po jednej na każdą fazę

 

- różnicówkę 3F do obwodów 3F

 

- różnicówkę 1F do obwodów zewnętrznych i mojego warsztatu (tu z możliwością rozbicia, jeśli dla warsztatu będę chciał mieć osobną)

 

- zasilanie racka, który będzie miał własne różnicówki (dwie: jedna do normalnych odbiorników, druga za UPSem tamże zamontowanym)

 

 

Za każdą różnicówką musi być osobna szyna N. Dlatego też dwa wpisy temu tak kląłem na Moellera, który montuje w rozdzielni szynę N wspólną dla wszystkich obwodów, no kto tak teraz robi???? Partacze????

 

U mnie, dla podstawowych trzech różnicówek pilnujących podstawowych obwodów domowych są trzy szyny N widoczne po prawo. Obwody specjalne będą miały swoją, czwartą, a trójfazowe to raptem dwa przewody są (kuchnia i warsztat), więc wepnę wprost w różnicówkę.

 

Same zaś połączenia przewodu N - za wyłącznikiem P/poż i zestawem lampek sygnalizujących obecność trzech faz zasilania widać szynę rozdzielczą N - z niej N się właśnie rozgałęzia na poszczególne tory.

 

 

Kilka uwag montażowych:

 

- przewody opisywać! Dokładnie, jednoznacznie i oznaczeń pilnować. Ja niby tego przestrzegałem, a i tak jeden przewód mi "zginął". Czytając inne dzienniki widzę, jak czasem elektrycy robią to na żywioł i współczuję im potem szukania w razie wtopy. U mnie przewody oznaczane są na zewnętrznej izolacji przy jej końcu oraz na samych żyłach (fazowej i N), nasuwanymi na nie opisówkami. Strasznie fajna sprawa, którą znam ze swoich służbowych koneksji i nadziwić się nie mogę, że nie jest powszechnie stosowana w "normalnej" elektryce, przecież to kosztuje grosze i jest bardzo wygodne w stosowaniu. Nie widziałem tego tymczasem w żadnej hurtowni w sprzedaży, można zamówić wysyłkowo wprost u producenta, produkują to dwie firmy: Kurant i Partex, obie do znalezienia góglem na hasło "labelki kurant" albo "labelki partex". O wiele wygodniejsze i estetyczniejsze niż opisywanie przewodów na ścinkach taśmy izolacyjnej, zwłaszcza, że taką taśmę z opisami się potem z podłogi zbiera i zastanawia, skąd się urwała...

 

- zostawiać w miarę możliwości zapasy przewodów na ewentualne późniejsze przeróbki. Nie ma siły, przy tak dużej rozdzielni, zwłaszcza robionej bez projektu, zawsze coś w trakcie jest modyfikowane, a jak starzy górale powiadają, łatwiej kijaszek pocieniasić, niż go potem pogrubasić, tak samo i z przewodami: skrócić zawsze można, z przedłużeniem jest problem. Oczywiście czasem taki zapas może przynieść więcej szkody niż pożytku, tak też jest i u mnie: przewody dochodzące do szyn N od dołu mają zapasy w formie litery U wywinięte pod szyne piętro niżej, te dochodzące zaś od góry zapasów nie mają, bo tam najzwyczajniej na te zapasy nie ma miejsca. Można niby było pętolić w poziomie, ale nie chciałem robić tam sieczki większej, niż jest. Tu jest jeszcze inna możliwość, taka "full profeszynal": przewody zakańczać na łącznikach ZUG, a dalej rozdzielnię sznurować linką, ale wtedy musiałbym chyba zamiast obecnej i tak ogromnej rozdzielni 96 modułów, dać z półtora raza większą, żeby same ZUGi na około 60 przewodów wchodzących do mojej rozdzielni pomieścić. A na taką rozdzielnię już by mi miejsca na ścianie zabrakło...

 

 

I to tyle na dziś. Ciąg dalszy (mam nadzieję) nastąpi. Niebawem.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

I Post Scriptum jeszcze:

 

 

Małżonka odbierając dziś Wyjątka z przedszkola (odstawiany jest na przedszkolny dyżur wakacyjny, żeby nam dać choć odrobinkę wytchnienia) rozmawiała z opiekunką jego grupy, która (opiekunka, nie grupa) chwaliła Wyjątka, że taki rozmowny i "taki pocieszny".

 

 

Wyjątek faktycznie jest jak na trzylatka bardzo wygadany i rozmawia się z nim bardzo pociesznie czasem, ale jakoś mnie ta informacja przez żonę przyniesiona gryzła. I wreszcie zacząłem drążyć temat:

 

- Kubuś, a o czym ty z panią w przedszkolu rozmawiałeś, bo bardzo cię chwaliła, że się tak fajnie z tobą rozmawia?

 

- aaaa nic, tak tylko, jak z ludźmi rozmawiałem

 

- a o czym?

 

- a że kuna nam nasrała i było prrrrut i smród.

 

 

(całość oczywiście bez wymawianego "r").

 

 

I tak. Wierzę, że dla przedszkolanki taka informacja usłyszana w formie absolutnie wyzutej z wszelkiego kontekstu (a Wyjątek zwykle wszelkie opowieści w ten sposób snuje, nie wykraczając poza czyste sedno) mogła być pocieszna...

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Kuna - Jarek.P - 2:0

 

Znaczy ani na surowe mięso, ani na surowe jajko nie dała się małpa zwabić...

 

 

Tak w ogóle, cały ten tydzień, dzień w dzień spędzam na budowie, ale wracam późno i padnięty i na dziennik nie mam już siły. Dziś jednak postaram się nadrobić zaległości, bo i jest co nadrabiać.

 

 

Bo choćby takie drewno poszalunkowe. Planując budowę optymistycznie zakładałem, że te parę metrów sześciennych desek to się wykorzysta do szalowania fundamentów, potem do szalowania stropu, a potem się z nich poszycie dachu jeszcze zrobi, w rezultacie zostaną najwyżej ścinki, zrzynki i króciaki.

 

I wszystko w zasadzie się zgadzało. Gdyby nie drobiazgi. Pierwotnie zamówione 5m3 desek rozeszło się nie wiedzieć kiedy, trzeba było domawiać, owych zrzynków i króciaków wyszła jakaś dramatyczna ilość, do tego jeszcze dochodziły cały czas leżące po działce hałdy gałęzi ze ścinki sosen, w rezultacie byliśmy zewsząd otoczeni drewnem. Różnorakim. Osoby ciekawe szczegółów odsyłam do wcześniejszych zdjęć, w zasadzie na dowolnym pokazującym dom od zewnątrz łapie się któraś z licznych stert desek.

 

 

I tu znów, pierwotne założenie było optymistyczne: a będę zimą siedział na budowie, to spalę w kozie. Spaliłem. Sporo spaliłem. Ale było tego może z 0,5% ogólnej ilości...

 

Wreszcie została podjęta męska decyzja, znalazł się chętny na gratisowe drewno, połowy już nie ma, reszta mam nadzieję zniknie jutro.

 

 

Do tego dziś skoro świt przyjechała wywrota pełna ziemi. Czarnej. Pieknej!

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76Xa5O0I/AAAAAAAADVg/mhdQA_wr-zA/s800/JP050634.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76Xa5O0I/AAAAAAAADVg/mhdQA_wr-zA/s800/JP050634.jpg

 

 

Ja jednak mam we krwi jakiś chłopski pierwiastek, bo to, co na tej wywrocie przyjechało, naprawdę jest dla mnie piękne. Czarna, tłusta ziemia, zwarta i kleista, po prostu cudo!

 

Ziemia została wykipowana po drugiej stronie drogi dla wygody koparkowego, który potem ją rozwoził po działce. Wykonując docelowo takie piękne przedchałupie:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BjIoXlI/AAAAAAAADVw/cgv0NtKKPuE/s800/JP050651.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BjIoXlI/AAAAAAAADVw/cgv0NtKKPuE/s800/JP050651.jpg

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAex6FDI/AAAAAAAADWA/_vKDFC_zlHU/s800/JP050649.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAex6FDI/AAAAAAAADWA/_vKDFC_zlHU/s800/JP050649.jpg

 

 

Na prawo pierwszego zdjęcia widać jedną z pozostałych jeszcze hałd drewna, jutro ma zniknąć.

 

A sam teren przed domem póki co wysypany ziemią na równo, na urządzanie przyjdzie jeszcze czas. Pod jakieś chodniczki trzeba będzie ją trochę wykorytować i podsypać piaskiem, pod samym domem znów piasek i jakaś opaska, na pewno się ten teren też jakoś zróżnicuje ogrodową architekturą (krasnale, bociany, plastikowe muchomory, wiatraki, studnie z żurawiem i tym podobne. I posągi, obowiązkowo posągi!).

 

Póki co, żeby to nie była sama tłusta, lepiąca się do butów ziemia, stwierdziłem, że trzeba ją czymś związać i kupiłem pudełko nasion trawy z koniczyną. I wysiałem przy zdecydowanym sprzeciwie małżonki, która przekonana jest, że docelowo nam przed domem wyjdzie trawnik wymagający koszenia, czego obydwoje chcemy uniknąć, a nie bierze pod uwagę, że na takiej świeżej ziemi, pierwsze co wyrośnie, to nie leśna roślinność, a perz, osty i tym podobne chwaściska. A koniczyna azotujac ziemię ma szansę chwasty powstrzymać, podczas gdy trawa ziemię zwiąże. Po czym, w leśnych warunkach, nie koszona i nie pielęgnowana, sama się zdegeneruje.

 

 

Wracając do koparkowego jeszcze - trafił nam sie prawdziwy wirtuoz, precyzji, z jaką się poruszał swoją JCB-4 można mu było tylko pozazdrościć i powspominać wszystkich wcześniejszych baranów od sprzętu ciężkiego, którzy upominani, że mają uważać na drzewa i tak je co i rusz okaleczali...

 

A jak już był na miejscu, przy okazji wyrównał i wygładził nam podjazd do garażu. Oto i on:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8B2zpdYI/AAAAAAAADV0/pmA-xs1fa-k/s800/JP050654.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8B2zpdYI/AAAAAAAADV0/pmA-xs1fa-k/s800/JP050654.jpg

 

 

Kolejna robota na zewnątrz została odwalona w całości przez mojego Brata.

 

A miała ona początek tak ze trzy miesiące temu, kiedy urzędowali nam na budowie tynkarze. jakoś zaraz na początku padło z ust któregoś z nich pytanie:

 

- inwestorze, gdzie możemy wyrzucać resztki z czyszczenia maszyny?

 

W duchu zobaczyłem może z wiadro resztek i popłuczyn, stwierdziłem, że nie ma problemu i pokazałem im miejsce w kącie między ścianą zewnątrz ną i tarasem, gdzie i tak teren jest docelowo do podniesienia i gdzie sobie jakieś kawałki gruzu zrzucałem, bo i tak się potem zasypie. I w zasadzie niewiele się pomyliłem, nie przewidziałem jedynie, że tynkowanie będzie trwało trzy tygodnie, maszyna będzie czyszczona na koniec każdego dnia, a czasem i w trakcie, jak się np. zapcha i trzeba z niej całą zaprawę gdzieś wywalić, żeby ją przetkać. Do tego gigantyczne ilości resztek z zacierania tynków i w rezultacie wyszła tam hałda na całą ścianę i wysokości sporo ponad taras.

 

Dodatkowo... no, nie był to piasek. Pytałem tynkarzy, czy to nie zwiąże aby na kamień, ale nieeee, a gdzie tam, to kruche jest. I owszem, było. Po wierzchu. Głębiej, niestety wymagało użycia specjalistycznych narzędzi:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr750b8GpI/AAAAAAAADVU/rXnq0gQ3lYc/s800/JP030625.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr750b8GpI/AAAAAAAADVU/rXnq0gQ3lYc/s800/JP030625.jpg

 

 

Na zdjęciu hałdy już w większości nie ma, napiszę jeszcze tyle, że tym kilofem tez było ciężko, wspomagaliśmy się jeszcze pożyczoną od kotłowników sporą młotowiertarką Makita.

 

 

A wewnątrz domu - też same zmiany. Na przykład, cały czas rodzi się rozdzielnia. Duża i skomplikowana, dlatego rodzi się dłuugo, ale już jej jest bliżej niż dalej:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BiL-z-I/AAAAAAAADVs/9Rx4-CA73Yo/s640/JP050646.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BiL-z-I/AAAAAAAADVs/9Rx4-CA73Yo/s640/JP050646.jpg

 

 

Tu przy okazji sobie popsioczę. Na Moellera, którego produkcji jest ta rozdzielnia. Produkt z conajmniej średniej półki cenowej. Produkcji może nie elektrycznego Mercedesa, ale takiego dajmy na to Forda - spokojnie.

 

I po pierwsze, żadnych systemowych rozwiązań wspierających montaż tej rozdzielni do ściany, musiałem rzeźbić wsporniki samemu.

 

Po drugie - zbiorcza szyna "N". No co za kretyństwo??? Rozumiem rozdzielkę na kilkanaście modułów. Ale po co do ciężkiej Anielki JEDNA zbiorcza szyna N w rozdzielni 96 modułowej???? Czy projektanci Moellera wspierają często niestety spotykaną partaninę z jednym wyłącznikiem RP na całą rozległą instalację??? Szlaaaag!

 

Szyna się przydała, po wywaleniu z niej wkrętów, użyłem jej jako szyny do mocowania przewodów trytytkami, w tej roli sprawdziła się rewelacyjnie. Bo oczywiście, Moeller jego mać, takiego drobiazgu, jak jakiś holder do mocowania przewodów w tej rozdzielni też nie przewidział...

 

 

Powoli jest też montowany rack. Najpierw złożyłem go sobie na podłodze, ponieważ nie byłem do końca pewien, czy aby nie trzeba go będzie złożyć jeszcze raz, odwrotnie (nie pamiętałem składając go, czy drzwi on ma prawe, czy lewe,a drzwi w domu na balkonie cały czas czekają).

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76KOiBNI/AAAAAAAADVY/DFMhIpVSVa0/s640/JP040626.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76KOiBNI/AAAAAAAADVY/DFMhIpVSVa0/s640/JP040626.jpg

 

 

W końcu został złożony, z wielkim mozołem wstawiony na miejsce, po czym się okazało, że kapelusz się nie mieści. Pokrywa nakrywająca ta konstrukcję od góry, nie wchodzi o 5mm. Jutro czeka mnie mała robótka z meslem i młotkiem i podnoszenie o 5mm wejścia do wnęki...

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAJF-q0I/AAAAAAAADV8/Vpe2tInZz9o/s640/JP050648.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAJF-q0I/AAAAAAAADV8/Vpe2tInZz9o/s640/JP050648.jpg

 

 

I jeszcze kotłownia. Kotłownicy rozrabiają w niej na całego, w efekcie czego w pięknie pomalowanej ścianie powstała np. taka oto dziuuuura:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr75i9DrKI/AAAAAAAADVQ/PxQXYPFwhJk/s640/JP020606.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr75i9DrKI/AAAAAAAADVQ/PxQXYPFwhJk/s640/JP020606.jpg

 

 

W głębi dziury widać kolanko od komina, natomiast po bokach dziury widać... coś. Widzą?

 

Myśmy po wykuciu tej dziury też zobaczyli. I klęliśmy dłuuuugo. Kotłownikom oddaję sprawiedliwość: wiedzieć o tych przewodach nie mogli, wykryć wykrywaczem by ich chyba nie dali rady (przewody są bez napięcia), a przeciąwszy je deklarowali się sami położyć nowe, bądź połączyć te przecięte. Stanęło na tym, że od tych przeciętych kabli dostępnych nieco wcześniej pociągnę nowy przewód do szachtu przez zrobioną przez kotłowników dziurę w miejscu docelowo do zakrycia sufitem podwieszanym. A przecięte przewody póki co zakończyłem łączówką, też pod gipskarton pójdzie:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BXmW9cI/AAAAAAAADVo/RgyYpHfkZ8s/s800/JP050640.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BXmW9cI/AAAAAAAADVo/RgyYpHfkZ8s/s800/JP050640.jpg

 

 

Na koniec jeszcze ciekawostka: kiedy porządkowaliśmy z Bratem teren przed domem, trafiliśmy na coś, co wyglądało na odrobinkę rozlanej zaprawy z betoniarki. na łopatę się jednak wziąć nie dało, młotkowi tez nie uległo, wspominanej wyżej młotowiertarce Makity poddawało się jedynie po odrobince. Okazała się to być spora bryła bardzo twardego i bardzo mocno związanego żwirowego betonu, ani chybi z czyszczenia pompy po zalewaniu stropu, czy czegośtam. I niestety, tak sobie zostało. Zasypane ziemią jest i nie widać, ale zastanawialiśmy się też, czy tam czasem korzystając z takiego zgrabnego fundamentu jakiegoś pomnika nie machnąć. Albo, dajmy na to... krzyża. Modne ostatnio. I takie... trwałe...

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ale sobie, kurrrrcze, narobiłem!

 

 

Normalnie, wtopa na całej linii i najgorsze jest to,że nie wiadomo, co teraz robić...

 

Przed straszliwym wyborem bowiem stanąłem. Okazało się, że moje ulubione wnętrze w domu, znaczy wnętrze szachtu jest po wstawieniu rozdzielni dostępne dla mnie na styk... Wchodzę, czy też raczej wczołguję się tam z wielkim trudem, jedynie bokiem a i to ocierając bandziuchem o pompy cyrkulacyjne. Odrobinka mięśnia piwnego więcej i nie wejdę. Albo co gorsza wejdę i nie wyjdę...

 

I co tu robić? Z piwa zrezygnować? Czy z szachtu? Oto jest pytanie...

 

 

Do rzeczy jednak.

 

Po pierwszej nocy karmnik dla kuny stał, jak go zostawiłem, nic się nie złapało. Kuna widać w surowym podśmiardniętym ochłapie użytym jako przynęta nie gustuje i nie dała się na chabaninę zwabić, zamiast kuny przyszli za to do nas na działkę Jehowi. Prawdziwi, jak z obrazka, z całym naręczem broszur i Pismem Świętym w ręku.

 

Pogoniłem rzecz jasna, ale niech nikt mi nie usiłuje wmawiać, że to nie przez tą podśmiardniętą padlinę, że to zbieg okoliczności. Ta budowa w końcu już ponad rok się buduje, a wcześniej na samą działkę też jeździliśmy i nawet pół Jehowego nie było, a ledwo wystawiłem pułapkę z padliną na przynętę, zaraz przyszli i to dwoje od razu. I to jakie dorodne sztuki...

 

 

Dziś był dalszy ciąg glazurnictwa. A wcześniej zakupy: paca z bardziej słusznym zgryzem (przy okazji: jak się okazuje, nie ma większych zębów niż 10mm) oraz normalne krzyżyki.

 

Potem: najpierw wczoraj zrobiona ściana została wypaprana brązową paciają:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EFYPpII/AAAAAAAADU4/9jGVkrHvvyA/s640/JP310591.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EFYPpII/AAAAAAAADU4/9jGVkrHvvyA/s640/JP310591.jpg

 

 

Na zdjęciu, oparty o poziomicę, ciężko spracowany niżej podpisany, w nowych spodenkach roboczych oraz nowym bereciku z antenką, model "Jasiu, no jak piszesz chamstwu, no jak". Kupiłem sobie wreszcie, bo stwierdziłem przy pierwszym malowaniu, ze farbę z włosów się ciężko wyczesuje. Standardem tu są co prawda obecnie czapki bejsbolówki, ale stwierdziłem, że "trza mieć stajla" i musi być berecik z antenką.

 

 

A zaraz potem... podłoga. Pierwsze płytki, z widocznymi porządnymi krzyżykami:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EPMTGHI/AAAAAAAADU8/I7BEPJVJCCU/s800/JP310593.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EPMTGHI/AAAAAAAADU8/I7BEPJVJCCU/s800/JP310593.jpg

 

 

I to, co dziś miało być zrobione:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EAoI0OI/AAAAAAAADVA/Wxv0Nop3ZK0/s640/JP310595.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EAoI0OI/AAAAAAAADVA/Wxv0Nop3ZK0/s640/JP310595.jpg

 

 

I tu mała zagwozdka - czy te docinane płytki na dole ściany nie powinny być z gresu podłogowego? Jako taki cokolik?

 

 

Wspominane wczoraj wycinanki naokoło rur od CWU, z jeszcze niewytartą fugą. Tego i tak nie będzie widać, ale zrobiłem na... no może "na ładnie" to za dużo powiedziane, ale na ładniej niż bez tego. Przy okazji: na zdjęciu widac fuszerkę, która mi wyszła. Cała płytka nad tymi rurami była niedokładnie podparta i mi lekko obwisła, w rezultacie fuga na lewo od niej jest węższa, na prawo szersza, a skrzyżowanie w jej prawym dolnym rogu - w cały świat. Nic, to i tak będzie za zbiornikiem CWU...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EIkfJ6I/AAAAAAAADVE/ehZUjHcvY-0/s800/JP310601.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EIkfJ6I/AAAAAAAADVE/ehZUjHcvY-0/s800/JP310601.jpg

 

 

I na koniec, czekawszy aż fugę będzie można przetrzeć, zająłem się trochę rozdzielnią. Wprowadziłem do niej przewody uziemienia, tym samym Główna Szyna Uziemiająca zyskała docelowy stopień uprzewodowienia:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0H4JRuSI/AAAAAAAADVM/nm2EnupiBxk/s640/JP310603.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0H4JRuSI/AAAAAAAADVM/nm2EnupiBxk/s640/JP310603.jpg

 

 

I pierwsze przymiarki do szycia rozdzielni:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EQEMmCI/AAAAAAAADVI/3eDXCVXGGc4/s640/JP310602.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EQEMmCI/AAAAAAAADVI/3eDXCVXGGc4/s640/JP310602.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ale sobie, kurrrrcze, narobiłem!

 

 

Normalnie, wtopa na całej linii i najgorsze jest to,że nie wiadomo, co teraz robić...

 

Przed straszliwym wyborem bowiem stanąłem. Okazało się, że moje ulubione wnętrze w domu, znaczy wnętrze szachtu jest po wstawieniu rozdzielni dostępne dla mnie na styk... Wchodzę, czy też raczej wczołguję się tam z wielkim trudem, jedynie bokiem a i to ocierając bandziuchem o pompy cyrkulacyjne. Odrobinka mięśnia piwnego więcej i nie wejdę. Albo co gorsza wejdę i nie wyjdę...

 

I co tu robić? Z piwa zrezygnować? Czy z szachtu? Oto jest pytanie...

 

 

Do rzeczy jednak.

 

Po pierwszej nocy karmnik dla kuny stał, jak go zostawiłem, nic się nie złapało. Kuna widać w surowym podśmiardniętym ochłapie użytym jako przynęta nie gustuje i nie dała się na chabaninę zwabić, zamiast kuny przyszli za to do nas na działkę Jehowi. Prawdziwi, jak z obrazka, z całym naręczem broszur i Pismem Świętym w ręku.

 

Pogoniłem rzecz jasna, ale niech nikt mi nie usiłuje wmawiać, że to nie przez tą podśmiardniętą padlinę, że to zbieg okoliczności. Ta budowa w końcu już ponad rok się buduje, a wcześniej na samą działkę też jeździliśmy i nawet pół Jehowego nie było, a ledwo wystawiłem pułapkę z padliną na przynętę, zaraz przyszli i to dwoje od razu. I to jakie dorodne sztuki...

 

 

Dziś był dalszy ciąg glazurnictwa. A wcześniej zakupy: paca z bardziej słusznym zgryzem (przy okazji: jak się okazuje, nie ma większych zębów niż 10mm) oraz normalne krzyżyki.

 

Potem: najpierw wczoraj zrobiona ściana została wypaprana brązową paciają:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EFYPpII/AAAAAAAADU4/9jGVkrHvvyA/s640/JP310591.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EFYPpII/AAAAAAAADU4/9jGVkrHvvyA/s640/JP310591.jpg

 

 

Na zdjęciu, oparty o poziomicę, ciężko spracowany niżej podpisany, w nowych spodenkach roboczych oraz nowym bereciku z antenką, model "Jasiu, no jak piszesz chamstwu, no jak". Kupiłem sobie wreszcie, bo stwierdziłem przy pierwszym malowaniu, ze farbę z włosów się ciężko wyczesuje. Standardem tu są co prawda obecnie czapki bejsbolówki, ale stwierdziłem, że "trza mieć stajla" i musi być berecik z antenką.

 

 

A zaraz potem... podłoga. Pierwsze płytki, z widocznymi porządnymi krzyżykami:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EPMTGHI/AAAAAAAADU8/I7BEPJVJCCU/s800/JP310593.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EPMTGHI/AAAAAAAADU8/I7BEPJVJCCU/s800/JP310593.jpg

 

 

I to, co dziś miało być zrobione:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EAoI0OI/AAAAAAAADVA/Wxv0Nop3ZK0/s640/JP310595.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EAoI0OI/AAAAAAAADVA/Wxv0Nop3ZK0/s640/JP310595.jpg

 

 

I tu mała zagwozdka - czy te docinane płytki na dole ściany nie powinny być z gresu podłogowego? Jako taki cokolik?

 

 

Wspominane wczoraj wycinanki naokoło rur od CWU, z jeszcze niewytartą fugą. Tego i tak nie będzie widać, ale zrobiłem na... no może "na ładnie" to za dużo powiedziane, ale na ładniej niż bez tego. Przy okazji: na zdjęciu widac fuszerkę, która mi wyszła. Cała płytka nad tymi rurami była niedokładnie podparta i mi lekko obwisła, w rezultacie fuga na lewo od niej jest węższa, na prawo szersza, a skrzyżowanie w jej prawym dolnym rogu - w cały świat. Nic, to i tak będzie za zbiornikiem CWU...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EIkfJ6I/AAAAAAAADVE/ehZUjHcvY-0/s800/JP310601.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EIkfJ6I/AAAAAAAADVE/ehZUjHcvY-0/s800/JP310601.jpg

 

 

I na koniec, czekawszy aż fugę będzie można przetrzeć, zająłem się trochę rozdzielnią. Wprowadziłem do niej przewody uziemienia, tym samym Główna Szyna Uziemiająca zyskała docelowy stopień uprzewodowienia:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0H4JRuSI/AAAAAAAADVM/nm2EnupiBxk/s640/JP310603.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0H4JRuSI/AAAAAAAADVM/nm2EnupiBxk/s640/JP310603.jpg

 

 

I pierwsze przymiarki do szycia rozdzielni:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EQEMmCI/AAAAAAAADVI/3eDXCVXGGc4/s640/JP310602.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EQEMmCI/AAAAAAAADVI/3eDXCVXGGc4/s640/JP310602.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ostatni wpis skończył się tematyka odzieżową, dzisiejszy, od takiejż tematyki się zacznie.

 

 

Problem spodni bowiem rozwiązałem definitywnie, przywiózłszy od rodziców zadołowany tam dawno dawno temu "worek ze szpejem". Co to takiego "worek ze szpejem" to każdy, kto zetknął się z alpinizmem wie, ja dodam tylko, że alpinista ze mnie, jak z koziej... tej... no, trąbka, z alpinizmem się właśnie "zetknąłem", zaliczywszy na początku swojej kariery u swojego pracodawcy szkolenie wysokościowe i wyfasowawszy sprzęt do łażenia po masztach. Sprzęt się przydał ze dwa razy na krzyż, po czym ileś lat przeleżał w worku, aż wreszcie przypomniało mi się szczęśliwie, że oprócz szpeju w tymże worku skarby prawdziwe były, począwszy od kompletnego ubranka roboczego z goreteksu, na profesjonalnym kasku skończywszy :) W każdym razie wyciągnięte z worka spodenki są rewelacyjne (zdjęcia niet, bo nie miał kto zrobić), a kask się bardzo spodobał i bardzo przydał Młodszemu Pomocnikowi Budowlanemu (z lizakiem ogólnobudowlanym w buzi):

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSMTWgcI/AAAAAAAADUk/iCKwlpsdymE/s800/JP300571.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSMTWgcI/AAAAAAAADUk/iCKwlpsdymE/s800/JP300571.jpg

 

 

Niezorientowanym chciałbym zwrócić uwagę, że biały kolor kasku, zgodnie z normami BHP oznacza na budowie kadrę inżynierską

 

 

Ja zaś... zabrałem się za doprowadzanie pierwszego pomieszczenia do stanu docelowego:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMsNNxyfuI/AAAAAAAADU0/phocBFEwXUU/s640/JP300575.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMsNNxyfuI/AAAAAAAADU0/phocBFEwXUU/s640/JP300575.jpg

 

 

I jak się rozpędziłem, tak machnąłem cały kąt kotłowniowy:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSX8j1kI/AAAAAAAADUo/CkHGZF-WCQ4/s640/JP300578.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSX8j1kI/AAAAAAAADUo/CkHGZF-WCQ4/s640/JP300578.jpg

 

 

Zostało tutaj jedynie dokleić docinane płytki u dołu, ale to jutro, jak już będzie tam podłoga. No i może między rurkami jeszcze jakieś wycinanki powstawiam. To co prawda zasłonięte będzie, ale... jakoś tak się lepiej będę czuł wiedząc, że jest tam zrobione jak należy.

 

Glazura z ciut bliższego ujęcia:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSVVPwhI/AAAAAAAADUs/angSkNhin9k/s640/JP300580.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSVVPwhI/AAAAAAAADUs/angSkNhin9k/s640/JP300580.jpg

 

 

Z wrodzoną i niezmierzoną skromnością sobie tu napiszę, że chyba nie mam się czego wstydzić

 

 

A dla innych chcących samodzielnie kłaść glazurę miniporadnik:

 

 

1) Zgodnie z odwiecznym prawem natury: wielkość ma znaczenie! W każdym razie ma w przypadku zębów. Wielkie zęby są lepsze niż małe zęby. Wielkie zęby dają większą swobodę, podczas gdy z małymi zębami trzeba się nakombinować.

 

O powyższym radzę pamiętać przy zakupie pacy zębatej do nakładania kleju. Mam taką z zębami 8mm i chyba kupię nową, z zębiskami minimum 10mm, może nawet 12mm

 

 

2) Krzyżyki. Do tej roboty kupiłem takie krzyżyki z kółeczkami ograniczającymi głębokość wejścia w płytki, bo wydawało mi się, że to będzie fajne, wygodne i super. JEZUS MARIA... Nie wiem, kto to gówno wymyślił, ale produkowane jest ewidentnie jako jakaś zemsta zawodowców nad nieświadomymi amatorami, zapewne w sklepach nad półkami z tymiż krzyżykami ukryta kamera jest i zawodowi glazurnicy potem na tajnych spotkaniach oglądają, jak kolejni amatorzy z obłędem w oczach dobierający akcesoria glazurnicze sięgają po tek krzyżyki, kiwają z uznaniem głowami i ładują je do wózka. I rechocą przy tym złowrogo. Glazurnicy rechocą oglądając, amatorom glazurnikom stosującym potem owe krzyżyki do rechotania jest bardzo daleko. Owszem, amatorzy też potem wydają różne dźwięki, ale jest to raczej mamrotanie pod nosem, stłumione przekleństwa i różne takie komentarze na temat powyrywania różnych kończyn z towarzyszącym im części ciała osobie, która owe krzyżyki wymyśliła. Nigdy nie kupować krzyżyków z kółeczkami !!!!

 

 

3) Nie docinać na zapas. To aż kusi, żeby przy okazji cięcia kolejnego paska o szerokości 4,5cm naciąć kilka na zapas i potem mieć je pod ręką, ale jest więcej jak pewne, że natychmiast po nacięciu iluś płytek na takie paski, okaże się, że płaszczyzny ściany w narożniku się minimalnie schodzą i dalej jest potrzebne nie 4,5cm a 4,3cm (patrz punkt 6).

 

I co?

 

Ano:

 

 

4) Nie popadać w samozachwyt. W każdym razie nie przed końcem roboty. Po skończeniu klejenia można sobie popadać (jeśli jeszcze są powody), w trakcie - jest to proszenie się o kłopoty. I pół biedy, jeśli tylko, jak w moim przypadku będzie to przewrócone prosto pod nogi wiadro pełne wody...

 

 

5) Nie ma czegoś takiego, jak "odmierzona akurat na tą robotę porcja kleju". Choćbyśmy nie wiem jak mierzyli, ona na 100% okaże się za mała i trzeba będzie dorabiać. A ta dorobiona w drugim rzucie z kolei na mur będzie za duża i zostanie.

 

 

6) Chyba najważniejszy. Nie ma czegoś takiego jak prosta, równa ściana, pionowy narożnik/winkiel, czy kąt prosty. Owszem, pojęcia istnieją, ale są to jakieś teoretyczne wydumane terminy rodem z geometrii analitycznej, przeniesione żywcem do teorii budownictwa i tamże funkcjonujące zaraz obok "rozpatrzmy konia w kształcie kuli poruszającego się ruchem jednostajnie zmiennym" (dowcip stary jak świat, kto nie zna, niech sobie to zdanie przeklei w gógla), czy równie abstrakcyjnych pojęć jak "nieskończoność", "przestrzeń n-wymiarowa" czy "rozmaitość riemannowska". W życiu zaś, podobnie jak nikt nigdy nie widział wielkości nieskończonej (i proszę mi tu bez przykładów z życia wziętych, ja wiem, też chadzam po urzędach, czy państwowej służbie zdrowia, jak ostatnio, ale to są jedynie aproksymacje!), tak i kątów prostych czy równych płaszczyzn nie ma!

 

 

Tyle. Poradnik będę uzupełniał sukcesywnie wszystkim, co mnie jeszcze najdzie. Oczywistych rzeczy, jak konieczność używania poziomicy nie piszę. Co prawda, z uwagi na punkt 6 w zasadzie możnaby sobie odpuścić, ale jakiś punkt odniesienia, do cholery, trzeba w końcu mieć.

 

 

Zakończywszy (na dziś) tematy glazurnicze, zająłem się naszym zwierzątkiem domowym. Kuną, znaczy. Bo nie może być tak, że bydlątko głodne chodzi, na ptaszki musi polować, nie dojada, męczy się, zadbać trzeba.

 

Ulitowałem się nad zwierzątkiem, przywiozłem mu karmnik

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSZ6W93I/AAAAAAAADUw/FK9zJEO3rq8/s800/JP300582.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSZ6W93I/AAAAAAAADUw/FK9zJEO3rq8/s800/JP300582.jpg

 

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

I ciąg dalszy pisaniny, na który wczoraj zabrakło mi już siły. A dwie rzeczy do opisania mi jeszcze zostały.

 

 

po pierwsze - Zwierzyniec. Do grona Zwierząt, Które Pojawiły Się W Naszej Okolicy dołączył wczoraj lis. Taki fajny, rudy lisek, przemaszerował sobie najspokojniej w świecie drogą, w pierwszej chwili myślałem, że to pies, ale psy zwykle nie mają ogonów, jak wiewiórka.

 

Nasze starsze dziecko (mój Boże, jak to brzmi ) ogląda na minimini taką bajkę "małe zoo Lucy", o co w niej chodzi (w tej bajce, nie w Lucy) nie wiadomo, za trudne to dla dorosłego, ale w każdym razie dziewczynka pod domem ma cały zwierzyniec. I nasza okolica w zasadzie wiele się już nie różni, jeszcze tylko słonia brakuje, małpy i żyrafy.

 

 

Na chwilę obecną, tak wg mojej pamięci, pojawiły się:

 

- sarna

 

- łoś

 

- zające, co nam żarnowiec zeżarły

 

- kuna, taka jej mać

 

- coś, co ma szare aksamitne, dość krótkie futerko, nie wiem, co, bo tylko resztki tego futerka kuna zostawiła. Nie, nie mysz, futerko było krótkie, ale nie aż tak.

 

- niezliczone ilości bażantów drących niemiłosiernie mordy (nie można tego określić nijak inaczej, to jest skrajnie odległy od ptasiego ćwierkania dźwięk, mi osobiście kojarzący się z odgłosem wyciągania gwoździa z mokrej deski) od rana do wieczora

 

- całe kuropatwie rodziny wraz z pisklętami

 

- dzięcioł

 

- wrony. Dużo

 

- kawki. Dużo

 

- pająki. Bardzo dużo

 

- najprzeróżniejsze owady biegające, w większości nigdy przeze mnie wcześniej nie widzianych gatunków. No ale ja nie muchołap, nie znam się.

 

- przypłaszczek granatek. Nie wiem, jak wygląda, ale drzewa nam niszczy, bydle jedno.

 

- cetyniec. J.w.

 

 

Kuna najwyraźniej szuka schronienia przed upałami i gdzie miała iść? "Na swoje" przyszła. A tu zonk, wejścia nie ma, wszędzie drzwi i okna... Póki co składa "ofiary" pod drzwiami frontowymi z resztek upolowanych przez siebie zwierząt (ptasie szczątki i ostatnio to futerko), co będzie do zimy - zobaczymy. Ja w każdym razie dziś od rodziców przywożę łapkę.

 

 

 

I tyle o zwierzyńcu, osobnym tematem (w zasadzie też się już chyba do zwierzyńca kwalifikującym) są moje spodnie robocze.

 

Wyfasowałem je dawno dawno temu w pracy jako przysługujący mi z racji pracy w terenie ubiór służbowy. I nie, nie chodzi o to, że ja gdzieś z łopatą w kanałach w pracy pracuję, po prostu pracowało się w terenie, przy takich ulicznych szafach z elektroniką (a że z laptopem nie z łopatą, to szczegół), odzienie robocze się należało jak psu buda. W czasach świetności mojego pracodawcy, jako odzienie służbowe fasowaliśmy odzież trekkingową, potem nastały lata chude i nie fasowaliśmy nic, w ostatnim rzucie starego obrządku ktoś postanowił, że zapis o pracy w terenie wykreślą nam z umów, a na pożegnanie odzież dostaniemy jeszcze raz. Ostatni. Tylko, że tym razem nie będą to jakieśtam turystyczne kurtki z goreteksu. Żadne tam buty Chiruca i takie tam, teraz będziemy mieć specjalistyczną odzież uszytą na zamówienie przez specjalistyczną firmę. Wymiary nawet podawaliśmy indywidualnie.

 

I uszyli... Kurtkę, model "Pan Kazio, co rozkopuje ulicę" i spodenki. O, proszę, zdjęcie sprzed roku:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s640/6739_Teksaska%20Masakra....jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s640/6739_Teksaska%20Masakra....jpg

 

 

W tychże spodniach szalałem na budowie przez ostatni rok. Aktualnego ich zdjęcia niestety nie mam i może dobrze, ale spodnie osiągnęły już stan zasługujący na osobny opis. Rozwijać się bowiem zaczęły. Samoistnie. Doszły na przykład na nich nowe warstwy impregnujące. Głównie na kolanach i udach, równą warstwą dysperbitu z poprzyklejanym pyłem ceglano-betonowym.

 

Same spodnie zaś... jak by to napisać... no groźne się stały. Pracowałem w nich, często intensywnie i często (zwłaszcza w ostatnie upały) pocąc się przy tym mocno i zaczęły one zyskiwać dość nieoczekiwane własności. Obecnie np. przelatujące koło mnie komary jakoś tak same z siebie opadają na ziemię po samym zbliżeniu się do mnie na odległość mniejszą niż metr. Albo jak wyjdę z domu, to ptaki na zawietrznej stronie nagle przestają śpiewać, co bliższe nawet potrafią spaść z gałęzi.

 

 

Dlaczego to opisuję? Ano dlatego, że zastanawiać się zaczynam, co z nimi zrobić (ze spodniami, ptaki sobie jakoś radzą, po pierwszym szoku otrząsają się i odlatują co sił)? Do pralki nie wsadzę, pralke mamy dobrą i trochę jej nam szkoda. Ręcznie uprać też strach, spodnie mogą się zacząć bronić, zarzucą nogawki na szyję, wciągną w miskę z wodą i co będzie? Kto wykańczanie domu skończy? Można oddać do pralni, ale pralnie zwykle za pranie odzieży roboczej specjalne stawki mają, za te konkretne spodenki by chyba jeszcze z góry doliczyli za wymianę bębnów piorących, specjalny haracz "Biological Hazard" i pogłówne za pracowników, którzy padli w trakcie walki ze spodniami, może się nie opłacić suma sumarum.

 

Można je w końcu wyrzucić, ale obawiam się mocno, że owe spodnie pozostawione samym sobie rychło by świadomość uzyskały i... i sam nie wiem, co. Co takie spodnie mogłyby zrobić. Może by chadzały wieczorami zachody słońca podziwiać, a możeby na ludzi napadały nocą? Lepiej nie ryzykować...

 

 

Coś w każdym razie z nimi zrobić muszę, bo raz, że już szyby mi w oknach matowieją, jak się do nich zbliżam, po drugie, cały czas się obawiam tego życia, które się w spodniach zaczyna budzić i efektu z "Wściekłych Gaci" z cyklu "Wallace i Gromit"

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Zacznę dziś od całkowicie niezwiązanej z budową dygresji, słyszałem bowiem tekst tak piękny, że muszę, po prostu muszę się nim podzielić z całym światem. Czy kto mnie tam czyta...

 

 

Ano, przechodziłem pod blokiem, takim typowym mieszkalnym. Przed blokiem bawiły się dzieci. Też typowe i bawiły się typowo, jak na obecne czasy. Znaczy sprawdzały, które głośniej potrafi piszczeć, bawiły się w molestowaną blądynkę ("Ą"!!!), czy sam nie wiem, w co jeszcze, głośno w każdym razie było i wysokotonowo. Dokładnie w momencie, kiedy przechodziłem, otworzyło sie okno gdzieś na piętrze i jakas starsza pani zawołała jedno z bawiących się dzieci:

 

- Areeek?

 

- Taaaak?

 

- A powiedz no tym dzieciom, żeby tak nie piszczały głośno

 

Na co Arek, troszeczkę starszy i o głowę wyższy od reszty dzieciarni, stanął na wysokości zadania i przetłumaczył dzieciątkom, na zrozumiały dla nich język, czego pani od nich chce:

 

- macie nie drzeć ryja

 

 

A swoją drogą, ja ani chybi starzeję się, bo z rozrzewnieniem wspominam czasy własnego dziecięctwa, kiedy po pierwsze pod blokiem można się było bawić nie drąc się przy tym co sił w płucach, a jeśli nawet ktoś zaczął, to najdalej po kilku minutach wrzasków ktoś przez okno w różnych słowach tłumaczył winowajcom, co z nimi zrobi, jak się zaraz nie zamkną. I co więcej, to działało, dzieci się grzecznie uciszały i bynajmniej prosząca o spokój osoba nie miała następnego dnia powybijanych kamieniami szyb w domu przez "nieznanych sprawców", ani nawet nikt ową osobę na policję nie ciągał za grożenie Baczność! DZIECIOM!, Spocznij.

 

 

Tyle dygresji, teraz może wróćmy do Dziennika.

 

 

Po raz pierwszy chyba, odkąd każdą wolną chwilę spędzam na budowie, udało mi się wykonac 150% normy. Normalnie chyba sobie zaraz medal Budowniczego Polski... yyy.... no tej... IVRP (czy która tam teraz jest) z kartofla wytnę (i to naprawdę nie jest żadna aluzja polityczna).

 

Zawsze do tej pory było tak, że jadąc na budowę zakładałem, że zrobię to, to, tamto i owamto, po czym na miejscu okazywało się, że tego się nie da, bo czegoś brakuje, w zamian za to wskoczyła dodatkowa robota, w rezultacie na owamto brakło czasu. Dziś nie tylko udało mi się zrobić wszystko co chciałem, to jeszcze odwaliłem robotę nadprogramową

 

 

 

Tak po kolei:

 

Dokończyłem wicie przewodów w szachcie. Wszystko to, co wewnątrz jest już pięknie poupinane, dalsze wicie przewodów nastąpi po zmontowaniu racka oraz po skończeniu instalacji na poddaszu, gdzie trafi cała RTV-ka.

 

Zrobiwszy te przewody, wygarnąłem z dna szachtu cały gruz, jaki się tam przez całą budowę uzbierał (dobre pół taczki wyszło) i ułożyłem na jego dnie izolację z papy:

 

 

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6f2QCiZI/AAAAAAAADT4/CfkkcNGqYug/s800/JP240536.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6f2QCiZI/AAAAAAAADT4/CfkkcNGqYug/s800/JP240536.jpg

 

 

W każdym razie, na zdjęciu widać chyba wszystkie zasadnicze instalacje, jakie są u nas w domu i nie chwalący się, za wyjątkiem pionu CO (grube, w szarej otulinie u dołu po lewo), jam je wszystkie uczynił. No... pompa recyrkulacyjna widocza na zdjęciu to też nie moja robota, ale za to na mojej rurze!

 

 

Jeszcze Główna Szyna Wyrównawcza na zbliżeniu:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gPyfNNI/AAAAAAAADT8/qpPD6uvqX7w/s800/JP240538.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gPyfNNI/AAAAAAAADT8/qpPD6uvqX7w/s800/JP240538.jpg

 

 

Zrobiwszy na dnie szachtu izolację z papy, ułożyłem na nim warstwę ocieplenia. Najgrubszą w całym domu. Więcej powiem: dwa razy grubszą, niż w reszcie domu. Cały parter jest opędzony 10cm styropianu, tu zaś jest 20. Dokładniej jest to 5cm podłogowego i na to 15cm fasadowego, wszystko z resztek pozostałych po elewacjuszach i po mnie samym (ten podłogowy). Na to folia od ogrzewania podłogowego (pół rolki mi się zostało, to co mam z nią zrobić?) i po wierzchu wylewka. Wylewka! nie żadna wysypka, uczciwie mieszana kielnią w wiadrze i rozkładana "temi rencami", proszę:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gIu6-YI/AAAAAAAADUA/1eCIexjhUvg/s640/JP240541.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gIu6-YI/AAAAAAAADUA/1eCIexjhUvg/s640/JP240541.jpg

 

 

Kolejny Kamień Milowy na budowie - rozdzielnia. Ta główna, bo trzy inne już od dawna na swoich miejscach. Ta główna od dziś nareszcie też na swoim miejscu i od dzisiaj wstęp do szachtu tylko na czworakach i tylko dla osób nie mających skłonności do klaustrofobii.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6l0avTnI/AAAAAAAADUM/PntXfj6-51Q/s640/JP240549.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6l0avTnI/AAAAAAAADUM/PntXfj6-51Q/s640/JP240549.jpg

 

 

Rozdzielnia taka troszkę większa, niż typowo spotykane w budownictwie jednorodzinnym, ale nijak nie mieściłem się w mniejszych. I nie, nie chodzi o to, że każde gniazdko mam na osobnym bezpieczniku i osobnej różnicówce (co prawda są osoby, które nie dość że niemal tak mają, to jeszcze się tym szczycą, jak ich elektryk wycyckał), u mnie taka ogromna rozdzielnia wyszła głównie za sprawą miejsca potrzebnego na sterowniki oświetlenia i tym podobne rzeczy "dodatkowe".

 

Jak widać na zdjęciu, rozdzielnia budowlana, popularnie zwana eRBetKą, jeszcze jest prowizorycznie podłączona, ponieważ nie miałem już dziś czasu na rozszycie rozdzielni i puszczenie prądu normalnie na gniazdka, a prąd na budowie być musi, ale to już jej ostatnie dni, przy odrobinie szczęścia zniknie za tydzień.

 

W samej rozdzielni zaś wprowadziłem już kabel zasilający cały dom, WLZkę znaczy.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6mHgxXPI/AAAAAAAADUQ/GkHAHUbIX1A/s640/JP240556.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6mHgxXPI/AAAAAAAADUQ/GkHAHUbIX1A/s640/JP240556.jpg

 

 

Kabel kończy się bezpośrednio na "zabeśpieczeniu pepoż" (Copyright and wymowa by strażak z "Pieniądze to nie wszystko"), obok niepodłączone póki co zabezpieczenie przeciwprzepięciowe.

 

A sam kabel w ochronnym peszlu właściwie głównie po to, żeby ładniej było.

 

I specjalnie dla elektrycznych purystów - tak, wiem, że niebieski peszel, to do wody się stosuje. Ale:

 

- zgodnie z Polską Normą, kolor niebieski sygnalizuje instalacje do 1kV, więc jest akurat. A że chodzi o ziemne instalacje? No to co? Tu ziemia blisko, raptem półtora metra poniżej.

 

- peszel niebieski akurat miałem, podoba mi się, idealnie się mieści i tak ma być. Bo tak!

 

 

I dotąd mniej więcej był zakres prac przewidzianych na dziś. A ekstra udało mi się jeszcze zacząć przerabiać pierwsze pomieszczenie w naszym domu do postaci docelowej, wykończonej. Co prawda, owym wiodącym pomieszczeniem jest kotłownia, ale... ważne, że jest!

 

Malować zacząłem !!!!

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gf7J33I/AAAAAAAADUE/CAxBb7seQhk/s800/JP240546.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gf7J33I/AAAAAAAADUE/CAxBb7seQhk/s800/JP240546.jpg

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gdwe8gI/AAAAAAAADUI/d30Y_80M9vg/s800/JP240548.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gdwe8gI/AAAAAAAADUI/d30Y_80M9vg/s800/JP240548.jpg

 

 

Farba póki co podkładowa, marki "Castorama", miejsca przeznaczone pod glazurę niemalowane, na drugim zdjęciu widać też niepomalowany fragment ściany, który wiosną udało mi się zachlapać pianką poliuretanową z przebitego pojemnika, ta pianka na ścianie cały czas jest, muszę ją czymś zeszlifować, dopiero się pomaluje.

 

Na tymże drugim zdjęciu straszy również cały czas nieotynkowana i pobazgrana wczesnymi i nieaktualnymi wersjami planów hydraulicznych (robionych sprayem na "żywej naturze") ściana, docelowo do zabudowania gipskartonem.

 

 

I to wszystko.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Zacznę dziś od całkowicie niezwiązanej z budową dygresji, słyszałem bowiem tekst tak piękny, że muszę, po prostu muszę się nim podzielić z całym światem. Czy kto mnie tam czyta...

 

 

Ano, przechodziłem pod blokiem, takim typowym mieszkalnym. Przed blokiem bawiły się dzieci. Też typowe i bawiły się typowo, jak na obecne czasy. Znaczy sprawdzały, które głośniej potrafi piszczeć, bawiły się w molestowaną blądynkę ("Ą"!!!), czy sam nie wiem, w co jeszcze, głośno w każdym razie było i wysokotonowo. Dokładnie w momencie, kiedy przechodziłem, otworzyło sie okno gdzieś na piętrze i jakas starsza pani zawołała jedno z bawiących się dzieci:

 

- Areeek?

 

- Taaaak?

 

- A powiedz no tym dzieciom, żeby tak nie piszczały głośno

 

Na co Arek, troszeczkę starszy i o głowę wyższy od reszty dzieciarni, stanął na wysokości zadania i przetłumaczył dzieciątkom, na zrozumiały dla nich język, czego pani od nich chce:

 

- macie nie drzeć ryja

 

 

A swoją drogą, ja ani chybi starzeję się, bo z rozrzewnieniem wspominam czasy własnego dziecięctwa, kiedy po pierwsze pod blokiem można się było bawić nie drąc się przy tym co sił w płucach, a jeśli nawet ktoś zaczął, to najdalej po kilku minutach wrzasków ktoś przez okno w różnych słowach tłumaczył winowajcom, co z nimi zrobi, jak się zaraz nie zamkną. I co więcej, to działało, dzieci się grzecznie uciszały i bynajmniej prosząca o spokój osoba nie miała następnego dnia powybijanych kamieniami szyb w domu przez "nieznanych sprawców", ani nawet nikt ową osobę na policję nie ciągał za grożenie Baczność! DZIECIOM!, Spocznij.

 

 

Tyle dygresji, teraz może wróćmy do Dziennika.

 

 

Po raz pierwszy chyba, odkąd każdą wolną chwilę spędzam na budowie, udało mi się wykonac 150% normy. Normalnie chyba sobie zaraz medal Budowniczego Polski... yyy.... no tej... IVRP (czy która tam teraz jest) z kartofla wytnę (i to naprawdę nie jest żadna aluzja polityczna).

 

Zawsze do tej pory było tak, że jadąc na budowę zakładałem, że zrobię to, to, tamto i owamto, po czym na miejscu okazywało się, że tego się nie da, bo czegoś brakuje, w zamian za to wskoczyła dodatkowa robota, w rezultacie na owamto brakło czasu. Dziś nie tylko udało mi się zrobić wszystko co chciałem, to jeszcze odwaliłem robotę nadprogramową

 

 

 

Tak po kolei:

 

Dokończyłem wicie przewodów w szachcie. Wszystko to, co wewnątrz jest już pięknie poupinane, dalsze wicie przewodów nastąpi po zmontowaniu racka oraz po skończeniu instalacji na poddaszu, gdzie trafi cała RTV-ka.

 

Zrobiwszy te przewody, wygarnąłem z dna szachtu cały gruz, jaki się tam przez całą budowę uzbierał (dobre pół taczki wyszło) i ułożyłem na jego dnie izolację z papy:

 

 

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6f2QCiZI/AAAAAAAADT4/CfkkcNGqYug/s800/JP240536.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6f2QCiZI/AAAAAAAADT4/CfkkcNGqYug/s800/JP240536.jpg

 

 

W każdym razie, na zdjęciu widać chyba wszystkie zasadnicze instalacje, jakie są u nas w domu i nie chwalący się, za wyjątkiem pionu CO (grube, w szarej otulinie u dołu po lewo), jam je wszystkie uczynił. No... pompa recyrkulacyjna widocza na zdjęciu to też nie moja robota, ale za to na mojej rurze!

 

 

Jeszcze Główna Szyna Wyrównawcza na zbliżeniu:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gPyfNNI/AAAAAAAADT8/qpPD6uvqX7w/s800/JP240538.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gPyfNNI/AAAAAAAADT8/qpPD6uvqX7w/s800/JP240538.jpg

 

 

Zrobiwszy na dnie szachtu izolację z papy, ułożyłem na nim warstwę ocieplenia. Najgrubszą w całym domu. Więcej powiem: dwa razy grubszą, niż w reszcie domu. Cały parter jest opędzony 10cm styropianu, tu zaś jest 20. Dokładniej jest to 5cm podłogowego i na to 15cm fasadowego, wszystko z resztek pozostałych po elewacjuszach i po mnie samym (ten podłogowy). Na to folia od ogrzewania podłogowego (pół rolki mi się zostało, to co mam z nią zrobić?) i po wierzchu wylewka. Wylewka! nie żadna wysypka, uczciwie mieszana kielnią w wiadrze i rozkładana "temi rencami", proszę:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gIu6-YI/AAAAAAAADUA/1eCIexjhUvg/s640/JP240541.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gIu6-YI/AAAAAAAADUA/1eCIexjhUvg/s640/JP240541.jpg

 

 

Kolejny Kamień Milowy na budowie - rozdzielnia. Ta główna, bo trzy inne już od dawna na swoich miejscach. Ta główna od dziś nareszcie też na swoim miejscu i od dzisiaj wstęp do szachtu tylko na czworakach i tylko dla osób nie mających skłonności do klaustrofobii.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6l0avTnI/AAAAAAAADUM/PntXfj6-51Q/s640/JP240549.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6l0avTnI/AAAAAAAADUM/PntXfj6-51Q/s640/JP240549.jpg

 

 

Rozdzielnia taka troszkę większa, niż typowo spotykane w budownictwie jednorodzinnym, ale nijak nie mieściłem się w mniejszych. I nie, nie chodzi o to, że każde gniazdko mam na osobnym bezpieczniku i osobnej różnicówce (co prawda są osoby, które nie dość że niemal tak mają, to jeszcze się tym szczycą, jak ich elektryk wycyckał), u mnie taka ogromna rozdzielnia wyszła głównie za sprawą miejsca potrzebnego na sterowniki oświetlenia i tym podobne rzeczy "dodatkowe".

 

Jak widać na zdjęciu, rozdzielnia budowlana, popularnie zwana eRBetKą, jeszcze jest prowizorycznie podłączona, ponieważ nie miałem już dziś czasu na rozszycie rozdzielni i puszczenie prądu normalnie na gniazdka, a prąd na budowie być musi, ale to już jej ostatnie dni, przy odrobinie szczęścia zniknie za tydzień.

 

W samej rozdzielni zaś wprowadziłem już kabel zasilający cały dom, WLZkę znaczy.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6mHgxXPI/AAAAAAAADUQ/GkHAHUbIX1A/s640/JP240556.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6mHgxXPI/AAAAAAAADUQ/GkHAHUbIX1A/s640/JP240556.jpg

 

 

Kabel kończy się bezpośrednio na "zabeśpieczeniu pepoż" (Copyright and wymowa by strażak z "Pieniądze to nie wszystko"), obok niepodłączone póki co zabezpieczenie przeciwprzepięciowe.

 

A sam kabel w ochronnym peszlu właściwie głównie po to, żeby ładniej było.

 

I specjalnie dla elektrycznych purystów - tak, wiem, że niebieski peszel, to do wody się stosuje. Ale:

 

- zgodnie z Polską Normą, kolor niebieski sygnalizuje instalacje do 1kV, więc jest akurat. A że chodzi o ziemne instalacje? No to co? Tu ziemia blisko, raptem półtora metra poniżej.

 

- peszel niebieski akurat miałem, podoba mi się, idealnie się mieści i tak ma być. Bo tak!

 

 

I dotąd mniej więcej był zakres prac przewidzianych na dziś. A ekstra udało mi się jeszcze zacząć przerabiać pierwsze pomieszczenie w naszym domu do postaci docelowej, wykończonej. Co prawda, owym wiodącym pomieszczeniem jest kotłownia, ale... ważne, że jest!

 

Malować zacząłem !!!!

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gf7J33I/AAAAAAAADUE/CAxBb7seQhk/s800/JP240546.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gf7J33I/AAAAAAAADUE/CAxBb7seQhk/s800/JP240546.jpg

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gdwe8gI/AAAAAAAADUI/d30Y_80M9vg/s800/JP240548.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gdwe8gI/AAAAAAAADUI/d30Y_80M9vg/s800/JP240548.jpg

 

 

Farba póki co podkładowa, marki "Castorama", miejsca przeznaczone pod glazurę niemalowane, na drugim zdjęciu widać też niepomalowany fragment ściany, który wiosną udało mi się zachlapać pianką poliuretanową z przebitego pojemnika, ta pianka na ścianie cały czas jest, muszę ją czymś zeszlifować, dopiero się pomaluje.

 

Na tymże drugim zdjęciu straszy również cały czas nieotynkowana i pobazgrana wczesnymi i nieaktualnymi wersjami planów hydraulicznych (robionych sprayem na "żywej naturze") ściana, docelowo do zabudowania gipskartonem.

 

 

I to wszystko.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Szczególnych postępów wartych odnotowania co prawda brak, ale ad acta jedną ważną rzecz muszę wpisać.

 

 

Otóż rozpoczyna się właśnie kolejny istotny etap naszej budowy: glazura. Nawet nie byłoby nam do niej tak spieszno, ale lada dzień będzie się montować kotłownia, warto więc by choć ten fragment pomieszczenia gospodarczego, w którym ona ma stanąć, wypłytkować.

 

 

I teraz będzie dygresja:

 

Dawno dawno temu, kiedy jeszcze byłem wolny jak ptak, żywiłem się zupkami chińskimi (i piwem), a w charakterze zupełnego kulinarnego szaleństwa od czasu do czasu robiłem sobie na obiadokolację mrożone pyzy z mięsem i do tego podsmażaną na patelni cebulę (i piwo, rzecz jasna niepodsmażane), no krótko mówiąc, jeszcze za kawalerskich czasów, kiedy będąc tymże kawalerem wykańczałem obecne mieszkanie, kwestie wyboru kafelków do kuchni czy łazienki były trywialnie proste: pojechałem do dużego salonu z płytkami, wszystkie rzucające się człowiekowi tamże wprost pod nogi ekspozycje płytek zagramanicznych ominąłem szerokim łukiem, z krajowych płytek spojrzałem co jest, co się mieści w przeznaczonym budżecie i co mniej więcej odpowiada mi stylistycznie, wybrałem "jakieś ładne", poszukałem gdzie można je kupić najtaniej, kupiłem i już, finito. Całość mi w zasadzie jedno sobotnie przedpołudnie zajęła.

 

Potem zaś miałem nielichy ubaw przyglądając się i biernie asystując moim dwóm koleżankom, które wtedy również kupiły mieszkania i które nad podobnymi wyborami spędzały dnie całe i noce nieprzespane, odbywając niezliczone wycieczki na Bartycką (niezorientowanym od razu wyjaśniam, że Bartycka to takie budowlane Eldorado w stolycy, bardzo duży kompleks skupiający niezliczone firmy, firemki i firmiska z budowlanego tematu) i dobierając hiszpańskie płytki do włoskiej terakoty, a do tego wszystkiego farba z mieszalnika typu "biel złamana bielą z delikatnym odcieniem bieli.

 

Koniec dygresji.

 

 

I teraz, współcześnie, cały czas pomny tamtych doświadczeń, do tematu wyboru glazury podchodziłem z pewną taką delikatną obawą. Faktu, że to małżonka będzie decydować o wzorach i kolorach nie negowałem, bałem się tylko owych dni spędzonych na jeżdżeniu po kolejnych sklepach, przekonywaniu się, że jedyne miejsce, w którym produkują płytki pasujące do naszej kotłowni to Nowa Zelandia, RPA albo w ostateczności Antarktyda. A ponieważ małżonka od trzech tygodni jest raczej mało mobilna (za sprawą niemal na stałe do niej przywieszonej 3,5kilowej przywieszki), akcję "szukamy glazury" rozpocząłem już teraz.

 

I co? Ano, szok, Panie, szok!

 

Jedna Castorama - oboje zgodnie stwierdzamy, że nie ma. Jest co prawda jakiś gres podłogowy, który na ścianie by nawet nieźle wyglądał, ale w tym momencie na podłogę nie ma opcji. Jedziemy więc do LerłaMerła i tam... Hosanna! W 10 minut decydujemy się na płytki na ścianę do kotłowni, na podłogę do kotłowni i z rozpędu jeszcze na superpromocyjny gres na posadzkę w garażu. Wszystko krajowe, niewymyślne, tanie, ładne, tanie, promocyjne i za grosze! A i tanie w dodatku (ja wbrew pozorom wcale nie jestem AŻ TAKI sknera, przypominam, że chodzi o płytki do kotłowni)

 

Na domiar dobrego jeszcze, okazuje się, że LerłaMerła pozwala iść z nią na taki układ, że płytki u nich rezerwujemy i jedynie zadatkujemy, a potem sobie je sukcesywnie odbieramy ze sklepu w miarę potrzeb, choćby i po jednej paczce.

 

 

Pierwsze płytki na ścianie pojawią się niebawem, póki co na to konto nabyłem dziś zestaw "Mały Glazurnik", na który składają się:

 

- maszyna do cięcia glazury (ręczna, ale porządna)

 

- piłka wolframowa

 

- pilnik wolframowy

 

- "gumka glazurnicza" (kawał cienkiej gumy "od majtek" plus na jej końcach dwie blaszki do zaczepiania o krawędzie płytek, całość służy do równego klejenia płytek na ścianie)

 

- gąbka do fugowania

 

- kliny i krzyżyki.

 

 

I tyle. W sobotę mam nadzieję zamontować na swoim miejscu rozdzielnię, w następną sobotę chyba już te płytki zacznę kleić.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Mądrzy ludzie powiadają, że co czwarty człowiek na ziemi, to żółtek.

 

Muszą skubańcy wiedzieć, co mówią...

 

Dokładnie czwarty członek naszej rodziny bowiem, wykluwszy się był co prawda w normalnych dla noworodka rozlicznych odcieniach czerwieni i fioletu, kiedy jednak tylko te barwy maskujące z niego zeszły, okazał się być żółty jak cytryna. Co było robić, pojechaliśmy z dzieckiem pod pachą do szpitala z reklamacją, z początku co prawda zderzyliśmy się ze smutną rzeczywistością państwowej służby zdrowia, w końcu jednak po licznych perypetiach zwrot reklamacyjny przyjęli, po dwóch dniach jednak go nam oddano, jakoby po serwisie gwarancyjnym.

 

 

Temat co prawda mało budowlany, ale piszę o nim, żeby się wytłumaczyć ze skandalicznego braku aktywności naszego Dziennika. No właśnie. Wszystko przez tych żółtków!

 

Cośtam się u nas jednak dzieje. Np. forumowe guru od spraw CO machnęło mi w szachcie pion CO a także zainstalowało drugą pompę obiegową od CWU:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT0W0-zI/AAAAAAAADTM/frw3HlzkOSo/s640/JP170520.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT0W0-zI/AAAAAAAADTM/frw3HlzkOSo/s640/JP170520.jpg

 

 

Dlaczego dwie pompy od CWU? Ano dlatego, że utrzymanie ciepłej "od zaraz" wody w rurach jest dość kosztowną sprawą i bynajmniej (wbrew dość często widywanemu przeze mnie na forach mniemaniu) nie chodzi tutaj o prąd pożerany przez te pompy, bardziej o wychładzanie samych zapasów ciepłej wody przy "przekręcaniu" ich przez instalację. I tu właśnie postanowiłem zadbać: pompy będą dwie. Jedna będzie kręcić wodą w dolnej łazience i w kuchni, czyli generalnie w strefie, w której się przebywa za dnia. Druga zaś będzie kręcić wodą na piętrze, czyli tam, gdzie się przebywa rano i wieczorem.

 

I teraz w najprostszym przypadku sterowanie recyrkulacją będzie się odbywało czasowo: na górze będzie działać właśnie rano i wieczorem, a poza tym niet, na dole - w ciągu dnia, dodatkowo można wyróżnić przedziały czasu w dni powszednie, kiedy nikto ne je doma.

 

W troszkę bardziej skomplikowanym wydaniu recyrkulacje może uruchamiać centralka alarmowa stwierdziwszy swoimi czujkami, że ktoś wchodzi do łazienki/kuchni, ten pomysł byłby idealny gdyby nie dłobiazg: idąc umyć ręce do umywalki od drzwi łazienkowych dochodzimy w kilka sekund, czas przekręcenia zimnej wody, żeby z kranu poleciała ciepła to będzie raczej kilkadziesiąt sekund. Tak więc tak czy tak z kranu poleci nam wpierw woda zimna, tyle dobrego, że ciepła pojawi się o wiele szybciej.

 

Trzeci zaś sposób, to inteligentny sterownik uczący się zwyczajów domowników i na bieżąco reagujący na ich zmiany. Przykładowo: zwykle wstajemy o siódmej - znaczy o siódmej musi być w kranach łazienek na piętrze (tam gdzie sypialnie) ciepła woda. Pojawiają się regularne dni, w których domownicy nie wstają o siódmej a o dziewiątej - wyliczywszy, kiedy są te dni, w nie kręcić wodą te dwie godziny później. I tak dalej i tak dalej...

 

Brzmi to póki co może troszkę fantastycznie, ale jest całkowicie realne, kwestia tylko czasu na zaprojektowanie i zrobienie własnego sterownika albo kasy na zakup fabrycznego.

 

 

Wracając jeszcze do samego zdjęcia - w głębi widać drabinkę (taką normalną, aluminiową). Ona oczywiście tam rolę tymczasowego podestu jedynie pełni, żeby dało się upiąć przewody na poziomej drabince kablowej. Od góry, w pozycji "głową w dół", jakoś, kurcze, trudniej...

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT5wvfEI/AAAAAAAADTQ/9qPh0f79-Ds/s800/JP170524.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT5wvfEI/AAAAAAAADTQ/9qPh0f79-Ds/s800/JP170524.jpg

 

 

Z moich prac się tu wiele nie posunęło, ale z niemoich... dwa ostatnie dni spędził na budowie mój brat. I narozrabiał. Konkretnie: popsuł mi taką wygodną wskazówkę, dzięki której tłumaczyłem do tej pory kolejnym umawianym na budowie ludziom, jak mają dojechać. Wskazówki brzmiały mniej więcej: jedź Pan tędy, skręć owędy i jak po lewej stronie będzie posesja z takim przepotwornym bałaganem wokół i wielką górą śmieci i gruzu od frontu - o, to będzie właśnie tutaj.

 

No i pięknie to do niedawna działało, taki widok od ulicy trudno było przegapić:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEH9WMsbLzI/AAAAAAAADTk/ceAfnNnKP4Y/s800/JP159538.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEH9WMsbLzI/AAAAAAAADTk/ceAfnNnKP4Y/s800/JP159538.jpg

 

 

Obecnie, za sprawą mojego Brata miejsce to wygląda tak:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT3o3mRI/AAAAAAAADTU/jSyb8uzfGL0/s800/JP170527.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT3o3mRI/AAAAAAAADTU/jSyb8uzfGL0/s800/JP170527.jpg

 

 

A tak na poważnie - resztki śmiecia widoczne na pierwszym planie są do zapakowania w wór i wywiezienia, kolejna sterta desek i gałęzi widoczna po prawo oczywiście zniknie, podobnie jak widoczna w głębi sterta kartonów po połaciówkach, wtedy przyjedzie duuuża wywrota pełna ziemi, kipnie to przez płot, ktoś albo coś tą ziemię rozgarnie po całości i wyrówna, porobi chodniczki, skalniaczki, klombiki, wiedeńskie rabatki, strzyżone żywopłociki i wiele innych elementów architektury ogrodowej idealnie pasujących do domu w lesie i wtedy przynajmniej od frontu będzie pięęęęknie :)

 

 

A co się stało z tym gruzem? A ło:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwUMMo3vI/AAAAAAAADTY/8xYZ_QTLJ_w/s800/JP170531.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwUMMo3vI/AAAAAAAADTY/8xYZ_QTLJ_w/s800/JP170531.jpg

 

 

Po przesypaniu piachem, wyrównaniu i obłożeniu kostką bauma od góry, będzie z niego elegancki podjazd do garażu.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Krótki dziś pobyt na budowie był, spowodowany dwoma ważnymi wizytami.

 

Po pierwsze przyjechała do nas moja Mama, obarczona wielce odpowiedzialnym zadaniem objęcia opieki nad Wyjątkiem i odciążenia w ten sposób mojej małżonki dociążonej w sposób znaczny trzema i pół kilogramami nowych obowiązków.

 

 

Po drugie - umówiłem się na dziś z jednym z forumowych bogów od ogrzewnictwa celem zainstalowania takiej zabawki:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfe4ShKI/AAAAAAAADSs/D5HTPBE5z3E/s640/JP110513.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfe4ShKI/AAAAAAAADSs/D5HTPBE5z3E/s640/JP110513.jpg

 

 

Kilka dni wcześniej robiliśmy na budowie wizję lokalną n/t sposobu zainstalowania kotłowni i wyszło nam, że pompy obiegowe od CWU najlepiej będzie wsadzić do szachtu. A ponieważ szacht ów ja już lada dzień zamknę tablicą rozdzielczą od elektryki i potem dostęp do niego będzie tylko na czworakach, ustaliliśmy, że pompy założą teraz, zaraz. Niestety, jedyne "zaraz", jakie nam obu pasowało odnośnie terminów wypadało w niedzielę, więc... siła wyższa. Przyjechali we dwóch, całym ruchomym warsztatem, zainstalowali, pojechali.

 

 

Ja zaś... no cóż... jak już byłem na budowie...

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfX8ncJI/AAAAAAAADSw/Flv4RuEei68/s640/JP110515.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfX8ncJI/AAAAAAAADSw/Flv4RuEei68/s640/JP110515.jpg

 

 

Zmontowałem i próbnie wstawiłem na miejsce dół od racka serwerowego. Muszę mu jeszcze jakieś posadowienie wymyślić, bo bezpośrednio na nadprożach (te betonowe żebra widoczne w dziurze podłogi to położone tam na płask typowe prefabrykowane nadproża - naddały się w czasie budowy i zostały na moje życzenie w ten sposób wykorzystane) to trochę niezdrowe dla stali będzie, dół racka i tak już zresztą lekko skorodowany jest, on był uratowanym od "utylizacji" wyrzutkiem z demontażu, dół był trochę sfatygowany a i dwa lata stania na balkonie na zdrowie mu nie wyszły, tą dolną część będę chyba musiał trochę odświeżyć i pomalować na nowo. A posadowienie... papy tutaj nie dam, jakieś plastikowe podkładki trzeba będzie wykombinować.

 

Arot nasadzony na jednym narożniku to robota Wyjątka, uparł się, że to tak ma być i koniec. Przewody oczywiście będą wyciągnięte górą, a dziurę w wylewce przed rackiem zawylewkuję już we własnym zakresie na równo.

 

 

J.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...