Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    442
  • komentarzy
    5
  • odsłon
    1 152

Entries in this blog

Jarek.P

Dom w Lesie

Dziś panowie dekarze kończyli łacenie domu. Przy okazji został podpisany ostateczny wyrok na drzewo przed domem, zostanie ścięte jeszcze w tym tygodniu.

 

Niżej podpisany dziś robił przebicia przez ściany i w zasadzie w czwartek albo najpóźniej sobota zostaną położone pierwsze rury.

 

 

I najważniejsze: dziś w naszym domu miało miejsce Wielkie Wydarzenie. Owa Wiekopomna Chwila zaczęła się od wypicia przeze mnie puszki piwa. Potem pojawiło się takie charakterystyczne odczucie, które zwykle następuje po wypiciu puszki piwa

 

No i po prostu, siedziałem w tym czasie na piętrze, w łazience, do najbliższego możliwego do obsikania drzewka (o toitoice nie wspominając) było daleko, a ta rozłożona już i w końcu podłączona do szamba kanalizacja była pod ręką... Co prawda w formie wystających ze ścian i podłóg końców rur jedynie, ale... no...

 

W szczegółowe opisy może się nie będę wdawał, zdjęć tym bardziej nie zamieszczam, ale sam fakt, będący niewątpliwym kamieniem milowym w postępach naszej budowy odnotować trzeba.

 

 

Skorzystałem. Działa!

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Dziś panowie dekarze kończyli łacenie domu. Przy okazji został podpisany ostateczny wyrok na drzewo przed domem, zostanie ścięte jeszcze w tym tygodniu.

 

Niżej podpisany dziś robił przebicia przez ściany i w zasadzie w czwartek albo najpóźniej sobota zostaną położone pierwsze rury.

 

 

I najważniejsze: dziś w naszym domu miało miejsce Wielkie Wydarzenie. Owa Wiekopomna Chwila zaczęła się od wypicia przeze mnie puszki piwa. Potem pojawiło się takie charakterystyczne odczucie, które zwykle następuje po wypiciu puszki piwa

 

No i po prostu, siedziałem w tym czasie na piętrze, w łazience, do najbliższego możliwego do obsikania drzewka (o toitoice nie wspominając) było daleko, a ta rozłożona już i w końcu podłączona do szamba kanalizacja była pod ręką... Co prawda w formie wystających ze ścian i podłóg końców rur jedynie, ale... no...

 

W szczegółowe opisy może się nie będę wdawał, zdjęć tym bardziej nie zamieszczam, ale sam fakt, będący niewątpliwym kamieniem milowym w postępach naszej budowy odnotować trzeba.

 

 

Skorzystałem. Działa!

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

To jest mój jubileuszowy, milenijny post na forum Muratora

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrYevNO2uqI/AAAAAAAABuE/20nmwMV8ccc/s800/Przechwytywanie%20w%20trybie%20pe%C5%82noekranowym%2020-09-2009%20142317.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrYevNO2uqI/AAAAAAAABuE/20nmwMV8ccc/s800/Przechwytywanie%20w%20trybie%20pe%C5%82noekranowym%2020-09-2009%20142317.jpg

 

Szampana ktoś otworzy?

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

To jest mój jubileuszowy, milenijny post na forum Muratora

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrYevNO2uqI/AAAAAAAABuE/20nmwMV8ccc/s800/Przechwytywanie%20w%20trybie%20pe%C5%82noekranowym%2020-09-2009%20142317.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrYevNO2uqI/AAAAAAAABuE/20nmwMV8ccc/s800/Przechwytywanie%20w%20trybie%20pe%C5%82noekranowym%2020-09-2009%20142317.jpg

 

 

Szampana ktoś otworzy?

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Dziś na budowie były głównie porządki. I posiłek, tu zawartość naszego kosza piknikowego: Nie, nie pozowana, sama z siebie tak wyszła.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrU7gaNGOiI/AAAAAAAABtc/_zqQ5RhIvNQ/s720/6816_Kosz%20piknikowy.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrU7gaNGOiI/AAAAAAAABtc/_zqQ5RhIvNQ/s720/6816_Kosz%20piknikowy.jpg

 

Porządki sprowadzały się do wywiezienia taczką (chyba się nie chwaliłem, kupiłem sobie, to był jej dziewiczy kurs, w zasadzie powinniśmy ją jakoś uroczyście "zwodować", nadać jej jakieś imię, czy coś) hałdy gruzu z parteru oraz zgrubnego zebrania z poddasza ścinków więźby, desek i innych oraz wysłania całej reszty, to jest trocin, resztek zaprawy, pustaków i innych śmieci, na dół. W noszenie wiaderkiem się nie bawiłem, wysyłałem to przez balkon, lotem bliżej. Tam się to po prostu rozgrabi i na to i tak pójdzie jeszcze spora warstwa ziemi do docelowego poziomu.

 

Tą samą droga poleciały też deski, blaty i tym podobne, tych się rzecz jasna nie zgrabi, a pozbiera i ułoży w stertę.

 

Całość w/w prac w opisie brzmi może niewinnie, ale prawda jest taka, że ja w tej chwili w zasadzie nie żyję. Małżonka prawdopodobnie też nie żyje, bo się nie rusza i nic nie mówi. A to, że piszę w tej chwili tego posta to chyba tylko wynik jakichś drgawek. Stężenie pośmiertne w każdym razie mam już wyraźne i tylko kurcze, nie wiedziałem, że przy tym mięśnie tak bolą...

 

 

J.

 

 

PS: specjalnie na życzenie małżonki, która na widok wklejonego zdjęcia ożyła na tyle, żeby ostatnią wolę wyrazić, wyjaśniam, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości: ten denaturat w koszu znalazł się przy okazji, nie był przewidziany do konsumpcji.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Dziś na budowie były głównie porządki. I posiłek, tu zawartość naszego kosza piknikowego: Nie, nie pozowana, sama z siebie tak wyszła.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrU7gaNGOiI/AAAAAAAABtc/_zqQ5RhIvNQ/s720/6816_Kosz%20piknikowy.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrU7gaNGOiI/AAAAAAAABtc/_zqQ5RhIvNQ/s720/6816_Kosz%20piknikowy.jpg

 

 

Porządki sprowadzały się do wywiezienia taczką (chyba się nie chwaliłem, kupiłem sobie, to był jej dziewiczy kurs, w zasadzie powinniśmy ją jakoś uroczyście "zwodować", nadać jej jakieś imię, czy coś) hałdy gruzu z parteru oraz zgrubnego zebrania z poddasza ścinków więźby, desek i innych oraz wysłania całej reszty, to jest trocin, resztek zaprawy, pustaków i innych śmieci, na dół. W noszenie wiaderkiem się nie bawiłem, wysyłałem to przez balkon, lotem bliżej. Tam się to po prostu rozgrabi i na to i tak pójdzie jeszcze spora warstwa ziemi do docelowego poziomu.

 

Tą samą droga poleciały też deski, blaty i tym podobne, tych się rzecz jasna nie zgrabi, a pozbiera i ułoży w stertę.

 

Całość w/w prac w opisie brzmi może niewinnie, ale prawda jest taka, że ja w tej chwili w zasadzie nie żyję. Małżonka prawdopodobnie też nie żyje, bo się nie rusza i nic nie mówi. A to, że piszę w tej chwili tego posta to chyba tylko wynik jakichś drgawek. Stężenie pośmiertne w każdym razie mam już wyraźne i tylko kurcze, nie wiedziałem, że przy tym mięśnie tak bolą...

 

 

J.

 

 

PS: specjalnie na życzenie małżonki, która na widok wklejonego zdjęcia ożyła na tyle, żeby ostatnią wolę wyrazić, wyjaśniam, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości: ten denaturat w koszu znalazł się przy okazji, nie był przewidziany do konsumpcji.

Jarek.P

Dom w Lesie

No i zaczęliśmy robić poszycie dachu. Ekipa dekarska dojeżdżała do nas trochę w bólach, bo przekładane to było co i rusz, a to poprzednia robota się obsunęła, a to gdzieśtam się nie wyrobili, a jak już już mieli odpalać maszyny i jechać do nas, to zły poprzedni inwestor im złośliwie grilla zrobił, niedobry taki.

 

 

Ale spokojnie, trochę sobie tutaj jaja robię, ale nigdzie nam się nie paliło, tak czy tak dziś dotarli i zaczęli od rozkładania na dachu folii:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsfxOCZMI/AAAAAAAABs8/6AO6AEqEuEk/s800/6805_Dach....jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsfxOCZMI/AAAAAAAABs8/6AO6AEqEuEk/s800/6805_Dach....jpg

 

Tak, właśnie folii, a nawet nie tyle folii, bo to do folii nawet podobne nie jest, tylko "membrany dachowej". Na przekór tradycji i wszystkim, którzy na dach z pełnym deskowaniem kładą papę, bo "panie od 50 lat się dachy papą kryje i jest dobrze", my postawiliśmy tu na nowoczesne technologie. Dlaczego? Ano dlatego, że poczytaliśmy o nich trochę i argumenty przemawiające za nimi a przeciwko dachowi krytemu litą papową barierą wydały się nam przekonujące, co więcej takiego dachu schrzanić właściwie nie można. Jesli tylko się dopilnuje, żeby deski były bite z odstępami i nie za szerokie, to potem już jest wszystko cacy, a w dachu izolowanym klasycznie jest wiele zachodu z utrzymaniem szczeliny między wełną a deskowaniem (u nas tej szczeliny po prostu nie ma), z zapewnieniem prawidłowej wentylacji tej szczeliny czy zrobieniem jej tak, żeby za jakiś czas wełna nie zjechała pod własnym ciężarem, zatykając tą szczelinę u dołu połaci.

 

A cenowo? Papa w sumie wcale nie jest tania i dużo drożej to wcale nie wychodzi, a jeśliby rozpatrywać superduper papę termozgrzewalną, to chyba wyjdzie nawet taniej.

 

A u dołu zdjęcia sąg bali pozostałych po wycince naszego biednego lasku, przykryty folią, żeby się w nim przypłaszczek nam nie mnożył, jego i tak tam pełno jest i drzewo za drzewem w okolicy szlag przez niego trafia.

 

 

W międzyczasie my z żoną zrobiliśmy dostawę rur do hydrauliki, dokonując przy tym niemożliwego, znaczy przewożąc wiązkę kilkudziesięciu czterometrowych rur trzymetrowym samochodem osobowym

 

Znaczy samochód jest dłuższy, ale kupiona w castoramie na próbę rura 3m wchodziła weń akurat od szyby do szyby.

 

Pierwszy pomysł - rury PP są elastyczne, zwinąć w rogala i jakoś upchnąć. Okazało się realne dla kilku rur, nie dla kilkudziesięciu, w tym część dość gruba.

 

Drugi pomysł - wystawić przez przednie drzwi, przez okno. Niestety, samochód zaczął wyglądać, jak przygotowany na turniej kopijników i w przypadku wąskich uliczek trzebaby jechać środkiem, bądź wręcz lewym pasem, a tak czy tak szerokimi łukami omijac pieszych, słupy i znaki drogowe. Odpadło.

 

Trzeci pomysł, zrealizowany - rury zaczynały się w miejscu na nogi pasażera, łukiem szły pod sufit i stamtąd do bagażnika, gdzie przytrzaśnięte klapą, wystawały sobie spod niej na jakieś pół metra jeszcze, klapa uwiązana postronkiem, jakoś dojechałem. Zdjęcia niestety nie mam, za późno wpadłem na pomysł uwiecznienia.

 

 

A i od dwóch dni trwa rozszalowywanie ogrodzenia. Bunkier przeddomowy w całej okazałości:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsh_mOXDI/AAAAAAAABtA/vWLsODCCqnw/s720/6814_Ogrodzenie.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsh_mOXDI/AAAAAAAABtA/vWLsODCCqnw/s720/6814_Ogrodzenie.jpg

 

Łuk w świetle furtki jeszcze nie rozszalowany do końca, nie zdjąłem też do końca szalunku z części śmietnikowej. I cały czas się jeszcze zastanawiam, czy jednak nie wypożyczyć młota wyburzeniowego z wypożyczalni i tego śmietnika nie przerobić na otwarty od tyłu. To niby ma być nie tak wysokie (grunt będzie wyżej o dobre 30cm), ma tez być w ładnej okładzinie i przykryte porośniętą dzikim winem pergolą, ale mimo wszystko... zobaczymy.

 

No i to drzewo przed domem... z jednej strony strasznie go szkoda, z drugiej zostawienie go tam, to kuszenie losu. Coś mi się zdaje, że pójdzie pod topór.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

No i zaczęliśmy robić poszycie dachu. Ekipa dekarska dojeżdżała do nas trochę w bólach, bo przekładane to było co i rusz, a to poprzednia robota się obsunęła, a to gdzieśtam się nie wyrobili, a jak już już mieli odpalać maszyny i jechać do nas, to zły poprzedni inwestor im złośliwie grilla zrobił, niedobry taki.

 

 

Ale spokojnie, trochę sobie tutaj jaja robię, ale nigdzie nam się nie paliło, tak czy tak dziś dotarli i zaczęli od rozkładania na dachu folii:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsfxOCZMI/AAAAAAAABs8/6AO6AEqEuEk/s800/6805_Dach....jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsfxOCZMI/AAAAAAAABs8/6AO6AEqEuEk/s800/6805_Dach....jpg

 

 

Tak, właśnie folii, a nawet nie tyle folii, bo to do folii nawet podobne nie jest, tylko "membrany dachowej". Na przekór tradycji i wszystkim, którzy na dach z pełnym deskowaniem kładą papę, bo "panie od 50 lat się dachy papą kryje i jest dobrze", my postawiliśmy tu na nowoczesne technologie. Dlaczego? Ano dlatego, że poczytaliśmy o nich trochę i argumenty przemawiające za nimi a przeciwko dachowi krytemu litą papową barierą wydały się nam przekonujące, co więcej takiego dachu schrzanić właściwie nie można. Jesli tylko się dopilnuje, żeby deski były bite z odstępami i nie za szerokie, to potem już jest wszystko cacy, a w dachu izolowanym klasycznie jest wiele zachodu z utrzymaniem szczeliny między wełną a deskowaniem (u nas tej szczeliny po prostu nie ma), z zapewnieniem prawidłowej wentylacji tej szczeliny czy zrobieniem jej tak, żeby za jakiś czas wełna nie zjechała pod własnym ciężarem, zatykając tą szczelinę u dołu połaci.

 

A cenowo? Papa w sumie wcale nie jest tania i dużo drożej to wcale nie wychodzi, a jeśliby rozpatrywać superduper papę termozgrzewalną, to chyba wyjdzie nawet taniej.

 

A u dołu zdjęcia sąg bali pozostałych po wycince naszego biednego lasku, przykryty folią, żeby się w nim przypłaszczek nam nie mnożył, jego i tak tam pełno jest i drzewo za drzewem w okolicy szlag przez niego trafia.

 

 

W międzyczasie my z żoną zrobiliśmy dostawę rur do hydrauliki, dokonując przy tym niemożliwego, znaczy przewożąc wiązkę kilkudziesięciu czterometrowych rur trzymetrowym samochodem osobowym

 

Znaczy samochód jest dłuższy, ale kupiona w castoramie na próbę rura 3m wchodziła weń akurat od szyby do szyby.

 

Pierwszy pomysł - rury PP są elastyczne, zwinąć w rogala i jakoś upchnąć. Okazało się realne dla kilku rur, nie dla kilkudziesięciu, w tym część dość gruba.

 

Drugi pomysł - wystawić przez przednie drzwi, przez okno. Niestety, samochód zaczął wyglądać, jak przygotowany na turniej kopijników i w przypadku wąskich uliczek trzebaby jechać środkiem, bądź wręcz lewym pasem, a tak czy tak szerokimi łukami omijac pieszych, słupy i znaki drogowe. Odpadło.

 

Trzeci pomysł, zrealizowany - rury zaczynały się w miejscu na nogi pasażera, łukiem szły pod sufit i stamtąd do bagażnika, gdzie przytrzaśnięte klapą, wystawały sobie spod niej na jakieś pół metra jeszcze, klapa uwiązana postronkiem, jakoś dojechałem. Zdjęcia niestety nie mam, za późno wpadłem na pomysł uwiecznienia.

 

 

A i od dwóch dni trwa rozszalowywanie ogrodzenia. Bunkier przeddomowy w całej okazałości:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsh_mOXDI/AAAAAAAABtA/vWLsODCCqnw/s720/6814_Ogrodzenie.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsh_mOXDI/AAAAAAAABtA/vWLsODCCqnw/s720/6814_Ogrodzenie.jpg

 

 

Łuk w świetle furtki jeszcze nie rozszalowany do końca, nie zdjąłem też do końca szalunku z części śmietnikowej. I cały czas się jeszcze zastanawiam, czy jednak nie wypożyczyć młota wyburzeniowego z wypożyczalni i tego śmietnika nie przerobić na otwarty od tyłu. To niby ma być nie tak wysokie (grunt będzie wyżej o dobre 30cm), ma tez być w ładnej okładzinie i przykryte porośniętą dzikim winem pergolą, ale mimo wszystko... zobaczymy.

 

No i to drzewo przed domem... z jednej strony strasznie go szkoda, z drugiej zostawienie go tam, to kuszenie losu. Coś mi się zdaje, że pójdzie pod topór.

Jarek.P

Dom w Lesie

Te nasze wykuszowe okna to chyba murarz przeklął, bo pechowe od samiuśkiego początku są. I wychodzi na to, że pech się ich trzyma dalej, bo właśnie zauważyliśmy, że styropianowe ocieplenie które nad górnymi "parapetami" zrobili, jest zrobione źle. Bo zrobili z tego coś takiego:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D2v-dGvI/AAAAAAAABrI/V9vimC5Ow0w/s720/6762_Wykusze.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D2v-dGvI/AAAAAAAABrI/V9vimC5Ow0w/s720/6762_Wykusze.jpg

 

Spad jest zrobiony jedną płaszczyzną, podczas gdy miały być trzy płaszczyzny, schodzące się do punktu położonego gdzieś wewnątrz domu, no normalnie, tak jak się ośmioboczną wieżę kryje. Poprawienie tego to nie problem, na to i tak blacha pójdzie, więc po prostu siatkę się odkroi i na tych bokach do poprawy zerwie, styropian zerżnie albo zeszlifuje i tyle, ale szkoda tej roboty.

 

Póki co, każdy właściwie etap wykonania tych wykuszy jest związany z jakimiś błędami. A przed nami jeszcze: okna, reszta ocieplenia, montaż parapetów wewnętrznych, montaż parapetów zewnętrznych, ten przerabiany żelbetowy dół może się w markizę zmienić, może zacząć przemarzać, przeciekać, czy wreszcie może w któryś z nich trafić meteoryt...

 

 

Z ciekawostek jeszcze: wyrosło nam na działce coś takiego:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1EGglxqsI/AAAAAAAABrU/XzK_8OqJdp0/s576/6769_Kania.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1EGglxqsI/AAAAAAAABrU/XzK_8OqJdp0/s576/6769_Kania.jpg

 

Darowaliśmy jej życie, niech się rozsiewa, ale w sumie nie wiem czemu, w tym miejscu i tak kanie co i rusz wyrastają, a my mielibyśmy dziś na kolację pysznego wegetariańskiego schabowego :)

 

 

Efekt wczorajszych prac:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D-cgL6iI/AAAAAAAABrQ/S28qAxrW-Ak/s720/6766_RBTka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D-cgL6iI/AAAAAAAABrQ/S28qAxrW-Ak/s720/6766_RBTka.jpg

 

Wschodnia elewacja z już ocieplonymi lukarnami:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D7P7wmkI/AAAAAAAABrM/LTpfVB8UNIg/s720/6773_Lukarny.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D7P7wmkI/AAAAAAAABrM/LTpfVB8UNIg/s720/6773_Lukarny.jpg

 

I na koniec: jeszcze nierozszalowany furtkośmietnik w widoku z góry, dzięki czemu nie jest aż tak przytłaczający

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1ENKpcAeI/AAAAAAAABrY/SyT98diwM1Q/s720/6783_Furtko%C5%9Bmietnik.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1ENKpcAeI/AAAAAAAABrY/SyT98diwM1Q/s720/6783_Furtko%C5%9Bmietnik.jpg

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Te nasze wykuszowe okna to chyba murarz przeklął, bo pechowe od samiuśkiego początku są. I wychodzi na to, że pech się ich trzyma dalej, bo właśnie zauważyliśmy, że styropianowe ocieplenie które nad górnymi "parapetami" zrobili, jest zrobione źle. Bo zrobili z tego coś takiego:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D2v-dGvI/AAAAAAAABrI/V9vimC5Ow0w/s720/6762_Wykusze.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D2v-dGvI/AAAAAAAABrI/V9vimC5Ow0w/s720/6762_Wykusze.jpg

 

 

Spad jest zrobiony jedną płaszczyzną, podczas gdy miały być trzy płaszczyzny, schodzące się do punktu położonego gdzieś wewnątrz domu, no normalnie, tak jak się ośmioboczną wieżę kryje. Poprawienie tego to nie problem, na to i tak blacha pójdzie, więc po prostu siatkę się odkroi i na tych bokach do poprawy zerwie, styropian zerżnie albo zeszlifuje i tyle, ale szkoda tej roboty.

 

Póki co, każdy właściwie etap wykonania tych wykuszy jest związany z jakimiś błędami. A przed nami jeszcze: okna, reszta ocieplenia, montaż parapetów wewnętrznych, montaż parapetów zewnętrznych, ten przerabiany żelbetowy dół może się w markizę zmienić, może zacząć przemarzać, przeciekać, czy wreszcie może w któryś z nich trafić meteoryt...

 

 

Z ciekawostek jeszcze: wyrosło nam na działce coś takiego:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1EGglxqsI/AAAAAAAABrU/XzK_8OqJdp0/s576/6769_Kania.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1EGglxqsI/AAAAAAAABrU/XzK_8OqJdp0/s576/6769_Kania.jpg

 

 

Darowaliśmy jej życie, niech się rozsiewa, ale w sumie nie wiem czemu, w tym miejscu i tak kanie co i rusz wyrastają, a my mielibyśmy dziś na kolację pysznego wegetariańskiego schabowego :)

 

 

Efekt wczorajszych prac:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D-cgL6iI/AAAAAAAABrQ/S28qAxrW-Ak/s720/6766_RBTka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D-cgL6iI/AAAAAAAABrQ/S28qAxrW-Ak/s720/6766_RBTka.jpg

 

 

Wschodnia elewacja z już ocieplonymi lukarnami:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D7P7wmkI/AAAAAAAABrM/LTpfVB8UNIg/s720/6773_Lukarny.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D7P7wmkI/AAAAAAAABrM/LTpfVB8UNIg/s720/6773_Lukarny.jpg

 

 

I na koniec: jeszcze nierozszalowany furtkośmietnik w widoku z góry, dzięki czemu nie jest aż tak przytłaczający

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1ENKpcAeI/AAAAAAAABrY/SyT98diwM1Q/s720/6783_Furtko%C5%9Bmietnik.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1ENKpcAeI/AAAAAAAABrY/SyT98diwM1Q/s720/6783_Furtko%C5%9Bmietnik.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

O ten właśnie grill nam zginął. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, prosimy o przekazanie złodziejowi, że jakby był tak miły, to tą stertę gruzu i worków po cemencie sprzed domu też niech ukradnie. Za worki w skupie makulatury na wagę chyba więcej zarobi, niż na tym grillu, a gruz... nie wiem, gruzem może się na przykład dwa razy dziennie, rano i wieczorem w durny, pusty łeb walić, co dzień innym kawałkiem pustaka, cegły czy betonu.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sqv9xUg5usI/AAAAAAAABqs/MSLJ4SUvT00/s720/6437_Piknik.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sqv9xUg5usI/AAAAAAAABqs/MSLJ4SUvT00/s720/6437_Piknik.jpg

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

O ten właśnie grill nam zginął. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, prosimy o przekazanie złodziejowi, że jakby był tak miły, to tą stertę gruzu i worków po cemencie sprzed domu też niech ukradnie. Za worki w skupie makulatury na wagę chyba więcej zarobi, niż na tym grillu, a gruz... nie wiem, gruzem może się na przykład dwa razy dziennie, rano i wieczorem w durny, pusty łeb walić, co dzień innym kawałkiem pustaka, cegły czy betonu.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sqv9xUg5usI/AAAAAAAABqs/MSLJ4SUvT00/s720/6437_Piknik.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sqv9xUg5usI/AAAAAAAABqs/MSLJ4SUvT00/s720/6437_Piknik.jpg

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Dziś odwiedzili nas moja mama wraz z bratem i w sumie odwaliliśmy kuuuupę roboty.

 

Żona moja, przez babcię uwolniona od siedzącego jej ustawicznie na głowie Wyjątka wypucowała na błysk stojący na naszej działce terenowy oddział Sheratona, popularnie zwany barakowozem. Zdjęć niet, ale ciężkie to było zadanie, napiszę tyle, że ekipa nasza była bardzo dobra zarówno w robocie, jak i w robieniu naokoło siebie totalnego rozp... no wiadomo, czego. W tym barakowozie, w którym chłopy w końcu mieszkali ileś tygodni, było absolutnie wszystko. I nie, nie chodzi mi tu nawet o puste flaszki po wódce, czy wszechobecne puszki po piwie, bo to przynajmniej nie śmierdzi (no... może poza tymi puszkami, któryś z nich regularnie nie dopijał i w takiej porzuconej przed miesiącem puszce, owa resztka piwa potrafiła już do pierwszych waśni plemiennych dojść, a tylko dni ją od wynalezienia koła dzieliły). Ale powrzucane pod łóżko resztki jedzenia, flaki od kiełbasy, niedojedzone pasztety z puszki i tym podobne?

 

Na samej budowie szczerze mówiąc też mogliby po sobie trochę większy porządek zostawić, obiecywali kilkakrotnie sami z siebie, że posprzątają, ale sprzątanie się ograniczyło do usypania naprawdę grubych rzeczy w bezładne stosy i tyle.

 

 

Tyle małżonka, brat mój zaś najpierw wyrąbał w drugim oknie salonu nadmiarowy rząd pustaków (tak samo, jak w oknie na taras, ma być po prostu niżej, salon ma być widny!), po czym razem zabraliśmy się za wprowadzenie prądu do domu.

 

Pierwotnie, przeciągając na działkę kabel, kazałem koparkowemu wykopać na działce trochę szerszy dołek i tam kabel (YKY 5x10) zwinięty w zgrabny krąg został przysypany ziemią, w ten sposób sobie przezimował. Na wiosnę tego roku został odkopany i jego koniec wprowadziłem do RBTki zawieszonej na drzewie, relacja z tego jest już w niniejszym dzienniku. Reszta kabla, cały czas zwinięta w krąg, nadal sobie siedziała w ziemi, jeździły po niej wywroty, co i raz były usypywane pryzmy ziemi, które potem kopary bądź łopaciarze zbierali, aż wreszcie nadszedł dzień dzisiejszy, kiedy to wraz z bratem stanęliśmy u sterów "koparki ręcznej, standardowej" i go wykopaliśmy. Tu muszę bratu oddać sprawiedliwość, bo napisałem, że "wraz", a prawda była taka, że mnie co i rusz coś odciągało, a to konieczność pojechania do sklepu, a to po zobaczeniu, że żona wraz z moją mamą skręcają nowokupionego grilla i dziwnym trafem zamiast grilla wychodzi im wiata przystankowa, wspomożenie ich w tym trudnym inżynierskim zadaniu i w rezultacie kabel odkopywał głównie brat.

 

Kiedy wreszcie kabel został wykopany w całej okazałości, mogliśmy się zabrać do jego wciągnięcia w arota, który został położony jeszcze na etapie robienia stanu zero. Arot w założeniach miał przechodzić niemalże prosto od miejsca wejścia w fundament, do szachtu instalacyjnego, niestety już po jego przysypaniu ziemią, a jeszcze przed wylaniem chudziaka okazało się, że źle go położyłem, o dobre pół metra od właściwej pozycji, więc ta jego końcówka została już dość ostrym łukiem naciągnięta na cel. I ten ostry łuk przysporzył nam mnóstwa problemów. Najpierw za pomocą fabrycznie umieszczonego w arocie pilota wciągnąłem wożoną w samochodzie linkę gdzieś z 4-5mm grubą, do linki został dowiązany koniec kabla i jedziemy, brat pcha ja ciągnę. Ostatnie decymetry pchalim/ciągnęlim, właśnie po tym ostrym łuku, kiedy łuuups... linka się zerwała. Burza mózgów, kilka pomysłów, wreszcie przypadkiem całkowitym odkryłem w bagażniku zwój drutu naciągowego jeszcze z czasów robienia ogrodzenia. Drut już za druga próbą dał się wewlec w arota i tymże drutem kabel został zaciągnięty na miejsce, RBTka przeniesiona do budynku gdzie zajęła honorowe miejsce w hollu.

 

 

I na koniec muszę odnotować stratę. Mieliśmy na działce grilla. Taki najtańszy hipermarketowy badziew kupiony za promocyjną cenę 9.99 czy coś takiego. Kupiony na potrzebę chwili wczesnym latem, nawet nie był chowany, stał sobie po prostu na działce i w razie potrzeby służył wiernie. I dziś też miał służyć, a tu zonk... nie ma. Kamień w wodę, grill przepadł.

 

I nawet mi go nie szkoda, to jak pisałem, był taki parchaty jednorazowy grill, który za młodu przy weekendowych wypadach "na łono przyrody", się zostawiało potem wraz z pozostałościami po pobycie na tymże łonie na najbliższym śmietniku, ja po prostu nie mogę ze zdumienia wyjść, że komuś to osmolone, wypalone i brudne chińskie gówno do czegokolwiek się przydało i że ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby przeleźć przez płot i toto ukraść. Nie był to złomiarz, bo w obejściu poniewiera mi się całkiem spora ilość ścinków prętów zbrojeniowych i poniewiera się cały czas, a na wagę by o wiele więcej niż ten grill wyszło, ktoś po prostu połaszczył się na struclowatego grilla, który nowy 10zł kosztuje, a używany... w zasadzie liczyłbym się raczej z koniecznością zapłacenia za jego zabranie, a nie z realną wartością.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Dziś odwiedzili nas moja mama wraz z bratem i w sumie odwaliliśmy kuuuupę roboty.

 

Żona moja, przez babcię uwolniona od siedzącego jej ustawicznie na głowie Wyjątka wypucowała na błysk stojący na naszej działce terenowy oddział Sheratona, popularnie zwany barakowozem. Zdjęć niet, ale ciężkie to było zadanie, napiszę tyle, że ekipa nasza była bardzo dobra zarówno w robocie, jak i w robieniu naokoło siebie totalnego rozp... no wiadomo, czego. W tym barakowozie, w którym chłopy w końcu mieszkali ileś tygodni, było absolutnie wszystko. I nie, nie chodzi mi tu nawet o puste flaszki po wódce, czy wszechobecne puszki po piwie, bo to przynajmniej nie śmierdzi (no... może poza tymi puszkami, któryś z nich regularnie nie dopijał i w takiej porzuconej przed miesiącem puszce, owa resztka piwa potrafiła już do pierwszych waśni plemiennych dojść, a tylko dni ją od wynalezienia koła dzieliły). Ale powrzucane pod łóżko resztki jedzenia, flaki od kiełbasy, niedojedzone pasztety z puszki i tym podobne?

 

Na samej budowie szczerze mówiąc też mogliby po sobie trochę większy porządek zostawić, obiecywali kilkakrotnie sami z siebie, że posprzątają, ale sprzątanie się ograniczyło do usypania naprawdę grubych rzeczy w bezładne stosy i tyle.

 

 

Tyle małżonka, brat mój zaś najpierw wyrąbał w drugim oknie salonu nadmiarowy rząd pustaków (tak samo, jak w oknie na taras, ma być po prostu niżej, salon ma być widny!), po czym razem zabraliśmy się za wprowadzenie prądu do domu.

 

Pierwotnie, przeciągając na działkę kabel, kazałem koparkowemu wykopać na działce trochę szerszy dołek i tam kabel (YKY 5x10) zwinięty w zgrabny krąg został przysypany ziemią, w ten sposób sobie przezimował. Na wiosnę tego roku został odkopany i jego koniec wprowadziłem do RBTki zawieszonej na drzewie, relacja z tego jest już w niniejszym dzienniku. Reszta kabla, cały czas zwinięta w krąg, nadal sobie siedziała w ziemi, jeździły po niej wywroty, co i raz były usypywane pryzmy ziemi, które potem kopary bądź łopaciarze zbierali, aż wreszcie nadszedł dzień dzisiejszy, kiedy to wraz z bratem stanęliśmy u sterów "koparki ręcznej, standardowej" i go wykopaliśmy. Tu muszę bratu oddać sprawiedliwość, bo napisałem, że "wraz", a prawda była taka, że mnie co i rusz coś odciągało, a to konieczność pojechania do sklepu, a to po zobaczeniu, że żona wraz z moją mamą skręcają nowokupionego grilla i dziwnym trafem zamiast grilla wychodzi im wiata przystankowa, wspomożenie ich w tym trudnym inżynierskim zadaniu i w rezultacie kabel odkopywał głównie brat.

 

Kiedy wreszcie kabel został wykopany w całej okazałości, mogliśmy się zabrać do jego wciągnięcia w arota, który został położony jeszcze na etapie robienia stanu zero. Arot w założeniach miał przechodzić niemalże prosto od miejsca wejścia w fundament, do szachtu instalacyjnego, niestety już po jego przysypaniu ziemią, a jeszcze przed wylaniem chudziaka okazało się, że źle go położyłem, o dobre pół metra od właściwej pozycji, więc ta jego końcówka została już dość ostrym łukiem naciągnięta na cel. I ten ostry łuk przysporzył nam mnóstwa problemów. Najpierw za pomocą fabrycznie umieszczonego w arocie pilota wciągnąłem wożoną w samochodzie linkę gdzieś z 4-5mm grubą, do linki został dowiązany koniec kabla i jedziemy, brat pcha ja ciągnę. Ostatnie decymetry pchalim/ciągnęlim, właśnie po tym ostrym łuku, kiedy łuuups... linka się zerwała. Burza mózgów, kilka pomysłów, wreszcie przypadkiem całkowitym odkryłem w bagażniku zwój drutu naciągowego jeszcze z czasów robienia ogrodzenia. Drut już za druga próbą dał się wewlec w arota i tymże drutem kabel został zaciągnięty na miejsce, RBTka przeniesiona do budynku gdzie zajęła honorowe miejsce w hollu.

 

 

I na koniec muszę odnotować stratę. Mieliśmy na działce grilla. Taki najtańszy hipermarketowy badziew kupiony za promocyjną cenę 9.99 czy coś takiego. Kupiony na potrzebę chwili wczesnym latem, nawet nie był chowany, stał sobie po prostu na działce i w razie potrzeby służył wiernie. I dziś też miał służyć, a tu zonk... nie ma. Kamień w wodę, grill przepadł.

 

I nawet mi go nie szkoda, to jak pisałem, był taki parchaty jednorazowy grill, który za młodu przy weekendowych wypadach "na łono przyrody", się zostawiało potem wraz z pozostałościami po pobycie na tymże łonie na najbliższym śmietniku, ja po prostu nie mogę ze zdumienia wyjść, że komuś to osmolone, wypalone i brudne chińskie gówno do czegokolwiek się przydało i że ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby przeleźć przez płot i toto ukraść. Nie był to złomiarz, bo w obejściu poniewiera mi się całkiem spora ilość ścinków prętów zbrojeniowych i poniewiera się cały czas, a na wagę by o wiele więcej niż ten grill wyszło, ktoś po prostu połaszczył się na struclowatego grilla, który nowy 10zł kosztuje, a używany... w zasadzie liczyłbym się raczej z koniecznością zapłacenia za jego zabranie, a nie z realną wartością.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Ponieważ "ladachwila" zacznie nam się robić poszycie dachu, najwyższy czas napisać wstęp do tego jakże ważnego rozdziału niniejszego dziennika

 

 

Na temat dachu rozmawialiśmy z żoną wiele razy, jeszcze daleko przed powstaniem projektu w jego finalnej formie. Założenia pierwotne mieliśmy proste: dom stoi w sosnowym lesie, więc jego dach musi do lasu pasować i być jak najbardziej odporny na mchy, glony i tym podobne, które w lesie są nie do uniknięcia. Warunek drugi - odporność na glony, jak nam wyszło ze zgłębiania tematu jest po prostu i najzwyczajniej niemożliwy do spełnienia, więc sprowadziliśmy go do warunku pierwszego: wyglądu dachu.

 

Kolorystycznie rzecz wydawała się prosta: z marszu odpadał nam najpopularniejszy w Polsce dach czerwony, ceglasty i tym podobne. Po prostu, zielone na czerwonym wygląda delikatnie mówiąc nie bałdzo. Dachy będące obecnie szczytem mody kojarzą nam się głównie z zakładem pogrzebowym, więc żadnych czerni (czy też jak to modni budujący określają mądrze: "antracytów") tym bardziej nie. Przez pewien czas myślałem o dachu zielonym, ale pomysł ten tak jakoś samoistnie w pewnym momencie umarł, chyba jak się okazało, że produkowane zielone poszycia wyglądają strasznie sztucznie na ogół, ta ich zieleń jest jakaś taka chemiczna.

 

Zostały brązy. I to brązy nie jednolite, a ze zmienną kolorystyką, krótko mówiąc "ciapciate", w których ewentualne zaglonienia sobie dodatkowo zginą.

 

 

Osobną kwestią jest materiał. Blacha na dachu jakoś obojgu nam się nie podobała, dachówka w pierwszych przymiarkach wydawała się za droga do takiego dużego dachu, zostawał więc gont bitumiczny. Regularnie zresztą przejeżdżamy koło domu krytego dokładnie takim gontem, jaki chcieliśmy: brązowe, dość gęsto rozłożone ciapki od jasnego brązu do ciemnego, wypisz wymaluj mielona i rozsypana sosnowa kora. Niestety, gont bitumiczny bardzo nam zaczęli odradzać specjaliści jako poszycie bardzo niepewne i potem trudne w naprawie (paradoksalnie, bo wydawać by się mogło, że nic prostszego, ale jak nam dekarz wytłumaczył, problem jest w tym, że bardzo ciężko jest zlokalizować nieszczelność), poza tym wszyscy nasi sąsiedzi kryli się już wtedy dachówką i stwierdziliśmy w końcu, że jak dom stojący między nimi pokryjemy gontem, będzie wyglądał jak Kuroń na rządowym raucie (z całym szacunkiem dla pamięci jego osoby)

 

Czyli dachówka. Ceramiczna, bo cementowe odpadły po pierwszym ich "pomacaniu". I tu zaczęły się jaja :)

 

Generalnie za kolorystykę, wygląd itp. sprawy odpowiedzialna jest moja małżonka. Ona też miała tutaj dość konkretną wizję dachówki z mocno zarysowanym kształtem, w kolorystyce dość jasnej. Dachówka taka się znalazła w ofercie Koramica, niestety jej cena powalała na kolana. Z drugiej strony spornym punktem stała się kolorystyka: żona upierała się przy "saharyjskiej angobie":

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEPmjuAI/AAAAAAAABp8/HhRORpt0eGw/s720/5751_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEPmjuAI/AAAAAAAABp8/HhRORpt0eGw/s720/5751_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg

 

mi szczerze mówiąc wydawała się ona odrobinkę za jasna (jest jaśniejsza niż na tym zdjęciu), skłaniałem się ku "toskańskiej angobie", godząc się z jej wpadaniem w czerwień:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEJ7ZgmI/AAAAAAAABqA/NR_cZxgKm58/s512/5893_Dach%C3%B3wki.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEJ7ZgmI/AAAAAAAABqA/NR_cZxgKm58/s512/5893_Dach%C3%B3wki.jpg

 

Do pieca zaczęli dokładać moi rodzice, mama z delikatnymi sugestiami, że ta druga wersja jest wg niej ładniejsza oraz mój ojciec, generalnie rozróżniający cztery kolory na krzyż a i to nie zawsze poprawnie, w sposób skrajnie odległy od delikatności obwieszczający, że "ta różowa dachówka już lepsza, a tamta żółta jest obrzydliwa"

 

Żona moja się jednak przy tej kolorystyce zaparła czterema nogami, twierdząc, że ona ten dom projektowała, zachowując przy tym konkretny styl i teraz nie zgadza się na jego zmienianie, ma być ta jaśniejsza i basta. Jedyne ustępstwo na jakie poszła, to rezygnacja z tego wyrazistego kształtu na rzecz łagodniejszych łuków, które żonie się co prawda nie podobają, ale argument, że za różnicę w cenie będziemy mieli akurat kominek, chyba pomógł. Dla jasności kolejne zdjęcie z oboma kształtami: po lewo u góry wersja moja, prawy dół - wersja małżonki, kolor docelowy tu i tu

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEdVimyI/AAAAAAAABqE/0EYOiASQzBI/s720/5750_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEdVimyI/AAAAAAAABqE/0EYOiASQzBI/s720/5750_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg

 

Z dokonanym już wyborem i zaklepanym zawieszeniem broni przez pewien czas obnosiliśmy się w tajemnicy, rodzicom mówiąc, że cały czas się zastanawiamy, przyznaliśmy się dopiero po jakimś czasie, co skróciło choć trochę czas wysłuchiwania uwag mojego Taty na temat "żółtego dachu" i jego wyglądu.

 

 

Uprzedzając pytania - mimo, że dach z blachy raczej odrzucaliśmy, z ciekawości poprosiliśmy o wycenę i takiego poszycia. I paradoksalnie, wyszło niewiele taniej niż wycena dachu z dachówki, po prostu blacha jest układana w pionowych pasach, przy naszym skomplikowanym dachu wychodzi makabryczna ilość odpadu, który jest nie do wykorzystania (nie da się go odwrócić i położyć z drugiej strony), sumarycznie konieczna do kupienia ilość blachy czyniła rzecz nieopłacalną. Ja się jeszcze mocno zastanawiałem nad nowością, której nazwy w tej chwili już nie za bardzo pamiętam, to była blacha z jakąś ceramiczną posypką, a nazywało się to dla odmiany "dachówka metalowo-ceramiczna" czy jakośtak. Kładło się to w zupełnie nowatorski sposób, firma miała przeszkoloną ekipę, cenowo wychodziło w porównaniu z dachówką całkiem atrakcyjnie, jednak było na tyle dużą nowością, że nie odważyliśmy się testować jej na sobie.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ponieważ "ladachwila" zacznie nam się robić poszycie dachu, najwyższy czas napisać wstęp do tego jakże ważnego rozdziału niniejszego dziennika

 

 

Na temat dachu rozmawialiśmy z żoną wiele razy, jeszcze daleko przed powstaniem projektu w jego finalnej formie. Założenia pierwotne mieliśmy proste: dom stoi w sosnowym lesie, więc jego dach musi do lasu pasować i być jak najbardziej odporny na mchy, glony i tym podobne, które w lesie są nie do uniknięcia. Warunek drugi - odporność na glony, jak nam wyszło ze zgłębiania tematu jest po prostu i najzwyczajniej niemożliwy do spełnienia, więc sprowadziliśmy go do warunku pierwszego: wyglądu dachu.

 

Kolorystycznie rzecz wydawała się prosta: z marszu odpadał nam najpopularniejszy w Polsce dach czerwony, ceglasty i tym podobne. Po prostu, zielone na czerwonym wygląda delikatnie mówiąc nie bałdzo. Dachy będące obecnie szczytem mody kojarzą nam się głównie z zakładem pogrzebowym, więc żadnych czerni (czy też jak to modni budujący określają mądrze: "antracytów") tym bardziej nie. Przez pewien czas myślałem o dachu zielonym, ale pomysł ten tak jakoś samoistnie w pewnym momencie umarł, chyba jak się okazało, że produkowane zielone poszycia wyglądają strasznie sztucznie na ogół, ta ich zieleń jest jakaś taka chemiczna.

 

Zostały brązy. I to brązy nie jednolite, a ze zmienną kolorystyką, krótko mówiąc "ciapciate", w których ewentualne zaglonienia sobie dodatkowo zginą.

 

 

Osobną kwestią jest materiał. Blacha na dachu jakoś obojgu nam się nie podobała, dachówka w pierwszych przymiarkach wydawała się za droga do takiego dużego dachu, zostawał więc gont bitumiczny. Regularnie zresztą przejeżdżamy koło domu krytego dokładnie takim gontem, jaki chcieliśmy: brązowe, dość gęsto rozłożone ciapki od jasnego brązu do ciemnego, wypisz wymaluj mielona i rozsypana sosnowa kora. Niestety, gont bitumiczny bardzo nam zaczęli odradzać specjaliści jako poszycie bardzo niepewne i potem trudne w naprawie (paradoksalnie, bo wydawać by się mogło, że nic prostszego, ale jak nam dekarz wytłumaczył, problem jest w tym, że bardzo ciężko jest zlokalizować nieszczelność), poza tym wszyscy nasi sąsiedzi kryli się już wtedy dachówką i stwierdziliśmy w końcu, że jak dom stojący między nimi pokryjemy gontem, będzie wyglądał jak Kuroń na rządowym raucie (z całym szacunkiem dla pamięci jego osoby)

 

Czyli dachówka. Ceramiczna, bo cementowe odpadły po pierwszym ich "pomacaniu". I tu zaczęły się jaja :)

 

Generalnie za kolorystykę, wygląd itp. sprawy odpowiedzialna jest moja małżonka. Ona też miała tutaj dość konkretną wizję dachówki z mocno zarysowanym kształtem, w kolorystyce dość jasnej. Dachówka taka się znalazła w ofercie Koramica, niestety jej cena powalała na kolana. Z drugiej strony spornym punktem stała się kolorystyka: żona upierała się przy "saharyjskiej angobie":

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEPmjuAI/AAAAAAAABp8/HhRORpt0eGw/s720/5751_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEPmjuAI/AAAAAAAABp8/HhRORpt0eGw/s720/5751_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg

 

 

mi szczerze mówiąc wydawała się ona odrobinkę za jasna (jest jaśniejsza niż na tym zdjęciu), skłaniałem się ku "toskańskiej angobie", godząc się z jej wpadaniem w czerwień:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEJ7ZgmI/AAAAAAAABqA/NR_cZxgKm58/s512/5893_Dach%C3%B3wki.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEJ7ZgmI/AAAAAAAABqA/NR_cZxgKm58/s512/5893_Dach%C3%B3wki.jpg

 

 

Do pieca zaczęli dokładać moi rodzice, mama z delikatnymi sugestiami, że ta druga wersja jest wg niej ładniejsza oraz mój ojciec, generalnie rozróżniający cztery kolory na krzyż a i to nie zawsze poprawnie, w sposób skrajnie odległy od delikatności obwieszczający, że "ta różowa dachówka już lepsza, a tamta żółta jest obrzydliwa"

 

Żona moja się jednak przy tej kolorystyce zaparła czterema nogami, twierdząc, że ona ten dom projektowała, zachowując przy tym konkretny styl i teraz nie zgadza się na jego zmienianie, ma być ta jaśniejsza i basta. Jedyne ustępstwo na jakie poszła, to rezygnacja z tego wyrazistego kształtu na rzecz łagodniejszych łuków, które żonie się co prawda nie podobają, ale argument, że za różnicę w cenie będziemy mieli akurat kominek, chyba pomógł. Dla jasności kolejne zdjęcie z oboma kształtami: po lewo u góry wersja moja, prawy dół - wersja małżonki, kolor docelowy tu i tu

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEdVimyI/AAAAAAAABqE/0EYOiASQzBI/s720/5750_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEdVimyI/AAAAAAAABqE/0EYOiASQzBI/s720/5750_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg

 

 

Z dokonanym już wyborem i zaklepanym zawieszeniem broni przez pewien czas obnosiliśmy się w tajemnicy, rodzicom mówiąc, że cały czas się zastanawiamy, przyznaliśmy się dopiero po jakimś czasie, co skróciło choć trochę czas wysłuchiwania uwag mojego Taty na temat "żółtego dachu" i jego wyglądu.

 

 

Uprzedzając pytania - mimo, że dach z blachy raczej odrzucaliśmy, z ciekawości poprosiliśmy o wycenę i takiego poszycia. I paradoksalnie, wyszło niewiele taniej niż wycena dachu z dachówki, po prostu blacha jest układana w pionowych pasach, przy naszym skomplikowanym dachu wychodzi makabryczna ilość odpadu, który jest nie do wykorzystania (nie da się go odwrócić i położyć z drugiej strony), sumarycznie konieczna do kupienia ilość blachy czyniła rzecz nieopłacalną. Ja się jeszcze mocno zastanawiałem nad nowością, której nazwy w tej chwili już nie za bardzo pamiętam, to była blacha z jakąś ceramiczną posypką, a nazywało się to dla odmiany "dachówka metalowo-ceramiczna" czy jakośtak. Kładło się to w zupełnie nowatorski sposób, firma miała przeszkoloną ekipę, cenowo wychodziło w porównaniu z dachówką całkiem atrakcyjnie, jednak było na tyle dużą nowością, że nie odważyliśmy się testować jej na sobie.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Mało się póki co dzieje, czekamy na dekarza, w międzyczasie styropianiarze skończyli lukarny i kominy (zdjęć brak, będą po sobocie), ja załatwiam formalności związane z przyłączeniem wodociągu i instalacją gazową i to w zasadzie tyle.

 

Jedna jest tylko rzecz warta odnotowania w dzienniku, melduję posłusznie o zdobyciu nowej budowlanej sprawności: Młodszy Zgrzewacz Rurowy zgłasza gotowość do robienia hydrauliki, oto arcydzieło czeladnicze, przy którym pamiętna "Treblinka od kombajna" się chowa, przedstawicieli galerii sztuk nowoczesnych informuję, że jestem uchwytny wieczorami, w sprawie zorganizowania mi wernisażu (czy jak się tam to cholerstwo nazywa) proszę pisać oferty na maila, najlepiej od razu z cenami. Nie będę drogo liczył

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqZ1nD8EmsI/AAAAAAAABno/29_aRxpDJrk/s720/6755_Zgrzewanie.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqZ1nD8EmsI/AAAAAAAABno/29_aRxpDJrk/s720/6755_Zgrzewanie.jpg

 

A na poważnie i na użytek innych planujących samodzielne zgrzewanie rur PP.

 

- rękawice są wskazane, przynajmniej póki się nie nabierze wprawy, parzy pieroństwo boleśnie...

 

- samo zgrzewanie jest bardzo łatwe, choć kilka prób trzeba wykonać, warto też wcześniej poczytać na ten temat.

 

- tania chińska zgrzewarka z Allegro myślę, że się sprawdzi, ale gratisowe nożyce do cięcia rur, które do niej były dołączone w stanie pierwotnym nawet nie cięły rury, tylko ją miażdżyły, trzeba je było naostrzyć na szlifierce a i tak myślę, że do właściwej roboty kupię coś chociaż odrobinkę wyższej jakości.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Mało się póki co dzieje, czekamy na dekarza, w międzyczasie styropianiarze skończyli lukarny i kominy (zdjęć brak, będą po sobocie), ja załatwiam formalności związane z przyłączeniem wodociągu i instalacją gazową i to w zasadzie tyle.

 

Jedna jest tylko rzecz warta odnotowania w dzienniku, melduję posłusznie o zdobyciu nowej budowlanej sprawności: Młodszy Zgrzewacz Rurowy zgłasza gotowość do robienia hydrauliki, oto arcydzieło czeladnicze, przy którym pamiętna "Treblinka od kombajna" się chowa, przedstawicieli galerii sztuk nowoczesnych informuję, że jestem uchwytny wieczorami, w sprawie zorganizowania mi wernisażu (czy jak się tam to cholerstwo nazywa) proszę pisać oferty na maila, najlepiej od razu z cenami. Nie będę drogo liczył

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqZ1nD8EmsI/AAAAAAAABno/29_aRxpDJrk/s720/6755_Zgrzewanie.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqZ1nD8EmsI/AAAAAAAABno/29_aRxpDJrk/s720/6755_Zgrzewanie.jpg

 

 

A na poważnie i na użytek innych planujących samodzielne zgrzewanie rur PP.

 

- rękawice są wskazane, przynajmniej póki się nie nabierze wprawy, parzy pieroństwo boleśnie...

 

- samo zgrzewanie jest bardzo łatwe, choć kilka prób trzeba wykonać, warto też wcześniej poczytać na ten temat.

 

- tania chińska zgrzewarka z Allegro myślę, że się sprawdzi, ale gratisowe nożyce do cięcia rur, które do niej były dołączone w stanie pierwotnym nawet nie cięły rury, tylko ją miażdżyły, trzeba je było naostrzyć na szlifierce a i tak myślę, że do właściwej roboty kupię coś chociaż odrobinkę wyższej jakości.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Lukarny się oklejają:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTNMEnBtI/AAAAAAAABm0/ONMUcU67hhc/s720/6730_Lukarny.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTNMEnBtI/AAAAAAAABm0/ONMUcU67hhc/s720/6730_Lukarny.jpg

 

Taki widok zastaliśmy dziś na budowie, styropian na lukarnach jest już skończony, teraz go trzeba podocinać, doszlifować, zasiatkować, zaklejować... jeszcze kominy i ocieplenie daszków nad wykuszami i mogą wchodzić dekarze

 

 

My natomiast dziś znów odwaliliśmy kawał dobrej roboty, Małżonka moja osobiście się zabrała za skucie jednej warstwy pustaków w głównym oknie salonu. Okno przed ta operacją można sobie zobaczyć dwa posty wyżej, po skuciu wygląda zaś tak:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTKz-nxAI/AAAAAAAABmw/ehuydszr-gI/s720/6732_.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTKz-nxAI/AAAAAAAABmw/ehuydszr-gI/s720/6732_.jpg

 

I jeszcze pochwalić się muszę, kupiłem sobie dziś nową zabawkę. Taką, bez której żaden szanujący się facet, wychowany na "Teksaskiej Masakrze Piłą Łańcuchową" (*), myślący o przeprowadzce do lasu, ze zbyt blisko domu rosnącymi drzewami i potworną masą resztek desek i pniaków wcześniej ściętych drzew do pocięcia na opał, po prostu nie może normalnie żyć, o!

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s512/6739_Teksaska%20Masakra....jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s512/6739_Teksaska%20Masakra....jpg

 

Piła elektryczna co prawda, ale doszedłem do wniosku, że taka mi wystarczy, lżejsza, prostsza w uruchomieniu i obsłudze, prąd na działce mam wszędzie w zasięgu, po co mi spalinowa.

 

 

* - odnośnik aż musiałem dać, bo tu mi się proszą trzy zdania dygresji. Tak, wiem, że w polskiej dystrybucji, ten będący absolutnym i arcywzniosłym arcydziełem kina amerykańskiego film ma tytuł "Teksaska masakra piłą mechaniczną", tfu tfu, ale obwieszczam wszem i wobec, że nie mam zamiaru akceptować i powielać pierdu tłumocza - technicznego idioty, który w ten sposób przetłumoczył termin "chainsaw", taka jego mać! Chain to łańcuch, a chainsaw, to piła, skup się pan, łań-cu-cho-wa, amen! A wkurza mnie to tym bardziej, że ten niby niszowy film dla wielbicieli specyficznego kina (w którym cała treść sprowadza się do rechocącego złowrogo pana z piłą tnącego co się da i bardzo głośno piszczącej "blądi", którą za same te piski powinni zaszlachtować w pierwszej kolejności jej właśni koledzy, a która oczywiście jako jedyna na końcu przeżywa), spowodował, że pół Polski teraz ten rodzaj piły określa mianem "piła mechaniczna".

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Lukarny się oklejają:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTNMEnBtI/AAAAAAAABm0/ONMUcU67hhc/s720/6730_Lukarny.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTNMEnBtI/AAAAAAAABm0/ONMUcU67hhc/s720/6730_Lukarny.jpg

 

 

Taki widok zastaliśmy dziś na budowie, styropian na lukarnach jest już skończony, teraz go trzeba podocinać, doszlifować, zasiatkować, zaklejować... jeszcze kominy i ocieplenie daszków nad wykuszami i mogą wchodzić dekarze

 

 

My natomiast dziś znów odwaliliśmy kawał dobrej roboty, Małżonka moja osobiście się zabrała za skucie jednej warstwy pustaków w głównym oknie salonu. Okno przed ta operacją można sobie zobaczyć dwa posty wyżej, po skuciu wygląda zaś tak:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTKz-nxAI/AAAAAAAABmw/ehuydszr-gI/s720/6732_.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTKz-nxAI/AAAAAAAABmw/ehuydszr-gI/s720/6732_.jpg

 

 

I jeszcze pochwalić się muszę, kupiłem sobie dziś nową zabawkę. Taką, bez której żaden szanujący się facet, wychowany na "Teksaskiej Masakrze Piłą Łańcuchową" (*), myślący o przeprowadzce do lasu, ze zbyt blisko domu rosnącymi drzewami i potworną masą resztek desek i pniaków wcześniej ściętych drzew do pocięcia na opał, po prostu nie może normalnie żyć, o!

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s512/6739_Teksaska%20Masakra....jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s512/6739_Teksaska%20Masakra....jpg

 

 

Piła elektryczna co prawda, ale doszedłem do wniosku, że taka mi wystarczy, lżejsza, prostsza w uruchomieniu i obsłudze, prąd na działce mam wszędzie w zasięgu, po co mi spalinowa.

 

 

* - odnośnik aż musiałem dać, bo tu mi się proszą trzy zdania dygresji. Tak, wiem, że w polskiej dystrybucji, ten będący absolutnym i arcywzniosłym arcydziełem kina amerykańskiego film ma tytuł "Teksaska masakra piłą mechaniczną", tfu tfu, ale obwieszczam wszem i wobec, że nie mam zamiaru akceptować i powielać pierdu tłumocza - technicznego idioty, który w ten sposób przetłumoczył termin "chainsaw", taka jego mać! Chain to łańcuch, a chainsaw, to piła, skup się pan, łań-cu-cho-wa, amen! A wkurza mnie to tym bardziej, że ten niby niszowy film dla wielbicieli specyficznego kina (w którym cała treść sprowadza się do rechocącego złowrogo pana z piłą tnącego co się da i bardzo głośno piszczącej "blądi", którą za same te piski powinni zaszlachtować w pierwszej kolejności jej właśni koledzy, a która oczywiście jako jedyna na końcu przeżywa), spowodował, że pół Polski teraz ten rodzaj piły określa mianem "piła mechaniczna".

 

 

J.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...