Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    442
  • komentarzy
    5
  • odsłon
    722

Entries in this blog

Jarek.P

Dom w Lesie

Ech, starość, nie radość...

 

 

Dziennik nam spadł na jakąś odległą podstronę za sprawą wspominanej przerwy w pracach. Zły Kapitalistyczny Wyzyskiwacz wysłał mnie w delegację do Krakowa, gdzie (w okolicy) zima co prawda przepiękna:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJaviJhrI/AAAAAAAACjY/bZQSSL3_nhE/s512/8101_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJaviJhrI/AAAAAAAACjY/bZQSSL3_nhE/s512/8101_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbHmu_LI/AAAAAAAACjg/GeovZHuFtJ8/s720/8121_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbHmu_LI/AAAAAAAACjg/GeovZHuFtJ8/s720/8121_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbmhou_I/AAAAAAAACjk/jH382neeDjA/s720/8127_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbmhou_I/AAAAAAAACjk/jH382neeDjA/s720/8127_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbxCP84I/AAAAAAAACjo/FQjGxnwmDVI/s720/8142_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbxCP84I/AAAAAAAACjo/FQjGxnwmDVI/s720/8142_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

Ale co z tego, że tam było tak pięknie, skoro ja tam nie dla widoków pojechałem. Czas mi upływał na odsypianiu nocek za dnia, a noce spędzałem sobie w takich oto uroczych wnętrzach:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdcRc5PI/AAAAAAAACj8/0XOIqI7bARc/s512/8158_Biprostal.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdcRc5PI/AAAAAAAACj8/0XOIqI7bARc/s512/8158_Biprostal.jpg

 

, gdzie była specyficzna atmosfera: gorąco, bardzo sucho, a jak się źle stanęło, to prosto w łeb dmuchał ogromny klimatyzator. A jako atrakcja dodatkowa - ze trzy nocne wycieczki na krakowskie dachy, bynajmniej nie celem podziwiania nocnej panoramy Krakowa. Efekt - nietrudny do przewidzenia, ychu dychu... W dodatku robota była tak bardzo pilna i nie do przełożenia, a niżej podpisany niezastąpiony, że w drugi tydzień pojechałem tam z gilem do pasa i zużywając po drodze tonę chusteczek.

 

 

Nic to jednak, co nas nie zabije, to wzmocni, chciałoby się powiedzieć. Wróciwszy do domu, odpiąwszy narty, co zrobiłem? Oczywiście... pojechałem na budowę! Elektryka czekała.

 

 

Pojechałem, a tam dwa wielkie zaskoczenia na dzieńdobry. Pierwsze zaskoczenie przeżyłem w drzwiach. Otwieram ja je, wchodzę, zapalam światło, rozglądam się i...

 

- o [krzywa], co tu się wszystko tak błyszczy?

 

Okazało się, że po tych mrozach nam od wewnątrz wszystkie ściany, stropy, narzędzia, no po prostu wszystko pokryło się cieniutką warstwą lodowego szronu. W pierwszej chwili się nawet wystraszyłem, że coś gdzieś podmokło, ale na szczęście nie. Efekt wizualny dość zdumiewający w każdym razie. Trochę go widać na niżej pokazanych zdjęciach, ale tylko trochę.

 

 

Drugie zaskoczenie miało początek już w ostatni weekend, kiedy to wpadłem jedynie na budowę przelotem sprawdzić, czy wszystko OK, a zwłaszcza czy instalacja p/zamarzaniowa na rurze pracuje i ma się dobrze (na termometrze było -18 ). Instalacja miała się dobrze, rura była ciepła, ale woda nie leciała... Oczywiście tragedia, panika, co to będzie? Jak nic woda zamarzła na podejściu do budynku (na 1,5m w ziemi) albo co najbardziej prawdopodobne - już w domu, poniżej mojej instalacji grzejnej, która sięga jedynie na pół metra w ziemię. Głębiej nie robiłem, bo stwierdziłem, że to już w domu, ścianka fundamentowa ocieplona, od dołu szatani z piekła grzeją, będzie dobrze. A tu masz Ci los, albo szatani nie napalili wystarczająco, albo Dziadek Mróz przesadził, tak czy tak, wody nie ma... na wiosnę jak nic trzeba będzie rozkopywać, rurę wymieniać...

 

 

Telefon do wodociągów, że by przyjechali zakręcili zawór w ulicy. Oczywiście, przyjadą, zakręcą, należy się stówa. Za odkręcenie - kolejna. A i sam tego absolutnie nie mogę zrobić, NIE WOLNO! Ponieważ dwie stówy mieć i dwóch stów nie mieć, to razem już cztery stówy, stwierdziłem, że ich chrzanię, rura zamarzła, to i tak pewnie szybko nie puści, ten tydzień wytrzyma tak jak jest. A po tym tygodniu, czyli dziś, planowałem, że wodę w ulicy zakręcą "nieznani sprawcy", jakież było jednak dzisiaj moje zdziwienie, kiedy się okazało, że po odkręceniu kranu woda jak gdyby nigdy nic leci sobie normalnie A wokół sucho, żadnej fontanny

 

Niestety, na chwilę obecną nie wiem, czy woda faktycznie zamarzła gdzieś w głębi, jednak rura z kwasówki wytrzymała, czy tez może nie wytrzymała, ale pęknięcie jest na tyle małe, że woda wsiąka w ziemię, nie wybija na zewnątrz, czy może nic w ogóle nie zamarzło (bo i tak szybko by odmarzło??? W zmarzniętej ziemi, po raptem dobie odwilży???), a cała panika była wywołana np. chwilowym brakiem wody w wodociągu, bądź przyklejonym grzybkiem w kranie (kran grzybkowy, podgrzewanie znosi chyba nie za dobrze, grzybek się przykleja do gniazda i po kilkudniowej nieobecności trzeba go zwykle mocno odkręcić, żeby odskoczył i puścił wodę. Może wtedy był przyklejony mocniej?...)

 

Na wiosnę pewnie i tak odkopię tą rurę, żeby się upewnić, że wszystko ok, póki co jednak się cieszę, że nie wygląda to źle.

 

 

A z dzisiejszych prac:

 

Na pierwszy ogień poszło nieszczęsne rozwijadło do przewodów, na które obiektywnie muszę przyznać, poświęciłem już tyle czasu i energii, że cała sprawa się stała bezsensowna. No ale, jak to nasz jeden premier powiedział, budowlańca ocenia się nie po tym, jak zaczyna, tylko jak kończy. Czy to może o elektryku było?...

 

 

Rozwijadło zupgrade'owane do version 2.0, przy czym apgrejd został dokonany w sposób błyskawiczny i zgodny ze standardami mojego wspominanego już tutaj ulubionego filmu, za pomocą piły łańcuchowej:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJer5PqyI/AAAAAAAACkM/EYPO6_fCKs4/s512/8169_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJer5PqyI/AAAAAAAACkM/EYPO6_fCKs4/s512/8169_Budowa.jpg

 

I to wreszcie jest to, kabel się rozwija lekko i równo, można założyć dwa kręgi naraz (może nawet trzy, nie sprawdzałem), nic się nie gibie ani nie osuwa.

 

 

Z bardziej konkretnych prac: oświetleniówka w kolejnym pomieszczeniu wraz z wyprowadzeniem oświetlenia zewnętrznego. Pod sufitem widać też prowizorkę budowlaną, właściwe instalacje to te bardziej proste :

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdmi1I2I/AAAAAAAACkA/TmNT-YZwTWQ/s512/8161_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdmi1I2I/AAAAAAAACkA/TmNT-YZwTWQ/s512/8161_Budowa.jpg

 

A w dziurze do szachtu instalacyjnego zaczynają się pojawiać pierwsze końce kabli czekające na główną tablicę rozdzielczą, która się w tym miejscu znajdzie. Póki co trzy (ten czwarty w poprzek, to prowizoryczne oświetlenie działające obecnie), ale będzie ich tam duuuuuużo.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJeWK52dI/AAAAAAAACkI/yye2c31jb-Y/s512/8167_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJeWK52dI/AAAAAAAACkI/yye2c31jb-Y/s512/8167_Budowa.jpg

 

Rozdzielnia oczywiście nie będzie miała tak wymyślnego kształtu, jak ta dziura, to tak mi się tylko pustak wybił :) rozwaliłem tą ścianę wyżej za pomocą wielkiego młota po tym, jak kolejny raz o górną krawędź sobie guza nabiłem, docelowo tam będzie i tak dość spora skrzynka, to się i tak wykuje na ładnie.

 

 

Druga zrobiona dziś rzecz - arot na kable mające iść podłogą do piwniczki. Niepozornie wygląda, ale namęczyłem się z tym za sprawą koniecznych przekuć. Zwłaszcza widoczna na zdjęciu ścianka z cegły pełnej i niewidoczna na zdjęciu jeszcze jedna taka ścianka, też z pełnej dała mi w kość.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJd2yjWPI/AAAAAAAACkE/Xv-XwX9ydyU/s720/8165_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJd2yjWPI/AAAAAAAACkE/Xv-XwX9ydyU/s720/8165_Budowa.jpg

 

Jeeeezuuuu.... A małżonka moja w projekcie wymyśliła, że z pełnej będą wszystkie działówki Kując te dwie wspominałem sobie ten pomysł i baaardzo się cieszyłem, że osobistego architekta się nie posłuchałem i kazałem robić po swojemu, oj baaardzo

 

 

W powrotnej drodze do domu kupiłem wszystko co potrzebne do remontu naszego sufitu w łazience, tego z odparzonym tynkiem. Niestety kasy z ubezpieczenia nie będzie, ze wspominanym androidem nawet nie próbowałem się użerać, odpuściłem sobie.

 

Kiedy dotarłem wraz z zakupami do domu, po raz kolejny się okazało, że naszemu dziecku naprawdę nie potrzeba kupować wymyślnych zabawek, on jest najszczęśliwszy jak do zabawy dostanie:

 

- parę desek

 

- kawałki pustaka czy cegły

 

- ścinki blachy

 

- wyprowadzone tacie z biurka elektroniczne utensylia

 

- albo nowokupioną pacę do zacierania:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJe231kTI/AAAAAAAACkQ/MH17RfTIuAQ/s512/8172_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJe231kTI/AAAAAAAACkQ/MH17RfTIuAQ/s512/8172_Budowa.jpg

 

Jutro na budowę nie jadę, jutro budowę robię u nas w mieszkaniu A przynajmniej taki mam zamiar, czy dam radę - się okaże, ponieważ... jakby to napisać... no starość nie radość... reumatyzm...

 

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ech, starość, nie radość...

 

 

Dziennik nam spadł na jakąś odległą podstronę za sprawą wspominanej przerwy w pracach. Zły Kapitalistyczny Wyzyskiwacz wysłał mnie w delegację do Krakowa, gdzie (w okolicy) zima co prawda przepiękna:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJaviJhrI/AAAAAAAACjY/bZQSSL3_nhE/s512/8101_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJaviJhrI/AAAAAAAACjY/bZQSSL3_nhE/s512/8101_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbHmu_LI/AAAAAAAACjg/GeovZHuFtJ8/s720/8121_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbHmu_LI/AAAAAAAACjg/GeovZHuFtJ8/s720/8121_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbmhou_I/AAAAAAAACjk/jH382neeDjA/s720/8127_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbmhou_I/AAAAAAAACjk/jH382neeDjA/s720/8127_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbxCP84I/AAAAAAAACjo/FQjGxnwmDVI/s720/8142_Zima%20pod%20Krakowem.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJbxCP84I/AAAAAAAACjo/FQjGxnwmDVI/s720/8142_Zima%20pod%20Krakowem.jpg

 

 

Ale co z tego, że tam było tak pięknie, skoro ja tam nie dla widoków pojechałem. Czas mi upływał na odsypianiu nocek za dnia, a noce spędzałem sobie w takich oto uroczych wnętrzach:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdcRc5PI/AAAAAAAACj8/0XOIqI7bARc/s512/8158_Biprostal.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdcRc5PI/AAAAAAAACj8/0XOIqI7bARc/s512/8158_Biprostal.jpg

 

 

, gdzie była specyficzna atmosfera: gorąco, bardzo sucho, a jak się źle stanęło, to prosto w łeb dmuchał ogromny klimatyzator. A jako atrakcja dodatkowa - ze trzy nocne wycieczki na krakowskie dachy, bynajmniej nie celem podziwiania nocnej panoramy Krakowa. Efekt - nietrudny do przewidzenia, ychu dychu... W dodatku robota była tak bardzo pilna i nie do przełożenia, a niżej podpisany niezastąpiony, że w drugi tydzień pojechałem tam z gilem do pasa i zużywając po drodze tonę chusteczek.

 

 

Nic to jednak, co nas nie zabije, to wzmocni, chciałoby się powiedzieć. Wróciwszy do domu, odpiąwszy narty, co zrobiłem? Oczywiście... pojechałem na budowę! Elektryka czekała.

 

 

Pojechałem, a tam dwa wielkie zaskoczenia na dzieńdobry. Pierwsze zaskoczenie przeżyłem w drzwiach. Otwieram ja je, wchodzę, zapalam światło, rozglądam się i...

 

- o [krzywa], co tu się wszystko tak błyszczy?

 

Okazało się, że po tych mrozach nam od wewnątrz wszystkie ściany, stropy, narzędzia, no po prostu wszystko pokryło się cieniutką warstwą lodowego szronu. W pierwszej chwili się nawet wystraszyłem, że coś gdzieś podmokło, ale na szczęście nie. Efekt wizualny dość zdumiewający w każdym razie. Trochę go widać na niżej pokazanych zdjęciach, ale tylko trochę.

 

 

Drugie zaskoczenie miało początek już w ostatni weekend, kiedy to wpadłem jedynie na budowę przelotem sprawdzić, czy wszystko OK, a zwłaszcza czy instalacja p/zamarzaniowa na rurze pracuje i ma się dobrze (na termometrze było -18 ). Instalacja miała się dobrze, rura była ciepła, ale woda nie leciała... Oczywiście tragedia, panika, co to będzie? Jak nic woda zamarzła na podejściu do budynku (na 1,5m w ziemi) albo co najbardziej prawdopodobne - już w domu, poniżej mojej instalacji grzejnej, która sięga jedynie na pół metra w ziemię. Głębiej nie robiłem, bo stwierdziłem, że to już w domu, ścianka fundamentowa ocieplona, od dołu szatani z piekła grzeją, będzie dobrze. A tu masz Ci los, albo szatani nie napalili wystarczająco, albo Dziadek Mróz przesadził, tak czy tak, wody nie ma... na wiosnę jak nic trzeba będzie rozkopywać, rurę wymieniać...

 

 

Telefon do wodociągów, że by przyjechali zakręcili zawór w ulicy. Oczywiście, przyjadą, zakręcą, należy się stówa. Za odkręcenie - kolejna. A i sam tego absolutnie nie mogę zrobić, NIE WOLNO! Ponieważ dwie stówy mieć i dwóch stów nie mieć, to razem już cztery stówy, stwierdziłem, że ich chrzanię, rura zamarzła, to i tak pewnie szybko nie puści, ten tydzień wytrzyma tak jak jest. A po tym tygodniu, czyli dziś, planowałem, że wodę w ulicy zakręcą "nieznani sprawcy", jakież było jednak dzisiaj moje zdziwienie, kiedy się okazało, że po odkręceniu kranu woda jak gdyby nigdy nic leci sobie normalnie A wokół sucho, żadnej fontanny

 

Niestety, na chwilę obecną nie wiem, czy woda faktycznie zamarzła gdzieś w głębi, jednak rura z kwasówki wytrzymała, czy tez może nie wytrzymała, ale pęknięcie jest na tyle małe, że woda wsiąka w ziemię, nie wybija na zewnątrz, czy może nic w ogóle nie zamarzło (bo i tak szybko by odmarzło??? W zmarzniętej ziemi, po raptem dobie odwilży???), a cała panika była wywołana np. chwilowym brakiem wody w wodociągu, bądź przyklejonym grzybkiem w kranie (kran grzybkowy, podgrzewanie znosi chyba nie za dobrze, grzybek się przykleja do gniazda i po kilkudniowej nieobecności trzeba go zwykle mocno odkręcić, żeby odskoczył i puścił wodę. Może wtedy był przyklejony mocniej?...)

 

Na wiosnę pewnie i tak odkopię tą rurę, żeby się upewnić, że wszystko ok, póki co jednak się cieszę, że nie wygląda to źle.

 

 

A z dzisiejszych prac:

 

Na pierwszy ogień poszło nieszczęsne rozwijadło do przewodów, na które obiektywnie muszę przyznać, poświęciłem już tyle czasu i energii, że cała sprawa się stała bezsensowna. No ale, jak to nasz jeden premier powiedział, budowlańca ocenia się nie po tym, jak zaczyna, tylko jak kończy. Czy to może o elektryku było?...

 

 

Rozwijadło zupgrade'owane do version 2.0, przy czym apgrejd został dokonany w sposób błyskawiczny i zgodny ze standardami mojego wspominanego już tutaj ulubionego filmu, za pomocą piły łańcuchowej:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJer5PqyI/AAAAAAAACkM/EYPO6_fCKs4/s512/8169_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJer5PqyI/AAAAAAAACkM/EYPO6_fCKs4/s512/8169_Budowa.jpg

 

 

I to wreszcie jest to, kabel się rozwija lekko i równo, można założyć dwa kręgi naraz (może nawet trzy, nie sprawdzałem), nic się nie gibie ani nie osuwa.

 

 

Z bardziej konkretnych prac: oświetleniówka w kolejnym pomieszczeniu wraz z wyprowadzeniem oświetlenia zewnętrznego. Pod sufitem widać też prowizorkę budowlaną, właściwe instalacje to te bardziej proste :

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdmi1I2I/AAAAAAAACkA/TmNT-YZwTWQ/s512/8161_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJdmi1I2I/AAAAAAAACkA/TmNT-YZwTWQ/s512/8161_Budowa.jpg

 

 

A w dziurze do szachtu instalacyjnego zaczynają się pojawiać pierwsze końce kabli czekające na główną tablicę rozdzielczą, która się w tym miejscu znajdzie. Póki co trzy (ten czwarty w poprzek, to prowizoryczne oświetlenie działające obecnie), ale będzie ich tam duuuuuużo.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJeWK52dI/AAAAAAAACkI/yye2c31jb-Y/s512/8167_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJeWK52dI/AAAAAAAACkI/yye2c31jb-Y/s512/8167_Budowa.jpg

 

 

Rozdzielnia oczywiście nie będzie miała tak wymyślnego kształtu, jak ta dziura, to tak mi się tylko pustak wybił :) rozwaliłem tą ścianę wyżej za pomocą wielkiego młota po tym, jak kolejny raz o górną krawędź sobie guza nabiłem, docelowo tam będzie i tak dość spora skrzynka, to się i tak wykuje na ładnie.

 

 

Druga zrobiona dziś rzecz - arot na kable mające iść podłogą do piwniczki. Niepozornie wygląda, ale namęczyłem się z tym za sprawą koniecznych przekuć. Zwłaszcza widoczna na zdjęciu ścianka z cegły pełnej i niewidoczna na zdjęciu jeszcze jedna taka ścianka, też z pełnej dała mi w kość.

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJd2yjWPI/AAAAAAAACkE/Xv-XwX9ydyU/s720/8165_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJd2yjWPI/AAAAAAAACkE/Xv-XwX9ydyU/s720/8165_Budowa.jpg

 

 

Jeeeezuuuu.... A małżonka moja w projekcie wymyśliła, że z pełnej będą wszystkie działówki Kując te dwie wspominałem sobie ten pomysł i baaardzo się cieszyłem, że osobistego architekta się nie posłuchałem i kazałem robić po swojemu, oj baaardzo

 

 

W powrotnej drodze do domu kupiłem wszystko co potrzebne do remontu naszego sufitu w łazience, tego z odparzonym tynkiem. Niestety kasy z ubezpieczenia nie będzie, ze wspominanym androidem nawet nie próbowałem się użerać, odpuściłem sobie.

 

Kiedy dotarłem wraz z zakupami do domu, po raz kolejny się okazało, że naszemu dziecku naprawdę nie potrzeba kupować wymyślnych zabawek, on jest najszczęśliwszy jak do zabawy dostanie:

 

- parę desek

 

- kawałki pustaka czy cegły

 

- ścinki blachy

 

- wyprowadzone tacie z biurka elektroniczne utensylia

 

- albo nowokupioną pacę do zacierania:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJe231kTI/AAAAAAAACkQ/MH17RfTIuAQ/s512/8172_Budowa.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S2NJe231kTI/AAAAAAAACkQ/MH17RfTIuAQ/s512/8172_Budowa.jpg

 

 

Jutro na budowę nie jadę, jutro budowę robię u nas w mieszkaniu A przynajmniej taki mam zamiar, czy dam radę - się okaże, ponieważ... jakby to napisać... no starość nie radość... reumatyzm...

 

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Ten tajemniczy odgłos to ja wiem, co to było. To z pewneego czeskiego filmu z czasów mej pierwszej młodości - taka rodzina wodników wpadła z Pragi zajrzeć, co u Ciebie na budowie. Oni się przemieszczali miedzy kibelkami a umywalkami na przykład.

 

"Jak utopić doktora Mraczka" - bomba!!! :lol: :lol: :lol:

Pamiętamy oczywiście, choć chwilę nam zajęło ustalenie, o co chodzi ( i tu muszę oddać sprawiedliwość małżonce, ona ma pamięć jak słoń, a ja... cóż.... sklerotyk).

Ech, jooo, to se ne vrati... :D

 

A co do bażanta - złapać się go nie podejmuję (zresztą do tresowania psów - z całym szacunkiem, ale chybabym nie miał sumienia), ale coś mi przypomniałaś: znałem kiedyś kota, który by chyba był idealny. Bestia mieszkała w bloku, po sąsiedzku, z serdecznie jej nienawidzącym psem. I regularnie przeskakiwał sobie kotek na sąsiedni balkon, gdzie całe przedstawienie urządzał: przechadzał się wte i wewte po barierce, przeciąąągał się, mył sobie mordkę, bawił się jakimś paproszkiem, albo po prostu sobie siedział i z zainteresowaniem przyglądał się, jak pies po drugiej stronie szyby dostaje szału i usiłuje się zębami przez ową szybę przegryźć :lol:

I niech mnie ktoś spróbuje przekonać, że zwierzęta nie bywają złośliwe, że to jakieś instynktowne zajmowanie terenu czy coś w tym stylu było, a nie czysta złośliwość w niczym nie skażonej postaci... :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Ten tajemniczy odgłos to ja wiem, co to było. To z pewneego czeskiego filmu z czasów mej pierwszej młodości - taka rodzina wodników wpadła z Pragi zajrzeć, co u Ciebie na budowie. Oni się przemieszczali miedzy kibelkami a umywalkami na przykład.

 

"Jak utopić doktora Mraczka" - bomba!!! :lol: :lol: :lol:

Pamiętamy oczywiście, choć chwilę nam zajęło ustalenie, o co chodzi ( i tu muszę oddać sprawiedliwość małżonce, ona ma pamięć jak słoń, a ja... cóż.... sklerotyk).

Ech, jooo, to se ne vrati... :D

 

A co do bażanta - złapać się go nie podejmuję (zresztą do tresowania psów - z całym szacunkiem, ale chybabym nie miał sumienia), ale coś mi przypomniałaś: znałem kiedyś kota, który by chyba był idealny. Bestia mieszkała w bloku, po sąsiedzku, z serdecznie jej nienawidzącym psem. I regularnie przeskakiwał sobie kotek na sąsiedni balkon, gdzie całe przedstawienie urządzał: przechadzał się wte i wewte po barierce, przeciąąągał się, mył sobie mordkę, bawił się jakimś paproszkiem, albo po prostu sobie siedział i z zainteresowaniem przyglądał się, jak pies po drugiej stronie szyby dostaje szału i usiłuje się zębami przez ową szybę przegryźć :lol:

I niech mnie ktoś spróbuje przekonać, że zwierzęta nie bywają złośliwe, że to jakieś instynktowne zajmowanie terenu czy coś w tym stylu było, a nie czysta złośliwość w niczym nie skażonej postaci... :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Myszonik i Zuz@anka - dziękuję za pochwały :)

 

Te drzewa robią piękne wrażenie i nadają działce klimat, to fakt, ale tak naprawdę, nie oszukujmy się, to zarażone przypłaszczkiem granatkiem, karłowate i rosochate kurduple Schną sobie niestety w okolicy (cały las jest zarażony) po kilka na sezon, więc i nasze się nie ostoją, liczymy się z tym, że trzeba je będzie stopniowo usuwać. Nic, będziemy dosadzać nowe :)

 

A co do "planów, że ho ho" Myszonika - tak, pamiętam ten etap Pisałem o naszych początkach, przypomnę tutaj tylko, że pierwotna koncepcja naszego domu miała mieć nawet wieżę z dodatkową kondygnacją i metalowym kurkiem na szczycie. A i jeszcze schody jak u Carringtonów

 

Ani się obejrzycie, jak będziecie wspominać owe plany z uśmiechem, stojąc na własnym.

 

 

Ciąg dalszy dziennika... na pewno nastąpi, ale może być teraz przerwa troszkę dłuższa niż zwykle, niestety Zły Kapitalistyczny Pracodawca - Wyzyskiwacz znów mnie w delegację wysyła do Krakowa, w związku ze Strasznie Pilną Robotą, a w weekend do rodziców jadę, w kolejny tydzień znów Kraków i w ten sposób najbliższy termin kolejnych robót to weekend za dwa tygodnie

 

 

PeZet - w całym necie nie ma zdjęcia GSU w wydaniu domkowo-jednorodzinnym, bo i nie wiem, czy wiele takich domów jest, które sa wyposażone w taką szynę z prawdziwego zdarzenia. Na ile się orientuję, taka GSU zwykle ma formę prostego zacisku łączącego bednarkę z drutem miedzianym wprowadzonym do rozdzielni, a połączenia wyrównawcze, jeśli w ogóle są, to mają postać co najwyżej normalnych przewodów instalacyjnych łączonych z resztą instalacji.

 

Ja u siebie to robię w wersji full-wypas, bo po pierwsze jako inżynier telekomunikant "ziemię" darzę wielkim uczuciem, po drugie stykając się z tematyką porządnych uziemień w wydaniach profesjonalnych, patrzę na to z odrobiną zawodowego zboczenia :)

 

 

Jak się podpina kabel ziemny w rozdzielnicy - na pewno to sfotografuję i na pewno zamieszczę, ale nie będzie to szybko, uzbrajanie rozdzielnicy to temat na przełom wiosny/lata, nie wcześniej, a być może później. Wyglądać to jednak będzie prosto - tenże ziemny kabel u mnie wystaje z chudziaka, z arota, przez którego jest wprowadzony do budynku, dalej podejdzie sobie pionowo do rozdzielni, wejdzie do niej zapewne od dołu. Dalej już go pozbawię izolacji i oddzielę przewód ochronny. Ten pójdzie wprost do szyny ochronnej (do której będzie też wpięty przewód LGY 16mm2 z głównej szyny uziemiającej), a reszta wsadzona w ochronnego cienkiego peszla pójdzie bokiem rozdzielni do góry, do pierwszego rzędu i tam zostanie wpięta wprost do odłącznika p/poż. A dalej - jak to w rozdzielni Z nietypowych, niestandardowych rzeczy - chcę zamontować dodatkowy odłącznik do odłączania zasilania domu na czas wyjazdów czy dłuższych (niż powiedzmy doba) nieobecności, sprzed tego wyłącznika będą tylko wyciągnięte obwody, które zasilanie mieć muszą: lodówka, alarm, piec CO, "serwerownia" itp.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Myszonik i Zuz@anka - dziękuję za pochwały :)

 

Te drzewa robią piękne wrażenie i nadają działce klimat, to fakt, ale tak naprawdę, nie oszukujmy się, to zarażone przypłaszczkiem granatkiem, karłowate i rosochate kurduple Schną sobie niestety w okolicy (cały las jest zarażony) po kilka na sezon, więc i nasze się nie ostoją, liczymy się z tym, że trzeba je będzie stopniowo usuwać. Nic, będziemy dosadzać nowe :)

 

A co do "planów, że ho ho" Myszonika - tak, pamiętam ten etap Pisałem o naszych początkach, przypomnę tutaj tylko, że pierwotna koncepcja naszego domu miała mieć nawet wieżę z dodatkową kondygnacją i metalowym kurkiem na szczycie. A i jeszcze schody jak u Carringtonów

 

Ani się obejrzycie, jak będziecie wspominać owe plany z uśmiechem, stojąc na własnym.

 

 

Ciąg dalszy dziennika... na pewno nastąpi, ale może być teraz przerwa troszkę dłuższa niż zwykle, niestety Zły Kapitalistyczny Pracodawca - Wyzyskiwacz znów mnie w delegację wysyła do Krakowa, w związku ze Strasznie Pilną Robotą, a w weekend do rodziców jadę, w kolejny tydzień znów Kraków i w ten sposób najbliższy termin kolejnych robót to weekend za dwa tygodnie

 

 

PeZet - w całym necie nie ma zdjęcia GSU w wydaniu domkowo-jednorodzinnym, bo i nie wiem, czy wiele takich domów jest, które sa wyposażone w taką szynę z prawdziwego zdarzenia. Na ile się orientuję, taka GSU zwykle ma formę prostego zacisku łączącego bednarkę z drutem miedzianym wprowadzonym do rozdzielni, a połączenia wyrównawcze, jeśli w ogóle są, to mają postać co najwyżej normalnych przewodów instalacyjnych łączonych z resztą instalacji.

 

Ja u siebie to robię w wersji full-wypas, bo po pierwsze jako inżynier telekomunikant "ziemię" darzę wielkim uczuciem, po drugie stykając się z tematyką porządnych uziemień w wydaniach profesjonalnych, patrzę na to z odrobiną zawodowego zboczenia :)

 

 

Jak się podpina kabel ziemny w rozdzielnicy - na pewno to sfotografuję i na pewno zamieszczę, ale nie będzie to szybko, uzbrajanie rozdzielnicy to temat na przełom wiosny/lata, nie wcześniej, a być może później. Wyglądać to jednak będzie prosto - tenże ziemny kabel u mnie wystaje z chudziaka, z arota, przez którego jest wprowadzony do budynku, dalej podejdzie sobie pionowo do rozdzielni, wejdzie do niej zapewne od dołu. Dalej już go pozbawię izolacji i oddzielę przewód ochronny. Ten pójdzie wprost do szyny ochronnej (do której będzie też wpięty przewód LGY 16mm2 z głównej szyny uziemiającej), a reszta wsadzona w ochronnego cienkiego peszla pójdzie bokiem rozdzielni do góry, do pierwszego rzędu i tam zostanie wpięta wprost do odłącznika p/poż. A dalej - jak to w rozdzielni Z nietypowych, niestandardowych rzeczy - chcę zamontować dodatkowy odłącznik do odłączania zasilania domu na czas wyjazdów czy dłuższych (niż powiedzmy doba) nieobecności, sprzed tego wyłącznika będą tylko wyciągnięte obwody, które zasilanie mieć muszą: lodówka, alarm, piec CO, "serwerownia" itp.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

a może taka kuna zjechała .... na sankach :) po rurze znaczy się

albo ta wcześniej wspomniana mysz lub coś innego gryzoniowo wkurzającego

 

Obstawiam jednak ten obmarzający na rurze i obrywający się pod własnym ciężarem szron, o żywinie też co prawda myślałem, ale mam wrażenie, że taka zjeżdżająca rurą kuna by narobiła o wiele większego łomotu.

Choć nie przeczę: idea kuny wlatującej w przykanalik i przekonującej się, że jedyna możliwa dalsza droga prowadzi wprost do betonowego szamba bez wyjścia... no jakiś taki sadystyczny rechot we mnie to wywołuje :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

a może taka kuna zjechała .... na sankach :) po rurze znaczy się

albo ta wcześniej wspomniana mysz lub coś innego gryzoniowo wkurzającego

 

Obstawiam jednak ten obmarzający na rurze i obrywający się pod własnym ciężarem szron, o żywinie też co prawda myślałem, ale mam wrażenie, że taka zjeżdżająca rurą kuna by narobiła o wiele większego łomotu.

Choć nie przeczę: idea kuny wlatującej w przykanalik i przekonującej się, że jedyna możliwa dalsza droga prowadzi wprost do betonowego szamba bez wyjścia... no jakiś taki sadystyczny rechot we mnie to wywołuje :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Wymarzłem dziś solidnie, w związku z czym nie zrobiłem też wiele.

 

Ale dzisiejszy odcinek Dziennika zacznę od Pięknych Okoliczności Przyrody. Może nie całkiem na temat, ale mogą inni w swoich dziennikach budowy przepisy kulinarne zamieszczać? Mogą! To i ja mogę sobie na małą dygresję pozwolić, o!

 

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxt08xsPI/AAAAAAAAChE/BOKQInNfhQU/s720/8023_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxt08xsPI/AAAAAAAAChE/BOKQInNfhQU/s720/8023_Zima....jpg

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuOYggpI/AAAAAAAAChI/9mTVRYl5Rwg/s720/8026_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuOYggpI/AAAAAAAAChI/9mTVRYl5Rwg/s720/8026_Zima....jpg

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuptXLQI/AAAAAAAAChQ/Gwu9J_UKvOY/s720/8033_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuptXLQI/AAAAAAAAChQ/Gwu9J_UKvOY/s720/8033_Zima....jpg

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxvl9JWsI/AAAAAAAAChc/OZ6NRdlpZRI/s720/8046_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxvl9JWsI/AAAAAAAAChc/OZ6NRdlpZRI/s720/8046_Zima....jpg

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuchRXII/AAAAAAAAChM/fspYop1ejx4/s512/8032_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuchRXII/AAAAAAAAChM/fspYop1ejx4/s512/8032_Zima....jpg

 

I przyroda ożywiona. Mało wyraźna, ponieważ z zaskoczenia, z daleka i jak widać, nerwy puściły Ponieważ na zdjęciu ciężko się dopatrzeć, dopiszę, że był to piękny samiec bażanta.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QLi3mII/AAAAAAAACho/NROmzRtlrzU/s512/8041_Zima...kadr.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QLi3mII/AAAAAAAACho/NROmzRtlrzU/s512/8041_Zima...kadr.jpg

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QoljMhI/AAAAAAAAChs/EeLIMenAobQ/s720/8043_Zima...kadr.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QoljMhI/AAAAAAAAChs/EeLIMenAobQ/s720/8043_Zima...kadr.jpg

 

I właściwe prace. Pierwsze metry przewodów:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxvysFsVI/AAAAAAAAChg/TPlFBcn41VE/s512/8060_Elektryka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxvysFsVI/AAAAAAAAChg/TPlFBcn41VE/s512/8060_Elektryka.jpg

 

Pomieszczenie na zdjęciu to piwniczka pod schodami. Po lewo widać od biedy rozwijadło do kabla, które niestety się nie sprawdza. Po pierwsze, mimo wypchania rur od wewnątrz kijem od szczotki okazało się za wiotkie, trzeba było dobić kilka usztywniających desek. Po drugie, szpule z kablem ustawione w ten sposób mają tendencję do rozłażenia się na boki. Muszę im dorobić albo drewniane boczki albo obciąć całą poprzeczkę, a szpule nakładać w osi pionowej, dokładając pod nie coś w rodzaju tacki zbitej z kilku desek.

 

 

I instalacja oświetleniowa w moim warsztacie:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxwCw0eCI/AAAAAAAAChk/sS0BNIv40V4/s720/8061_Elektryka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxwCw0eCI/AAAAAAAAChk/sS0BNIv40V4/s720/8061_Elektryka.jpg

 

Pod sufitem widać jedną z nielicznych puszek połączeniowych, jakie się w mojej instalacji pojawią. Generalnie robię bezpuszkowo, ale postanowiłem się tez trochę zdrowym rozsądkiem przy tym kierować: jeśli gdzieś ma mi wypaść z pięć kabli do upchnięcia w jednej puszce 63mm i na to wszystko jeszcze wyłącznik czy gniazdko, to chyba jednak prościej dać w tej okolicy puszkę połączeniową, prawda?

 

Przewody mocuję jak już wcześniej pisałem na klipsy. Wbrew obawom kol. mańka mocuje się bardzo fajnie, fug jest wystarczająca ilość, w wierconych w nich otworach klipsy siedzą pewnie. Nieuniknione odstające farfocle podoklejam jak już się ciepło zrobi za pomocą kleju z glueguna.

 

 

Na koniec będzie strasznie. W domu nam zaczęło straszyć. Zaczęło się, kiedy siedziałem w tej piwniczce. Wierciłem otworki pod klipsy i w pewnej chwili wyłączając wiertarkę usłyszałem, że coś mi szeleści gdzieś w domu. Zastanowiło mnie to, ale zignorowałem, w takim wielkim, pustym domu w dodatku stojącym w lesie i tak co chwila coś dziwnego słychać.

 

Po chwili jednak znów: wiercę, wyłączam wiertarkę i odkładając ją słyszę:

 

- szurszurszurszur... - takie szybciutkie, cichutkie.

 

- JEZUS MARIA, MYYYYYSZZZ!!!! - wrzasnąłem pełnym głosem, podciągając do góry nogawki spodenek roboczych i wskakując na stolik

 

 

No nie, nie, spokojnie, ja nie blądynka (blĄdynka! nie mylić z blondynką, to nie ma nic wspólnego z kolorem włosów ), scena co prawda wyglądała dość podobnie, ale:

 

1) zamiast "Jezus Maria" rozległo się coś innego. Mniejsza o to, co

 

2) zawrzaśnięte zostało to szeptem, żeby biednej myszki nie spłoszyć

 

3) skok został wykonany, ale nie na stolik, a na schody, celem wybiegnięcia z piwniczki i jak najszybszego poszukania myszy, która było wyraźnie słychać, że szeleściła czymś w pomieszczeniu przylegającym. Tam jest taka nieuprzątnięta hałda śmieci, trochę folii tam jest i byłem przekonany, że to tam.

 

4) zamiast nogawek spodenek złapałem po drodze łoma (stał akurat pod ręką), na wypadek, gdyby to nie była mysz, a kuna.

 

I co? Ano... nic. Śladu myszy nie ma.

 

 

Wróciłem do pracy, za chwilę znów odkładam wiertarkę i znów: szurszurszur... Wtedy dopiero skojarzyłem i znalazłem przyczynę: kabel wiertarki był wetknięty w przedłużacz, a całość ciągana za wiertarką zaczepiła o przechodzącą w przejściu (już do holu, a więc jedne drzwi dalej) folię fundamentową. Jak odkładałem wiertarkę, kabel się luzował i folia sprężynując przeciągała jego kawałek po sobie

 

 

Drugie zdarzenie jednak jest dla mnie niewytłumaczalne. Mam w domu kanalizację. Podłączoną do szamba. Póki co nieużywaną. Znaczy się jest jeden kibel, ale stoi sobie zalany płynem do spryskiwacza i czeka na faktyczną konieczność użycia, z drobiazgami latam pod drzewko. Na poddaszu wszystkie dojścia są zaślepione, główny pion kanalizacji kończy się niemal w szczycie poddasza otwartą rurą, potem tam będzie dachówka wentylacyjna, póki co rura się kończy pod dachem. I tak tam pełny przewiew jest, więc nic nie waniajet.

 

 

I teraz do rzeczy: robiłem instalacje już w warsztacie, pomieszczenie gospodarcze miałem tuż obok siebie, a w nim ten pion kanalizacyjny. I w tymże pionie usłyszałem w pewnym momencie taki charakterystyczny odgłos zlatującej wody. I tu bohater niniejszej opowieści stoczył sam ze sobą krótki dialog wewnętrzny:

 

- oho, jakiś sąsiad wyżej skorzystał...

 

- zaraz zaraz... jaki sąsiad? Jakie "wyżej"????

 

 

To nie było przesłyszenie, odgłos zlatującego kanalizacją czegoś słyszałem wyraźnie. Wyraźnie też dochodziło to z tej rury, nie z zewnątrz, bo tak też sobie to w pierwszej chwili usiłowałem tłumaczyć, że pewnie gałąź po dachu zjechała. Dach jednak jest obecnie w takim stanie, że żeby po nim zjechać gałąź musiałaby być dość ciężka i być wyposażona w sanki. Albo narty. Bez tego po prostu by utknęła w śniegu. Poza tym, ja tego głosu nie słyszałem z góry.

 

Jedyne, co mi do głowy przychodzi, to że skraplająca się na wewnętrznych ściankach rury od pionu i na niej zamarzająca para z szamba osiągnęła taką grubość, że się oberwała i zsunęła na dół. Wydumane to trochę, ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, w każdym razie wrażenie było... ciekawe :)

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Wymarzłem dziś solidnie, w związku z czym nie zrobiłem też wiele.

 

Ale dzisiejszy odcinek Dziennika zacznę od Pięknych Okoliczności Przyrody. Może nie całkiem na temat, ale mogą inni w swoich dziennikach budowy przepisy kulinarne zamieszczać? Mogą! To i ja mogę sobie na małą dygresję pozwolić, o!

 

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxt08xsPI/AAAAAAAAChE/BOKQInNfhQU/s720/8023_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxt08xsPI/AAAAAAAAChE/BOKQInNfhQU/s720/8023_Zima....jpg

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuOYggpI/AAAAAAAAChI/9mTVRYl5Rwg/s720/8026_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuOYggpI/AAAAAAAAChI/9mTVRYl5Rwg/s720/8026_Zima....jpg

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuptXLQI/AAAAAAAAChQ/Gwu9J_UKvOY/s720/8033_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuptXLQI/AAAAAAAAChQ/Gwu9J_UKvOY/s720/8033_Zima....jpg

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxvl9JWsI/AAAAAAAAChc/OZ6NRdlpZRI/s720/8046_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1Hxvl9JWsI/AAAAAAAAChc/OZ6NRdlpZRI/s720/8046_Zima....jpg

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuchRXII/AAAAAAAAChM/fspYop1ejx4/s512/8032_Zima....jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxuchRXII/AAAAAAAAChM/fspYop1ejx4/s512/8032_Zima....jpg

 

 

I przyroda ożywiona. Mało wyraźna, ponieważ z zaskoczenia, z daleka i jak widać, nerwy puściły Ponieważ na zdjęciu ciężko się dopatrzeć, dopiszę, że był to piękny samiec bażanta.

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QLi3mII/AAAAAAAACho/NROmzRtlrzU/s512/8041_Zima...kadr.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QLi3mII/AAAAAAAACho/NROmzRtlrzU/s512/8041_Zima...kadr.jpg

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QoljMhI/AAAAAAAAChs/EeLIMenAobQ/s720/8043_Zima...kadr.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1H8QoljMhI/AAAAAAAAChs/EeLIMenAobQ/s720/8043_Zima...kadr.jpg

 

 

I właściwe prace. Pierwsze metry przewodów:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxvysFsVI/AAAAAAAAChg/TPlFBcn41VE/s512/8060_Elektryka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxvysFsVI/AAAAAAAAChg/TPlFBcn41VE/s512/8060_Elektryka.jpg

 

 

Pomieszczenie na zdjęciu to piwniczka pod schodami. Po lewo widać od biedy rozwijadło do kabla, które niestety się nie sprawdza. Po pierwsze, mimo wypchania rur od wewnątrz kijem od szczotki okazało się za wiotkie, trzeba było dobić kilka usztywniających desek. Po drugie, szpule z kablem ustawione w ten sposób mają tendencję do rozłażenia się na boki. Muszę im dorobić albo drewniane boczki albo obciąć całą poprzeczkę, a szpule nakładać w osi pionowej, dokładając pod nie coś w rodzaju tacki zbitej z kilku desek.

 

 

I instalacja oświetleniowa w moim warsztacie:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxwCw0eCI/AAAAAAAAChk/sS0BNIv40V4/s720/8061_Elektryka.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S1HxwCw0eCI/AAAAAAAAChk/sS0BNIv40V4/s720/8061_Elektryka.jpg

 

 

Pod sufitem widać jedną z nielicznych puszek połączeniowych, jakie się w mojej instalacji pojawią. Generalnie robię bezpuszkowo, ale postanowiłem się tez trochę zdrowym rozsądkiem przy tym kierować: jeśli gdzieś ma mi wypaść z pięć kabli do upchnięcia w jednej puszce 63mm i na to wszystko jeszcze wyłącznik czy gniazdko, to chyba jednak prościej dać w tej okolicy puszkę połączeniową, prawda?

 

Przewody mocuję jak już wcześniej pisałem na klipsy. Wbrew obawom kol. mańka mocuje się bardzo fajnie, fug jest wystarczająca ilość, w wierconych w nich otworach klipsy siedzą pewnie. Nieuniknione odstające farfocle podoklejam jak już się ciepło zrobi za pomocą kleju z glueguna.

 

 

Na koniec będzie strasznie. W domu nam zaczęło straszyć. Zaczęło się, kiedy siedziałem w tej piwniczce. Wierciłem otworki pod klipsy i w pewnej chwili wyłączając wiertarkę usłyszałem, że coś mi szeleści gdzieś w domu. Zastanowiło mnie to, ale zignorowałem, w takim wielkim, pustym domu w dodatku stojącym w lesie i tak co chwila coś dziwnego słychać.

 

Po chwili jednak znów: wiercę, wyłączam wiertarkę i odkładając ją słyszę:

 

- szurszurszurszur... - takie szybciutkie, cichutkie.

 

- JEZUS MARIA, MYYYYYSZZZ!!!! - wrzasnąłem pełnym głosem, podciągając do góry nogawki spodenek roboczych i wskakując na stolik

 

 

No nie, nie, spokojnie, ja nie blądynka (blĄdynka! nie mylić z blondynką, to nie ma nic wspólnego z kolorem włosów ), scena co prawda wyglądała dość podobnie, ale:

 

1) zamiast "Jezus Maria" rozległo się coś innego. Mniejsza o to, co

 

2) zawrzaśnięte zostało to szeptem, żeby biednej myszki nie spłoszyć

 

3) skok został wykonany, ale nie na stolik, a na schody, celem wybiegnięcia z piwniczki i jak najszybszego poszukania myszy, która było wyraźnie słychać, że szeleściła czymś w pomieszczeniu przylegającym. Tam jest taka nieuprzątnięta hałda śmieci, trochę folii tam jest i byłem przekonany, że to tam.

 

4) zamiast nogawek spodenek złapałem po drodze łoma (stał akurat pod ręką), na wypadek, gdyby to nie była mysz, a kuna.

 

I co? Ano... nic. Śladu myszy nie ma.

 

 

Wróciłem do pracy, za chwilę znów odkładam wiertarkę i znów: szurszurszur... Wtedy dopiero skojarzyłem i znalazłem przyczynę: kabel wiertarki był wetknięty w przedłużacz, a całość ciągana za wiertarką zaczepiła o przechodzącą w przejściu (już do holu, a więc jedne drzwi dalej) folię fundamentową. Jak odkładałem wiertarkę, kabel się luzował i folia sprężynując przeciągała jego kawałek po sobie

 

 

Drugie zdarzenie jednak jest dla mnie niewytłumaczalne. Mam w domu kanalizację. Podłączoną do szamba. Póki co nieużywaną. Znaczy się jest jeden kibel, ale stoi sobie zalany płynem do spryskiwacza i czeka na faktyczną konieczność użycia, z drobiazgami latam pod drzewko. Na poddaszu wszystkie dojścia są zaślepione, główny pion kanalizacji kończy się niemal w szczycie poddasza otwartą rurą, potem tam będzie dachówka wentylacyjna, póki co rura się kończy pod dachem. I tak tam pełny przewiew jest, więc nic nie waniajet.

 

 

I teraz do rzeczy: robiłem instalacje już w warsztacie, pomieszczenie gospodarcze miałem tuż obok siebie, a w nim ten pion kanalizacyjny. I w tymże pionie usłyszałem w pewnym momencie taki charakterystyczny odgłos zlatującej wody. I tu bohater niniejszej opowieści stoczył sam ze sobą krótki dialog wewnętrzny:

 

- oho, jakiś sąsiad wyżej skorzystał...

 

- zaraz zaraz... jaki sąsiad? Jakie "wyżej"????

 

 

To nie było przesłyszenie, odgłos zlatującego kanalizacją czegoś słyszałem wyraźnie. Wyraźnie też dochodziło to z tej rury, nie z zewnątrz, bo tak też sobie to w pierwszej chwili usiłowałem tłumaczyć, że pewnie gałąź po dachu zjechała. Dach jednak jest obecnie w takim stanie, że żeby po nim zjechać gałąź musiałaby być dość ciężka i być wyposażona w sanki. Albo narty. Bez tego po prostu by utknęła w śniegu. Poza tym, ja tego głosu nie słyszałem z góry.

 

Jedyne, co mi do głowy przychodzi, to że skraplająca się na wewnętrznych ściankach rury od pionu i na niej zamarzająca para z szamba osiągnęła taką grubość, że się oberwała i zsunęła na dół. Wydumane to trochę, ale jedyne, co mi przychodzi do głowy, w każdym razie wrażenie było... ciekawe :)

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

majne udarus brutus

KD1001K

[...]

3.5J uderzenia to chyba nie tak źle :)

 

jak ją kupiłem to dopiero poznałem co to udar :0

 

 

UUUppps (a raczej łuuups), nie no, szacun, ja przepraszam za wszelkie insynuacje, że masz jakąśtam pierdziawkę :o

 

Choć jakim cudem toto Ci się w ścianie kleszczyło - za diabła nie wiem, na mój gust takie bydle powinno się cały czas obracać, najwyżej w skrajnym przypadku zakleszczenia dokonując drobnej korekty tego, który fragment wiertarki stanowi obrotowy wirnik, a który nieruchomy stojan :lol:

 

Dobra, tyle o wiertarkach, bo żona mi tu za plecami stoi i komentarze na temat facetów chwalących się swoimi wiertarkami i ich wielkością mi tu robi... Ech, te baby... ;)

 

 

Saskja - no co ja poradzę, ja tylko prawdę i samą prawdę opisuję :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

majne udarus brutus

KD1001K

[...]

3.5J uderzenia to chyba nie tak źle :)

 

jak ją kupiłem to dopiero poznałem co to udar :0

 

 

UUUppps (a raczej łuuups), nie no, szacun, ja przepraszam za wszelkie insynuacje, że masz jakąśtam pierdziawkę :o

 

Choć jakim cudem toto Ci się w ścianie kleszczyło - za diabła nie wiem, na mój gust takie bydle powinno się cały czas obracać, najwyżej w skrajnym przypadku zakleszczenia dokonując drobnej korekty tego, który fragment wiertarki stanowi obrotowy wirnik, a który nieruchomy stojan :lol:

 

Dobra, tyle o wiertarkach, bo żona mi tu za plecami stoi i komentarze na temat facetów chwalących się swoimi wiertarkami i ich wielkością mi tu robi... Ech, te baby... ;)

 

 

Saskja - no co ja poradzę, ja tylko prawdę i samą prawdę opisuję :D

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

B&D 1050W? To zdaje się nie młotowiertarka, tylko klasyczna wiertarka z udarem typu pierdziawka? To nieee, sprzęt dobry, ale nie do takich robót. Ja tam wyznaję zasadę, że do ściany bez SDSa podchodzić nielzja :) Młotowiertarka może mieć nawet mniejszą moc, ale moment obrotowy ma większy i pracuje się nią zupełnie inaczej, nawet przy wyłączonym udarze.

 

 

A co do temperatur - cała nadzieja w kozie. I tak najpierw parter będę robił, piętro potem, mam nadzieję, że te mrozy jak co roku tak koło lutego ustąpią, będzie przez jakiś czas normalna wiosna, a przed drugim atakiem zimy zdążę.

 

I w rozwijadle też nadzieje pokładam, po to właśnie je zrobiłem, żeby nie wyciągać kabla ze środka szpuli i go potem pracowicie nie prostować, tylko ładnie i równo go rozwijać. Co prawda rozwijadło obciążone dwoma szpulami kabla (razem 30kg) trochę się gibie, nie wiem, czy nie będę musiał do tej pięknej konstrukcji dobić paru desek wzmacniających, czyniąc ją tym samym jeszcze piękniejszą, ale przydać się przyda.

 

 

A uchwyty USM to właśnie moje klipsy :)

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

B&D 1050W? To zdaje się nie młotowiertarka, tylko klasyczna wiertarka z udarem typu pierdziawka? To nieee, sprzęt dobry, ale nie do takich robót. Ja tam wyznaję zasadę, że do ściany bez SDSa podchodzić nielzja :) Młotowiertarka może mieć nawet mniejszą moc, ale moment obrotowy ma większy i pracuje się nią zupełnie inaczej, nawet przy wyłączonym udarze.

 

 

A co do temperatur - cała nadzieja w kozie. I tak najpierw parter będę robił, piętro potem, mam nadzieję, że te mrozy jak co roku tak koło lutego ustąpią, będzie przez jakiś czas normalna wiosna, a przed drugim atakiem zimy zdążę.

 

I w rozwijadle też nadzieje pokładam, po to właśnie je zrobiłem, żeby nie wyciągać kabla ze środka szpuli i go potem pracowicie nie prostować, tylko ładnie i równo go rozwijać. Co prawda rozwijadło obciążone dwoma szpulami kabla (razem 30kg) trochę się gibie, nie wiem, czy nie będę musiał do tej pięknej konstrukcji dobić paru desek wzmacniających, czyniąc ją tym samym jeszcze piękniejszą, ale przydać się przyda.

 

 

A uchwyty USM to właśnie moje klipsy :)

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Ale w tym sęk, że tą widiową, pomijając rozwiązane już mam nadzieję problemy z wiertłem, pracuje mi się bardzo dobrze, dziury wycina jak burza. Diamentowa zaś po pierwsze byłaby sporo droższa (no i musiałbym ją ekstra kupić, tą miałem), po drugie przy niej już na 100% bez udaru by trzeba było pracować i obawiam się, że nie byłaby szybsza. Wywalanie dziur na puszki szerokim dłutem - to tez by chyba szybciej nie szło, a byłoby na pewno mniej eleganckie :)

 

 

Piszesz, że ta widiowa Ci się kleszczyła - a jaką wiertarkę do jej napędu miałeś? Bo u mnie za konia pociągowego pracuje młotowiertarka 750W i ta koronka owszem regularnie mi w wiertarce powoduje, że sprzęgło terkoce (właśnie głównie na takich przeskokach na kolejną wewnętrzną ściankę pustaka), ale trwa to chwilę zaledwie (poniżej sekundy), ponieważ mimo wysprzęglonego sprzęgła cały czas pracuje udar i on wystarczy, żeby zakleszczenie pokonać.

 

 

Do mocowania przewodów mam już kupionych 500szt. klipsów, a jak zabraknie, będe dokupował kolejne paczki. Kleju nie lubię, bo jest niepewny. On jest dobry do doraźnego pomocowania kabla, u mnie one by musiały wytrzymać do wiosny, obawiam się, że dużo by się poodklejało.

 

 

Ceramika niewdzięczna? A to małpa jedna, to w takim razie nawet się na nią oglądać nie będę, klipsy będę w spoiny między pustakami walił

 

Mam dom z U220, z porządnymi pionowymi spoinami, w nich spokojnie te klipsy się będą trzymać. A jak w jakimś miejscu będą się buntować - o wtedy poratuję się klejem :)

 

Poza klipsami będę stosował jeszcze podpatrzone u jednego profesjonalisty sposoby z wykorzystaniem istniejących "okoliczności przyrody":

 

- jak jest załom muru, to nie przeginać przewodu na narożniku, tylko machnąć tam dziurę po skosie - i kabel nie będzie narażony na uszkodzenie i mocowanie będzie tam "samoistne".

 

- jak jest układ ścian w kształcie litery T i lecimy przewodem pod daszkiem tego T, to zamiast wiercić przez nóżkę od T, co się wydaje oczywiste, ale ma same wady (przy samym daszku nie wywiercisz, musisz się choć kilka cm odsunąć i w tym momencie masz problem z jego dobrym pozałamywaniem w narożnikach, a tynkarz i tak pewnie będzie go dodatkowo dobijał młotkiem), przewiercić się przez daszek na jego drugą stronę i za kawałem spowrotem, już po drugiej stronie nóżki, w ten sposób znów - kabel jest czysto ułożony i przy okazji zamocowany :)

 

Z dokładnie tego samego powodu nad dziurami pod puszki widocznymi na moich zdjęciach są otworki - to wiercone na skos otwory przez ścianę prowadzące "wgłąb" puszki. Tym prostym sposobem mamy zamocowany kabel, wstępnie zamocowaną puszkę i dodatkowy plus - kabel wychodzi nam z głębi puszki, nie przeszkadza przy jej mocowaniu.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Ale w tym sęk, że tą widiową, pomijając rozwiązane już mam nadzieję problemy z wiertłem, pracuje mi się bardzo dobrze, dziury wycina jak burza. Diamentowa zaś po pierwsze byłaby sporo droższa (no i musiałbym ją ekstra kupić, tą miałem), po drugie przy niej już na 100% bez udaru by trzeba było pracować i obawiam się, że nie byłaby szybsza. Wywalanie dziur na puszki szerokim dłutem - to tez by chyba szybciej nie szło, a byłoby na pewno mniej eleganckie :)

 

 

Piszesz, że ta widiowa Ci się kleszczyła - a jaką wiertarkę do jej napędu miałeś? Bo u mnie za konia pociągowego pracuje młotowiertarka 750W i ta koronka owszem regularnie mi w wiertarce powoduje, że sprzęgło terkoce (właśnie głównie na takich przeskokach na kolejną wewnętrzną ściankę pustaka), ale trwa to chwilę zaledwie (poniżej sekundy), ponieważ mimo wysprzęglonego sprzęgła cały czas pracuje udar i on wystarczy, żeby zakleszczenie pokonać.

 

 

Do mocowania przewodów mam już kupionych 500szt. klipsów, a jak zabraknie, będe dokupował kolejne paczki. Kleju nie lubię, bo jest niepewny. On jest dobry do doraźnego pomocowania kabla, u mnie one by musiały wytrzymać do wiosny, obawiam się, że dużo by się poodklejało.

 

 

Ceramika niewdzięczna? A to małpa jedna, to w takim razie nawet się na nią oglądać nie będę, klipsy będę w spoiny między pustakami walił

 

Mam dom z U220, z porządnymi pionowymi spoinami, w nich spokojnie te klipsy się będą trzymać. A jak w jakimś miejscu będą się buntować - o wtedy poratuję się klejem :)

 

Poza klipsami będę stosował jeszcze podpatrzone u jednego profesjonalisty sposoby z wykorzystaniem istniejących "okoliczności przyrody":

 

- jak jest załom muru, to nie przeginać przewodu na narożniku, tylko machnąć tam dziurę po skosie - i kabel nie będzie narażony na uszkodzenie i mocowanie będzie tam "samoistne".

 

- jak jest układ ścian w kształcie litery T i lecimy przewodem pod daszkiem tego T, to zamiast wiercić przez nóżkę od T, co się wydaje oczywiste, ale ma same wady (przy samym daszku nie wywiercisz, musisz się choć kilka cm odsunąć i w tym momencie masz problem z jego dobrym pozałamywaniem w narożnikach, a tynkarz i tak pewnie będzie go dodatkowo dobijał młotkiem), przewiercić się przez daszek na jego drugą stronę i za kawałem spowrotem, już po drugiej stronie nóżki, w ten sposób znów - kabel jest czysto ułożony i przy okazji zamocowany :)

 

Z dokładnie tego samego powodu nad dziurami pod puszki widocznymi na moich zdjęciach są otworki - to wiercone na skos otwory przez ścianę prowadzące "wgłąb" puszki. Tym prostym sposobem mamy zamocowany kabel, wstępnie zamocowaną puszkę i dodatkowy plus - kabel wychodzi nam z głębi puszki, nie przeszkadza przy jej mocowaniu.

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

I wreszcie zacząłem elektrykę!

 

 

Zanim jednak zacząłem, przygód trochę było. Zaczęło się od samego wjazdu na działkę. No ciężko było. Znaczy oczywiście, wjechałem w końcu, kto miał wjechać, jak nie ja ze swoim wiernym służbowym Focusem, który już i za walec drogowy robił i za spychacz, a za pojazd terenowy to dość często mu się zdarza Tyle że trwało to dość, długo, smród palonego sprzęgła rozchodził się wyraźnie, no i bez pomocy łopaty się nie obyło, bo zaspa na wjeździe tym razem samym rozpędem nie dała się rozepchnąć, a jak już w niej stanąłem, to oczywiście mogiła.

 

 

Wewnątrz rzuciłem się w wir pracy. Praca jak praca, póki co nawet metra kabla jeszcze nie położyłem, bawiłem się jedynie w dzięcioła murowego i dziury w zupełnie nowych ścianach robiłem:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYYDqQlI/AAAAAAAACfc/XNPPY1IT9Rg/s640/8004_Puszki.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYYDqQlI/AAAAAAAACfc/XNPPY1IT9Rg/s640/8004_Puszki.jpg

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYutPQ8I/AAAAAAAACfg/bWjachw9mTk/s800/8007_Puszki.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYutPQ8I/AAAAAAAACfg/bWjachw9mTk/s800/8007_Puszki.jpg

 

Robienie tych dziur było odrobinkę nerwowe za sprawą złośliwości przedmiotów martwych. No wyobraźcie sobie: wiercę koronką dziurę, w pewnym momencie odsuwam ją od ściany i przechylam w dół, żeby wytrząsnąć z niej gruz, a tu: brzdęk, wiertło prowadzące wypadło.

 

Nic, widać śrubka, którą to wiertło jest mocowane się poluzowała, myślę sobie, wiertło na miejsce, śrubkę dokręcam kombinerkami, wiercę dalej.

 

Przy kolejnej dziurze znów: wysypuję z koronki gruz, brzdęk, turluturluturlu, wiertło nie dość, że znów wypadło, to jeszcze złośliwie się potoczyło pod jakąś deskę. Pomamrotałem sobie pod nosem różne wyrazy, wiertło odnalazłem, przykręciłem mocniej.

 

Kolejna dziura ok, zdążyłem się ucieszyć, że problem z głowy, niestety przy następnej... co? Ano: brzdęk! Tu już wygłosiłem dłuższą przemowę, której zasadniczym tematem było złe prowadzenie się owego wiertła, pospołu z jego śrubką, pochodzenie ich rodziców, krzywość kręgosłupa moralnego i tym podobne, no wiadomo, jak to na budowie. Tym razem śrubkę dociągnąłem żabką do rur (była pod ręką).

 

Brzdęk! Turluturluturlu plim - tym razem wpadło bydlę gdzieś pod rury i się jeszcze szczerzyć stamtąd próbowało. Złapałem z pasją, wcisnąłem na miejsce, jak nie ścisnę żabką, jak nie przekrrrrrręcę...

 

 

...Skręciłem mendzie jednej kark!

 

 

Znaczy, ja... ja nie chciałem, samo mi tak wyszło, można powiedzieć, że zbrodnię w afekcie popełniłem, tak czy tak, ze śrubki została się jedynie wystająca z koronki szyja, zaś łeb... jak to łeb, poturlał się gdzieś.

 

 

Dalsza praca wyglądała tak, że przy każdej nowej dziurze wkładałem wiertło w jego gniazdo luźno, zaczynałem wiercić, a jak już koronka się wgryzła w mur, to sobie wiertło mogło wylatać, ona się już sama prowadziła. A w domu, po umyciu całości w benzynie, wiertło wziąłem i wkleiłem w koronkę na stałe, używając do tego takiej trochę lepszej wersji Poxipolu, reklamowanej na etykiecie jako "klej do spawania metali na zimno" Pomijając reklamowe bzdety jest to jakiś normalny dwuskładnikowiec, tyle, że z trochę wyższej półki, zachowujący dodatkowo pewną elastyczność (więc przy wibracjach nie powinien się wykruszyć), a przy tym wiążący się z metalami jak... jak nie wiem.

 

 

Być może, gdybym używał tej koronki w sposób zgodny z zaleceniami, tzn bez udaru, wiertło prowadzące by się tak nie luzowało, ale z udarem naprawdę szło mi o wiele szybciej, pół parteru już obleciałem i ani jeden ząb się nie wyłamał. A dla czytających ten dziennik osób nietechnicznych, żeby było wiadomo, o czym piszę, ta koronka wygląda tak:

 

 

http://www.decoexpert.pl/images/fotoooo/YT_4402_1561_4af3f1fc8b5bc.jpg" rel="external nofollow">http://www.decoexpert.pl/images/fotoooo/YT_4402_1561_4af3f1fc8b5bc.jpg

 

Przy okazji, ponieważ musiałem naprodukować opału do kozy i rozmienić trochę desek na drobne, w momencie, kiedy już miałem wyciągniętą piłę łańcuchową, wykonałem jeszcze jeden dobry uczynek. Uczynek ów był wynikiem wizji, jaką miałem już kilka razy. Wizja owa następowała za każdym razem, kiedy potknąwszy się o rozciągnięte po podłodze rury od hydrauliki, mamrocąc pod nosem różne wyrazy od nowa ustawiałem je na styropianowych podkładkach utrzymujących je w docelowej pozycji. Zasadniczym tematem owych wizji była banda rechocących złowrogo tynkarzy, którzy potknąwszy się o owe rurki, jeszcze z kopa im dokładają, rozstawiają na nich rusztowania, wiadra z zaprawą, tudzież celowo skaczą po nich obunóż. Rechocąc przy tym złowrogo. W trosce o to, żeby owe wizje nie zmieniły się w koszmary nocne i nie wywołały moczenia nocnego, a co gorsza, żeby się nie urzeczywistniły, wykonałem coś takiego:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVXyXehoI/AAAAAAAACfU/s7nfqCSYXNQ/s576/8001_Zabezpieczenia%20rur.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVXyXehoI/AAAAAAAACfU/s7nfqCSYXNQ/s576/8001_Zabezpieczenia%20rur.jpg

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYAlkKUI/AAAAAAAACfY/nSFb3zlyT1M/s576/8003_Zabezpieczenia%20rur.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYAlkKUI/AAAAAAAACfY/nSFb3zlyT1M/s576/8003_Zabezpieczenia%20rur.jpg

 

I tyle. W sobotę zaczynam kablować!

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

 

I wreszcie zacząłem elektrykę!

 

 

Zanim jednak zacząłem, przygód trochę było. Zaczęło się od samego wjazdu na działkę. No ciężko było. Znaczy oczywiście, wjechałem w końcu, kto miał wjechać, jak nie ja ze swoim wiernym służbowym Focusem, który już i za walec drogowy robił i za spychacz, a za pojazd terenowy to dość często mu się zdarza Tyle że trwało to dość, długo, smród palonego sprzęgła rozchodził się wyraźnie, no i bez pomocy łopaty się nie obyło, bo zaspa na wjeździe tym razem samym rozpędem nie dała się rozepchnąć, a jak już w niej stanąłem, to oczywiście mogiła.

 

 

Wewnątrz rzuciłem się w wir pracy. Praca jak praca, póki co nawet metra kabla jeszcze nie położyłem, bawiłem się jedynie w dzięcioła murowego i dziury w zupełnie nowych ścianach robiłem:

 

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYYDqQlI/AAAAAAAACfc/XNPPY1IT9Rg/s640/8004_Puszki.jpg" rel="external nofollow">http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYYDqQlI/AAAAAAAACfc/XNPPY1IT9Rg/s640/8004_Puszki.jpg

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYutPQ8I/AAAAAAAACfg/bWjachw9mTk/s800/8007_Puszki.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYutPQ8I/AAAAAAAACfg/bWjachw9mTk/s800/8007_Puszki.jpg

 

 

Robienie tych dziur było odrobinkę nerwowe za sprawą złośliwości przedmiotów martwych. No wyobraźcie sobie: wiercę koronką dziurę, w pewnym momencie odsuwam ją od ściany i przechylam w dół, żeby wytrząsnąć z niej gruz, a tu: brzdęk, wiertło prowadzące wypadło.

 

Nic, widać śrubka, którą to wiertło jest mocowane się poluzowała, myślę sobie, wiertło na miejsce, śrubkę dokręcam kombinerkami, wiercę dalej.

 

Przy kolejnej dziurze znów: wysypuję z koronki gruz, brzdęk, turluturluturlu, wiertło nie dość, że znów wypadło, to jeszcze złośliwie się potoczyło pod jakąś deskę. Pomamrotałem sobie pod nosem różne wyrazy, wiertło odnalazłem, przykręciłem mocniej.

 

Kolejna dziura ok, zdążyłem się ucieszyć, że problem z głowy, niestety przy następnej... co? Ano: brzdęk! Tu już wygłosiłem dłuższą przemowę, której zasadniczym tematem było złe prowadzenie się owego wiertła, pospołu z jego śrubką, pochodzenie ich rodziców, krzywość kręgosłupa moralnego i tym podobne, no wiadomo, jak to na budowie. Tym razem śrubkę dociągnąłem żabką do rur (była pod ręką).

 

Brzdęk! Turluturluturlu plim - tym razem wpadło bydlę gdzieś pod rury i się jeszcze szczerzyć stamtąd próbowało. Złapałem z pasją, wcisnąłem na miejsce, jak nie ścisnę żabką, jak nie przekrrrrrręcę...

 

 

...Skręciłem mendzie jednej kark!

 

 

Znaczy, ja... ja nie chciałem, samo mi tak wyszło, można powiedzieć, że zbrodnię w afekcie popełniłem, tak czy tak, ze śrubki została się jedynie wystająca z koronki szyja, zaś łeb... jak to łeb, poturlał się gdzieś.

 

 

Dalsza praca wyglądała tak, że przy każdej nowej dziurze wkładałem wiertło w jego gniazdo luźno, zaczynałem wiercić, a jak już koronka się wgryzła w mur, to sobie wiertło mogło wylatać, ona się już sama prowadziła. A w domu, po umyciu całości w benzynie, wiertło wziąłem i wkleiłem w koronkę na stałe, używając do tego takiej trochę lepszej wersji Poxipolu, reklamowanej na etykiecie jako "klej do spawania metali na zimno" Pomijając reklamowe bzdety jest to jakiś normalny dwuskładnikowiec, tyle, że z trochę wyższej półki, zachowujący dodatkowo pewną elastyczność (więc przy wibracjach nie powinien się wykruszyć), a przy tym wiążący się z metalami jak... jak nie wiem.

 

 

Być może, gdybym używał tej koronki w sposób zgodny z zaleceniami, tzn bez udaru, wiertło prowadzące by się tak nie luzowało, ale z udarem naprawdę szło mi o wiele szybciej, pół parteru już obleciałem i ani jeden ząb się nie wyłamał. A dla czytających ten dziennik osób nietechnicznych, żeby było wiadomo, o czym piszę, ta koronka wygląda tak:

 

 

http://www.decoexpert.pl/images/fotoooo/YT_4402_1561_4af3f1fc8b5bc.jpg" rel="external nofollow">http://www.decoexpert.pl/images/fotoooo/YT_4402_1561_4af3f1fc8b5bc.jpg

 

 

Przy okazji, ponieważ musiałem naprodukować opału do kozy i rozmienić trochę desek na drobne, w momencie, kiedy już miałem wyciągniętą piłę łańcuchową, wykonałem jeszcze jeden dobry uczynek. Uczynek ów był wynikiem wizji, jaką miałem już kilka razy. Wizja owa następowała za każdym razem, kiedy potknąwszy się o rozciągnięte po podłodze rury od hydrauliki, mamrocąc pod nosem różne wyrazy od nowa ustawiałem je na styropianowych podkładkach utrzymujących je w docelowej pozycji. Zasadniczym tematem owych wizji była banda rechocących złowrogo tynkarzy, którzy potknąwszy się o owe rurki, jeszcze z kopa im dokładają, rozstawiają na nich rusztowania, wiadra z zaprawą, tudzież celowo skaczą po nich obunóż. Rechocąc przy tym złowrogo. W trosce o to, żeby owe wizje nie zmieniły się w koszmary nocne i nie wywołały moczenia nocnego, a co gorsza, żeby się nie urzeczywistniły, wykonałem coś takiego:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVXyXehoI/AAAAAAAACfU/s7nfqCSYXNQ/s576/8001_Zabezpieczenia%20rur.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVXyXehoI/AAAAAAAACfU/s7nfqCSYXNQ/s576/8001_Zabezpieczenia%20rur.jpg

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYAlkKUI/AAAAAAAACfY/nSFb3zlyT1M/s576/8003_Zabezpieczenia%20rur.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0zVYAlkKUI/AAAAAAAACfY/nSFb3zlyT1M/s576/8003_Zabezpieczenia%20rur.jpg

 

 

I tyle. W sobotę zaczynam kablować!

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Jarek.P

Uprzejmie donoszę, że wiem kim jest teraz Wasz Uszatek.

Jest jednym z wrocławskich (a właściwie podwrocławskich) architektów.

Niestety dane mi było z nim pracować.

To z całą pewnością był ON.

O BOŻE :roll: :-? Wszystko się zgadza... :o

Tylko, że dla nas był on "Zezowatym".

:D :D :D

 

 

No nie, ten nasz, to był "Uszatek", bez dwóch zdań :lol:

Co prawda istnieje możliwość, że któryś z wdzięcznych klientów w nagłym przypływie emocji, metodą ciągnięcia za uszy mu zeza dorobił, ale to by chyba zostawiło inne ślady no i uszy by jeszcze większe były :lol:

 

Swoją drogą... małżonka moja, też architekt, przytaczała kiedyś branżowy dowcip, że jak architekt nie wie, co narysować, to rysuje kółko. Jak wyglądały w takim razie projekty tego "zezowatego"?... :o

 

W sumie nie wiem, co bardziej stresujące by dla mnie było "O BOŻE" nad umową kredytową tuż przed ostatecznym podpisem, czy "O BOŻE" nad projektem tuż przed zatwierdzeniem :-?

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Jarek.P

Uprzejmie donoszę, że wiem kim jest teraz Wasz Uszatek.

Jest jednym z wrocławskich (a właściwie podwrocławskich) architektów.

Niestety dane mi było z nim pracować.

To z całą pewnością był ON.

O BOŻE :roll: :-? Wszystko się zgadza... :o

Tylko, że dla nas był on "Zezowatym".

:D :D :D

 

 

No nie, ten nasz, to był "Uszatek", bez dwóch zdań :lol:

Co prawda istnieje możliwość, że któryś z wdzięcznych klientów w nagłym przypływie emocji, metodą ciągnięcia za uszy mu zeza dorobił, ale to by chyba zostawiło inne ślady no i uszy by jeszcze większe były :lol:

 

Swoją drogą... małżonka moja, też architekt, przytaczała kiedyś branżowy dowcip, że jak architekt nie wie, co narysować, to rysuje kółko. Jak wyglądały w takim razie projekty tego "zezowatego"?... :o

 

W sumie nie wiem, co bardziej stresujące by dla mnie było "O BOŻE" nad umową kredytową tuż przed ostatecznym podpisem, czy "O BOŻE" nad projektem tuż przed zatwierdzeniem :-?

 

 

J.

Jarek.P

Dom w Lesie

Dziś wiele nie zrobiłem, bo nie dość, że wszystkiego byłem na budowie 3 godziny, to jeszcze zmarzłem dość mocno. Na termometrze było -2, co w porównaniu choćby z poprzednimi kilkoma wizytami było wręcz upalną temperaturą, ale dość silny wiatr powodował, że niestety...

 

 

Zanim do budowlanych tematów jednak przejdę, chciałem jeszcze sobie trochę żalów powylewać w temacie obecnego naszego mieszkania. W którym, jak już wcześniej pisałem, sufit właśnie nam się zaczął walić na głowy.

 

Mówi się trudno, jest robota, trzeba zrobić, zrobię to sobie oczywiście sam, ale, jak sobie naiwnie wyobrażałem, skoro mieszkanie jest ubezpieczone i to dubeltowo (majątkowo i jako nieruchomość) od szkód wszelakich i stała się szkoda, to dlaczego mam nie dostać tego, co mi się jak psu buda należy z tytułu powstania tejże szkody? Wydawało mi się to tak oczywiste, jak to, że słońce wschodzi i zachodzi, więc oczywiście zgłosiłem szkodę. Uprzednio wysławszy opis koniecznego remontu do kilku firm z prośbą o wycenę i wybrawszy najdroższą ofertę jako podkładkę do uzasadnienia kwoty roszczenia.

 

 

Pierwszy zonk nastąpił, kiedy przyszedł do mnie rzeczoznawca. Rzeczowy, współczujący, zgadzający się ze mną, że to nie jest tylko niewielka łata, że to niemalże cała łazienka jest do wybudowania od zera, a już sufit to trzeba cały skuć i od nowa otynkować na pewno. I tylko wyprowadził mnie z błędu odnośnie ubezpieczenia, z którego to będzie zgłoszone. Przekonany byłem, że majątkowe, to majątkowe, pralka, telewizor, kryształy rodowe itp., a tu jest ewidentnie ubezpieczenie "murów", czyli to drugie. A nic z tego! Otóż wyobraźcie sobie drodzy niezorientowani w ubezpieczeniowych niuansach czytelnicy, że tynk na ścianach i suficie nie wchodzi w skład nieruchomości, tylko majątku Konkretnie jest to "stały element wyposażenia". Nic, ubezpieczone mam na szczęście i to i to, więc mi bez różnicy.

 

 

Już za dwa dni zadzwonił do mnie robot. Android. Jakieś ewidentne połączenie ubezpieczeniowego komputera z człowiekiem, który kiedyś był zapewne obiecującym naciągaczem z Amwaya albo akwizytorem czegośtam wspaniałego, tylko zatrudniając się w PZU lobotomię przeszedł, żeby się zbędnych emocji wyzbyć. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak (z dokładnością do faktów, gadka była tak plastikowo-formułkowa, że nie jestem w stanie z pamięci tego odtworzyć):

 

- halo?

 

- dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panem Jarosławem P.?

 

- tak, słucham?

 

- bardzo mi miło pana słyszeć, z tej strony [...], jestem odpowiedzialny za merytoryczne opracowanie zgłaszanej przez pana szkody i chciałbym pana uprzejmie poinformować o odmownym rozpatrzeniu wniosku o wypłatę odszkodowania.

 

- yyyy... a dlaczego?

 

- została podjęta decyzja odmowna, ponieważ szkoda zaistniała w związku z przyczyną nieobjętą w ogólnych warunkach ubezpieczenia.

 

Mniej więcej w tym momencie moje trybiki zaczęły się kręcić w nową stronę i zacząłem rozumieć, że wiem, co on do mnie mówi, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego. Postanowiłem poprosić go o rozwinięcie wypowiedzi:

 

- przepraszam, a czy może mi pan to powiedzieć jeszcze raz, ale po ludzku? - myślałem, że się uśmiechnie, czy jakoś zareaguje i zacznie ze mną rozmawiać, jak człowiek, ale niestety, on miał swoje formułki i swoją Standardową Procedurę Rozmowy Z Klientem

 

- uprzejmie pana informuję, że pana pana wniosek o wypłatę odszkodowania został...

 

- tak, to rozumiem, chodzi mi o powody - wpadłem mu w słowo

 

- uprzejmie informuję, iż przyczyną powstania szkody nie był ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi - wyrecytował głosem z modulacją a'la zapowiedzi na dworcu Warszawa Zachodnia.

 

- no tak, we wniosku napisałem, co było przyczyną.

 

- z przykrością muszę pana poinformować, że tylko takie przyczyny, jak ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi są objęte ubezpieczeniem.

 

 

Nie przedłużałem rozmowy, zwłaszcza, że "Przygody Dobrego Wojaka Szwejka" mi się zaczęły przypominać i musiałem się już pilnować, żeby po każdym "uprzejmie informuję" nie zaczynać w odpowiedzi zdania od "Posłusznie melduję".

 

W domu sam zajrzałem do OWU i faktycznie, "zdarzenia losowe" są ściśle zdefiniowane, "smarowania żelbetu olejem przed otynkowaniem" tam nie ma, żadnego innego nawet na siłę się podciągnąć nie da. Czyli dupa blada, nie będzie 2tys PLN na czysto

 

Chyba, że... to "zalanie" mi jeszcze chodzi po głowie. Ono jest zdefiniowane jako "szkoda powstała w wyniku działania wody lub innej cieczy [...] pochodzącej z urządzeń wodnych [...] w wyniku awarii tych urządzeń". Nigdzie tu nie jest powiedziane, że sufit zalać musi sąsiad z góry. Może sąsiadowi z dołu zalać mój sufit byłoby trudno, ale sam sobie mogę sufit zalać? Mogę. Może mi strzelić rurka przy kiblu tak, że woda będzie sikać wprost na sufit? Może! Tylko, niestety, już chyba za późno. Oczywiście mogę złożyć oświadczenie, w którym po namyśle stwierdzam, że przyczyną odparzenia tynku jednak nie jest tłusty żelbet, tylko rurka, która mi w lato pękła i zalała sufit, ale obawiam się, że tu nawet ten android by się śmiać zaczął z niedowierzaniem wymalowanym na twarz... na interfejsie wizyjno-głosowo-węchowym.

 

 

Na pociechę pojechałem sobie dziś na budowę. Przedzierając sie przez zaspy i gołoledzie, oglądając po drodze autobusy miejskie wpadnięte do przydrożnych rowów i porozbijane samochody, sam dojechałem szczęśliwie. Plastikowa łopatka mojego dziecka, cały czas wożona w bagażniku umożliwiła mi wjechanie na działkę, bo co prawda służbowy Focus dużo może i generalnie nie ma krawężnika, na jaki by nie wjechał, ale pokonywania ponad półmetrowej zaspy nawianej na wjeździe wolałem nie ryzykować, choć trochę ją rozrzuciłem najpierw.

 

A na działce...:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxNtcc4I/AAAAAAAACd0/aXs4YsagbK4/s720/7959_Zima%20z%C5%82a.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxNtcc4I/AAAAAAAACd0/aXs4YsagbK4/s720/7959_Zima%20z%C5%82a.jpg

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxtvSZPI/AAAAAAAACd4/gYU_jHFSBbs/s720/7963_Zima%20z%C5%82a.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxtvSZPI/AAAAAAAACd4/gYU_jHFSBbs/s720/7963_Zima%20z%C5%82a.jpg

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM1rokKXI/AAAAAAAACeY/htdxAStnSqE/s720/7981_Barakow%C3%B3z.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM1rokKXI/AAAAAAAACeY/htdxAStnSqE/s720/7981_Barakow%C3%B3z.jpg

 

Na tej ostatniej fotografii widnieje nasz terenowy oddział Sheratona, w skrócie zwany barakowozem, generalnie na wiosnę do sprzedania będzie, gdyby ktoś był chętny, polecam. Wewnątrz luksusowy apartament, umeblowany, wysoki standard, jakieś cztery w porywach do ośmiu gwiazdek (zależy, gdzie się stanie)

 

(a na poważnie - barakowóz ma podwozie, koła, zaczep holowniczy, na niewielkie dystanse jest w stanie jechać na holu. Wewnątrz biurko, wersalka, dwa fotele, zbita z desek prycza i jeszcze dwa materace do spania).

 

 

A co dziś zostało zrobione? Ano została po raz ostatni (póki co) uruchomiona zgrzewarka do rur. I z resztek rury 32mm (plus kilka dokupionych kształtek) powstała taka podstawa do rozwijania kabli:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMy6SL5PI/AAAAAAAACeE/8T7jhlMOmns/s512/7971_Rozwijad%C5%82o.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMy6SL5PI/AAAAAAAACeE/8T7jhlMOmns/s512/7971_Rozwijad%C5%82o.jpg

 

Rurki dodatkowo zostały usztywnione kijem od szczotki (a tak naprawdę kwadratową listwą, bo kij od szczotki był dosłownie o milimetr za szeroki). Tu rolka kabla jest tylko tak sobie nadziana, ale docelowo ma mieć specjalne bębenki ułatwiające wygodne rozwijanie. O, proszę:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0yuqVPI/AAAAAAAACeQ/-OE0BA7jIgs/s720/7977_Szpule.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0yuqVPI/AAAAAAAACeQ/-OE0BA7jIgs/s720/7977_Szpule.jpg

 

Nie są to wbrew pozorom ani baby wielkanocne w trakcie wyrastania, ani znicze nagrobkowe, tylko specjalne profesjonalne szpule do nadziewania nań krążków kabla i nasadzenia na wyżej pokazany stojak.

 

Małżonka się co prawda w głowę stuka, po co ja czas na takie zabawki tracę, ale ja tą elektrykę będę robił sam, bez żadnych dodatkowych rąk do pracy, nie będzie miał kto stać obok i rozkręcać mi kabel z krążka, a dzięki temu patentowi trochę biegania zaoszczędzę.

 

 

Do wypełnienia tych doniczek uruchomiłem wreszcie pistolet do piany, znaleziony w święta pod choinką. I jestem zachwycony! W porównaniu z pianą ze spraya, ta pistoletowa to czysta rozkosz i rewelacja

 

Pianuje się tym tak fajnie, że od razu sobie obleciałem cały dom i popoprawiałem wszystkie przepusty, do których nie dobiegłem poprzednim razem, z pianą sikającą na wszystkie strony z uszkodzonego spraya. Tu przykładowe miejsce:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0AY59EI/AAAAAAAACeM/Cf8Z2Ajfk48/s720/7974_Piana.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0AY59EI/AAAAAAAACeM/Cf8Z2Ajfk48/s720/7974_Piana.jpg

 

 

A i na koniec jeszcze małe post scriptum do poprzedniego wpisu (tego z opisem robót). Stroiłem sobie tam żarty z ulubionego serialu mojej św.p. Babci, a w ramach strojenia sobie żartów, po mojej własnej wiernej, dzielnie mi służącej zgrzewarce jeździłem, nie patrząc, że ona nie zwracając uwagi na to, jak ją traktuję, na mrozie przechowuję, na ziemię czasem rzucam (w momencie, kiedy mając tylko dwie ręce po rozgrzaniu rur musiałem się śpieszyć z ich połączeniem i nie zawsze mogłem ją odstawić na podstawkę), wiernie mi służy, wypełniając każdą mą zachciankę i zgrzewając wszystko, jak trzeba. W końcówce tych wymyślanych przeze mnie żartów, doprowadzona do ostateczności, porzucana właśnie zgrzewarka czyni bohaterowi krzywdę. Parzy go, mianowicie.

 

I co? Ano "piszesz i masz, bohaterze"

 

 

J. (z bąblem na palcu)

Jarek.P

Dom w Lesie

 

Dziś wiele nie zrobiłem, bo nie dość, że wszystkiego byłem na budowie 3 godziny, to jeszcze zmarzłem dość mocno. Na termometrze było -2, co w porównaniu choćby z poprzednimi kilkoma wizytami było wręcz upalną temperaturą, ale dość silny wiatr powodował, że niestety...

 

 

Zanim do budowlanych tematów jednak przejdę, chciałem jeszcze sobie trochę żalów powylewać w temacie obecnego naszego mieszkania. W którym, jak już wcześniej pisałem, sufit właśnie nam się zaczął walić na głowy.

 

Mówi się trudno, jest robota, trzeba zrobić, zrobię to sobie oczywiście sam, ale, jak sobie naiwnie wyobrażałem, skoro mieszkanie jest ubezpieczone i to dubeltowo (majątkowo i jako nieruchomość) od szkód wszelakich i stała się szkoda, to dlaczego mam nie dostać tego, co mi się jak psu buda należy z tytułu powstania tejże szkody? Wydawało mi się to tak oczywiste, jak to, że słońce wschodzi i zachodzi, więc oczywiście zgłosiłem szkodę. Uprzednio wysławszy opis koniecznego remontu do kilku firm z prośbą o wycenę i wybrawszy najdroższą ofertę jako podkładkę do uzasadnienia kwoty roszczenia.

 

 

Pierwszy zonk nastąpił, kiedy przyszedł do mnie rzeczoznawca. Rzeczowy, współczujący, zgadzający się ze mną, że to nie jest tylko niewielka łata, że to niemalże cała łazienka jest do wybudowania od zera, a już sufit to trzeba cały skuć i od nowa otynkować na pewno. I tylko wyprowadził mnie z błędu odnośnie ubezpieczenia, z którego to będzie zgłoszone. Przekonany byłem, że majątkowe, to majątkowe, pralka, telewizor, kryształy rodowe itp., a tu jest ewidentnie ubezpieczenie "murów", czyli to drugie. A nic z tego! Otóż wyobraźcie sobie drodzy niezorientowani w ubezpieczeniowych niuansach czytelnicy, że tynk na ścianach i suficie nie wchodzi w skład nieruchomości, tylko majątku Konkretnie jest to "stały element wyposażenia". Nic, ubezpieczone mam na szczęście i to i to, więc mi bez różnicy.

 

 

Już za dwa dni zadzwonił do mnie robot. Android. Jakieś ewidentne połączenie ubezpieczeniowego komputera z człowiekiem, który kiedyś był zapewne obiecującym naciągaczem z Amwaya albo akwizytorem czegośtam wspaniałego, tylko zatrudniając się w PZU lobotomię przeszedł, żeby się zbędnych emocji wyzbyć. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak (z dokładnością do faktów, gadka była tak plastikowo-formułkowa, że nie jestem w stanie z pamięci tego odtworzyć):

 

- halo?

 

- dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panem Jarosławem P.?

 

- tak, słucham?

 

- bardzo mi miło pana słyszeć, z tej strony [...], jestem odpowiedzialny za merytoryczne opracowanie zgłaszanej przez pana szkody i chciałbym pana uprzejmie poinformować o odmownym rozpatrzeniu wniosku o wypłatę odszkodowania.

 

- yyyy... a dlaczego?

 

- została podjęta decyzja odmowna, ponieważ szkoda zaistniała w związku z przyczyną nieobjętą w ogólnych warunkach ubezpieczenia.

 

Mniej więcej w tym momencie moje trybiki zaczęły się kręcić w nową stronę i zacząłem rozumieć, że wiem, co on do mnie mówi, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego. Postanowiłem poprosić go o rozwinięcie wypowiedzi:

 

- przepraszam, a czy może mi pan to powiedzieć jeszcze raz, ale po ludzku? - myślałem, że się uśmiechnie, czy jakoś zareaguje i zacznie ze mną rozmawiać, jak człowiek, ale niestety, on miał swoje formułki i swoją Standardową Procedurę Rozmowy Z Klientem

 

- uprzejmie pana informuję, że pana pana wniosek o wypłatę odszkodowania został...

 

- tak, to rozumiem, chodzi mi o powody - wpadłem mu w słowo

 

- uprzejmie informuję, iż przyczyną powstania szkody nie był ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi - wyrecytował głosem z modulacją a'la zapowiedzi na dworcu Warszawa Zachodnia.

 

- no tak, we wniosku napisałem, co było przyczyną.

 

- z przykrością muszę pana poinformować, że tylko takie przyczyny, jak ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi są objęte ubezpieczeniem.

 

 

Nie przedłużałem rozmowy, zwłaszcza, że "Przygody Dobrego Wojaka Szwejka" mi się zaczęły przypominać i musiałem się już pilnować, żeby po każdym "uprzejmie informuję" nie zaczynać w odpowiedzi zdania od "Posłusznie melduję".

 

W domu sam zajrzałem do OWU i faktycznie, "zdarzenia losowe" są ściśle zdefiniowane, "smarowania żelbetu olejem przed otynkowaniem" tam nie ma, żadnego innego nawet na siłę się podciągnąć nie da. Czyli dupa blada, nie będzie 2tys PLN na czysto

 

Chyba, że... to "zalanie" mi jeszcze chodzi po głowie. Ono jest zdefiniowane jako "szkoda powstała w wyniku działania wody lub innej cieczy [...] pochodzącej z urządzeń wodnych [...] w wyniku awarii tych urządzeń". Nigdzie tu nie jest powiedziane, że sufit zalać musi sąsiad z góry. Może sąsiadowi z dołu zalać mój sufit byłoby trudno, ale sam sobie mogę sufit zalać? Mogę. Może mi strzelić rurka przy kiblu tak, że woda będzie sikać wprost na sufit? Może! Tylko, niestety, już chyba za późno. Oczywiście mogę złożyć oświadczenie, w którym po namyśle stwierdzam, że przyczyną odparzenia tynku jednak nie jest tłusty żelbet, tylko rurka, która mi w lato pękła i zalała sufit, ale obawiam się, że tu nawet ten android by się śmiać zaczął z niedowierzaniem wymalowanym na twarz... na interfejsie wizyjno-głosowo-węchowym.

 

 

Na pociechę pojechałem sobie dziś na budowę. Przedzierając sie przez zaspy i gołoledzie, oglądając po drodze autobusy miejskie wpadnięte do przydrożnych rowów i porozbijane samochody, sam dojechałem szczęśliwie. Plastikowa łopatka mojego dziecka, cały czas wożona w bagażniku umożliwiła mi wjechanie na działkę, bo co prawda służbowy Focus dużo może i generalnie nie ma krawężnika, na jaki by nie wjechał, ale pokonywania ponad półmetrowej zaspy nawianej na wjeździe wolałem nie ryzykować, choć trochę ją rozrzuciłem najpierw.

 

A na działce...:

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxNtcc4I/AAAAAAAACd0/aXs4YsagbK4/s720/7959_Zima%20z%C5%82a.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxNtcc4I/AAAAAAAACd0/aXs4YsagbK4/s720/7959_Zima%20z%C5%82a.jpg

 

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxtvSZPI/AAAAAAAACd4/gYU_jHFSBbs/s720/7963_Zima%20z%C5%82a.jpg" rel="external nofollow">http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxtvSZPI/AAAAAAAACd4/gYU_jHFSBbs/s720/7963_Zima%20z%C5%82a.jpg

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM1rokKXI/AAAAAAAACeY/htdxAStnSqE/s720/7981_Barakow%C3%B3z.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM1rokKXI/AAAAAAAACeY/htdxAStnSqE/s720/7981_Barakow%C3%B3z.jpg

 

 

Na tej ostatniej fotografii widnieje nasz terenowy oddział Sheratona, w skrócie zwany barakowozem, generalnie na wiosnę do sprzedania będzie, gdyby ktoś był chętny, polecam. Wewnątrz luksusowy apartament, umeblowany, wysoki standard, jakieś cztery w porywach do ośmiu gwiazdek (zależy, gdzie się stanie)

 

(a na poważnie - barakowóz ma podwozie, koła, zaczep holowniczy, na niewielkie dystanse jest w stanie jechać na holu. Wewnątrz biurko, wersalka, dwa fotele, zbita z desek prycza i jeszcze dwa materace do spania).

 

 

A co dziś zostało zrobione? Ano została po raz ostatni (póki co) uruchomiona zgrzewarka do rur. I z resztek rury 32mm (plus kilka dokupionych kształtek) powstała taka podstawa do rozwijania kabli:

 

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMy6SL5PI/AAAAAAAACeE/8T7jhlMOmns/s512/7971_Rozwijad%C5%82o.jpg" rel="external nofollow">http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMy6SL5PI/AAAAAAAACeE/8T7jhlMOmns/s512/7971_Rozwijad%C5%82o.jpg

 

 

Rurki dodatkowo zostały usztywnione kijem od szczotki (a tak naprawdę kwadratową listwą, bo kij od szczotki był dosłownie o milimetr za szeroki). Tu rolka kabla jest tylko tak sobie nadziana, ale docelowo ma mieć specjalne bębenki ułatwiające wygodne rozwijanie. O, proszę:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0yuqVPI/AAAAAAAACeQ/-OE0BA7jIgs/s720/7977_Szpule.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0yuqVPI/AAAAAAAACeQ/-OE0BA7jIgs/s720/7977_Szpule.jpg

 

 

Nie są to wbrew pozorom ani baby wielkanocne w trakcie wyrastania, ani znicze nagrobkowe, tylko specjalne profesjonalne szpule do nadziewania nań krążków kabla i nasadzenia na wyżej pokazany stojak.

 

Małżonka się co prawda w głowę stuka, po co ja czas na takie zabawki tracę, ale ja tą elektrykę będę robił sam, bez żadnych dodatkowych rąk do pracy, nie będzie miał kto stać obok i rozkręcać mi kabel z krążka, a dzięki temu patentowi trochę biegania zaoszczędzę.

 

 

Do wypełnienia tych doniczek uruchomiłem wreszcie pistolet do piany, znaleziony w święta pod choinką. I jestem zachwycony! W porównaniu z pianą ze spraya, ta pistoletowa to czysta rozkosz i rewelacja

 

Pianuje się tym tak fajnie, że od razu sobie obleciałem cały dom i popoprawiałem wszystkie przepusty, do których nie dobiegłem poprzednim razem, z pianą sikającą na wszystkie strony z uszkodzonego spraya. Tu przykładowe miejsce:

 

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0AY59EI/AAAAAAAACeM/Cf8Z2Ajfk48/s720/7974_Piana.jpg" rel="external nofollow">http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0AY59EI/AAAAAAAACeM/Cf8Z2Ajfk48/s720/7974_Piana.jpg

 

 

 

A i na koniec jeszcze małe post scriptum do poprzedniego wpisu (tego z opisem robót). Stroiłem sobie tam żarty z ulubionego serialu mojej św.p. Babci, a w ramach strojenia sobie żartów, po mojej własnej wiernej, dzielnie mi służącej zgrzewarce jeździłem, nie patrząc, że ona nie zwracając uwagi na to, jak ją traktuję, na mrozie przechowuję, na ziemię czasem rzucam (w momencie, kiedy mając tylko dwie ręce po rozgrzaniu rur musiałem się śpieszyć z ich połączeniem i nie zawsze mogłem ją odstawić na podstawkę), wiernie mi służy, wypełniając każdą mą zachciankę i zgrzewając wszystko, jak trzeba. W końcówce tych wymyślanych przeze mnie żartów, doprowadzona do ostateczności, porzucana właśnie zgrzewarka czyni bohaterowi krzywdę. Parzy go, mianowicie.

 

I co? Ano "piszesz i masz, bohaterze"

 

 

J. (z bąblem na palcu)

Jarek.P

Dom w Lesie

tak mi się dowcip przypomniał - może znacie:

"Sytuacja w Angli się dzieje.

Koleś idzie do sklepu z zamiarem zakupienia piły

 

znamy, znamy, tekst: "skup się pan: łań-cu-cho-wa!" właśnie z tego kawału pochodzi, od siebie tylko 'amen' dodałem :)

 

J.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...