13.X.09. WTOREK
Pobudka z ranka, kawusia ale pita jakos w biegu, bo musiałam spakować kubki, garnek itp. Zaraz o 8-mej byliśmy na budowie.
Zanim odjechalismy autem na szybach widzieliśmy tylko krople deszczu, które struzkami, jedna za drugą rytmicznie, wesoło sobie spływały. A my? A my jakoś nie bylismy weseli, bo człowiek tylko otworzył drzwi na zewnątrz domu to poczuł chłód, a zaraz zobaczył obraz jakiego niechciał widzieć.
Wysiedliśmy z auta, spojrzałam na kolegę Miska a on, no proszę, czapka na głowie. Dzisiaj sama przeprosiłam swoją i wsunełam posłusznie niczym przedszkolak na włosy.
Poczułam chłod i deszcz na twarzy, jakoś w myslach pomyslałam, czy oby o jakiejś odzieży nie zapomniałam, ale miałam podkoszulkę, bluzkę, bluzę i kurtkę, wszystko się zgadzało...ba nawet rękawiczki, nawet rajstopki ciepłe...
Misiek też dzisiaj cieplej ubrany - pomyslałam zerkając na niego.
Rusztowanie od wczoraj stało złozone i tylko deski poukładane jedna wzdłuż, druga wszerz lsniły jak polakierowane od deszczu.
A my... a my byliśmy zdecydowani pracować w owy siąpiący deszcz... Ale zaraz przestał padać deszcz, tylko wiał wiatr.
W trójkę podeszlismy do blachodachówki, Misiek z przodu, ja pośrdoku, a kolega z tyłu, po deskach opartych o rynnę, Misiek ciągnął na górę a my we dwoje pchaliśmy do góry, a potem podnosiło każde swoją deskę do góry.
Tak wygladał transport blachodachówki na górę.
Rękawiczki robocze miałam na swoich -cieplutkich rękawicach, ale długo ciepłem się nie nacieszyłam, bo deszcz jednak padał, po czym przestawał, aby znowu zacząć od nowa.
Wchodząc po rusztowaniu trzeba było uważać, bo deski były mokre i na rusztowaniu wisiały krople deszczu. Więc rękawiczki zaraz były mokre.
Było zimno, mokro i gdy padało bardziej, mocniej to chowalismy się w domku i popijaliśmy cieplutka kawusię. Ba nawet piwko sobie podgrzałam, niestety do wyboru był słodzik tylko... więc nie był to taki grzaniec z miodzikiem, ale było odrazu cieplej...
Wiatr to tak wiał, że podnosząc do góry blachodachówkę, to miałam wrażenie, że ją zaraz uniesie.
Stałam na dole, kolega na rusztowaniu, zaś Misiek na górze, nagle poslizgnał się i tylko widzę, jak w zwolnionym tempie, jak poprostu jak na ślizgawce spada po blachodachówce na dół, ale w ostatniej chwili złapał się jakoś i kolega go też złapał.
Nie leciał szybko, więc mógł jakoś zapanowac sam nad tym co nagle się jemu przytrafiło, ale gdy tak ślisko, to nie trudno o wypadek...
Oczywiście jak to ja, musiałam sie potem odwrócić i wyśmiać... Misiek też się śmiał i kolega, ale wszyscy wiedzieliśmy, że o mały włos a nie byłoby nam do śmiechu.
Blachodachówka miała być w/g umowy ułozona w dwoch częściach - jedna strona i druga. Nie muszę, chyba pisać, ile szukania i nerwów było aby odnaleźć np. blachodachówkę na 4,20 m. Wszystko było razem jak groch z kapustą... Musieliśmy ciut posegregować sobie...
Najwięcej czasu schodziło przy kominach, aby tam ładnie blachodachówkę umieścić, którą trzeba było dopasować, zmierzyć i ciąć.
Zmarzliśmy mimo picia kawusiek, herbatek
Po 17-tej godzinie, kiedy odjeżdżaliśmy z budowy Misiek stanął autem na drodze, otowrzył okno i powiedział:
- ładna jest ta blachodachówka
- jasne, że ładna -odpowiedział kolega
Popatrzeliśmy przez moment i odjechaliśmy do domu.
Poniżej kilka zdjątek
Moja blachodachówka
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_PS_-_k%B3adzenie_blachodach__13-X-09__1.jpg
Weszłam na górę aby chyba spaść... ale zdjęcie jest -ano jest
Na górę -rusztowania
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_PS_-_k%B3adzenie_blachodach__13-X-09_6.jpg
A oto początek naszego dachu -patrzę w górę Wklejam to zdjątko, ponieważ tutaj najbardziej jest zblizony też kolor... Widać nawet kropelki deszczu
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_PS_-_dach_1.jpg
http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14515/normal_PS_-_docinanie_blachy_za_kominem_2.jpg