Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    6
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    28

Entries in this blog

lukkli84

O rany, już ponad miesiąc minął jak ja tutaj ostatni raz byłam i skrobałam swoje przeżycia z wielkim zadowoleniem i uśmiechem na twarzy No ale znając życie nie może przecież gładko iść non stop bo byłoby to zbyt piękne Trzeba się swoje nawkurzać, nadenerwować bo czym byłoby życie w obliczu braku stresów i nerwów? byłoby jedną wielką NUDĄ, tak więc wrażenia negatywne to w takim układzie też DAR OD LOSU hehe

 


Mój dar od losu przyszedł listem poleconym w poniedziałek 7 września....

lukkli84

No i udało się uff papierki wszystkie zebrane z 2 tyg, wyprzedzeniem niz przewiduje ustawa hehe :) a że robimy wersją trochę oszczędniejszą więc musieliśmy je odebrać sami, projektant nam je dołączył do projektu budowlanego i wczoraj 13 sierpnia NARESZCIE pojechaliśmy i złożyliśmy wniosek z pełną dokumentacja na pozwolenie na budowę

 


Teraz już wiem, co i jak się załatwia bardzo dokładnie,tak że gdybym w przyszłości kolejny dom budowała ( ha! kto wie, jak mi kopalnia ten zabierze ) to nikt by mnie już nie odsyłał z miejsca na miejsce bo wszystko bym perfekcyjnie bez pomyłki załatwiła:)

 


W końcu zwolnienia grupowe w mojej byłej pracy do czegoś się zdały :) Był czas,żeby pojeździć po Urzędach samemu i parę tysiączków zaoszczędzić.Jak na początek dobrze jest, oby tak dalej :) optymistka ze mnie pełną gębą

 


 


Oby tylko ten 13 szczęście przyniósł i pozwolenie szybko nam dali a póki co... CZEKAMY i i robimy castingi firmom budowlanym

 


Rozpiętość cenowa jest nieziemska za robociznę, mamy wyceny za całość prac od fundamentów po krycie dachu.... od 30 tys. jeszcze do małej negocjacji do ba! nawet 90 tyś oj cenią się co niektórzy, cenią

 


W sumie skoro i tak kopalnia na tym terenie ma być to chyba wszystko mi jedno kto nam ten domeczek wybuduje

lukkli84

Okazało się,że aby przyspieszyć pewne "papierki" trzeba czasem użyć sprytu

 


Kiedy projektant adoptujący nam projekt, naniósł nam zmiany, które sobie wymyśliliśmy, mając oczywiście załatwione wcześniej wszystkie warunki wod-kan, z gazowni i energetyki,poinformował nas, że musimy teraz to wszystko zawieść w kolejne 3 miejsca, aby uzyskać znów jakieś uzgodnienia tych przyłączy z projektem oraz uzgodnienia dotyczące zjazdu z drogi na działkę.

 


Łomatko! a już myślałam,ze tylko wystarczy już złożyc wniosek o pozwolenie,a tu kolejny miesiąc echhh, głupia i naiwna ja! W urzędach powiedziano nam,ze mamy czekać miesiąc!

 


Kolejny miesiąc bezczynności... o proszę tak bardzo kiedyś nie chciałam domku a teraz trafia mnie,że tyle trzeba czekać zanim się ruszy do prawdziwego boju

 


No cóż, ja oczywiście wyczekałam grzecznie 2 tyg. dłużej już naprawdę nie mogłam. Dzwonie do wodociągów a tam pani informuje mnie,że to nawet jeszcze nie zaczęło się robić a pan, który się tym zajmuje będzie dopiero o 11. O szlag!

 


Trochę mną telepnęło ze złości i obmyśliłam plan chytry ale skuteczny :)

 


Dzwonie punkt 11 do tego pana i proszę go,że "jestem w ciąży i ze już na dniach rodzę a on mnie stresuje,ze nie zdąże ze złożeniem wniosku o pozwolenie na budowę przed porodem bo zacznę rodzic i kto sie tym wszystkim zajmie?!?!". Nie ma to jak baba! Pan starał się byc miły, jakże można ciężarnej kobiecinie odmówić, niech się kobita nie denerwuje dłużej, poprosił o mój nr telefonu i .....oddzwonił zaraz na drugi dzień,że projekt budowlany jest już gotowy do odbioru Ależ się mój mężuś zdziwił, próbował tego samego numeru z panią z Urzędu Gminy,że niby żona już rodzi i on się będzie musiał nią zająć i dzidziusiem a tu czekamy tylko na tej pani uzgodnienie zjazdu z drogi na naszą działkę. Pani się obruszyła,że wszyscy teraz "na ciażę" ją pospieszają ( widocznie więcej jest takich pomysłowych jak my:-) ale cóż zrobić miała, obiecała,ze na jutro gotowe będzie.

 


Tym o to sposobem udało nam się zaoszczędzić skromne 2 tyg. bezczynności , nasze cudowne 2 tyg.do przodu, hurrra! a cieszyć jest się z czego bo na jesień chcemy zrobić chociaż stan zero, żeby zaraz wiosną ruszyć z murami.

 


A przy tych wszystkich urzędowych formalnościach to już się bałam,ze pozwolenia do października nawet nie uda nam się załatwić a przecież tak bardzo chcemy zacząć jeszcze tej jesieni... bez żadnych porodów oczywiście bo 2 ukochanych dzieci już jest i to nam wystarczy:)

lukkli84

Po podpisaniu aktu notarialnego w ciągu 14 dni trzeba w Urzędzie Miasta lub Gminy ( zależy gdzie działka jest) zgłosić,że jest się właścicielem, pokazać akt notarialny, jest to potrzebne do celów podatkowych, co oznacza,ze jak wybudujemy dom to trzeba będzie płacić podatek.

 


My polecieliśmy tam jeszcze w tym samym dniu ,żeby potem to gdzieś nam nie uleciało.

 


Kosztami notarialnymi podzieliliśmy się ze Sprzedajacymi, jakoś nam się udało ich z lekka naciagnąć :)

 


Koszty poniesione z naszej strony to 2710 zł a koszty, które ponieśli Sprzedający to 1100 zł. Swoją drogą Notariuszem być, niezła fucha :)

 

 


Mając papier własności gruntu zaczęliśmy bieganinę po urzędach...a ponieważ założenie nasze jest takie,ze musimy "wybudować naszego Gracjana z głową" bo ja przecież bezrobotna a co za tym idzie dyspozycyjna czasowo:) postanowiliśmy nie przepłacać i zarzucić większą część załatwiania formalności na swoje barki,tudzież skrzydła ładniej brzmi Czy dolecimy do celu tym tańszym kosztem,już na dniach się okaże :)

lukkli84

Dokładnie 11 kwietnia 2oo9 r. spacerując po pięknym leśnym osiedlu poza miastem, zobaczyłam przypadkiem tabliczkę z informacją SPRZEDAM DZIAŁKĘ 14,5 ar. Stanęłam przy tej działce z mężem i jakoś tak dziwnie dobrze i spokojnie mi się zrobiło :) stres i strach, który od zawsze miałam w sobie i który kojarzył mi się tylko i wyłącznie z własnym domkiem, odpłynął gdzieś daleko, na tyle daleko,że przestałam go kompletnie odczuwać a w jego miejsce pojawiło się nowe uczucie, pragnienie :)

 


hmmm ciekawa sprawa....

 


...na tyle ciekawa,ze nie chciałam stamtąd odejść:) meżuś tez był pod wrażeniem, obserwowaliśmy wzajemnie ukradkiem swoje reakcje... pamiętam,że las pachniał tam tak mocno, dawał takie ukojenie,że....

 


...że nie dało sie inaczej, kompletnie nie dało sie inaczej zrobić no i 4 maja 2oo9 r.podpisaliśmy umowę przedwstępną z właścicielami działki i zaczęliśmy załatwiać kredyt na jej zakup. Polataliśmy po bankach,udało sie z naszą " mega" zdolnością kredytową załatwić kredyt w Banku Zachodnim WBK :) i już 26 maja 2oo9r. w rocznice naszego ślubu a jakżeby inaczej! ( w tym miejscu muszę, koniecznie przesłać buziaki dla mojego kochanego męża) :) podpisaliśmy o 10.00 akt notarialny i z garbem, lekko ponad 90 tyś kredytu wyszliśmy zszokowani ale szczęśliwi

 


Oczywiście działka ( podobno w pełni uzbrojona) kosztowała nas 110 tyś ale kredyt wymagał od nas 20% wkładu własnego ( szczęście,że były u mnie w firmie zwolnienia grupowe hihi, to się załapałam i odprawę dostałam taką,ze na te 20% wkładu własnego starczyło - co za szczęście w nieszczęściu ) No ale prace z pewnoscią szybko znajdę, jak tylko zacznę jej szukać, w końcu młoda jeszcze jestem, optymizm to podstawa

lukkli84

Odkąd pamiętam mówiłam "nigdy w życiu, żadnego domu!!"

 


Dom, to same problemy i tylko tak go postrzegałam:) problemy,stres i strach, że Cie okradną. Oczywiście przyjemność w posiadaniu własnego ogrodu widziałam jak najbardziej, szczególnie przebywając u kumpeli tej czy innej, ów ogród przy własnym domeczku posiadającej ale dusza moja i serce nie rwało się w stronę posiadania własnego raju na ziemi, na tyle mocno, abym poglądy swe zmienić chciała :)

 

 


No cóż , przyznać się muszę bo wypada, stuknęła mi trzydziecha ( grubo ponad 2 lata temu, no już nawet prawie 3 lata temu, no nie ważne ale zawsze to trzydziecha ) i nie wiem skąd narodził sie pomysł...( może właśnie z tej trzydziechy:) ) z tym domem, z tą działką... i to w dodatku na złożach węgla brunatnego, jakby nie było innych pięknych i przy okazji mniej stresujących miejsc na ziemi :)

 


Do trzydziechy mówiłam,że nigdy w życiu nie chce mieszkać w domu. I sama nie wiem tak do konca dlaczego, no może dlatego,ze baba jestem, troche wygodna bo mieszkanie w plombie (czyt. bloku z wielkiej płyty, gdzie jeden blok prawie na drugiego włazi) było jak dotąd wygodne, nie trzeba martwić się o ogrzewanie,bezpieczeństwo i takie tam :) ale co dokładnie mam na myśli pisząc "takie tam " to sama nie wiem. Jakoś tak w bloku, gdzie sąsiad na sąsiedzie mieszka, wydawało mi się dużo bezpieczniej niż domku i nie chciałam brać sobie na głowę większego stresu ( o ironio! a kupiliśmy działkę na złożach, jakby stresu było mało ) no ale wracam do tematu... poza tym dbanie o ogród, palenie w kominku wydawało mi się do tej pory jakieś takie nie dla mnie.

 


Wszystko jak widać do czasu... :)

 


Kiedyś, całkiem niedawno...przy pięknej pogodzie poczułam,ze mam dość siedzenia z dziećmi w typowej, osiedlowej piaskownicy, gdzie full dzieciaków wydziera się w zabawie, ryczy i wyrywa sobie zabawki mając nad głowami swoje rozkrzyczane mamusie próbujące uspokoić te swoje "niegrzeczne" pociechy. Łomatko, któregoś dnia miałam tego serdecznie dość, na tyle serdecznie,żeby zamarzyć...

 


...i tak marzyło mi się, coraz bardziej i bardziej i o dziwo nie przechodziło, tylko coraz mocniej rysowało coś w sercu, coś nowego i tak zupełnie odmiennego.

 


Rozum krzyczał " nie dasz rady, nie mamy tyle kasy "... a serce grało " poradzimy sobie "



×
×
  • Dodaj nową pozycję...