Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    58
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    228

Entries in this blog

abromba

Dziennik Abromby

Ciąg dalszy faktów z sezonu grzewczego - wilgotność w salonie ok. 28 %. Nie wiem, co na to pianino i przedwojenna komoda tudzież zegar po babci Abromba - boję się, że się porozsychają. Na górze wilgotność ok. 55 %, więc w sumie optymalna. Ale nawet podczas przebywania w salonie nic mnie w nosie nie drapie.

Dziś podrzuciliśmy do kominka rano, ale do jakiejś 17.00 zrobie przerwę.

 

Spadł śnieg i mam wspaniały nastrój. Postanowiłam bowiem dzielnie odśnieżyć nasz podjazd do garazu. Zrobienie wjazdu do garazu z bocznego tyłu budynku a nie od frontu to nie był chyba najlepszy pomysł, choc optymalny z uwagi na usytułowanie budynku. Ale do odśnieżenia jest ok. 110 m kostki. Do tego dochodzi droga dojazdowa długości ok. 30 m - jak przyjdą duże śniegi to chyba będziemy zostawiali samochód przy drodze gminnej.

Ale wracam do wspaniałego nastroju. Ponieważ duzy wysiłek fizyczny mam raczej niewskazany, więc przez godzinkę prawie łaziłam po podjeżdzie raczej pchając przed sobą tę łopatę on śniegu niż nią machając. Gapiłam się na ptaki, koniarzy, dym z komina sasiada. I uzmysłowiłam sobie, że takiej spokojnej aktywności fizycznej w kontakcie z naturą dawno nie miałam. Te wszystkie proste czynności, jak przyniesienie drew do kominka, zamiecenie, odsnieżenie, są tak naprawdę istotą normalnych czynności zyciowych człowieka. A nie siedzenie przy komputerze i pisanie jakichś mniej lub bardziej mądrych ekspertyz. I to dała mi własnie moja wieś.

Chyba to tak jest z mieszkaniem na wsi, że człowiek stale będzie ulegał dość skrajnym wahaniom nastroju - od zachwytu nad prostotą zycia i możliwością wyciszenia się, po depresję - że się siedzi na zadupiu, albo w sytuacjach awaryjnych jest daleko do lekarza.

Ale dzisiaj u mnie, mimo wrodzonego pesymizmu, zdecydowanie przeważa opcja pierwsza - i niech tak zostanie jak najdłużej.

abromba

Dziennik Abromby

Sezon grzewczy sie rozkręca, więc kilka faktów i przemysleń.

Nadal grzejemy wyłącznie kominkiem. Jest to o tyle naturalne, że teraz cały czas jestem w domu, więc co jakieś 3-4 godziny podrzucam (tzn. gdy zostaje już tylko żar wrzucam z jedną deskę sosnową i jakieś 2- 3 polana.) Przez ostatnie dni grzalismy jednak znów od jakiejś 17.00 do ostatniego polana wrzucanego około 22.00, choć rano jest żar spokojnie umozliwiajacy podsycenie ognia drobniejszymi szczapami. Było po prostu za gorąco (w salonie ok. 24 stopnie, na górze ok. 20).

Z lisciastych wrzucamy drzewo z jesieni zeszłego roku . Topolę (szybko się pali, to wszyscy wiedzą, ale żeby aż taka niekaloryczna była jak niektórzy piszą, to się nie zgodzę). Wierzba też wcale nie jest taka zła. No ale na noc wwalamy polano klonu jesionolistnego - rewelacja. Plus jeszcze mój faworyt jakościowy, choć mizerny rozmiarem - leszczyna. Moc kijów leszczynowych o średnicy 4-7 cm jest naprawdę zadziwiająca; jak ktoś ma w okolicy pościnane, to warto je zdobyć.

 

W związku z sezonem grzewczym odkryłam kolejny mankament mojego domu: brak dobrego miejsca na przezimowanie części roślin, jak kaktusy i inne sukulenty czy cytrusy. W garazu mam co prawda odpowiednią temperaturę, czyli jakieś 5-10 stopni, ale poskąpiliśmy wydatków na okna i w rezultacie mamy zamiast planowanych trzech jedno okienko, które w lecie w zasadzie wystarcza, teraz dla roślin jednak nie. Innego chłodnego i jasnego miejsca dla roślin brak.

 

Niestety w garażu trochę za długo przebywała monstera przywieziona z domu po moich rodzicach - nie mogłam się doprosić Abromba, żeby ją wniósł do domu - a bestia ma 17 lat więc trochę mierzy i wazy. Efekt - pięć lisci wskutek zimna do wyrzucenia. Zostały DWA.

Z półtora roku będę musiała czekać, żeby zaczęła jako tako wyglądać. Abromb ma wielki minus.

abromba

Dziennik Abromby

Trzeba sobie powiedziec prawdę:

NAŁÓG POWRÓCIŁ.

Internet zainstalowany celem ułatwienia mi rozwoju naukowego służy głównie siedzeniu na Forum. Oto cała prawda o mnie...

 

Dzisiaj padły cztery kolejne pudła dóbr rozmaitych. Na przykład dotarłam do dokumentów zaopatrzeniowych z czasów budowy moich rodziców (stan wojenny) kiedy to Urząd Miejski wydawał kwit na zwrócenie się do Spółdzielni Samopomoc Chłopska o sprzedaż i wydanie materiałów budowlanych (eternitu nota bene...).

Pojawiła się także Pani Olga - sympatyczna dwudziestokilkuletnia dziewczyna, żeby posprzątać i chyba już będzie do nas przychodzić. Po ostatnich przykrych doswiadczeniach z ulgą patrzyłam na efekty jej pracy. Dom zaczyna nosić znamiona domu, chociaż co sobie dziewczyna o nas pomyślała, lepiej nie dociekać.

I zawisły dwie półki na książki. Jak na nas - wielki sukces.

abromba

Dziennik Abromby

Ostatnie trzy dni spędziłam głównie rozpakowując kolejne pudła i wory. Są tego potworne ilości. Mam w genach patologiczne i nieuleczalne skłonności do gromadzenia wszystkiego, co się da. Moja mama też tak miała, więc część worów przejęłam po niej w spadku. Bo po przejęciu domu rodzinnego przez brata odziedziczyłam masę worów właśnie.

No i sortowałam to dzielnie. Mąż naciskał, żeby powyrzucać, co się da, ale jak tu wyrzucić własną sukienkę do chrztu. Albo na przykład przeglądając papiery po Mamie znalazłam taki rarytas jak kwity wymiany dolarów na bony dolarowe . No jak to można wyrzucić???!!! Worki i paczki są więc metodycznie przepakowywane w inne worki i paczki, tym razem dokładnie opisane, z których większość wedruje na strych - a ten mam zaiste duzy - ku rozpaczy męża naturalnie.

abromba

Dziennik Abromby

Teraz o wpadce Nr 2. Ta nie jest aż tak poważna, ale wystarczająco denerwująca, a do tego niestety nieodwracalna. A mianowicie panowie kostkarze brukowi zrobili mi podjazd do garażu w wersji tarasowej. Wjazd do garażu był wyniesiony jakieś 40 cm nad macierzysty poziom gruntu, ale wyraźnie pokazałam im, że ma się do garazu wjeżdżać leciutko pod górę. Tymczasem oni nawieźli piachu i wyprofilowali to jakoś tak, że krawędź podjazdu wystaje nad pozostały teren z pół metra. W dodatku podjazd idzie w odległości jakichś dwóch metrów od siatki odgradzającej nas od sąsiadów, więc spoglądamy na część działki sąsiadów z góry, czując się jak modelki na wybiegu - tylko wymiary nie te (na szczęście oni też mają spadek ku miedzy). Po prostu kretyńsko to wyszło. Najgorsze jest to, że na początku jakoś nie zauważyliśmy, że to jest aż tak wysoko i odebraliśmy robotę płacąc. Teraz trzeba będzie kombinować u umocnieniem skarpy roślinami no i obsadzeniem siatki jakimiś zasłaniającymi wzajemne widoki krzewami.
abromba

Dziennik Abromby

Teraz będzie o dwóch wpadkach. Wpadek przy budowie domu było oczywiście więcej, ale w sumie - jak porównuje z historiami innych osób, to moge stwierdzic, że całkiem gładko to przeszło.

Wpadka Nr 1 mogła mieć straszliwe konsekwencje, gdyby nie to, że na razie nie zrobiliśmy łazienki na górze. A mianowicie w pomieszczeniach przylegających do komina, w którym był kanał wywiewki kanalizacji i kanały wentylacyjne - to jest kotłowni, łazience na górze i na dole - odkąd zaczęliśmy użytkowac szambo POTWORNIE zaczęło śmierdzię. Takim świeżym szambem właśnie. Po licznych ppróbach okazało się, że ten smród wali kanałami wentylacyjnymi. Doraźnie mozna było je zatykać - ale nie wentylowana a używana łazienka to kiepski pomysł. Kominiarz który robił odbiór kominiarski sugerował, że może przegrody są źle wymurowane albo komin za niski. No to przyjechał facet od instalacji w ramach gwarancji i wystawił na pół metra nad komin ohydną rurę PCV - że to niby przedłużenie tej wywiewki - a tu dalej śmierdzi. Więc my z reklamacją do generalnego wykonawcy, żeby przyjrzał sie tym kanałom wentylacyjnym.

Ten biegał z lusterkiem, obchodził, myślał, a w końcy wziął młot, rozpier..... ścianę od komina w górnej łazience - i okazało się, że ten skunks od instalacji nie wyprowadził nam rury od wywiewki do komina (więc ciekawe, jak wyprowadził tę część ponad komin - skoro te rury się nie stykały!!!!) Ta właściwa rura od wywiewki kończyła się na wysokości metra od podłogi piętra. Ponieważ skunks od instalacji podobno miał zwichnięte kolano, nasz generalny wykonawca wszystko naprawił, a ponieważ panowie na wielu budowach kooperują ze sobą, stwierdził, że jakoś to sobie od niego odliczy.

Słowem:

1.Opatrzność nad nami czywała, że nie musieliśmy rozkuwać zrobionej łazienki na górze

2. Potwierdza się po raz kolejny, że mój generalny wykonawca, o którym już wiele razy ciepło pisałam, jest Wspaniały

3. Potwierdza się to, czgo się obawiałam, że wykonawca od instalacji, o którym kilka razy pisałam cierpko, wspaniały nie jest. I teraz wolę nie myśleć, co tak naprawdę kryje mi sie pod podłogami i w ścianach tych instalacji za 40 tys. Niestety nie staliśmy nad nim. Tak więc ostarzegam, że jeżeli ktoś korzysta z usług Stanisława G. (nazwiska z uwagi na konsekwencje prawne nie ujawnię) z Wołomina czy właściwie okolic, to trzeba nad nim stać, rozliczyć go z każdego nypla, trójnika i kawałeczka rury.

abromba

Dziennik Abromby

3. Zapóźnienia cywilizacyjne wsi polskiej

 

No bo tak chyba trzeba nazwać dość częste wyłączenia prądu. Powiedzmy że raz w tygodniu. Od jakiegoś czasu jest trochę lepiej, ale bywało różnie. Zdecydowanie nie można bazować na samym prądzie - gaz do gotowania jak najbardziej wskazany, choćby butla turystyczna.

Moja wieś ma jeszcze inną specyfikę - w lecie ok. 19.00 systematycznie na godzinę - dwie przestawała płynąć woda. W gminie dowiedziałam się, że podobno sieć wodociągowa prawie wszędzie ma ten sam przekrój - co przy wieczornym podlewaniu ogródków dawało ww efekt. Co to znaczy przy umorusanym dwulatku, nie musze chyba pisać....

 

Spalaniowa gospodarka odpadami kwitnie. Dla ludności rolniczej jest absolutnie naturalne, że wszelakie folie i tym podobne tworzywa sztuczne wędrują do atmosfery. Jakieś pół kilometra od nas sąsiad, skądinąd naprawdę sympatyczny, ma pakowalnię warzyw. No i "utylizuje" te folie i styropiany kilka razy w tygodniu. Inni wysyłaja przez kominy sama nie wiem, co. Koszmar!!!! Delikatne rozmowy nic nie dają - a do ostrzejszych działań trzeba będzie zmontować jakąś koalicję Napływowych.

 

4. Sprzątanie 170 metrów domu dla mnie niewykonalne. Może jak juz wyjdziemy z paczek i wszystko będzie wykończone na tip-top oraz na swoim miejscu - bedzie lepiej.

 

5. Od przeprowadzki młodemu skończyły się ciągłe infekcje, mi też. Przerobilismy jesiennny wirus, ale wszyscy wokół chorowali. Słowem - cel sanatoryjny wsi został osiągnięty. Teraz niestety rozpocznie się sezon grzewczy (vide pkt. 3), więc pewnie się pogorszy.

abromba

Dziennik Abromby

Wiejskie Przemyślenia Abromby

 

1. Dojazdy.

Potwierdzam, że wyrwanie się z centrum dużego miasta to jednak terapia wstrząsowa. Najpierw człowiek ma poczucie pobuty na wakacjach, ale potem musi się nauczyc, że nie da się w kilka minut z chwili na chwilę iść do kina, knajpy , fryzjera. Inrastruktura na mojej wsi jest podstawowa - da się żyć, ale nic nadto - z większymi sprawami trzeba jeździć do Piaseczna, a z większością do Warszawy.

Na szczęście mamy pracę rozliczaną zadaniowo, a nie siedzenie od 8 do 16. Dzięki temu daje się żyć, ale dla osób o takich stałych "korkowych" godzinach pracy dojazdy, jesli na trasach są korki, to naprawdę horror. Wiem że piszę truizmy, ale chyba nigdy ich dość. My na szczęście mamy poziąg - co prawda jeżdżący zwykle raz na godzinę, ale bardzo nam to ułatwia życie. Słowem - ja jestem zwolenniczką bydowania się w miarę możliwości przy ciagach kolejowych.

 

2. Prace polowe

niniejszym oświadczam, że 2200 m działki do zagospodarowania (po odjęciu domu) to CHOLERNIE dużo. Tylko żeby było jasne - tu cała działka była do zrobienia, bo wcześniej była polem kukurydzy. czyli zero dzrew, krzewów, bruzdy po orce. Wsadziłam masę małych drzewek (myśle, że koło 80) - takich do pół metra, z piętnaście metrowych - i nic nie było widać). Myślę, że ktoś kto chce mieć namiastkę starszego ogrodu, czyli drzewa półtora - dwumetrowe, powinien zaplanować tę pozycję w budżecie. ja na szczęście od kilku lat miałam miniszkółkę, korzystałam także z uprzejmości Whisperów i Pontypendy z ich działek samosiejki skazane na zagładę, na parapetówę stanowczo żądałam przyjazdu z roślinami, ale i tak bez spłukania się w szkółce roślin się nie obyło.

Ponadto kupując działkę nie przewidziałam, że mając małe dziecko będę miała tak mało czasu. Jestem ekstremalnym typem wielbiciela rycia w ziemi (kosztem sprzątania w domu ), ale niestety przy Krzyśku trudno poszaleć. Co rodzicom małych dzieci poddaję pod rozwagę.

 

Osobna hisoria to glina na mojej działce. Bardzo chciałam mieć żyzną, gliniastawą działkę. Ale rezultat mnie przytłoczył. Może to wina pogody w tym roku - w maju powódź i zasysające bytu błoto, a potem susza. Susza była jeszcze gorsza, bo z gliny się zrobiła skała i praktycznie żadnych prac polowo - ogrodniczych bez silnego mężczyzny się nie dało wykonać - a i on miał problem, nawet przy użyciu szpadla Fiscars. Kilof byłby lepszy.

 

Sprzęt Fiscarsa jest świetny. Szpadel i widły amerykańskie sprawdziły się do tej skały, a siekierką Abromb porąbał ok. 15 m drewna i nie wyszczerbiła się.

Drewna mamy zgromadzony przegląd licznych gatunków. Jest zeszłoroczny klon jesionolistny z Muranowa (ok 2m) . Metr jakich wiśni, śliw i czereśni, po 2 m akacji i grabu, 3 m buka i reszta brzozy. Po zimie będę zatem mogła powiedzieć, co i jak się pali. Jeśli ktoś lubi rąbać, to zdaniem mojego męża najlepiej kupować pocięte kawałki do rąbania. Akację i grab kupiliśmy w nadleśnictwie w metrówkach, kloce grube jak diabli i strasznie się Abromb namęczył z ich pocięciem spalinówką. Zresztą grab był juz podsuszony i potwornie twardy (no, akacja tez miękka nie jest) tak że przy cięciu iskry szły. Za to rąbał się ślicznie (pardon, Abromb rąbał) może to kwestia układu słojów? Nie wiem.

Natomiast z naszych obserwacji wynika, że kupejąc drewno takie prosto do kominka trzeba jeszcze bardzie uważać na oszustwa, bo sprzedawcy osiagają mistrzostwo w pakowaniu tych kawałków tam, żeby do metra wchodziło jak najwięcej powietrza.

abromba

Dziennik Abromby

To, co przeczytacie poniżej wcześniej jak ostatnia (....kazdy wpisuje odpowiednie słowo) wrzuciłam do komentarzy. Więc, żeby był jako taki porządek - kopiuję do dziennika.

 

Od przedwczoraj - po dramatycznej decyzji, że bez internetu żyć się nie da, pozbylliśmy się znaczącej części pocztu królów polskich na papierkach ze znakiem wodnym i daliśmy zarobić Plus GSM. No to melduję, że jestem ponownie.

Pierwsza uwaga - półroczny odwyk zadziałał, bo co prawda weszłam na Forum, głównie żeby sprawdzić, co się pozmieniało i obejrzec dokonania budowlane innych Forumowiczów, ale szybko przeszłam na strony powiedzmy istotne dla mnie zawodowo. Zobaczymy, co będzie dalej...

 

Ale ponieważ od pół roku mieszkam na mojej wsi, więc myślę, że mam już troche cennych przemyśleń na temat "życie na wsi". Dla tych, którzy mnie nie kojarzą skrótowa informacja: mieszkam na wsi na południe od Piaseczna, 35 km na południe od centrum Warszawy, z którego to centrum uciekliśmy. Wieś ta, jak wiele innych, pada ofiarą zjawiska określanego ostatnio jako zywiołowe rozprzestrzeniania się miast - i dość szybko traci swój wiejski charakter, stając się sypialnia Warszawy dla - powiedzmy -klasy średniej. na stanie mamy jeszcze Krzysia - wiek 2 lata 8 miesięcy, co przy życiu na wsi jest istotne.

abromba

Dziennik Abromby

Chwila dostępu do internetu, więc korzystam....

W domu pojawiły się balustrady wewnętrzne, więc wreszcie jest bezpiecznie. Za to pojawiły się również dodatkowe elementy wskazujące na zamiar przekierowania wody sąsiadów w naszą stronę - cegły dziurawki w przedłużeniu ich podmurówki - skierowane dziurkami w stronę od nich do nas - niby przy drodze wewnętrznej, ale tam właśnie będziemy mieć wjazd. Czarno widzę te dobrosąsiedzkie stosunki....

W ogródku impas - przez wodę i chłód.

abromba

Dziennik Abromby

Rytm dnia ciągle na etapie docierania. Rano trzeba wyjechać przed 6. 40 - wtedy zdążamy przed korkiem w Piasecznie i około 7.20 - 7.30 jesteśmy pod żlobkiem. W poniedziałem wyjechaliśmy o 6.53 i pod żłobek dojechaliśmy po półtorej godziny. POtem jedno z nas około 14.00 odbiera Krzycha ze żłobka, a drugie wraca pociągiem. Nienormowany czas pracy to jednak błogosławieństwo w takim układzie komunikacyjno -życiowym.

 

Jak pisałam, Krzysiek bardzo źle zniósł przeprowadzkę. Z uroków wsi nie za bardzo może korzystać z racji pogody i błota, więc popłakuje sobie, że chciałby wrócić do mieszkanka. Od przyszłej środy mam dwa tygodnie urlopu więc posiedzę z biedakiem. Ponadto ma się u nas pojawić kotek - może to go (Krzycha) jakoś pocieszy...

abromba

Dziennik Abromby

Ponadto mamy problem z wyziewami z kanallzacji. Mamy i odpowietrzenie pionu kanalizacyjnego, i szamba - ale z wylotów rur, do których nie było jeszcze nic podłączone, niemiłosiernie jechało takim mydlano - amoniakowym fetorkiem. Pozatykałam to wełną, ale nadal chyba jest lekki nawiew" przez pralkę.
abromba

Dziennik Abromby

Wysyłam po kawałku, bo ciągle mam jakieś problemy z wysyłaniem wiadomości.

 


No więc w sobotę przewieźliśmy drugą partię mebli - z domu po moich rodzicach. Obok kominka stanęło pianino i choć tonęło w stosie paczek, to zrobiło się tak stylowo, że chyba będę sobie musiała suknię z krynoliną sprawić, bo chodzenie po takim domu w ubabranych dżinsach to nietakt

 


No ale ponieważ nadal leje, a dodatkowo nasi sąsiedzi mimo deklaracji nie zmienili wyprofilowania swojej działki powodującego spływ dodatkowej wody w naszą stronę - brnę przez teren otaczający mój dom w kaloszach, zapadając się bardzo solidnie.

 

 


Pan od traktora obiecał przyjechać, jak będzie suszej. Czyli kiedy???

 


Bo za trzy tygodnie to co ja biedna początkująca rolniczka posieję i posadzę?

abromba

Dziennik Abromby

Czy pisałam, jak wyrabia sie oko, gdy człowiek zaczyna mieszkać we własnym domu?

Chodzi od pokoju do pokoju, z kuchni do łazienki i badawczo się przygląda.

Wyniki oględzin - niezbyt miłe. Rozłazi się fornir na bokach szafek w kuchni - chyba był zbyt namoczony bejca, teraz spęczniał i oochodzi. Kilka malutkich braków w fudze w łazience - widać od dołu. Nie zestabilizowany brodzik - "chodzi" i już poodklejał się slikon po bokach.

Ponadto nadal bardzo powoli uczę się mojej kuchni elektrucznej i boleśnie przezywam niemożność mycia zastawy z błyszczącymi szlaczkami w mojej zmywarce.

abromba

Dziennik Abromby

3 maja - wtorek. Jest ślicznie, cieplutko. Usiłuje ogarniac ogródek. Dochodzimy do wniosku, że bez traktora jednak sobie z tym zielskiem (zwłaszcza nawłocią) nie poradzimy. Sasiad obiecuje przyjechać w środę.

 

4 maja - sroda.

Załatwiamy powrót Krzyska do żłobka na naszym podwórku na Muranowie. Modlę się, żeby znów nie złapał zapalenia uszu.

Sąsiad z traktorem nie dociera. Docierają za to meble z Muranowa.

 

5 maja - czwartek. Zaczyna lać, a teran wokół domu zmienia sie w pole do sadzenia ryżu. Aha. Zapomniałam napisać, że w sobotę kopara wykorytowała humus z podjazdu i wsypała trochę piasku. Jak się okazuje - za mało. Jestem w totalnej rozsypce, z Krzychem u boku nic niestety nie daje się ogarniać. Za to wpadli Dobrzy Ludzie Jezierowie i bardzo mnie to podtrzymało na duchu.

abromba

Dziennik Abromby

Wpadłam przed pracą do mieszkanka ( wyjazd z domu o 6.30,żeby zdążyć przed korkami), więc zrobię retrospektywę ostatnich dni.

 

29 kwietnia - piątek - z wyładowaną przyczepą opuszczamy niegościnny Muranów.

 

30 kwietnia - sobota. Przyjechała szeroko rozumiana rodzina męża na czele z teściami. Mieli trochę pomóc ogarnąć wszystko - raczej organizowali wszystko po swojemu.

 

1 maja - niedziela.

Przyszła niemal umówiona kandydatka na następczynię naszej niani. Postępowanie z Krzyśkiem w stylu pasienia krów - byle tylko w szkodę nie wlazł. On na ulicę - ona za nim . On w błoto - ona sie patrzy. Kontaktu werbalnego niemal zero. Na koniec próby przeprowadzamy z panienką rozmowę, że to musi inaczej wyglądać. Zasypiam pełna niepokoju, jak instalować kamery, gdzie schowa rzeczy bardzo osobiste i wartościowe. Lekko nie jest.

 

2 maja - wtorek.

) 7.20 Abromb przywozi Ukrainkę, która ma posprzątać.

O 8.00 Przychodzi kandydatka na nianię i obwieszcza, że zrezygnowała. najpierw szok i załamanie, potem jednak ulga. Zupełnie nie czułam do niej zaufania.

A Ukrainka ochoczo (przynajmniej takie wrażenie robi) SZORUJE okna. Mówię, żeby robiła to delikatniej – a ona swoje.W efekcie porysowała mi te P2. Ponadto zalała scinę cieczą domycia okien.

Zostałam bez niani i ze świadomością, że jak sama nie posprzątam, to chałupa będzie sie nadawać do wymiany.

abromba

Dziennik Abromby

Dzisiaj rzutem na taśmę sadziłam śliwki - mam nadzieję , że się przyjmą, bo już trochę późno.

Data przeprowadzki wyznaczona na 4 maja godz. 9.00. Ale ja wyjadę jutro wieczorem i już do umeblowanego mieszkania nie wrócę...

Nie lubiłam tego mieszkania, więc mi go nie żal, ale tak jakoś dziwnie.

Chyba też żegnam się z Forum - będę tu bywac może raz na dwa tygodnie (brak dostępu do internetu).

Dziwnie jakoś...

abromba

Dziennik Abromby

Przeprowadzka zbliża się, a my w proszku.

Wczoraj nasza niania obwieściła, że z powodów rodzinnych (obiektywnie ważnych) odchodzi z końcem tygodnia. Szybka akcja ratunkowa wyłoniła jakąś kandydatkę, która mieszka z kilometr od nas na naszej wsi, co jest niewątpliwym plusem, ale mieliśmy nadzieję, że zmiana opiekunki nastąpi za miesiąc - dwa, żeby młody miał czas na adptację. No i nie wiemy, czy nowa niania się sprawdzi...

abromba

Dziennik Abromby

No więc moi drodzy padł ostatni bastion - mam kuchnię. I to kuchnię prawie w 100 % działającą (bo jeszcze nie przeczytaliśmy instrukcji obsługi naszej zmywarki). Olcha bejcowana na czereśniową (a nie jak w założeniu miodową) czereśnię wyszła po prostu ślicznie. Elektryczno - elektryczny Fagorek tez wygląda ślicznie ale....

Ja naiwna przedpotopowa istota nie miałam pojęcia, co w istocie oznacza elektryczna płyta grzewcza. W moim domu rodzinnym była kuchnia elektryczna starego typu ( z takimi żeliwnymi fajerkopodobnymi płytami). A na tej nowoczesności - cóż:

po pierwsze muszę powymieniać 75 % garnków i patelni, żeby idealnie przylegały - dziś przez 20 minut usiłowałam podsmażyć cebulkę;

po drugie - ŻEGNAJ CHIŃSZCZYZNO !

Niestety ukochana przeze mnie instytucja woka nie ma w takich warunkach racji bytu - pozostaje mi chyba okazjonalne używanie gazowej butli turystycznej, którą i tak na tzw. wszelki wypadek będziemy mieć.

Poddaję to pod rozwagę wszytkim gotującym.

Ponadto to mamstale gości - co jest cudowne. Ale prawie nic nie robimy w związku z tym.

Goscić czy pracować - oto jest pytanie.

abromba

Dziennik Abromby

Dziś plik wiadomości z drugiej (męża) ręki:

1) fachowcy grzecznie posprzątali szkło. Obyło się bez tortur - cel osiągnięty łagodną persfazją,

2) kuchnia podobno wyszła b. ładnie

3) zaszalelismy z kolorem i w gabinecie na dole pojawił się ciemny rudo - malinowy kolor Tikkurilli.

abromba

Dziennik Abromby

Z wczoraj na dziś znowu nocowaliśmy. Wczoraj kwitło forumowe życie towarzyskie - nawiedzili mnie Mrtka, Luśka Whispera i Whisper. Dzielnie znieśli bałagan na placu boju, grill który zapaliłam (byłam pewna, że trzeba go solidnie wypalić za pierwszym razem, wrzuciłam gałazki i efekcie spaliła się i wierzchnia farba i plastikowa rączka. Na swoje uprawiedliwienie mam tylko to, że jestem typem ogniskowym, ale na przyjazd gości nie miałam kijków.

Mam prawie osadzoną kuchnię. Olcha,która miała byc bejcowana na miodową czereśnie, wyszła raczej jak czeresnia bursztyn - ale i tak mi się podoba.

 

A dziś nad moją wsią przeszła trąbka powietrzna. Kucam sobie przy świeżo posadzonej brzózce, nagle zaczęło strasznie wiać, a potem zobaczyłam słup badyli szeroki na około 10 m a wysoki na jakiej 40 idący w moim kierunku, z garażu zaczęły wylatywać folie - ale równie nagle wszystko ustało. Strach był za to solidny.

abromba

Dziennik Abromby

Powiedzcie mi, czy wszyscy fachowcy tak mają? Zebraliśmy na kupę gruz betonowy, resztki cegieł klinkierowych i dachówki - zeby wwallić to w podjazd. A kochani fachowcy, po malowaniu, mimo że mieli puste wiadra po farbie, w kórych tradycyjnie zostawiali nam śmieci, tym razem wiadra sobie wzięli, a całe śmieci jak folie z ościeżnicy, gruz z płyt gipsowo kartonowych i co najgorsze - rozbity szklany słoik wwalili w ten gruz. Wiedzą, że mam dwuletnie dziecko. Chyba jak przyjadą następnym razem na robotę, zakładać ostatnie drzwi, to im karzę to szkło wyzbierać.

Niech ta wykończeniówka już się skończy!!!

Pomijam fakt, że pomalowali mi farbą kuchnia - łazienka oprócz kuchni także łazienkę, choć im tego nie zlecałam, dzięki czemu do końca zuzyli biała farbę, do której mieliśmy wlewać pigment. A nie raczyli pomalować postopni.

Wiem, że to są drobiazgi, ale naprawdę mam już tego dosyć. Tak naprawdę trzeba nad nimi siedzieć no-stop i gapić im sie na ręce...

abromba

Dziennik Abromby

W nocy z soboty na niedzielę spałam pierwszy raz. Próbnie. Mi się śniły jakieś koszmary, Młodemu o dziwo nie Bozia, Aniołek, samolot czy pociąg - ale podobno jego chrzestna. Mąż nie wyjawił swoich snów (zresztą nie liczą się , bo on już nocował)

Spaliśmy w pokoju Krzyśka - jako jedyny na górze jest zaopatrzony w wykładzinę. Kominek grzał, w kranie była ciepła woda (ale przysznic jeszcze nie przykręcony, więc trochę harcerska toaleta była). Bardzo brakuje nam kuchni, ale ma przyjechać w tym tygodniu. Nawywoziłam już trochę wazoników i innych bibelotów zagracających mieszkanie, postawiłam na półce w salonie i całkiem rodzinnie się zrobiło. No i mieliśmy pierwszych gości. Na tę okoliczność piekliśmy kiełbaski w kominku (było już za ciemno na grilowanie) i oczywiście ufajdałałam mazią z nich wypływającą granitową półkę pod kominkiem. Podobno tych plam nie widać, ale ja widzę.

Domek sprawdza się komunikacyjnie - rozmieszczenie pomieszczeń jest bardzo naturalne.

Chyba będzie nam tam dobrze.

abromba

Dziennik Abromby

Wczoraj jaja z wykończeniówką. Kocham wykańczających mnie i dom wykonczeniowców.

Najpierw Pan Kafelkarz. Umówił się z mężem na określoną kwotę za zrobienie łazienki ( w tym była pozycja "sufit podwieszany" i "oświetlenie". A wczoraj zaczął ściemniać, że oświetlenie to nie instalowanie halogenów, za których to pięciu halogenów wkręcenie chce "wyrównać" do równego rachunku - czyli de facto wziąć dwie stówy.

 

Potem długie rozmowy z Panem Od Kuchni. Wycenił nam kuchnię z blatami olchowymi bejcowanymi na miodową czereśnię na 7 tys., więc się napaliliśmy. A teraz niebożątko uświadomił sobie (podobno) i nam, że mamy w sześciu miejscach wyraźnie widoczne boki szafek i właściwie to żeby było ładnie, trzebaby je zrobić w fornirze, co będzie nas dodatkowo kosztować około 1,5 tysiąca zlotych polskich umocnionych ostatnio względem walut obcych.

Dziś przyjechała umywalka Dama Senso Compacto Roca - jutro zostanie osadzona.

Mam dość.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...