Indywidualna "Stodoła"
Przez orvis,
Nareszcie słońce….. ! Odtańczyliśmy taniec radości i złożyliśmy dziękczynne ofiary ?
Walka z wielka wodą dobiega końca. W obrzeżach naszej działki wykopaliśmy rowy. Zaangażowaliśmy się także w remont prawie całej „instalacji” melioracyjnej, do której te rowy prowadzą.
Zaczęły się prace przy wykopie...
http://i42.tinypic.com/300aer4.jpg" rel="external nofollow">http://i42.tinypic.com/300aer4.jpg
i przyszła powódź
http://i50.tinypic.com/k12gci.jpg" rel="external nofollow">http://i50.tinypic.com/k12gci.jpg
Od poniedziałku działka znowu zaczęła przypominać suchy ląd i Małżonek zrobił nowy harmonogram dla ekip różnych. Zaczęliśmy budowę domu.
Dokończone zostały wykopy i wylany został chudziak:
http://i47.tinypic.com/2yy2ipt.jpg" rel="external nofollow">http://i47.tinypic.com/2yy2ipt.jpg
"Nasi" górale walczą, zablokowaliśmy ruch w całej wsi, aby przywieźć stal i zaczęło się "kręcić" zbrojenie:
http://i45.tinypic.com/315luoj.jpg" rel="external nofollow">http://i45.tinypic.com/315luoj.jpg
(hip, hip, hurra!).
http://i46.tinypic.com/2d1sigx.jpg" rel="external nofollow">http://i46.tinypic.com/2d1sigx.jpg
http://i46.tinypic.com/72sjmh.jpg" rel="external nofollow">http://i46.tinypic.com/72sjmh.jpg
Tak było wczoraj, w piątek znowu lanie betonu...
Zdaniem Kierbuda jedynie woda stanowiła problem. A że w tym roku było jej wyjątkowo dużo, to i bardziej nam zalazła za skórę. Dialog Małżonka z Kierbudem na ten temat wyglądał tak:
- Panie S. największym naszym wrogiem jest teraz woda.
- A mówił pan, że pieniądze.
- Nie, no skąd! Pieniądze są naszym sprzymierzeńcem. A sprzymierzeńców nie możemy się pozbywać zbyt szybko.
Kierbud ma też ustaloną filozofię postępowania z pracownikami. Widząc efekty rozmów Małżonka z drogowcami zabronił mu kontaktów werbalnych. „Bo panie S. to nie można tak się uśmiechać i potakiwać. To trzeba twardo”
Coś w tym musi być, bo pod okiem Kierbuda droga biegła prosto, a potem się nieco zwichrowała. Nie mówiąc już o ostatnim osiągnięciu naszego koparkowego…. ?
A było to tak: po wykopaniu rowów powstały „nieupragnione” wzgórza, które kolidowały z moim planem zadrzewienia. Poprosiliśmy zatem koparkowego o wyrównanie terenu oraz - przy okazji - o „przekopanie”, by pozbyć się upartych kolczastych zasieków z jeżyn oraz samosiejek czeremchy. Podkreślaliśmy kilkakrotnie, że jesteśmy stanowczo za utrzymaniem obecnego
„drzewostanu” obejmującego duże czeremchy, krzywe sosenki i brzozy bez względu na ich rozmiar. Aby ułatwić panu od koparki pracę Małżonek poświęcił wyjściową koszulę przeznaczając ją na „wstążki” do oznaczenia badylków do wyrwania. Oznaczyliśmy także dokładnie obszar występowania pożądanej roślinności niskopiennej, wbijając wokół paliki. Pracownik i jego maszyna z zapałem przystąpili do pracy. Małżonek powiadomiony o ogromnym postępie prac pojechał sprawdzić co i jak….Po powrocie kazał mi usiąść. Trzeba było posłuchać - nie byłoby twardego lądowania. Okazało się, że pracownik zrozumiał wszystko odwrotnie i z niespotykaną wręcz energią zajął się usuwaniem naszych ukochanych drzewek. W ten sposób uśmiercił brzózkę i kilka
z czeremch. Płakałam rzewnymi łzami. Chodziliśmy koło tej malusiej brzózeczki, głaskaliśmy po listkach wdzięczni, że chciała sobie u nas wyrosnąć, a tu masz… Całe szczęście, że pracownik nie zabrał się za duże drzewka, tylko zaczął od tych malutkich – ktoś by nie przeżył późniejszej konfrontacji.
http://i50.tinypic.com/fc1ba1.jpg" rel="external nofollow">http://i50.tinypic.com/fc1ba1.jpg
O roślinach napiszę jeszcze później...
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 999 wyświetleń