Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    10
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    45

Entries in this blog

orvis

Indywidualna "Stodoła"

 

Nareszcie słońce….. ! Odtańczyliśmy taniec radości i złożyliśmy dziękczynne ofiary ?

 

Walka z wielka wodą dobiega końca. W obrzeżach naszej działki wykopaliśmy rowy. Zaangażowaliśmy się także w remont prawie całej „instalacji” melioracyjnej, do której te rowy prowadzą.

 

 

Zaczęły się prace przy wykopie...

 

 

http://i42.tinypic.com/300aer4.jpg" rel="external nofollow">http://i42.tinypic.com/300aer4.jpg

 

 

i przyszła powódź

 

 

http://i50.tinypic.com/k12gci.jpg" rel="external nofollow">http://i50.tinypic.com/k12gci.jpg

 

 

 

Od poniedziałku działka znowu zaczęła przypominać suchy ląd i Małżonek zrobił nowy harmonogram dla ekip różnych. Zaczęliśmy budowę domu.

 

Dokończone zostały wykopy i wylany został chudziak:

 

 

http://i47.tinypic.com/2yy2ipt.jpg" rel="external nofollow">http://i47.tinypic.com/2yy2ipt.jpg

 

 

"Nasi" górale walczą, zablokowaliśmy ruch w całej wsi, aby przywieźć stal i zaczęło się "kręcić" zbrojenie:

 

 

http://i45.tinypic.com/315luoj.jpg" rel="external nofollow">http://i45.tinypic.com/315luoj.jpg

 

 

(hip, hip, hurra!).

 

 

http://i46.tinypic.com/2d1sigx.jpg" rel="external nofollow">http://i46.tinypic.com/2d1sigx.jpg

 

 

http://i46.tinypic.com/72sjmh.jpg" rel="external nofollow">http://i46.tinypic.com/72sjmh.jpg

 

 

Tak było wczoraj, w piątek znowu lanie betonu...

 

 

Zdaniem Kierbuda jedynie woda stanowiła problem. A że w tym roku było jej wyjątkowo dużo, to i bardziej nam zalazła za skórę. Dialog Małżonka z Kierbudem na ten temat wyglądał tak:

 

- Panie S. największym naszym wrogiem jest teraz woda.

 

- A mówił pan, że pieniądze.

 

- Nie, no skąd! Pieniądze są naszym sprzymierzeńcem. A sprzymierzeńców nie możemy się pozbywać zbyt szybko.

 

 

Kierbud ma też ustaloną filozofię postępowania z pracownikami. Widząc efekty rozmów Małżonka z drogowcami zabronił mu kontaktów werbalnych. „Bo panie S. to nie można tak się uśmiechać i potakiwać. To trzeba twardo”

 

Coś w tym musi być, bo pod okiem Kierbuda droga biegła prosto, a potem się nieco zwichrowała. Nie mówiąc już o ostatnim osiągnięciu naszego koparkowego…. ?

 

A było to tak: po wykopaniu rowów powstały „nieupragnione” wzgórza, które kolidowały z moim planem zadrzewienia. Poprosiliśmy zatem koparkowego o wyrównanie terenu oraz - przy okazji - o „przekopanie”, by pozbyć się upartych kolczastych zasieków z jeżyn oraz samosiejek czeremchy. Podkreślaliśmy kilkakrotnie, że jesteśmy stanowczo za utrzymaniem obecnego

 

„drzewostanu” obejmującego duże czeremchy, krzywe sosenki i brzozy bez względu na ich rozmiar. Aby ułatwić panu od koparki pracę Małżonek poświęcił wyjściową koszulę przeznaczając ją na „wstążki” do oznaczenia badylków do wyrwania. Oznaczyliśmy także dokładnie obszar występowania pożądanej roślinności niskopiennej, wbijając wokół paliki. Pracownik i jego maszyna z zapałem przystąpili do pracy. Małżonek powiadomiony o ogromnym postępie prac pojechał sprawdzić co i jak….Po powrocie kazał mi usiąść. Trzeba było posłuchać - nie byłoby twardego lądowania. Okazało się, że pracownik zrozumiał wszystko odwrotnie i z niespotykaną wręcz energią zajął się usuwaniem naszych ukochanych drzewek. W ten sposób uśmiercił brzózkę i kilka

 

z czeremch. Płakałam rzewnymi łzami. Chodziliśmy koło tej malusiej brzózeczki, głaskaliśmy po listkach wdzięczni, że chciała sobie u nas wyrosnąć, a tu masz… Całe szczęście, że pracownik nie zabrał się za duże drzewka, tylko zaczął od tych malutkich – ktoś by nie przeżył późniejszej konfrontacji.

 

 

http://i50.tinypic.com/fc1ba1.jpg" rel="external nofollow">http://i50.tinypic.com/fc1ba1.jpg

 

 

O roślinach napiszę jeszcze później...

orvis

Indywidualna "Stodoła"

 

Nadal cierpimy na nadmiar wody.

 

 

http://i44.tinypic.com/5f15zt.jpg" rel="external nofollow">http://i44.tinypic.com/5f15zt.jpg

 

 

Na szczęście Małżonka zdolności dyplomatyczne zaowocowały komitywą z właścicielem rowu melioracyjnego. Panowie wspólnie uradzili, ze po "wyremontowaniu" rowu (przez nas) będziemy mogli z niego korzystać. Promyk nadziei przedarł się więc przez deszczowe śląskie chmury i wesoło zaświecił nad naszą działeczką.

 

W ogóle ostatni tydzień to prawdziwe pasmo sukcesów:

 

- zakończyliśmy budowę drogi donikąd

 

 

http://i42.tinypic.com/2hnwdvr.jpg" rel="external nofollow">http://i42.tinypic.com/2hnwdvr.jpg

 

 

W przyszłości ma to być urocza alejka prowadząca do naszej "posiadłości". Chwilowo jest to fascynujący przykład sztuki drogowej, powstały ku wyraźnej radości naszego sąsiada, któremu teraz niestraszne wiosenne nawałnice.

 

- skończyliśmy przyłącze elektryczne

 

Wczoraj na naszej drodze pojawiły się dwa nowiutkie słupy. Zaowocowało to bliższą znajomością z drugim sąsiadem, który w wymianę jednego ze słupów będzie zaangażowany osobiście - swoim kawałkiem podwórka.

 

- nowy geodeta "znalazł" 1,5 metra działki

 

Trochę początkowo zmartwieni nagłym rozstaniem ze "starym" geodetą (którego kierbud wysłał z powrotem na studia ) teraz skaczemy z radości, bo mogliśmy poszerzyć wjazd do garażu. Małżonek śpi spokojniej, bo wizja manewrowania na takim wąskim podjeździe nieco go martwiła. (Mnie nie, bo od razu uprzedziłam Małżonka, że będę parkować przed garażem )

 

 

http://i39.tinypic.com/m93wck.jpg" rel="external nofollow">http://i39.tinypic.com/m93wck.jpg

 

 

- urozmaiciliśmy krajobraz

 

 

http://i42.tinypic.com/24pxrgz.jpg" rel="external nofollow">http://i42.tinypic.com/24pxrgz.jpg

 

 

Ziemię z wykopu pod twardą nawierzchnię na naszej drodze wykorzystaliśmy do budowy pasma górskiego na wolnym kawałku ziemi. Sąsiadka lat 7 jest zachwycona i spędza "w górach" cały wolny czas.

 

- wytyczyliśmy obrys płyty fundamentowej

 

 

http://i40.tinypic.com/zvu6o6.jpg" rel="external nofollow">http://i40.tinypic.com/zvu6o6.jpg

 

 

W końcu zobaczyliśmy na własne piękne oczęta ile miejsca nam zostanie do hasania. Zatyczkowane pole nabrało znamion "własności". Jakoś bardziej czuję, że jest nasze osobiste. Poza tym robi imponujące wrażenie

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Walki z żywiołem ciąg dalszy....

 


Niestety sprawdza się długoterminowa prognoza pogody: leje i leje.... Działka już wkrótce zamieni się w trzęsawisko, a Małżonek w ptaszę błotne.

 


Pozamawiane ekipy stawiają się jedna po drugiej i... grzęzną. Energetycy postawili skrzyneczkę, ale na słup za miękko. Boją się, że im wsyśnie 25-tonowy dźwig. Drogowcy skapitulowali w połowie roboty. Do półmetka jakoś się trzymali, ale potem się wystraszyli, przejechali tuję sąsiada i zwinęli swoje zabawki. Dlatego pół drogi wygląda tak:

 

 


http://i44.tinypic.com/s2gp37.jpg

 


a drugie pół tak:

 

 


http://i44.tinypic.com/so61eh.jpg

 

 


Działkowy staw to doskonała okazja do wtopienia się w lokalną społeczność. Owocuje to dopuszczaniem do kolejnych stopni wtajemniczenia. Dowiedzieliśmy się, że dostępny z naszej posesji rów melioracyjny ma właściciela. Właściciel wykazał zrozumienie dla naszej sytuacji i potrzeby pozbycia się części wody z działeczki, ale czeka na ruchy gminy, od której potrzebuje 26 cm pola na dojazd. Wychodzi z tego ładny precelek z naszym jeziorkiem w środku. Małżonek rozpatruje wykopanie "konkurencyjnego" rowu.

 


Kierbud doradza opóźnić start przedsięwzięcia i w głębi duszy czujemy, że ma rację. Teraz próba pokonania niesprzyjających "okoliczności" przyrody będzie nas kosztować sporo czasu, nerwów i pieniążków. Zabezpieczenie wykopu przed garnącym się do nas wodnym światem to spory problem. Ciekawe tylko ile przyjdzie nam czekać. O ile pamiętam tę urocza prognozę, to będzie lało aż do wakacji. Zaproponowałam, że przez ten czas możemy założyć SPA i oferować kąpiele błotne, ale Małżonek jakoś się nie zachwycił tym pomysłem.

 

 


Przy okazji ostatniej wizyty znaleźliśmy na działce dzikiego lokatora...

 

 


http://i43.tinypic.com/jrzght.jpg

 


Samowolnik został wyeksmitowany do lasu. W przypadku pozostania mógłby zostać pieczoną żabą lub bardzo płaską żabą - mimo wszystko jakieś prace prowadzimy

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Nie pisaliśmy całe mnóstwo czasu. Powodów było kilka:

 


1. Ostatnie wakacje

 


Zaciskanie pasa czas zacząć, więc zaczęliśmy od... wakacji. Trochę to nietypowe, ale planowaliśmy wspólny zimowy wyjazd od dawna. Czeka nas ciężki rok - warto było zregenerować siły w cieplejszym klimacie.

 


2. Poszukiwania

 


Małżonek stał się chyba najbardziej gorliwym czytelnikiem Forum. Trudno jednak było coś z niego wyciągnąć, bo wciąż się gdzieś z kimś spotykał: z ekipą budowlaną, z "szybownikami", z geologami, hydrologami, z "pompiarzami", specami od wody, hurtowniami materiałów budowlanych, "dachowcami", drogowcami itp. Rzadko się widywaliśmy, za to komórki rozgrzewały się do czerwoności.

 


3. Utknięcie na Forum

 


To chyba powód najcięższego kalibru…. Zaczęłam czytać kilka wątków, kilka dzienników budowy i - nie wiedzieć kiedy - minęły 2 miesiące Też tak macie?

 

 


http://i39.tinypic.com/mjwmrp.jpg


http://i40.tinypic.com/1hbfbn.jpg

 

 


Zima mija nareszcie, a my mamy - uwaga! - pozwolenie na budowę, które uprawomocni się 29 marca!

 


Życie jest piękne!

 


Inne sukcesy: zrobiliśmy projekt ogrodu - będzie cudnie!

 


W poniedziałek przyjechali energetycy zakopać nam kabel (nie mylić z przyłączeniem, ale to inna historia). Przy okazji mamy już pierwszy obiekt na działce – skrzyneczka jest prześliczna.

 

 


http://i42.tinypic.com/rm1cbb.jpg

 


Kończymy projekt wykonawczy tzn. architekt kończy, a my wydziwiamy.

 


Prawie mamy koncepcję wnętrz.

 

 


Mamy Kierbuda – to też piękna historia, którą - mam nadzieję – wkrótce opowiem.

 


I najważniejsze: jeszcze się nie rozwiedliśmy! A było już kilka razy gorąco, gdy twórczo nastawionych panów sprowadzałam na ziemię pytaniami typu: "A jak to się będzie myło?", "A jak ja coś zobaczę w tej szafie?", "A jak ja to wyczyszczę w środku?" itp.

 

 


Pięknie byłoby w końcu wbić łopatę, dziurę jakąś wykopać, czy coś...

 


Niestety na działce wyrósł nam staw (może powinno być "wypłynął" - sugeruje to jednak ruch z dołu do góry, a u nas raczej wystąpiło zjawisko odwrotne - staw nam "spłynął"; z oczywistych względów ten czasownik także nie pasuje, bo niestety zbiornik wodny pozostał i nie przejawia tendencji do przemieszczenia się w inne miejsce).

 


Trwają posiedzenia sztabu kryzysowego, który debatuje nad koniecznością budowy domu na palach i życia z rybołówstwa . W przyszłym tygodniu zaczniemy wyplatać sieci.

 


Oczywiście jest drugie rozwiązanie - zbudować domek na górce. Górki jeszcze nie ma, ale małżonek jest dobrej myśli. Alp pewnie nie usypiemy, ale może jakaś mała Czantoryjka....

 

 


Dziękuję wszystkim, którzy zamieszczają swoje komentarze. Cieszę się, że macie jeszcze siły nam kibicować.

 


Za chwilę znowu dam się wessać FORUM.

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Moje doświadczenia za kierownicą nie były nigdy specjalnie bogate. Zdałam egzamin i… Najpierw był to samochód rodziców, użyczany sporadycznie, potem był już nasz, ale stanowił główne źródło utrzymania, więc nie mógł być narażony na niesprawność , spowodowaną brakiem doświadczenia. Mieszkamy w centrum miasta, co oznacza, że wszędzie jest blisko – powiem nawet, że stanowczo bliżej , a raczej krócej, niż samochodem. Jakoś tak nie było potrzeby, a hobbystycznie to ja wolę inne sporty.

 


A tutaj nagle pomysł zamieszkania za miastem. Od razu dotarło do mnie, że będę głównym taksówkarzem. Rano dzieci do szkoły, potem wspólny powrót i odwożenia na zajęcia pozaszkolne.

 


Co było robić? Zapisałam się na jazdy przypominające i w moim życiu pojawił się dodatkowy stres.

 


Wszystko wyglądało jeszcze nieźle, gdy jeździłam z instruktorami. Ciekawe co im tam robią, że są tacy spokojni. Stanowczo gorzej wychodziło jednak, gdy Małżonek zasiadał na miejscu pasażera i kazał się wozić.

 


Nie dziwię się, że budowanie domu może się skończyć poważnym kryzysem małżeńskim, bo u nas nawet łopaty nie trzeba było wbijać. Małżonek zdecydowanie nie nadaje się na instruktora. Jeśli jest jakieś piekło dla początkujących kierowców, to bezsprzecznie mój Mąż będzie tam podpalał pod kotłem.

 


Wypracowaliśmy zawieszenie broni: jeżdżę albo jako pasażer, albo bez niego. Ma to jeszcze jedną dobrą stronę poza zachowaniem przeze mnie zdrowia psychicznego – gdy jeździmy wspólnie na imprezy, to ja jestem „pijącą” polową

 


Wracając do wątku budowlanego, po stronie plusów mogę wpisać mój zwieńczony sukcesem powrót za kółko. Teraz czekam na plusy autorstwa Małżonka.

 

 

 


Chyba kończymy projekt budowlany, architekt zaczyna mnie już podpytywać o szczegóły, które odnoszą się do projektu wystroju wnętrz... Cicha woda z niego

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Było trochę o rzeczach różnych. Pomiotałam się miedzy rozmaitymi tematami tak, jak miotamy się wciąż z naszym projektem.

 


Chyba każdy przez to przechodzi… Po zakupieniu działki – pierwszym sukcesie, po którym świat wydaje się całkiem miłym miejscem - zaczyna się coś, co ma skutecznie wyplenić ten szkodliwy pogląd, czyli mielenie przez machiny urzędnicze. Dobrze, że człowiek jeszcze zazwyczaj jest w euforii wywołanej posiadaniem własnego kawałka gruntu. To znacznie ułatwia przełknięcie niektórych bezsensów, z jakimi ma się do czynienia. Już na samym wstępie dowiedzieliśmy się, ze wbicie pieczątki na mapce do tzw. celów projektowych przez urzędnika w starostwie nie oznacza, że mapka może być w tym starostwie w tychże celach złożona Człowiek uczy się całe życie…

 


Ponieważ mielenie trwa nadal, to teraz dla odmiany trochę konkretów. A z tych mamy głównie projekt domu, więc trochę o tym. Jeśli kogoś nie interesuje rozkład wnętrz i moje głębokie przemyślenia na ten temat, może spokojnie przeskoczyć do następnego wpisu

 


Chcieliśmy dużo przestrzeni, wysokie wnętrza np. dwukondygnacyjny salon i w miarę funkcjonalne rozlokowanie różnych „przydatków” typu spiżarnia, pralnia itp. A przy tym nie chcieliśmy, aby dom rozrósł się za bardzo, bo ktoś będzie musiał te kilometry podłóg utrzymywać w czystości…

 


Na parterze mamy kuchnię, z której będę mogła sobie wyglądać do ogrodu i szybko się tam przemieszczać w celu serwowania dań. Potem mamy jadalnię z panoramicznym widokiem przez duże okno (to jednak nie jest ogród zimowy ) i salon – trochę bardziej kameralny i ze ścianą pozbawioną okien, żeby można było gdzieś telewizor umieścić . Na parterze ulokowaliśmy też cześć gościnną – sypialnię z łazienką. To przez mój optymizm: mam zamiar dożyć sędziwej starości i wolałabym nie wlekać moich wiekowych kości po schodach .

 


Zawsze byłam przeciwniczką holów i przedpokojów. Co prawda przedpokój w moim rodzinnym mieszkaniu blokowym był całkiem użyteczny, bo dzięki swojej długości i „wąskości” doskonale nadawał się do grania w piłkę, ale jednak stawiałabym na coś bardziej funkcjonalnego. A w naszym projekcie…. niespodzianka! Małe lotnisko na wejściu. Od razu przyznam, że zostałam przekupiona baterią szaf, które się tam zmieszczą. Poza tym - szczęście Małżonka – bezcenne. Małżonek zachwycił się otwartą perspektywą, więc odpuściłam Poza tym także doceniam uroki przestrzeni, gdy po latach zmagania się z remontem naszego mieszkania w kamienicy, udało nam się wpuścić do niego trochę światła, wyrzucając kawałek ściany i niepotrzebne drzwi.

 


Dodatkowo mamy na dole wc i spiżarnię oraz wyjścia na prawo i lewo, żeby sobie wybrać siedzenie w słońcu na tarasie od południa lub w cieniu na tarasie północnym. Ponieważ ja jestem ciepłolubna, a Małżonek wręcz przeciwnie, może wystąpić konieczność ustanowienia kolejnego tarasu, żebyśmy się od czasu do czasu spotykali

 


Na górze mamy tzw. strefę prywatną dodatkowo podzieloną na strefy wpływów. Po jednej stronie domku ulokowaliśmy Młodych z ich wspólną łazienką. Może się jednak nie pobiją na tym tle, chociaż poważnie myślę o dodatkowym wygłuszeniu ścianki działowej pomiędzy ich pokojami . Chcieliśmy urozmaicenia i zafundowaliśmy sobie potomstwo płci różnej. Nie przewidzieliśmy tylko, że teoria o Marsie i Wenus uzyska swoje potwierdzenie w naszych dzieciach.

 


Po drugiej stronie, połączeni z latoroślami kładką, będziemy sobie mieszkać my. Zaplanowaliśmy tutaj kompleks składający się z sypialni, łazienki i garderoby. Liczę, że w sypialni pomieścimy hobby Małżonka. Nie kombinowaliśmy z dodatkowymi pokojami, które na pewno fajnie mieć: pokój kinowy, pokój do ćwiczeń, pokój muzyczny itp., ale których brak spokojnie przeżyjemy. Skoro budujemy dom ponad dwa razy większy niż nasze mieszkanie to przecież jakoś zmieścimy wszystkie nasze klamoty….

 


Na piętrze też umieściłam tzw. pralnię, czyli miejsce gdzie, oprócz pralki, upchniemy jakieś sznurki na pranie, deskę do prasowania itp. – coś co teraz przenoszę, w zależności od potrzeb, pomiędzy pokojem dzieci a naszą sypialnią, zahaczając jeszcze o salon. Wymyśliłam, że na górze będzie wygodniej niż na dole, bo większość szaf, gdzie wylądują uprane i wyprasowane ciuchy będzie jednak w okolicach sypialni. No i Młodzi nie zabłądzą w trakcie odkładania rzeczy do prania

 


Myśleliśmy jeszcze o garderobach dla dzieci, ale w końcu poprzestaliśmy na miejscach na szafy. Nad ich pokojami powstanie stryszek, więc spokojnie schowamy tam ciuchy sezonowe i ewentualny sprzęt typu narty, rolki itp. , jeśli im miejsc w szafach nie starczy. Ja jestem przeszczęśliwa, bo może w końcu nie będę oskarżana o zajmowanie całego pawlacza – taki stryszek będę spokojnie zapełniać kilka lat

 

 


http://i47.tinypic.com/2ppbgr7.jpg

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Małżonek walczy z żaluzją. Duże okno zaczęło być problematyczne jeszcze przed swoimi „narodzinami”. Pełni wiary, że wszystko jest możliwe, rozpoczęliśmy poszukiwania wykonawcy. Po kilku kontaktach zaczynam podejrzewać, że w budowaniu raczej nie przeważa kolor różowy. Fachowcy obiecują przysłanie wyceny, kontakt, katalog itp. Po czym się nie odzywają lub spóźniają o tydzień lub dwa. Mówią, żeby zadzwonić, przyjechać, pokonujemy więc dziesiątki kilometrów i dowiadujemy się, że szefa nie ma, że oni nie wiedzą, że to inny przedstawiciel.

 


Na razie zaliczyliśmy jednak sukces: firma, która zainstaluje nam oczyszczalnię podjęła się zadania kompleksowego potraktowania kwestii wody i zainstaluje również zbiornik na deszczówkę oraz połączy wszystko w całość, żeby nam spływało tam, gdzie trzeba i wypływało, kiedy chcemy.

 


Trzeba też oddać honor panom od oczyszczalni, bo wyczerpująco odpowiadali na moje, czyli laika, pytania. Dostałam też namiary na użytkowników podobnych obiektów, by zasięgnąć ich opinii. Kontaktowałam się z dwiema firmami i obie stanęły na wysokości zadania.

 


Zbiornika na deszczówkę początkowo nie mieliśmy w planie, bo wydawało mi się to małym paradoksem: jak pada deszcz, to wody nam nie trzeba – samo się podlewa, a jak jest susza, to zbiornik nie na wiele się przyda, bo na ileż podlewań to wystarczy… ?

 


Przyroda zweryfikowała nieco moje poglądy. Uzbrojeni w łopatę (pierwszy zakup do ogrodu ) wykonaliśmy odkrywkę na działce i dokopaliśmy się do wody na głębokości ok. 1,5 m. Małżonek właśnie zagląda mi przez ramię, więc muszę napisać sprostowanie: on „odkrywał”, ja wydawałam zachęcające okrzyki. Swoją drogą już teraz mam wizje, jakiej to krzepy nabędziemy, uprawiając te nasze ary . Małżonek przez 2 dni narzekał na zakwasy

 


Przy okazji nie mogłam się oprzeć pokusie i rozrzuciliśmy losowo trochę cebulek krokusów. Jak zaczniemy budowanie na wiosnę, to przynajmniej będzie nam kolorowo (od razu uspokoję Czytelników obdarzonych dużą wrażliwością na ginącą przyrodę - rozrzucanie odbyło się poza terenem objętym planem jeżdżenia po nim sprzętem i kopania w nim dołów).

 


W listopadzie okazało się, że woda pojawia się już na 0,5 m, a nasza starannie zakopana dziura nr 1 zmieniła się w „lotne piaski” – wdepnięcie grozi zapadnięciem. Konstruktor wyrwał sobie jeszcze trochę włosów z głowy i uruchomił gorącą linię z architektem.

 


Nas zmartwiły ewentualne opady i woda waląca rynnami na nasze podmokłe podjazdy. Stąd niespodziewajka w postaci zbiornika na wodę.

 


Ciekawe ile takich modyfikacji jeszcze nas czeka.

 


Teraz ważą się losy żaluzji. Duże okienko skierowane na południe miało nam dawać dodatkowe zyski ciepła w słoneczne zimowe dni, ale może być udręką w lecie. Panaceum miała być ruchoma żaluzja, nasuwająca się na okno, gdy będzie za ciepło. Nie chciałam zasłaniać sobie widoku na stałe, a takie rozwiązania pooglądaliśmy w Internecie, więc byliśmy pewni, że nie będzie to dużym problemem.

 


Trochę się myliliśmy i Małżonek – zamiast grać na gitarze – grzebie w Internecie. Pocieszałam go , że potem będziemy już szukać tylko standardowych rzeczy i powinno być lepiej. Ale z budowaniem domu to jak z byciem w ciąży. Wszystkie koleżanki, które mają to już za sobą, prześcigają się, która bardziej dramatycznie i przerażająco opowie Ci o swoich doświadczeniach. Na moje kojące „potem będzie lepiej” mieszkańcy własnych domów rzucili natychmiast setki przykładów jak bardzo się mylimy.

 


No cóż… Przynajmniej będziemy zwarci i gotowi.

orvis

Indywidualna "Stodoła"

http://i45.tinypic.com/20qza4y.jpg

 

 


Projekt właściwie od razu przypadł nam do gustu. Pomarudziliśmy trochę, że może to, albo tamto, ale w sumie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

 


Dużo przestrzeni na dole, strefa prywatna na górze.

 


Zbudowani pierwszym sukcesem zaczęliśmy zastanawiać się nad technologią i materiałami. Nie wiem dlaczego tak to jest, że jak oddaję samochód do naprawy to nie studiuję jak działa alternator (jest coś takiego? Obiło mi się o uszy), jak kupuję chleb to nie wnikam jak długo musi rosnąć i jak się robi zaczyn itp. Z budowaniem domu natomiast sprawa wygląda zupełnie inaczej. Trzeba być lepszym specjalistą niż fachowiec, który „zęby zjadł” na budowlance. W małym palcu trzeba mieć: co się z czym łączy, jakie daje efekty i jakie ma wymagania. Podejrzewam, że po wybudowaniu domu część Forumowiczów bez trudu powinna uzyskać dyplom inżyniera budowlanego Nas też ten etap nie ominął. Na szczęście Małżonek, trapiony kryzysem wieku przedśredniego, z pasją rzucił się na nowe hobby. Poranne kawy zaczynały się filozoficznie: „myślę, że uda się zrobić dom 5-litrowy” lub – co było bardziej niepokojące – egzaminacyjnie: „lepsze bloczki x, czy pustaki y?” Mózg mi puchł od nabywanej wiedzy i groził poważną eksplozją, kiedy Małżonek znalazł drugiego hobbystę.

 


Zleciliśmy naszemu architektowi wykonanie projektu wykonawczego, a on bardzo poważnie podszedł do sprawy, więc poranki wróciły do normy (no, może „prawie” normy) rozpoczynając się od optymistycznego: „Wiesz, jednak zastosujemy potrójne szyby lub pesymistycznego: „nie możemy znaleźć wykonawcy rolet – chyba w Polsce w ogóle takich nie ma”.

 


Komórka nagrzana do czerwoności, sterty gazet, poradników, katalogów – tak wygląda codzienność człowieka trapionego pytaniem: z czego budujemy? Dobrze, że Małżonek nie hoduje bujnej czupryny, bo pewnie by osiwiał.

 


Ja zgłębiałam tajniki systemów odprowadzania ścieków, a Małżonek ogrzewania. W końcu przytłoczeni wiedzą usiedliśmy i zaczęliśmy od podstaw: jak chcemy mieszkać w naszym domu? Nie stoimy jeszcze nad grobem, ale czwarty krzyżyk już lada dzień. Dzieci pomieszkają jeszcze z nami jakieś 6-10 lat, coraz rzadziej zresztą bywając w domu. Potem zostaniemy sami i zaczniemy sprzedawać zapałki na ulicy, żeby na rachunki zarobić. Taka wizja stanowczo nam się nie spodobała, zwłaszcza , że Andersen nie wieszczył temu biznesowi dużego powodzenia. Doszliśmy więc do wniosku, że teraz trzeba zacisnąć pasa, by potem lżej oddychać. Zdecydowaliśmy się na zastosowanie technologii i rozwiązań bardziej energooszczędnych, ale też bez szaleństw (o ile szaleństwem nie można nazwać np. pompy ciepła – nie na darmo mówią, że to samochód – tyle, że bez kółek ).

 


Wyszło nam, że:

 


• zainstalujemy pompę ciepła

 


• zainwestujemy w oczyszczalnie ścieków (im mniej obsługową tym lepiej)

 


• ściany będą z…..

 


• okna …….

 


• do tego rekuperator i ….

 


Sporo tego. Wiemy o tym. Czytamy wypowiedzi na Forum o wyższości szamba nad oczyszczalnią, ogrzewania węglowego nad gazowym/olejowym itp. Wiemy też, że ludzie, którzy budują nietypowe domy z nietypowymi rozwiązaniami i z nietypowych materiałów dostają łatkę „snobów”. Czasem tez zostają skwitowani pogardliwie mianem „ekologów” lub po prostu uważa się ich za „dziwaków”. Przeżyliśmy remonty (od podstaw) dwóch mieszkań w przedwojennych kamienicach. Walczyliśmy z kosztorysami i kredytami. Mieszkaliśmy kątem u rodziny, gdy nie sprawdzały się tanie rozwiązania i trzeba było zrywać podłogi, kuc ściany itp. Postanowiliśmy, ze tym razem zbudujemy dom dla „starych ludzi” – wygodny i niedrogi w utrzymaniu. Jedynym dużym kosztem jakiego się spodziewam w przyszłości będzie mycie mojego dużego okna (no, ale zaoszczędzimy przy tym ostatnim razie… )

 


Nie mówię, że inne rozwiązania są gorsze. My też na różnych etapach swojego życia podejmowaliśmy różne decyzje. Kiedyś priorytetem było, by jak najszybciej za mieszkać przy jak najniższych kosztach początkowych – mieszkanie do remontu, remont systemem gospodarczym, ciągnący się latami. Wiemy, że takie są realia. Tym razem myślimy, że to będzie nasze docelowe miejsce zamieszkania, więc przyłożyć trzeba się mocno. No, chyba że Małżonek będzie przeżywał kolejny trudny okres. Wtedy – kto wie - może wybudujemy kolejny domek – nadal to lepsze rozwiązanie niż nowa żona

 

 


http://i47.tinypic.com/9zqft.jpg

 


http://i50.tinypic.com/2epm1wh.jpg

 


http://i47.tinypic.com/286tks2.jpg

 


http://i46.tinypic.com/e0ln3p.jpg

orvis

Indywidualna "Stodoła"

Może jestem kobietą nietypową, a może kobiety tak nie mają... W każdym razie mężczyźni w pewnym wieku stają przed poważnymi wyborami, które mają odpowiednie konsekwencje dla drugiej połowy:

 


- szybki sportowy samochód lub extra motor – statystyki wypadków drogowych są nieubłagane,

 


- nowa żona – na to się stanowczo nie zgadzam,

 


- sporty ekstremalne – dla lwa kanapowego to proszenie się o zawał,

 


- nowy dom – wszyscy wiedzą, co to oznacza na etapie budowy…

 


Generalnie jednak, stając przed wyborem najbliższej przyszłości postawiłam na budowę domu i mały romans z gitarą. Inne romanse na szczęście udało się wykluczyć

 


Po kilku miesiącach szukania działki usłyszałam, że jeśli tak ma wyglądać budowa domu, to lepiej się za to nie zabierajmy. Potem usłyszałam to zdanie po pierwszej mapce do celów projektowych, która do tychże celów jednak się nie nadawała, po rozmowie z wodociągami, kiedy rura w naszej drodze nie mogła zostać „naszą” rurą i po wizycie geodety, który wysnuł fantastyczną wizję kilku wizyt po kilkaset zł każda.

 


A nie wyszliśmy jeszcze z fazy projektowania…

 


Swoją drogą to nawet się cieszę z tych tzw. „kłód”, które na razie – o czym Małżonek jakoś nie wspomina – są ledwie patyczkami, słomeczkami maleńkimi. Po lekturze innych dzienników budowy mam już koszmary, więc taki malutki trening powinien Małżonka nieco uodpornić.

 


Widzę zresztą pewne symptomy poprawy: wybraliśmy system ogrzewania, oczyszczalnię, ekipę budowlaną, wszyscy się na razie ze sobą dogadują i kooperują w imię naszej jasnej przyszłości.

 


Zdecydowaliśmy się, po przejrzeniu setek gotowych projektów, na projekt indywidualny.

 


Decyzja nie wynikła z naszego nonszalanckiego podejścia do wydatków. Chcemy wybudować domek na miarę naszych oczekiwań (no, na Malediwy jednak się nie przeprowadzimy, więc może „najbardziej zbliżony do naszych marzeń w dostępnych okolicznościach przyrody” Mamy gdzie mieszkać, nie cierpimy na brak metrażu, ale zapragnęliśmy widoku na las, kawałka ziemi, gdzie można coś posadzić i czekać aż wyrośnie, i kawy o poranku na słonecznym tarasie.

 


Już na etapie działki doprowadziliśmy lokalnych pośredników na skraj rozpaczy. Idealna działka budowlana w naszej okolicy ma 5 arów, jest płaska i łysa i jest gdzieś na obrzeżu miasta wciśnięta pomiędzy szereg podobnych działeczek. A my zażyczyliśmy sobie przestrzeni, drzew, urozmaiconej rzeźby i jak najmniejszej liczby sąsiadów. Znaleźliśmy od razu mnóstwo ofert –100 - 300 km od miejsca pracy. Zawsze można zacząć pisać książki, ale póki co zdecydowaliśmy jednak zatrzymać dotychczasowe źródła utrzymania i poćwiczyć trudną sztukę kompromisu. Dobry dojazd zrównoważył kilku sąsiadów od zachodu (z koszmarkiem w narożniku naszej działki) i północy. Łąka i las za płotem zrekompensowały brak urozmaiconej rzeźby, a malownicze krzaczory i dzielnie rosnące brzózki w przyszłości będą „zadrzewieniem”. Za to mamy 24 ary do rozpędzania się.

 


Potem zamarzył nam się dom w nowoczesnej architekturze, bez balkonów, ozdobnych łuków, skomplikowanych płaszczyzn dachowych i wymyślnej bryły. Wnętrza miały być wysokie, pełne światła z oknami od dołu do góry. Niestety katalogi gotowych projektów zdominowane są przez bardzo sympatyczne, malownicze domki, które choć bardzo ładne, to jednak zupełnie do nas nie pasowały. Dodatkowo, ja – wredna baba, oświadczyłam, że nie chcę mieć kuchni połączonej z salonem. Chcę zostawiać w zlewie brudne gary, gotować kipiące rzeczy i wylewać lepkie substancje na kuchenną podłogę 90% projektów ma kuchnię w salonie (salon w kuchni). Wiem, wiem – będziecie mnie przekonywać o tym, jak skorzysta moje życie rodzinne itp. Przyznaję Wam rację, ale jednak wolę ukryć sobie kuchnię za załomkiem/filarkiem/ścianą, tak jak chcę mieć schody jako element wystroju wnętrza, a nie ukryte w ciemnej klatce schodowej.

 


Od razu przyznam, że nie wszystko udało się perfekcyjnie. Spiżarnia wyszła nam np. od południa, ale ponieważ w dzisiejszych czasach raczej przechowuje się tam puszki i słoiki zamiast wędlin wiszących u powały, postawiłam na położenie tuż przy kuchni, z łatwym dostępem z garażu.

 


Dom mógłby być większy lub mniejszy, bardziej w tę stronę lub w tamtą, mniej tu a bardziej tam, ale nam się podoba właśnie taki.

 


Gdy już zachwyciliśmy się oknem (tym po kalenicę) mój praktyczny zmysł zajęczał przygnieciony wizją mnie zwisającej z ramienia dźwigu z wielką szczotą w jednej i wiadrem w drugiej ręce. Ale zakochałam się w tym oknie i nie chcę z niego rezygnować. A Małżonek – o dziwo! – nawet znalazł dobre strony: „ Wiesz, kochanie… Jak już będziemy starzy i życie nam zbrzydnie to wtedy ja powiem do ciebie: chodź, umyjemy nasze okno”

 


Na dniach będziemy mieli wodę i prąd. Na wiosnę chyba ruszymy z koksem...

 

 

 


http://i50.tinypic.com/23qxjzb.jpg

 


http://i46.tinypic.com/2nlvmg9.jpg

 


http://i50.tinypic.com/19b48j.jpg

 


http://i49.tinypic.com/igw9q1.jpg

 


http://i45.tinypic.com/256e6mx.jpg



×
×
  • Dodaj nową pozycję...