Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    356

Entries in this blog

Agduś

FOTOREPORTAŻ

 

http://img19.imageshack.us/img19/9651/ebmalowidadr7.jpg" rel="external nofollow">http://img19.imageshack.us/img19/9651/ebmalowidadr7.jpg

http://img178.imageshack.us/img178/5655/ebmalowidacienneiu7.jpg" rel="external nofollow">http://img178.imageshack.us/img178/5655/ebmalowidacienneiu7.jpg

To plon zeszłej soboty. Aż szkoda, że tak wybitna twórczość naścienna zniknie pod styropianem!

 

http://img19.imageshack.us/img19/2617/ebtynkczekaxr2.jpg" rel="external nofollow">http://img19.imageshack.us/img19/2617/ebtynkczekaxr2.jpg

Tynk czeka. Już niedługo znajdzie się na ścianach!

 

 

http://img167.imageshack.us/img167/9383/ebnabudowie210906ociepleniezzewnatrzhe9.jpg" rel="external nofollow">http://img167.imageshack.us/img167/9383/ebnabudowie210906ociepleniezzewnatrzhe9.jpg

Andrzej pojechał w sobotę rano na budowę, żeby przygotować front robót przy bramie garażowej. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył tam naszą pracowitą ekipę, która uwijała się przy tej ścianie. Okazało się, że chcieli skończyć układanie siatki i ciapanie jej klejem, żeby ściana zdążyła wyschnąć do poniedziałku. Pewnie dzisiaj ją zagruntują.

Przy okazji, oczywiście, odbył się koncert życzeń i Andrzej trochę sobie pojeździł po okolicznych składach, żeby te życzenia spełnić. Między innymi parapety zewnętrzne znalazły się już na budowie (z wyjątkiem jednego, który jest nienormalnie długi i musimy na niego poczekać).

Panowie bardzo chwalili klej do siatki. Podobno dobrze się rozprowadza i nie ma zadnych grudek. Nawet jeden pytał o namiary na skład, w którym go kupiliśmy, bo i cena mu się bardzo spodobała. Miło słyszeć!

 

http://img240.imageshack.us/img240/6418/ebpodbitkapomalowanaea7.jpg" rel="external nofollow">http://img240.imageshack.us/img240/6418/ebpodbitkapomalowanaea7.jpg

Trochę więcej pomalowanej podbitki.

Agduś

MINĄŁ KOLEJNY TYDZIEŃ

No właśnie, jak to się stało? Gdzie się podział poprzedni tydzień? I jeszcze kilka wcześniejszych? I dlaczego jutro jest poniedziałek, a nie sobota?

Pewnie dlatego, że sobotę spędziliśmy, oczywiście, na budowie. Andrzej i mój brat zdemontowali bramę garażową i zamontowali ją troszkę wyżej, dzięki czemu już można ją zamknąć.

Andrzej dzwonił do firmy, która zamontowała nam bramę. Lubię ich! Wbrew obawom, nie stwierdzili, że ta mała czarna rzecz z plastiku rozsypała się z naszej winy. Zrzucili winę na producenta, który postanowił zaoszczędzić parę eurocentów i nie zaopatrzył bramy w linkę, która zabezpiecza ją przed uderzeniem podczas otwierania, jeżeli jest otwierana ręcznie. Przeprosili, ze z braku czasu nie mogą przyjechać ale na miejscu pokazali Andrzejowi, jak taką linkę zamocować i , w ramach gwarancji, podarowali mu to plastikowe szpejo do wymiany.

Tymczasem ja złapałam pędzel i, pozostając w gotowości do ewentualnej pomocy przy bramie, malowałam podbitkę. Moja pomoc nie okazała się konieczna, więc troszkę tych desek zdążyłam przemalować na biało.

Tak sobie radośnie pracując przyjęliśmy na budowie wizytę gości odwiedzających dotąd tylko nasz dziennik. Mieli okazję sprawdzić, czy to, co na zdjęciach, ma odbicie w rzeczywistości.

Tymczasem dzieci bawiły się w piaskownicy pod czujnym okiem babci.

Agduś

... I SŁÓW PARĘ NA DOKŁADKĘ DO ZDJĘĆ.

 

Praca trwała, jak widać. W środku płyty gk pokrywały ostatnie fragmenty sufitu, ocieplone, oczywiście, uprzednio wełną i zabezpieczone folią. Wełna "piątka" wpasowała się pomiędzy łaty przybite na krokwiach w łazienkach i, również pokryta folią, ukryła się za zielonym kartongipsem.

Na zewnątrz, na przekór słonecznej złotojesiennej pogodzie, zrobiło się szaro. Styropian wpełzał od dołu przyklejany w dwóch warstwach i stopniowo kołkowany, miejsca wbicia kołków zostały zaciapane jakimś szarym klajstrem. W połączeniu z grafitowym dachem dało to efekt ździebko przygnębiający. Pocieszające jest to, że dzisiaj brygadzista zapytał o termin dostawy tynku (czeka już w hurtowni). Chyba w przyszłym tygodniu zobaczymy go na ścianach! I chciałabym i boję się... Wreszcie okaże się, czy dokonaliśmy słusznego wyboru, a nawet słusznych wyborów: po pierwsze całej koncepcji kolorystycznej, po drugie samego tynku. Strach się bać...

Błogostan zakłóca tylko świadomość, że gdzieś tam w trybach urzędniczej maszyny miele się sprawa naszej poś. A urzędnicze machiny się nie spieszą, trybiki kręcą się w swoim rytmie, powoli, dostojnie... Mają głęboko w korbce, że komuś się spieszy, że zima idzie, że poś trzeba zakopać, póki się da kopać w ziemi...

Za to na pocieszenie panowie od prądu pojawiają się systematycznie u sąsiadów. Już wzięli od nich oficjalną pisemną zgodę na zakopanie kabla w ich działce (kulturalnie - wzdłuż płotu), już, podobno, mają pozwolenie na budowę. Zaczynam nieśmiało wierzyć, że nas oświecą przed zimą i będziemy jaśnie oświeceni.

Szarpana skrajnymi uczuciami (w zależności od tego, czy myślałam o prądzie czy o ściekach) pozwoliłam sobie nawet na dwa dni nieobecności na budowie. No, nie dwa dni pod rząd! Na taką beztroskę bym się nie odważyła! Już jeden dzień wystarczył, żebym następnego została zasypana życzeniami, jak św. Mikołaj na początku grudnia. I, oczywiście, to wszystko były życzenia z terminem realizacji "najlepiej na wczoraj". Wszystko spisałam, obiecując, że postaram się załatwić jak najszybciej te najpilniejsze ich zdaniem rzeczy. Niektóre życzenia brzmiały wręcz dramatycznie lub groźnie ("bo nie będziemy mieli co robić"). Tak jakoś przyszło mi przy tym do głowy, że chyba łatwiej by było załatwiać to wszystko, gdybym dowiedziała się o grożącej ekipie nudzie dzień, dwa wcześniej. Że nie było mnie na budowie dzień wcześniej? Owszem, ale epokę tam - tamów i sygnałów dymnych mamy za sobą.

Część listy życzeń załatwił telefonicznie Andrzej, część ja osobiście podczas wizyty w najbliższym składzie budowlanym (Zdziercy! Płyty gk 12 mm kupowaliśmy po 17 zł, a u nich 9 mm kosztowała 19, zielone kupiliśmy po 24 zł, u nich 31 zł!!!). Upewniwszy się, że niczego panom nie powinno zabraknąć, następnego dnia znowu zrobiłam sobie wolne. Dzisiaj prosili tylko o kołki do styropianu ocieplającego płytę balkonową i taśmę do zabezpieczenia okien na czas tynkowania.

Agduś

NAJPIERW ZDJĘCIA...

 

http://images3.fotosik.pl/211/1437991634b19cea.jpg

Sarenk często pozwalają się obserwować z "nowego domku".

 

http://images1.fotosik.pl/220/907a21472bf37e5d.jpg

Ocieplania ciąg dalszy.

 

http://images2.fotosik.pl/211/83bc054b06ba7d24.jpg

Jak wyżej.

 

http://images3.fotosik.pl/211/f52c1e9cfe9ace7f.jpg

Moje pierwsze skojarzenie było jednoznaczne - antyterrorysta w kominiarce!

 

http://images3.fotosik.pl/211/9029904392ea7904.jpg

Podbitka nabiera właściwego koloru. Ale bym sobie pomalowała... Tylko już widzę, co w tym czasie zdołałyby zdziałać dziewczynki puszczone samopas... Nie zapomnę o "paście do butów"! Ciekawe, z czym mógłby im się skojarzyć biały impregnat?

 

http://images2.fotosik.pl/211/02f89cc15bc16754.jpg

Rama schodów strychowych już obudowana. I tak zamknął się kolejny rozdział budowania - mamy cały sufit nad głowami.

 

http://images1.fotosik.pl/220/651935604a97d475.jpg

Tutaj panowie musieli się nieźle nagimnastykować!

 

Nie ryzykuję! Udało się wkleić, to wysyłam.

Agduś

VARIA CZYLI DUŻO RÓŻNYCH RZECZY

 


W ostatnich relacjach skupiłam się głównie na problemach z geodetami, a tymczasem działo się dużo różnych innych rzeczy.

 


Na przykład pojechałam sobie pewnego mglistego poranka do Wieliczki po listwy startowe. To była środa chyba. Kiedy zobaczyłam mgłę gęstą jak śmietana, trochę mnie otrzepało, ale cóż było robić...

 


Oświetliwszy Felusię jak choinkę, przebiłam się przez mgłę do drogi A4. Bardzo ucieszyło mnie to, co na niej zobaczyłam. A był to korek. To oryginalne cieszyć się na widok korka, ale mnie był on bardzo potrzebny. Dzięki niemu mogłam się wlec spokojnie, nie irytując innych kierowców i wypatrując firmy, w której czekały na mnie zamówione listwy. Żeby było jeszcze bardziej oryginalnie, nie wiedziałam, jak się ta firma nazywa. Bałam się, że przejadę za daleko, co zmusiłoby mnie do wykonania przerażającego manewru zawracania w Krakowie . Na wszelki wypadek skręciłam za wcześnie i pozwiedzałam okolicę, zanim wróciłam na A4. Po drodze wykonałam telefon, który mógł wzbudzić pewne wątpliwości co do mojej poczytalności. Mianowicie wybrałam z listy połączeń prawdopodobny numer telefonu do tej firmy i zapytałam panią, która oczywiście odbierając podała nazwę firmy, czy to do nich jadę po listwy. Wspólnymi siłami ustaliłyśmy, że mam wrócić na A4 i jeszcze trochę nią pojechać. A potem trafiłam prościutko do nich.

 


Czekając na fakturę, wpatrywałam się w plakaty przedstawiające bogaty asortyment różnych listew aluminiowych. Miały różne szerokości, kształty, skomplikowane zagięcia, nacięcia, dziurki tworzące różne wzorki. Nie mogłam wyjść z podziwu, że tyle tego ludzie wymyslili i, co ciekawsze, niektórzy wiedzą, do czego która blaszka służy!

 


Przygotowana byłam na ładunek lekki, długi i zajmujący dużo miejsca, więc po dostarczeniu starszych dzieci w odpowiednie miejsca, zostawiłam na budowie 2/3 tylnej kanapy. Nastawiałam się na samodzielne wykonanie tej operacji znanej mi tylko z relacji Andrzeja, ale z własnej inicjatywy zabrał się za to jeden z budowlańców. Przedni fotel dzień wcześniej wymontował Andrzej. Tymczasem pan magazynier przyniósł mi długą wprawdzie, ale małą i bardzo zgrabnie zapakowaną paczuszkę.

 


Tegoż dnia po południu nałożyłam starszym dzieciom drugie danie do jednorazowych miseczek owiniętych folią aluminiową, zabrałam córki z przedszkola i szkoły i pojechałyśmy do Krakowa (nie zapomniałam nawet przedniego fotela!). Tym razem oglądaliśmy wzory i kolory linoleum. Dzieci, zachęcone obietnicą, że będą mogły wybrać sobie kolory wykładzin do swoich pokoi, nawet tym razem nie protestowały tak bardzo przeciwko kolejnemu wyjazdowi do Krakowa. Oczywiście, dotarłam tylko na Czyżyny, bo po rozkopaniu (zamknięte jest dopiero od wczoraj) Ronda Mogilskiego konsekwentnie odmawiałam jeżdżenia przez nie do miejsca pracy Andrzeja.

 


Okazało się, że biuro firmy mieści się w domu. Pooglądaliśmy sobie próbki i utwierdziliśmy się w przekonaniu, że linoleum to dobry, choć mało popularny i kosztowny wybór. Dziewczyny wyraziły swoje zdanie na temat najładniejszych zestawień kolorów ( chyba trzeba będzie jakoś im niektóre pomysły wyperswadować ) i zajęły się zabawą. Niektóre dzieci potrafią posiedzieć przez chwilkę spokojnie, niestety nasze do tej grupy nie należą. Słuchaliśmy wywodów pana na temat zalet linoleum, sposobu układania, cen i notowaliśmy co ważniejsze informacje jak grzeczni uczniowie, a tymczasem nasze dziewczyny rozgrywały w salonie mecz piłkarski znalezioną gdzieś piłeczką. Kiedy natężenie dźwięków dochodzących z zaimprowizowanego boiska przerastało naszą wytrzymałość, lub treść docierających do nas słów sugerowała, że doszło do sfaulowania zawodniczki, interweniowaliśmy krótko acz ostro, tonem zapowiadającym rozliczenie się z winnymi po wyjściu. Na koniec dostaliśmy zadanie domowe: wybrać kolory, ustalić ile, jakiego linoleum potrzebujemy i przekazać te informacje. Przystąpiliśmy do tego oczywiście wieczorem po umyciu i spacyfikowaniu przychówku. Niestety ogrom odpowiedzialności przerósł nas i po północy musieliśmy się poddać, dokonawszy niewielu konkretnych ustaleń.

 


Również w zeszłym tygodniu odwiedził nas twórca naszego dachu. Tym razem pojawił się w roli "schodziarza". Zadzwonił, gdy własnie wracałam do domu po porannej wizycie na budowie. Na szczęście sam pojechał zmierzyć wszystko, co miał zmierzyć i przyjechał do domu. Oglądnąwszy zdjęcia różnych schodów, tralek itp. podjęłam wszelkie niezbędne decyzje i obstalowałam schody. Mają być za miesiąc. Będą brzozowe z prawie zupełnie prostymi tralkami (po dwie na stopień).

 


Chyba ruch panujący teraz na budowie wywarł na nim wrażenie, bo stwierdził z podziwiem: "Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś tak budował jak wy!"

 


Właśnie przed chwilą, przerywając pisanie, odebrałam trzy pętle kolektora ziemnego przywiezione przez firmę kurierską.

 


Dzisiaj lub jutro odwiedzi nas kominkarz.

 


Sobotę spędziliśmy pracowiecie na budowie, co zresztą zostało uwiecznione w fotoreportażu.

 


Najpierw wnieśliśmy na strych płyty gk. Po opracowaniu techniki pokonywania kolejnych odcinków (garaż - parter dziura na schody - poddasze - strych) poszło nam całkiem sprawnie. Andrzej stwierdził, że przydały mu się treningi Aikido, bo wykorzystywał "pracę centrum" podrzucając płyty na poddasze. Później przy mojej małej pomocy wykonał konstrukcję do podwieszenia schodów na strych i osadził na niej ramę schodów. Kiedy zostało już tylko wywiercenie dziur pod ostatnie śrubska, dzieci, które zdążyły wymalować kredkami ścianę w garażu (za naszą zgodą, bo ta ściana ma zostać ocieplona i otynkowana), zdemolować samochód w środku, spalić niepotrzebne papiery i znudzić się, zaczęły rozpaczać, że są głodne. W trybie alarmowym spakowaliśmy narzędzia i ewakuowalismy się do "starego domu" na obiad.

 


Przy okazji zauważyliśmy jeszcze kilka spraw do omówienia z budowlańcami, które to sprawy skrzętnie spisałam i załatwiłam dzisiaj rano. Na szczęście bez problemów wymieniono mi w skałdzie wełnę "dwudziestkę" na "piątkę" i tylko trochę się przy tym pokłułam, wydobywając zbędną rolkę zza styropianów na środek salonu. Do samochodu zapakował mi ją już jeden z budowlańców - i to jest wygoda bycia kobietą budującą!

Agduś

FOTOREPORTAŻ

 

http://img155.imageshack.us/img155/1786/epytygkgh3.jpg" rel="external nofollow">http://img155.imageshack.us/img155/1786/epytygkgh3.jpg

To już wygląda prawie jakby było gotowe do zamieszkania! Prawie.

 

 

 

http://img213.imageshack.us/img213/5335/enastrychu1os2.jpg" rel="external nofollow">http://img213.imageshack.us/img213/5335/enastrychu1os2.jpg

Wyżej nie weszłam, ale nareszcie zobaczyłam nasz strych w całej okazałości. Jeszcze tylko wyłożyć ściany płytami gk i już! Płyty już wciągnęliśmy na górę i właśnie odpoczywamy po tym wyczynie.

 

http://img206.imageshack.us/img206/8498/enastychucf5.jpg" rel="external nofollow">http://img206.imageshack.us/img206/8498/enastychucf5.jpg

Po wniesieniu wszystkich dużych przedmiotów można było wreszcie zacząć montaż schodów na strych. Na razie jest rama, schody czekają na cztery ostatnie śruby, ktorych Andrzej nie zdążył już dokręcić, bo dzieci wołały, że są głodne i trzeba było wracać do domu.

 

http://img97.imageshack.us/img97/1072/epomidzybm8.jpg" rel="external nofollow">http://img97.imageshack.us/img97/1072/epomidzybm8.jpg

Zagadka.

 

http://img97.imageshack.us/img97/9/eogrodzenietk3.jpg" rel="external nofollow">http://img97.imageshack.us/img97/9/eogrodzenietk3.jpg

Żeby Emi nie goniła zajęcy, żeby zające nie obgryzały drzewek, których jeszcze nie mamy...

 

%5B/img%5D

 

http://img133.imageshack.us/img133/5713/eocieplenie2dc4.jpg" rel="external nofollow">http://img133.imageshack.us/img133/5713/eocieplenie2dc4.jpg

 

http://img97.imageshack.us/img97/1346/eocieplenie3ag3.jpg" rel="external nofollow">http://img97.imageshack.us/img97/1346/eocieplenie3ag3.jpg

Ubieranie domku w grafitowy płaszczyk.

Agduś

POŻEGNANIE Z GEODETAMI

Dzisiaj ostatecznie rozstaliśmy się z naszymi ulubionymi geodetami. Z każdym z osobna. A było to tak:

Andrzej wziął jeden dzień urlopu, żeby powrzucać na strych płyty OSB i zamocować ramę schodów strychowych. Na razie panowie ocieplający poddasze zostawili dziurę, przez którą te płyty mogły się na górę dostać, po ociepleniu trzeba by je ciąć.

Przed wyjazdem na budowę wybrał się jednak, żeby o 7 rano porozmawiać z geodetami. Tym razem połowicznie mu się to udało - zastał w miejscu pracy geodetę od tyczenia. Nie wiem, jak długo trwała rozmowa, jednak Andrzej wrócił wyraźnie rozbawiony.

Oczywiście sprawa zakończyła się po naszej myśli - zapłaciliśmy, zgodnie z umową, 300 zł i odzyskaliśmy zaaresztowany dziennik budowy.

Drugiego geodety - tego od mapki - nie było. Przypominam, że w zeszłym tygodniu, w rozmowie ze mną, obiecał skontaktować się w poniedziałek i tegoż dnia dostarczyć mapkę. Przyznam, że, mimo ponadmiesięcznego oczekiwania, po tamtej rozmowie liczyłam na pokojowe zakończenie tej sprawy w poniedziałek. Naiwnie czekałam na telefon. Nie zadzwonił w poniedziałek, wtorek, środę... Wściekłość, niedowierzanie, że tak można... No bo jak rozmawiać z kimś, kto się tak zachowuje? Tym bardziej, że jest wciąż nieuchwytny!

Andrzej poszedł jeszcze raz do tego geodety, z którym wcześniej rozmawiałam (okazało się, że wbrew słowom sąsiadki, nie jest on bezpośrednim przełożonym "naszych" geodetów) i zreferował ciąg dalszy sprawy, z którą go zapoznałam w zeszłym tygodniu. Uprzejmy pan ponownie starał się nawiązać kontakt z niedoszłym wykonawcą naszej mapki. Tym razem mu się udało!!! Był szczerze zdziwiony, gdy usłyszał, co się stało. Powtórzył to Andrzejowi i nawet nie usiłował bronić kolegi po fachu, chociaż, nadal lojalnie, nie wyrażał swojej opinii na temat całej tej historii.

A teraz wyjawię tajemnicę. Otóż pan "geodeta od mapki" poczytał sobie na tym forum (pozdrawiam serdecznie) moje wypowiedzi na jego temat i poczuł się urażony. Z związku z tym zaplanował zemstę! Wycofał z Wieliczki zgłoszenie wykonywania naszej mapki i ten fakt zachował w tajemnicy! Jak to się ma do obietnicy, że gotową mapkę wręczy mi w poniedziałek? Nie wiem. Nie znam się na tym. Poważnie zastanawiam się nad tym, czy ta mapka w ogóle zaistniała! Jak skomentować takie postępowanie? Może ktoś pomoże, bo mi ręce z klawiatury opadły.

W międzyczasie, opowiadając sąsiadce i koleżance o naszych budowlanych radościach i kłopotach, dowiedziałam się, że nie my pierwsi żałujemy wyboru geodetów. Potwierdza to też pewien forumowicz.

Stanęło na tym, że po południu na budowę przyjechał trzeci w tej opowieści geodeta i przedstawił panią geodetkę, która wykona naszą mapkę. Znając całą historię, obiecała postarać się zrobić ją jak najszybciej, przy okazji właśnie wykonywanej dla sąsiadów mapki obejmującej ten sam wodociąg. Do czterech razy sztuka.

 

Tymczasem na budowie praca wre. Jednocześnie trwa ocieplanie i zabudowywanie płytami gk poddasza, ogradzanie działki i ocieplanie budynku z zewnątrz. Mam nawet w aparacie zdjęcia tego ostatniego, ale dzisiaj już ich nie wkleję.

Agduś

PIOSENKA O OCZYSZCZALNI ŚCIEKÓW

Nasza najmłodsza córcia (lat 2 i prawie pół) wczoraj zastrzeliła mnie pytaniem: "Mama, a czy my będziemy mieli w nowym domku oczyszczalnię ścieków? Bo ja bym bardzo chciała, żebyśmy mieli." Kiedy podniosłam z ziemi opadniętą ze zdziwienia szczękę, zapewniłam Małgosię, że będziemy mieli oczyszczalnię ścieków. Bardzo się ucieszyła i z radości zapowiedziała, że teraz zaśpiewa piosenkę o oczyszczalni ścieków. I zaśpiewała. Było tam o "ślicznej oczyszczalni ścieków" i o tym, jak bardzo się cieszy, że ją mamy w nowym domku. Ciekawe, jak sobie wyobraża tę śliczną oczyszczalnię!

Ostatnio mamy bardzo pracowity tydzień. Po południu często jeździmy do Krakowa po różne rzeczy i wracamy późnym wieczorem do domu. Zmęczona tym Małgosia prosi, żebyśmy wróciły do "starego domku". To, co budujemy to "nowy domek". Czyli ta "budowa" jest już dla naszych dzieci "domem"!

Mam nowe rewelacje na temat naszych geodetów, ale to temat na dłuższą opowieść. Może się zmobilizuję wieczorem po "Zagubionych".

Agduś

FOTOREPORTAŻ WCZORAJ WYKONANY

Skoro mi tak dobrze idzie wklejanie, to nie mogę zmarnować takiej okazji.

Wklejam dalej.

 

http://img151.imageshack.us/img151/7707/dabelkaandrzejacg2.jpg" rel="external nofollow">http://img151.imageshack.us/img151/7707/dabelkaandrzejacg2.jpg

To dzieło Andrzeja - belki przykręcone do krokwi. Na nich położy płytę OSB, a pomiędzy nie wcisną wełnę. Dzięki temu można będzie wejść, a właściwie to wczołgać się, do jaskółki.

 

http://img148.imageshack.us/img148/5909/darusztowanieys8.jpg" rel="external nofollow">http://img148.imageshack.us/img148/5909/darusztowanieys8.jpg

Rusztowanie pod płyty kartonowo - gipsowe w naszej sypialni.

 

http://img183.imageshack.us/img183/4719/dagkumadzicm1.jpg" rel="external nofollow">http://img183.imageshack.us/img183/4719/dagkumadzicm1.jpg

Jeszcze trochę i Madzia będzie miała sufit nad głową.

 

http://img209.imageshack.us/img209/1453/dagkumadzi2lh5.jpg" rel="external nofollow">http://img209.imageshack.us/img209/1453/dagkumadzi2lh5.jpg

Ten sam pokój.

 

http://img183.imageshack.us/img183/6717/datubdziemojekoog2.jpg" rel="external nofollow">http://img183.imageshack.us/img183/6717/datubdziemojekoog2.jpg

"Tu postawię sobie łóżko."

 

http://img213.imageshack.us/img213/5482/dazachdsocape0.jpg" rel="external nofollow">http://img213.imageshack.us/img213/5482/dazachdsocape0.jpg

Nie mogłam sobie odmówić...

 

http://img183.imageshack.us/img183/529/dazachdsoca2gq1.jpg" rel="external nofollow">http://img183.imageshack.us/img183/529/dazachdsoca2gq1.jpg

Tutaj przynajmniej z daleka dom widać...

Agduś

NIEAKTUALNY FOTOREPORTAŻ

Kilka zdjęć z początków ocieplania poddasza. Najpierw nasza wylewka w kilku odsłonach:

 

http://img183.imageshack.us/img183/4786/dnierwnytynkda9.jpg" rel="external nofollow">http://img183.imageshack.us/img183/4786/dnierwnytynkda9.jpg

Tu widać różnice poziomów w pomieszczeniu gospodarczym i garażu.

 

http://img213.imageshack.us/img213/2108/dprgwinstepdj1.jpg" rel="external nofollow">http://img213.imageshack.us/img213/2108/dprgwinstepdj1.jpg

Proszę nie zwracać uwagi na to, co za progiem. Zrobiłam zdjęcie, żeby pokazać nasz próg win-step w akcji. Jeszcze trochę wyżej będzie zakryty po położeniu podłogi.

 

http://img206.imageshack.us/img206/9269/dszatniawn1.jpg" rel="external nofollow">http://img206.imageshack.us/img206/9269/dszatniawn1.jpg

Szatnia w pokoju gościnnym. W tle oczywiście wylewka.

 

http://img167.imageshack.us/img167/9899/dnierwnytynk2je8.jpg" rel="external nofollow">http://img167.imageshack.us/img167/9899/dnierwnytynk2je8.jpg

"Równiutki" tynk na kominie objawił sie w całej krasie dopiero przy tym oświetleniu. Dobrze, że ta ściana w ogóle nie miała być tynkowana, bo będzie w całości zakryta kominkiem. Za to ta nieotynkowana miała być otynkowana. Wciąż czekamy na tynkarzy, którzy mają to poprawić.

Zza komina wygląda nieśmiało rolka wełny mineralnej.

 

http://img153.imageshack.us/img153/7168/dpocztkiocieplaniapoddaszauo0.jpg" rel="external nofollow">http://img153.imageshack.us/img153/7168/dpocztkiocieplaniapoddaszauo0.jpg

Początki docieplania poddasza. Tu akurat ocieplenie pomiędzy sufitem a podłogą strychu. W tle ocieplony i przykryty folią strych.

Agduś

KONIEC SEZONU

 


Na temat zepsutej bramy cisza. Budowlańcy milczą jak zaklęci. Zastanawiam się, czy pytać ich, czy kierbuda.

 


Gdyby ktoś nie zauważył, to informuję, że mamy już koniec sezonu budowlanego. Dowiedzieliśmy się o tym od bardzo (za bardzo) wymownego pracownika OBI, kiedy chcieliśmy dokupić brakujące słupki do ogrodzenia. Otóż pan ów wielokrotnie powtórzył (chyba, żeby nam się to dobrze w pamięć wbiło), że sezon juz się kończy, więc słupków nie ma i więcej nie będzie w tym roku. Coś tam mówił, posługując się "fachową" nowomową o wielkości zamówienia, żeby uzmysłowić nam, że dla takich mróweczek jak my, sklep nie zamówi kilkunastu słupków. Kiedy uciekaliśmy przed potokiem słów, zauważyłam, że pan znacząco spogląda na zegarek, chyba dając nam do zrozumienia, że zajęliśmy zbyt dużo jego cennego czasu. Jako że było już późno, w innym sklepie, nie wybrzydzając, kupiliśmy podobne słupki, niestety nieco brzydsze. Te były "łyse", więc musieliśmy skompletować jeszcze czapeczki i takie cosie do zaczepiania drutu. Fachowe ich nazwy mnie nie interesują - dosyć tego! I tak już zauważyłam, że tutejszy motel jest ocieplany bez listwy startowej! Czy ja naprawdę muszę takie rzeczy zauważać? Jeszcze niedawno nie wiedziałam o istnieniu czegoś takiego, jak listwa startowa, a już na pewno nie przypuszczałam, że jej brak będzie spędzał mi sen z powiek! Czas kończyć to budowanie!

 


Wreszcie dotarła na budowę część styropianu. Drugi transport (styropian, klej, siatka, kołki) ma być dzisiaj. A ja właśnie siedzę i czekam na telefon, że listwy startowe są gotowe do odbioru w Wieliczce. Chyba powinnam iść do auta i sprawdzić, czy umiem wyjąć z niego siedzenia, bo inaczej te listwy nie wejdą, ale z drugiej strony, po co mam je wymontowywać, skoro może się okazać, że listw nie będzie? W końcu naiwnością było by wierzyć, że, gdy coś zostało na dzisiaj obiecane, to dzisiaj będzie.

 


A' propos tych obietnic, to geodeta od mapki nie dzwonił wczoraj . Ręce opadają! Co z tym facetem zrobić? Mam ochotę wytatuować mu na czole "nieudacznik", "łajza" albo coś, czego nie uda mi się tu zapisać ze względu na ustawę o ochronie języka polskiego. Własnie dostałam na prive wiadomość od kogoś, kto także miał przyjemność korzystać z usług tych dwóch mistrzów rzemiosł wszelakich. Opinię na ich temat miał taką samą jak ja, ale, niestety, nie opowiedział o ich wyczynach. Szkoda - mogłoby być śmiesznie.

 


Pokoje na górze systematycznie nam się zmniejszają. Najpierw ocieplenie, folia, teraz rusztowanie pod płyty gk... Sufit coraz bliżej podłogi. Nie narzekam, bo robi się wreszcie jakoś tak domowo.

 


Obserwując zaczątki rusztowania w sobotę, nagle zauważyłam, że w pokoju Madzi, w miejscu szafy wisi jakis kabel, którego nie powinno tam być. W ogóle jakoś dużo tych kabli plącze się pomiędzy ociepleniem a przyszłym podwieszonym sufitem. Przypomniała mi się opowiastka, którą wyczytałam na forum, o pozostawieniu właśnie w tym miejscu wszystkich kabli. Nie podejrzewałam naszych wykonawców o taką pomysłowość, ale uświadomiłam sobie, że sama nie jestem w stanie określić przeznaczenia tych wszystkich kabli, chociaż sa opisane starannie przez elektryków, i poinstruować panów, gdzie który z nich powinien wychodzić. W dodatku ekipy od rekuperatora i od pompy ciepła też swoje kable dołożyły, co wprowadziło dodatkowe zamieszanie. Stwierdziliśmy, że bez pomocy elektryków tego nie rozwikłamy.

 


Wczoraj ekipa przygotowująca się do podwieszania sufitów zażądała dokładnych instrukcji. Na szczęście "nasi" elektrycy stanęli na wysokości zadania. Wydzwonieni natychmiast stwierdzili, że przez telefon nie wytłumaczą wszystkiego i umówili się na budowie o 7 rano ("to oczywiście należy do nas!"), prosząc mnie o chwilę rozmowy przy okazji. Na samą myśl o wyciągnięciu dzieci z łóżek na tyle wcześnie, żebyśmy o tej nieludzkiej godzinie były na budowie, włosy stanęły mi dęba, ale cóż było robić. Słodkim głosem, starając się ukryć miotające mną uczucia, oświadczyłam, że oczywiście będę. I byłam.

 


Elektrycy wyjaśnili przeznaczenie każdego kabla i wskazali, którą stroną powinien opuscić przestrzeń pomiedzy ociepleniem a sufitem. Mam nadzieję, że wszystko będzie we właściwych miejscach...

 


Przy okazji stwierdzili, że czcze przechwałki tynkarzy dodały im niepotrzebnej pracy. Otóż tynkarze twierdzili, że położą tynki o grubości 5mm, więc elektrycy ryli bruzdy w ścianach, żeby ukryć w nich kable. W rzeczywistości tynk ma około 1,5 cm, więc kable mogły spokojnie się w nim pochować. Tajemnicza niewidzialna ręka wyciągnęła kabel antenowy, ktory miał tkwić w puszce na kominie, do pokoju na górze, więc trzba będzie jeszcze raz ryć w tynku, żeby go sprowadzić na właściwe miejsce.

 


Co gorsza czeka nas też skuwanie wylewki . Spece od pompy ciepła stwierdzili, że kabel przygotowany do jej zasilania jest zbyt cienki. Szkoda, że nie zadzwoniliśmy w tedy do elektryków. Przyjęliśmy to na wiarę. Panowie kupili nowy kabel i położyli go bez peszla w styropianie. Dociagnęli do pomieszczenia gospodarczego i tam zostawili. Przed wylewkami Andrzej wepchnął go w jakiś pusty peszel prowadzący znikąd do miejsca, gdzie ma być skrzynka. Dzisiaj okazało się, że ten peszel wcześniej musiał zostac przez kogoś przerwany, bo powinien był prowadzić na zewnątrz i czekał na kabel przyłączeniowy. Na widok kabla sterczącego z tego peszla elektrycy wpadli w złość (kulturalnie to zrobili). Wyrazili swoje zdanie na temat inteligencji i kilku innych cech tego, kto wepchnął "swój" kabel do cudzego peszla (tylko proszę nie doszukiwać się podtekstów). Wobec ogromu ich wzburzenia nie miałam śmiałości przyznać, że to dzieło Andrzeja. Postanowiłam udawać do końca, że nie wiedziałam. Poszło na konto tych od podłogówki i pompy ciepła. Byli przekonani, że ten "ktoś" musiał naciąć peszel. Potem dopiero po rozmowie telefonicznej z Andrzejem, dowiedziałam się, że "on niewinny". Peszel był już wcześniej przecięty i prowadził znikąd, więc i tak po zalaniu wylewką do niczego by się nie przydał.

 


Żeby było śmieszniej, elektrycy twierdzą, że ten nowy kabel jest tej samej grubości, co przygotowany przez nich.

 


Poprzednie zdjęcia jeszcze siedzą w aparacie a już wypadało by udokumentować kolejne etapy prac.

Agduś

RĘCE OPADAJĄ ...

 


Andrzejowi. Wczoraj spędził pracowity dzień na budowie. Najpierw ładowaliśmy w tymczasowym domu ogromne ilości zdobycznej sklejki. Biedna Felusia przemianowana na ciężarówkę po wymontowaniu wszystkich siedzeń, oprócz oczywiście fotela kierowcy, aż się uginała pod tym ciężarem.

 


Trzy kursy i sklejka wylądowała na budowie. Za jakiś czas odzyska swoją dawną postać i przybierze formę czegoś w rodzaju meblościanki w garażu i na strychu. Dawno, dawno temu to byłby szpan! Taka meblościanka na wysoki połysk w garażu! Jakiś czas temu zdobiła czyjeś mieszkanie. Potem Andrzej pracowicie ją zdemontował w zamian za możliwość zabrania wszelkich przydatnych desek, szuflad, drzwiczek i półek.

 


Pomiędzy pierwszym a drugim kursem ze sklejką, przywiózł z Cła tę tanią podbitkę (dwa kursy).

 


W tym czasie nasza najstarsza latorośl zdobyła swój pierwszy w życiu medal - srebrny - i chodziła z nim do wieczora dumna jak paw.

 


Po nakarmieniu przychówku pomknęłam na budowę. Dzieci zajęły sie soba i piaskownicą, a ja starałam się pomagać Andrzejowi w przykręcaniu wielkich i wściekle ciężkich belek do krokwi. Są one niezbędne, żeby oprzeć na nich płytę OSB także w jaskółkach.

 


Andrzej dokonywał przedziwnych sztuk, żeby jednocześnie podtrzymując belę przybijać ją do takich ślicznych płytek z dziurkami. Mój skromny wkład w to dzieło polegał na podtrzymywaniu drugich końców tych belek na odpowiedniej wysokości za pomocą długiej listwy.

 


Następnie Andrzej skręcał tę konstrukcję ogromną ilością wkrętów do drewna. Przywieźliśmy agregat od sąsiadów (nie lubię wrzucania go do bagażnika - jest koszmarnie ciężki!), dzięki czemu robił to wiertarką, a nie ręcznie. Ale ręce i tak mu opadają.

 


Kiedy znudziło mi się podawanie mu wkrętów, oddelegowałam do tego zajęcia Weronikę (jaka była zadowolona, że może wejść po drabinie na górę!) a sama zajęłam się segregowaniem resztek drewna, które tworzą imponujący stos przed domem. Skąd tam się tyle tego wzięło??? Resztki więźby- to rozumiem, ale ta cała reszta??? W dodatku całe mnóstwo desek z gwoźdźmi. Jakbyśmy szalunek z desek mieli .

 


Te z gwoźdźmi od spalenia od razu, większe kawałki może do wykorzystania, mniejsze bez gwoździ na przyszłe ognisko, kiedy juz zamieszkamy. Do kominka nic, bo to wszystko iglaste.

 


Oczywiście skończyliśmy po ciemku. Nam przyświecało przynajmniej ognisko, ale Andrzej w domu przykręcał te wkręty po omacku.

 


Przy okazji zauważyliśmy, ze panowie budowlańcy rozwalili takie coś przy bramie garażowej. Już raz Andrzej to połamał, kiedy ja otwierał. Pojechała szybko do góry i taka plastikowa płytka łącząca bramę z prowadnicą połamała się w drebiezgi. Podkleił ją z obu stron cienkimi blaszkami, przykręcił i było dobrze, ale pamiętaliśmy, zeby z brama obchodzic się jak ze zgniłym jajem. Panowie widocznie potraktowali ją obcesowo i ... znowu się połamało, wyrywając przy tym blachę !!! Już zupełnie nie wiem, czy ta brama była jakoś źle zamontowana, czy co? no bo chyba nie powinna tak sama z siebie tłuc z taką siłą przy podnoszeniuu się. Chyba powinna miec tam jakiś hamulec czy coś?

 


Zobaczymy, co budowlańcy powiedzą jutro na ten temat.

Agduś

NIE ŁUDŹ SIĘ INWESTORZE

 


Co sobie taki inwestor pod koniec (?) budowy myśli? Wydaje mu się pewnie, że już co nieco wie i jakoś tę budowę do końca doholuje. Co bezczelniejszy nawet może sobie wyobrażać, że przewidział już wszystko i nic go nie zaskoczy... Naiwniak! Trzeba mu szybciutko pokazać jego miejsce! Nie łudź się, sieroto, to tylko twoje pobożne życzenia! Los zaraz sprowadzi cię na ziemię. Rolę fatum najczęściej spełnia jakiś drobiazg nie do zdobycia, jakiś termin nie do przeskoczenia, drobny haczyk w przepisach, ropucha za biurkiem, czyli biurwa... Możliwości jest dużo.

 


No, taka naiwna to ja już nie jestem i nie przeceniałam naszych możliwości, zdolności i wiedzy budowlanej. Dlaczego więc los postanowił i tak nas ustawić w szeregu?

 


Nie, nie stało się nic strasznego. Dom stoi jak stał, praca wre. Trochę nerwowo oglądamy prognozy pogody, bo musimy zdążyć z ociepleniem budynku i wykopkami, póki jest ładnie. skąd więc ta filozoficzna refleksja? Ano stąd, że czasem jakiś badziew może narobić kłopotów a nawet zniweczyć misterne plany.

 


Zamawiając "wszystko do ocieplenia domu" mieliśmy na myśli "wszystko do ocieplenia domu". Jakoś nie mamy już tak dużo czasu, jak przed rozpoczęciem budowy, żeby wnikać w każdy szczegół kolejnych etapów prac. Tym bardziej, że i te etapy zrobiły się jakby trochę mniejsze, mniej widoczne, aczkolwiek wcale nie mniej kosztowne. To już nie "budowanie ścian nośnych", ale dziabranie się z jakimiś kabelkami i rurkami, wpychanie wełny mineralnej miedzy krokwie itp. Temat "ocieplenie" potraktowaliśmy wybiórczo: poważnie wniknęliśmy w zawiłe tajniki różnych rodzajów styropianów, Andrzej (ja się poddałam) za pomocą jakichś wzorów i kalkulatora oraz cenników przeliczał przez kilka wieczorów, który styropian da zadowalający nasze niemałe wymagania efekt przy możliwie najniższych (to zrozumiałe) kosztach. W końcu dokonał wyboru styropianu i składu, w którym się w niego zaopatrzymy. Na tyle wniknęliśmy w temat, żeby wiedzieć, mniej więcej, co jeszcze powinno się składać na cały system ocieplenia. Pojechaliśmy do składu i zamówiliśmy odpowiednią ilość styropianu, kołków, siatki klejów. Wyraźnie zaznaczyliśmy, że chcemy kupić wszystko, co będzie potrzebne. Fachowiec wymieniał kolejne elementy, my je aprobowaliśmy, przeliczał ilości, podawał ceny. Potem spokojnie trwaliśmy w przekonaniu, że na budowie znajdzie się wszystko (najpóźniej w piątek, czyli dzisiaj). Od poniedziałku nasz domek miał zacząć się ubierać początkowo w gustowny szary waciaczek, a potem w żółty tynk. Ekipa w blokach startowych, kierbud upewnia się, czy wszystko będzie, wymienia niezbędne elementy, z dumą potwierdzam "tak, zamówiliśmy", aż dochodzimy do listwy startowej. Nie pamiętam, żeby była mowa o czymś takim, ale nie ma sprawy, sprawdzimy i w razie czego zamówimy.

 


Sprawdzamy - nie zamawialiśmy. Telefon do składu. Zdziwko. Nie mają takich szerokich - najwyżej 12 cm, a my potrzebujemy 16. Trudno, szukamy gdzie indziej. No bo w końcu, czy taka listwa może być jakimś problemem? W końcu nie takie grube ocieplenia ludzie kładą. Co tam jakieś głupie 16 cm, skoro planowaliśmy kiedyś 20?

 


Kolejne telefony. Nie ma! Nigdzie nie ma!!! Ba, niektórzy wręcz pukają się w czoło (słychać!), że czegoś takiego po prostu nie ma. Nigdzie. Nie istnieje.

 


Proponują inny sposób: "bez listwy się robi, podwija się siatkę." W drodze do szkoły obserwuję ten newralgiczny punkt mijanych budynków. O, ten na pewno ma bez listwy, widać podwiniętą siatkę, bo tynk się odłupuje. Wygląda to byle jako. Odpada.

 


Na szczęście jednak niektórzy słyszeli, że takie listwy startowe bywają. Mniej więcej tak, jak smoki albo bazyliszek. Nikt nie widział, ale niektórzy słyszeli, że są.

 


Znalazły się, ale mogą być dopiero na wtorek - środę. Jeżeli ktoś tak mówi, to znaczy, że będą najwcześniej na środę. Szukamy dalej. Moje plany odkopania domu z bałaganu idą wniwecz. Dzwonię. Mija pół dnia i pewnie niezły kawałek karty heya. I nic. Żadnych rezultatów. W dodatku pani z jedynego sklepu, w którym to cudo może być, nie wierzy nam na słowo i każe sobie wpłacić zaliczkę, zanim zamówi listwę. Sklep jest w Wieliczce. W końcu nie zdążam tam pojechać przed zamknięceim sklepu. Nie wiedziałm, że jutro będzie nieczynny, więc się nawet nie wybierałam. Zamówimy dopiero w poniedziałek. Ciekawe, kiedy dotrą! Ale się kierbud ucieszy!!!

 


A w dodatku obiecany styropian dzisiaj nie dotarł!!! Jeszcze wczoraj zarzekali się, że będzie na 100% Oj, coś czuję, że jutro ich przykrość spotka!

Agduś

CO TA BUDOWA ROBI Z LUDŹMI!

Wczoraj wieczorem popłakaliśmy się ze śmiechu. Radość wywołał mój komentarz jakiegoś kawałka naszej rzeczywistości budowlanej wygłoszony adekwatnym językiem, który przyswoiłam w trakcie budowy od ludzi, z którymi się przy jej okazji kontaktowałam. (Wspomnę tylko, że użyłam tegoż języka w pełni świadomie - tak źle jeszcze ze mną nie jest, żebym go używała bezwiednie.) Andrzej, usłyszawszy to, wybuchnął niepohamowanym śmiechem, ja też, a potem juz pooooszło. Nie mogliśmy się uspokoić.

A zaczęło się od tego, że wreszcie, po długich podszukiwaniach, udało się ustalić, kto coś wie o poczynaniach ENIONu w okolicach naszej działki. Otóż działania, o których wspomniała sąsiadka mają na celu budowę stacji trafo i docelowego przyłącza. Nawet, wyobraźcie sobie, znalazł się ktoś, kto wiedział, jaka firma ma to wykonać!!! Pozostało nam zadzwonić do nich i dowiedzieć się, kiedy zamierzają zakończyć to przedsięwzięcie.

Tymczasem wczoraj pojechaliśmy na budowę, żeby obfotografować postępy. Poddasze i strych już prawie ocieplone. Pomiędzy jętki wełna już też powciskana. Będzie 20 cm wełny pomiędzy krokwiami, na to 5 cm na rusztowaniu w części mieszkalnej. Na strychu zostanie tylko to, co między krokwiami. Dodatkowo 15 cm pomiędzy jętkami.

Przy okazji wymierzyliśmy, ile potrzebujemy podbitki i dzisiaj podskoczyłam do składu żeby ją zamówić. Podobno cenę mają dobrą (tak stwierdził kierbud) - 20 zł za m2.

Agduś

OPOWIADAM O GEODETACH I NIE TYLKO

Nasza cierpliwość skończyła się nieodwołalnie. Nie będziemy dłużej czekać na mapkę, którą zamówiłam u geodety nr 1. Pan ów od ponad tygodnia jest nieuchwytny mimo licznych prób nawiązania kontaktu.

Po porannej inspekcji na budowie wybrałam się do wskazanego przez sąsiadkę innego geodety z zamiarem zamówienia u niego tejże mapki. Oczywiście wiedziałam, że jest on przełożonym rzeczonego nr 1, ale akurat to nie miało dla mnie znaczenia. Zagaiłam, przyznałam, że takaż mapka juz ponad miesiąc temu została zamówiona, ale nie mogę się skontaktować z wykonawcą. Kulturalnie dałam upust swoim uczuciom do owego, pożal się Boże, geodety, ktory miał ją wykonać. Wyraziłam w zawoalowany sposób dręczące mnie wątpliwości co do stanu jego zdrowia psychicznego. Niestety, pan okazał się lojalny (może miało to coś wspólnego z koniecznością wycofania zgłoszenia wykonywania takiej mapki w starostwie, zanim ktoś inny zacznie ją robić) i zadzwonił do naszego mistrza. Oczywiście, ten nie odebrał, zgodnie ze swoją zasadą. Wytłumaczyłam miłemu geodecie nr 2, że, jeżeli geodeta nr 1 nie zna jego numeru, to nie odbierze. Chyba go to rozbawiło. Od razu zastrzegł, że Bin Ladenem przecież nie jest. Ale skąd geodeta nr 1 miałby o tym wiedzieć?

Po kilku próbach udało mu się ustalić, że geodeta nr 1 jest w tym momencie w biurze i zasugerował,żebym go tam spróbowała dorwać. Pokonując żywą niechęć do kontaktów z tym panem, udałam się do biura. Na swoje szczęście (to był chyba silnie rozwinięty instynkt samozachowawczy) pan nie usiłował sprzeciwiać się moim zarzutom. Wprawdzie tłumaczył się, że żadna wiadomość o naszych próbach nawiązania bliskiego kontaktu trzeciego stopnia do niego nie dotarła, ale uznał swoją winę. Zastanawiające jestm jak poważne problemy sprawia mu komunikowanie się z ludźmi - jakiś czas temu nie zrozumiał, że projektant przyłącza zamawia tę mapkę u niego, teraz twierdzi, że nikt mu nie przekazywał, że go ścigamy, podczas gdy jego kolega zarzekał się, że przekazał wiadomość. Nie ukrywałam, że miałam zamiar zostawić go razem z mapką na lodzie. Moja determinacja chyba wywarla właściwe wrażenie. Mapka ma być (podobno) w poniedziałek. Oczywiście tym razem to on ma się skontaktować z nami. A poza tym rozmawiał ze mną siedząc, podczas gdy ja stałam!

Zrobiłam w tył zwrot i stanęłam oko w oko (no prawie) z naszym drugim ulubionym geodetą - tym od wytyczania domu. Z nim to już naprawdę nie miałam zamiaru rozmawiać, ale coż - stało się. Nie chciałam stosować strusiej polityki, więc zagaiłam. Oczywiście chodziło mi o tę podwyżkę. Dowiedziałam się, że: usługa podrożała od kwietnia do dzisiaj, on poniósł dodatkowe koszty rzekomych rozmów z kierbudem i wyjazdów na działkę, kierbud miał dziwne żądania, bo jakiegoś repera mu się zachciało i wyznaczania zera i w ogóle, to nie da się z nami współpracować. Z nim też, bo połowy z tego, co powiedział nie mogłam zrozumieć, chociaż językiem polskim posługuję się dosyć sprawnie. On chyba gorzej. To był jakiś słowotok. Patrzyłam na niego wzrokiem entomologa obserwującego wyjątkowo ciekawy okaz przez lupę, a w końcu oznajmiłam, że nie wiem, dlaczego, ale w ogóle nie rozumiem, co on do mnie mówi. Odpowiedział kolejnym potokiem słów.

Nie zapłacę mu 350 zł! Choćby dla zasady!

Pozostawiłam go z obietnicą sprawdzenia, czy rzeczywiście kontaktował się z kierbudem (z tego, co wiedziałam, to nie). Tak się złożyło, że akurat wtedy, gdy wyszłam, zadzwonił kierbud. Zrelacjonowałam mu rozmowę z geodetą. Niestety nie mogę powtórzyć, tego, co usłyszałam na jego temat.

Przyjemność dalszych negocjacji z geodetą zostawię chyba Andrzejowi. Osłabił mnie ten dzisiejszy potok nic nieznaczących słów, który zakończył naszą rozmowę. Coś tam było o dorosłości... i o umowach...

 

Poza tym właściwie wszystko jest pod kontrolą. Mapka ma być, za wytyczanie zapłacimy 300 i ani grosza więcej, więc ta cała sytuacja jest bardziej zabawna niż wkurzająca.

 

A na budowie rośnie ogrodzenie. Właściwie, to ono pełznie, bo będzie tylko niskim murkiem pod siatką. Teraz osadzają się słupki. Później będzie reszta murka i na koniec część artystyczna, czyli ogrodzenie od frontu. Właściwie to będzie tylko rdzeń części artystycznej, bo obudowa powstanie później, może dopiero na wiosnę.

Poddasze coraz bardziej przytulne. Jutro bladym świtem muszę zadzwonić do kierbuda, bo ma najtańszą ofertę na rusztowanie do płyt gk.

Schodziarz zaproponował schody z brzozy (dąb, buk, jesion też). Ciekawe, jak wyglądają i, czy są wystarczjąco twarde.

Agduś

OGŁOSZENIE

Ogłaszam wszem i wobec, że wszystkim zainteresowanym (z Niepołomic i okolic) prześlę na prive ostrzeżenie przed dwoma geodetami, z których usług nie należy korzystać w trosce o własne zdrowie psychiczne. Nie ukrywam, że powoduje mną tyleż chęć pomocy i bezinteresownego podzielenia się wiedzą, co żywa awersja do tych panów i odrobinka mściwości.

A dlaczego? Opowiem, kiedy znajdę troszkę więcej czasu.

Agduś

PRACA WRE

 


Nie wiem, czy dzisiaj na budowie pracuje 6 obiecanych opanów. Faktem jest, że pod płotem parkowały 3 samochody, nie licząc tego większego, którym jeździ kierbud. Panowie walczyli w środku, więc ich nie liczyłam.

 


Miało być spokojnie, bo zapowiedziałm wczoraj, że nie będę miała dzisiaj samochodu, więc dużo nie zdziałam. Właśnie dotarłam na targ z zamiarem zaopatrzenia rodziny w płody rolne i ogrodowe, kiedy zadzwonił kierbud z pytaniem o słupki ogrodzeniowe. Mogliśmy je wczoraj przerzucić na budowę, bo jechaliśmy wieczorem pokazać gościom, co nam się udało do tej pory zbudować. Pytałam jednak wczoraj, kiedy będą potrzebne i usłyszałam: "eeee, jeeeeeszcze".

 


Njalepszym punktem kontaktowym był pobliski skład budowlany, bo ja miałam tam blisko z targu, a kierbud wiedział, gdzie to jest. Podjechał, wpakowałam się do auta z dwójką dzieci i przemknęliśmy do domu po te słupki.

 


Był jeden problem - nie mogliśmy odnaleźć jednego kamienia. Nasza działka ma trochę nieregularny kształt, więc potrzeba ich 5, a my mieliśmy 4. już miałam zamiar dzwonić do naszego, pożal się Boże, geodety, ale okazało się, że chyba Andrzej porwał mój wszystkowiedzący notesik budowlany. Kierbud wócił na budowę, a ja pognałam z powrotem do przedszkola. Po dordze odebrałam telefon - znalazł sie kamień! Potem drugi telefon - brakuje drutu. Zapewniłam, że drut dostarczę, ale najpierw muszę wreszcie doholowac dziecię do przedszkola.

 


Idąc po drut wpadłam do sklepu geodety, coby odebrać dziennik budowy z wpisem tyczenia (wreszcie!). I... nie odebrałam! Dziennik był, wpis też, ale coś się panu pokręciło i zażyczył sobie 350 zł, chociaż wiosną umawialiśmy się na 300. Nie miałam zamiaru dopłacac jeszcze więcej do tego partactwa, a z geodetą nie można było się skontaktować, więc dziennik został. Z ciekawości zajrzałam na pierwszą stronę i cóż zobaczyłam? Otóż na pieczątce pod wpisem było nazwisko jakiegoś innego geodety. Nie zdziwiłam się szczerze mówiąc. Podziwiam jednak tupet tego typka, który nie wspomniał słowem, że nie ma uprawnień i nie umie tyczyć domu. Podziwiam też odwagę tego, kto podbił pieczątkę pod tym wpisem. Przecież, jeżeli tamten coś spartaczył, odpowie ten podpisany! Z płaceniem poczekam chyba, aż wymierzymy wszystko sami po zrobieniu ogrodzenia.

 


Ten od mapy wciąż milczy!!! Zamawiałam tę mapkę ponad miesiąc temu ! Niech ich sczyści na rzadko! (A propos, to moja najmłodsza latorośl złapała chyba jakiegoś wirusa i od wczoraj ją czyści i ma gorączkę. A ja biedactwo po budowach i okolicach ciągam!)

Agduś

PRZECIĄGOM MÓWIMY STANOWCZE NIE

 


Już niedługo przestaną nam po poddaszu szaleć przeciągi.

 


Dzisiaj na budowie pojawił się kierbud z dwoma pracownikami. Ledwie zdążyłam obiecać, że wełna będzie niedługo, usłyszałam, że nadjeżdża jakiś samochód. I to była pierwsza porcja wełny. Ech, żeby tak zawsze wszystko grało...

 


Płacąc westchnęłam sobie, że nigdy wcześniej nie woziłam takich sum w torebce. Budowlańcy usiłowali mnie przekonać, że powinnam się cieszyć z takiej okazji, ale łatwo im wytłumaczyłam, że wolałabym z taką kasą znaleźć sie w zupełnie innym sklepie niż skład budowlany.

 


Kierbud pochwalił wylewki. Musi, że dobrze są zrobione.

 


Zasypałam kierbuda pytaniami, skwapliwie notując wszystkie odpowiedzi, bo już nie ufam swojej pamięci. Zapisałam wszystko, co mamy jeszcze kupić, a jest tego niemało!

 


Przy okazji zauważyłam, ze numer mojego telefonu widnieje na ścianach domu zapisany w kilku miejsach. Następnym wykonawcom wystarczy pokazać własciwy kawałek ściany.

 


Zawiozłam dziecię do przedszkola i wydoiłam z bankomatu pokaźną kwotę. Następnie spotkałam pierwszego z geodetów - tego, który miał się wpisać do dziennika budowy. Dziennika, oczywiście, przy sobie nie miał. Twierdził, że namawiał swojego kolegę, żeby się z nami skontaktował. Niestety, bezskutecznie. Ja mam coraz poważniejsze wątpliwości co do jego stanu zdrowia psychicznego. Zapowiedziałam temu pierwszemu, że my w takim razie zamówimy u niego tę mapkę. Po późniejszej rozmowie z sąsiadką doszłam do wniosku, że wyjątkowo źle trafiliśmy, bo należało wszystko od początku zamawiać u kogoś innego. Ale skąd mieliśmy o tym wiedzieć? Mądry Polak po szkodzie... Za to chętnie poradzę każdemu, u kogo nie zamawiać usług geodezyjnych w Niepołomicach.

 


Kiedy wróciłam na budowę, panowie właśnie rozładowywali drugi transport wełny, a w kolejce do rozładowania czekał samochód z kartongipsami.

 


Nie omieszkałam wypomnieć budowlańcom tego za nisko wymurowanego nadproża. Zaczynam dochodzić do wniosku, że może trzeba było to rozkuć i osadzić wyżej, Fakt, że byłoby trochę babrania się z tym, ale za to wylewki mielibyśmy normalne i poziom w całym domu równy. Na ale teraz to już po ptokach (ups, żeby mnie za to nie wsadzili!).

 


Rozmowa z sąsiadką przekonała mnie, że nie jestem w stanie zrozumieć poczynań ENIONu. Sąsiadka twierdzi, że ENION, reprezentowany przez kilku pracowników, był u nich i pytał o zgodę na przeprowadzenie przez ich działkę podziemnego tymczasowego przyłącza . Sąsiedzi zgodzili się, ale postawili warunek, żeby ich też przyłączyli. Pokazała mi nawet, gdzie ma stać słup. Ja też stanęłam jak słup. Bo co to znaczy??? Że niby oni nam zrobią przyłącze tymczasowe do momentu podłączenia tego docelowego, co ma nastąpić 15 grudnia??? Tacy są dobrzy, że nam tę tymczasówkę zafundują??? Jeszcze w dodatku kablem podziemnym??? A potem co? Wykopią go??? A może to, co teraz maja zamiar robić, ta tymczasówka, to ma być to obiecane na 15 grudnia przyłącze??? A na docelowe jeszcze poczekamy... Diabli wiedzą! A zresztą, niech robią, co chcą, bylebyśmy prąd mieli!!! No i zebyśmy wcześniej wiedzieli, co oni właściwie robią. Bo my już czekamy na zgodę z gminy na samodzielne przeprowadzenie tymczasowego przyłącza wzdłuż drogi i szukamy kabla.

 


Przy okazji dowiedziałam się, że ten nielubiany ogólnie w okolicy sąsiad, który zablokował budowę linii od strony jego działki ("bo ja mam piorunochrony!" - uzasadniał brak zgody na stację trafo w pobliżu jego działki), ma zamiar budować drugi dom na sąsiedniej działce. Ponoć bardzo się ucieszył, że już tak blisko ma do wodociągu (wywalczonego przez nas!), bo na razie ma wodę tylko ze studni.

 


Podjechałam do składu, żeby kupić cement. Kiedy kolejny raz zawitałam na budowie, żeby pocieszyć panów, że czeka ich jeszcze rozładowanie palety cementu, dotarła ostatnia porcja wełny i łaty.

 


Jeszcze trzeba na jutro zamówić wywrotkę pospółki i po południu łopatologicznie przerzucić resztki piasku, żeby na tę pospółkę zrobić miejsce.

Agduś

PRZYGOTOWANIA DO PONIEDZIAŁKU

 


Do najbliższego poniedziałku przygotowujemy się jak do jakiejś kampanii. Wciąż sprawdzamy, czy wszystko będzie przygotowane. Zamówiliśmy już wełnę do ocieplenia poddasza, sznurek, gwoździe i folię. Transport w poniedziałek rano. W Praktikerze kupiliśmy płyty kg i, przy okazji, drzwi wewnętrzne. Transport w poniedziałek koło 10.00. Wydusiliśmy darmowy transport od nich na samą budowę.

 


Musimy jeszcze dokładnie przemyśleć i przeliczyć, co będzie potrzebne do budowy ogrodzenia i kupić to zaraz w poniedziałek. A wszystko to, żeby nam się ekipa nie nudziła na budowie.

 


Na wszelki wypadek przypominamy się w składzie, w którym zamówiliśmy styropian. Żeby tylko nie zawalili z jego dostawą pod koniec tygodnia! W nagrodę zamówimy u nich tynki i wszystko inne do elewacji.

 


Znowu nie możemy się dogadać z geodetami ! Wprawdzie, podobno, ten pierwszy już się wpisał do dziennika budowy - prawie pół roku po wytyczeniu domu - (mam go odebrać w poniedziałek), za to ten drugi jest nieuchwytny . Przypomnę, że zamówiliśmy u niego mapkę, żeby wreszcie zaprojektować przyłącze wodociągowe. Miała być na koniec września. Nawet niedawno spotkałam faceta w sklepie i obiecał, że mapka będzie do odebrania w tym tygodniu. Co z tego, jeżeli nigdzie nie możemy go spotkać?!!! W miejscu pracy się pojawia na chwilę i rusza w teren (to zrozumiałe). Ma taki dziwny zwyczaj, że, gdy wyświetli mu się nieznany numer telefonu, to nie odbiera! Bin Ladena się boi, czy co??? Nie znam jego numeru telefonu, ale po co mi on, skoro i tak nie odbierze? Zostawiliśmy mu kartkę w drzwiach biura, żeby się skontaktował. Bez rezultatu. Prosiłam tego pierwszego, żeby porozmawiał z kolegą i namówił go na kontakt z nami. Też zero reakcji! I my mamy mu zapłacić za mapkę! Chyba faceta nie rozumiem...

 


Tymczasem wodociągowcy bez słowa zabrali nam beczki z resztkami wody. Naszej wody! Ale już chyba nawet nie mam siły walczyć z nimi.

 


Szukamy speca od schodów. Chyba odezwiemy się do naszego cieśli. Wprawdzie znaleźliśmy jednego tutaj blisko, który nawet rozsądnie mówił, ale dzisiaj stwierdził, że może pod koniec tygodnia znajdzie czas, żeby nam te chody wymierzyć (znaczy się dziurę pod nie), a potem moooooże uda mu się przed świętami je zrobić, ale tego nie jest pewien. Ja się na robieniu drewnianych schodów nie znam, ale może znajdzie się ktoś, kto nie będzie wątpił w to, czy przed świętami zdąży. Woalałabym wprowadzać się do domu ze schodami, a nie z drabiną. Może ktoś wie, ile trwa zrobienie schodów?

 


Dzisiaj odebraliśmy wylewki i zapłaciliśmy za nie. Wylewkarz pojawił się osobiście, żeby nas poinstruować, jak pielęgnować jego dzieło. Na balkonie trzeba polewać, w domu nie. Na razie można chodzić, ale mamy pilnować poniedziałkowej ekipy, żeby traktowała wylewkę delikatnie. No i wietrzenie, wietrzenie, wietrzenie. Jak na złość od jutra pogoda się ma skisić. A tu przed nami ocieplanie, tynkowanie i różne roboty ziemne.

 


Zgodnie z oczekiwaniami dostaliśmy odpowiedź ze Starostwa. Chyba coś tam do pań dotarło, gdyż to nie jest odrzucenie zgłoszenia, tylko wezwanie do uzupełnienia braków. Wśród nich "uzgodnienie ZUDP". Nie napisały nic o konieczności wykonania projektu. Pewnie chcą, żeby tego zażądał od nas ZUDP. Czyżby się bały, że nie mają racji?

 


Pismo jest dłuuuugie i dużo w nim odwołań do przepisów. Chyba podziałało pouczenie Andrzeja, że psim obowiązkiem urzędników jest podawanie podstawy prawnej każdego wypowiedzianego przez nich słowa. Jedna z biurw odpowiedziała mu z wielce oburzoną miną, że ona "nie będzie żadnej podstawy prawnej podawała". No to szybko złożył na nią skargę. Przykre, ale czasem inaczej się nie da.

Agduś

ZADYSZKA

 


Na samą myśl o tym, co jeszcze trzeba zrobić i w jakim tempie, dostaję zadyszki. Dzisiaj rano telefon z budowy wypędził mnie z piekarni. Otóż błąd murarzy, którzy za nisko wmurowali nadproże drzwi między garażem i pomieszceniem gospodarczym odbija nam się wciąż czkawką. A miało być tak pięknie! Wszędzie 10 cm styropianu na podłodze, wszędzie taka sama wylewka. Tymczasem zbyt nisko osadzone drzwi zmusiły nas do położenia cieńszego o połowę styropiany w garażu i pom. gosp. Potem panowie montujący bramę garażową ciężko kombinowali, na jakiej wysokości tę bramę osadzić, żeby po zrobieniu wylewek było dobrze. Coś tam wykombinowali.

 


Dzisiaj zadzwonił wylewkarz: styropian jest za gruby - wylewka się nie zmieści. Myślałam, że chodzi o te nieszczęsne drzwi, ale okazało się, że brama garażowa jest za nisko osadzona. Zmieniamy cały styropian na cieńszy (jeszcze cieńszy ?), czy montujemy bramę jeszcze raz? Jakoś nie uśmiechało mi się wyrzucanie całego styropianu (już podocinany i ułożony, więc do zwrotu się nie nadaje). Trudno, lepiej chyba tę bramę zamontować wyżej. Podyskutujemy ze specami od bramy, bo to oni twierdzili, że wylewka będzie miała 4 cm i to wystarczy. Wylewkarz twierdzi, że mniej niż 6 nie może być w garażu. Może da się załatwić ten montaż jako reklamację...

 


Tak czy inaczej będziemy mieli "niezgodnie ze sztuką", bo podłoga w całym domu będzie najwyżej, w pomieszczeniu gosp. najniżej, a w garażu średnio. Drzwi otwierają się do pom. gosp i tam musi być jeszcze niżej niż w garażu. Ciekawe, ile razy ktoś tam wyrżnie, zanim się do tego przyzwyczaimy.

 


Wciąż czekamy na wiadomość z Wieliczki, że już odrzucili nasze zgłoszenie budowy poś. Niecierpliwie czekamy, bo na razie nie mamy się od czego odwoływać. A czas nieubłaganie mija. Ech , że tam nie mają takiego Kracika, który by ustawił urzędników pod odpowiednim kątem...

Agduś

FOTOREPORTAŻ

 


Na zamówienie kilka zdjęć z Pienin:

 


http://img227.imageshack.us/img227/4189/cpieniny2rz2.jpg


No, to może nie są Pieniny, ale nasza Emi w Dunajcu. Baaardzo lubi pływać, a potem soczyście się otrzepuje i nie rozumie, dlaczego wszyscy od niej uciekają.

 

 


http://img216.imageshack.us/img216/6964/cpieniny1zf8.jpg


Zdobywczynie Trzech Koron wyrażają radość z wejścia na szczyt.

 

 


http://img133.imageshack.us/img133/8378/cpieniny3qa1.jpg


Późnopopołudniowy widok na Trzy Korony.

 

 


http://img221.imageshack.us/img221/6803/cpieniny4qt4.jpg


Jesienna panorama Tatr.

 

 

 


http://img133.imageshack.us/img133/1556/cpieniny5tx5.jpg


W drodze na szczyt.

 


Jak widać zdjęcia nie są po kolei, ale może mi wybaczycie.

 

 


A teraz ad meritum, czyli reportaż z placu budowy:

 

 


http://img133.imageshack.us/img133/5411/cmiksokretxg7.jpg


Tak własnie wygląda miksokret. Czy choć trochę przypomina kreta? Skąd ta nazwa???

 

 

 


http://img178.imageshack.us/img178/5352/cbutkiot4.jpg


Nie mogłam sobie odmówić sfotografowania i pokazania tego ślicznego obuwia.

 

 


http://img178.imageshack.us/img178/6963/cwylewkisprztvw1.jpg


A to kolejny sprzęt, najwidocznej niezbędny do wykonania wylewek.

 

 


Same wylewki może sfotografuję dzisiaj, a chodzić po nich będzie można już w sobotę. Pewnie trzeba będzie znowu zakasać rękawy i pownosić płyty OSB na strych. I pomyśleć, ile energii marnuje się codziennie bezużytecznie na siłowniach... Panowie, chodźcie wrzucić te płyty na górę!

 

 


I jeszcze zaległe zdjęcia skrzynki, z której wychodzą rurki do podłogówki oraz "uzbrojonego już miejsca, gdzie stanie zbiornik wody kotłowej (czyli nasza kotłownia w całej okazałości).

 

 


http://img168.imageshack.us/img168/3487/cskrzynkach0.jpg


http://img19.imageshack.us/img19/977/ctubdziezbiornikrx6.jpg

Agduś

KRECIA ROBOTA

 


Już wiem, jak wygląda miksokret. Jakoś nawet bardziej fachowo, niż ten agregat do tynków, chociaż się tak dziwnie nazywa. Pokażę, jeżeli wystarczy mi wytrwałości, żeby dzisiaj powalczyć ze zdjęciami.

 


Kret wyprodukował już wylewki na górze, tylko balkon zostawił sobie na jutro. Może nawet zrobił swoje w pokoju gościnnym na dole.

 


Wczoraj dokończyliśmy porządki na dzialce. No, nazwanie tego, co panuje wokół budowy porządkiem, niewątpliwie byłoby przesadą, ale na pewno wygląda to lepiej. Największa góra śmiecia została zlikwidowana. Pomniejsze składają się głównie z gruzu. Śmieci zostały posegregowane i załadowane w worki. Nawet udało się podrzucić dzisiaj do wywózki segregowanych odpadów wielkie wory PETów. Już prawie po ciemku układałam styrpian w pomieszczeniu gospodarczym, a Andrzej wynosił płyty OSB go blaszaka, do którego włamaliśmy się za zgodą kierbuda.

 


Rano Andrzej pojechał zobaczyć, czy panom wylewkarzom niczego nie brakuje do szczęścia. Tymczasem ja odebrałam telefon z gatunku tych mniej oczekiwanych. "Przykro nam, ale tego styropianu nie będzie w poniedziałek, tylko pod koniec tygodnia." A ekipa zjawia się w poniedziałek i koniecznie trzeba im dać coś do roboty, bo inaczej się zmyją i pójdą gdzie indziej. A wtedy wypadniemy im z grafiku i ...

 


Szybko zweryfikowaliśmy plany na dzień dzisiejszy. Wprawdzie i tak mieliśmy jechać do Krakowa, ale, o dziwo, w celach niebudowlanych. Dopisaliśmy do listy spraw do załatwienia poszukiwanie wełny mineralnej, żeby zapewnić ekipie zajęcie.

 


Mieli ocieplać ściany wykorzystując ładną pogodę, ale ocieplą na początek poddasze. Tak czy siak poocieplają coś sobie.

 


Po drodze odwiedziliśmy dostawcę styropianu i roztoczyliśmy przed nim wizję tego, co go czeka, jeżeli styropian do piątku nie pojawi się na naszej budowie. Chyba uwierzył.

 


Kilka wizyt w składach i marketach budowlanych z moim nieodłącznym żółtym notesikiem i już wiemy, gdzie zamówimy wełnę.

 


Udało nam się nie tylko załatwić pozostałe sprawy, ale nawet usiąść na chwilę w ogródku "Słodkiego Wencla"! Jakbyśmy domu nie budowali!

 


W drodze powrotnej (biegiem, bo na zebranie w przedszkolu) zabraliśmy próbki kolorów tynków Rofixa. Od razu oboje wskazaliśmy tę samą! Sprzedawca zachwyca się wyrobami tej firmy, wręcz pieje peany na temat ich jakości, chociaż innymi, nawet droższymi też handluje. No to może damy się namówić. Kierbud będzie zawiedziony, że nie skorzystamy z jego propozycji.

 


A jutro kończą się dobre czasy- Andrzej skończył urlop i w dodatku jedzie na dwa dni się szkolić, zostawiając mnie samą na placu boju! Uprzedził, że wylewkarzom może zabraknąć cementu (juz im zabrakło - do dwóch zamówionych palet kazali dodać trzecią ). Za to wodą posługują się oszczędnie. Myślałam, że zużyją jej więcej niż tynkarze, tymczasem oni twierdzą, że to, co jest teraz w beczkach im wystarczy.

 


No właśnie. Z wodą też może być kłopot, bo dzisiaj podobno przyjechali z wodociagów i chcieli zabrać beczki. Niby ich prawo, bo beczki należą do wodociągów, ale chyba powinni nas uprzedzić wcześniej, że chcą je zabrać. Tak mi się wydaje. Wylewkarze dzielnie stanęli w obronie beczek i nie oddali. (Ciekawy obraz batalistyczny mógłby powstać: "Obrona beczek z czystą wodą" albo "Wylewkarz w pozie Rejtana".) Jednak wodociągowcy zapowiedzieli, że przyjadą jutro po 14.00. Chyba będę musiała przystąpić do obrony beczek sama. No, Rejtana nie odstawię! Chociaż wrażenie na panach z wodociągów zapewne bym wywarła .

Agduś

CZEKAJĄC NA WYLEWKI

 


Od jutra przez parę dni do domu nie wejdziemy. Nawet jeszcze nie wiem, jak długo nie można chodzić po wylewkach - dzień, dwa?

 


Załatwiliśmy sprawę prądu z sąsiadką - złota kobieta! Nie ma sprawy!

 


Z naszego urzędu miasta dostaliśmy wezwanie do uzupełnianie braków. Chodzi o sprawę ich zgody na przeprowadzenie tego tymczasowego przyłącza od sąsiadów wzdłuż drogi gminnej. Zażyczyli sobie mapki i wypisu z ewidencji naszej działki, co było zrozumiałe, ale też wypisów na wszystkie działki, po których planujemy przeciągnąć linię. Co ciekawe, te działki należą do gminy i jest ich od groma i ciut, bo nikt tego nie scalił, a droga idzie w poprzek dawnych wąskich poletek. Poszliśmy do urzędu, żeby sprawę wyjaśnić. Początkowo panie upierały się, że mamy im te wypisy dostarczyć (z Wieliczki ). Czyli mielibyśmy przywieźć gminie dokumenty świadczące o tym, że działki te należą właśnie do gminy . Na szczęście po kilkukrotnym powtórzeniu tego paradoksu i konsultacjach, panie doszły do wniosku, że zadowoli je wypis z ewidencji gruntów naszej działki. Ludzie, przenoście się do Niepołomic! Tu w urzędzie pracują ludzie! Tu można coś załatwić! A panie z Wieliczki wychowamy wspólnymi siłami.

Agduś

I STANIE SIĘ JASNOŚĆ ... ???

Dzisiaj działaliśmy w podgrupach. W efekcie mamy już przed domem górę płukanego piasku do wylewek (dwa transporty po 10 kubików, za każdy 400 zł). Cement kupiony, przyjedzie jutro. Znaleźliśmy jeszcze tańszy tynk! Za tego naszego wybranego Greinplasta zapłacilibyśmy 123,40 zł za wiaderko, czyli o 23 zł taniej niż w Krakowie i o 10 zł taniej niż w Podłężu. Właściciel tego składu namawia nas jednak na Rofixa (tu powinno być "o" umlaut, ale nie wiem, gdzie tego znaku szukać). Poprosiliśmy o wykonanie próbek kolorów na kartonie i podejmiemy decyzję w środę.

Okazało się, że ten brak dylatacji na parterze, to nic groźnego. Wykonawcom podłogówki zabrakło, ale dogadali się z wylewkarzem i on wie, że ma to zrobić.

Poza tym załatwiliśmy jeszcze mnóstwo spraw telefonicznie albo osobiście. Wśród nich jedną bardzo istotną - otóż MAMY PODPISANĄ UMOWĘ NA DOSTAWĘ PRĄDU OD 15 GRUDNIA!!! Oczywiście uwierzę, jak zobaczę, ale to już daje pewną nadzieję. Tak do końca ten termin nas nie urządza, bo chcielibyśmy już w listopadzie się wprowadzić. Jutro uderzymy do sąsiadów. Ich budowa miała podlicznik w domu ich córki. Skoro oni już zakończyli działania w tym sezonie, to może pozwolą się podłączyć do tego podlicznika na jakiś miesiąc albo półtorej. Najwyżej na ten czas zaopatrzymy się w butlę gazową, bo kuchenka elektryczna za bardzo obciążyłaby linię.

Agduś

FOTOREPORTAŻ - PODŁOGÓWKA

 

Nawet się już połapałam, że nie trzeba dawać "img".

 

http://images2.fotosik.pl/176/4899685ddbd2f77a.jpg

W wiatrołapie i hollu.

 

http://images2.fotosik.pl/176/cac93915a7fd8b55.jpg

W salonie z zostawionym miejscem pod kominek.

 

http://images1.fotosik.pl/185/058851ccae161e4b.jpg

Jak wyżej, tylko w inną stronę.

 

http://images2.fotosik.pl/176/1436625ef3801320.jpg

W pokoju Madzi.

 

Dopiero na zdjęciach zauważyłam, że na górze są pomiędzy pomieszczeniami i przy ścianach te żółte gąbki (dylatacje?), a na dole ich nie ma. Chyba jutro rankiem zaniepokoimy pana Kuraszyka telefonem. A może facet od wylewek będzie wiedział, czy to tak ma być. Wygląda na zorientowanego.

 

http://images1.fotosik.pl/185/4af45998ec0e386c.jpg

W pokoju Małgosi.

 

http://images2.fotosik.pl/176/65faeaffd1fa5a86.jpg

Wejście do naszej sypialni.

 

http://images1.fotosik.pl/185/9cdb80ee408adeb4.jpg

Korytarz na górze.

 

http://images4.fotosik.pl/140/54186e7d8e8de8bf.jpg

Jak wyżej.

 

Andrzej, niestety, nie zrobił zdjęć skrzynek, z których te wszystkie rurki wychodzą. Muszę naprawić ten błąd. Może jutro...

Czekam, aż przeładuje mi zdjęcia z aparatu do komputera. Pochwalę się wtedy też tymi z Pienin. Nie było łatwo wyrwać mojego męża z budowy w góry, ale jakoś się udało. Tym większy był nasz zawód, gdy okazało się, że nie wolno wchodzić z psem na szlak w Parku Narodowym. Spodziewałam się, że zatrzymają nas przed wejściem na Trzy Korony, tam gdzie płaci się za bilety, ale nie, że w ogóle nie wejdziemy. Cóż było robić - pies jest mój, więc ja zostałam, a Andrzej poszedł z dziewczynami. Przez 4 godzinki siedziałam sobie nad Dunajcem i rozwiązywałam krzyżówki (kiedy ja ostatnio miałam na to czas?). A po ich powrocie rzuciłam smycz Andrzejowi i pomknęłam na górę. W końcu być tak blisko i nie przejść przez Wąwóz Sobczański? Nie zobaczyć Tatr z Szopki? Nie wejść na Trzy Korony? Weszłam. Zajęło mi to dwie godziny (tam i z powrotem). Dzisiaj mam zakwasy.

 

Dostaliśmy w piątek tak szokujący list z ENIONu, że jakoś nie mogę uwierzyć w jego treść. Jutro rano zadzwonimy do nich i dowiemy się, czy to, co nam się wydaje, to prawda. Ale i tak nie uwierzę.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...