Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    100
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    180

Entries in this blog

Martka

Dziennik Martki

Tynkarze pojechali.

Znów na działce cicho i spokojnie.

Domek czeka na wylewki, więc dzis przyjedzie EIMUND, żeby ocenić ile i za ile.

 

Mam trochę fotek

 

To górna łazienka przed otynkowaniem

 

http://foto.onet.pl/upload/29/40/_504494_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/29/40/_504494_n.jpg

 

...i zliżenie na rurki od CO - wszyscy robią zakłady, czy to zadziała.

Nie ukrywam, ze tez zaczęłam sięlekko strachac, ale pan z Dom4You uspokoił mnie ciut. W sumie to i tak do niego będe miała pretensję jeśli będzie mi zimno...

 

http://foto.onet.pl/upload/11/13/_504490_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/11/13/_504490_n.jpg

 

 

 

tak wygląda łazienka po otynkowaniu:

 

http://foto.onet.pl/upload/11/19/_504491_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/11/19/_504491_n.jpg

 

 

a tak salon:

 

http://foto.onet.pl/upload/31/63/_504488_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/31/63/_504488_n.jpg

 

To z rzeczy przyjemnych.

 

Wczoraj zapadła w mojej głowie decyzja o napisaniu skargi na mojego "Doradce" kredytowego.

Oto część jego wpadek, o które nie robiłam rabanu, ale ostatnia doprowadziła mnie niemal do zawału.

 

1) Mocno sprzeciwiałam się angażowaniu moich rodziców w mój kredyt - nie chciałam, aby byli poręczycielami. W zamian proponowałam, ze ubezpieczę się od utraty źródła dochodu. Pan Łukasz jednak spotkawszy mojego tatę na ulicy, przedstawił się i zapytał, czy nie podpisałby mi kredytu. Poźniej kierując się odpowiedzia ojca (pozytywna rzecz jasna - mój tato uwielbia brać kredyty i je podpisywać komu popadnie), stwierdził, że bank nie wyraża zgody na inną formę poreczenia.

 

2) przed podpisaniem umowy zapomniał wspomniec, ze w dniu gdy ją podpiszę, powinnam mieć przy sobie 5 tys. na prowizje bankową

 

3) zapomnniał również dać mi oświadczenia o udzieleniu kredytu do sądu i kłócił się, że jest niepotrzebne i nikt tego nie wymaga.

 

4) 01.03 2005 o 7.30 rano zadzwonił do moich rodziców, ze nie może sie ze mną skontaktować, a do zapłacenia jest rata, którą on musi pobrac dziś. Tu nie wytrzymałam i powiedziałam mu, iż mam czas do 23.59 i troche pogroziłam palcem

 

5) Notorycznie nie przekazuje rzaczoznawcy mojego numeru telefonu, co oczywiście opóźnia kontakt i przyjazd i ocenę postępu.

 

6) No i wczoraj okazało sie, że udzielił mi błędnych informacji jeśli idzie o modyfikację kosztorysu:

Jego wersja brzmiała, że jeśli coś zmieniam, to pokazuję rzeczoznawcy faktury i jest ok

Wersja rzeczoznawcy - to wcale nie tak. Jeśli koszorys w jakimś punkcie przekraczam, to on i tak zalicza to, co jest w kosztorysie, a jeśli w ogóle zmieniam np system ogrzewania to musze to przedłożyć do banku i dac do zatwierdzenia.

 

Jak już kiedyś wspominałam, rzeczoznawca ten jest na prawde miłym i kompetentnym czlowiekiem i jakoś sprawe na tę transze wyprostował, jednak kosztorys muszę zmienić tak, żeby przy kolejnej nie było kłopotów.

Martka

Dziennik Martki

Zostało im jeszcze korytarz, łazieneczka na dole i gabinet.

 


Może sie uporają do jutro.

 


Trochę klną na tynki Nidy - robota idzie zdecydowanie wolniej

 


Ale tynki sa równiutkie.

 


Ponieważ wydawały mi sie zbyt równe, zaczęłam sie zastanawiać.

 


Hm...

 


A gdzie ja do licha zapalę światło w tym salonie?

 


No i cóż...

 


Opukałam ściany w miejscach, gdzie jeszcze w środę widziałam kontakty i znalazłam 6 zatynkowanych w salonie i kuchni i trzy w gospodarczym.

 


Nie wiem jak jest u góry, bo rozmontowali moje ekstra schodki.

 


Jutro jade pilnować i szukac pozostałych :)

Martka

Dziennik Martki

Tynkarze dojechali.

O godzinie 18 kończyli zabezpieczać otwory okienne, gruntować ściany i sufit, i kląć na grubośc tynku spowodowaną ogrzewaniem.

 

No, to skoro już mam kilku wielkich chłopaków na działce we dnie i w nocy, to mogę opisac oje perypetie ze stróżem.

 

Pierwotny mój pomysł polegał na wynajęciu firmy ochorniarskiej. Pan z Solidu miał mi przygotowac ofertę, ale jakoś chyba zapomniał. Nie dziwię mu się, bo przez ostatni tydzień negocjacji miał mnie serdecznie dosyć i gdy przy podpisywaniu umowy zadałam kolejne pytanie, jasno stwierdził, że jestem okropna. Więc pewnie mu ulżyło, że jego rola się skończyła. Tym niemniej od szefa powinien dostać podwyżkę za to, ze udało mu sie cokolwiek mi sprzedać. Długo nie mogłam się bowiem pogodzić z faktem, że we własnym domu muszę mieć alarm.

W końcu gdy powiedziałam, że choćby nie wiem jak się starał to ja nie będę zadowolonym klientem - uzgodniliśmy co i jak ma wyglądać.

Zdrowy rozsądek mówi mi, że to dobra inwestycja, ale cóż - serce krwawi, że trzeba wydać pieniążki na coś, co mi się nie podoba.

 

Ech, znów dygresje.

Ponieważ pan zapomniał - wzięłam sprawy w swoje ręce i poszukałam firm w internecie. Był to piątek, 24 czerwca, gdy już miałam na ścianach część rurek.

Zadzwoniłam do jednej z firm trudniących się ochroną fizyczną, mieszczącej się w Piasecznie. Oczywiście mogą kogoś u mnie postawić i biorą pełną odpowiedzialność jeśli coś zginie. Umówiliśmy się z panem na spotkanie w Wawie, poprosiłam o przygotowanie umowy itd.

Trzy kwadranse przed owym spotkaniem a odbywało się ono w godzinach wczesnorannych w niedzielę, 26 czerwca dzwoni pan i pyta czy nie mogę jednak do Piaseczna bo on nie może odpalić samochodu.

Cóż- nieszczęścia chodzą po ludziach - jedziemy do Piaseczna.

A w Piasecznie...

Przyjmuje mnie pan w krótkich gaciach i podkoszulku, a jego oddech wyraźnie wskazywał faktyczną przyczynę "nieodpalenia" samochodu. Pan ów pokazał mi koncesję i powiedział, ze stawia mi ludzi i że już do nich dzwonił.

Chwila...

A umowa?

Nooo, jak pani chce, możemy podpisać umowę, ale ja muszę ją przygotować.

Pani mi powie jak tam dojechać, spotkamy się na budowie, przywiozę człowieka, umowę i się dogadamy.

Jakoś mój instynkt samozachowawczy nie pozwolił wskazać mu drogi.

Poprosiłam o spotkanie w Piasecznie, podpisanie umowy i dopiero na działkę. Oczywiście wyraziłam również niezadowolenie z powodu jego kompletnego nieprzygotowania.

Wrażenie jakie wywarł na mnie ten człowiek było na tyle niekorzystne, że w połączeniu z moją podejrzliwą naturą kazało po godzinie zadzwonić, że rezygnuję z jego usług.

Przez cały poprzedni tydzień stróżował starszy pan, a ja codziennie zrywałam się o świcie i jechałam sprawdzić, czy żyje, czy nikt mu nie zrobił krzywdy i czy wszystko jest na miejscu.

 

Ale cóż – poranki na mojej działeczce po prostu boskie. Zabłąkany jelonek, prujące się (bo śpiewem tego nazwać nie można) ptaszki, piękne słońce i ciiisza.

Martka

Dziennik Martki

Niecierpliwie czekałam wczoraj na tynkarzy.

 


Mieli przyjechać o 12. Koniecznie chciałam potwierdzić, że będą punktualnie i zadzwoniłam o 9.30.

 


Będziemy ale jutro .

 


Miałem dzwooonic do pani. No nic. Uzgodniliśmy, że przyjadą we wtorek o 9.00 i na tę też godzinę przesunęłam dostawę tynków (Olsenowi należą się podziękowania wielkie).

 


8.45 - Olsen na posterunku pod moim domem czeka aż przyjadą tynkarze.

 


8.45 - dzwonię do tynkarzy a oni... może będą za półtorej godziny.

 


Teraz jest prawie 12. Pół godziny temu właśnie wyjeżdżali z Pruszkowa.

 


Jeśli robiątak wolno jak jadą, to już się boję.

 

 


Zamówiłam okna.

 


Drewniane, w kolorze amorfozja (cokolwiek to znaczy), ze szprosami nakładkowymi i parapetami wewnętrznymi i drzwiami zewnętrznymi. W Stollarze z Oleska. Dostałam 15% rabatu na wejście i montaż gratis. I tak cena wyższa niż w kosztorysie, ale cieszę się.

 


Dziś o 18 przyjadą na pomiar, a zamontowane będą najpóźniej 11. sierpnia. Pożiwiom uwidim.

 


Praktycznie zdecydowana byłam jużna Urzędowskiego. Bardzo miła pani w salonie na Bartyckiej, rabaciki, szprosy, drzwi, parapety.

 


Beztrosko zapytałam kiedy będą montować a ona, że z drzwiami, to najwcześniej 10 tygodni.

 


Tym sposobem rozstałam się z firmą Urzędowski.

 

 


Teraz muszę ponownie podejść do tematu kuchni.

Martka

Dziennik Martki

Tydzień budowlany się skończył.

 


Mam wszystkie instalacje wewnętrzne.

 


Dziś rano przyjechai elektrycy. Zgłaszając się do ich szefa, uzgadniając projekt i robotę wyrażałam wątpliwości, ze na pewno jednego dnia nie zrobią wszystkiego. Pan elektryk mnie uspokajał, że pani Marto, prosze sięnie martwić, moje chłopaki zrobią.

 


Zajechałam na bucowę o poranku. Cisza, ptaszki, zajączek, brak aparatu...

 


Aż tu nagle słyszę: jedzie samochód...

 


Latwo poznac, że samochód wjeżdża na moja namiastkę drogi, ponieważ jego dźwięk nagle staje sie wyjący, słychac, że jedzie na jedynce, od czasu do czasu słychać jak opona ześlizguje się z kamienia

 


To nie był samochód. To były DWA samochody.

 


Wysypało się z nich z 10 chłopa w czerwonych spodniach na szelkach. Poinstruowałam ich co do lokalizacji prądu i wody i pojechałam do pracy.

 


W ciągu dnia pan dzwonił kilka razy upewniając się, że to co robi robi tak jak ja chcę, zgłosił brak gniazda pod odkurzacz centralny w projekcie i pytał czy ma być, spytał czemu nie chce oświetlenia na stryszku (a nie chcę? jasne że chcę) i wreszcie zadzwonił o 16.36, że skończą do 17.30.

 


O tej to godzinie przyjechałam na budowe, pan oprowadził mnie po wszystkich gniazdkach, gniazdeczkach, pokazał co i gdzie, spyał czy dobrze, pochwaliłam a on: to teraz przejdźmy do mniej przyjemnych rzeczy...

 


Włos zjeżył mi się na głowie...

 


Okazało się, że MS zostawił kawałek szalunku w salonie, o którym to ja pomyślałam, ze tynkarze zdejmą. Zdejmowali elektrycy i stał się pech.

 


Odpadł kawałek deseczki z gwoździkiem... Kawałek tak mały, ze prześlizgnął się przez szparkę w palecie zabezpieczającej rurki do centralnego. Spadł gwoździkiem do dołu... I mam dziurkę. Maluutką...

 


Nawet nie ma co winić elektryków, bo bardzo się starali niczego nie uszkodzić i przyznali się, że coś nie tak.

 


Zadzwoniłam do pana od centralnego - przyjedzie i naprawi - podobno to niedużo roboty.

 


Może przyjedzie jutro około 7 rano... Znów się nie wyśpię

Martka

Dziennik Martki

Zaniedbałam ostatnio pisanie.

 


W moim domku bowiem pracuję EKIPY. Ekipy owe wzajemnie sobie nie przeszkadzają, co bardzo mnie cieszy.

 


Póki co mam zakończoną hydraulike, ogrzewanie na ścianach, odkurzacz centralny i rozłożony alarm.

 


W piątek przyjedzie elektryk, a w poniedziałek pan od tynków.

 

 


Póki co znowu nie moge narzekac na żadną z ekip. Wręcz przeciwnie. Kulturka, wzajemna pomoc, doradztwo gratis .

 

 


Najbardziej przypadł mi do gustu pan hydraulik. Bardzo chcę go polecić, ale nie wiem, czy w dzienniku wolno, więc zainteresowanych proszę o kontakt na prv. Zresztą nazwisko pana Tomasza w samych superlatywach na forum się już przewijało. Póki co wykonał instalacje pod tynki i w sierpniu przyjedzie uruchomić mi H2O w domu.

 

 


Firmie, która zakładała mi ogrzewanie również nie mam nic do zarzucenia. Wprawdzie pan deklarował, że zrobią wszystko w dzień - półtora, ale jego ludzie musieli zostać na innej budowie. Efekt - robił sam, z jednym pracownikiem przez trzy dni, ale zrobił. Dostałam gratis taki czujniczek, który pozwoli mi uniknąć przebicia rur w ścianach.

 


Ta sama firma robiła mi odkurzacz centralny i oni również przyjada w sierpniu z jednostką centralną. Proponowałam im równiez hydraulikę, ale tu czas nie pozwalał i dlatego padło na pana Tomka.

 


Tu tez z czystym sumieniem mogę polecic - robią wszystko od elektryki przez hydraulikę po ogrzewanie i pompy ciepła. Da się targowac jeśli zamawia się więcej rzeczy ( np wstępna wycena hydrauliki w moim domu wynosiła 4400 i pan gotów był zejść do 2800, bo wymyśliłam, że drogo, i że mam ofertę na taką kwotę)

 

 


Pan od alarmu to zupełnie inna historia. Do zakupu alarmu przekonał mnie pan handlowiec z Solidu. Projekt alarmu również on wykonywał. To dobry przykład na to, że handlowiec jest od sprzedawania, a projektant od projektowania - wykonawca zauważył spore błędy (np brak jednej czujki, która teraz musi być gratis), które sam naprawił.

 

 


Generalnie wykonawcy wszelkich instalacji, z wyjątkiem hydraulika, mają tendencję do wstawiania Puszek, lub, jak to oni nazywają Puszeczek w miejsca, których ja nie akceptuję. Pan od ogrzewania musiał zamontowac rozdzielacze w Puszeczce 90/60/12 i beztrosko spytał gdzie bym ja chciała mieć. Parter poszedł gładko - jest zakamarek, ale poddasze? na środku? na ścianie? w mojej ładnej łazience??!!

 


Wykuł ostatecznie ścianę i wstawił tak, że będzie przynajmniej równo :)

 

 


Okropnie jestem padnięta :)

Martka

Dziennik Martki

Bardzo mocno dziękuję wszystkim czytelnikom mojego dziennika za namiary na rozmaite ekipy i słowa otuchy.

Trochę sie działo u mnie w tym tygodniu, więc nie bardzo miałam czas odpisywac i kazdemu osobno dziękowac.

 

Mam więc rozłożone ogrzewanie ścienne. No prawie. Panowie jeszcze jutro będą kończyć. Ponieważ póki co jestem bardzo zadowolona z tempa pracy, kultury i ogólnie wykonania - chętnie ich polecę. Oczywiście po jutrzejszym dniu, kiedy to dokonam uroczystego odbioru instalacji.

Pan Hydraulik przyjedzie jutro około 9. Alarm zakładają w środę.

Jutro tez dowiem się może kto mi położy tynki i kiedy. I jutro tez mam spotkać sie z panem elektrykiem.

Martka

Dziennik Martki

Zapowiadał się gorący tydzień.

 


Weim na pewno, że będa gorące dwa, bo jednak w tak krótkim czasie skoordynowanie 4 ekip graniczy z cudem.

 


Tym niemniej:

 


Pan Elektryk: w tym tygodniu na prawdę nie, pani Marto, ale w przyszłym zrobię wszystko, żeby się udało - my zawsze frontem do klienta.

 


Pan Hydraulik: pierwszy wolny termin mam 23 lipca...

 


To ja musze podziękować

 


Nie, wie pani to tak żal robotę odrzucać - dzis odrzucę jutro nie bede miał, a jak zrobie, to moze pani komus powie, że dobrze. Może spotkajmy się jutro na budowie u pani tozobaczymy co się da zrobić...

 


Miły ten pan. Tylko coś czuję, że przez moje tupanie ktoś inny może mieć 1-2 dniową obsuwę :)

 


Zostały mi jeszcze tynki do załatwienia na już.

 


No i stróż.

 


Skąd ja wezmę stróża - nikt na forum nie polecał :)

Martka

Dziennik Martki

Ech...

U mnie to jak nic się nie dzieje to nic, a jak zaczyna się dziać, to człowiek nie wie o czym najpierw myśleć.

Ale do rzeczy.

Solidnie przestraszona przez naszego pana ministra finansów, postanowiłam zapomnieć o istnieniu oleju opałowego i gazu płynnego.

Niestety dzięki Gazowni Warszawskiej musze równiez zapomnieć o tym, że 200m ode mnie jest gaz ziemny

Pozostaje prąd, lub pompa ciepła, czyli tez prąd.

Wybrałam już dawno pompę ciepła, zdecydowałam się na firmę (EKONTECH, a co mi tam). Teraz ogrzewanie.

No ściene. O przygodach z panem fachwcem od "ogrzewania ściennego" pisałam jakieś dwa tygodnie temu.

W tzw miedzyczasie rozesłałam w świat wici dotyczące przygotowania wyceny takiego ogrzewania.

I cóż. Dziś pojawił się u mnie pan. Po krótkiej dyskusji zdecydowałam, że to właśnie on zrobi mi ogrzewanie i odkurzacz centralny.

Zapytałam o dogodny termin i chyba trochę ukręciłam sobie bicz na szyjkę.

Pan powiedział, że może uda mu się początek lipca, a jak nie to dopiero w sierpniu. Wtedy ja oznajmiłam, że jeśli sierpień, to nie mamy o czym rozmawiać, bo ja chcę już.

Pan "już" potratował bardzo dosłownie i najpewniej przyjedzie w czwartek. Więc elektryk musi być w piątek. Hydraulik w środę, a pan od tynków w sobotę.

Tyle tylko, ze oni jeszcze o tym nie wiedzą.

Martka

Dziennik Martki

Dziś przejechałam się na działkę, aby spotkać się z Panem Hudraulikiem.

 


Wiem, że założenie rur nie wymaga aż spotkania, ja jednak chciałam, aby pan ów wycenił mi ogrzewanie ścienne, jako, że podłogówka przy drewnie odpada.

 


Pisałam wcześniej do niego maila pytając, czy robił juz takie ogrzewanie. I tu historię nalezałoby podzielić na dwa wątki (pisze za siebie, myśli Pana Hydraulika tylko się domyślam)

 


Pan Hydraulik czytając mojego maila zapewne pomyślał : Co za dziwna kobieta, czy ona widziała kiedyś hydraulika, który ogrzewania ściennego nie robił? I czem prędzej przesłał mi maila, że zaprasza do biura z planami.

 


Otrzymawszy właśnie takiego maila myslę sobie ja: O kurcze, to musi być dobry fachowiec - tak od razu zaprasza, pewnie z 1000 takich ogrzewań zrobił.

 


Umówiliśmy się w rezultacie nie w biurze a na działce. Pan grzecznie zapytał co mam na myśli mówiąc pompa ciepła , ja mu grzecznie zreferowałam, on oparł że wie już o co chodzi, po czym rozpoczeła się krótka rozmowa, podczas której pan odradzał mi ogrzewanie podłogowe jeśli chce drewno.

 


Wiem, ze nie podłogowe zwłaszcza jesli chcę grube dechy, przy cienkich by działało, ale prosze pana ja chcę zeby pan mi zrobił ścienne, a na dzis określił koszt.

 


Koszt, to normalnie - rzecze Pan - około 80 PLN za grzejnik.

 


Ale ja nie chcę grzejników

 


A co?

 


Ogrzewanie ścienne

 


?!

 


To to samo co na podłodze, tylko położone na ścianach w innych rurkach i gęściej.

 

 


Ot, taka sobie zabawne nieporozumienie :) - w każdym razie przejechałam sie do Baszkówki bezinteresownie:) Pan też. Pooddychał przynajmniej świeżym powietrzem :)

 

 


A teraz retrospekcja.

 


niestety na zadnym ze zdjęć nie ma łazienki. Są jednak inne atrakcje. A oto i one:

 

 


W niedzielę 29 maja, jak już Whisper pięknie pisał odbył się grill w Whisperówce. Zaraz po grillu grupa w składzie Whisperki, Nullowie i ja udała się do Baszkówki w celu przerzedzenia zasobów paraleśnych.

 


Nie niszczymy jednak zieleni. Dwie brzózki zostały wykopane szpadelkiem fiskars przez nieustraszonego Króla Wilczomlecza vel Prezesa vel Whispera:

 

 


http://foto.onet.pl/upload/43/51/_486613_n.jpg

 


Nie dajcie się zwieść - jego mina jest tylko pozornie natężona. Szpadelek Fiskars bowiem ułatwia pracę nawet wspomnianemu Królowi minimalizując wysiłek jaki musi włożyć w wykopanie brzózki i pozwalając go zaoszczędzic na wyższe cele.

 

 


Po wykopaniu nowa właścicielka brzózek i Król przenieśli je do samochodu Nulli. Faworyta Króla niosła za nim szpadelek. I gruz im rzucono pod nogi

 

 


http://foto.onet.pl/upload/18/97/_486611_n.jpg

 


moi goście zwiedzili równiez domek, a mnie udało się ich uwiecznić w sypialni "niewiemjeszczeczyjej"

 

 


http://foto.onet.pl/upload/32/52/_486612_n.jpg

 


I na koniec widok mojego domku z początku drogi:

 

 


http://foto.onet.pl/upload/39/53/_486614_n.jpg

Martka

Dziennik Martki

Nosiłam sięz zamiarem opisania dzisiejszego grilla u Whisperów.

Uznałam jednak, ze sam Whisper zrobi to na pewno lepiej odpowiednio budując nastrój i emocje.

Ja natomiast dodam, iż zaraz po grillu na swojej działeczce i w moim Krzemyku miałam przyjemnośc gościć Jagnięta + psa, Maluszki + psa, Goomisię + Jacq no i Whisperów.

Bardzo mocno dziękuję za wizytę i oczywiście zapraszam ponownie.

Martka

Dziennik Martki

Pusto na mojej budowie. Jakaś taka dekadencja mnie ogarnęła jak dziś tam zajechałam. Nie ma przyczepy, nie ma marudy Zdzicha, nie ma Budrysa. Cicho, spokojnie, smutno trochę.

 


Bałaganu tez ciut zostało, ale będą jeszcze zbijac schodki prowizoryczne, co by goście mieli jak oglądac górę, to sprzątną.

 

 


Jutro wrócą ułożyć dachówki, które dziś przywiozłam. Niefajnie w końcu z tymi dachówkami. Pojechałam dziś zabrać te dobre, okazło się, że dobre oni mi dadzą, ale musze za nie najpierw zapłacić, a rozliczę się tam, gdzie kupiłam dach. Spanikowałam bo nie miałam grosza przy duszy, ale na szczęście sklep w Koniku Nowym miał terminal do kart.

 

 


Ja albo jestem przewrażliwiona i ostatnio ciut zbyt nerwowa, ale całą sprawa średnio mi sie podoba. Najpierw po zgłoszeniu, że dachówki sa potłuczone była mowa, że na reklamację jest 1 dzień od daty zakupu , a u mnie minęło już kilka. (o jednodniowym terminie na zgłoszenie reklamacji oczywiście nikt przy zakupie nie wspomniał)

 


Po moim krótkim proteście Statek wypisał papiery reklamacyjne i czekamy na dachówkę.

 


Miała przyjechac we wtorek - kierowca miał obsuwę, nie dojechała. W środę Luśka wyrażając chęć pomocy pojechała - przywieźli prawe zamiast lewych. Gdy w końcu stwierdziłam, ze sama je sobie przywiozę obawiając się, ze na kolejny transport z Konika będę znowu czekała - okazało się, że mimo, ze hurtownia popełniła błąd, mimo, że ja jadę taki kawał o nieludzkiej porze, żeby zdażyc przed pracą, musze sobie sama za dachówki zapłacic, a jak chcę odzyskac pieniądze, to mam jechac tam, gdzie kupowałam cały dach, bo nie jestem klientem w Koniku tylko w Warszawie.

 


To nie jest duża kwota, jakieś 78 PLN, ale hm... nie podoba mi się to i już.

Martka

Dziennik Martki

Bardzo dziękuję wszystkim za troskę o moje samopoczucie w robocie.

 


Dzień męczący, nerwowy i owocny.

 


Męczący w pracy. a nerwowy, cóż... Zabrakło 4 dachówek narożnych, tzn były potłuczone i reklamowałam, a tu do Statka przyjechały zamiast wypisanych na fakturze 4 lewych - 4 prawe.

 


Luska biedna, jako, ze ja w pracy, nowej ( nie wypada w pierwszym dniu zwalniać się, bo dachówki) pofatygowała się na moją budowę, żeby powiedziec panom, ze dachówki nie przyjadą.

 

 


Panowie już pojechali.

 


Nawet się z nimi nie widziałam - wrócą w piątek na chwilę, założyć dachówki, po które jadę ja. Mam peugeota 307. Złotego .

 


Smutno będzie bez nich trochę.

 

 


Spotkałam się z panem od pomp ciepła.

 


Dobre wrażenie wywarł na mnie. Sam się dopominał o kontakt, dopytywał, czy zrozumiałam, o co tam chodzi (tu musiałam troche skłamać) Mówi, że jak znajdę pompe tańszą niż jego, to on obniża cenę.

 


Rezolutnie więc zaproponowałam, że on niech obniży, a ja nie będę szukać

 


Trzeba nad nim jeszcze popracować - na pewno będzie łatwiej niż nad ministrem finansów od akcyzy.

Martka

Dziennik Martki

Facet, to choćbyś i 1000 razy powtarzał to się nie nauczy co to telefon i w jakich sytuacjach nalezy go użyć.

 

 


Zjawiłam się dziś, tradycyjnie późno. Pracowałam. W końcu trza sie rozliczyć z MS w tym tygodniu. Trza jakąs kasę więc zarobić.

 


Panowie siedza na dachu. Odpoczywają - nie ma sięco dziwić, upał.

 

 


Na pytanie" Jak tam" odpowiadaja oczywiście, że "doooobrze"

 


A na pytanie czy wszystko maja odpowiadaja "no tego broknie jakies 4 dachówki na bokach bo sum potłuczone i tokich blasek pod gąsiory tys broknie"

 


19.30 i ja mam znaleźc do jutra dachówki. Cztery, boczne, L15 czerwień naturalna. I blaszki.

 


Blaszki podnoc miały byćw marketach budowlanych. Wytłumaczli mi o co idzie, podobnie wygięta blaszkę dali do ręki i pojechałam pytać do Leroya :)

 


Pan w Leroyu pamiętał mnie od ostatniego razu kiedy to szukałam czegoś co ma 3,5 na 7, ale nie zdążył uciec. Cóż z tego, skoro zobaczywszy przygotowaną przez murarzy pomoc naukową usmiał się i powiedział, że kieeedyś to oni to mieli, a teraz to nie. no nic - jedziemy do OBI powtórzyć proces. Po drodze panowie dzwonią , ze jeśli jeszcze tych blaszek nie kupiłam to oni właśnie znaleźli w gąsiorach zapakowane.

 


Ufff, to tylko te dachówki.

 


A, zapomniałam napisac, że jutro mam dzień bezsamochodowy i nie mam pojęcia jakim cudem brakujące dachówki znajdą sie na działce nawet jeśli męczony przeze mnie Statek (bo oczywiście znów nie zważając na godzinę zadzwoniłam do niego) je zdobędzie.

 

 


Darowałam sobie wykład na temat zastosowań telefonu komórkowego i smętnie zwiesiwszy głowę czekam jutra.

 


Bo wyprowadzają się w środę rano.

Martka

Dziennik Martki

Thanks to The Whispers...

 

...i ich wczorajszej wizycie, mogę pokazać aktualny stan mojego domku.

 

To widok ze świeżo usypanej drogi

 

http://foto.onet.pl/upload/41/40/_482310_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/41/40/_482310_n.jpg

 

A to widoczne jeszcze wczoraj łaty

 

 

 

http://foto.onet.pl/upload/31/97/_482309_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/31/97/_482309_n.jpg,

 

które mają zniknąć dziś.

 

Dziś panowie maja również zamontować wyłaz i okna dachowe

Martka

Dziennik Martki

Pojechałam dziś na budowę pełna niemiłych uczuc i obaw jak będzie wygladało moje spotkanie z murarzami.

 


Dziś znalazłam się tam jeszcze za jasna, gdy własnie schodzili z dachu.

 

 


Cała drogę rozmyślałam co im powiem, jak się zachowam, co oni powiedzą, czy dojdzie do jakiejś scysji nei daj Boże. No ogólnie trzęsłam portkami, bo nie cierpie ani się kłócić, a złość przeszła mi już dawno ustepujac miejsca rezygnacji.

 

 


No nie, to nie znaczy, że ja się nie kłócę, wręcz bywam bardzo kłótliwa, ale zawsze na końcu kłótni powinna byc zgoda, bo to ja mam rację

 

 


Na działce faktycznie atmosfera gęsta, że siekierę mozna zwiesić. Szefa nie ma. Sama ekipa (bez pana Piotra, który wyjechał w piątek i jeszcze nie dotarł). Przywitałam sie z wydawało mi się groźną i stanowcza miną. Zachowuję w końcu dystans. Mają wiedzieć, że nie ma ze mną żartów.

 


No i cóż...

 


Moja silna wola, nieprzejednana postawa i wszystkie inne dyrdymały pierzchły, gdy podszedł pan Zdzisław i...

 


"No my chcieli po nasymu pania przeprosić, ze my nie pracowali i ze my dzwonili i teroz chcymy wiedziec, cy przeprosiny przyjete".

 

 


O rany, jak dobrze :)

 


Widocznie moje niezadowolenie faktycznie dało im się we znaki. Jasne, ze przyjęłam przeprosiny, o czym upewniali się jeszcze kilka razy.

 

 


I mam nadzieje, że się nie dowiedzą, że jeszcze wczoraj byłam prawie gotowa przepraszac ich, byle tylko wzieli się do roboty.

 

 


A co do roboty - pokryte 40% jednej połaci dachu. W piątek skończą i zaczną drugą. W poniedziałek ma być koniec.

 

 


Chyba umrę

Martka

Dziennik Martki

Ojej,

 

Zapomniałam napisac, że do mojej Księgi Wieczystej została wreszcie wpisana hipoteka i dziś udałam się do sądu po odpis.

Wiem, ze nie bardzo jest być z czego dumnym - dług na ziemi na tyle lat to w końcu kula u nogi, a nie powód do radości.

Ja natomiast jestem tak zadowolona z posiadania własnej KW, ze drobiazg w postaci obciażenia kilkudziesięcioma tysiącami CHF wcale mi nie przeszkadza.

 

Wizyta w sądzie nie powinna być przygodą, ale...

 

Urwawszy się z pracy popędziłam co 100 koni mechanicznych wyskoczy do warszawskiej hipoteki. Ponieważ ostatnio byłam tam w listopadzie, gdy trwał remont nie byłam przygotowana na sceny rodem z nie przymierzając lotniska Okęcie.

Zaparkowawszy auto, nie uiściwszy opłaty parkingowej wpadłam do budynku sądu. Nie ukrywam, że spieszyłam się mocno. Otwieram drzwi, zaplatuję się w jakąś koszmarną kotarę, a po uwolnieniu zmierzam wprost przed siebie.

Nagle dogania mnie pan w mundurze, bierze pod ramię (nie pytając o zgodę) i mówi "GDZIE?!"

Co za głupie pytanie. No gdzie może iśc człowiek który już tu jest?!

 

Okazało się, iż po wyplątaniu się z kotary powinnam wpaśc wprost do brami lotniskowej, która to bramka miała sprawdzić, czy nie wnoszę bomby.

 

Bardziej chybionej inwestycji to ja w zyciu nie widziałam. Kazali odłożyć torebkę i telefon (tego przez bramkę w ogóle nie przepuścili), a gdy piszczałam nadal (zawsze piszczę, w każdej bramce lotniskowej), pan przejechał po mnie takim detektorem. Detektor zapiszczał przy wisiorku i pan odpuścił sobie dalsze przejeżdżanie.

A mogłam mieć bombę w torebce, w telefonie, w długopisie, w majtkach, w staniku czy w butach.

Co za głupota.

 

Poza tym, czy my aby nie powinnyśmy się domagać damskiego strażnika w tym sądzie? W końcu, jeśli ta inwestycja ma mieć sens( moim zdaniem nigdy go nie będzie miała), to przy każdym piszczeniu powino byc dokonane rytualne obmacanie - tak dla pewności, ze nic się nie wnosi.

 

Nie mam oczywiście pretensji, że pan mnie nie "obmacał", ale cała sytuacja jest co najmniej dziwna. Może jakies gazety już o tym pisały, a że ja nie czytam gazet, to nie wiem.

W każdym razie naszych ksiąg wieczystych strzeże dwóch strażników niezbyt miłych, bramka lotniskowa itd.

Jesli macie zamiar wnieśc niebezpieczne narzędzie - polecam wnieśc je w torebce, lub aktówce lub co tam nosicie, bo panowie widać uważają, ze nikt nie jest tak bezczelny żeby bombę wnieść w torbie.

 

No dobra, to przy wejściu.

Po wypuszczeniu przez panów ochroniarzy, uiściłam (tu nie miałam wyjścia) opłatę za odpis i przygotowana na spotkanie z niesympatyczną panią, której zasób słownictwa w listopadzie jeszcze ograniczał sie do "nie wiem", "bo tak jest" i "nie" ustawiłam sięw kolejce do pokoju, w którym wydaje się odpisy. Poprzednio na odpis miałam czekac 11 dni, co przedłuzyło siędo 21, bo księgi "pojechały do Góry Kalwarii". Przygotowana byłam własnie na tak długi termin a tutaj...

 

Za biurkiem siedzi dokładnie ta sama pani, z tą samą miną wskazujaca, ze albo ona zaraz mnie uderzy, albo ja zamordowałam jej ulubionego kota, pani ruszająca się w tym samym ślimaczym tempie, której twarz chyba nie umie wykrzywić się w uśmiechu, a mięsnie gałki ocznej są chyba przepracowane od wiecznego niecierpliwego wywracania oczyma. Ale też ta sama pani wzbogaciła swoje słownictwo o "proszę usiąść", "co ma być", "poprosze dowód osobisty" i "tak" - to odpowiedź na pytanie czy moze być prawo jazdy. Ostatnio bowiem nie ryzykuje pokazywania dowodu, odkad pani w Medicoverze nie chciała mnie wpuścić na wizytę, bo na zdjęciu jest ktoś inny.

Owa smutna pani zapisawszy co ma byc kazała mi.. uwaga... usiąść na korytarzu i poczekać.

Po 5 minutach podpieczetowany i ciepluki jeszcze odpis miałam w rekach.

Pani nadal się nie uśmiechnęła.

Szkoda

Martka

Dziennik Martki

Coś się rusza.

 


Powoli.

 


Zakończenie pracy w mojej firmie wiąże się z siedzeniem w niej do późnego wieczora, poza tym dzis dowiedziałam się, że zorganizowano mi również długi weekend, bo "warto byłoby jeszcze to zrobić, bo zanim nowa osoba przyjdzie, to zginiemy"

 


No nic. Wylądowałam na działce około 20.15. Samochód MS stoi, więc wrócili - dobre i to.

 


Wszyscy już w przyczepie, a że nastrój jest ciut wojenny to nikt nie wyszedł.

 


Ostatnie dwa bezdeszczowe dni zaowocowały następująco:

 


1) domurowane brakujące 3 warstwy klinkieru na kominie.

 


2) ofoliowana i ołacona jedna połać dachu

 


3) ona też obita blachą i z doczepionymi rynnami.

 


4) rozłożone 7 dachówek chyba na próbę.

 

 


Tyle.

 


Nie wiem czy to dużo, ale mi i tak się ciagle wydaje, że niewiele.

 

 


Dziś anielską cierpliwością wykazał się Statek. Bezczelnie korzystając z podanego niegdyś telefonu komórkowego zadzwoniłam doń około 21 zmartwiona, ze na każdej dachówce są rysy.

 


Statek cierpliwie wytłumaczył, że na czerwieni naturalnej to tak jest, że po deszczu znikną, że to nie angoba itd.

 


Potem dopiero pomyślałam, ze gdyby każdy klient wydzwaniał z pierdołami około 21, to Statek szybko rozwiązałby umowę z pewnym operatorem telefonii komórkowej

 

 


No nic. Mocy trochewróciło, więc zanim ucieknie zabiore sieza organizowanie prac poszczególnych ekip (elektryk, hydraulik - podłogówka, tynkarz, wylewkarz) jedna za druga. Strach się bać.

Martka

Dziennik Martki

Tak ostatnio skrzydła mi trochę opadły i aż sienie chce pisać.

Póki pojawiały się problemy, które szybko rozwiązywałam, to tylko popychało do działania.

Teraz ciągle wydaje mi sie, że się nic nie dzieje.

No nie, nie wydaje mi się.

Nic się nie dzieje.

Ekipa olewa sprawę, bo MS ma drugą budowe pod Otwockiem i przyjeżdża rzadko.

Robią powoli.

W sobotę pierwszy raz trafił mnie szlag - pierwszy raz bowiem przyjechałam około godziny 14, a cała trupa siedziała w przyczepie. od rana wymurowali 3 warstwy cegieł na drugim kominie.

Fakt, od razu ruszyli do roboty jak tylko mnie zobaczyli.

Tylko ja nie mam czasu tak jak w sobotę codziennie rozłozyć sobie kocyka na działce, włączyć laptopa i nie zważając na świecące w ekran słoneczko pracować.

Nie pisałam wszystkiego wczoraj, bo czekałam aż mi złośc przejdzie.

Panowie murarze mieli bowiem czelność zadzwonić do mnie i spytać, czy oblewamy wiechę.

Nie mam nic przeciwko oblewaniu - co etap kombinują jakieś kwiatki i przyczepiają - oblewanie było.

 

Moja naiwna dusza myślała, ze robota będzie skończona tak jak obiecali.

Niestety. W sobote o zmroku jeszcze pofatygowałam sie na działkę. Myslę sobie, może widzieli że jestem wkurzona i skończyli.

Pudło

Dwóch murarzy przez cały piekny słonenczy dzień zbudowało 7 warstw klinkierowego komina.

Zostały im do końca trzy.

Gdyby nie obijali sie z rana, czego oczywiście nie moge udowadnić bo mnie tam nie było, to zapewne by skończyli.

Nic to Baśka...

Jutro czeka mnie przeprawa z MS.

O ile złość mi nie przejdzie.

AAA nie napisałam jeszcze, że ów MS zabrał w piątek rano siebie i jednego z murarzy oczywiście bez uzgodnienia ze mną, bo po co i pojechali do domu.

Mają komunię dzieci.

Nie jestem zołzą i rozumiem, ze w takiej chwili chce siębyć z rodziną, ale do diabła chociaż słowo należałoby powiedzieć.

 

W sumie nie powiedział, że wróci w poniedziałek.

Może jeszcze jutro go nie będzie.

 

Z humorystycznych rzeczy, bo nie da sie ukryc, że i takie są kazali mi do dachu kupic tasmę dwustronnie klejącą, klamry do gąsiorów i coś jeszcze do tych gąsiorów, o czym zapomniałam wle wiem że miało być 3,5/7.

Pewnie jakieś wkręty.

W każdym razie MS powiedział, że dobra taśma taka jaka ma być kosztuje co najmniej 40 PLN. Nie wiem gdzie się taką kupuje, bo póki co ja znalazłam w OBI za 18 i to jest najdroższa. Z tym, że pisało do wykładzin, a nie do folii dachowej, więc nie kupiłam.

W hurtowni patrzyli na mnie jak na wariata (szkoda, ze nie robiłam zdjęc min tych państwa), bo nie chciałam folii za 6, bo majster powiedział, że ma byćza 40 i jeszcze poprosze takie coś do gąsiorów co ma 3,5/7.

Nie zgadli co to ma byc. Trudno.

Jutro muszę się jeszcze wybrać do Statka, bo nie uzgodniliśmy co z popękanymi dachówkami - może on coś poradzi.

Martka

Dziennik Martki

Słuchajcie.

 


Ja na prawdę zaczynam mieć na budowie przestój.

 


Wiem, że pogoda niefajna, deszcz kapie na głowy itd, że nie byłam na budowie od poniedziałku.

 


Ale nie da się ukryć, że MS nie był zachwcony, ze dachówka przyjedzie w piątek, bo za późno, bo oni ołacą, a jak cos będzie źle to jak to zerwać.

 


Spodziewałam się więc, że dziś przyjadę i zastanę juz wszystko zrobione i murarzy oczekujących niecierpliwie na dachówkę Koramic L15. Niemiecką. Czerwień naturalna.

 


Tymczasem domurowali jeden komin do kalenicy, dobili resztę krokiew, zaczęli murowac jeden z kominów ceglą klinkierową, a w czasie deszczy pocięli blachę. Tyle przez trzy dni zrobiły cztery osoby. Dwa z tych dni były deszczowe.

 


Nie wiem, czy jestem niesprawiedliwa - ja bym nie chciała pracowac na dworze gdy mi kapie na głowe, ale hm... chciałabym już wołać pana bankowca o nastepną transzę, umówic po kolei elektryka, hydraulika, tynkarzy i wylewkarzy i zostawić na miesiac żeby wyschło. Myslałam, ze sieuda przed rozpoczęciem nowej pracy, ale na pewno nie da rady, a co siebędzie ze mną działo po 01.06 nie wiem.

 


Głową muru nie przebiję. Trudno.

 

 


Obiecałam zdjęcia...

 


Zaczynam jednak zauważać, ze zamiast dokumentacji budowy robi mi sie studium murarzy

 

 


Oto oni:

 

 


Osławiony Budrys podaje krokwie.

 

 


http://foto.onet.pl/upload/5/76/_500509_n.jpg

 


Tu pan Zdzisław na chwile przed zeskokiem na krawędź deski, która to deska bezczelnie sie podniosła drugim końcem i uderzywszy pana Zdzisława spadła razem z nim. Daleko nie mieli - tylko na podłoge jakies 1,5 metra. Deska cała, a pan Zdzisław, gdyby ominąć brzydkie wyrazy nawet nie pisnął.

 

 


http://foto.onet.pl/upload/10/58/_500512_n.jpg

 

 


To więźba od strony łazienki. moja łazienka jest wielka i podobała się Nulli :)

 

 


http://foto.onet.pl/upload/47/49/_477327_n.jpg

 


A to widok od frontu

 

 


http://foto.onet.pl/upload/13/30/_500513_n.jpg

 


To stan z soboty. Zamierzam zastrzelić ich wszystkich, jesli więźba będzie widoczna jeszcze w tę sobotę.

 

 


O!

Martka

Dziennik Martki

Nie byłam dziś na budowie.

Za to MS był.

 

MS mnie straszy. Kazał siezapewnić, że dachówki, które przyjadą w piąek będa dokładnie takie jak te, które dałam im do rozmierzenia. Co do milimetra.

Bo zdarza sie ponoć, że są różne (inna tasma produkcyjna czy dostawa), a oni ołacą dach i będą potem musieli wszystko zrywać.

Skąd ja mam wiedzieć czy będą identyczne. MS buduje 15 lat w okolicach Wawy, widział coś takiego raz.

I nastraszył mnie.

Jak ja mam teraz zasnąć do piątku?

Martka

Dziennik Martki

Moi panowie cośsienie spisują.

 


Dziś zbudowali może 1,5 metra komina, może docięli jakieśdrewno na więźbę, ale jest tego niewiele.

 

 


Przyznam, że nawet sie ucieszyłam, bo dostawa dachówki ciut się opóźni i akurat się wyrobią do piątku.

 


Zadzwoniłam do MS, czy na pewno piątek starczy - MS jest teraz na budowie w Otwocku, więc u mnie bywa rzadziej i stąd pewnie robota idzie baaardzo spokojnie.

 


No i MS: Jak to na piątek, jak to tylko komin? jutro będzie i ich pogoni.

 

 


Zobaczymy...

 

 


Dach ma 190 metrów. Został im jeden szczyt, zrobienie łat, rozłożenie folii, przybicie kontrłat, wymurowanie 2 metrów jednego komina do poziomu kalenicy i pomurowanie dwóch z klinkieru nad dachem. Do tego obróbka blacharska.

 


Zważywszy, że jeden komin czterech ludzi robi teraz cały dzień, to na szybki koniec wg mnie się nie zanosi.

 

 


I ten jeden jedyny raz chciałabym, żeby tempo prac tak własnie szło, tylko trochę mnie wkurza, że jeden muruje, drugi mierzy to co pierwszy wymurował, trzeci mierzy drewno, a czwarty jest na zawołanie trzech poprzednich.

 


W zasadzie to prawie jest przestój

Martka

Dziennik Martki

Rany, jak mi się nie chce pracować.

 

 


Ale:

 

 


Kupiłam dach.

 

 


Niech będzie pochwalony Statek.

 

 

 


Tak bardzo bardzo mi sięwydawało, że można taniej.

 


Tak mocno myślałam, że taniej da się tylko bez vat i trzeba to wtedy przywieźć co daleka daleka.

 

 


A tu proszę. Promocja na Koramic czerwień naturalna i mam mój daszek w brutto tak jak inni chcieli netto. Z gwarancją, fakturą (to pierwsza faktura na mojej budowie ) i bez kłopotu.

 

 


Pani od kuchni za to rozczarowała mnie strasznie. Chciałam śliczną, sielską kuchnię murowaną. Projekt pokazuje murowana tylko przy kuchence, a reszta zwykła do bólu i ma szyby.

 


Podobno one rozjaśniają, coś sięotwiera kolorami a coś zamyka jak szyb nie ma.

 


Przyznam, że nie rozumiem na czym owo zamykanie i otwieranie polega, drzwi przecież są cały czas zamknięte. Projekt kuchni zrobię sama. Ta pani nie będzie wkładała mi mebli takich, jakie jej sie podobają, bo coś jej się nie otwiera. Może i prezentuję pewien rodzaj ignoracji, lub architektonicznego bezguścia, ale mam to w nosie. To ja będę na tę kuchnię patrzyła przez długi czas. I to mnie się ma podobać. Wczoraj tak nie nagadałam jej, tylko oznajmiłam, że nie ma klimatu i że takiej nie chcę

 


Koniec i kropka.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...