Piszę z perspektywy czasu, więc pewne daty mogą być nie całkiem zgodne z prawdą, ale chodzi mi bardziej o wrażenia, aniżeli o konkretne daty.
Generalnie, kupując stare mieszkanie w bloku „z płyty” doskonale zdawaliśmy sobie sprawę że instalacja elektryczna jest daleka od ideału i że wiele sił pochłonie jej modernizacja. Zacznijmy od suchych faktów – blok ma 30 lat, instalacja tyleż samo, i jest w całości aluminiowa. Co więcej, inaczej niż w nowych blokach – piony elektryczne, a co za tym idzie również i liczniki umieszczone są w mieszkaniu a nie w części wspólnej budynku. W technicznym żargonie oznacza to że zabezpieczenia przelicznikowe umieszczone są w piwnicy, na samym dole pionu, a WLZ jest umieszczony w środkowej klatce, czyli daleko od naszego licznika. Nie mając doświadczenia wyróżniliśmy sobie następujące elementy wymiany instalacji:
1) Przesunięcie licznika w nowe miejsce (ścianka na której pierwotnie wisiał, będzie wyburzona)
2) Zmiana licznika na 3-fazowy i podniesienie mocy do 9-10 kW
3) Wymiana instalacji w mieszkaniu na miedzianą, z dodatkowymi obwodami (oryginalnie były 3)
Zaczęliśmy wszystko od uzyskania zgody w spółdzielni mieszkaniowej. Teoretycznie nie było to żadnym problemem, i w otrzymanej odpowiedzi była wskazówka aby skontaktować się z inspektorem odpowiedzialnym za sprawy elektryczne w spółdzielni. Jednak już namierzenie tego pana okazało się dość trudne. Nie dość że pracuje planowo jedynie dwa dni w tygodniu, to nie zawsze w te dni które ma wywieszone na drzwiach swojego pokoju. A w te dni kiedy jest dostępny, również może być „w terenie”. Pierwsze próby kontaktu były raczej nieudane, gdyż okazało się że inspektor był na urlopie, potem że pracuje w inne dni tygodnia, ale ostatecznie doszło do spotkania.
Samo spotkanie było dość krótkie, ze swojej strony przekazałem co i jak chcemy osiągnąć, i poprosiłem o informacje które pomogą mi to wykonać możliwie normalnym kosztem. W odpowiedzi najpierw usłyszałem kilka razy powtórzone pytanie „ale jakich konkretnie informacji ode mnie pan oczekuje?”, i że jak już będę miał firmę wykonawczą, to ona sobie wszystko przeanalizuje i sprawdzi. Ponieważ nalegałem aby jednak otrzymać jakieś informacje, to ostatecznie usłyszałem informację „jakoby 5-6 tysięcy złotych było niewielką kwotą przy całości kosztów remontu”. Na tymczasowe „do widzenia” odpowiedziałem że „nie wiem czy jest to dużo dla niego ale dal mnie 5-6 tysięcy to bardzo duża kwota”, po czym tego samego dnia napisałem e-maila w formie skargi do spółdzielni z informacją że takie zachowanie jest dla mnie akceptowalne. Ten ruch odblokował pana inspektora na rozmowę ze mną, następnego dnia rano otrzymałem telefon, w którym pan się odniósł do mojej skargi i poinformował mnie że oczywiście udzieli mi wszelkich informacji jakich będę potrzebował. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie w spółdzielni kilka dni później.
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 1 211 wyświetleń