Dzisiaj będzie o paleniu w kominku.
Muszę wam się do czegoś przyznać - generalnie ja jestem straszną panikarą, i kominek mnie trochę przeraża (choć uwielbiam!) Właściwie to przerażałby mnie mniej, gdyby był zwykły,a nie z pw. Bo te wszystkie rurki, możliwość zagotowania wody w płaszczu, a może wybuchnie? Tak, wiem, należy się leczyć. Przy zwykłym bałabym się pewnie, że pęknie wkład (żeliwo). Tak już mam. Pocieszam się, że inni boją się pająków, albo myszy
A dalszy ciąg moich strachów jest taki, że boję się pożaru sadzy w kominie Odkąd poczytałam troche o tym, na forum też (co tylko pogorszyło sprawę, bo to dowód na to, że nie są to opowieści wyssane z palca, tylko całkiem prawdopodobna rzeczywistość ), nasłuchuję przy paleniu w kominku, czy nie ma niepokojących objawów w kominie
Zdarzyło mi się też wybiegać na dwór w celu oględzin komina - czy przypadkiem iskry nie lecą javascript:emoticon('')
javascript:emoticon('')
No ale staram się jakoś z tym żyć. Chyba coraz lepiej to znoszę. Szumy w kominku nie przyprawiają mnie już o zawrót głowy, a jedynie o lekkie przyspieszenie pracy serca
W każdym razie, aby zminimalizować ryzyko pożaru w kominie (i zwiększyć przy okazji sprawność kominka), stosuję Sadpal. Sypię tego sobie całkiem sporo, obserwuję efekty (wiecznie jestem niezadowolona, ale to przez to że mam jakąś idiotyczną obawę przed otwarciem szybra na maxa, więc chyba nie działa to tak, jak powinno).
No a dziś kolega przyniósł mi inny środek (w Casto nie mieli Sadpalu), więc go wypróbowaliśmy. Dzięki Bogu, na opakowaniu było napisane, że środek ten jest w stanie ugasić pożar w kominie Gdyby nie to, to chyba bym się nie zdecydowała Kominek chodził cały dzień, więc już był rozgrzany, rozpaliliśmy go i wsypaliśmy tajemniczy proszek. Kolor płomienia nie zmienił się, jak po Sadpalu. Pootwieraliśmy szybry, przepustnice powietrza i co tam się tylko dało i na dwór - obserwować efekty Uprzedziłam mojego znajomego, że w razie omdlenia należy mnie zaciągnąć do domu
Dymu było od cholery, zadymiliśmy całą drogę (ale taki jasny dym, na szczęście). Podobno cały syf wychodzi górą, więc chyba trochę go wyleciało
Przez okno tarasowe zaglądałam do salonu, sprawdzając jednocześnie temp. na płaszczu. Na szczęście bez przykrych niespodzianek. Wypaliliśmy po papierosku, wróciliśmy do środka, popatrzyliśmy jeszcze na kominek, i już - operacja zakończona
Potem jeszcze trochę dołożyłam do kominka a efekt (uboczny) jest taki, że woda na zbiorniku (przypominam, przy pracy pompy ciepła jest 40 stopni), nagrzała się do 75 Właściwie to chyba lepiej, jak woda jest nagrzana bardziej, bo potem kominek zużywa o wiele mniej drewna, a temp. jest na wysokim poziomie. Tak mi się wydaje. No i dla kominka lepiej. Pompy cyrkulacyjne cały czas chodzą (w kominku tlą się jakieś niedobitki), a temp. na płaszczu to 77 - 79 stopni. Na zbiorniku nadal chyba 73. No dobra, koniec przynudzania. Idę napić się żubrówki z sokiem jabłkowym, dość wrażeń jak na jeden dzień