Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    6
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    344

Entries in this blog

EPN

Dziś dowiedzieliśmy się że nici z tej działki. Owszem chcą sprzedać ale nie teraz. 14 kwietnia byliśmy i pytaliśmy kiedy będzie decyzja i za ile, właścicielka powiedziała że musi się jeszcze sama rozpytać w okolicy o ceny itp. Powiedzieliśmy że przyjedziemy dzisiaj. Przyjechaliśmy, a właścicielka sadziła akurat ziemniaki. Oczywiście nie miała czasu się zorientować. No to powiedziałem że rezygnujemy. Nie będziemy się tak bujać przez pięć lat. Zdobyłem numer tel. do Sołtysa, dałem ogłoszenie o kupnie działki na gratkę. Zobaczymy co będzie od poniedziałku zacznę szukać czegoś innego. Teraz idę do "Psychologa dyżurnego" się wyżalić na te hieny - pośredników. Bo jeszcze nie zacząłem z nimi rozmawiać a już zaleźli mi za skórę. To przez nich rosną ceny działek.

 

http://murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=44581" rel="external nofollow">Komentarze do dziennika

EPN
Jeszcze nie mamy działki, ale - jeśli to będzie ta- rozglądamy się za projektem, wygląda na to, że będzie to coś podobnego do C94. Oczywiście ze zmianami. Otóż pod garażem chcemy piwnicę, która jest potrzebna po to, żeby można było w razie czego zmienić rodzaj paliwa z gazu na stałe. Trzeba gdzieś przechować. Ganeczku nie będzie, tylko taki nawis dachu jak z tyłu. Tego takiego wypustka z tyłu nie będzie, tylko prosta ściana. Projekt raczej będzie robiony na zamówienie, bo zmiany C94 + dostosowanie do działki to chyba wyjdzie na to samo. Ze względu na brak kanalizacji myślę o przydomowej oczyszczalni ścieków. Jako że działka jest długa – 80m będziemy musieli kupić dużo arów, żeby nie była wąska.
EPN

W którąś niedzielę września 2004 pojechaliśmy sobie na spacer do Kalwarii Zebrzydowskiej. Po drodze widzieliśmy ładne tereny. Hmmm, ciekawe.

Okazało się, że z jednej z wsi po drodze do Kalwarii pochodzi dziadek przyszłej inwestorki. Mieszka tam jeszcze jakaś rodzina. No to pojechaliśmy w grudniu do tej rodziny. Popytaliśmy o działkę. Niewiele wiedzą. Ale idziemy na rekonesans z przedstawicielem rodziny-na-miejscu - Edkiem. No i znaleźliśmy coś, co wygląda nieźle. Działka jest częścią większej całości – trzeba by dzielić. Nie wiadomo czy będą chcieli sprzedać. Ale nic, idziemy do właścicielki zapytać, raptem 100 m. Zachodzimy, starsza kobieta trochę wystraszona, nie wie o co nam chodzi, w ogóle nic nie wie, nie zna się, zarobiona jest, aż Edek mówi pokazując na przyszłą inwestorkę, że to przecież Alojzkowa wnuczka.

–Ooo - odpowiada tamta – Tako młodo!!!

Rozmowa się trochę zmienia. Może by i sprzedała, może nie. Jak nie wiedziała tak nie wie, a w ogóle to musi porozmawiać z mężem. Staje na tym, że się zastanowią. Znać nie dadzą bo nie mają telefonu. Edek ma podjeść za jakiś czas i zapytać – on telefon ma.

Mija czas jakiś. Dzwonimy do Edka, który idzie i pyta. Jest większa chęć współpracy, ale i tak nic nie wiadomo. Na początku marca jedziemy tam i znów pytamy. Zaczyna się rozmowa o cenie, ale nie przynosi efektu bo mąż właścicielki jest w szpitalu.

25 marca jedziemy do gminy zobaczyć mapę będącą załącznikiem do planu zagospodarowania, na szczęście rzeczony plan jest. Plan wcześniej ściągnąłem z netu i sobie druknąłem. Robię zdjęcie mapie. W urzędzie bardzo mili ludzie. Pan, który pokazywał nam mapę jest bardzo chętny do współpracy, dużo nam wyjaśnia opowiada. Daje swoją wizytówkę. Jest geodetą, wiecie o co chodzi.

Działka jest rolno-budowlana, czyli jeden pas, przy drodze, jest na zabudowę, a dalej rolna. Gaz idzie przez działkę, słup z prądem obok, woda chyba koło 30-40m dalej, trzeba dokładnie sprawdzić. Kanalizacji brak i nie wiadomo kiedy będzie. Jedziemy na nie naszą działkę i robimy trochę zdjęć. Kiedyś zamieszczę.

 

Na początku kwietnia proszę Edka żeby jeszcze raz poszedł i zapytał. Idzie i pyta. Podobno jest decyzja na 100 % że sprzedadzą. Nie wiadomo jeszcze za ile, ale rekonesans cenowy wypada pomyślnie. Wygląda na to że stać nas będzie na kupno tej działki i papierologię do niej. I tylko na tyle.

EPN
Mijały lata, raz lepsze, raz gorsze, mieszka się nieźle, sąsiedzi niezbyt dokuczliwi. Wspólnota składa się z 24 mieszkań, z których duża część jest wynajmowana. Niektórzy właściciele, którzy akurat mieszkają, a nie wynajmują narzekają na hałasy, tupanie. U nas na razie spokój. Aż tu nagle w 2003 zmienił się najemca na górze. I się zaczęło tupanie, rzucanie petów na trawnik przed blok i takie tam różne. Wyszły na jaw błędy konstrukcyjne stropów, które działają jak bęben – brak izolacji akustycznej jak sądzę. Parę starć z sąsiadami z góry, którzy dostali ksywkę „słonie” .Jakoś poprzednich słychać nie było. Po starciu jakiś czas spokój a potem powoli znów się zaczyna. No to podwiesiłem kolumny pod sufit. Lubię muzykę - to sobie słucham. Ale przecież nie o to chodzi. W 2004 rodzi się koncepcja. Trzeba coś zmienić. Koncepcja baaardzo luźna. Dojrzewa. Mieszkanie w bloku? - Nie! już nie. Nienawidzę komuny. Edyta nie jest przekonana do domu – a może większe mieszkanie na poddaszu?? Nie!! Niemrawe poszukiwania działki – może ktoś słyszał? marazm, nie wiem czy dostaniemy kredyt.
EPN
Teraz o historii niedawnej, czyli o historii naszego dotychczasowego mieszkadła. Był rok 1997, gdy zacząłem pracę będąc jednocześnie na 4 roku studiów. Mieszkaliśmy wtedy z grupą znajomych w wynajętym 100 – letnim domu na Woli Justowskiej nad samą Rudawą. Było fajnie, dopóki.... zresztą nieważne. Koniec końców na początku marca 1999 roku zacząłem szukać mieszkania do wynajęcia. W połowie lipca miałem mieć obronę pracy, a na koniec lipca tegoż roku mieliśmy się pobrać. Jak zobaczyłem ceny, warunki i sobie policzyłem to stwierdziłem, że nie będę wyrzucał kasy w błoto na wynajem, bo po 10 latach zapłacę za to mieszkanie w całości. Mieszkanie miało być już, natychmiast. Poprzez znajomą skontaktowałem się z właścicielem firmy developerskiej, a ten z kolei z właścicielką mieszkania które było budowane „na wynajem” i miało termin na lipiec. Piszę w cudzysłowie „na wynajem” bo ono nigdy nie miało być wynajmowane, tylko sprzedane w ratach. Właścicielka nie chciała się bawić w wynajem i zajmować się tym mieszkaniem. Zależało jej na skonsumowaniu ulgi budowlanej, a że była w 3 skali, to była niezła kasa do zaoszczędzenia. Problem z lokalem był taki, że ci kretyni z sejmu wymyślili sobie że mieszkania pod wynajem nie można sprzedać przed upływem 10 lat, bo inaczej trzeba oddać zwrócony podatek. Ale Polak potrafi trzeba było sporządzić akt notarialny zobowiązujący do sprzedaży po ustalonej cenie za 10 lat. Warunki takie: 30% przy podpisywaniu aktu, reszta rozłożona na 125 równych rat waloryzowanych miesięcznie o wskaźnik inflacji GUS. Takiego kredytu do dziś dnia się nie dostanie. No to ok. Wziąłem moją przyszłą wówczas połowę, pokazałem mieszkanie i dałem czas do dnia następnego na zastanowienie. Następnego dnia jest decyzja- jak się domyślacie- na tak. Jest koniec marca ’99, cała operacja zajęła miesiąc. Oczywiście nie miałem kasy na 30% mieszkania. Miałem na 20%. Na szczęście właścicielka była wyrozumiała i pozostałe 10% pozwoliła wpłacić po ślubie. W czerwcu podpisanie aktu notarialnego a 10 lipca już mieszkamy, 22 lipca bronię pracę a 31 nasz ślub. Ufff bardzo pracowity ten lipiec. Mieszkanie własnościowe, wydzielone z hipoteką, ma być wspólnota mieszkaniowa. Cudownie, żyć nie umierać. Tylko ten parter. Mieszkamy, mieszkamy, mieszkamy... i spłacamy.
EPN

Hmmm, od czego by tu zacząć?? Może na początek trochę o nas – przyszłych inwestorach, o historii i o naszych planach. Jest tak: jestem ja – Piotr, jest moja druga, lepsza połowa – Edyta, jest kot, któremu jest wszystko jedno, a w lipcu 2005 będzie jeszcze ktoś....

 


Mieszkamy na południowym krańcu Krakowa, nawet w ładnej okolicy w mieszkaniu na parterze na całych 36,7 m (co za przestrzeń!!!). Na razie oboje pracujemy i z tego powodu jest nieźle, a może być jeszcze lepiej. Przed przyjazdem do Krakowa mieszkałem w domu, a Edyta to dziecko bloku. Tyle o nas.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...