
Wielki Podrzutek Jagny
Przez Jagna,
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 663 wyświetleń
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Ale jedyną istotą, którą ostentacyjnie uwielbia jest Amok. On nie jest zachwycony faktem, że ona mu się pakuje do łóżka....
Zdjęcie niestety słabej jakości, robione na szybko:
http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://images50.fotosik.pl/274/12a1af4a790e717dmed.jpg" rel="external nofollow">http://images50.fotosik.pl/274/12a1af4a790e717dmed.jpg
Przez Jagna,
Teraz jest bardziej zrelaksowana i pokazuje w pełnej krasie swoją źle ufarbowaną prawą tylną łapę, biały kołnierzyk i paznokietki pomalowane też na biało. Nie widać brzuszka - tam też jest duża biała plama...
http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://images38.fotosik.pl/270/0275362ef281170emed.jpg" rel="external nofollow">http://images38.fotosik.pl/270/0275362ef281170emed.jpg
Przez Jagna,
A to panna Voodoo. Jeszcze przed sterylką. Jak widać gdy się do niej podchodziło, to przybierała pozę czego-tu-zaraz-i-tak-ci-zwieję:
http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://images50.fotosik.pl/274/5947623789493fe7med.jpg" rel="external nofollow">http://images50.fotosik.pl/274/5947623789493fe7med.jpg
Przez Jagna,
Zdjęcia, zdjęcia!
Wreszcie udało się opanować programy, płyty, komputery i telefony i oto są:
Tak się prezentuje dzisiaj MOJA działka. Jak będzie chociaż prowizoryczne ogrodzenie, to będzie widać lepiej. Ale tu stoję (po drugiej stronie obiektywu)mniej więcej na jej środku. Działka ma 17,26 m szerokości i 40m długości:
http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://www.fotosik.pl" rel="external nofollow">http://images42.fotosik.pl/186/701275134b17181cmed.jpg" rel="external nofollow">http://images42.fotosik.pl/186/701275134b17181cmed.jpg
To brązowe siano to zeszłoroczna nieskoszona trawa. Będzie co robić...
Przez Jagna,
O, w takim stylu kuchnię byśmy mieli...
http://foto.ojej.pl/ojej/5/0/5/3/44_murowane_kuchnie_rus1.jpg" rel="external nofollow">http://foto.ojej.pl/ojej/5/0/5/3/44_murowane_kuchnie_rus1.jpg
I taką werandę....
http://www.agrolipnica.pl/images/Weranda_small1.JPG" rel="external nofollow">http://www.agrolipnica.pl/images/Weranda_small1.JPG
I dużo ślicznych lampek co to by je Bębniarz zrobił....
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przed chwilą wypuszczałam psy i co usłyszałam?
http://cyfromaks.pl/wroblowe/skowronki/skowronek2.mp3" rel="external nofollow">http://cyfromaks.pl/wroblowe/skowronki/skowronek2.mp3" rel="external nofollow">dokładnie to!
... i jest to jeden z argumentów dlaczego warto dymać te kilometry z pracy do domu. Latem ten koncert trwa cały dzień. A do tego jeszcze w majowo czerwcowe wieczory dochodzą czajki (http://cyfromaks.pl/wroblowe/charadri/czajka.mp3" rel="external nofollow">http://cyfromaks.pl/wroblowe/charadri/czajka.mp3" rel="external nofollow">w czasie godów brzmią dla mnie jak elektroniczne zabawki), bociany, kuropatwy i z daleka cudny słowik wieczorami...
A http://www.ptakolub.gsi.pl/turdidae/kopciuszek.mp3" rel="external nofollow">http://www.ptakolub.gsi.pl/turdidae/kopciuszek.mp3" rel="external nofollow">TO mam nad uchem od połowy lat codziennie, bo kopciuszki co roku gniazdują u nas na tarasie. Najbardziej lubię ten kawałek jakby im się małe kamyczki przesypywały w gadziołku...
No i na koniec popisy gniazdujących u mnie co roku pod dachem szpaków. Ale jak ich nie kochać, skoro dają http://cyfromaks.pl/wroblowe/sturnidae/szpak.mp3" rel="external nofollow">http://cyfromaks.pl/wroblowe/sturnidae/szpak.mp3" rel="external nofollow">TAKIE KONCERTY?
.... i dlatego gdy ktoś pyta czy mi się chce tak jeździć to tylko sobie wzdycham. Nie da się w internecie umieścić zapachu koszonych pól, ale to znalazłam: http://www.pkim.org/files/img_0765a.jpg" rel="external nofollow">http://www.pkim.org/files/img_0765a.jpg. Też to mamy. Nawet zimą staję czasem i się gapię...
Przez Jagna,
Ledwo przekraczam próg wychodząc rano do pracy i już wiem, że coś się zmieniło. Czekam, aż przestanie zawodzić nienaoliwiona brama garażu, nadstawiam ucha.... TAAAK!
ŚPIEWAJĄ SKOWRONKI!!!
Tak więc proszę Szanownego Państwa...
SEZON WIOSENNY UWAŻAM NIEODWOŁALNIE ZA OTWARTY!
Niech teraz każdy sobie z nim zrobi co chce
Przez Jagna,
Dwadzieścia metrów do bramy „jadę” 40 minut. Tyle normalnie zajmuje mi droga do pracy i z powrotem…. Za bramą czeka mnie droga. Droga lokalna, gruntowa, której teraz nie widać aż do najbliższego domu sąsiadów. Chłopcy już nabierają trochę wprawy i chyba zrozumieli, że kiedy jeden próbuje pchać w tył a drugi w przód (tak, tak, to też było) to na wiele się to nie zda i trzeba współpracować. Przy odrobinie szczęścia, po kolejnych piętnastu minutach docieram jakoś do pierwszych śladów innego samochodu, bo tam już mieszkają ludzie i też jeżdżą do pracy w poniedziałki rano. Jadę, buja mnie, chłopaki już nie muszą pchać, bo jakoś dostaję się w koleiny i jaaaadęęęę! Nie mogę się zatrzymać a z daleka widzę, jak przed swoją bramą stoi w połowie wyjechana na drogę i zakopana Sąsiadka z Kopytem (już nie pamiętam dokładnie skąd ta ksywka, ale tak jakoś to było na początku dziennika). Ona też ma synów do pomocy. Na szczęście oni mnie widzą, w mig (to tak można?) oceniają sytuację i pchają z całej siły jej samochód. Z powrotem na podwórko…. Ależ się musiała ucieszyć….Trudno, ja przecież jadę! Dojeżdżam do szosy. Jest bardzo późno, ale już najgorsze za nami a chłopcy zaraz dobiegną za mną i możemy jechać dalej. Ale coś chłopców nie widzę. Po kilku minutach wyłaniają się zza wzniesienia drogi. Idą, a raczej się wloką ciągnąc za sobą łopatę…. Spóźniam się do pracy półtorej godziny. Ale to Młodszy Syn jest najbardziej zdruzgotany faktem, że spóźni się do szkoły i całą drogę jęczy. No proszę, to miło, że mu tak zależy...
A tak na marginesie – uwielbiam moich Synów i Przyjaciela Syna
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Zimowe retrospekcje.
Jakby nie było to forum o mieszkaniu w różnych dziwnych miejscach. Jedni mieszkają na wsi w mieście inni obok miasta a inni na wsi na wsi. Ja należę do tych ostatnich i mam jako takie doświadczenie w tej materii. Nasza okolica się zabudowuje stopniowo. Przybywa domów, ludzi, psów i kotów. Na szczęście i ludzie i psy sympatyczni. Koty jak koty, mają nas gdzieś. Nie żeby sąsiadom i ich psom na nas bardzo zależało, ale już w pewien sobotni poranek ściągałam sąsiada z łóżka, żeby mi pożyczył mocy z samochodu, bo mi akumulator siadł. To znaczy w samochodzie. I już jedno o sąsiedzie wiem: długo się zbiera do wyjścia.
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Oswajał ktoś dzikiego kota? I to już takiego podlotka a nie maleństwo? Tych co nie mają takiego doświadczenia informuję: to trwa…. Parę następnych dni spędzam głównie na podłodze przy szafce w sypialni, bo teraz tam rezyduje kot. Zawsze mam ze sobą szynkę. Dwa dni później kreatura wyłazi do połowy, żeby zjeść. Następnego dnia wyłania się cały kot. Za kolejnych kilka dni już nieśmiało je mi z ręki i postanawiam pojechać z futrem do weterynarza na odrobaczenie, szczepienie i wstępny przegląd zanim mnie polubi, bo wolę być ta zła jako jeszcze obca. Bezceremonialnie wyciągam z szafki, pakuję do klatki i jedziemy. U weta kot szaleje, syczy, drapie, wierzga i okazuje się być sześciomiesięczną kotką….
I tak oto nastała Voodoo.
Imię nadał jej Bębniarz, żeby nawiązać do Szamana. Pasuje idealnie.
Zdjęcia będą może jutro.
Przez Jagna,
Mojego Starszego Syna też najwyraźniej martwi, że kotek marznie i go rozdepczą zające. We środę, dwa dni po śmierci Szmana, właśnie wracam do domu z pracy, kiedy Syn dzwoni do mnie i z typową dla nastolatka zwięzłością mówi: „Ten mały kot…no wiesz?” Wiem. „No. To go złapałem. Jest u nas w domu”.
Wpadam do domu. Syn ma podrapaną rękę i głębokie ugryzienie w palcu. Kot jest w małej łazience, w której nie ma się gdzie schować. Wchodzę tam uzbrojona w ręcznik i z zamiarem przeniesienia futrzaka do większej łazienki, która jest pełna zakamarków idealnych dla dzikiego kota i na dodatek jest połączona z moją sypialnią. Po chwili kot już siedzi wciśnięty pod szafkę w dużej łazience a j a ze starcia wychodzę z podrapaną ręką i głębokim ugryzieniem w palcu. Najwyraźniej ten kot był tylko na jednej lekcji samoobrony.
Przez Jagna,
Przez Jagna,
No właśnie, dwa koty są już pochowane na mojej działce Pod koniec lutego Szaman ma dziwny atak. Nie może chodzić, wygląda jakby coś go bolało. Weterynarz bierze krew do badań, daje zachowawczo lek przeciwzapalny i czekamy. Wyniki wracają wzorowe a Szaman tej samej nocy już czuje się dobrze. Tydzień później atak się powtarza. To była niedziela wieczorem i miałam nadzieję, że znowu mu przejdzie a jeśli nie, to po pracy w poniedziałek wracamy do weta. Nic się do rana nie poprawia. Nie chodzi, leży i wydaje się zupełnie nie wiedzieć co się wokół niego dzieje. W tamten poniedziałek wyjątkowo zostaje w Błędowie Bębniarz, bo ma urlop. Dzwonię z pracy co jakiś czas pytać o Szamana. Stan bez zmian. A po południu dzwoni Bębniarz…. Już wiedziałam...
To niesamowite, że więź, którą mieli ze sobą, kończy się w ten sposób. Szaman odchodzi na rękach Bębniarza…
Przez Jagna,
Przez Jagna,
Odtwarzam to co naskrobałam wczoraj, ale nie zdążyłam wkleić:
W związku z mniej lub bardziej jawnymi groźbami, oraz faktem przywleczenia przez Bębniarza laptopa do mojej dyspozycji, niezwłocznie uzupełniam wpisy do dziennika. A tak trochę naprawdę to czekałam na moment, który prawie nastąpił, ale „prawie” ma się nijak do podpisu słoneczkowego i przebrzydłych złośliwości pozostałych o mizianiu i takich tam….. Więc postaram się nadrobić braki i znów zrobić na Was dobre wrażenie jako przyzwoity użytkownik forum.
Zakończyłam opisem działki, jej zdjęciem i żalem wylanym nad dziwnymi przepisami. Przepisy się chyba nie zmieniły, działka też nie, ale w mojej szufladzie leży wstępny akt notarialny z moim nazwiskiem jako kupującej. Nazwisko sprzedających powinnam tu zapisać złotymi literami. Nikt mi nie wierzył, że wszystko się odbędzie zgodnie z umową. Z umową sprzed pięciu lat, kiedy to para znajomych odsprzedała nam działkę za cenę kupna, czyli już teraz śmieszną. Wzięli pieniądze, powiedzieli, że to już nasze i po sprawie…. Z załatwieniem spraw formalnie jakoś tak nikt się nie spieszył i w tym czasie ktoś się zakochał, ktoś się odkochał, był rozwód, ciąża (nie moja, dzięki Bogu) a umowa „na gębę” nadal obowiązywała. W tej chwili metr tej ziemi jest wart ponad dziesięciokrotnie razy tyle. Dlatego nawet mnie specjalnie nie zdziwił wytrzeszcz oczu mojej adwokat, kiedy rozkosznie jej przedstawiłam sytuację. Ale ja wiedziałam swoje. I miałam rację. Nawet notariusz powiedział, że to „bardzo niezwykła” transakcja. Bez grosza dla sprzedających, bo przecież dostali pieniądze pięć lat temu….
Jeżeli ktoś spyta czy są jeszcze uczciwi ludzie, możecie spokojnie odpowiedzieć twierdząco.