Wiecie, że przyszła wiosna?!
Wiecie?.....Eeeee, szkoda, myślałam, że będę odkrywcza...
Do niedawna było bialuteńko, czyściusieńko i ohydnie, bo zimno. To pewnie też wszyscy wiedzą
Naszą drogą dało się jeździć do pracy, bo rano było wszystko zamarznięte, ale powrót bywał bardziej ryzykowny i widywało się sąsiada, który mieszka jeszcze kawałek dalej, jak przejeżdża taranem przez błota a mijając naszą działkę miał czas tylko machnąć ręką w biegu i gnał dalej, bo każdy przystanek mógł się przedłużyć o dodatkowe pół godziny....
Błoto stało się częścią naszego życia. Im cieplej tym gorzej. Woda stoi i ma się dobrze, rzeźbimy coraz głębsze koleiny robiąc miejsce na kolejną, morderczą dziurę, która wsysa nasze koła, podwozia i zderzaki. Jakby ta wiosna tak się dłużej nie zdecydowała przygrzać słoneczkiem, to mógłby kiedyś zostać wessany cały samochód razem z pasażerami....
Najgorzej jest przy naszej bramie. Wybieram się do "miasta", bardzo czujnie wyjeżdżam i natychmiast się zatrzymuję. Nie było to moją intencją, więc kombinuję w przód i w tył aż w końcu udaje mi się wydostać. Dzwonię do Mojego Męża i oświadczam, że COŚ trzeba Z TYM zrobić, bo tu się NIE DA jeździć! A on na to, że przesadzam, że przecież wyschnie i nie jest tak źle. Nie dyskutuję bo mam ważniejsze sprawy, w końcu jadę do miasta a tam są skleeeepy i fajne rzeeeeeczy....
Po południu Mój Mąż wybiera się gdzieśtam po cośtam. Po kilku godzinach wpada do domu i oznajmia "Jutro będą zasypywać tę cholerną drogę!"
Nawet nie muszę wyglądać przez okno. Już wiem. Zakopał się.