Firma brukarska zaczęła swoją robotę z impetem, z tym, że impet trwał raptem kilka godzin :/
Na ten moment jest tak:
czyli...
Panowie weszli w środę rano. Przygotowali sobie koparką podjazd, taras i opaskę wokół domu. Ok 11:00 już się zabrali, ale potem jeszcze ktoś dowoził sobie i zrzucał tłuczeń. Tego samego dnia p. Damian (wykonawca) zadzwonił do Darka, że robią 1 - 2 dni przerwy, bo pogoda zła. Pogoda zła była również i w środę kiedy zaczęli, więc nie może chodzić o nic innego jak rozpoczęcie i tym samym "zaklepanie" roboty, a potem skakanie po różnych budowach jednocześnie (już to znamy...). Oczywiście z opcji "1 - 2" dni p. Damian wybrał 2. Czyli czwartek i piątek. A do tego tak przypadkiem się złożyło, że i sobotę i niedzielę... Więc sprytny Polak wziął sobie 1 dzień "urlopu" a dostał 4
W piątek nie odbierał ode mnie telefonu. Jak zadzwonił mój tata z innego numeru to od razu odebrał i powiedział mu, że się jemu "nie wyświetlało, że dzwoniłam, nie miał ode mnie żadnych połączeń". Następnie Darkowi powiedział, że obiecanego maila z wyliczeniem potrzebnym do zamówienia kostki wysłał wczoraj, "A co? Nie doszedł?"... ale to są niuanse, to jest jeszcze nic! Można powiedzieć - czepianie się...
No bo jak facet próbuje ze wszystkich głupków zrobić dookoła, żeby samemu sobie robotę polepszyć, to już nie zdzierżę! Najbardziej sprawa dotyczy tarasu. Po krótce i bez rozwodzenia się - próbował wcisnąć nam zaokrąglony taras w kształcie NERKI, bo "Tak się teraz robi, tak ładnie i estetycznie wygląda, etc." Wahałam się. Ale jak przeanalizowałam sobie całokształt krętactw p. Damiana, to wyszło mi, że przecież ja KATEGORYCZNIE nie chcę nerki, bo mi nie pasuje do bryły domu! Nerka jest fajna do ułożenia, bo trapezowa kostka sama układa się w łuki, a jak się chce mieć prostokąt, to trzeba ją docinać - ot wygoda!
Ponadto - i to by była najgorsza zbrodnia na naszym tarasie - p. Damian wymyślił sobie, że jak będę wychodziła z salonu przez drzwi balkonowe to zaraz za progiem będę miała schodek! Bo wtedy łatwiej będzie zrobić schodki z całego tarasu na ogród! Mało tego - powiedział Darkowi, że ja tak z nim ustalałam! Jak się obruszyliśmy, że nie chcemy to nam podawał argumenty od czapy, że tatas będzie pracował, że nam elewacje podrapie... Ale najgorsze było by to, że przy opcji bez schodka obok drzwi balkonowych - p. Damian musi zrobić podmurówkę z pustaków na schody dookoła tarasu. A chce się? Nie chce się!
Na szczęście (wprawdzie kosztem nerwów i jednego weekendu poświęconego na burzę mózgów, analizowanie i ustalanie), ale udało się to i owo p. Damianowi udaremnić i ostatecznie liczę, że wszystko jest tak dograne i tak precyzyjnie ustalone, że efekt końcowy mnie nie zaskoczy (przynajmniej nie negatywnie).
Wczoraj (w poniedziałek) znów p. Damian szturmem ruszył na nasz podjazd, znów się zmył po kilku godzinkach i stwierdził, że lepiej niech sobie przeschnie zanim zrobi resztę. Może się mylę, może coś przeoczyłam, ale chyba oprócz "dogadania" ze mną pewnych szczegółów udało mu się jedynie rozgarnąć tłuczeń na wjeździe do garażu i ubić ścieżkę do drzwi (podjazdu do garażu uznał właśnie, że nie ma sensu teraz ubijać) - nie wiem, nie znam się! Ale dlaczego ścieżkę był sens, a oddalonego o 3 m podjazdu już nie ma sensu - no zastrzel mnie, a nie wiem!
Dziś miał być od rana, ale jak na razie wciąż go nie ma! Zadzwoniłam przed chwilą powiedział, że dzisiaj postara się u nas być. Trzymamy kciuki panie Damianie! brrr...
Na pocieszenie dla nas przywieźli dzisiaj kostkę granitową na podjazd. O 6:30! A jechali tutaj 80 km! Dareczek prężnie wstał rano i ją odebrał. Szczęśliwy jak 150! :) pomimo wczesnej pory