Pięknie było opowiadać o tym realizowanych marzeniach, ale wyobraźnia swoje, a życie - swoje. Do tej pory nie rozumiałam tego, kiedy ludzie mówili o tym, że budowa domu wykańcza psychicznie. Do tej pory, poza jedną sytuacją na etapie stawiania murów, nie mieliśmy żadnych poważniejszych stresów. Ale dopadło i nas... teraz!
Wykończeniowcy, kórzy już od półotorej miesiąca "zasiedlili" nasz domek spierdzielili prawie wszystko czego się dotknęli. O tyle ciężko było to wyłapać, że wszystko zaczynali, jak coś zauważyliśmy, że nie jest tak jak powinno, to mówili nam, że to jeszcze nie skończone i że poprawiać będą, że oni to widzą, że oni to wiedzą i że tynki oczywiście są złe (jeśli chodzi np. o malowanie)... Ale jak już zaczęli kłaść kafle to oczywiście "kafle były krzywe". Sami ustalali sobie pewne detale, my przychodziliśmy, a tu już gotowe i spaprane... Doprosić się o harmonogram prac nie dało rady. Umowa była na 7 pracowników, było najczęściej 3, w porywach 4, a czasami to nawet i 2. Szef firmy wkręcał nas w intrygi przeciwko swoim pracownikom, a nas okłamywał. Pracownicy pili, a częstotliwość odpalanych fajek była taka, że w zasadzie nie wiem kiedy oni mieli wolne ręce do roboty. Lista strat jest spora i nawet chyba nie chce mi się wszystkiego szczegółowo opisywać. Najgorsze co zrobili to zamalowali farbami nieoczyszczoną z ziaren ścianę i wszystkie niedoskonałości tynku tym samym utwardzili!
W weekend Darek po męsku podziękował panu Markowi za współpracę - delikatnie rzecz ujmując.
Oprócz strat materiałów jakie ponieśliśmy w związku z wyżej opisanymi "fachowcami", strat finansowych - to mamy jeszcze straty czasu, kiedy to oni się ociągali z robotą jak i tego kiedy ktoś po nich będzie miał czas wejść i... poprawiać! Wstępnie mamy znalezionych sprawdzonych wykonawców, ale niestety to pojedyncze osoby (jeden człowiek od wykoczeń + jeden człowiek od kafli), a to oznacza dość wolne tempo prac. Dodatkowo pan od kafelek może wejść dopiero w połowie września. Na szczęście ci pierwsi wykończeniowcy nie zabrali się za łazienki, więc ich nie schrzanili, ale to oznacza, o tyle więcej pracy dla jednej pary rąk.
Postaram się zamieścić wkrótce jakieś fotki spapranej roboty.