Witajcie
Hmmmm, nie wiem w zasadzie od czego zacząć. Może jednak od początku.
Był sobie początek kwietnia 2005 kiedy wstając rano jak zwykle do pracy zapytałe mojej kochanej połówki czy wie, że będziemy budować dom. Tu może nie będę cytował tego, czego przez następny tydzień nasłuchałem się od Eluśki - &*^!#$$!(%#(*&^#. "No dobra", rzekłem, "zobaczmy chociaż działkę" ( którą notabene znalazłem już znacznie wcześniej poprzez najomych), "przecież nie musimy jej kupować" ...
http://czajen.pl/~slaweczek/zdjecia/20050418/" rel="external nofollow">http://czajen.pl/~slaweczek/zdjecia/20050418/
Działka miała jeden feler : linia elektryczna przecinała działkę po skosie i dodatkowo stał na niej słup lecz aby nie było za prosto to był to tzw. AS.
Powiedziałem : "Kochanie dam sobie z tym radę". Na co moja kochająca żona : "OK zgadzam !!!!"
18 kwietnia 2005 zawarliśmy przedwstępną umowę sprzedaży ze względu na klasyfikację gruntu jako rolnego i czekaliśmy do początku maja na podpisanie właścicwej umowy po uzyskaniu a właścicwie jej braku na skorzystanie z prawa pierwokupu przez Agencję Nieruchomości Rolnych.
Od tego dnia zaczęła sie gonitwa z czasem. W czerwcu sprzedaliśmy mieszkanie jednak z opcją, że możemy mieszkać do 15 grudnia.
Od tego dnia tylko jedno miałem na myśli : "Musimy zdążyć wybudować dom i przeprowadzić się do niego najpóźniej do 15 grudnia - mam chyba nagwizdane w głowie !!"