Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    148
  • komentarzy
    114
  • odsłon
    294

Entries in this blog

nionia
Dziś przywitam się i od razu powiem, że obiecane zdjęcia będą wkrótce ale niestety jeszcze nie tym razem:(. Na końcu poprzedniego wpisu cieszyłam się, że coś się dzieje w związku z budową tzn. budowaliśmy garaż potrzebny w czasie budowy, panowie mieli zaczynać niebawem więc trzeba było przygotować stosowne pomieszczenie magazynowo-socjalne:). Niestety długo się nie pocieszyłam. 16 czerwca rano Tomek zadzwonił do mnie ze smutną wiadomością, że nasz majster dostał udaru mózgu, leży w szpitalu i nici z budowy, a że to starszy człowiek, to o powrocie do zawodu nie może być mowy, aby tylko wrócił do zdrowia. I co my teraz zrobimy? Wszystko przygotowane; YTONG zamówiony, garaż się buduje, teren przygotowany, nie pozostaje nic innego, jak od nowa szukać majstra. 19 lipca- byliśmy na działce, robiliśmy dach garażu. Jak wracaliśmy zwrócił naszą uwagę dom z YTONGA w stanie surowym, a że nie było ogrodzone i był ktoś w garażu, wiec przystanęliśmy, żeby zapytać o wykonawcę. Dostaliśmy namiary na majstra i jeszcze tego samego popołudnia pojechaliśmy do oddalonego o 50 km. miasta na spotkanie z wykonawcą wspomnianego domu. Wzięliśmy projekt, pan popatrzył, trochę pogadaliśmy ( przy samochodzie na parkingu w centrum miasta:o), wziął projekt do wyceny i umówiliśmy się na następny dzień. 20 lipca- pojechaliśmy po projekt, majster zażyczył sobie ponad 50 tys. za stan surowy bez blachy, do tego trzeba zapewnić noclegi na działce dla ekipy budowlanej w liczbie kilku chłopa:), na przykład jakąś przyczepę wypożyczyć, plus jeszcze dla innych może jakiś garaż. Odmówiliśmy i znów byliśmy bez majstra, a czas naglił. Spotkaliśmy się z panem, który ma firmę budującą domy, a mieszka we wsi, gdzie mamy działkę. Ten znowu chciał 60 tys. (tym razem z dachem), ale on sam nie ma czasu, prowadzi jakieś większe budowy, więc kogoś najmie. Zastanowiliśmy się i znów odmówiliśmy. Pozostał nam pierwszy majster, który zażyczył sobie wtedy już ostatecznie 45 tys., budował mojej znajomej też z YTONGA, więc wykonaliśmy do niego telefon i umówiliśmy się na spotkanie. Na szczęście (a może i na nieszczęście - z perspektywy czasu) dla nas nie zaczął w międzyczasie nowej budowy i mógłby budować u nas. O tym, co było dalej, już wkrótce.:)
nionia
Witajcie nocną porą, cały dom już aaa, a ja trochę uzupełniam swoje archiwum budowlane:). W połowie maja 2008 roku byliśmy u wójta w gminie dowiedzieć się, czy jest szansa na kanalizację na naszej ulicy (planowany termin budowy takowej to lata 2012-2013), żeby się przyłączyć do tych planów, bo to przecież dopiero za 4-5 lat. Niestety nie ma takiej możliwości, nie będą budować na naszej ulicy, bo plany na to były zrobione już dawno i nikt tego nie będzie poprawiał. Potem ewentualnie będzie można sobie rozbudować we własnym zakresie, ta sama śpiewka, co przy wodzie, ale o tym już pisałam wcześniej, poza tym szkoda słów. 21 maja geodeta wyznaczył, gdzie ma być dom:). Następnego dnia pojechaliśmy zobaczyć, długo szukaliśmy palików w wysokiej trawie, okazało się, że jest wyznaczony dalej, niż przypuszczaliśmy:o, to znaczy wszystko było zgodnie z planem, tylko nam się wydawało, że te 50 metrów wgłąb działki to nie będzie tak daleko. Poza tym dom miał stanąć w miejscu, gdzie wyrósł dąb (przed budową został przesadzony). Teraz z perspektywy czasu wiem, że była to dobra decyzja, mimo iż jest tam niżej, niż blisko drogi i dłużej wsiąka woda po deszczu, ale dalej od drogi znaczy też mniej kurzu i hałasu, bardziej "intymnie":D:o. 23 maja- zapłaciliśmy za pierwszą dostawę YTONGA (23 palety). Pod koniec maja byliśmy na działce, pojechaliśmy zobaczyć miejsce na dom, tym razem ze skoszoną przez męża trawą. Było o wiele bardziej widoczne, chodziłam sobie po wyobrażonym domu, patrzyłam: tu będzie jadalnia, a tu kuchnia, leżałam nawet na trawie w przyszłym salonie (strasznie kuła w plecy):) ale nic to i tak się cieszyłam, jak dziecko. 7 czerwca- pojechaliśmy na działkę robić garaż dla panów majstrów (dogadaliśmy się z panem-teściem znajomego, pisałam o tym wcześniej ), mają zaczynać na przełomie czerwca i lipca:D. Był straszny upał, zrobiłam dla Weroni prowizoryczny namiot od palącego słońca (gołe pole bez żadnego drzewa, ani nawet krzaczka, poza wspomnianym dębem wielkości 0.5 metra ).Weronia trochę się bawiła, trochę przeszkadzała: wchodziła na drabinę, wysypywała wkłady do spawania... Udało nam się zrobić szkielet garażu (głównie mojemu mężowi), byliśmy od 12.00 do 20.00 bez obiadu, na palącym słońcu, jak zbieraliśmy się do domu to byliśmy bardzo zmęczeni ale zadowoleni, coś już zaczynało się dziać na działce w związku ze zbliżającą się budową. Niedługo postaram się dołączyć do tego zdjęcia ale narazie nie mam jeszcze ich w komputerze (sa to zdjęcia robione tradycyjnym, nie cyfrowym aparatem). Na dziś to chyba tyle, aha jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż 10 czerwca dostałam list polecony z rejonu energetycznego, że przesunęli nam termin przyłączenia do prądu na 14 listopada 2009 roku !!! (miało być styczeń 2009 ). W odpowiednim czasie nie dostarczyłam pozwolenia na budowę, więc termin się przesunął, ale żeby o tyle miesięcy ? Byłam w szoku ale przez telefon Tomek (mój mąż) mnie pocieszył, że dzwonił majster i zaczynają za 2 tygodnie! (zobaczymy, co z tego wyjdzie?). I to już naprawdę wszystko na dziś, do następnego razu:goodnight:.
nionia

Mamy pozwolenie na budowę.

Ciąg dalszy nastąpił bardzo szybko:), 15 kwietnia 2008 roku uzyskaliśmy pozwolenie na budowę , teraz za tydzień się uprawomocni, potem jeszcze 7 dni przed rozpoczęciem trzeba zgłosić i możemy startować, spełniały się moje ciche marzenia, nie wiedziałam jeszcze wtedy co nas czeka po drodze do tych marzeń ale to już chyba tak jest, że coś, co człowiek zdobywa po trudach, cieszy bardziej, niż coś osiągnięte szybko i bez żadnego wysiłku. Chociaż teraz, z perspektywy czasu, wiem, jak czasami człowiek przez te kłopoty ma już wszystkiego dosyć ale wiem też, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, a z pewnymi należy się pogodzić. Ciekawe, jakie są wasze odczucia w tej materii ? To taka mała dygresja, a teraz dalej kontynuujmy temat. Po otrzymaniu pozwolenia na budowę zajęliśmy się poszukiwaniem kierownika budowy, musieliśmy go znaleźć jak najszybciej oraz zamówić geodetę do wytyczenia budynku. 2 maja - byliśmy na działce, robiliśmy dalej słupki ogrodzeniowe, jeszcze tylko 3 nam zostało, już chyba wystarczy z tej strony. 10 maja - byliśmy na działce, kończyliśmy słupki, robiliśmy zdjęcia, potem pogorszyła się pogoda i wracaliśmy do domu. Jak wyjeżdżaliśmy z działki przyjechał traktor (oczywiście z panem:)) do sadzenia ziemniaków, które uprawiają sobie moi rodzice na kawałku naszej działki, oczywiście nie do końca sobie, bo i dla nas, i dla mojej siostry też. Wieczorem pojechaliśmy ogrodzić ziemniaki od dzików, (takie tam sznureczki, reklamówki, wstążeczki, ale jakże skuteczne:)). Do następnego razu.
nionia
Witajcie, tak jak obiecałam po krótszej przerwie niż ostatnio:). Dzisiaj mój wpis będzie w formie takiego kalendarza, o tym, jak poszukiwaliśmy wykonawców, także o tym, że z pozwoleniem na budowę to też nie zawsze taka prosta sprawa, jakby się wydawało, niby wszystko gra, a jednak pojawiają się zawsze jakieś .....no właśnie. Ale po kolei. 1 marca byliśmy we wspomnianej w poprzednim wpisie firmie budującej domy, zrobili nam kosztorys, tym razem już na podstawie projektu i wiecie, jak wzrosła cena ze wstępnych 160 tys.?, do 260 tys., więc odmówiliśmy. 8 marca - byliśmy u majstra polecanego przez znajomych, na dodatek z internetowej listy wykonawców z Ytonga, a takimi byliśmy najbardziej zainteresowani. Obejrzał projekt, wstępnie wycenił robotę na 30-35 tys. oczywiście sama robocizna i bez blachy.Ta kwota była do zaakceptowania, umówiliśmy się na następny tydzień na dokładną wycenę. 15 marca- odebraliśmy w końcu projekt po 8 (słownie osiem) miesiącach . Zapłaciłam za wszystkie zmiany i za plan zagospodarowania działki 1200 zł, nie licząc samego projektu, który kosztował około 2 tys. Byliśmy drugi raz u majstra, z ceny około 30 tys., zrobiło się 45 tys. i to bez faktury. Postanowiliśmy, że będziemy szukać nowego wykonawcy, co z tego wyjdzie to zobaczymy. W międzyczasie złożyliśmy wniosek o pozwolenie na budowę i po jakimś czasie dostaliśmy pismo, że musimy odrolnić ziemię pod dom i podjazd, mimo iż działka jest w planie przeznaczona pod budowę jednorodzinną, a odrolnienie jest z tego względu, że mamy III klasę gruntu (ustawa o ochronie gruntów rolnych). Jako, że nie jesteśmy rolnikami (mamy 95 arów działki, a nie 1.10 ha) musimy albo odrolnić działkę albo wydzierżawić brakujące ary:(. 25 marca wzięłam w starostwie wypis z rejestru gruntów do odrolnienia działki pod dom i podjazd, zaniosłam do projektanta, zamówiłam geodetę do odrolnienia. 29 marca - pojechaliśmy do drugiego majstra ( też znaleziony przez stronę internetową), okazało się, że to teść znajomego mojego męża, oglądaliśmy jego dom w stanie wykończonym, który budował mu właśnie teść. Wszystko przemawiało więc za tym,żeby i u nas budował, wstępnie wycenił swoją robotę na 20 tys ale zaznaczył, że kwota ta jeszcze napewno wzrośnie po wglądzie do projektu:yes:, najgorzej ,że chce budować bez umowy i bez faktury:(. Umówiliśmy się na następne spotkanie na naszej działce. Byliśmy w hurtowniach budowlanych, cena Ytonga to ok. 20 zł za sztukę (gr. 36,5 cm). 3 kwietnia - byłam w Starostwie, chciałam wycofać papiery o pozwolenie, żeby odrolnić ten wspomniany kawałek, pani przyjmująca wnioski doradziła mi dzierżawę, że tak się robi, tym bardziej, że nam tak mało brakuje do tego aby być rolnikami:D i wtedy na takim gruncie buduje się tak zwane siedlisko bez konieczności odrolnienia, co więcej pani próbowała coś wskórać na moją korzyść u pana w dziale wydającym pozwolenia (nota bene mój znajomy z równoległej klasy w liceum) ale nic się nie dało zrobić, więc zdecydowaliśmy się na dzierżawę. Odwołałam geodetę do odrolnienia działki. 5 kwietnia - spotkaliśmy się z majstrami na działce, cena oczywiście wzrosła do 30 tys ale z umową i fakturą. Byliśmy bardzo na tak, mamy się spotkać, jak pozwolenie się uprawomocni. Podpisaliśmy ze znajomym dzierżawę 10 arów. Staliśmy się rolnikami:D. 7 kwietnia - zaniosłam umowę dzeirżawy, najdalej za dwa dni będziemy mieli pozwolenie na budowę (tak mówiła pani), zobaczymy. I tak właśnie ciekawie wyglądała nasza wiosna 2008, nie wiedzieliśmy wtedy,że lato będzie jeszcze "ciekawsze". Ciąg dalszy nastąpi.:)
nionia
No cóż, a ja witam się znów po dłuuuuuższej przerwie i na dodatek tytuł i tym razem bardzo zachęcający :). W wakacje jakoś ciężko było znaleźć troszkę czasu na uzupełnianie dziennika, a i teraz mój czas wolny uzależniony jest od długości snu synka, a więc do dzieła, jako że na budowie dużo się dzieje, więc muszę trochę podgonić z archiwum. Początek roku 2008 wyjątkowo nie układał się po naszej myśli. Projekt nadal się ciągnął, jeszcze na dodatek chcieli nam zafundować transformator na działce, że niby u sąsiada, który z gotowym domem czeka na prąd, się nie da, bo idą kable telekomunikacyjne no to pozostaje u nas, zobaczymy, co z tego będzie? Pod koniec stycznia wybraliśmy się do firmy, która zajmuje się kompleksową budową domów, żeby porozmawiać na temat budowy. Umówiliśmy się, że doniesiemy papiery na kosztorys, wstępnie oceniono stan surowy otwarty (pod blachą) na 160 tys. +/- 20 tys.( materiały i robocizna), robotę by zaczęli od lipca (dopiero:(), pod warunkie, że będzie prąd ! Nie jest źle. Przy okazji widzieliśmy tam na działce transformator, jest straszny, nie zgadzamy się, zobaczymy, co z tego wyniknie. Przez cały styczeń namolnie chodziłam też do biura projektowego poganiać w sprawie projektu. W końcu porozmawiałam z mężem na temat moich stresów związanych z projektem, obiecał, że sam się tym zajmie. Nie chcę o tym pisać, bo już mam dosyć tej sprawy. Moje nerwy tylko odbijają się na córeczce. To bez sensu!!! (to jest wpis z mojego prywatego kalendarza, tak się wtedy czułam:cry:). Sprawa z prądem stanęła w bezruchu, nikt nie chce transformatora, zobaczymy, czy wogóle będzie prąd w lato? Na początku lutego mąż był u projektanta, wieczorem tenże zadzwonił, że niby do końca lutego będzie projekt... Zobaczymy. W międzyczasie zrobiliśmy sobie wycieczkę na działkę, Weronia bawiła się w piasku, potem była cała brudna:).DSC00159.jpg.937901b7b3e9b96f93b2464498dba2cd.jpgDSC00156.jpg.6662cd622e9b403e5f0a1069dada4371.jpgDSC00153.thumb.jpg.f3ff9b7d598771a9959928566ce88de6.jpg W Starostwie dowiedziałam się, że są plany przesunięcia kabli telekomunikacyjnych, wieczorem dzwonił sąsiad, że nie ma kto zapłacić za projekt przesunięcia kabli i co będzie dalej z transformatorem ? Na drugi dzień mąż dowiedział się w firmie robiącej kable tel, że transormator ma być definitywnie u sąsiada, na co mój mąż, że dołożymy się trochę na pokrycie tych kosztów, związanych z przesuwanie kabli. Uff... nareszcie było po wszystkim i nareszcie to opisałam:D. Byliśmy ponownie w firmie budującej domy, robią nam kosztorys, porozmawialiśmy o kilku sprawach, min. o fundamentach, kierowniku budowy itp, mają zawieść nasze dokumenty do projektanta, było miło, wszystko cacy... , dadzą radę i bez prądu, jeśli nie będzie do lata (oczywiście z agregatem). Byliśmy też na działce, oznaczyłam sobie patykami, gdzie ma stać dom, zastanawiam się, czy nie za daleko?DSC00199.jpg.4de36d28b52b9c2ee731dbea6a8f37cb.jpg Tym optymistycznym wątkiem żegnam się dzisiaj i do zobaczenia niebawem.

DSC00159.jpg.937901b7b3e9b96f93b2464498dba2cd.jpg

DSC00156.jpg.6662cd622e9b403e5f0a1069dada4371.jpg

DSC00153.thumb.jpg.f3ff9b7d598771a9959928566ce88de6.jpg

DSC00199.jpg.4de36d28b52b9c2ee731dbea6a8f37cb.jpg

DSC00159.jpg.937901b7b3e9b96f93b2464498dba2cd.jpg

DSC00156.jpg.6662cd622e9b403e5f0a1069dada4371.jpg

DSC00153.thumb.jpg.f3ff9b7d598771a9959928566ce88de6.jpg

DSC00199.jpg.4de36d28b52b9c2ee731dbea6a8f37cb.jpg

DSC00159.jpg

DSC00156.jpg

DSC00153.jpg

DSC00199.jpg

DSC00159.jpg

DSC00156.jpg

DSC00153.jpg

DSC00199.jpg

nionia
A ja dzisiaj tak jednym ciągiem, nadrabiam trochę zaległości i kończę rok 2007:). Jak już wspomniałam, z projektem też mieliśmy niezłe przeboje, wykonanie go, a raczej zmian do niego ciągnęło się strasznie, do końca roku miał być ale niestety. Ile ja się nachodziłam, nagadałam i nadenerwowałam, ciągle były jakies wymówki:o, normalnie niepowaga jakaś, ale nie mogłam zrezygnować, zapłaciliśmy już część kwoty, poza tym nie chciałam zaczynać od poczatku w innym biurze. Może nowy rok 2008 będzie lepszy, miejmy nadzieję, chociaż z budową zwykle tak bywa, że nie jest łatwo. Przypomina mi się pewny komiks z "Muratora" sprzed kilku lat, który przedstawia wygnanie z raju Adama i Ewy, a Bóg nad nimi mówi: "I będziecie się budować !":) Mam nadzieję, że kiedyś poranna kawa na własnym tarasie wynagrodzi nam te niedogodności i nerwy:D, wszak budowa dopiero przed nami (była wtedy,pod koniec 2007 roku, teraz jesteśmy wtrakcie). Pozdrawiam i do następnego razu.
nionia
Witajcie, dzisiaj opiszę Wam pewną ciekawostkę, która nas spotkała, a o której już kiedyś nadmieniałam, jako o takiej, co to nadaje się na jakiś ciekawy reportaż TV. Otóż, po powrocie z wakacji, we wrześniu 2007 roku dostaliśmy od gminy pozwolenie na przyłączenie się do sieci wodociągowej, zapłaciliśmy 700 złotych za budowę tejże sieci (taka była składka mieszkańców wsi), która miała miejsce kilka lub kilkanaście lat wstecz. Zadowoleni poszliśmy do miejscowych wodociągów, złożyliśmy wniosek już z pozwoleniem od gminy, z kopią wpłaty, wszystko ładnie, pięknie... I co się okazuje, ano nie możemy przyłączyć się do sieci, gdyż mamy do niej 100 metrów i takiego przyłącza się nie buduje, poza tym do hydrantu musi być maksymalnie 75 m, a u nas jest 100. Nieważne były wyjątki z Dziennika Ustaw, przewidujące inne usytuowanie hydrantu w wyjątkowych sytuacjach, nic nie było ważne. Gmina musi najpierw rozbudować sieć ! Dodam, że wodociąg na naszej ulicy jest z jednej strony jakieś 100 m, z drugiej około150 m, nasza działka leży dokładnie po środku tej drogi, wydaje się więc, że nie tak daleko, ale to tylko nam się tak wydaje. Oczywiście gmina nie rozbuduje sieci, bo nie ma tego w planach na najbliższe lata i nie przewiduje takich wydatków. My, jako inwestor prywatny tez nie możemy rozbudować sieci, mogą to zrobić tylko wodociągi na wniosek i przy finansowaniu gminy, więc koło się zamyka. I tak chodziliśmy od wójta do plebana:D, nie..., żartuję trochę się nachodziliśmy, nadenerwowaliśmy, na niewiele się to zdało. Stanęło na tym, że na wniosek gminy sami zaprojektujemy, rozbudujemy sieć, zrobimy tzw. spinkę, to jest jakieś 300 m:o, po czym przekażemy to nieodpłatnie na rzecz gminy i wodociągów, sprytne co ? Jak się chcesz człowieku kąpać, jak chcesz prać i gotować, to musisz się wykazać nielada pomysłem i portfelem, a mamy przecież XXI wiek:mad:. Tyle sarkazmu i złości w tym moim poście, z góry za to przepraszam ale nie mogłam tego pominąć. Ktoś powie: a dlaczego nie studnia? No właśnie, dziś, kiedy to piszę mamy wodę z własnej studni (chociaż, jak wieść gminna niosła u nas nie będzie wody, a jak będzie to na 100 m). Nie bardzo mieliśmy wyjście, darowaliśmy sobie rozbudowę tej sieci na własny rachunek, uparliśmy się i spróbowaliśmy ze studnią. Udało się, mamy własną wodę i to nie ze 100, a z 27 metrów.:) Ja zawsze byłam za takim rozwiązaniem, ale jak do wodociągu mamy przysłowiowy rzut kamieniem, to wydawało się, że to nie będzie taka skomplikowana sprawa. Kwoty 700 zł nikt nam nie zwrócił, zapłaciliśmy za rozbudowę sieci, z której nie możemy korzystać Czy to nie absurd? Do następnego...., nie bardziej pozytywnego posta:(. No nie, ta to potrafi zachęcić ludzi do czytania:D. Pa, pa.
nionia
Przed wyjazdem na wakacje zleciłam jednemu z miejscowych biur projektowych zakup i adaptację projektu UPB 329, dostarczyłam potrzebne dokumenty i wprowadziłam zmiany do projektu, o których pisałam w jednym z poprzednich postów. Wykonawszy wyżej wymienione czynności udałam się z familią na letni wypoczynek, z którego przdstawiam kilka migawek...., ach jak dobrze powspominać. Nie przewidziałam tylko jednego..., że oczekiwanie na projekt może się przeciągnąć do następnego roku:o, czego już tak miło nie wspominam:mad:.DSC00430.JPG.67638e2e6c003509fff91aa9acf0b92b.JPGDSC00418.JPG.4912711061e3d0d3acbfc0b6d025b9de.JPGDSC00433.JPG.9d4d6b91cc3d1f8b5122663168b62fcb.JPGDSC00441.JPG.3fc011055c1eaf21a2fa70f15e547061.JPG

DSC00430.JPG.67638e2e6c003509fff91aa9acf0b92b.JPG

DSC00418.JPG.4912711061e3d0d3acbfc0b6d025b9de.JPG

DSC00433.JPG.9d4d6b91cc3d1f8b5122663168b62fcb.JPG

DSC00441.JPG.3fc011055c1eaf21a2fa70f15e547061.JPG

DSC00430.JPG.67638e2e6c003509fff91aa9acf0b92b.JPG

DSC00418.JPG.4912711061e3d0d3acbfc0b6d025b9de.JPG

DSC00433.JPG.9d4d6b91cc3d1f8b5122663168b62fcb.JPG

DSC00441.JPG.3fc011055c1eaf21a2fa70f15e547061.JPG

DSC00430.JPG

DSC00418.JPG

DSC00433.JPG

DSC00441.JPG

DSC00430.JPG

DSC00418.JPG

DSC00433.JPG

DSC00441.JPG

nionia
Witam ponownie, to już drugi mój wpis o tym tytule ale pierwszy, mam nadzieję pozytywnie ukończony, poprzedni "zniknął" po nieopatrznym wciśnięciu pewnego przycisku na klawiaturze w trakcie poprawki przedostatniego zdania:D:(. Po kilku dniach nie będzie dokładnie tak samo, jak było ale spróbuję. Lato 2007 minęło nam na załatwianiu różnych papierów potrzebnych do zbliżającej się wielkimi krokami budowy, na zbieraniu plonów min. truskawek, tudzież na spacerach po okolicy, no i oczywiście na stawianiu kolejnych słupków ogrodzeniowych, ale po kolei. Odwiedziłam Urząd Gminy i zakład energetyczny, wzięłam wypis i wyrys z planu, złożyłam wniosek o przyłącze energetyczne. Po niecałych trzech tygodniach dostaliśmy decyzję o ostatecznym terminie budowy przyłącza, który to termin wyznaczono na styczeń 2009 roku:o. No i jak my rozpoczniemy budowę wiosną 2008 roku? A podczas kupna działki było tak pięknie: " O słup tam niedaleko, jakieś 100 metrów, kilka słupów wam postawią migiem, woda też w tym samym miejscu, nie będzie żadnych problemów." My, kupujący, może trochę z niewiedzy, może trochę z naiwności (będziemy się martwić, jak przyjdzie czas budowy, przypomnę, że działkę kupiliśmy w 2004 roku), trochę też z innych powodów (rodzina nam się powiększyła) odłożyliśmy tą całą papierologię na potem. W końcu uprawiać działkę i stawiać słupki pod ogrodzenie można bez prądu i wody:yes:. Kilka słów wyjaśnienia odnośnie samego prądu. Otóż termin był tak odległy, gdyż trzeba było rozbudowywać całą sieć włącznie z budową nowego transformatora. Nawet nowo wybudowanego domu sąsiada, przy którego działce stał ww. słup, nie chciano podłączyć (we wsi i tak już są problemy z zanikaniem napięcia, sieć jest przeciążona) i musiał czekać z wykończeniówką na ten sam termin, co my. Ale to jeszcze nie koniec absurdów z mediami (wodą i prądem oczywiście, a nie dziennikarzami i TV:), chociaż o pewnych sprawach też by mógł być niezły reportaż) ale o tym już niebawem. Pozdrawiam wszystkich załatwiających pomyślnie i niepomyślnie swoje sprawy budowlane. Nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. I jeszcze jedna myśl do tego posta: Kupując działkę, od razu załatwiajmy wszelkie sprawy związane z mediami, nieważne czy budowa ma być niedługo, czy też, jak u nas w bardziej odległym czasie, aby nie okazało się, że musimy długo na coś czekać albo, że wogóle nie da się czegoś zrealizować, tak jak to u nas też miało miejsce (jak wspomniałam, o tym już niedługo...). Do "przeczytania" i pa, pa.
nionia
Kto mnie jeszcze pamięta? Dawno mnie tu nie było, witam po wyjątkowo dłuższej przerwie:). Życie toczy się tak szybko, ociągałam się ze wrzuceniem kilku zdjęć do tego posta, żeby był kompletny, ale i tak narazie nic z tego, a że na budowie zaczyna się znów.......po bardzo długiej przerwie coś dziać, więc muszę szybko nadrabiać, żeby kiedyś w końcu być na bieżąco. Trochę to skomplikowane ale tak to już jest, jak dziennik budowy pisze się z kilkuletnim opóźnieniem, a jednocześnie toczy się budowa. Uff....Jeszcze w marcu, gdy miał powstać te wpis jego tytuł miał brzmieć "Zaczynamy się grodzić........i nie wiemy, kiedy skończymy", a teraz już mogę napisać jak wyżej:), gdyż po 4 latach wreszcie się ogrodziliśmy:eek:, co prawda nie tak docelowo ale jednak. Wróćmy więc do roku 2007 aby kontynuować dziennik. Cały początek maja upłynął nam na wyjazdach na działkę. 1 maja stawialiśmy słupki graniczne na końcu działki w rogach, gdyż z jednej strony ten betonowy, postawiony przez geodete, sukcesywnie był "przyorywany" i przewracany. Wbiliśmy więc w ziemię metalowe pręty grube o średnicy jakieś 6 cm, wysokie na około 0,5 metra, żeby wyznaczały granicę działki, po coś chyba ten geodeta to wyznaczył. Pan rolnik poradził sobie i z tym, otóż wyobraźcie sobie, że się natrudził i za pomocą jakiegoś młota, pewnie specjalnie przywiezionego na pole wbił ten pręt w ziemię. Jak się okazało po kilku latach, przeszkadzał mu w zawracaniu traktorem:eek:. A nam był potrzebny, żeby wyznaczał koniec działki i do przywiązania sznura pod wyznaczenie przyszłego ogrodzenia.Ale się rozpisałam ale jak dokumentacja, to dokumentacja:), no i jeszcze jako ciekawostka o niewątpliwych urokach, w każdym tego słowa znaczeniu, graniczenia z polami uprawnymi. Z jednej strony letni szum kłosów, a z drugiej .....no właśnie. Ale nic to, wolę te kłosy, te łąki, ten szum, ten zapach (skoszonego siana, czasem sterty obornika:D), niż spaliny, miejski hałas i sąsiadów obok, nad i pod. 1 maja było bardzo zimno i nawet prószył śnieg. Wywrotka przywiozła żwir, nawet tego nie planowaliśmy ale przejeżdżała naszą drogą, więc zatrzymaliśmy ją i za jakiś czas mieliśmy już stertę żwiru z niedalekiej żwirowni. Weronia się cieszyła.DSC00329.JPG.ec263b1ad6cb5bdba94e1a0f6d2745ae.JPG 2 maja też byliśmy na działce, tata kopał dołki pod słupki, mama trochę pomagała, trochę się bawiła z Weronią.DSC00332.JPG.34ec9cf82cb3e8fd10985a8ffeaad44e.JPG Czwartego maja byliśmy tylko we dwoje, zrobione pięć słupków. Dodam tylko, że kopanie dołków, mieszanie betonu odbywało się ręcznie przy pomocy łopaty i taczki, a woda była przywożona z miasta w różnych pojemnikach:eek:. Przez co trwało to tak długo i szło mozolnie ale było fajnie, dziś wspominam to z wielką przyjemnością. 5 maja- byliśmy wszyscy razem na działce, kolejne trzy słupki. Fajnie to wygląda. I w tym miejscu miały być zdjecia zdjęć słupków z albumu papierowego, postaram się niedługo je wrzucić. 19 maj i kolejne pięć słupków, jest już czternaście. Tak nam zeszło do końca maja, 26 kosiliśmy pierwszy raz trawę wokół słupków i dołków zakupioną specjalnie na tę okazję podkaszarką, która później też się przydała. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam, kto jest cierpliwy i ciekawy dalszych postępów, zapraszam i do następnego:bye:.

DSC00329.JPG.ec263b1ad6cb5bdba94e1a0f6d2745ae.JPG

DSC00332.JPG.34ec9cf82cb3e8fd10985a8ffeaad44e.JPG

DSC00329.JPG.ec263b1ad6cb5bdba94e1a0f6d2745ae.JPG

DSC00332.JPG.34ec9cf82cb3e8fd10985a8ffeaad44e.JPG

DSC00329.JPG

DSC00332.JPG

DSC00329.JPG

DSC00332.JPG

nionia
Nie wiem, jak mam zacząć dzisiejszy post, chciałabym wam pokazać, jak wyglądała nasza działka po zimie 200718072007371.jpg.a8cb13c67720e84c575cd1d8c4da6322.jpg, na drugim zdjęciu pole "na zakręcie", które co roku jest takie, cieszyliśmy się, że nasza działka jest tylko trochę podmokła, dodam, że tamta zima nie była zbyt śnieżna.18072007372.jpg.9d31d53fc2ca74d9fa365048da36f2a3.jpg Z perspektywy czasu tamte roztopy to pikuś w porównaniu z tym, co może być po naprawdę śnieżnej zimie. Piszę to, żeby ostrzec tych, którzy dopiero rozglądają się za działką, nie kupujcie działki zimą, kiedy leży na niej śnieg i nie wiadomo, co będzie potem.... A to nasza córeczka na jednej z marcowych wizyt A. D. 2007 18072007385.jpg.e70326ec74887c2b075bf82b9bff618a.jpg W kwietniu byłam w Urzędzie Gminy, dowiedziałam się, że nasza droga będzie poszerzana do 15 metrów:o, dodam, że jest to droga lokalna, dojazd do kilku gospodarstw. Zgłaszamy w Starostwie Powiatowym zamiar budowy ogrodzenia, trzeba więc będzie je cofnąć o jakieś 5-6 metrów. Zamówiłam mapy do różnych celów projektowych i przyłączeniowych, wyrysywałam ogrodzenie na mapach, wypełniłam papiery, zaniosłam mapy do starostwa, odbiór za 30 dni. Po bokach możemy się grodzić, zgłoszenia wymaga tylko front działki, który graniczy z drogą. Coś mi dzisiaj nie idzie to pisanie ale staram się wykorzystać kilka wolnych chwil, bo jeszcze tyle do napisania, zanim dojdziemy do sedna. A zatem dziś już się pożegnam, do następnego razu.

18072007371.jpg.a8cb13c67720e84c575cd1d8c4da6322.jpg

18072007372.jpg.9d31d53fc2ca74d9fa365048da36f2a3.jpg

18072007385.jpg.e70326ec74887c2b075bf82b9bff618a.jpg

18072007371.jpg.a8cb13c67720e84c575cd1d8c4da6322.jpg

18072007372.jpg.9d31d53fc2ca74d9fa365048da36f2a3.jpg

18072007385.jpg.e70326ec74887c2b075bf82b9bff618a.jpg

18072007371.jpg

18072007372.jpg

18072007385.jpg

18072007371.jpg

18072007372.jpg

18072007385.jpg

nionia

 

 

Mówią, że jak ktoś zachoruje w marcu, to będzie chorował całą wiosnę, u nas, jak zachorujemy na początku roku, to będziemy chorować całą zimę. Uff... Dawno mnie tu nie było, bo nawet nie było kiedy. Najpierw chorowała córeczka, potem synek, nawet miał zastrzyki, potem znów córeczka i tak 3 tygodnie, witajcie więc po przerwie:) Rok 2007 zaczęliśmy od zakopania się samochodem na działce, kiedy to w styczniu, po zimie pojechaliśmy zobaczyć, co też tam słychać. Wyciągał nas traktorem "zaprzyjaźniony" pan rolnik, ten sam, który orał nam działkę i kosił, a że za głupotę i niewiedzę się płaci (kto w styczniu pakuje się na rozmiękniętą po śniegach działkę), no to zapłaciliśmy panu za fatygę. Nic to, przynajmniej nasze dziecię było zadowolone, bo zobaczyło traktorek pierwszy raz na żywo i w dodatku tak blisko.

 

 



Cały czas trwały wtedy poszukiwania nowego projektu, gdyż, jak już wspominałam, mój ukochany (jeżeli można tak mówić o projekcie) odpadał, ze względu na piwnicę, której nie mogliśmy mieć. Przeglądałam setki projektów, aż kiedyś w katalogu przywiezionym przez męża z Empiku, znalazłam projekt prawie idealny, który po zmianach będzie idealny:yes: Spytałam męża, a ten jak, podoba ci się? Na co on odpowiedział, że tak, przyjrzałam mu się więc dokładniej. Był to dom o symbolu UPB 329 z jednej krakowskiej pracowni projektowej. Bardzo ładna bryła zewnętrzna, z nisko opadającym, przysadzistym dachem, aż do samych okien. Ponad to z zadaszonym tarasem i z wykuszem, którego nie planowałam, ale byłam w stanie zaakceptować, ba nawet mi się spodobał DSC05335.jpg.a5a85101e99c65983f299eb736a16a87.jpg We wnętrzu najbardziej spodobało mi się rozwiązanie jadalnia-salon, niby razem, a jednak oddzielnie. Tego mi było trzeba, a jeszcze ta duża kotłownia, która zrekompensuje brak piwnicy, no i cztery pokoje na górze, niewielkie, to fakt ale zawsze to lepiej niż trzy:)(cztery, to tak idealnie dla nas). Kiedy tak oglądałam inne projekty, kombinowała, jak tu dostosować ten piękny domek do naszych potrzeb, wymyśliłam coś takiego. A mianowicie (takie drobne zmiany:D):garaz przeniosłam na zewnątrz budynku, przez co uzyskałam jedną stronę domu, jako gospodarczą(zamiast piwnicy), połączoną z częścią mieszkalną korytarzykiem. Jest tam kotłownia, pralnia i spiżarnia. Przeniosłam schody:o, tworząc typową klatkę schodową, to pociągnęło za sobą zmianę wiatrołapu i małej łazienki. Na górze też oczywiście się zmieniło, uzyskaliśmy dodatkowo garderobę, kosztem zmniejszenia największego pokoju-sypialni. Troszkę to skomplikowane, najlepiej zobaczcie sami. Zaznaczam, że mamy lustrzane odbicie. Uff. dzisiaj po raz drugi..DSC05337.jpg.f3420b9c8fb920816a923718b8e218c3.jpgDSC05338.thumb.jpg.20a5b4ef956915f49ab4304688bf24c3.jpgDSC05340.jpg.f12fe655bb0ee8c675bcd47db852f2e0.jpgDSC05341.jpg.3faedb01397c282ddd633156762f8d5b.jpg Na dzisiaj to tyle, dzieci zawsze wiedzą, kiedy się obudzić, pa, pa.

DSC05335.jpg.a5a85101e99c65983f299eb736a16a87.jpg

DSC05337.jpg.f3420b9c8fb920816a923718b8e218c3.jpg

DSC05338.thumb.jpg.20a5b4ef956915f49ab4304688bf24c3.jpg

DSC05340.jpg.f12fe655bb0ee8c675bcd47db852f2e0.jpg

DSC05341.jpg.3faedb01397c282ddd633156762f8d5b.jpg

DSC05335.jpg.a5a85101e99c65983f299eb736a16a87.jpg

DSC05337.jpg.f3420b9c8fb920816a923718b8e218c3.jpg

DSC05338.thumb.jpg.20a5b4ef956915f49ab4304688bf24c3.jpg

DSC05340.jpg.f12fe655bb0ee8c675bcd47db852f2e0.jpg

DSC05341.jpg.3faedb01397c282ddd633156762f8d5b.jpg

DSC05335.jpg

DSC05337.jpg

DSC05338.jpg

DSC05340.jpg

DSC05341.jpg

DSC05335.jpg

DSC05337.jpg

DSC05338.jpg

DSC05340.jpg

DSC05341.jpg

nionia

Rok 2006 - same nudy.

 

 

Rok 2006 upłynął nam spokojnie, bez żadnych wydarzeń działkowo-budowlanych, jak już kiedyś mówiłam, będzie powoli ale cały czas do przodu:yes: Na początek ciekawostka, takie mamy okna w mieszkaniu (nowe-wtedy nie miały jeszcze roku, to białe, to mróz na niezasilikonowanym parapecie - nie było brązowego silikonu:o )DSC05292..thumb.jpg.77683f2a379b3004dd8e6fb73f6c7978.jpg . Teraz już zasilikonowaliśmy sami ( po kilku latach:o ) ale i tak przy dużych mrozach strasznie wieje zimno, poza tym ściana z wielkiej płyty też jest lodowata. Mam nadzieję, że w domu tak nie będzie, chociaż kto to wie? przy dzisiejszym podejściu niektórych fachowców do swej pracy, to wszystkiego można się spodziewać.

 

 



Wracając do tematu z tytułu, spędzaliśmy wtedy sporo czasu na spacerach po okolicy (szczególnie tata z niunią), ja siałam min. rzodkiewkę, marchew, pietruszkę. Jeździliśmy też do pobliskiego lasu na spacery, kiedy wracaliśmy, to wstępowaliśmy na działkę, nie mogliśmy tak po prostu przejechać przez wioskę i pojechać dalej. Uwieczniona jedna z wizyt.DSC05293..jpg.9d024d61fc99527fd0d9692a6d40ea8b.jpg

 

 



We wrześniu były wykopki, tata spacerował z Weronią, ja pomagałam rodzicom, była jeszcze siostra i szwagier. Po skończonej pracy było ognisko, kiełbaski, nawet Weronia zbierała ziemniaczki, tak ziemniaczki to właściwe słowo, bo większość taka właśnie była.:) Zdj281cie(178)..jpg.84bd93506d1f41b0899c22652ddcac00.jpg Zdj281cie(179)..jpg.2e144c83a4b276586c1b69f70f15740b.jpg Zdj281cie(180)..jpg.3d66ae76373389c38423625e034e5b52.jpg

 

 



Żeby tak całkiem was nie zanudzić powiem, że w tamtym właśnie roku nadal czytałam ogłoszenia o sprzedaży, tym razem nieruchomości na wsi (wcześniej zapomniałam o tym wspomnieć), chociaż wiedziałam, że mój mąż i tak nie zgodzi się na kupno domu do remontu, woli wybudować własny, powoli, cierpliwie ale własny i nowy, taki, jak będziemy chcieli, a nie taki, jaki zastaniemy. Ale ja już bardzo chciałam mieszkać gdzieś, nie w bloku i pewnego razu namówiłam męża, żebyśmy pojechali obejrzeć pewne gospodarstwo na sprzedaż

 

 



Cena była odpowiednia, okazało się, że to zadbane, duże siedlisko, z niezłym domem, stodołą, oborą, garażami, budynkami gospodarczymi, kawałkiem pola, pięknym starodrzewem i zadbanym podwórkiem. Miało tylko jedną wadę, otóż położone było 25 km od naszego miasta, a ja nie prowadząca jestem, poza tym wioska bez szkoły, bez kościoła taka, jak kiedyś pisałam, trochę zabita dechami (tak, tak zawsze o takiej marzyłam ale kiedy miałoby się to stać faktem rzeczywistym, tu już nie byłoby tak kolorowo, jak w marzeniach). Poza tym w ten dom trzeba by włożyć prawie drugie tyle, ile kosztował. Do dziś wspominam, to miejsce i zastanawiam się, czy ma nowych właścicieli, chociaż dziś to już pewnie tyle by nie kosztowało, tylko znacznie więcej, z drugiej strony, jak nie zostało sprzedane, to kto wie? Piszę ten wątek, żeby przybliżyć wam, jak mi wtedy zależało na wyprowadzeniu się z bloku, szukałam i brałam pod uwagę różne opcje, jednak zostaliśmy przy tym, że będziemy się budować na naszej działce. Jakoś mi to pisanie dzisiaj nie idzie, dobrze, że wczoraj nie miałam czasu, bo byłby tu chyba potok wszystkich blokowych wściekłości, nerwów i nielubienia mieszkania w bloku, tak, tak, wiem niektórzy i tego nie mają, muszą wynajmować ale w naszej klatce to już chyba jest wyjątkowo, no i wogóle blok jest be. A gdzieś tam w polu stoi nasz domek w stanie surowym:( ale mi smutno, czy kiedyś wreszcie tam zamieszkamy? Dobrze, że inne sprawy życiowe jakoś się układają. Święty Augustyn powiedział, żebyśmy umieli coś zaakceptować, jeżeli nie możemy tego zmienić, więc się staram i raz mniej, raz bardziej cierpliwie znoszę te niedogodności blokowe, czekając na nasz dom. Może wiosna przyniesie odrobinę optymizmu, chociaż pewne dobre wieści w sprawie domu już się pojawiły. Zobaczymy, co z tego wyniknie, ale to jeszcze nie ta opowieść, do zobaczenia.

DSC05292..thumb.jpg.77683f2a379b3004dd8e6fb73f6c7978.jpg

DSC05293..jpg.9d024d61fc99527fd0d9692a6d40ea8b.jpg

Zdj281cie(178)..jpg.84bd93506d1f41b0899c22652ddcac00.jpg

Zdj281cie(179)..jpg.2e144c83a4b276586c1b69f70f15740b.jpg

Zdj281cie(180)..jpg.3d66ae76373389c38423625e034e5b52.jpg

DSC05292..thumb.jpg.77683f2a379b3004dd8e6fb73f6c7978.jpg

DSC05293..jpg.9d024d61fc99527fd0d9692a6d40ea8b.jpg

Zdj281cie(178)..jpg.84bd93506d1f41b0899c22652ddcac00.jpg

Zdj281cie(179)..jpg.2e144c83a4b276586c1b69f70f15740b.jpg

Zdj281cie(180)..jpg.3d66ae76373389c38423625e034e5b52.jpg

DSC05292..jpg

DSC05293..jpg

Zdjęcie(178)..jpg

Zdjęcie(179)..jpg

Zdjęcie(180)..jpg

DSC05292..jpg

DSC05293..jpg

Zdjęcie(178)..jpg

Zdjęcie(179)..jpg

Zdjęcie(180)..jpg

nionia

 

 

Dzisiaj się przywitam i od razu powiem, ale obciach z tymi ostatnimi zdjęciami, sorry, że musieliście kłaść głowę na biurku, żeby je zobaczyć.inna sprawa, że nie są zbyt wyraźne, ale narazie tak musi być (jeszcze trochę takich będzie ze starego aparatu), wytrwałych proszę o cierpliwość:)

 

 



24 lipca 2005 roku powitaliśmy na świecie naszą córeczkę Weronikę, to zdjęcie jeszcze ze szpitalaDSC05290..jpg.49b334392cc37ee5e25d6c3edd781052.jpg

 

 



Byliśmy wtedy (i nadal jesteśmy) bardzo szczęśliwi z powodu narodzin naszej córeczki, plany budowlane poszły w odstawkę, nawet ogródek poszedł w odstawkę, chociaż nie do końca, czasami jeździliśmy z Weronią, tata spacerował po oklicy, a ja zbierałam plony. Kiedyś po kilku dniach nieobecności pojechaliśmy na działkę po ogórki, nazbierałam cały koszyk, a wiecie jakie były wielkie, jak cukinia:o (były to ogórki tzw. sałatkowe, bo kwaszeniaki takie duże to już do niczego by się nie nadawały). Nasza córeczka bardzo dobrze spała na działce, śmiałam się, że wiejskie powietrze jej służy, bo chyba to prawda. Tutaj zasnęła nawet w fotelikuDSC05289..thumb.jpg.96ec1bbe9f1ae8b7da9f1342d93648d7.jpg

 

 



Bez pomocy rodziców, którzy na części naszej działki uprawiali ziemniaki, nasze plony nie byłyby odpowiednio doglądane, a tak kiedy były chrzciny mieliśmy już (malutkie, to malutkie) ale własne ziemniaczki, trochę większe marchewki i całkiem duże buraki. Pamiętam, jak fajnie mi było wtedy zbierać warzywa, kiedy mąż spacerował z niunią, ja rozkoszowałam się swoim hobby, w ciszy i spokoju, choć nie zawsze była ładna pogoda i na koniec takiej roboty byłam nieźle zmęczona.

 

 



Oczywiście zdarzały nam się też wspólne spacery:) Kiedyś zapuściliśmy się trochę dalej, w bardzo piękną okolicę, odkryliśmy super drogę i na około, trochę po polach i lasach wróciliśmy na działkę. Szkoda, że teraz już nie ma tej drogi, ktoś zagrodził, bo pewnie jeździli po niej samochodami:(, potem zaczęło tam zarastać, a teraz to już nawet nie widać, że była tam kiedyś jakaś droga. A była naprawdę piękna, zobaczcie sami.DSC05291..jpg.831c9820d154f5f2291a39d622338c56.jpg

 

 



I tak to upłynął nam rok 2005, każdy następny wpis przybliża nas do sedna sprawy, a więc do budowy domu, wszak to dziennik budowy:yes: ale jeszcze trochę to potrwa. Do następnego razu.

DSC05290..jpg.49b334392cc37ee5e25d6c3edd781052.jpg

DSC05289..thumb.jpg.96ec1bbe9f1ae8b7da9f1342d93648d7.jpg

DSC05291..jpg.831c9820d154f5f2291a39d622338c56.jpg

DSC05290..jpg.49b334392cc37ee5e25d6c3edd781052.jpg

DSC05289..thumb.jpg.96ec1bbe9f1ae8b7da9f1342d93648d7.jpg

DSC05291..jpg.831c9820d154f5f2291a39d622338c56.jpg

DSC05290..jpg

DSC05289..jpg

DSC05291..jpg

DSC05290..jpg

DSC05289..jpg

DSC05291..jpg

nionia

 

 

Jak już się nauczyłam, to teraz już nie odpuszczę:) Witajcie mili goście, mam chwilkę czasu, to dalej nadrobię trochę zaległości. Dziś pokażę Wam nasze pierwsze plony (oczywiście tylko część z nich). Oto one (ten, kto mnie czyta od dawna, wie co to była z radość z tych upraw, więc chyba nie dziwią te zdjęcia:)).DSC04973..thumb.jpg.701358e13b1f1260f9a5afb9f8ac72b3.jpgDSC04976..thumb.jpg.271449fc565ae4fe3c8bf8700d0c18e0.jpg Ekologiczna sałata i rzodkiewka. Na następnym zdjęciu moja siostrzenice zbierająca truskawki.DSC04978..thumb.jpg.d8a41c339b257fceb9dbbd48268f0a8e.jpg

 

 



A teraz kilka słów w sprawie wiosennych bocianów. Minęła wiosna, lato z wypoczywaniem w trawie, pierwsze plony, pierwszy sezon za nami, nastała zima, a wraz z nią nastały zmiany i dobre wiadomości. Tak, tak te bociany były zwiastunem tego, co właśnie się działo, jak można się domyślać nie byliśmy już tylko we dwoje na tym świecie:D Następne zdjęcie zimowej działki ze mną i nie tylko ze mną w tle.:)DSC04974..thumb.jpg.47f53eedccc4450a6a2e7ac0c1d4ea4d.jpg

 

 



Byliśmy bardzo szczęśliwi z tego faktu, chociaż wiedzieliśmy, że zmieni się wiele w naszym życiu, plany budowlane pójdą w odstawkę na jakiś czas. I jak tu nie wierzyć w bociany? Nowy sezon ogrodniczy 2005 rozpoczęliśmy z pomocą rodziców; z racji mojego stanu błogosławionego nadzorowałam tylko prace przy uprawie ziemi, chciaż sama też sadziłam sadzonki min. kapust i sałat, trochę wyrywałam chwasty. Głównie mój pobyt na działce ograniczał się do odpoczynku i szydełkowania kocyka dla dziecka.Zobaczcie, jaką miałam wtedy namiastkę domu, nawet z oknami:)DSC04975..thumb.jpg.ffe02f7c6b51ad2aea6aec09214bca96.jpg Mój mąż, który nigdy nie pracował na działce, bardzo dobrze sobie radził, siejąc ogórki, fasolkę szparagową,pieląc grządki. Pamiętam robiliśmy wtedy fasolkę po bretońsku w garnku na ognisku, a jak smakowała:yes: I chyba tym kulinarnym akcentem zakończę na dzisiaj, miło się wspominało, do zobaczenia następnym razem.

DSC04973..thumb.jpg.701358e13b1f1260f9a5afb9f8ac72b3.jpg

DSC04976..thumb.jpg.271449fc565ae4fe3c8bf8700d0c18e0.jpg

DSC04978..thumb.jpg.d8a41c339b257fceb9dbbd48268f0a8e.jpg

DSC04974..thumb.jpg.47f53eedccc4450a6a2e7ac0c1d4ea4d.jpg

DSC04975..thumb.jpg.ffe02f7c6b51ad2aea6aec09214bca96.jpg

DSC04973..thumb.jpg.701358e13b1f1260f9a5afb9f8ac72b3.jpg

DSC04976..thumb.jpg.271449fc565ae4fe3c8bf8700d0c18e0.jpg

DSC04978..thumb.jpg.d8a41c339b257fceb9dbbd48268f0a8e.jpg

DSC04974..thumb.jpg.47f53eedccc4450a6a2e7ac0c1d4ea4d.jpg

DSC04975..thumb.jpg.ffe02f7c6b51ad2aea6aec09214bca96.jpg

DSC04973..jpg

DSC04976..jpg

DSC04978..jpg

DSC04974..jpg

DSC04975..jpg

DSC04973..jpg

DSC04976..jpg

DSC04978..jpg

DSC04974..jpg

DSC04975..jpg

nionia

Nadrabianie zaległości

 

 

Do odważnych świat należy, a więc się zawzięłam i zaczęłam kombinować z tymi zdjęciami. Nie wyszło mi to jednak do końca ale w ten sposób zmoblizowałam męża i chyba miał dosyć mojego jęczenia na ten temat. Przysiadł się wreszcie do instrukcji i stwierdził, że cały problem tkwił w wielkości zdjęć. Zrobił wczoraj próbę, trochę mnie podszkolił i wreszcie oczekiwane, wymęczone, nie najlepszej jakości ale są.....zdjęcia:DDSC04968..jpg.f8c09c861463a961e005316d5a32bbf1.jpg

 

 



Pierwsze przedstawia naszą działkę z opisywaną kiedyś ręcznie robioną grządką, zdjęcia te są słabej jakości, gdyż są to zdjęcia zdjęć z albumu( w 2004 roku nie mieliśmy cyfrówki) ale dają jakiś pogląd na to, co wcześniej pisałam.DSC04969..jpg.6a3deebd931c3ba7af6d33c984e3b003.jpgDSC04970..jpg.dc68f1c491abe45b80b0c10b8cf286e5.jpgDSC04971..jpg.75609d39443fb6b34ed4448d987ab705.jpg

 

 



I kolejne, tu widać dokąd sięga nasza działka; po prawej stronie jest ograniczona rowem z wodą.A to już sianokosy, fajnie wyglądała nasza działka, te snopki w świetle zachodzącego słońca, niedługo potem zostały sprzątnięte i były to pierwsze i zarazem ostatnie sianokosy na naszej łące. Ponoć trawa słaba;) i trzeba by trochę ponawozić, a ja się nie zgodziłam na żadne nawożenie i w ten sposób stworzyłam niejako łąkę-raj dla ptaków, z wysokimi trawami,innymi roślinami i ziołami, które jesienią są pełne nasion i przyciągają wiele ciekawych gatunków ptaków, nawet takich, których liczba drastycznie maleje np. pokląskwa(w ekologii jest ona symbolem ginących naturalnych łąk, które są zastępowane intensywnie nawożonymi i koszonymi).

 

 



Kolejne zdjęcie przedstawia nasze grządki wykonane już metodą mniej tradycyjną:) to znaczy dzięki orce, grabieniu itd oraz pierwsze"tunele" z agrowłokniny.DSC04972..jpg.4d38c44ac5d8ce47fdad0908fc4bea01.jpg

 

 



Narazie to tyle, mam nadzieję, że chociaż w części zaspokoiłam ciekawość i przedstawiłam to, co do tej pory było tylko do wyobrażenia sobie. :) Łał, ja to naprawdę zrobiłam, chciałabym jeszcze ale pokazuje mi się informacja, że mogę wrzucić tylko 5 zdjęć do jednego posta. Nie wiem czy tak musi być, powoli się rozkręcam i cieszę, jak dziecko.

DSC04968..jpg.f8c09c861463a961e005316d5a32bbf1.jpg

DSC04969..jpg.6a3deebd931c3ba7af6d33c984e3b003.jpg

DSC04970..jpg.dc68f1c491abe45b80b0c10b8cf286e5.jpg

DSC04971..jpg.75609d39443fb6b34ed4448d987ab705.jpg

DSC04972..jpg.4d38c44ac5d8ce47fdad0908fc4bea01.jpg

DSC04968..jpg.f8c09c861463a961e005316d5a32bbf1.jpg

DSC04969..jpg.6a3deebd931c3ba7af6d33c984e3b003.jpg

DSC04970..jpg.dc68f1c491abe45b80b0c10b8cf286e5.jpg

DSC04971..jpg.75609d39443fb6b34ed4448d987ab705.jpg

DSC04972..jpg.4d38c44ac5d8ce47fdad0908fc4bea01.jpg

DSC04968..jpg

DSC04969..jpg

DSC04970..jpg

DSC04971..jpg

DSC04972..jpg

DSC04968..jpg

DSC04969..jpg

DSC04970..jpg

DSC04971..jpg

DSC04972..jpg

nionia

 

Dzisiaj po prostu muszę pisać i już Witajcie, ja już niejako duszę się w domu, duszę się bez pisania, bez budowy, działki, jak tak dalej pójdzie to chyba mnie tu nie będzie, bo się zaduszę całkiem:). Przez połowę ostatniego tygodnia gorączka nie odpuszczała mi i nie schodziła poniżej 39, bez tabletek przeciwgorączkowych ani rusz, do tego zatoki, oskrzela, a teraz jestem w połowie kuracji antybiotykowej. Tak to już u nas jest, że z nowym rokiem dom zamienia się w szpital, a ja chwilami mam już wszystkiego dosyć. No dobra, skończę już to marudzenie ale tak to już jest, że jak człowiek się trochę wywnętrzni, to mu już od tego samego wywnętrzniania trochę lepiej, a że z realnymi koleżankami nie mogę się spotykać, to może chociaż w wirtualnym świecie ktoś z przyjaciół posłucha i wesprze dobrym słowem, albo kopniakiem, no wiecie takim na szczęście:D

 

Jak ostatnio wspomniałam, po wieczornym trudzie kopania grzadki, zdecydowaliśmy się na zamówienie orki, znalazł się znajomy mojego taty, który nam to zrobił, przeoraliśmy jakieś 10 arów od przodu działki, trochę pod warzywa, trochę pod ziemniaki i truskawki. W kwietniu z wielką przyjemnością wytyczaliśmy grządki, sadziliśmy warzywa (z własnej, wyprodukowanej przeze mnie rozsady). Raz nawet wybrałam się sama autobusem komunikacji miejskiej (z przystanku do działki mamy około 300, a nasza wioska jest ostatnią, do której dojeżdża zwykły autobus mpk, ja natomiast nie jestem osobą zmotoryzowaną, no chyba że chodzi o rower, to tak). Jechałam z pewnym niepokojem, czy będę się dobrze i bezpiecznie czuła sama w polu, do najbliższych zabudowań 100 metrów, działka nieogrodzona, nie znam ludzi, ani okolicy, trochę mnie to przerażało:o Kiedy już zajechałam, wzięłam się do pracy (sadziłam dymkę i siałam marchew), słoneczko świeciło, skowronki nade mną śpiewały, cisza, spokój, od tamtej pory przestałam sie bać, nie myślałam o złych rzeczach, moja silna potrzeba bycia tam przezwyciężyła moje lęki i obawy. W tym pierwszym sezonie jeszcze dwa raz przyjechałam na działkę sama, tym razem nawet rowerem, chociaż nie jest daleko, od naszego miasta jakieś 10 km, to jednak jest trochę trudno, ponieważ okolica naszej wioski wznosi się lekko pod górkę w stosunku do położenia naszego miasta. Dzisiaj będzie trochę dłużej, tyle mam do opisania. Kiedy tak zajechałam na działkę pierwszy raz rowerem, poszłam na sam jej koniec, położyłam się w wysokiej trawie, świeciło słońce, śpiewały ptaki, bzyczały owady, a ja chłonęłam całą sobą to wszystko i nie było mi nic więcej do szczęścia potrzebne, pamiętam to jak dziś, ale się rozmarzyłam:)

 

A teraz wróćmy znów do wiosny.W maju zaczęło solidnie padać i kiedy po kilku dniach pojechaliśmy na działkę naszym oczom ukazało się piękne ryżowe pole, czyli nasza łąka z soczyście zielonymi, młodymi pędami trawy. Niestety to jest właśnie ów najważniejszy, nie do przeskoczenia mankament działki, o którym wcześniej wspominałam. Mniej więcej 3/4 działki jest na podłożu z dużą domieszką gliny, przez co klasa gruntu jest dobra ale co z tego. Widząc taki stan przed kupnem, pewnie i tak byśmy się zdecydowali, myśląc sobie, jakoś to będzie i jakoś jest (chociaż po ostatnich bardzo śnieżnych zimach jest ciężko), poza tym wtedy bardzo zależało mi na działce. O domu z piwnicą mogłam już tylko pomarzyć, tym bardziej, że człowiek który wykonywał nam orkę mówił, że w naszej wiosce nikt nie ma piwnicy, takiej zagłębionej, tylko taką w przyziemiu, a po wysokich schodach dopiero sie wchodzi na parter. Ja zawsze chciałam dom z piwnicą ale taki, do którego wchodzi się po najwyżej 3-4 stopniach. O projekcie podpiwniczonym "Chaber" mogłam zaczać powoli zapominać, chociaż uwierzcie mi, nie było łatwo.

 

Kiedyś zapukał do mnie pewien człowiek i spytał, czy mamy działkę w ....., trochę mnie przeraził, o co może chodzić, a to tylko nasza gmina w ten sposób postanowiła zaoszczędzić na znaczkach i poprzez różne osoby (nie wiem na jakiej zasadzie) dostarcza papiery podatkowe, obecnie zaniechała już tego rodzaju praktyk i bardzo dobrze. Kiedy już zapłaciliśmy pierwsze podatki, naprawdę poczułam się jak prawdziwa"właścicielka ziemska":D . Do tego doszły jeszcze pierwsze plony: sałata, rzodkiewka, bób, sianokosy w czerwcu( jak tylko trochę obeschła ziemia), cotygodniowe-sobotnie chwile spędzane w ogródku warzywnym, każdy wolniejszy wieczór, dowożenie wody do podlewania roslinek (samochodem w baniakach), pielenie, przywożenie, ważenie, fotografowanie pierwszych darów naszej ziemi:o. Tak pięknie minął nam wtedy ten pierwszy sezon na własnej działce, chociaż plony były minimalne, a zasiewy trzeba było chronić w najróżniejszy sposób przed ptakami i dzikimi zwierzętami, to jednak byłam bardzo szczęśliwa, że mogę dać coś ziemi, a ona coś daje mnie; i dała, swoją energię, siłę witalną, chęć działania, pozytywne nastawienie. Kiedy tak leżałam w naszej trawie, tak właśnie czułam.

nionia
To znowu ja po dłuższej przerwie, spowodowanej różnymi okolicznościami życiowymi, tudzież chorobami i wstyd się przyznać ale jeszcze się nie nauczyłam wklejać zdjęć, więc myślę po co będę ludziom głowę zawracała swoimi wspominkami bez żadnych konkretów:( Ale jakoś tak mi się zatęskniło więc odzywam się dzisiaj, choć pewnie znów co niektórzy poczują niedosyt w postaci braku zdjęć. Nie mogę się doprosić męża, żeby popatrzył, co z tymi zdjęciami, jego taki dziennik nie bardzo kręci, muszę ładnie poprosić, może niedługo coś z tego będzie (zdjęcia dawno przygotowane w komputerze) ale... no właśnie ja to taka mało komputerowa jestem jak na obecne czasy, taka bardziej literatka, starodawna, archaiczna, rzec by przedpotopowa:eek:. No dobra, dość tych usprawiedliwień, wszak to nie szkoła.:) Jak już wcześniej wspomniałam, zanim jeszcze działka stała się nasza, posiałam w domu różne warzywa i kwiaty, teraz należało przygotować jakąś grządkę, żeby to wszystko gdzieś posadzić, jak urośnie. No i właśnie, po wielu latach marzeń o własnej ziemi ( rodzice mają ogródek działkowy ale to przecież rodziców, a że starsze pokolenie ma nieco inny sposób na uprawę, nie zawsze szło się dogadać, wiecie ja swoje, a oni swoje) dnia 31 marca 2004 roku zabraliśmy się z moją drugą połową do kopania pierwszej grządki. Polegało to na tym, że ręcznie tzn za pomocą szpadla (pierwsze nasze, własne:) narzędzia, zakup których był wielkim przeżyciem dla mnie, wyjazd do ulubionego marketu budowlanego, wybieranie i tak dalej:eek:, pewnie jest to dla niektórych szok, jak przeżywałam wtedy niektóre sprawy ale tak już mam i spełniały się moje małe marzenia) zrywaliśmy darń, gdyż działka nasza była koszoną często łąką, takie prawie boisko i trawa była bardzo zbita. Przez całe popołudnie, aż do zmierzchu:eek: udało nam się zrobić grządkę mniej więcej o wymiarach 1.2 m na 2 metry i zacząć drugą ( była to żmudna i ciężka robota). Teraz wypadałoby wstawić zdjęcie ale.... no właśnie. Zdecydowaliśmy, że nie będziemy tego dalej ciągnąć i zamówimy orkę, co potem zrobiliśmy ale o tym póżniej. Wspomnę teraz o tym, co w tytule.Otóż tego dnia, kiedy po raz pierwszy byliśmy tak na dobre na naszej działce i kopaliśmy swoją pierwszą grządkę, było dość zimno, mokro ,ziemia kleiła się do rąk ale było fajnie: skowronki dzwoniły nad polami, przeganiały nas czajki i wiele innych ptaków można było dostrzec, jak to na przedwiośniu na łąkach. W pewnym momencie nadleciało stadko bocianów, naliczyłam ich 7, przysiadły na końcu naszej łąki, chwilę pochodziły i odfrunęły:) Zaczęliśmy się z mężem śmiać, co to może oznaczać:)(chyba wiecie, co mam na myśli), dodam, że od kilku ładnych lat byliśmy sami we dwoje. Nie wzięliśmy sobie jednak tego na serio do serca, chociaż jakaś iskierka nadziei się pojawiła ( ha, ha, ha ona jeszcze wierzy w bociany). Do następnego razu.
nionia

Co nieco o miodowej łące

Witajcie mili goście, którzy tu zaglądacie( a wiem, że tacy są). Dawno mnie tu nie było, wiecie ta przedświąteczna krzątanina, nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko życzyć Wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku aby był jeszcze lepszy od tego, który właśnie powoli się kończy:). A zatem przejdźmy do konkretów. Chciałam dzisiaj przybliżyć nieco informacji o naszej działce. Nazywa się Miodowa Łąka( dlaczego miodowa ? o tym "trochę" później), ma niecały hektar wielkości, to taki prostokat 49 na 200 metrów, z wjazdem od północy. Jesteśmy jej właścicielami od niecałych siedmiu lat, jest w połowie budowlana (pierwsze 100 metrów wgłąb), w połowie rolna na gruntach klasy IIIb. Kupiliśmy ją za bardzo przystępną, jak na tamte czasy cenę, niestety ma kilka mankamentów (coś za coś), niektóre z nich udało się jakoś "przeskoczyć", inne nigdy nie będą do przeskoczenia ale cóż taki już jej urok:rolleyes:. Obiecuję w niedługim czasie wkleić kilka zdjęć z tych naszych początków, przestać przynudzać i pisać wreszcie coś konkretnego:D:bye:. Ale tak to już jest, że jak się ma działkę, samą działkę, a dom gdzieś w odległych planach, to trzeba się uzbroić w cierpliwość i pisać , i czytać. Chciałabym, żeby to moje pisanie miało formę takiego pamiętnika naszej długiej drogi do wymarzonego domu. Z jeszcze większa więc satysfakcja, bedę odsłaniala kolejne etapy naszej przygody z budowaniem, jesli znajdzie się choć jeden cierpliwy gość-podczytywacz, zapraszam do udziału w tej przygodzie i do następnego razu.
nionia
Na wspomnianym w poprzednim poście spotkaniu, dotyczącym kupna działki, w domu właścicieli było bardzo miło, dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o przeszłosci działki, jak i całej okolicy, pogadalismy o sprawach bardziej lub mniej ważnych, ustaliliśmy cenę, a właściwie zgodziliśmy się na cenę zaproponowaną. Umówiliśmy się do gminy aby sprawdzić, czy działka nadaje się pod budowę. W gminie okazało się, że tak, działka jest w połowie budowlana, a w połowie rolna, więc wszystko ok:yes: Potem odbyło się spotkanie u notariusza, spisaliśmy wstępną umowę kupna działki ale..., no właśnie, nie obyło się bez drobnych przeszkód. Otóż prawo pierwokupu miała Agencja Nieruchomości Rolnej Skarbu Państwa, gdyż żadne z nas nie było rolnikiem, a ziemia ta leży na gruntach o przeznaczeniu rolniczym. A gencja jednak nie skorzystała z prawa pierwokupu i ku naszej radości dnia 23 MARCA 2004 roku DZIAŁKA STAŁA SIĘ NASZĄ WŁASNOŚCIĄ. Jeszcze dwa miesiące wcześniej zanim kupiliśmy działkę posiałam w mieszkaniu nasiona kwiatów i warzyw do przyszłego ogródka( byłam dobrej myśli, poza tym ze mnie taki "zapalony" ogrodnik-amator):)
nionia
Witam w trzeciej, może najważniejszej odsłonie, wszak to przecież od działki wszystko się zaczyna. Wśród wielu działek, które oglądaliśmy, pominąwszy wspomnianą wcześniej działkę wysypiskową, znalazła się kolejna, która wzbudziła nasze zainteresowanie. Jeździliśmy ją oglądać o różnej porze dnia i późnym wieczorem. Niestety ta też nie była idealna, co prawda woda i prąd były przy samej działce ale naprzeciwko był blaszany, wiejski barek z piwem itp. Wyobrażacie sobie letnie wieczory na tarasie i dochodzace zza drogi odgłosy jegomości po kilku mocniejszych? Kiedy tak poszłam dalej tą drogą, było lekko pod górkę i zza budynków moim oczom ukazał się w oddali widok naszego miasta. Pomyślałam wtedy: właścicielom tej działki to będzie dobrze, nie dość,że widoki fajne, to jeszcze bar trochę dalej. Ale, jak się nie ma tego, co się lubi, to się lubi, to co się ma. W pewien słoneczny dzień wybraliśmy się na oglądaną przez nas już kilka razy działkę( tą naprzeciw baru) i kiedy tak po niej spacerowałam stwierdzłam: tak, tu chcę mieszkać, a z barem jakoś to będzie. Podjęliśmy decyzje z mężem i umówiliśmy się na spotkanie z właścicielami. Zaparkowaliśmy przy tej działce, co zawsze ale cóż to umówiony samochód zaparkował przy działce, z której było widać miasto i bar był dalej. Byliśmy zdiwieni, czy źle się zrozumieliśmy przez telefon, czy co? Okazało się, że tak, źle się zrozumieliśmy, do sprzedania była właśnie ta działka, której wcześniej tak zazdrościłam jej właścicielom. Z jednej strony ucieszyliśmy się, że to właśnie ta działka ale z drugiej strony do mediów było tym razem 100 metrów. Pan właściciel powiedział, że z mediami nie będzie kłopotu, wodę się podciągnie, a i słup bez problemu postawią. Trochę byliśmy wtedy naiwni, a ja "napalona" na posiadanie działki:oops: łatwo uwierzyliśmy i umówiliśmy się na spotkanie w sprawie kupna. Dodam jeszcze, że oglądaliśmy ją w zimę, była przykryta grubą warstwą śniegu, co kryła w sobie tego dowiedzieliśmy się na wiosnę, jak już byliśmy jej właścicielami, ale o tym nastepnym razem.
nionia

Dom na miodowej łące

 

Witajcie drodzy goście,którzy odwiedzacie mój dziennik, czy też raczej coś co można nazwać "zaczątkiem dziennika". Dzięki za odwiedziny:) Druga osłona historyjki o tym, jak rozpoczęła się nasza przygoda z budowaniem.

 

Kiedy jeszcze byliśmy tylko we dwoje, często zdarzało mi się jeździć z mężem do jego pracy w terenie(jako pomocnik, jako towarzysz podróży ,czy też jako pilot( z mapą w dłoniach), a że pracuje w okolicy bliższej i dalszej, toteż chłonęłam w tych podróżach klimaty małych miejscowości i wiosek:eek:. Kiedy potem wracaliśmy do naszego mieszkania w bloku, było mi smutno i tęskniłam do tych krajobrazów i sielskich miejsc z dala od większych miejscowości. Zaczęłam marzyć o tym żeby też tak mieszkać, najchętniej w jakiejś wiosce "zabitej dechami', tam " gdzie wrony zawracają". Mój mąż wogóle nie chciał o tym słyszeć, wiedzałam, że jest to w tamtym czasie niemożliwe. Zdziwiłam się więc bardzo , kiedy pewnego razu zapytał mnie, czy przeniosłabym się do innej miejscowości, gdyby on zmienił pracę? :eek:Wiązałoby się to z kupnem działki i budową domu. Zgodzłam się bez wahania, tym bardziej, że była to miejscowosć w której mieszka moja babcia. Zaczęłam snuć plany, w programach komputerowych robiłam wizualizację ogrodów i domu. Niestety z pracy "wyszły nici", a co za tym idzie z reszty planów również. Od tego czasu jednak złapaliśmy bakcyla posiadania swojego kawałka ziemi, a ja "napaliłam "się na dom. Pozostało mi tylko pomarzyć: może kiedyś?

 

W 2001 roku kupiłam pierwszy katalog z projektami, a co, pomarzyć zawsze można, mój mąż jednak zawsze kiedy wspominałam o domu, sprowadzał mnie na ziemię i do pewnego czasu wogóle nie chciał rozmawiać ze mną na te tematy. W tym pierwszym katalogu znalazłam idealny( wtedy tak myślałam) dom, nazywł się chaber i była to miłość od pierwszego wejrzenia, jeśli kiedyś będziemy budować to tylko ten i żaden inny.

 

Mijały kolejne lata, ja kupowałam katalogi, oglądałam ale nadal prym wiódł chaberek,co z tego, kiedy z tego mojego oglądania nic nie wynikało. Aż przyszedł rok 2004, mój mąz powoli dał się przekonać do tematu, zaczęłam więc szukać działki w ogłoszeniach lokalnej prasy. Niby tak od niechcenia, z dozą nieśmiałości obejrzelismy około 15 działek. Każda miała coś nie tak, a to była za waska, a to za daleko, a to cena nie taka. W końcu trafiła się taka fajna działeczka ale miała jeden znaczący mius. Otóż w krzakach za działką znajdowało się dzikie wysypisko, a że działka była z lekkim spadkiem, więc zanieczyszczenia spływałyby na naszą działkę. Można było to wszysko sprzątnąć ale jakoś nie wierzyliśmy, że śmieci znów nie wrócą na to miejsce. Czarę goryczy przelała pani w gminie, kiedy pokazała mi mapę tej okolicy z zaplanowanym ( co prawda w przyszłości) wysypiskiem śmieci nieopodal wybranej działki. Oczywiste stało się, że jej nie kupilismy, do dziś nie wybudował się tam żaden dom.

 

Co było dalej? Jak staliśmy się posiadaczami naszej obecnej działki? O tym w odsłonie trzeciej, zapraszam, do zobaczenia, a właściwie do "przeczytania":bye:

nionia

Dom na miodowej łące

 

Witajcie mili goście, którzy, jak mam nadzieję będziecie tu czasem zaglądać Tak się jakoś złożyło, że po ponad roku czytania i oglądania poczynań innych, postanowiłam założyć własny dziennik budowy. Stawiam pierwsze kroki w wirtualnym świecie, proszę więc o cierpliwość i wyrozumiałość

 

Zaczynając naszą przygodę, musimy się cofnąć w czasie o jakieś 25 lat. Kiedy byłam małą dziewczynką zawsze zazdrościłam kuzynkom własnego domu, tej ciszy, pól i lasów za oknem. Nawet tego, że wieczorem trzeba było palić w piecu (takim na węgiel, drzewo itp), żeby już rano było znów zimno oraz tego, że trzeba było się kąpać w pralni, bo na drugim piętrze to już nie zawsze było ciepło w łazience (dom-kostka), a nawet tego, żeby mieć otwór drzwiowy w kształcie łuku trzeba było nieźle kombinować ( wszystkie domy na całej ulicy musiały być wedle projektu jednakowe:eek:)

 

Kiedy mnie pytała rodzina o chłopców, "narzeczonych", wtedy, jako dziecko zawsze mówiłam, że wyjdę za mąż tylko za chłopaka "z domem", nie dałam sobie przetłumaczyć, że będzie liczyło się coś innego, że się zakocham.

 

Minęło kolejnych 5 lat. Z dziecka stałam się nastolatką, zmieniły się moje poglądy na sprawy damsko-męskie, i kiedy poznałam mojego obecnego męża (tak,tak poznałam męża jako nastolatka:o) liczyło się dla mnie tylko to jaki jest, po prostu liczyła się miłość. Kiedy po ślubie zamieszkaliśmy we własnym mieszkaniu,( którego nawet nie musieliśmy kupować), to był luksus i nikt wtedy nie myślał o domu:) Teraz z perspektywy czasu, kiedy właśnie budujemy nasz dom, przypomnę sobie te słowa z dzieciństwa, to myślę, że jednak "coś w tym jest":)

 

Dzięki za wysłuchanie tej historyjki, przejdźmy więc do konkretów ale to już innym razem, bo właśnie synek się budzi z drzemki:bye:



×
×
  • Dodaj nową pozycję...