Dziennik Wiewióry
Przez wiewióra1976,
- Czytaj więcej..
-
- 0 komentarzy
- 437 wyświetleń
Przez wiewióra1976,
Przez wiewióra1976,
Param! Param! Właśnie się nauczyłam jak to się robi
Nie za bardzo ten skan mi się podoba, ale co tam...
Tak właśnie ma wyglądać parter... Chociaż moim zdaniem dużo to tu nie widać
Przez wiewióra1976,
Mamy pozwolenie! Jeszcze nieodebrane, ale juz jest - w dwa tygodnie...!
Z tej to okazji kupiłam już dziennik budowy - taki prawdziwy.
Hmmm, a teraz szukamy kredytu...!
Przez wiewióra1976,
No rany, bobym zapomniała!
Na działce juz nie ma lasu. W pogodną sobotę 2 tygodnie temu mój tata, mąż i trzech super robociarzy wykarczowało w pień wszystko poza romantyczną brzózką z frontu (serdecznie odradzaną przez tych, co grabia liście), krzakiem dzikiej róży, dzikiego bzu i bardzo małym orzechem włoskim.
Łyso się zrobilo i jakoś tak smutno. No i nowi sąsiedzi życzliwie poinformowali nas o fakcie, że na naszą działeczkę całe lata zwożony był gruz. Na razie nie widać pod trawą. Zobaczymy, co dalej.
Przez wiewióra1976,
Teraz powinny się wyswietlić rzuty i elewacje ale się nie wyświetlą. Z kilku powodów:
1. nie wiem, jak to zrobić
2. mam mieszane uczucia, czy pokazywać całemu światu wnetrze przyszłego domu
3. projekt juz klepnięty i na ewentualne krytyczne uwagi jest za późno.
W każdym razie, kiedy trochę otrząsnęliśmy się z szoku, pomysł nam się spodobał. Dylemat pt. na dole potrzebujemy 20 m2 więcej niż na górze został rozwiązany przez dwa symetryczne trójkątne wykusze. W jednym mieści się wiatrołap z garderoba, a w drugim jadalna część pokoju dziennego.
Ponieważ mielismy malo czasu, konsultacje przebiegały w szybkim, może zbyt szybkim tempie. W dodatku większośc zgłoszonych przez rodzinę i przyjaciół krytycznych uwag olalismy.
Efektem jest projekt domu o powierzchni 165 m2 z wolnostojącym dwustanowiskowym garażem. I tenże projekt złożyliśmy w piątek w Urzędzie Miasta, wraz z całą kolekcją pozbieranych w międzyczasie papierków.
Teraz czekamy na pozwolenie.
Teraz wypadałoby rozejrzeć za kredytem.
Przez wiewióra1976,
Już nie szukamy projektu. Szukamy architekta. Oraz usiłujemy z grubsza okreslić o jaki styl nam chodzi. Ma być nowocześnie, wygodnie i niedrogo. Jakieś 150 m2 plus garaż. Styl? Kostka? Włoski (toskański)? Stodółka (dwuspadowy dach nad piętrem)?
Szukanie architekta nie jest sprawą prostą. Wszyscy zawaleni robotą. A nam zależy, żeby było szybko i dobrze. No i tanio. Po paru dniach łażenia umawiamy się z jedną dziewczyną. Ale ona ewidentnie nie ma dla nas czasu.
W końcu dzwonię do kolegi mojej koleżanki pracy. I wreszcie widzimy ten błysk zaangażowania. Spotykamy się w piątek. W sobotę rano przychodzi ze szkicami. O matko!
Troche nas zszokował swoją wizją. Ale się z nią oswajamy.
Przez wiewióra1976,
Projekt? Jaki projekt?
Katalogi z projektami zaczęłam oglądać w okolicy trzeciego roku studiów, kiedy kumpela przyniosła i pokazała to, co mają zamiar kiedyś wybudować. W tedy wydawało mi się to jakąś abstrakcją, a oni już chyba trzeci rok mieszkają w Elizie. A ja wtedy zakochałam się w uroczym projekcie pt. Mieszko. Od tego czasu jednak dużo się zmieniło. Na przykład pomieszkaliśmy 2 miesiące w mieszkaniu, które miało sypialnie na poddaszu. I podjęliśmy solidarną decyzję - żadnych skosów. Żadnego walenie się w łeb, słońca prażącego w twarz przez dachowe okna i duchoty w letnie dni.
Wiem, wiem - przesadzamy. Parę fajnych projektów z użytkowym poddaszem by się znalazło. Tradycyjnie jednak - jeśli fajne były z zewnątrz, układ wnętrz nie taki - albo na odwrót. Poza tym projektanci jakby nie słyszeli o takim cudzie jak kotłownia na paliwo popularnie zwane czarnym złotem.
Pojawiła się jeszcze opcja parterówki. Opcja wymyślona przez mojego męża, ale zbita przeze mnie jednym prostym argumentem: ja się boję spać na parterze! I tym sposobem ucięłam dyskucje, co droższe, co tańsze, a co wygodniejsze.
Pozostała więc prosta wersja tradycyjna: dom piętrowy. Na dole salon z kuchnią (i wyjściem na taras z kuchni), łazienka, gabinet, kotłownia, wiatrołap z garderobą oraz schody, koniecznie w holu, nie w salonie. A na górze 3 sypialnie, łazienka i pralnia. Spisałam to wszystko na kartce wraz z sugerowaną wielkością pomieszczeń.
Hahaha! Szukamy projektu.
Przez wiewióra1976,
I zrobił się koniec sierpnia. A więc zostały nam cztery miesiące na załatwienie takich drobiazgów jak otrzymanie pozwolenia na budowę i podpisanie umowy kredytowej. Skoro mamy zacząć od wiosny, warto by było zaklepać sobie przesławną ulgę kredytową. A my byliśmy w lesie. Dosłownie. Nasza działka w całości porośnięta była bowiem trzy-czterometrowymi chwastami typu leszczyny, zdziczałe jabłonie, zdziczała dzika róża. Każde podejście do strejzardzewiałej bramy kończyło się półgodzinnym obieraniem rzepów z odzieży. Zaczęły docierać do mnie plotki o notorycznie nocujących tam narkomanach.
Na pierwszy ogien poszedł geodeta. Poszłam po najmniejszej linii oporu - zadzwoniłam do kumpla ze szkoły, zrelacjonowałam sprawę i po tygodniu miałam mapki. No - mówiłam, że potem będzie z górki?
Przez wiewióra1976,
Tylko szkoda, że właściciel coś jakby nas unikał. Działka niby gotowa do kupienia, a tu już miesiąc minął. Dla zabawy przeglądałam ogłoszenia, wylouzowana, że już działkę prawie mamy.
I wtedy przyszła Niania naszego Dziecka i rzuciła mi Dziennikiem Lokalnym, którego z zasady nie kupuję. Otwarłam sobie na stronie "Nieruchomości" i aż mnie poderwało. Działka, o którą w zeszłym roku pytałam, jest na sprzedaż! Telefon do agencji: Tak, moge obejrzeć teraz, w tej chwili, mam blisko, dwa kroki.
Nie wierzyłam w tego fuksa. Działki dwie - jedna własność, druga użytkowanie wieczyste, po 550 m2 kazda. Zainteresowanie duże, choć ogłoszenie dopiero od wczoraj.
- Płacę gotówką! - zadeklarowałam histerycznie i na wyrost, bo tyle kasy nie mieliśmy.
No i wyobraźcie sobie, udało się. Kasę pożyczyliśmy od rodziców, którzy szczęśliwie zdążyli wrócić z urlopu, przez procedurę rezygnacji z prawa pierwokupu w Urzędzie Miasta przebrnęliśmy.
teraz juz musi byc z górki, hahaha .
Przez wiewióra1976,
No więc chodziłam, dzwoniłam do sąsiadów, rozpuszczałam wici: Chcemy tu działkę! Odzew praktycznie zerowy. Jeszcze może jakiś dom do remontu by się znalazł, no i jedna działka - 505 m2 z bardzo niezdecydowanym właścicielem. Dzwoniłam do niego co miesiąc przez kilka miesięcy, żeby na przedwiośniu 2006 w końcu się dowiedzieć, że działki nie sprzeda.
A nam zaczęło się spieszyć. Postanowiliśmy zacząć budowę wiosną 2007. Został nam rok, a działki nie ma
Więc odpuściłam. Stojąc prezd dylematem: remontować stary dom w centrum czy budować nowy na wsi, zdecydowaliśmy się na drugą opcję. Jeździliśmy więc po okolicy, eliminując kolejne dzielnice naszego pięknego miasta i właściwie zostały nam dwie satysfakcjonujące.
W międzyczasie pooglądałam parę domów do sprzedania i upewniłam się, że myślimy słusznie. Ceny odstraszały, domy również.
Choć raz, w maju, prawie skusiliśmy się na stan surowy w "naszej" dzielnicy. Cena zwalała z nóg, ale zawierała odwierty na pompę ciepła i studnię głebinowa oraz drewniane dwukolorowe okna na zamówienie. Z ulgą daliśmy sobie wybić tą inwestycję z głowy.
I słusznie, bo dwa dni później znalazłam działkę. Prawie idealną, w fajnej dzielnicy, dużą i niedrogą. Z dwiema wadami : miała tylko 18 m szerokości i przebiegały nad nią linie średniego napięcia. Ale na dom mimo ograniczeń było mnóstwio miejsca.
Przez wiewióra1976,
No to zaczynam...
Kiedy w lipcu pierwszy raz, a w sierpniu drugi siedzieliśmy u notariusza naprzeciwko pewnego miłego małżeństwa i ich syna, miałam wrażenie, że najtrudniejsze za nami. Ha! Mamy działkę! Idealną: tam, gdzie chcieliśmy, w spokojnej dzielnicy, 20 minut na piechotę od rynku, 10 minut od lasu i w dodatku w idealnej wielkości - 1 110 m2! Cenę może zmilczę, nazwijmy ją rynkową.
Z przyjściem na świat Dziecka w marcu 2005 roku stwierdziliśmy, że jednak na pewno chcemy mieć dom. Majowe upały w bloku i brak możliwości zaparkowania wózka w wygodnym miejscu dały mi do myślenia. Na szczęście był gościnny trawnik u rodziców i Młoda mogła od pierwszych miesięcy życia obcować z przyrodą, a jej Mama czyli ja mogła przez cały urlop macierzyński opalać się na leżaczku w przerwach między karmieniem, przewijaniem i chodzeniem na spacerki. Dziecko było grzeczne, więc na spacerkach wynalazłam sobie rozrywkę dodatkową - szukanie działki. Dzilnica moich rodziców wydawała mi się idealna na zbudowanie domu - blisko miasta, blisko lasu, osiedle domków z lat 70-tych. Jeden problem - minimalna ilość wolnych działek, których nikt nie chce sprzedać.
Przez wiewióra1976,
Na początku chciałam zaznaczyć, że Dziennik jest mój, bo ja go piszę. Ale dom będzie nasz - czyli mój i Reszty, a na Resztę składa się (obecnie): Mąż, Dziecko i Kot.
Wiewióra