Takim to sposobem już "zrobił się" czerwiec. Więc podreptaliśmy z powrotem do gminy zapytać się czy te dwie działki już poszły czy nie. Okazało się, że nie. Pojechaliśmy je obejrzeć, jedna obok drugiej, można nawet kupić dwie naraz bo cena przystępna a podchodzących do przetargu nie ma,wszystko pięknie ale no tak jakoś nie czuć, żeby to miało być nasze miejsce na ziemi.
Cały czas powracaliśmy do tej działki pod lasem. Działka ta sąsiadowała z domem i drugą działką, której właścicielką była pani Z. Naprzeciwko niej mieszkają nasi znajomi, którzy utrzymują kontakty z panią Z. Poprosiliśmy ich, aby delikatnie wypytali właścicielkę: sprzeda czy nie? chociaż kawałek. Właścicielka, starsza pani, nie chciała słyszeć o żadnej sprzedaży. Ale my upraliśmy się. Wytrwale jeździliśmy i namawialiśmy ją. W sierpniu, po kilku miesiącach przekonywań udało nam się! Pani powiedziała kategorycznie "Sprzedam, ale kawałek".
Wydawało nam się, że osiągneliśmy sukces, jednak, jak to w życiu bywa - kłopoty znowu się przyplątały. Właścicielka wstępnie pokazała geodecie, ile ziemi ma zamiar sprzedać. Po sprawdzeniu w rejestrze gruntu okazało się, że część działki jest budowlana, reszta to pastwisko. Po wizycie w gminie dodatkowo okazało się, że minimalna obowiązująca wielkość działki budowlanej to 8 a. Następnie niespodzianka: "nasza" działka nie ma tych ośmiu arów budowlanych jest 5. Reszta to pastwisko