Dawno mnie tu nie było
W piątek i sobotę (11-12.03.11) byliśmy z mężem na działeczce i harowaliśmy jak woły. Do tego stopnia, że w niedzielę ledwo powłóczyłam nogami. Lubię pracę w ogrodzie, ale chyba tym razem przesadziłam. Umówiłam się z teściową, że popilnuje mi dzieciaki a my w tym czasie będziemy pracować do oporu. Jeśli uda się mi ściągnąć zdjęcia z aparatu to pokażę efekty!
Z ciekawostek: w piątek usunęliśmy sporo drzew. Przyjeżdżamy w sobotę, patrzymy a sąsiad mieszkający kawałek od nas z siekierą oczyszcza sobie jedno z drzew. Dzień dobry, co pan tu robi? A on na to – a to Państwa? Ja sobie tu zbieram drewno na opał, ale jak nie wolno to zaraz się zabieram... I widzę, że facet jest zdziwiony pytaniem co robi.
Mąż mi mówi, nie denerwuj się, na wsi tak jest. Ale przepraszam bardzo – chyba należy zapytać czy można sobie brać coś z czyjejś działki, prawda? Może my też opalamy drewnem? Obiecaliśmy to drewno wujkowi, jak przyjedzie je zabrać okaże się że zostały same gałązki....
Wkurza mnie podejście – ostatnio nikogo nie widziałem, to mogę sobie brać co chcę. Ciekawe czy mój mąż będzie tak samo spokojny jak będą na placu stały materiały budowlane i ktoś sobie weźmie bez pytania kilka-kilkanaście cegieł, bo potrzebuje...
To jest typowo polska mentalność PRL’u. Zakładowe – mogę brać bo przecież to niczyje, państwowe - mogę brać bo przecież to niczyje.
Ostatnio starłam się z pewnym wujkiem. Powiedział, że Polski już nie ma – Polska jest tylko z nazwy. Zapytałam jak to? Chodziło mu o to, że jego kolega został zwolniony za to, że jeździł samochodem ciężarowym, należącym do jego pracodawcy, gdzie chciał. Na budowy do kolegów coś dowoził tak jakby to był jego samochód. Wujek największe pretensje miał o to, że teraz nie wolno sobie wziąć kopary z zakładu pracy i pojechać nią gdzieś dorobić, albo zrobić przysługi kolegom czy rodzinie. Jak to w ogóle możliwe? W związku z tym stwierdził, że Polska została sprzedana Zachodowi.
Taką mentalność mają ludzie w Polsce...
Ale to była dygresja – ciut za długa.
Kolejna ciekawostka: ciocia została poinformowana o tym, że mamy działkę. Było tak jak zawsze, my z mężem wyjeżdżamy – ona od razu pyta teściową a po co , a gdzie?
Powiedziałam mamie, że męczą mnie te tajemnice, kłamanie i ukrywanie się i, że chcę powiedzieć o tym, że mamy działkę to będzie czysta sytuacja. Mama mnie ubiegła - zanim wróciliśmy z harówy, powiedziała cioci. Uważam co prawda, że to ja powinnam powiedzieć o tym, ale co tam, najważniejsze, że już nie muszę kłamać.
Oczywiście nie obyło się bez teatru, pt.: to wszystko po to, żeby Ala (czyli ja) nie musiała jeździć ze mną do Warszawy do lekarza, to wszystko przeciwko mnie, każdy jest przeciwko mnie, wszystkim chodzi tylko o to, żeby wbić mi szpilę, itd. - nie warto nawet pisać. Ja się tym nie przejmuję tylko robię swoje. Mam już dosyć takiego gadania. Ciocia nie liczy się w ogóle z czyimiś uczuciami. Jestem na każde jej zawołanie, gdzie chce tam ją wiozę, nie potrafi włączyć telewizora - lecę, nie wie jak ugotować ziemniaki - lecę, nie umie przeczytać jakiegoś pisma z banku - lecę, drapie ją gardło i trzeba podać lekarstwa, które stoją obok niej - lecę, Ala zobacz czy dobrze robię ćwiczenia - lecę, 2 x dziennie przypominam o lekach, że trzeba dużo pić - bo regularnie z Dziadkiem się odwadniają, jak nie mają obiadu - zanoszę swój, żeby zjedli coś ciepłego, mam ochotę na coś tam, coś tam - lecę, muszę się tłumaczyć z każdego mojego gościa - a kto to był, a po co, wychodzę bądź wyjeżdżam samochodem - a gdzie, a po co ... Uważam, że jestem w porządku. Ciocia nie jest osobą niedołężną, ma 70 lat i wszystko może zrobić sama, tylko nauczyła się dobrze zarządzać swoim otoczeniem, a zwłaszcza swoją siostrą i jej mężem. Wszystkich traktuje jak swój podnóżek.
Moja wada polega na tym, że mówię jej wprost, że powinna lepiej traktować siostrę (moja teściowa) i uważać na to co mówi o innych ludziach. To, że lekarz nie jest gadułą nie znaczy, że jest chamem i głupkiem. To, że facet nie przyjechał w umówionym terminie, nie znaczy, że jest chamem, łajdakiem - może trafił do szpitala, może coś mu wypadło. To, że trzeba poczekać w przychodni na swoją kolej nie oznacza, że ma prawo do razu wykrzykiwać, że ją nerwy roznoszą, że ona tu zrobi porządek, co to ma znaczyć, dlaczego ten cham tak długo tam siedzi, przecież ona chce już wejść do gabinetu . Itp, itd. Jestem świadoma, że będzie jeszcze gorzej... ale zawsze staram się tak zorganizować swoje życie, żeby cioci i dziadkowi pomagać.
Tak więc w weekend nie odzywała się do mnie, udawała wielce obrażoną – jakbym nie wiem co jej zrobił. Ale ja udawałam, że nie zauważam jej min i uniesionej głowy (nosem robiła rysy na suficie), normalnie do niej mówiłam, jak się nie odzywała pytałam czy mnie nie słyszy. Efekt: jest normalnie, a nawet wydaje się być nieco "grzeczniejsza" w stosunku do mnie niż zwykle.
Ale nic to!
Najważniejsze ile już mamy zrobione na działeczce, że będzie można wreszcie jeździć tam z dziećmi. Dotychczas było to bardzo niewygodne i trochę się bałam. Tam rosło mnóstwo drzew z ogromnymi kolcami. Jeden z takich kolców (2cm) wbiłam sobie w stopę opierając nogę w kaloszach o drzewo. Przebił się przez podeszwę! Było trochę strachu czy kawałek nie został w stopie - ale noga już nie boli więc zakładam, że wszystko jest ok. Jak już uprzątniemy te kolczaste drzewa będzie można zabierać ze sobą dzieci . Sąsiad budujący się obok mówił, że te drzewa to się nazywają kolki. Muszę poszukać w necie.
Na działce pozostaje pozbierać ucięte drzewa, spalić czego wujek nie zabierze a sąsiad nie ukradnie. I zobaczyć czy jeszcze coś trzeba usunąć.
Koniecznie musimy jak najszybciej zrobić wjazd na działkę – denerwuje mnie skakanie przez rów.
Do tych wszystkich moich kłopotów dochodzi komputer, który samoczynnie się wyłącza w trakcie pracy na nim. Dzisiaj zrobił to 4 razy – efekt ten wpis piszę już 4 godziny wrrrrrrr i chce mi się płakać