Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    22
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    502

Entries in this blog

ckwadrat

I stało się ciepło. I to pomimimo siarczystych mrozów. Ale nie bez problemów... Piec uruchomiliśmy ostatecznie nomen omen 13-go, choć to dzień wcześniej zanim woda doszła do wszystkich grzejników... zamarzła po drodze. I to co ciekawe zamarzła w rurkach na stropie a nie na gruncie. Trzeba było całą dobę podgrzewać pomieszczenia na poddaszu trzema olejakami i dmuchawą żeby odtajało. Kominek też się przydał ale najwięcej dały chyba grzejniki na parterze, którymi można było grzać, podczas gdy poddasze zostało tymczasowo odcięte przez hydraulika od wody. Przez pierwszy tydzień poszło 100 m3 propanu, przez drugi niewiele mniej (80 m3) ale temp. w środku to 18-20 oC.

 

W zeszłym tygodniu (21-26 lutego) zaczęliśmy ocieplać poddasze. Na prawie wszystkich skosach jest już wełna, folie i gipskartony. Teraz mamy my i ekipa tydzień przerwy ale po weekendzie będą kończyć - to znaczy układać przede wszystkim OSB na strychu, zamontować schody wyłazowe, glify itd.

 

Wklejam kilka zdjęć kominka, z którym, jak pisała Opal mieliśmy (i zresztą mamy nadal - bo będzie jeszcze jedna przeróbka) niezłe schody. To znacza schody to jeszcze nie ten etap ale jesteśmy w zasadzie w kropce i jeśli ktoś miałby radę - proszę o słówko w komentarzach do dziennika lub na priva. Otóż, firma wykonawcza zaproponowała wykonanie ramki w trawertynie na swój koszt, skoro z klinkierem jest tyle problemu. Zyskalibyśmy na tym bo kamień jest droższy (w sumie w ramach zadośćuczynienia za przeciąganie i niepoprawną robotę) ale nie jesteśmy pewni, czy klinkier nie jest jednak lepszym estetycznie (oryginalniejszym) rozwiązaniem. Choć każda cegła ma w zasadzie różne wyamiary i odcień, co widac na ostatnim zdjęciu. Niby w tym cały jej urok ale nie jestem tego do końca pewny... (Jakość zdjęć niestety taka sobie - robił znajomy.)

 

http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k1.JPG" rel="external nofollow">http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k1.JPG

 

http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k3.JPG" rel="external nofollow">http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k3.JPG

 

http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k2.JPG" rel="external nofollow">http://www.enter.net.pl/www/phantom/mix/k2.JPG

ckwadrat

Przepastny dół został po 2 dniach wypełniony zbiornikiem na gaz płynny Gaspolu. Zwałkę zbiornika udało się nawet załatwić zdalnie, a to dzięki robotnikowi pracującemu u nowo poznanego sąsiada z forum - Przemka72. Bo jakby ktoś nie wiedział, zbiornik przyjeżdza tylko z kierowcą a żeby go wsadzić do dołu potrzeba kogoś do pomocy. Niestety, przedstawiciel Gaspolu nie raczył o tym poinformować.

 

Następnego dnia panowie instalatorzy połączyli rurkami zbiornik - jeszcze pusty - z pomieszczeniem gospodarczym, w którym będzie piec. Na frontowej elewacji instalacja gazowa objawiła się sporych rozmiarów, szkaradną - czego się spodziewałem - skrzyneczką z zaworem głównym dopływu gazu. I tak sobie teraz te gazowe potworki mają czekać na odbiór techniczny. Dopiero po nim, będzie można napełnić i zasypać zbiornik oraz prowadzący do domu gazociąg.

 

Do końca roku nie udało się jednak zapewnić dywersyfikacji dostaw energii. Wybór wkładu kominkowego i firmy robiącej obudowę kominka okazał się nie do załatwienia w ciągu kilku dni przed- i poświątecznych, kiedy na dodatek zaraz po Nowym Roku czeka nas przeprowadzka do tymczasowego lokum. I to by było na tyle w tym kończącym się jutro, 2004 roku.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Nie doceniłem hydrauliki - rurek na podłogach jest tyle, jak gdyby to była podłogówka a przecież będą zwykłe grzejniki. Wrażenie robi orurowane prawie po wszystkich ścianach na około pomieszczenie gospodarcze-kotłownia oraz szpalery rur wychodzące z rozdzielaczy - po jednym na parterze i poddaszu. Hydraulikowi zajęło to raptem kilka dni i mam nadzieję, że zrobił dobrze bo chwałił go pan od posadzek - że ładnie zrobił skrzyżowania (wgryzał się w chudziaka).

 

Rurki poleżały kilka dni zupełnie gołe w niezabezpieczonym domu zanim przyjechała ekipa miksokretowców, więc trochę się o nie martwiłem, choć co komu z kawałków plastiku. Miksokrety uwinęły się w iście ekspresowym tempie. Położenie styropianu, folii, siatek i wylanie posadzek w całym domu zajęło im niecałą dobę. Ale było siedmiu chłopa. Skończyli przedwczoraj a tu jak na zamówienie już 3 dzień wspaniałej pogady - słońce i ponad 20 stopni w dzień! Jak na tę datę to ewenement, niepamiętny już od kilku lat, z czego oczywiście niezmiernie się cieszę. Oby tak jeszcze było ze 2 tygodnie żebym zdążył ocieplić ściany po wstawieniu okien..

 

Teraz to na pewo z górki - właśnie skończyły się mokre prace w domu!

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

No i chyba już z górki.. Elektryka rozprowadzona, instalacja odkurzacza centralnego też. Chyba wszystkie drobne wyburzenia i domurówki zrobione. Tynki wewnętrzne właśnie dzisiaj skończone - równiutkie jak stół. Okna i drzwi zamówione - mają być za miesiąc. Hydraulik zgodzony.

 

Tynki, mimo że jeszcze wilgotne i szare, spowodowały jednak, że "budowa" zaczęła wreszcie wyglądać jak dom. Przynajmniej od środka, bo z zewnątrz to jednak zdecydowanie "budowa" - jeszcze straszy gołym murem i zabitymi deskami otworami. Niech się teraz straszydło wietrzy.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Tynkarze to już dzisiaj się umościli a jutro zaczynają chlapać sufity. Dzisiaj robią już drobne domurówki (m.in. na styku ściany kolankowej ze skosami dachu) i wyburzenia przy oknach (wydłużamy o bloczek 3 okna w wykuszu). No i zanim zaczną tynkować ocieplą jeszcze wspólną ścianę garażu i domu (styropian 10 cm). Garaż będzie nieogrzewany, więc gdyby tego ocieplenia nie było, dom by się od tej strony wychładzał.

 

 


Jak się w zeszłym tygodniu umawiałem z nimi to było lato (26 stopni i piękne slońce), dzisiaj praktycznie zima - ok. 5 stopni (w nocy chyba będzie dziś ponizej zera), wiatr i siąpi deszcz. Byłem jednak zapobiegliwy i zapewniłem im nocleg w przestronnym baraku-blaszaku (sami zadowalali się spaniem... w domu bez otworów) oraz pożyczyłem od Maca kozę. Myślę, że na pewo im się przyda.

 

 


Na budowie są aktualnie 2 ekipy: elektrycy, którzy właśnie skończyli parter i przenieśli się na poddasze oraz tynkarze, którzy zaczynają od parteru. Dziś/jutro mają im jeszcze przez kilka godzin towarzyszyć monterzy od monitoringu i odkurzacza centralnego. Będą zatem 4 ekipy jednocześnie , co oddaje dość dobrze nasze zwariowane tempo żeby zdążyć przed zimą i sam tryb pracy przy wykańczaniu domu. W tzw. międzyczasie był jeszcze hydraulik, który musiał zrobić jeden pion przed tynkami (bo za dużo rur nim szło żeby psuć później tynk) i pan do obmiaru okien. Widać już wyraźnie, że stan surowy to mały pikuś w porównaniu z wykończeniówką...

ckwadrat

W połowie lipca a trwało to tydzień połozyliśmy dachówkę.

 

W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się na zmianę planów i zamiast cementowej położyliśmy ceramiczną - Sirius angobowana czerwień miedziana Rupp Ceramika. Wyszliśmy z założenia, że te 3 tysiące z kawałkiem różnicy między jednym typem a drugim nie jest aż tak istotne a trwałość i estetyka ceramiki są zdecydowanie lepsze.

 

Po przykryciu jednej połaci wyglądała tak pięknie, że zrezygnowaliśmy z montażu Veluxów na drugiej połaci a mieliśmy je już przywiezione na budowę i zapłacone. Okna zwróciliśmy więc i cieszymy nasze oczy widokiem czystej formy naszego niezbyt może dużego ale urokliwego (chyba) domku. Byłbym zapomniał, został się jeden Velux jako wyłaz kominiarski, ale jest mały i wysoko.

 

Dekarzy (górali z Nowego Sącza) poprosiliśmy też o dorobienie drewnianych mieczy nad wejściem i słoneczek w szczytach, lukarnie i pod daszkiem klatki schodowej. Rynny wzięlismy Marleya - plastikowego w kolorze miedzi - będzie najlepiej pasował do koloru okien (dziadkowy teak).

 

Mielismy 2 wpadki.

Jedna to nieporozumienie (ze sprzedawcą w hurtowni) odnośnie blachy na obróbki. Zamiast wybranej matowej przywieźli nam błyszcząca. Ale o pomyłce zorientowaliśmy się dopiero jak blacha była już pogięta i częściowo ułożona, więc było za późno na wymianę. Cóż, na początku nie mogliśmy tego przezyć ale teraz chyba się już przyzwyczailiśmy. Przynajmniej ja złowrogiego błysku już nie zauważam.

 

Druga wpadka to nieco większe niż sądziliśmy (my inwestory, inspektor nadzoru, murarze, którzy stawiali ściany, architekt dokonujący niechlujnej przeróbki projektu - wykusz pierwotnie był przykryty balkonem a nie daszkiem) podniesienie daszku nad wykuszem po połozeniu łat, dachówki i p.w. gąsiorów. W efekcie okna nad wykuszem trzeba będzie podmurowac o dwie cegły (ułożone płasko). Początkowo wydawało nam się to nie do przyjęcia ale po stwierdzeniu, że okna na poddaszu były nieproporcjonalnie większe od tych na parterze, przyjęliśmy ich zmniejszenie chyba nawet z zadowoleniem. A afera szykowała się na całego - już zacząłem zbierać datki na przekonstruowanie daszku nad wykuszem (czyli zdjęcie dachówki, łat, rżnięcie więźby i położenie powtórne dachówki) od wszystkich ww. winnych. Koszt przeróbki nie był przewracający (niecaly 1000 zł) ale oszczędzamy każdy grosz.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

28.10

 

 


Wichura... niestety zerwała papę z połowy dachu . Obraz na budowie jak po przejściu tornada. Fragmenty papy porozrzucane wszędzie na działce a nawet poza nią. Na dachu poździerane pasy papy do gołych desek prawie od jednej krawędzi do drugiej. Na obydwu połaciach. Straty oceniam na ok. 500 zł: ok. 5-6 rolek papy, gwoździe, robocizna.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

21-25.10

 

Ukraińcy zasypali i zagęścili w tydzień (3 chłopa). Pogłoga z czystego piasku wygląda ładnie, więc w sumie już nie żałuję, że tak późno zdecydowałem się na wymianę gruntu. Lepiej późno niż wcale... Nie będzie mnie po nocach dręczyć strach, że a nóż pod wylewką coś gnije, lęgnie się, zapada itd. Weszło tak jak przypuszczałem 8 wywrotek.

 

Na zakończenie sezonu ociepliłem jeszcze ścianę fundamentową styropianem. Zostały już tylko roboty zabezpieczające przed zimą.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

6.10-13.10

 

 


Humus wykopany - w domu dół na metr głębokości, że nawet trudno się w nim poruszać. Gdybym wiedział, że będzie z tym tyle roboty zostawiłbym jak było. Tym bardziej, że samego humusu było ok. 15-20 cm, reszta to piach z fundamentowego wykopu. Obłęd. Próbowałem toto zasypywać (ładować do taczki, podwozić, rozsypywać) ale jest to robota dla mięśniaka, nie piwnego jak ja . Sił starczyło mi na tonę a z obliczeń wynika, że będzie ich ze 150. No i pogoda - deszcz, śnieg, zimno, wiatr. Odpuszczam, wynajmuję Ukraińców!

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

23.09-1.10

 

No i nie wiadomo kiedy dom stoi "pod dachem". Co prawda tylko pod papą ale już nie zmoknie. Prezentuje się ładnie, choć oczywiście paru metrów na parterze mi w nim brakuje... Pocieszam się tym, że te 135 m2 (+ garaż 23 m2) na pewno nie będą drogie do wykończenia i utrzymania (ogrzewania).

 

Już drugi dzień (i końca nie widać) wykopuję Ukraińcem humus z wnętrza domu a można to było zrobić w 2 godziny koparką po wylaniu fundamentów. Byłoby też oczywiście taniej ale na samym początku liczyłem każdy grosz i bałem się grzebać w obrysie niezwiązanej ławy fundamentowej. A trzeba będzie jeszcze zasypać polnym piaskiem, choć to bedzie już łatwiejsze.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Troszkę zaniedbałem dziennik... a tu już przecież wymurowali w 3 dni (9-11.08 ) poddasze z nadprożami w ścianach szczytowych i działówkami. Zrobili ile mogli bez murłat i innych elementów więźby.

 

Zaimpregnowana więźba przyjechała dzisiaj. A tu od kilku dni sążniste deszcze.... choć na szczęście dziś już nie padało i na jutro też nie zapowiadli. Martwię się, czy deszcz mi impregnatu nie wypłuka albo za bardzo drewno nie nasiąknie. O tym będę pewnie myślał do najbliższego poniedziałku, kiedy ekpia weźmie się za robotę.

 

Acha, nie obyło się bez przygód. Ku przestrodze - pytać się zawsze o HDS-a!. Z drewnem przyjechał pełnowymiarowy albo i dłuższy tir... ale bez HDS-a. Ekipy na budowie nie było, a niektóre murłaty i płatwie można podnieść dopiero w 5 albo i więcej ludzi! A tu tylko ja i kierowca tir-a, który jeszcze powiedział, że od rozładunku to on nie jest...

 

Właściciel tartaku (Zaździerz k. Łącka) nie raczył uprzedzić mnie, że transport sam się nie rozładuje. Musiałem więc załatwiać na gwałt dźwig. A że była godzina późna (19, już ciemniało), więc trochę mnie to zachodu i nerwów (i nie przewidziane 200 zł) kosztowało. Nie mówiąc już o tym, że rozładowywaliśmy w świetle reflektorów mojego samochodu - nie wiem, czy katalizator wytrzymał jałowy bieg przez godzinę ;( - bo prądu na budowie nie mam.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: ckwadrat dnia 2002-09-19 22:52 ]

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Acha, byłbym zapomniał. Schody! Majster sam zaproponował zmianę zabiegowych na dwubiegowe - bezpieczniejsze i wygodniejsze. Oczywiście zdziwiliśmy się bardzo. Chcielismy to zrobić już na etapie przeróbek projektu ale architekt powiedział, że to niemożliwe (bo za ciasna klatka schodowa).

 

Niemożliwe okazało się możliwe i teraz mamy piękne schody, rozszerzające się łagodnym łukiem idąc z góry na dół (to już pomysł opala). Pod schodami (a konkretnie ich wyższym biegiem) wyszła jeszcze wspaniała spiżarka, która byłaby pewnie tylko schowkiem na odkurzacz, gdyby schody były zabiegowe.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

30-31.08

 

Po stropie można już chodzić (od następnego dnia po zalaniu) i nie tylko podlewać ale podziwiać też widoki, których nie uraczy się na poziomie gruntu. Strop oczywiście trochę popękał i to już 1-go dnia (kilkadziesiąt, ok. półmetrowych rys o szerokości ok. 0,5 mm). Widać zatem, że 1-szy dzień (w kórym strop jest wy- lub zalewany) jest najistotniejszy i trzeba go samemu podlewać chyba non-stop. U mnie zalewany był rano, wieczorem już były spekania. Podlewała go ekipa ale był upał, więc może i tak nie mogli nic poradzić. Może lepiej było zalewać na wieczór?

 

Uchronić stropu przed Słońcem nie sposób. Przykrycie go, gdy nie można po nim chodzić, jest niemożliwe. A i nawet gdy można, to trzeba by załatwić ok. 100 m2 jakiejś grubszej folii (pewnie za co najmniej 300 zł) i jakoś ją przygważdzać żeby wiatr nie zwiał. Trzeba raczej podlewać prawie non-stop, a nie żadne tam 2 czy 3 razy dziennie. I to p.w. 1-go dnia, w którym jak się przekonałem, pojawiły się spękania.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: ckwadrat dnia 2002-08-31 21:38 ]

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

28.08

No i polegliśmy. Mimo badań elektrooporowych wiertacze nie dowiercili się do wody. A wiercili 2 razy: do 24 m i kilka metrów dalej do 40 m. Trzeba było jednak zapłacić 40% za ślepe otwory (na szczęście za jeden, niestety za głębszy)... Jednym słowem pieniądze wyrzucone w błoto. Pozostaje znowu 998.

 

29.09

Strop zalany. Na 80 m2 stropu teriva + schody wyszło 11 m3 betonu (wziąłem B20). Panowie (majster i kierownik) zdrowo się pomylili, myśleli, że wystarczy 7 m3. Ale nic się nie stało. W ciągu godziny dowieźli brakujacy beton, tyle tylko, że za pompę trzeba będzie więcej zapłacić.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Po spokojnym obejściu ścian na około widać, że są równiuteńkie jak stół - trzymają pion wprost idealnie i w drżącym, ciepłym powietrzu nie widać dosłownie żadnych odchyłek. Serce na taki widok rośnie! Fachowcy też urośli w moich oczach po niezbyt precyzyjnym wylaniu fundamentów.

 

Zasługa w tym też samych bloczków Porothermu, które okazały się o niebo równiejsze od Megathermu, z którego muruje sąsiad. Kruchość Porothermu okazała się przeszłością - nawet po wypadnięciu kilku bloczków z palety nic im się nie stało. Kierowca rozłdowujący transport mówił jednak, że kiedyś Porotherm był bardzo kruchy.

 

Budowa poszła tak szybko, że zapomnieliśmy o kilku szczegółach - m.in. podwyższeniu parapetu w kuchni pod podwyższony w zamyśle blat szafek. Ponieważ są już nadrpoża, pozostaje albo z tego zrezygnować (tzn. zrobić niższe niż chcieliśmy szafki) albo podmurować otwór okienny i zrobić nieco niższe okno. Zapomnieliśmy też o drzwiach w garażu od strony ogrodu ale chyba dobrze się stało - nie są niezbędne a byłby z nimi też problem. Trzeba by je dać solidne (koszty) no i oczywiście pilnować codziennie żeby były zamknięte.

 

Zdecydowałiśmy się też na wiercenie studni. Okazało się, że zużywa się więcej zbiorników wody (w międzyczasie wykopałem nawet dół i wyłożyłem go folią ale przeciekał) niż myśleliśmy na początku, więc codzienna dowózka wody przez straż staje się sporym obciążeniem (koszty, umawianie się ze strażakiem). Jeśli nawet podepniemy się w przyszłości do wodociągu, studnia zostanie do podlewania ogrodu.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: ckwadrat dnia 2002-08-25 22:10 ]

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

24.08

 

Parter z nadprożami stoi. Belki i pustaki stropowe czekają na ułożenie i zalanie. Budowa parteru (ściany fundamentowe, ściany zewnętrzne oraz wewnętrzne nośne i działowe; ale bez wylewek) trwała 6 dni.

 

Fakt, że pomieszczenia teraz wydają się zdecydowanie większe niż na etapie samych fundamentów.

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

Ceny (brutto, loco budowa):

 

bloczki fundamentowe (szt.) - 2,25 zł,

 

Porotherm 30 P+W (szt.) - 3,25 zł (20% upustu - 10 producenta + 10 hurtowni),

 

cement (t) - 308 zł,

 

piasek rzeczny sortowany (t) - 30 zł,

 

żwir (t) - 60 zł.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: ckwadrat dnia 2002-08-21 16:41 ]

ckwadrat

Dziennik znaleziony na polu

19-21.08

 

Ekipa przyjechała, mimo że miałem już co do tego spore wątpliwości - minęło 3,5 tygodnia od wylania ław. Tak ruszyli z kopyta, że wyrabiają całą ciężarówę bloczków i zbiornik wody w pół dnia. Towar trzeba zatem zamawiać 2 razy dziennie. Trzeba było też wykopać dołek (2x4m, głęboki na metr) i wyłożyć folią wodoszczelną (za 30 zł). Basenik okazał się nawet dobrym pomysłem, trochę przecieka ale i tak pozwolił na niezłe oszczędności.

 

Po niecałych 2 dniach panowie zrobili 0,5-metrową ścianę fundamentową z bloczków betonowych. Mimo że działka jest sucha zdecydowałem się na 2-krotną izolację poziomą przeciwwodną: na ławie i na bloczkach, w sumie 2x 2 warstwy papy na lepiku. Pionowo jeszcze nie mazali.

 

Pod koniec 2-go dnia zaczynają już ściany (Porotherm 30 P+W). I tu pierwszy problem. Hurtownia zamiast tzw. połówkowych bloczków narożnych (od których zaczyna się murować) przywozi bloczki na... ścianki działowe (są podobne ale inaczej idzie pióro i wpust). Błąd naprawiają rano i ściany mogą piąć się w górę na całego...

 

Jak już są pierwsze rzędy muru to dopiero widać, że dom się buduje. A rośnie w oczach. Wspaniałe uczucie...

ckwadrat

Pierwsza inspekcja

 

1-sza inspekcja (tydzień po wylaniu) wykazała, że fundament został zrobiony niechlujnie i w niektórych miejscach krzywo. Na szczęście nie było nic dyskwalifikującego i da się wszystko wyprostować bloczkami. Niesmak jednak pozostał. Niechlujstwo spowodowane było za dużą ilością zamówionego betonu - ok. 2 m3 - przez co ekipa naprędce musiała robić szalunki pod dodatkowe lanie (gdzieniegdzie wyższe niż poziom gruntu i kiepsko to oszalowali). Pogodzić się też musimy z betonowym podjazdem do garażu, który chcieliśmy mieć z kostki brukowej....

 

Morał z tego taki żeby zamawiać betonu dokładnie tyle, ile go potrzeba (dobrze policzyć z projektem w ręku) albo mniej – w betoniarni mówili że mogą zawsze dowieść m3 czy 2 ale z powrotem na pewno nic nie zabiorą...

ckwadrat

Wedle kolejności wypadałoby jeszcze wspomnieć o wyborze projektu ale to zostawię już opalowi. Paluszki w morzu wymoczone i wygrzane na piasku, więc niech też trochę postukają w klawiaturę

 

 


Jak się przekonałem bez mediów budować można. Oczywiście chcieliśmy poczekać przynajmniej na prąd (bo jak mawiają elektrycy „grunt to prund” i wywiercić studnię ale okazało się, że na pierwsze trzeba czekać zbyt długo (a tu przecież wyższy VAT za pasem) a drugie jest chwilowo za drogie (ok. 6 tys. zł – studnia głębinowa 20-kilka metrów, z pompą).

 

 


Aby mieć prąd wystarczy kupić agregat prądtotwórczy (1-fazowy, 2,2 kW) za ok. 1500 zł (nowy). Pociągnie betoniarkę i wszelakie inne narzędzia niezbędne na budowie. Zużyje tylko ok. litra benzyny na motogodzinę, więc wychodzi chyba nawet taniej, niż od energetycznego monopolu . Oczywiście musiałem przejechać się do Słomczyna i ostatecznie do Tomaszowa Mazowieckiego aby zaoszczędzić parę setek.

 

 


Z wodą jeszcze prościej - wystarczyło kupić (za 300 zł) plastikowy zbiornik, zbrojony metalową siatką, z wlewem i kranikiem (poj. 1000 l). Trzeba też dogadać się z miejscową strażą (ja dogadałem się dopiero z drugą). Za 50 zł leją do mnie i od razu do sąsiada bo liczą sobie za kurs a w zbiorniku mają 2500 l. Do zbiornika można wrzucić pompkę zanużeniową albo podstawić wiaderko - na razie korzystam z tego ostatniego (raz polałem fundament i mi wystarczyło żeby do następnego razu wziąć koczujących nieopodal Ukraińców :). Na polewanie stropu kupię już pompkę (ok. 150 zł + drugie tyle za węża).

 

 


W tzw. międzyczasie zakupiłem barakowóz i blaszany garaż (3x5 m) - schowek na betoniarkę, cement, drewno itp. Jak ekpia ma przerwę agregat niestety (swoje waży) wożę ze sobą.

 

 


Sama budowa ruszyła z kopyta niewiadomo kiedy. Ani się obejrzałem a fundamnet już wylany. Ale po kolei. W środę (24.07) po południu ekipa weszła na plac budowy - zupełnie tego nie planowałem (miało to być w przyszłym tygodniu ale wcześniej skończyli inną budowę). Nie miałem nic oprócz baraku, blaszaka i pustego zbiornika na wodę... Przed zamknięciem hurtowni zdążyłem jeszcze kupić zbrojenia, deski, łopaty, taczki, druty, gwoździe itd. (na krechę! bo nie miałem nawet przy sobie kasy).

 

 


Następnego dnia rano przyjeżdżam z agregatem a tu... fundament już wykopany i panowie życzą sobie beton na 17-tą. A ja muszę do pracy... No ale coż, bez pracy nie ma kołaczy a tym bardziej domu, więc trzeba jechać te 36 km, posiedzieć trochę i z powrotem na budowę. Jadąc do pracy zamawiam jeszcze beton – udało się na 17.

 

 


Na budowie jestem parę chwil przed 17, czekamy, czekamy a tu żadnej gruszki nie widać. Przyjechała tylko rano zgodzona straż – na szczęście zdążyła przed wylaniem betonu, który trzeba przecież zaraz polewać! Dobiega 18 – gruszek nie widać. No to dawaj na rogatki i zaganiać gruszki na pole. Dzięki temu, że tak zrobiłem (pierwszy gruszkowóz, którego nie udało mi się złapać pojechał pare km dalej; jak wracał już go przechwyciłem), udało się skończyć przed nocą (gruchy przyjeżdzały co godzinę!) a na polu troszkę ciemniej niż w mieście...

 

 


Przyjechały 4 pełne gruchy „9-ki”, czyli na fundamenty poszło 36 m3 betonu B-20. 1 M3 kosztował mnie 171 zł brutto, czyli w sumie ok. 6200 zł. Całkowity koszt samego fundamentu lanego (jeszcze bez cokołu z bloczków) zamknął się kwotą ok. 10 tys. zł (beton + ok. 1400 zł na zbrojenia, deski, druty, łopaty itd. oraz 2500 zł dla ekipy).

 

 


Oczywiście betonu przyjechało za dużo (o ok. 1,5 m3) – musiałem się szybko zdecydować na podjazd do garażu Inaczej miałbym kupę dinozaura pod domem, którą chyba tylko dinozaur mógłby ruszyć. Gruszkowozy muszą się bowiem całe opróżnić. Nie zabierają nic ze sobą z budowy! Dlatego warto mieć plan awaryjny na taką ewentualność albo dokładnie wyliczyć zapotrzebowanie.

 

 


Do ekspresowego tempa dodam jeszcze, że pozwolenie na budowę uprawomocniło się w zeszły piątek (budowa ruszyła w środę) i tego też dnia odebrałem dziennik, a geodeta wytyczał dom. Nie wyszło mi tylko z kierownikiem budowy/inspektorem nadzoru. Mimo że zgodzony dużo wcześniej i uprzedony o orientacyjnym terminie budowy wyjechał do sanatorium... nie informując mnie o tym.

 

 


Lałem zatem fundamenty bez niego, choć do ostatniej chwili łudziłem się, że zdąży (jego żona zarzekała się, że ma wrócić tego samego dnia, co lanie) zobaczyć grunt w wykopie i zbrojenia. Tak się jednak nie stało. Pocieszające jest jednak, że nadzorował moją ekipę u sąsiada, grunt też taki sam, a beton nawet lepszy (B-20 a nie B-15). Na wszelki wypadek zrobiłem zdjęcia

ckwadrat

Nasz kawałek (1500 m2) szczerego pola – bez żadnych mediów – kupiliśmy latem 2001 roku. Skusiła nas piękna okolica – Otulina KPN. W odległości ok. 300 m ściana lasu od wschodniego horyzontu po zachodni. Jedyne sąsiedztwo to kilka nowych domów przy zjeździe z asfaltówki (ok. 300 m) prowadzącym do naszego pola. Pole dopiero co odrolnione i przewidziane w miejscowym (gmina Leszno) planie zagospodarowania pod zabudowę mieszkalną z ewentualną możliwością prowadzenia drobnych usług (fryzjer, sklepik itp.; pani w gminie mówiła, że może być też szewc .

 

 


W perspektywie mieliśmy zatem powstanie w ciągu kilku lat osiedla nowych domów, w przeważającej większości należących do Warszawiaków (miejscowi sprzedawali im działki). Nie grożą zatem – z uwagi na plan zagospodarowania - żadne uciązliwości w stylu: nieszczelne szamba, spalanie plastikowych butelek, gnojówka, wałęsający się młodsi lub starsi tubylcy w róznych stanach upojenia itd. itp. Z uwagi na Otulinę nie grozi też żaden przemysł.

 

 


Grunt suchy, piaszczysty. Daleko (i za niewielkim wzniesieniem) od szosy prowadzącej do Wawy (ok. 1 km) tak, że w ogóle nie słychać przejeżdzających „tranzytem” samochodów. Tranzytem w cudzysłowie, ponieważ akurat na tej trasie (chyba jedynej z Wawy) jest praktycznie tylko ruch lokalny. 1 km do przystanku podmiejskiego autobusu warszawskiego. 400 m do przystanku, gdzie zatrzymują się prywatne busy jeżdzące do rogatek Wawy (tańsze od komunikacji miejskiej). Do najbliższego sklepu (spożywczak) ok. 1 km. Do przedszkola, szkoły, kościoła – ok. 3 km. Na samochód (i rower) odległości żadne. Ale gdyby na razie jedyny środek lokomocji w rodzinie nawalił są 2 alternatywy dojazdowe do miasta.

 

 


No właśnie. Zniechęcające od samego początku była odległość do centrum Wawy – ok. 26 km (do rogatek 15 km). Po dłuższym namyśle doszliśmy jednak do wniosku, że oszczędzanie paru km na dojazdach nie ma żadnego sensu – ceny skaczą ok. 3$ na każdy km (!) bliżej miasta (czyli mniej więcej 10 tys. zł więcej za działkę, jaką sobie założyliśmy – 1200-1500 m2). A to przecież tylko minuta szybciej w dojazdach. Bliżej wchodziły w rachubę tylko plomby wsród miejscowych domostw (narażone na ww. uciążliwości) lub plomby w samym lesie (nie chcieliśmy działki w samym lesie bo wilgoć i duze zacienienie). A i okolica zdecydowanie brzydnie – większy ruch samochodowy, więcej mniej lub bardziej uciążliwej przedsiębiorczości, więcej śmieci, gorsze powietrze. Odośnie wyboru działki to chyba tyle. Zaraz dopiszę, jak budować (od 2 dni są już fundamenty) bez mediów....



×
×
  • Dodaj nową pozycję...